Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

46
POST POSTACI
Vera Umberto
- To ambitna obietnica. Nigdy? - zażartowała słabo, uważnie przyglądając się jego twarzy, jakby chciała wyczytać z niej ból, którego po sobie nie pokazywał. Szukała oznak tego, że coś jest nie tak, że musi biec po lekarza, albo przynajmniej się odsunąć, nawet jeśli bardzo nie chciała tego robić.
Nigdy nie była romantyczką; w jej życiu nie było miejsca na takie emocje. A jednak teraz, gdy tak siedziała obok Corina, uśmiechniętego choć praktycznie podniesionego z martwych, zdała sobie sprawę z faktu, że chce usłyszeć od niego te dwa słowa jeszcze raz, tym razem bez ryzyka połamania nóg i stracenia życia po skoku z wysokości. Milczała, wpatrując się w niego, a wszelkie wyraźniejsze oznaki czułości zatrzymywała w sobie, nie chcąc robić niepotrzebnych scen przy innych. Zresztą mogła mieć na sobie sukienkę i różową wstążkę wplecioną we włosy, ale wciąż była kapitan Umberto. Pewnych rzeczy nie wypadało jej robić, zwłaszcza jeśli nie chciała o tym potem słuchać piosenek Mikka.
- Uratowałam? - powtórzyła, marszcząc brwi. Jeszcze dwa dni temu Yett wytykał jej to, że przyciągnęła ich do siedziby Kompanii ze sobą, zamiast przyjść tam sama, jeśli chciała się poddać. Jeśli już, to naraziła ich na niebezpieczeństwo, na przeżycia, których mogliby uniknąć, gdyby nie jej decyzje.
- Obaj z Oharem byliście w tragicznym stanie. Coś mu się musiało... nie wiem... przywidzieć. Ja nie...
Zamilkła, zaciskając usta w wąską kreskę i wyglądając przez okno. Ciepły wiatr, wpadający do środka nie pomagał jej w ubieraniu myśli w słowa. Wolałaby być teraz na statku, wtedy jakoś łatwiej by się jej dochodziło do siebie... i Corinowi pewnie też. Tylko, że tam nie było Labrusa.
- Jeśli chodzi o ten moment, kiedy zsuwali się do dziury w burcie, to chyba naprawdę dali ci mocne prochy, skoro zakładasz, że to ja utrzymałam dziesiątkę chłopa - uśmiechnęła się lekko. - Za to Ohar musi temu orkowi podziękować.
Uniosła wolną rękę i odgarnęła Corinowi włosy z twarzy.
- Przypłynęli po nas. Osmar, Irina. Leobarius też, z jakiegoś powodu. Pogad wbiła Mżawkę w bok Pegaza. Pewnie to wszystko już wiesz. Ale mówiłam, że tak będzie. Że nas nie zostawią. Mnie może jeszcze, ale ciebie by nie oddali Levantowi.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

47
POST BARDA
Musiała minąć dłuższa chwila, nim Corin zrozumiał, do czego nawiązują jej słowa. Odpowiedział uśmiechem, nie zdradzając bólu, którym straszył Viridis. Jeśli uzdrowiciele zostawili go samego, najwyraźniej jego stan był na tyle stabilny, by nie było potrzeby pilnować, by nie do doszło do nagłego pogorszenia. Mimo to, Corin nawet nie starał się poruszyć na poduszkach, a uścisk jego dłoni na palcach Very był zastanawiająco słaby.

- Dopiero wtedy, gdy mi na to pozwolisz. - Odparł Yett, gdy w końcu doszedł do tego, z czego żartowała pani kapitan. Romantyczne przekomarzanki były jakby nie na miejscu, nie między nimi, nawet gdy byli sami. I choć Vera bardzo chciała, by kolejny raz padło wyznanie, Corin nie spieszył się, by je wypowiedzieć.

Wpatrywał się w nią, czekając, aż skończy mówić. Jego wzrok był daleki, nieobecny i mogła odnieść wrażenie, że ziół, które mu podano, było odrobinę zbyt dużo. Był spokojny, nieruchomy, z błogim uśmiechem czającym się na ustach. Czy był sens, by rozmawiać z nim w tym momencie? Ile z tego zapamięta?

Zmrużył lekko oczy, gdy dłoń Very znalazła drogę od jego twarzy.

- Uratowali nas. - Podsumował. - Uratowali ciebie. A Leobarius? Aspa. - Rzucał imionami, jakby nie mógł połączyć z nimi myśli. - Jesteśmy u Aspy? - Dopytywał, nie spuszczając wzroku z twarzy Very.

Poruszenie za plecami kazało Verze sprawdzić, kto nadchodzi - była to Olena. Ubrana w białą sukienkę i fatuszek, z białym czepkiem na głowie, wygądała jak uzdrowicielka z prawdziwego zdarzenia. Labrus zadbał nawet o taki szczegół, jak ubiór!

- Pani kapitan, dzień dobry! - Przywitała się grzecznie, wesoło. Odstawiła na parapet, obok kwiatów, kubek z białym płynem. - Jak się czujemy, panie Yett?

Kobieta nie przepychała się obok Very do Corina, za to stanęła i pochyliła się nad łóżkiem, by poprawić derkę, którą okryty był oficer. Mężczyzna spojrzał na nią tylko przelotnie, uwagą zaraz wracając do kapitan.

- Pan Viridis zalecił kolejną porcję makowego mleka. - Powiedziała do Very. - Żeby spał. Ojej, kapitanie, ja już sama nie wiem, to strasznie dużo. - Jęknęła. - Panią nic nie boli? Może pani to wypije? Pan Yett i tak już nie czuje bólu.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

48
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera westchnęła i pokiwała twierdząco głową, gdy padło pytanie o miejsce, w którym się znajdują. Po pierwszych słowach Corina założyła, że czuje się lepiej i jest bardziej świadomy. Teraz docierało do niej, że właściwie nie miało znaczenia, co powie, bo Yett i tak ledwo ogarniał. Przynajmniej jego rozleniwiony uśmiech był jakimś postępem od "przestań mówić" i krzywieniem się z bólu i rezygnacji, jakie miało miejsce na Pegazie. Uścisnęła mocniej jego dłoń, godząc się już z myślą, że nie ma co liczyć na sensowną rozmowę. Nie miało to znaczenia; przynajmniej w tej chwili nie cierpiał, a skoro lekarz twierdził, że z tego wyjdzie, to Vera nie miała wyjścia, jak tylko mu zaufać. Mogła siedzieć przy Corinie, dopóki był przytomny, zwłaszcza, że jej widok ewidentnie był mu miły.
- Dzień dobry - odparła na powitanie Oleny, mierząc jej nową stylizację spojrzeniem. Nie była przyzwyczajona do felczerki w czymś innym, niż standardowa znoszona kiecka, w jakiej widywała ją na Siostrze, ale była ostatnią osobą, która powinna to w tej chwili komentować.
Pokręciła przecząco głową.
- Jestem obolała, ale nie aż tak - przeniosła wzrok na Corina, który uśmiechał się do niej błogo. - Ja się na tym nie znam, ale ufam, że pan Viridis wie, co robi. Jeśli zalecił kolejną porcję, pewnie Corin jej potrzebuje.
Wcale nie chciała, by ponownie zasypiał. Nie zdążyła z nim przecież spędzić zbyt wiele czasu, a nad śpiącym mężczyzną nie zamierzała siedzieć. Wyciągnęła rękę do Oleny po kubek.
- Możesz mi to zostawić. Pomogę mu to wypić, za chwilę. Dopiero przyszłam.
Przez chwilę przyglądała się dziewczynie. Ona też w gruncie rzeczy wyglądała teraz lepiej, niż przy ich ostatnim spotkaniu. Przynajmniej nie była opuchnięta od płaczu.
- Jesteś zadowolona z praktyk? - spytała. Ciekawe, jak się rozliczę z Hewelionem, jak z łupów po Kompanii został nam jeden wielki chuj, przeszło jej przez myśl. Z Viridisem, właściwie. Znów bezgłośnie westchnęła. Jak tak dalej pójdzie, będzie musiała zacząć wyprzedawać cenną zawartość swojej kajuty, by było ją stać na rum w podrzędnej karczmie.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

49
POST BARDA
Środki, które podawali uzdrowiciele, działały cuda, jeśli chodzi o uśmierzenie bólu. Niestety, miały też efekty uboczne, które oddziaływały na Yetta. Mimo to, Corin wpatrywał się w Verę jak w obrazek, tylko na moment spoglądając na Olenę. Felczerka nie miała znaczenia w małym, zamglonym lekami światku pana Yetta.

- Proszę wziąć chociaż większy łyk, zrobi się pani lepiej. - Zachęcała Olena, wskazując na kubek na parapecie, a zaraz potem wsuwając krawędzie koca pod nogi Corina, by na pewno było mu ciepło. Wybrzeże Everam samo w sobie było dość gorące, ale przewiew w sali mógł ciągnąć po stopach. - Panu Yettowi na pewno wystarczy.

- Olena bardzo dba o rannych. - Podzielił się komentarzem Corin, co też wywołało rumieniec na twarzy Oleny.

- Nauczyłam się bardzo, bardzo dużo. A pan Viridis to naprawdę dobry nauczyciel. Dziękuję, że dała mi pani taką szansę. - Olena wyglądąła, jakby przez chwilę miała chęć uściskać Verę, ale na szczęście trzymała dłonie przy sobie. - Zostawię was, dobrze? W razie potrzeby... Weswald powinien niedługo wrócić. - Zaraportowała, ukłoniła się lekko i odeszła, ucieszona komplementem Yetta.

Oficer nie miał siły zastanawiać się nad spłatą długu wdzięczności oraz normalnego, fizycznego długu, który inne załogi policzą im za pomoc. Cieszył się, że jest przy Verze, że może trzymać ją za dłoń.

- Ohar mówił, że jest tu pięknie. - Powiedział, jakby wracając do poprzedniego tematu sprzed pojawienia się Oleny. - Że Aspa ma ładny dom. - Ze swojego położenia w kącie sali, miał widok tylko na kwiaty nad głową i skrawek nieba widziany z okna. Chwilowo omijały go uroki raju miejsca kupionego przez kapitana Królowej Balbiny. - Ale nie możesz tu zostać, nie czekaj na mnie. Kiedy wypływasz?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

50
POST POSTACI
Vera Umberto
Wahała się przez chwilę, by w końcu ostrożnie pociągnąć łyka makowego mleka z kubka, jaki dostała od Oleny. Nie chciała przysypiać przez resztę dnia, ale z chęcią przyjęłaby stępienie bólu. Resztę leku zostawiła dla Corina, tak jak zadeklarowała, bo nie chciała wtrącać się w zalecenia Labrusa.
Uśmiechnęła się do Oleny i skinęła głową, doceniając też fakt, że dziewczyna powstrzymała się od przytulania. Inwestycja w jej umiejętności była też inwestycją w życia załogi Siódmej Siostry. Jeśli chodzi o rumieńce po komentarzu Corina, Vera nie miała w tej chwili do tego głowy i nie chciało się jej tym przejmować. Miała większe problemy na głowie niż zauroczenie młódki.
- Jest - przyznała, gdy ta już sobie poszła i zostali sami. - Jest pięknie. Mnóstwo kwiatów, widok na morze i bielone ściany. To duża rezydencja, więc nie zdążyłam jeszcze zwiedzić całej. Wczoraj byłam zbyt zmęczona, dziś od razu przyszłam do ciebie.
Odstawiła mleko na parapet obok Corina, dając sobie jeszcze chwilę na rozmowę z nim, nawet jeśli do niczego ona nie prowadziła. Skoro nie czuł bólu, ona nie czuła wyrzutów sumienia.
- Nigdzie nie... - zaczęła protestować, ale umilkła, gdy dotarło do niej, że faktycznie nie może tu zostać kilka tygodni i czekać, aż Corin wydobrzeje. Gdyby była przeciętną, niewiele znaczącą załogantką, mogłaby powiedzieć kapitanowi, że tu zostaje na jakiś czas, jak niejednokrotnie sama słyszała od swoich ludzi. Jedni wracali, inni już nie. Ona miała zobowiązania, musiała chociażby wrócić na Harlen po Siostrę, dostarczyć swoją załogę z powrotem na statek, odebrać go z rąk niedoświadczonego Eldara.
- Nie wiem. Muszę znaleźć Leobariusa. Spytać, kiedy wypływamy.
Nie lubiła, gdy jej plany zależały od kogoś innego, zwłaszcza, że nie miała pojęcia, czy miała zbierać się stąd dziś, czy za tydzień. Prawdę mówiąc chętnie spędziłaby kilka dni tutaj, w oderwaniu od swojej codzienności, korzystając z gościnności Aspy, choć czerpałaby z tego większą przyjemność, gdyby mogła pospacerować po okolicy z Corinem. To pewnie długo się nie wydarzy, skoro trzymali go w łóżku, na makowym mleku.
- Mam nadzieję, że nie będę musiała wypływać natychmiast. Ale wrócę, jak tylko będę mogła. Jak najszybciej, obiecuję.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

51
POST BARDA


Lekarstwo było cierpkie, ale zostawiało na języku słodki posmak. Na tyle gęste, by osiadało w ustach, aż prosiło się, by zapić je czymś smaczniejszym. Skoro jednak miało podziałać na ból, smak nie był najważniejszy.

Uśmiech Corina jeszcze poszerzył się na wieść o okolicznościach przyrody willi, w której się znaleźli.

- Opowiesz mi później? - Poprosił głosem tak cichym, jakby zdradzał tajemnicę. - Jeśli ci się spodoba, będziemy mieć parę pomysłów dla naszego własnego domu? - Zaproponował. Oboje musieli wiedzieć, że pomysł domku na Archipelagu jest tak odległy, jak księżyc, jeśli chcieliby ku niemu popłynąć. Po pierwsze, Corin musiał wrócić do zdrowia. Po drugie, musieli odzyskać Siostrę i dorwać Levanta. A poźniej... później znajdzie się wiele innych celów, mniejszych i większych, które zasłonią im emeryturę na brzegu morza.

Kolejny raz musiała patrzeć, jak Yett cierpi. Najpierw po walce z syrenami, teraz to - mężczyzna nie miał przy niej szczęścia. Za każdym razem udawało mu się jednak o włos uniknąć śmierci. Szczęście mu sprzyjało, choć nieraz ryzykował.

- Będę za tobą tęsknił. - Corin tym razem poszukał dłoni Very i splótł ich palce ze sobą. - Nie oglądaj się za siebie. Ja poczekam, nigdzie się nie wybieram.

Choć głównie dlatego, że nie był w stanie! Gdyby nie to, że był przykuty do łóżka, można było by zazdrościć mu wakacji w Everam.

Na zewnątrz nagle podniosły się głosy, a wesołe męskie krzyki zdradziły poruszenie.

- Jeszcze pływa, jebany! - Darł się Osmar. - Niech ktoś znajdzie kapitan Umberto!
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

52
POST POSTACI
Vera Umberto
Ich własny dom, jak niedorzecznie to brzmiało. Vera zgodziła się na jego propozycję osiedlenia się gdzieś na Archipelagu, ale to nie znaczyło, że potrafiła to sobie wyobrazić. Już teraz tęskniła za żaglami łopoczącymi na wietrze i swoją przytulną kajutą.
- Jak wstaniesz, to sam zobaczysz - odparła. - Szkoda, że wczoraj nie było cię na kolacji. Dziedziniec wyglądał całkiem ładnie, obwieszony lampionami. Możemy też znaleźć gosposię, która będzie nam wplatać wstążki we włosy. Tylko może trochę mniej przerażającą, niż Gustawa.
Uśmiechnęła się lekko. Nie wiedziała, czy roziskrzone spojrzenie Corina jest reakcją na jej obecność, czy wynikiem trawiącej go gorączki, ale wolała myśleć, że to pierwsze. Viridis jednak kazał napoić go lekiem, a ona nie chciała ingerować w jego zalecenia, więc sięgnęła po kubek i podała go leżącemu mężczyźnie. Jeśli tego potrzebował, pomogła mu unieść głowę, by był w stanie wypić zawartość.
- Śpij. Będę tu, jak się obudzisz. A jeśli nie, to każ kogoś po mnie posłać.
Jeszcze nigdzie nie płynęła, a przynajmniej taką miała nadzieję. Nie zamierzała żegnać się z Corinem teraz, gdy i tak ledwo wiedział, co się wokół niego dzieje. Skoro nie był w stanie ochrzanić jej za podjęte przez nią decyzje, gdy on zamierzał się poświęcić, to nie był jeszcze nawet w połowie swoich sił. Wątpiła, by w normalnych okolicznościach zrezygnował z okazji wytknięcia jej tego, jak głupie to było.
Początkowo zignorowała zamieszanie na zewnątrz, ale jej nazwisko wykrzyczane przez Osmara zmusiło ją do zerknięcia przez ramię w stronę wyjścia z tymczasowego szpitala. Chyba nie wydarzyło się nic strasznego, prawda? Głosy nie brzmiały na zaniepokojone. Pochyliła się nad zasypiającym Corinem i pocałowała go krótko, nawet jeśli nie był w stanie tego zarejestrować. Dobrze, że w okolicy nie było Labrusa. Może i to uznałby za oburzające narażanie chorego.
- Niedługo wrócę - obiecała i wstała. Krome jej szukał, była ciekawa czego od niej chciał tym razem. Czyżby nocą przeżyli swoją małą piromańską przygodę i chcieli teraz pochwalić się rezultatem?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

53
POST BARDA
- Niedługo. - Obiecał Corin. - Niedługo wstanę. Ale wstążki nie będą mi pasować. - Żartował. Nie protestował nawet skrzywieniem, gdy Vera podała mu kubek, a następnie pomogła nieco unieść głowę. Przynajmniej był posłusznym pacjentem i wypił zawartość kubka bez narzekania. - Będę na ciebie czekać.

Yett wyglądał, jakby tylko czekał na pozwolenie na zapadnięcie w sen. Zamknął powieki i westchnął, szybko tracąc kontakt z rzeczywistością. Przebudził się tylko na chwilę, gdy poczuł pocałunek na ustach, ale myśli miał zbyt zamglone, by reagować. Gdy Vera wychodziła z jadalni, minęła Weswalda, który pozdrowił ją ciepło. Przynajmniej ktoś będzie czuwał nad Corinem.

Lekarstwo zaczęło działać również na Verę. Czuła, że jej mięśnie rozluźniają się, a wcześniejszy ból jest mniej odczuwalny, stając się ledwie dyskomfortem. Myśli też zwolniły. Lekarstwa nie było jednak na tyle dużo, by Vera odczuła błogostan równy temu, w którym pływał Corin.

Na nabrzeżu stali mężczyźni. Załoganci Siostry i nie tylko, nawet młody Zygmunt i potężny Agnogg, patrzyli w morze, wymieniając się lunetą.

- Kapitanie! - Osmar ucieszył się na jej widok. - Widziałaś?! Pierdoleni jeszcze nie poszli na dno!

Krasnolud podał jej lunetę i Vera mogła dostrzec, że ciemna kropka daleko w morzu to rzeczywiście, Pegaz. Co więcej, w jego bok wciąż wbita była Mżawka! Oba okręty przechyliły się mocno, najpewniej nabierając wody. Załoganci Levanta musieli bardzo się postarać, by nie pójść na dno! Z drugiej strony, grodziowa budowa statku na pewno pomogła im utrzymać się na powierzchni. Statek kierował się ku Everam.

Ciężko powiedzieć, dlaczego piratów tak cieszył widok, jaki zastali. Czy nie lepiej byłoby nie zobaczyć niczego, co oznaczałoby, że Pegaz poszedł na dno?

- Taka mała, drobna uwaga... - Odezwał się głos zza ich pleców. To Samael, który nie ważył się podejść do piratów wcześniej. Czyżby uważał, że kapian Umberto w razie problemów obroni mu tyłek? - Jeśli my widzimy ich, to oni też mogą zobaczyć nas..?

I choć Levant nie rozpozna z tej odległości Very, to zbieranina różnej maści mężczyzn, naśmiewających się z ich niedoli, będzie widoczna jak na dłoni!

- Zamknij parszywy ryj. - Warknął któryś z zebranych, rozeźlony samą obecnością Jelonka i tym, że śmiał przerwać im zabawę. - Poza tym, mówiliśmy ci wczoraj, że masz wypierdalać! Ej, chłopcy! Bić diaboła! - Nawoływał.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

54
POST POSTACI
Vera Umberto
- I czemu was to cieszy? - spytała, przyjmując lunetę od Osmara. Uniosła ją do oka, wyszukując spojrzeniem to, na co wszyscy się z takim zainteresowaniem wgapiali. Jakim cudem oni wciąż płynęli? Vera, choć chciała wymierzyć zemstę na Levancie osobiście, w gruncie rzeczy chętnie przyjęłaby wiadomość o jego zatonięciu. Trochę obawiała się tego, że od teraz nie tylko ona będzie szukać jego, ale też on jej. Miał ich w garści i mu uciekli; przestaną stanowić dla Hectora wspomnienie i ciekawostkę, staną się celem - oby tylko jednym z wielu.
- On ma rację - stwierdziła, opuszczając lunetę. - Stoicie tu i odcinacie się od linii brzegu jak goła dupa od ściany lasu. Kompania ma też siedzibę w Everam. Chcecie tu ściągnąć cały oddział niebieskich płaszczy? Mi wystarczy emocji na ostatni tydzień. Módlcie się, żeby byli zbyt zajęci utrzymywaniem statku na powierzchni, żeby się rozglądać.
Nieuzasadniona agresja względem Samaela wywołała w Verze irytację, która od razu odbiła się pionową zmarszczką między jej brwiami. Ona nie lubiła goblinów, ale to nie znaczyło, że rzucała się na każdego z pięściami jak jakiś prymityw.
- O chuj ci chodzi? Sam zawrzyj gębę - warknęła do tego, który nawoływał do bitki. - Stanie w miejscu za małą uwagę zwraca, trzeba zrobić burdę? To, że diaboł ma więcej oleju w głowie, niż ty, nie znaczy, że masz go tłuc. Zapraszam was wszystkich do wypierdalania stąd, albo przynajmniej się rozproszcie - gestem wskazała nabrzeże, by pod nosem mruknąć jeszcze "banda debili".
Sama została w miejscu. Z takiej odległości mogła być każdym, pierwszą lepszą kobietą, mieszkającą w jednej z okolicznych rezydencji. Szansa, że rozpoznają w niej skatowaną i upokorzoną Verę Umberto, była praktycznie zerowa. Lunety już nie podnosiła; nie chciała, by odblask od soczewki został zauważony przez jakieś zbyt czujne oko, a przecież nabrzeże było od południa.
- Trochę liczyłam na to, że zdechnie - rzuciła do Osmara cicho.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

55
POST BARDA
Pouczona przez Verę banda rozeszła się, ale niezadowolone głosy rozbrzmiewały tak głośno, jakby żaden z piratów nie bał się złości kapitan Umberto. Mimo to posłuchali jej polecenia, zostawili Samaela w spokoju, wcześniej zdążywszy tylko szarpnąć go za ubranie. Również diablik zniknął z pola widzenia, odchodząc w stronę dołu schodków prowadzących do przystani, tej, gdzie wysiadali z szalup. W cieniu kwiatów, przy wodzie, musiał mieć spokój.

- Stawanie po jego stronie nie przysporzy ci popularności wśród tamtych skurwysynów. - Ostrzegł Osmar. Podparł się pod boki, wpatrując w plamkę na horyzoncie, która bardzo, bardzo powoli, ale sukcesywnie powiększała się, gdy Pegaz zbliżał się do Everamu. Wkrótce mogli dostrzec, jak z miasta wypływają dwa okręty, które najpewniej miały za zadanie pomoc i eskortę. Kompania dbała o swoich. - To ludzie Uronga. Rozpoznałem tego łysawego chuja. - Dodał ciszej krasnolud. - Pewnie Urong wysłał paru swoich coby też coś z tego zyskać.

Mimo kiepskich przewidywań, krasnoludowi szybko jednak wrócił dobry nastrój. Popatrzył jeszcze za rogatym i Vera mogła odnieść wrażenie, że bosman nie zostawi tak Samaela, tym bardziej, gdy słyszał o nim w samych superlatywach.

- Vera, Vera! Jakby Levant zdechł, tobyś go z piekieł wyciągnęła, co by go potem jeszcze raz własnoręcznie zapierdolić! - Zauważył, ocierając nos ręką. - Ja już cię znam. E, zostaw go na razie. Idziemy napić się dobrego grogu, a nie tych everamskich szczyn? I tak musimy czekać na Siostrę, to co nam innego zostaje. Chodź, skujemy mordy, że cię Corin nie pozna! - Ucieszył się na wizję pijaństwa. Na chwilę mogli pozostawić za sobą strach, ból i nienawiść. Byli w raju - powinni z niego korzystać!
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

56
POST POSTACI
Vera Umberto
- Masz błędne przeświadczenie, że mi zależy na popularności wśród ludzi Uronga - odparła, ze wzrokiem wciąż wbitym w odległy statek. - I że broniłam Simo... Samaela? Jakoś tak. Po prostu miał rację. Nie chcę, żeby mi się tu niebiescy zwalili na głowę. Nie mam póki co siły znowu walczyć i do tego Olena mnie przyćpała makowym mlekiem.
Uśmiechnęła się lekko, z rozbawieniem. Przytępiony ból sprawiał, że funkcjonowało się jej znacznie przyjemniej, a niezadowolenie mężczyzn z innej załogi miała gdzieś. Gdy Osmar podsumował jej podejście do Levanta, zaśmiała się nawet cicho. Rozmowa z Corinem poprawiła jej nastrój, nawet jeśli nie był on w pełni świadomy tego, co się działo wokół niego. Żył i jego stan będzie poprawiał się z dnia na dzień, to było najważniejsze.
- Możesz mieć rację - zgodziła się.
Obróciła się w miejscu, gotowa udać się w kierunku błogiego upojenia czymś ciekawszym, niż makowe mleko. Picie z Osmarem zawsze było dobrą rozrywką, nawet jeśli kończyło się tym, że jedno z nich było na drugie obrażone. Teraz im to chyba nie groziło; Vera była mu zbyt wdzięczna za ratunek, by go prowokować lub dać się sprowokować sama.
- Czekamy na Siostrę? - zdziwiła się. - Sądziłam, że Leobarius zabierze nas na Harlen. Eldar będzie tu nią żeglował? Irina oszalała?
Pokręciła głową z niesmakiem, bo nic więcej nie mogła z tym zrobić. Pozostało jej czekać na swój statek i liczyć na to, że dopłynie on do niej w całości, a jeśli wybrany przez elfkę zastępca zawiedzie, będzie miała kolejny powód, by zastąpić ją na stanowisku drugiej oficer kimś innym - o ile stanowisko to jeszcze będzie istnieć, bo Siostra nie zatonie gdzieś po drodze. Mh. Pogad przynajmniej korzystałaby z kajuty, a tak się ona marnowała.
- Muszę jeszcze podziękować Leobariusowi i Ignhysowi. Wykorzystanie jego magii to był... zaskakujący pomysł - przyznała. - Tak czy inaczej, chciałabym to zrobić, zanim mnie ten twój grog poskłada do reszty. Teraz mogę nie być zbyt dobrym kompanem do picia, swoją drogą. Jestem wykończona, szybko będę leżeć. Może mi dasz czas chociaż do obiadu, zanim się z tobą upodlę?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

57
POST BARDA
- Lepiej być popularnym. - Powiedział Osmar z niepodobnym do niego zamysleniem. - Weź takiego Corina, każdy go szanuje, każdy go lubi, nie ma chuja we wsi, coby mu podskoczył. A ten tam, jak go nazwałaś? Samael? Ja nic do niego nie mam, ale niech idzie wkurwiać ludzi gdzie indziej. - Podsumował, ostatecznie i tak zwalając winę na rogatego. Gyby nie był taki wyzywający w swojej aparycji, nikt nie miałby z nim problemu! - Ty z tym makowym to uważaj, bo to wiesz. To takie te, we łbie ci się przez to popierdoli. - Wyjaśnił, okazując jednocześnie troskę.

Krasnolud nie zamierzał dalej sterczeć na wybrzeżu i wpatrywać się w ledwie dryfującego Pegaza, którego statki Kompanii miały zahaolować do portu. Widok był to piękny, cieszył oko zniszczeniami wrogów, ale, na dłuższą metę, był też cholernie nudny.

- Gówno w przeręblu prędzej płynie. - Stwierdził bosman, spluwając w kierunku Pegaza.

Wycofując się z placyku nad samym morzem, z którego tak dobrze było widać okręt Levanta, Osmar przeczesywał dłonią brodę. Uśmiech czaił się na jego ustach, gdy nie mógł doczekać się pijaństwa!

- No wiesz, kapitanie, ja tam się z Iriną nie ugadywałem co i jak. - Wyjaśnił jej. - Tamten też jej chyba powiedział, że będzie dobrze, że będzie pani zadowolona i ona się zgodziła, bo co miała robić? Nikogo inszego, lepszego nie było. - Dodał, starając się usprawiedliwić koleżankę. - Ale jak chcesz płynąć z Leobariusem, to też dobrze. Ty weź Aspie podziękuj, staremu kutasowi, coby nas stąd nie wykopał, hyhy! I źródełka nie odciął! Jak mówisz, że nie dasz rady mi dotrzymać kroku, to ja pójdę i wystartuję trochę przed startem, co? - Pzyjacielsko klepnął Verę w dół pleców, bo tylko tam sięgał. - Znajdziesz mnie w ogrodzie!

Osmar gotów był pójść i zacząć pić, gdy miał do tego możliwość, a na domiar złego, nic lepszego do roboty.

Ighnys nie siedział już przy fontannie, ale stał przy niej i z zapałem uderzał otwartą dłonią w taflę wody, pluskając ją naookoło. Jego koszula miała mokre rękawy, ale zdawał się tego nie zauważać.

- Vera Umberto! - Zauważył za to panią kapitan, mimo to nie zaprzestał swoich działań. - Vero Umberto, droga pani, o ile mnie pamięć nie myli, a pamięć mam dobrą, bardzo dziękuję, obiecałaś mi żywą syrenę. - Czy teraz był dobry czas na wracanie do tematu syren? Według maga, tak dobry, jak każdy. - Nawołuję do pośpiechu.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

58
POST POSTACI
Vera Umberto
- No wiesz? - rzuciła krasnoludowi urażone spojrzenie. - Sugerujesz, że jestem za mało popularna, czy że nikt mnie nie lubi? Nie tak się traktuje swoją kapitan.
Nie mówiła do końca poważnie, naturalnie, ale słowa Osmara trąciły pewną czułą strunę. Czasem miała wrażenie, że jest przeciwieństwem Corina pod tym względem. Swojego charakteru nie była jednak w stanie zmienić, a gdyby zaczęła się uśmiechać tyle, co Yett, dostałaby paraliżu szczęki. Inna sprawa, że ostatnimi czasy nie miała zbyt wielu powodów, by to robić.
- Wzięłam tylko łyka. Nic mi nie będzie - odparła na obawy Osmara.
Podsumowanie akcji ratunkowej Pegaza sprawiło, że Vera znów parsknęła śmiechem. Trudno było nie przyznać Osmarowi racji, ale całe szczęście, że nie słyszała ich Gustawa, bo byłaby zdruzgotana tym, jak odzywał się przy panience.
- Nie no, skoro czekamy na Siostrę, to czekamy. Jak popłynę z Leobariusem, to się minę z własnym statkiem, a to nie ma sensu. Zresztą nawet wolę tu posiedzieć trochę dłużej. Dojść do siebie. Dopilnować Corina.
Zawsze to dzień czy dwa więcej, nie wiedziała jakie dokładnie poczyniono ustalenia. Postanowiła tym razem poddać się planom swoich ludzi, zaufać im ten jeden raz i nie przejmować na siłę kontroli. Makowe mleko mogło przez nią przemawiać, ale nie chciało się jej w tej chwili nakładać na swoje barki żadnych obowiązków. Wcześniej czy później proza życia zwali się na nią w całej swojej okazałości i Umberto świetnie zdawała sobie z tego sprawę, więc po co miała prosić się o to wcześniej?
Obiecała Osmarowi, że do niego dołączy, a potem, gdy dostrzegła Ignhysa, skierowała się ku niemu. Usiadła na brzegu fontanny, wkładając palce do chłodnej wody i przez chwilę obserwując wysokich lotów rozrywkę maga. Spodziewała się, że pluskanie w wodę bedzie bawić prędzej kogoś ze sto razy młodszego, ale najwyraźniej się myliła. Jak na kogoś o tak potężnej mocy, elf momentami bywał nadzwyczaj infantylny.
- Czyżby? - uśmiechnęła się do niego. Proszę, jaka była sympatyczna. Osmar byłby dumny. - Z tego co ja pamiętam, zaoferowałam dostarczenie w miarę świeżej, ale martwej, jeśli na jakieś trafię.
Wyciągnęła dłoń z fontanny i strzepnęła z palców krople wody.
- Chciałam ci podziękować, Ignhys - powiedziała, zastanawiając się, czy w ogóle to do niego dotrze. Dziś miała dzień rozmawiania z otępiałymi. - Poruszyłeś niebo i morze, żeby pomóc w uratowaniu nas. Zawdzięczam ci życie.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

59
POST BARDA


Osmar wolał nie odpowiadać na pytania Very - gdyby potwierdził, że nikt jej nie lubi, byłby uznany za niemilca, gdyby zaprzeczył - za kłamcę! Nie było dobrego wyjścia z sytuacji, więc zbył kapitan śmiechem. Na szczęście Gustawa zajmowała się czymś bardziej produktywnym aniżeli dbanie o cześć panieneczki Very. Osmar mógł żartować, jak tylko chciał. Wkrótce też pożegnał się z panią kapitan, obiecując, że on również zadba o to, by Corin szybko wrócił do zdrowia, choć na jego propozycję znieczulania alkoholem Labrus nie będzie patrzył przychylnym okiem.

Vera pozostała sama z Ignhysem.

- Adhezja. KOHEZJA! - Słowa były z pewnością tylko przebłyskiem myśli, które czaiły się w roztrzepanej głowie maga. Z ostatnim wykrzyknikiem, elf uderzył w wodę tak mocno, że ta aż ochlapała Verę. Woda przyjemnie chłodziła w słonecznej pogodzie, ale mokre plamy zbyt mocno odcinały się na zielonej sukience. - Wedle obserwacji, woda w fontannie jest... Niezbyt czysta. - Ignhys doszedł do niespodziewanego wniosku. Uniósł wysoko brwi i zmarszczył nos, samemu dziwiąc się konkluzji. Nagle, jakby jego "badania" nie miały znaczenia, nachylił się i wyprężając grzbiet, dotknął dna. Woda sięgała mu aż powyżej łokci, gdy rozcapierzał dłonie na zanurzonych kamieniach.

- Nie zostało wiele czasu. - Potężny elfi mag zdawał się wrócić uwagą do Very. Mówił szybko, bez przerw na oddech. - Ilithar zabierze mnie z powrotem do Oros. Kazał zostać w chatce, na wyspie. Nie słuchałem. Kazał cieszyć się pogodą, ciepłem, kwiatami. Miałem towarzystwo obrazów. - Wspomniał. Vera musiała pamiętać chatkę wypełnioną portretami. Czy mógł to być pomysł syna? - Teraz odeśle do domu, do miasta. Więcej wam nie pomogę, Vero Umberto.

Ignhys wyprostował się, wynurzając ręce. Z jego rękawów ociekała woda.

- Nie żałuję. W rzeczy samej, kapitan Leobarius uznał, że potrzebowałaś pomocy, pomogłem jak potrafiłem. - Przyznał dość przytomnie. - Nie ja cię uratowałem, nie jesteś mi niczego winna. Prócz syreny. Dowieziesz do Oros? Tylko nie pokazuj Tyveriusowi, znów ukradnie moje okazy! - W magu odezwała się złość na dawnego współpracownika, zaraz jednak opadła. Straszenie Ilithara tym, że jeśli tatuś nie będzie się słuchał, to zostanie odesłany, musiało bardzo wpłynąć na Ignhysa. - Synek mnie stąd zabierze. Poradzisz sobie beze mnie, Vero Umberto? Mam prośbę.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

60
POST POSTACI
Vera Umberto
Spojrzała w dół, jakby chciała poddać teorię elfa w wątpliwość. Woda wydawała się czysta, choć Vera daleka była od picia jej. Wytarła dłoń w sukienkę, tworząc na niej kolejną mokrą plamę.
- Co? Dlaczego? - spytała. Ilithar zabierał ojca do Oros tylko dlatego, że raz nieposłusznie wyrwał się z wyspy? Przecież był na tym statku, nie to że Ignhys zrobił to w tajemnicy przed nim! Jeśli mu to tak bardzo nie odpowiadało, mógł zaprotestować i zadecydować, że stary elf zostaje na wyspie. Czy Leobarius zmusił go do wyrażenia zgody? Nie do końca rozumiała relacje panujące w tej rodzinie i na Białym Kruku w jej kontekście. Między jej brwiami znów pojawiła się pionowa zmarszczka, a uśmiech zniknął szybciej, niż się pojawił.
- A chcesz wrócić do Oros? - spytała. - Czy wolisz zostać na Harlen? Gdzie podobało ci się bardziej? Na wyspie miałeś dwa koty, zabierasz je ze sobą?
Wątpiła, by miała mieć jakiś realny wpływ na to, gdzie znajdować się będzie Ignhys, zresztą chyba nie chciała się wtrącać, ale pytała z czystej ciekawości. Westchnęła i pokiwała głową.
- Jak znajdę, to przywiozę - zgodziła się. Oros nie leżało na nabrzeżu, ale mogła załadować syrenę do skrzyni i wysłać elfowi, o ile faktycznie jeszcze kiedykolwiek na nie natrafią. Wcale się jej ta wizja nie uśmiechała, ale była mu winna przynajmniej tę obietnicę. Szkoda jej było starego maga; polubiła jego nieprzewidywalne towarzystwo, nawet jeśli przy pierwszym spotkaniu władował się jej na statek bez spodni. Potem przychodził już zresztą ubrany.
- Nie wiem, czy sobie poradzę - uniosła brwi i z powątpiewaniem pokręciła głową. - Ostatnio okazujesz się kluczowy dla mojego przeżycia. Kto wie, co będzie dalej?
Z zaskoczeniem zorientowała się, że będzie jej go brakowało, a przecież nawet nie był członkiem jej załogi. Nie mógł Ilithar sam popłynąć sobie do Oros i tam zostać? Teraz zamierzał zabrać tam ojca, a Vera nie miała nawet dostępu do własnej kajuty i swoich rzeczy, żeby dać Ignhysowi coś na pamiątkę, by jego oszalały umysł nie zapomniał o niej za miesiąc, dwa.
- Jaką prośbę?
Obrazek

Wróć do „Everam”