Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

31
POST BARDA
Corin żył, oddychał, najcięższymi ranami zajął się mag Kompanii. Ale cóż to było za życie, gdy jego ciało wciąż było strzaskane i bolało na każdym kroku? Czy to dlatego Yett był marudny - czy zaciskał usta, by nie krzyczeć z bólu?

- Nigdy nie brałem pana Yetta za kogoś, kto narzekałby na swoje bolączki. A ty nie mogłaś wiedzieć. - Zgodził się Viridis, widząc, że jego słowa odciskają piętno na Verze. - Ale jestem pod wrażeniem tego, jak wiele wytrzymał. Teraz jego życie jest w dobrych rękach. Mamy szczęście, że uzdrowiciele są na miejscu, oszczędzą mu wiele. - Dodał, chyba po raz pierwszy wyrażając się pozytywnie o Mute'lakku i Weswaldzie. Chłopcy z pewnością przydadzą się do zespalania pokruszonych kości oficera. - Pani Umberto, póki pan Yett jest moim pacjentem, to, co robi, to również, a może przede wszystkim, mój interes. Proszę poczekać, miesiąc, dwa. Aż dojdzie do siebie. Pomożesz mu w tym.- I choć wciąż był oschły w swoim zachowaniu, wydawało się, że naprawdę chce napełnić Verę nadzieją. - Powiem mu, że go odwiedzisz. Będzie na ciebie czekał.

Z ta obietnicą, Labrus kiwnął Verze głową na pożegnanie i zostawił ją, samemu wracając za parawan. Marynarze przy kartach podnieśli głowy, by przyjrzeć się Verze. Sami musieli zdawać sobie sprawę z tego, że za parawanem są piraci w gorszym stanie, często nawet niezdolni do tego, by siąść z nimi do kart! Ale czy mimo to mogli pozwolić sobie na załamanie się?

- Chłopcy! Kolacja!- Do sali wpadła Gustawa, wesoła jak skowronek o poranku. - I, och! Och! - Zasłoniła dłonią usta, gdy zobaczyła Verę, a jej nastrój w jednej chwili zmienił się nie do poznania. Była oburzona! - Królewno, co ty tu robisz?! To miejsce dla mężczyzn! - Zawołała, podchodząc zaraz do Very i łapiąc ją pod łokieć, by zacząć wyciągać z sali. - Nie powinnaś być tu sama!

- Spokojnie, nic pani kapitan nie zrobimy! - Zawołał Osmar, zbierając talię od kolegów.

- Ja już was znam, gagatki! - Pogroziła Osmarowi palcem.

Czy Vera zgodziła się, że sala mężczyzn to nie miejsce dla panienki, czy też nie, cała grupa i tak zebrała się i podążyła za gosposią na zewnątrz. Z racji braku miejsca w jadalni, stoły rozstawiono w ogrodzie. Było tak ciepło, że nie stanowiło to żadnego problemu. Papierowe lampy porozwieszano na drzewach, a między półmiskami poustawiano świece.

- Miło mi was gościć, moi drodzy. - Mówił Aspa, gdy siadali, a który sam siadł w szczycie stołu. Wydawało się, że niezmiernie bawi go rola gospodarza domostwa i wczuwał się w nią tak bardzo, że nawet wyciągnął z rękawa białą chustkę i wsunął ją sobie pod szyję, jakby miał kołnierz przy doskonałym wieczorowym stroju. Z chusty sterczały luźne nitki, a jego koszula miała na piersi niespraną plamę, zdawałoby się, z krwi, co psuło efekt. - Cieszę się widząc was w jednym kawałku. Nasi znamienici kucharze - tu wskazał na siedzących i zajadających się już kuków z ich statków, wśród nich był też Trip, - przygotowali dzisiaj wspaniałe dania dla równie wspaniałych gości. Nie można też zapomnieć o napitkach! - Beczki stały tuż za stołami. Ich wspomnienie wywołało wiwat wśród piratów. - Pamiętajcie, że gości was kapitan Rrgus z Królowej Balbiny! Wasze zdrowie!- Wniósł cynowy kubek, w którym już miał alkohol.

- Kapitan Aspa! Królowa Balbina! - Skandowali ci, którzy mieli na to siłę. Piraci byli rozbiawieni przemową, ale pozostało im być wdzięcznym za to, że nie była długa! Dorwali się do jedzenia niczym wygłodniałe psy. Kolacja nie była bardziej wystawna, aniżeli to, co zazwyczaj jadano na statku. Nie było żadnego innego mięsa poza rybami, które przynajmniej były świeże, tak samo jak owoce morza, z których ugotowano gęstą, aromatyczną zupę. Do zagryzania były twarde suchary, kasza, fasola, groch... przynajmniej tylko to i w żadnym z dań nie pływali nieproszeni goście, jak to się zdarzało, gdy jedzenie psuło się podczas długich rejsów.

- Chodź, siadaj, kapitanie! - Zaprosił ją Osmar, a nawet odsunął jej krzesełko tuż przy sobie. - Dwa dni się nie widzielim, a to czuć jak, psiakość, sto lat! Nie przetryli was tam za mocno, co? Mam nadzieję, że ten Pegaz poszedł na dno, mać jebana... No, ale nie myśl o tym, co będziem stać i smęcić jak te dwa chuje. Świętujmy! - Ktoś podał mu kufel, a ten zaraz wylądował w dłoniach Very. Cyna dawała inne odczucia niż drewno czy glina, z których zwykle pili.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

32
POST POSTACI
Vera Umberto
Przez chwilę jeszcze wpatrywała się w lekarza buntowniczo, nie dlatego, że zamierzała zaraz po przebudzeniu się Corina brać się za tworzenie materiału na szanty, ale w ramach samego protestu wobec wtrącaniu się w jej życie prywatne. W końcu jednak opuściła wzrok i skinęła głową, postanawiając potraktować to jako zwykle lekarskie zalecenie, a nie impertynencję. Kilka słów pocieszenia, jakie padło na koniec, trochę poprawiło jej podłe samopoczucie. To akurat była prawda, Corin był w dobrych rękach i teraz już mogła przestać się zamartwiać o jego stan. Nie znaczyło to, że faktycznie przestanie.
- Dziękuję - odpowiedziała mu cicho, a gdy ją zostawił, jeszcze przez chwilę wpatrywała się nieruchomo w parawan, nieświadoma tego, że jest obserwowana przez innych. Dopiero gdy usłyszała głos Gustawy i jej lament na widok kobiety w tak oburzającym miejscu, jak ten prowizoryczny szpital, odwróciła się w jej kierunku.
- Oleny jakoś nikt nie przegania - mruknęła z przekąsem, ale pozwoliła się wyprowadzić, spoglądając tylko w stronę Osmara i ostentacyjnie przewracając oczami.

Zorganizowana na dziedzińcu kolacja okazała się całkiem urokliwym wydarzeniem. Lampiony nadawały wszystkiemu ciepłej kolorystyki, a Aspa, który z jakiegoś powodu czerpał przyjemność z goszczenia tutaj tych kilku załóg, był doskonałym gospodarzem. Vera prawie nie pamiętała pogardliwych spojrzeń, które rzucał jej, gdy rozstawali się po spotkaniach na Harlen, u Silasa. Może taki po prostu był jego sposób bycia? Sarkastyczne odzywki i wrodzona złośliwość, poza momentami, gdy mógł popisać się swoją everamską willą? Uniosła kubek w toaście i napiła się tego, co w nim otrzymała, mając nadzieję, że to alkohol.
- Mnie nie tak źle, jak Ohara, albo Corina - przyznała, posyłając krasnoludowi słaby uśmiech. - Ale nie było to coś, co miałam w planach na te dwa dni, przyznam. Jak wygląda kwestia... strat w naszej załodze?
Nie był to miły temat, ale to było coś, co musiała wiedzieć. Nie zamierzała czekać na więcej złych wiadomości do jutra. Dziś chciała przyjąć do wiadomości wszystkie i od jutra mieć już spokój.
- Levant... Nie udało mi się - przyznała, wbijając wzrok w swój talerz. Osmarowi bardziej niż komukolwiek innemu na Siostrze winna była wymierzenie tej zemsty. - Obiecałam ci siedem lat temu, że go zabijemy i nie udało mi się. Myślałam o tym, żeby jeszcze jakoś go dorwać przed ucieczką z Pegaza, ale nie było jak.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

33
POST BARDA
Pani Gustawa zdecydownie nie pochwalała dyskutowania! Kiedy Vera wspomniała o Olenie, tylko fuknęła jak rozdrażniona tygrysica. Z tego typu gosposiami lepiej było nie zadzierać!

Osmar nałożył Verze do miski zupy, a żeby nie była zbyt rzadka, to dopełnił ją grochem i dorzucił jeszcze parę smażonych szprotek. Krasnolud dawno już przestał być wybredny odnośnie tego, co jadł. W pierwszej kolejności pożywnie, w drugiej świeżo - reszta odchodziła na dalszy plan. Po odpowiedniej ilości alkoholu i tak było mu wszystko jedno.

- Papuniaj. - Rozkazał żartobliwie, podsuwając jej pod nos łyżkę. - Potem będziesz się martwić.

W kubku Vera miała wino. Nie było może tak mocne, jak grog ani tak słodkie jak to, które piła z Leobariusem, a wytrawne nuty zostawiały dziwny posmak na języku, ale hej - miało w sobie alkohol! Musiało być miejscowe, zrobione z winogron, które napływały rzeką z wyższych partii gór. Wino dla wyższych sfer, nie dla piratów ze Złotego Morza.

- Corin, a co dopiero Ohar, to dwa kawałki twardych skurwysynów. Nie tak łatwo ich zajebać. - Pocieszał kransnolud, samemu łapiąc za pieczoną rybę. Oderwał jej łeb i wyrzucił go za siebie, nie zważając na to, że zaśmieca piękny ogród Aspy. Z rana mewy rozprawią się z resztkami ze stołu. - Ciebie też. Na Pegazie, psiajucha, stracilim dwunastu, i to tylko z Siostry. Nie wiem, czy pozostali już podliczyli swoich. - Osmar nie ukrywał liczb, wiedząc, że kapitan będzie się tym zamartwiać, jeśli spróbuje to ukryć. Mógł od razu dać jej znać, że wolność jej i osiemnastu pozostałych kosztowała dwanaście dusz, którymi miała się opiekować.

Bosman za wszelką cenę chciał ją pocieszyć. Odłożył rybę na talerz i objął kapitan ramieniem, nie zważając na to, że jego tłuste paluszki mogą ubrudzić jej sukienkę.

- Słuchaj, Vera. - Powiedział cicho, nachylajac się i stukając ją łysawą głową w skroń. - Jak będzie trza, to na tego chuja zgniłego będziem polować kolejne siedem albo i siedemdziesiąt. Zatopim Pegaza, Jednorożca, Skurwysyna, co tam będzie pływało. - Obiecał jej. - Byłem tam, widiałem go i co? I też gówno zrobiłem, bo mielim ważniejsze rzeczy na głowie. Nie przejmuj się tym, nie teraz.

Na krześle po drugiej stronie Very siadł Ashton. Wyglądał, jakby dopiero co wyrwano go z drzemki, przebrał się już z więziennych łachów, ale wciąż nie znalazł czasu na kąpiel.

- Coś na ząb wrzucimy, co? - Zagadnął, nie wiedzieć do kogo, bo spojrzeniem już szukał przysmaków.

- Maruda przesyła całusy! - Zaczepił go Osmar.

- Nie, wcale nie. Musiałaby na głowę upaść. - Zaoponował osiłek.

- A niech mnie ośmiornica wypierdoli, to się nazywa miłość, haha! Widzisz, jak dobrze się znają!? - Cieszył się do Very, chcąc odciągnąć jej uwagę od problemów. - Maruda i reszta zabrali statek, coby go ukryć. Ale niedługo przypłyną.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

34
POST POSTACI
Vera Umberto
- Ze mnie też jest kawał twardego skurwysyna? - jeden kącik jej ust uniósł się w namiastce rozbawienia. - Powiedz to tutejszej gosposi.
Nie do końca rozumiała, co Osmar wyczynia z jej zupą, ale nie protestowała, dochodząc do wniosku że dopóki jedzenie jest świeże i sycące, to już jest dwa poziomy wyżej, niż to, co dostali w celi, w podziemiach kompanii. Na okręcie nikt nie kłopotał się tym, by ich karmić. Jej żołądek był zaciśnięty i tak czy inaczej nie wiedziała ile da radę w siebie tej zupy wlać. Nigdy nie jadła wiele, ale ostatnie dwa dni dodatkowo zmniejszyły jej możliwości. Zakręciła łyżką w misce. Z winem powinna uważać, jeśli nie chce skończyć nieprzytomna z innych powodów, niż zmęczenie. Najpierw posiłek, potem ewentualnie alkohol.
A więc stracili dwunastu, by uratować czwórkę. Oczywiście, zapewnili też wolność piratom spoza swojej załogi, ale z Siódmej Siostry pojmano cztery osoby. Czy każdy z nich był wart trzech martwych? Vera zacisnęła zęby, starając się nie myśleć o tym zbyt wiele. Biczowała się już wystarczająco, a to, że będzie robić to w nieskończoność, niczego nie zmieni.
- Kto dowodził, kiedy na Siostrze nie było nas? - spytała, zmieniając temat. Zjadła pierwszą łyżkę gorącej zupy. Musiał gotować ją ktoś inny, niż Trip, bo była przyprawiona inaczej, niż Vera była przyzwyczajona, i to nie ze względu na dorzucone do niej przez krasnoluda dodatki. - Ty, czy Irina?
Skoro Osmar nie był zły, że nie udało się im zabić Levanta, mimo, że mieli ku temu okazję, zrobiło się jej jakoś lżej na sercu, choć niekoniecznie miała ochotę polować na niego jeszcze przez siedemdziesiąt lat. Zresztą podejrzewała, że raczej takiej starości nie będzie dane jej dożyć. Zemsta została odsunięta w czasie, ale Umberto miała nadzieję, że nie o tak znowu wiele.
- To, że mu uciekliśmy spod nosa i rozjebaliśmy statek, musiało go nieźle wkurwić - uśmiechnęła się pod nosem z satysfakcją i uniosła wzrok na siadającego obok Ashtona. - Jak samopoczucie?
Z pewnością byłoby lepsze, gdyby była tu z nimi Marda. Verę zaskakiwało to, jak dobrze się dogadali. Dzięki Ashtonowi była niewolnica zaczęła chyba nawet pić trochę mniej, bo zapasy rumu nie kurczyły się już w tak zastraszającym tempie.
- Kto wpadł na pomysł, żeby tu przypłynąć? - zagarnęła. - Nie spodziewałam się, że ktokolwiek, kto postawił stopę na Harlen, ma w posiadaniu coś... takiego. Aspa nie wydaje się mieć nic przeciwko temu, że zwaliła mu się do... domu? Cała zgraja piratów. Ciekawe czy gosposia wie, czym się zajmuje.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

35
POST BARDA
- Możesz być kawałem najtwardszego skurwysyna, kapitanie. Ale Gustawy nie pobijesz. To taki skurwysyn, którego trzeba słuchać. - Oświadczył Osmar, a spojrzeniem już szukał gosposi wśród zgromadzonych. Nie było jednak jej ani widać, ani słychać. Na razie byli bezpieczni. - Wiesz, że proponowała, że mi brodę wyczesze? Zastanawiam się, czy, kurwa, nie skorzystać.

Zupa Very zrobiła się gęsta i syta, doskonała na wypełnienie żołądka (i cierpienie przez resztę nocy). Ktoś, kto wybrał na danie groch i fasolę, nie wziął pod uwagę, że w sali szpitalnej będzie mieszkało dobrze ponad trzydziestu chłopa. Kapitan mogła cieszyć się z tego, że przypadł jej osobisty pokój.

Na pytanie o Siostrę, Osmar zaświecił oczami.

- Trochę ja, trochę Irina. Wspólnie. - Wyjaśnił z niepotrzebnym ociąganiem. - A potem żeśmy poszli na pierdolonego Pegaza, to zostawiliśmy ją temu, no. Eldarowi. To ten elf, co łazi za Iriną, jebaniutki się rwał do tego jak do pizdy portowej panny. - Wyjaśnił. Vera słyszała już to imię, wiedziała też, że młody mężczyzna często kręcił się przy elfce, ucząc się od niej fachu. Ale czy był dość doświadczony, by przejąć statek? - Jej decyzja. - Obronił się krasnolud i uniósł lekko dłonie, sugerując, że on w tej decyzji palców nie maczał. - Miejmy nadzieję, że młody nam łajby nie rozdupcy. - Do zmartwień doszła jeszcze jedna rzecz! Siódma Siostra była w niedoświadczonych, ale czy kompetentnych rękach?

Osmar wgryzł się w rybkę. Soki płynęły mu po brodzie, ale na twarzy malowała się błogość. Widocznie akcja zmęczyła go i był po niej wygłodniały jak wilk!

- Jak dopłyną do portu, to jutro zobaczymy Pegaza w porcie Everamu. - Stwierdził z ustami pełnymi ryby. Wyciągnął z między zębów ość i strzelił palcami, wyrzucając ją na stół. - Pójdziem w nocy i im ten grajdołek podpalim, hehe!

- Pójdę z wami. - Zgodził się Ashton. - Ohar też będzie chciał iść. Dzięki, kapitanie, że nam tam pomogłaś. - Uśmiechnął się do Very, nakładając sobie coś z pobliskiego półmiska. Ktoś też zaraz podał mu kubek - był to młody Zigi. - Zabierzemy tamtych na statek, co? Nie są już więźniami, ale na Siostrze poczują prawdziwą wolność. - Może to jego senny nastrój sprawił, że porównanie było wręcz poetyckie?

- A co do Aspy, to pytaj Leobariusa. Coś tam się ugadywali. No i ten, tego... będziemy musieli mu zapłacić. - Bąknął Osmar, jakby o tym małym, malutkim szczególiku nie było sensu mówić.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

36
POST POSTACI
Vera Umberto
- Przydałoby ci się - odparła, z humorem całkiem poprawionym przez dyskusję na temat złowrogiej Gustawy. Co by nie mówić, ona tu rządziła, prawdopodobnie mając więcej do powiedzenia, niż sam Aspa. W końcu przeżyła już jednego właściciela willi i całkiem możliwe, że przeżyje drugiego.
Zostawienie statku Eldarowi się jej nie podobało, ale decyzji tej nie podjęła ani ona, ani Osmar, więc pozostało jej skrzywić się z niezadowoleniem i wrócić do jedzenia. Miała nadzieję, że gdy wróci na Harlen, Siostra będzie cała, a młody elf nie zrobi z nią niczego, za co Vera będzie musiała go przewinąć na lewą stronę. Generalnie było zaledwie kilka osób, którym Umberto mogłaby z czystym sercem powierzyć statek pod swoją nieobecność i pechowo się składało, że wszyscy byli tutaj. Właśnie. Wszyscy?
- Gdzie jest Irina? - spytała, unosząc wzrok i rozglądając się. - Nie widziałam jej jeszcze. Popłynęła z resztą? Jak Marda?
Nie powstrzymywała mężczyzn, gdy planowali podpalenie Pegaza, ale sama była zbyt zmęczona, by z ekscytacją rozważać dołączenie do nich. Uśmiechnęła się znów pod nosem. Osmarowi nie kończyła się energia, a ona nie miała pojęcia, skąd ją brał.
- Ciekawe, że w ciągu pół godziny dostałam dwie tak sprzeczne sugestie - rzuciła w kierunku Ashtona. - Powinieneś porozmawiać z Pogad na ten temat. Jej opinia może cię zainteresować.
Wyjadła wszystko, co miała w zupie, więc odłożyła łyżkę i podniosła miskę, by wypić zawartość.
- Zobaczy się. Jedno jest pewne: dziś nie podejmuję żadnych decyzji. Dziś jem. I śpię.
Strzeliła spojrzeniem w stronę krasnoluda. No tak, trudno było się spodziewać, by ktokolwiek działał w ramach wolontariatu. Ale zaraz...
- Zapłacić Leobariusowi? Czy Aspie? I ile, właściwie?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

37
POST BARDA
Osmar roześmiał się na myśl o gosposi dobierającej mu się do brody, znów klepnął Verę, znów zostawił na jej ubraniu tusty ślad. To będzie musiała zaprać również Gustawa i z pewnością się to jej nie spodoba!

- Irina? A bogowie raczą wiedzieć. Pewnie jak zwykle usadziła dupę gdzieś wysoko, poszukaj na dachu albo, nie wiem, jak to elf, to na drzewie? - Zastanowił się na głos żartując w iście rasistowski sposób, przychylając do dna cynowy kubek. - Musisz mi taki sprawić. - Poprosił, obracając metal w dłoniach. - Albo Aspie jeden zapierdolę, hyhy!

Vera wyczuła obecność za sobą, a moment później dwie męskie dłonie spoczęły na jej ramionach. Gość pachniał mydłem i czymś jeszcze, czego nie była w stanie określić. Bo kto używałby w takiej chwili perfum? Ilithar nachylił się nad ramieniem kapitan Umberto, tak blisko, że jego lekko zarośnięty policzek drapnął jej własny.

- Wybacz, kapitanie, sięgnę tylko rybkę dla tatusia. - Zanucił, łapiąc za kawałek smażonego halibuta.

- Ignhysowi to trza pomnik postawić! - Ucieszył się Osmar, nie zauważając zatrważającej bliskości załoganta Białego Kruka.

- Nie zachęcajcie go. - Poprosił Ilithar. I czy on... właśnie cmokną Verę w skroń?! Jego miękkie usta ledwie musnęły skórę. - Miłego wieczoru. - Życzył, oddalając się niby nonszalancko, a jednak zdecydowanie zbyt szybkim krokiem! Gdy Corin przykuty był do łóżka, Vera mogła mieć do zabawy półelfa. Wystarczyło tylko wyrazić chęć.

Ashton powiódł spojrzeniem za Ilitharem. Zastanawiał się moment.

- Co? Pogad jest przeciwna rekrutacji? - Zdziwił się. - Czy mówisz o... tamtym? - Zapytał, mając na myśli oczywiście Samaela. - Wiesz, że orkowie Leobariusa wykopali go z lazaretu? Wziął posłanie i gdzieś poszedł. - Zdradził Ashton, pakując do ust całą krewetkę. Pancerzyk zazgrzytał między zębami. - Nie widzę go tu, więc chyba jeszcze nie poleciał na skargę do Aspy. - Mówił z pełnymi ustami. - Niech go Aspa weźmie, jak takich lubi.

- Aj, tacy to niełatwo mają, co? Mi to tam wsio, byle nie rekrutować goblinów. Chociaż Serratia była w porządku. - Wspomniał pół-goblinicę, którą stracili podczas bitwy z syrenami. - Uczyła Tripa szermierki i kopała mu dupsko za każdym razem, że aż prosił o łaskę! A, fajna kobitka. - Westchnął lekko. Tego brakowało, by zaczęli wspominać straconych. Prócz Serratii była jeszcze Dafne i Tamara, poległe w tej samej walce. Brzydki Bernard, który stracił życie podczas jeden z nierównych walk z pogodą, gdy spadł z rei prosto na pokład ze zbyt dużej wysokości. Itrach zabity w walce z wyjątkowo upartymi kupcami, którzy nie chcieli rozstać się z dobytkiem. Bento, stracony ledwie parę godzin wcześniej na Pegazie. Przynajmniej Blanka znalazła szczęście, odchodząćc z Markusem ku wspólnej przyszłości... Było ich wielu, twarze na statku zmieniały się z każdym rokiem. Niewielu pozostało tych, którzy byli z Verą od początku. Nic dziwnego, że obsadzali najwyższe stanowiska na statku lub po prostu byli zaufanymi ludźmi.

Osmar podrapał się po policzku.

- Ten, tego. - Wahał się. - Oni ustalali z Leobariusem, a my żeśmy przytaknęli, bo co mielim innego robić? Bez nich, to byśmy Kompanii mogli co najwyżej do laski klęknąć, a nie tam, próbować ich zapierdolić. - Zdenerwował się, jakby samo wspomnienie bezsilności go drażniło. - Aspie, Aspie. Coby odpłacić gościnność. Ale hej, ze dwa, trzy stateczki i oddamy co do zęba, nie? Nie martw się, nie będzie nas z rachunkiem ścigał. Honor między złodziejami, nie?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

38
POST POSTACI
Vera Umberto
Nikt nie pozwalał sobie na podobną poufałość względem niej. No, może nikt poza Oleną, ale tej Vera już jasno dała do zrozumienia, że jej przytulasy nie są szczególnie miłe widziane. Jedynym, kto mógł zrobić coś podobnego bez narażania się przynajmniej na jedno z jej lodowatych spojrzeń, był Corin, i to od niedawna. Umberto była prawie pewna, że za jej plecami nie stał on. Muśnięcie ust, które poczuła na skroni, było już daleko za granicą dobrego smaku. Jeśli Ilithar myślał, że wyperfumowanie się sprawi, że Vera zapomni o tym, co i gdzie zrobił z siostrami z jej załogi, a pod niedyspozycyjność swojego oficera skorzysta z faktu, że ma sukienkę zamiast spodni i zadrze ją przed półelfem, to był w grubym błędzie.
- Niektórych nie trzeba zachęcać, a i tak pozwalają sobie na zbyt wiele - syknęła, zrzucając ręce półelfa ze swoich ramion. Odsunęła się od niego, przez co przycisnęła się do Osmara. Już tluste plamy, jakie zostawił na jej ramieniu były lepsze, niż to. Echo i Raylene zostały wyrzucone z załogi po akcji w kajucie Getta, ta informacja musiała do niego dotrzeć. Naprawdę uważał, że to dobry pomysł? I to po wszystkim, co Vera przeszła? Idiota niewyżyty.
- Mhm. Mówię o rogatym - potwierdziła, wracając do mniej oburzającego tematu, gdy Ilithar raczył sobie pójść. - Przejebane ma gość w życiu. Podczas ucieczki z Pegaza nieźle nam pomógł, co? - zwróciła się do Ashtona. - Miał siłę tam, gdzie ja już jej nie miałam. I jest w miarę nawet sympatycznym gadułą. Ale nie będę go brać na pokład, jeśli ma to być problem dla Pogad. Myślę, że znajdzie miejsce w załodze Aspy.
Przypomniała sobie, że obiecała sobie nie podejmować dziś żadnych decyzji, więc wzruszyła ramionami.
- Chociaż nie wiem. Zobaczy się.
Serratia była w porządku, ale to nie znaczyło, że Vera zamierzała brać na pokład więcej goblinów. Nie przepadała za nimi i nie chciała ich w swojej załodze i to się nie miało zmienić. Nostalgiczny nastrój się jej nie udzielił; może była zbyt zmęczona. Przeżyła, więc będzie miała jeszcze czas wspominać poległych.
- Mmm. Mam odłożone trochę złota, ale nie wiem, czy wystarczy. Zorientuję się, jak dowiem się, jakie były dokładne ustalenia. A co z Leobariusem? - uniosła wzrok na Osmara. - On pomógł... tak po prostu? W nagłym przypływie troski i filantropii?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

39
POST BARDA
Osmar był zbyt rozluźniony, by zrozumieć, dlaczego Vera tak gwałtownie zareagowała na Ilithara, więc tylko wodził spojrzeniem po scenie rozgywającej się obok, ale Ashton był w gotowości. Złapał za rybi łeb i rzucił nim w szybko oddalające się plecy półelfa! Łeb plasnął o białą koszulę i upadł na ziemię.

- Draniu! - Wrzasnął Ilithar, teraz z tłustym śladem na plecach! - Wrócę po ciebie! - Ostrzegł.

- Zapraszam!! - Ashton pokazał mu obelżywy gest. Nikt nie dopowiedział, że to, co robił Ashton, było w obronie godności Very, dlatego też zaraz pojawiły się głosy wzywające go do porządku. Nie zamierzał wszczynać burdy, więc uspokoił się tak szybko, jak wcześniej reagował. Na szczęście piraci byli zbyt zmęczeni, a w dużej mierze zbyt ranni, by uspokajać kolegę dalszą agresją.

- W porządku, kapitanie? - Zagadnął do Umberto, choć wiedział, że coś takiego nie było dla niej powodem do rozpaczy.

Mężczyzna potrzebował chwili, by wydać swój ostateczny osąd o Rogatym. Zajął się otwieraniem małży, która pływała mu w misce. Mięczak, choć dawno martwy, walczył

- Jakby mu te różki przypiłować, to nikt by nawet nie wiedział. - Ocenił w końcu. - Pomógł nam, i to jak! Cholera, szkoda by było przepuszczać taką okazję, bo widziałaś, jaki był... proaktywny. - Użył słowa, które chyba już dawno nie gościło na jego języku. Ashton służył kiedyś w marynarce i nie był pierwszym lepszym głupkiem ze wsi, swego czasu zwracano się do niego nawet ładnie per pan Lyne. Te czasy dawno minęły, nie zdążył ukończyć szkoł oficerskiej, a służba wsród piratów sprawiła, że jego dobrze zdefiniowane maniery wkrótce stały się szorstkie i toporne. - Wolałbym jednego takiego, który weźmie się za robotę od razu i jeszcze powie innym, co mają robić, niż dziesięciu, co to czekają na bezpośredni rozkaz. - Ocenił szczerze.

- Tu się zgodzę. - Włączył się Osmar. - Ale jak Pogad ma krzywić ryja...

Nie skończył myśli. Nie było sensu dyskutować o sprawie, skoro Vera i tak w gruncie rzeczy zadecydowała, opierając się na słowach orczycy.

Osmar niemal wlazł na stół, by sięgnąć po misę owoców, które nie cieszyły się specjalnym zainteresowaniem. Wrzucił kiść winogron do Verowej miski, gdzie jeszcze przed chwilą była zupa.

- Leobarius powinien się gdzieś tu kręcić, to sama go zapytasz. - Powiedział, kradnąc pojedyncze winogorono z darowanej kiści. - Jeśli będzie chciał coś w zamian, szuja, to sam ci powie. Cholera, posiedziałbym z wami, ale ciągnie mnie do wyrka. Może prześpię się trochę, nim zacznie się orkiestra, hehe! - Zażartował, nawiązując do fasoli i grochu. Ashton parsknął w miskę.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

40
POST POSTACI
Vera Umberto
Jej potrzeba bycia uratowaną skończyła się w momencie, w którym rozkuli ją z łańcuchów, a zachowanie Ilithara nie należało do rzeczy, przed którymi wymagała ochrony. Gdy półelf odszedł od nich, nie drążyła przecież tego tematu dłużej - zniknął, więc problem był z głowy. Nagła opiekuńczość Ashtona była więc dla niej zupełnie niezrozumiała.
- Wyglądam, jakbym sobie nie radziła? Nie z takimi mialam do czynienia. Nie rób zamieszania.
Pokiwała głową, zgadzając się z nim w temacie Simoleona, czy jak się ten rogaty nazywał. Proaktywny było dobrym określeniem tego, jak mężczyzna przejął kontrolę nad działaniami więźniów, gdy Umberto usiłowała nie spanikować w chaosie generowanym przez sztorm. Ale Pogad była jej załogantką, w dodatku taką, która mocno zaskarbiła sobie już zaufanie swojej kapitan, i zdanie orczycy było dla Very ważne.
Uniosła wzrok, rozglądając się za Leobariusem na sali. Nie była pewna, czy ma dziś siłę na negocjowanie tego, ile warte jest życie jej i trzech jej załogantów, bo wątpiła, by drugi kapitan ryzykował tak bardzo wyłącznie z sympatii do kobiety, którą poznał lepiej niespełna kilka... może kilkanaście dni temu. Zresztą nie była kimś, do kogo pałało się sympatią przy pierwszym spotkaniu. Spodziewała się, że Gregor rzuci jej ceną, która zmiecie ją z nóg, może nawet niematerialną, a ona nie będzie mogła odmówić po tym, co dla niej zrobił. Cieszyła się że żyją, ona i jej ludzie, ale nie cieszyła się z tego, co miało nastąpić w najbliższym czasie - i z tego, że nie była w stanie niczego przewidzieć.
- Jak go znajdę, to zagadam - westchnęła i dopiła swoje wino. Zamierzała zrobić tak, jak mówiła, a jeśli Gregor nie rzucił się jej w oczy, to mogła dokończyć jedzenie i picie, a potem po prostu pójść spać.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

41
POST BARDA


Ashton wyglądał na zmieszanego tylko przez moment.

- Nie bronię cię jako kapitana, pani kapitan, tylko jako kobietę. - Oświadczył dumnie, jakby wciąż był młodym, aspirującym dżentelmenem z dobrego domu.

I choć Ashtona wyśmiał nawet Osmar, twierdząc, że Vera doskonale radzi sobie z niechcianym zainteresowaniem sama czy to jako kapitan, czy jako kobieta, mężczyzna nie odpuścił, argumentując, że nie chciałby widzieć w takiej pozycji Mardy. I choć alkoholiczka nie musiała opędzać się od zalotów Ilithara, wydawała się mieć duży wpływ na spotkanego w załodze mężczyznę.

***

Gregor nie pojawił się na uczcie, nikt inny również nie zawracał Verze głowy, gdy postanowiła odpuścić kolejny kubek wina i wrócić do pokoju. Trudy ostatnich dni dały jej się we znaki, a kiedy w końcu udało się położyć w zaskakująco wygodnym łóżku, zapaść się w poduszki... nie minęła minuta, jak odpłynęła w objęcia bogów nocy. I nawet pijane krzyki, które za jakiś czas później rozbrzmiały pod jej oknem, naruszając spokój wieczora, nie zdołały zakłócić jej odpoczynku.

Vera spała twardo, przebudziła się na moment tylko po to, by stwierdzić, że nadszedł już dzień, po czym znów zapadła w drzemkę, zmieniając pozycję, by nie uciskać najbardziej bolesnych sińców. Mogłaby jeszcze spać tak długo, odpoczywając po niewoli i bólu, ale wkrótce do jej pokoju wpakowała się Gustawa z tacą, na której pyszniło się śniadanie. Zapachy drażniły nos i kazały otworzyć oczy.

- Słoneczko już wstało, królewno! Zbliża się południe! - Oświadczyła, przedzierając się do stolika, który stał obok łóżka Very. Postawiła tam tacę, a na niej dwa smażone jajka z płynnym żółtkiem, pajdę chleba i nawet pokrojone ładnie jabłuszko i kilka truskawek, jak również wysoką szklankę ciemnego soku. - Kazali cię obudzić, nakarmić i przekazać, że w jadalni, to znaczy szpitalu, czeka na ciebie jakiś kawaler! - Cieszyła się, zupełnie jakby wydawała własną córkę za mąż. - To pewnie ten przystojny lekarz? Usiądź i jedz, a ja zaplotę ci włosy. Znalazłam dla ciebie nową sukienkę, powinna pasować. Panienka Barbara była od ciebie nieco drobniejsza, ale, ale... będzie pasować. - Kiwnęła głową, pewna swoich słów.

Vera nie tylko mogła cieszyć się śniadaniem do łóżka, ale jeszcze miała swoją osobistą służkę! Tylko czy będzie w stanie zająć się jedzeniem, gdy Corin na nią czekał?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

42
POST POSTACI
Vera Umberto
Długi sen w miękkim materacu wynagradzał jej trudy ostatnich dni. Nawet fakt, że nie bujał się na falach, aż tak bardzo jej nie przeszkadzał, choć gdy na chwilę wybudziła się rano, przez moment czuła się zdezorientowana. Zbyt zmęczona, by dłużej się na tym skupiać, zasnęła na kolejne kilka godzin, choć to nadal było za mało, by poczuła się w pełni wypoczęta. Mogłaby spać trzy dni i może wtedy jej oczy otworzyłyby się bez takiego trudu, jak teraz.
Dawno nikt nie wparował jej do pokoju ze śniadaniem, i to z takim. Przetarła oczy i usiadła, czując ból każdego mięśnia - plecy, ramiona, ręce i żebra dopiero teraz dawały o sobie znać. Ledwie była w stanie podnieść rękę do szklanki z sokiem, a co dopiero podejmować jakieś bardziej skomplikowane działania. Mogłaby leżeć w nieskończoność, gdyby leżenie również jej nie bolało... no i gdyby nie czekał na nią Corin.
Zerknęła za okno. Skoro dochodziło południe, to znaczy, że i tak czekał już długo, mogła poświęcić kilkanaście minut na śniadanie - zwłaszcza, że na talerzu leżały truskawki, które ostatnio jadła wieki temu. Zabrała się za posiłek, starając się jednak w miarę możliwości zjeść go szybko. Chciała zobaczyć Yetta, upewnić się, że wszystko jest (lub będzie) z nim w porządku.
- Lubię, jak są rozpuszczone - odparła na propozycję Gustawy, ale nie protestowała, jeśli ta koniecznie chciała ją uczesać. Miała teraz na głowie inne rzeczy, niż własną fryzurę (co, gdy potraktowane dosłownie, było całkiem zabawne). Spotkanie z Corinem stresowało ją, jakby zrobiła coś złego i teraz miała ponieść tego konsekwencje. Dlaczego? Nie miała pojęcia. Uratowała mu przecież życie, nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku zrobiła to dość pokracznie. Nie powinien być na nią zły o to, że tam wróciła. Przeżyli, oboje, choć mogło przecież skończyć się dużo gorzej. Poza tym to ona była kapitanem, nieważne co mówiła na Pegazie, by sprowokować go do działania. Nie musiała mu się z niczego tłumaczyć.
- Co to za sukienka? - spytała, bardziej z grzeczności niż szczerego zaciekawienia. - Tamta była w porządku. Miałam ją na sobie może ze trzy godziny.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

43
POST BARDA
Gustawa albo nie zdawała sobie sprawy z tego, jak obolała jest Vera, albo też nie brała tego pod uwagę. Kobieta musiała być niejednokrotnie twardsza, niż mężczyźni! To przecież kobieta musiała radzić sobie z bólem wypchnięcia na świat dzieci i utrzymania porządku rodzinnego miru!

Nie wiedzieć skąd gosposia wyciągnęła grzebień i wstażkę, którą zamierzała wpleść Verze we włosy.

- Z takim wiatrem od morza, lepiej mieć je splecione, serdeńko! - Pouczała, rozczesując i łapiąc kosmyki przy samej skórze, by następnie zapleść je w ciasny warkocz. Jednocześnie przeplatała w nich różową wstążkę, dodając jej nutki frywolności. Żadna panna z miasta nie pochwaliłaby się taką fryzurą, ale tu, na przedmieściach Everamu, młode kobiety mogły robić, co chciały, ozdabiając się tym, co im się podobało. Wkrótce fryzura została zakończona kokardą na końcu warkocza. - Będzie ci wygodniej i chłodniej. Poza tym, to takie bezwstydne, chodzić w rozpuszczonych, gdy dookoła tylu mężczyzn! Pan Mortimer nigdy by na to nie pozwolił. - Dodała Gustawa mimochodem, po raz kolejny wracając myślami do poprzedniego pana na włościach.

Śniadanie zniknęło w żołądku Very szybciej, niż się spodziewała - najwyraźniej była wygłodniała po dwóch dniach o stęchłym chlebie, a przygotowane jedzenie było pierwszej klasy, nawet jeśli niewyszukane. Nawet pieczywo było jeszcze ciepły, świeżo wypieczone, a truskawki tak świeże, jakby ledwie parę minut wcześniej ktoś zerwał je z krzaczka. Istny wioskowy luksus.

- Idziesz spotkać się z kawalerem, więc musisz ładnie wyglądać. Mówią, że jesteś kapitanem statku, kruszynko! - Podzeliła się Everamka, gdy skończyła już z włosami, a zabrała się za rozprostowywanie sukni. Najwyraźniej wiedziała dokładnie, kim była Vera, nie miała jednak zamiaru respektować jej pozycji. Tu, w willi, była tylko panieneczką. - Dlatego nie możesz ciągle chodzić w tej lichej podomce. Spójrz tutaj...

Sukienka, którą przyniosła jej Gustawa, nie była wcale taka zła - w kolorze wyblakłej zieleni, długa do ziemi, z głębokim dekoltem i rzędem guzików na przedzie. Rękawy sięgały ledwie łokci, a zakończone były białą koronką. W parze szła również biała halka.


Niezależnie od tego, czy Vera wybrała nową sukienkę, czy obstała przy wczorajszej kreacji, Gustawa pomogła jej się ubrać, poleciła obmyć twarz w misie, która czekała za drzwiami, a następnie wypuściła ją z pokoju, między tych hultajów!, jak mówiła. Piraci spędzali czas w posiadłości, wielu odpoczywało w ogrodzie, śpiąc na trawce pod drzewami lub w na szybko rozwieszonych hamakach, znalazło się kilku, którzy grali w karty i kości na murku, z którego widzieli morze, paru wzięło się nawet za robotę i czy to z własnej woli, czy na prośbę Aspy pracowało, a to malując okiennice, a to przycinając rośliny na dziedzińcu, czy wreszcie po prostu zamiatając. Verze nie umknęło, że wielu załogantów Królowej Balbiny, choć w nastrojach tak leniwych, jak pozostali, było uzbrojonych - stanowili swego rodzaju straż. Nawet Ighnys wyszedł z jadalni i samotnie siedział na cokole fontanny w pełnym słońcu. Ktoś, najpewniej Ilithar, zostawił mu miskę owoców: truskawek, malin, wiśni... Mag nie wydawał się nimi zainteresowany, siedział pochylony i wpatrywał się we własne bose stopy, pogrążony w myślach.

Droga Very prowadziła jednak przez dziedziniec do lazaretu. Minęła pozdrawiających ją mężczyzn, którzy szukali cienia wewnątrz i tych, którzy byli zbyt słabi, by ruszyć się z łóżek. Dostrzegła, że usunięto biały parawan, łącząc obie części sali. Żadnego z lekarzy czy uzdrowicieli nie było, więc mogła udać się od razu do ostatniego łóżka pod oknem.

Yett obracał w dłoniach kwiat, który musiał zerwać z koszyczka kwiatów nad sobą. Widział Verę z daleka, a na jego ustach plątał się lekki uśmiech. Opieka Weswalda i Viridisa musiała nieco ulżyć mu w bólu.

- Dzień dobry, pani kapitan. - Zagadnął, nie potrafiąc ukryć żartobliwego tonu. - Jak się pani dzisiaj miewa? Wolność zdecydowanie pani służy.

Te kilka łóżek sąsiadujących z Corinowym było pustych. Mieli namiastkę prywatności.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

44
POST POSTACI
Vera Umberto
Wiatr od morza, no tak. Bo Vera nigdy nie doświadczyła wiatru od morza i nie wie, co robi on z włosami. Inna sprawa, że z jakiegoś powodu na co dzień przytrzymywała je kapeluszem, a tego tu nie miała... Gdy fryzura została zakończona, Umberto przeciągnęła warkocz nad ramieniem do przodu, z rezygnacją zauważając dopiero wplecioną weń różową wstążkę. No świetnie. Najpierw Gerda zrobiła z niej damę, teraz Gustawa robiła z niej panieneczkę. Przynajmniej teraz nie wyglądała tak absurdalnie, jak poprzednio, choć wstążka budziła w Verze sprzeczne uczucia.
- Jest... ładna. Dziękuję - rzuciła, opuszczając wzrok na sukienkę, gdy Gustawa już ją na niej zasznurowała, a wszystkie guziki zostały równo zapięte. Nie była przyzwyczajona do tego, by ktoś się nią zajmował, by ktoś wybierał dla niej stroje i czesał jej włosy. Wciąż czuła się, jakby udawała, że jest kimś innym, niż jest w rzeczywistości, choć przeciez tym razem była tylko ubrana inaczej.
Gdy szła przez dziedziniec, Ignhys znów przyciągnął jej wzrok, ale w tym momencie spieszyła się do kogoś innego. I tak wystarczająco dużo czasu już zmitrężyła na śniadanie i pomysły gosposi, która chyba dawno nie gościła tu kobiety. Przyspieszyła, wchodząc do lazaretu i z całą pewnością nie spodziewając się Corina w stanie, w jakim go zastała - świadomego, pozbawionego chyba bólu. I z uśmiechem na ustach! Jej spojrzenie też się rozjaśniło na ten widok.
- Wyglądasz zaskakująco dobrze jak na to, co wczoraj mówił mi Labrus - podeszła do oficera i przysiadła na brzegu jego łóżka. - Ile ziół otępiających ci już dziś dali?
Wahała się chwilę, zanim wyciągnęła rękę i delikatnie oparła dłoń o klatkę piersiową mężczyzny. Nie wiedziała już, co miał złamane, a czego nie. Które części jego ciała będą obolałe tak, jak jej plecy, a może nawet bardziej.
- Jak się czujesz, Corin?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

45
POST BARDA
- Labrus cię nastraszył, co? - Dłoń Corina znalazła dłoń Very na swojej piersi. Purpurowy kwiatek z parapetu zaplątał się między ich palcami.

Vera pamiętała strach w oczach Corina, gdy żegnał się z nią dwoma słowami, których nie sposób było powtórzyć teraz, gdy wydawałyby się wyjątkowo nie na miejscu. Pamiętała panikę, która ją ogarnęła, gdy przeskoczył przez murek, by znaleźć rozwiązanie w upadku w wysokości. Pamiętała, że zrobił to po to, by ją chronić. Pamiętała przerażenie, gdy znalazła go w celi, rannego, nieprzytomnego.

Jego oczy, choć błyszczące radością przez widok swojej kapitan, nie przyćmiewały stresu ostatnich dni.

- Nie umrę, Vera. - Obiecał, odzywając się dopiero po chwili, gdy nacieszył się już dotykiem. Jego mowa była lekko zamglona, jakby wypił kilka kieliszków zbyt dużo. - Mówił, że potrzebuję kilku, kilkunastu dni w łóżku i wrócę do siebie. Nie wiem, co mi dali, ale od rana piję jakieś napary z ziółek czy grzybów, a od widoku Weswalda niedługo będę miał mdłości. - Poskarżył się. Denerwujący akcent chłopaka, z goblinimi naleciałościami, mógł wyprowadzić z równowagi nawet umarłego. - A kiedy będę mógł wstać, pomogę ci w zemście. Nieźle pokiereszowaliśmy jego statek, co? Pamiętam to jak przez mgłę. - Przyznał. - Ohar streścił mi, co się działo. Uratowałaś ich.

Nie była to do końca prawda, ale czy Vera miała sumienie, by okłamywać rannego?
Obrazek

Wróć do „Everam”