POST BARDA
Corin żył, oddychał, najcięższymi ranami zajął się mag Kompanii. Ale cóż to było za życie, gdy jego ciało wciąż było strzaskane i bolało na każdym kroku? Czy to dlatego Yett był marudny - czy zaciskał usta, by nie krzyczeć z bólu? - Nigdy nie brałem pana Yetta za kogoś, kto narzekałby na swoje bolączki. A ty nie mogłaś wiedzieć. - Zgodził się Viridis, widząc, że jego słowa odciskają piętno na Verze. - Ale jestem pod wrażeniem tego, jak wiele wytrzymał. Teraz jego życie jest w dobrych rękach. Mamy szczęście, że uzdrowiciele są na miejscu, oszczędzą mu wiele. - Dodał, chyba po raz pierwszy wyrażając się pozytywnie o Mute'lakku i Weswaldzie. Chłopcy z pewnością przydadzą się do zespalania pokruszonych kości oficera. - Pani Umberto, póki pan Yett jest moim pacjentem, to, co robi, to również, a może przede wszystkim, mój interes. Proszę poczekać, miesiąc, dwa. Aż dojdzie do siebie. Pomożesz mu w tym.- I choć wciąż był oschły w swoim zachowaniu, wydawało się, że naprawdę chce napełnić Verę nadzieją. - Powiem mu, że go odwiedzisz. Będzie na ciebie czekał.
Z ta obietnicą, Labrus kiwnął Verze głową na pożegnanie i zostawił ją, samemu wracając za parawan. Marynarze przy kartach podnieśli głowy, by przyjrzeć się Verze. Sami musieli zdawać sobie sprawę z tego, że za parawanem są piraci w gorszym stanie, często nawet niezdolni do tego, by siąść z nimi do kart! Ale czy mimo to mogli pozwolić sobie na załamanie się?
- Chłopcy! Kolacja!- Do sali wpadła Gustawa, wesoła jak skowronek o poranku. - I, och! Och! - Zasłoniła dłonią usta, gdy zobaczyła Verę, a jej nastrój w jednej chwili zmienił się nie do poznania. Była oburzona! - Królewno, co ty tu robisz?! To miejsce dla mężczyzn! - Zawołała, podchodząc zaraz do Very i łapiąc ją pod łokieć, by zacząć wyciągać z sali. - Nie powinnaś być tu sama!
- Spokojnie, nic pani kapitan nie zrobimy! - Zawołał Osmar, zbierając talię od kolegów.
- Ja już was znam, gagatki! - Pogroziła Osmarowi palcem.
Czy Vera zgodziła się, że sala mężczyzn to nie miejsce dla panienki, czy też nie, cała grupa i tak zebrała się i podążyła za gosposią na zewnątrz. Z racji braku miejsca w jadalni, stoły rozstawiono w ogrodzie. Było tak ciepło, że nie stanowiło to żadnego problemu. Papierowe lampy porozwieszano na drzewach, a między półmiskami poustawiano świece.
- Miło mi was gościć, moi drodzy. - Mówił Aspa, gdy siadali, a który sam siadł w szczycie stołu. Wydawało się, że niezmiernie bawi go rola gospodarza domostwa i wczuwał się w nią tak bardzo, że nawet wyciągnął z rękawa białą chustkę i wsunął ją sobie pod szyję, jakby miał kołnierz przy doskonałym wieczorowym stroju. Z chusty sterczały luźne nitki, a jego koszula miała na piersi niespraną plamę, zdawałoby się, z krwi, co psuło efekt. - Cieszę się widząc was w jednym kawałku. Nasi znamienici kucharze - tu wskazał na siedzących i zajadających się już kuków z ich statków, wśród nich był też Trip, - przygotowali dzisiaj wspaniałe dania dla równie wspaniałych gości. Nie można też zapomnieć o napitkach! - Beczki stały tuż za stołami. Ich wspomnienie wywołało wiwat wśród piratów. - Pamiętajcie, że gości was kapitan Rrgus z Królowej Balbiny! Wasze zdrowie!- Wniósł cynowy kubek, w którym już miał alkohol.
- Kapitan Aspa! Królowa Balbina! - Skandowali ci, którzy mieli na to siłę. Piraci byli rozbiawieni przemową, ale pozostało im być wdzięcznym za to, że nie była długa! Dorwali się do jedzenia niczym wygłodniałe psy. Kolacja nie była bardziej wystawna, aniżeli to, co zazwyczaj jadano na statku. Nie było żadnego innego mięsa poza rybami, które przynajmniej były świeże, tak samo jak owoce morza, z których ugotowano gęstą, aromatyczną zupę. Do zagryzania były twarde suchary, kasza, fasola, groch... przynajmniej tylko to i w żadnym z dań nie pływali nieproszeni goście, jak to się zdarzało, gdy jedzenie psuło się podczas długich rejsów.
- Chodź, siadaj, kapitanie! - Zaprosił ją Osmar, a nawet odsunął jej krzesełko tuż przy sobie. - Dwa dni się nie widzielim, a to czuć jak, psiakość, sto lat! Nie przetryli was tam za mocno, co? Mam nadzieję, że ten Pegaz poszedł na dno, mać jebana... No, ale nie myśl o tym, co będziem stać i smęcić jak te dwa chuje. Świętujmy! - Ktoś podał mu kufel, a ten zaraz wylądował w dłoniach Very. Cyna dawała inne odczucia niż drewno czy glina, z których zwykle pili.