POST POSTACI
Vera Umberto
Zdecydowanie nie zamierzała brać udziału w wyścigu, ale cieszyła się, że mógł reprezentować ją Ignhys. Sama ruszyła żwawym krokiem, dochodząc do wniosku, że zanurzenie nóg w wodzie może okazać się całkiem przyjemne przy tej temperaturze. Przynajmniej elf miał trochę rozrywki; przez ostatnie dwa dni za każdym razem gdy go widziała, wyglądał na przygnębionego, zapewne myśląc, że za moment przyjdzie mu wracać do Oros i zostawić beztroskie życie wśród piratów za plecami. Vera Umberto
Zatrzymana przez Tripa, Vera zerknęła na niego przez ramię i zwolniła, żeby się z nim zrównać.
- W porządku - odpowiedziała na jego przeprosiny. Lepiej, żeby śmiali się z tego, niż wspominali pogrzeby na morzu, jeden za drugim, z rejsu od Ujścia do Harlen. Uśmiechnęła się do kuka radośnie. Zbyt radośnie, by go to nie zaniepokoiło. - Przynajmniej nie ściągnęłam gaci przed całą wyspą, jak niektórzy. Ale cieszę się, że miałeś okazję zaprezentować się od... dobrej strony, jak zakładam?
Wsunęłaby ręce do kieszeni, ale nie miała ich w sukience. Kto w ogóle robił suknie bez kieszeni?! Nie dość, że materiał plątał się między nogami, to jeszcze nic się nie dało w niej przechować. Tęskniła za swoim płaszczem, nawet jeśli w tak silnym słońcu by go nie zakładała. Kapelusz za to by się przydał.
- Musimy porozmawiać, Trip - rzuciła. - Twoje zejście na ląd w Karlgardzie było bardzo głupie. Nagroda za twoją głowę jest tam z jakiegoś powodu niebotycznie wysoka - zerknęła na niego. - Masz szczęście, że Corin cię nie zauważył. Miałbyś przewalone.
Jeśli wierzyć Labrusowi, Yett był wówczas w takim stanie, że ledwie szedł, więc mógł nie spostrzec w tłumie chłopaka. I dobrze. Jeszcze tego zmartwienia mu wtedy brakowało. Nie był od Tripa tyle starszy, by móc być jego ojcem, ale dzieliła ich wystarczająca różnica wieku, by traktował go jak syna. No, może dużo młodszego brata. Gdyby go wtedy schwytali, Corin nigdy by tego nie wybaczył - ani sobie, ani Verze.
- Po tylu latach chyba należy mi się już prawda, hm? Wiesz przecież, że o cokolwiek chodzi, to cię nie wydam - powiedziała cicho. - Przemyśl to.
Nie zatrzymywała go dłużej. Pozwoliła mu pobiec do wody, sama siadając na brzegu, kilka metrów od miejsca, do którego sięgały fale. Zerknęła na Samaela i odprowadziła go spojrzeniem, zastanawiając się co musiał znosić przez wszystkie lata swojego życia, że już z przyzwyczajenia unikał towarzystwa. Nie wołała go jednak, zamiast tego skupiając się na grupce ładującej się do wody. Miała nadzieję, że Osmar nie jest jeszcze na tyle pijany, by nie zauważyć, kiedy wejdzie na taką głębokość, że fale zaczną przykrywać jego blond łeb.