Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

151
POST BARDA
Nikt nie przejął się tym, że Vera roztarła krew na swojej twarzy - wszyscy byli tak upaćkani, że nie miało to najmniejszego znaczenia. Nim przybyła Umberto, musieli stoczyć już nie jedną potyczkę, ostatecznie wycofując się do lazaretu.

- Od wschodu. - Nie zgodził się Samael, wchodząc w słowo Verze. Jego oczy znów były szeroko otworzone, nienaturalnie okrągławe. - Zaatakują od wschodu, z drugiej strony. - Machnął swoją szablą, by pozbyć się nadmiaru juchy. Nie było jednak czasu, by porządnie ją wyczyścić.

- Zabiorę ich na statek. - Zgłosił się Labrus, sam ranny, z nietęgną miną, ale starający się zachować zimną krew. - Olena, pomożesz mi.

- Tak jest!

Nie wszyscy nadawali się do dalszej walki, co było zrozumiałe, patrząc na to, jak długo starali się odeprzeć atak nim przyszła pomoc.

Za Umberto ruszył Ashton, Ohar, Osmar i Marda, jak również kilku innych, którzy jeszcze nie chcieli złożyć broni. Na dziedzińcu nie było już ani Mute'lakka, ani Ighnysa i pozostawało mieć nadzieję, że orkowi udało się przywrócić maga do używalności. Nawet jeśli tak było, nie dało się dostrzec oznak jego zaklęć. Niebo pozostawało spokojne.

Z trzaskiem walących się konstrukcji, zachodnia część pałacyku zapadła się, odcinając drogę w kierunku miasta. Jeśli ktoś jeszcze czekał na pomoc w dymie, nie było już ratunku. Ranni z lazaretu musieli wybrać okrężną niesprawdzoną drogę przez ogród na północy, jeśli chcieli dotrzeć do Siostry. Wcześniej walczyli tam sprzymierzeni orkowie, ale ci zniknęli, nie pozostawiając za sobą ciał. Walki musiały przenieść się do innej części, niewidocznej z dziedzińca.

- To tam! - Wskazał dłonią Samael wejście do kuchni. Z braku potrzeby, Umberto wcześniej tam nie była. Podwójne drzwi zamknięte były na trzy spusty, a z wnętrza nie dochodził nawet pisk.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

152
POST POSTACI
Vera Umberto
Rzuciła Samaelowi podejrzliwe spojrzenie.
- Skąd wiesz? - spytała. Do przewidywania przyszłości się nie przyznawał, gdy pytała go o posiadane zdolności magiczne. Potrząsnęła głowa i przeniosła wzrok na Labrusa. - Nieważne. Znajdźcie inną drogę i wracajcie na Siostrę, tam będziecie bezpieczni. Na pokładzie zostało kilka osób. Wyślą po was szalupę.
Gdy później szła w kierunku wskazanym przez rogatego, zastanawiała się, ile osób przeżyje ten atak. Połowa? Mniej? Wciąż nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić, kto mógł ich wszystkich zdradzić. Kto wiedział o tej lokalizacji i chciałby doprowadzić do śmierci każdego z nich. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co musiałoby się wydarzyć, żeby ona zdecydowała się na wydanie swojej braci Kompanii, ale może to z nią było coś nie tak? Może resztka honoru, jaką jeszcze w sobie nosiła, nie pozwalała jej widzieć rzeczywistości obiektywnie?
Kuchnia. Nie była tu jeszcze i raczej nie będzie jej dane szczegółowo jej pozwiedzać. Jeśli nadchodziły posiłki, nie mieli czasu, musieli uciekać stąd jak najprędzej. Vera mogła świetnie sobie radzić w machaniu mieczem, ale wciąż bolała ją noga i miała ze sobą zaledwie garstkę ludzi. Przeciwko orkom ich liczebność powinna liczyć się połowicznie.
Dobiegła do drzwi i załomotała w nie pięścią.
- To ja! - zawołała. - Umberto! Otwórzcie, musimy spierdalać!
Zastukała ponownie, głowicą broni, by dźwięk głośniej poniósł się po wnętrzu.
- Statek jest blisko, osłonimy was, ale musimy biec teraz! - dodała, zerkając przez ramię. Jeśli mieli zostać zaatakowani przez kolejną grupę, wolała nie zostać zaskoczona. Miała nadzieję, że nie będą musieli długo przekonywać tych, którzy postanowili się tam zabarykadować.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

153
POST BARDA
Samael wyglądał na zdecydowanie zdziwionego pytaniami Very, ale też nieco wystraszonego jej dociekliwością. Rozejrzał się po piratach, jakby chciał ocenić, czy ktoś przyjdzie mu z pomocą.

- Słyszę ich. Od wschodu. - Wyjaśnił po chwili wahania. Nadnaturalny słuch mógł iść w parze z rogami i ogonkiem, ale czy istniał sposób, by sprawdzić, że nie kłamie? - Marsz ciężkich kroków.

Puszczenie przodem rannych było decyzją Very, choć nie wiedziała, gdzie znajdują się wrogowie i czy grupa osłabionych piratów da radę przedrzeć się aż do Siostry. Sama Kapitan zajęła się drzwiami od kuchni.

Przez dłuższą chwilę nie słyszała odpowiedzi, jedynie szmer rozmów z wnętrza. Po długich, bezcennych sekundach drzwi w końcu otworzyły się, oba skrzydła przesunęły do wnętrza, ukazując ciemne pomieszczenie.

Na przedzie stał Trip, uzbrojony w długi kuchenny nóż, gotów bronić pozostałych, gdyby sytuacja okazała się pułapką. Gdy tylko dostrzegł Verę, broń wypadła mu z ręki.

- Bogom niech będą dzięki! - Zawył chłopak, bo choć niezbyt religijny, w chwili próby szukał wsparcia u wyższych bytów, jak wielu przed nim i zapewne wielu po nim. - Myśleliśmy, że tu umrzemy!

- Zabieramy się! - Krzyknął ktoś inny, wydawało się, kuk z załogi Leobariusa. - Pani Gustawo, musimy iść.

Gosposia znosiła sytuację nad wyraz dobrze. Nie było po niej widać ani śladu paniki.

- Gdyby tylko pan Mortimer to widział! - Załamała ręce, patrząc na Verę, jakby to była jej wina. A może nie podobał się jej strój, który przywdziała kapitan?

- Nie ma czasu. - Pogonił Ohar, a po tym, jak podszedł do Gustawy, bez pytania przerzucił ją sobie przez ramię. - Idziemy!

Od strony ogrodów znów rozległ się krzyk, zwiastujący walkę. Vera i jej grupa mieli jeszcze jedną drogę ucieczki - pomostem, tam, gdzie pierwszego dnia wysadzono ich z Białego Kruka. Ale czy dotrą do Siostry wpław?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

154
POST POSTACI
Vera Umberto
Uśmiech Very na widok Tripa być może byłby trochę mniej upiorny, gdyby nie miała twarzy umazanej krwią. Ale cieszyła się, że go widzi, tak samo jak Gustawę i wszystkich innych, którzy ukryli się w kuchni. Wytężyła wzrok, na szybko usiłując wypatrzeć kto tu był. Zabarykadowała się spora grupka, ale nie widziała tu wszystkich. Gdy gosposia wyraziła swoje niezadowolenie wyglądem Very, ta przewróciła tylko oczami.
- Pana Mortimera tu nie ma - odparła. - Gdzie jest Leobarius? Gdzie Pogad?
Liczyła na to, że znajdzie tu ich wszystkich. Cholera. Nie wiedziała już, czy los sprzyjał jej, że straż nie zastała jej tu razem z resztą i pozwolił jej wrócić tu ze statkiem, czy wręcz przeciwnie, rzucał jej kłody pod nogi. Odgłosy walki dochodzące od strony ogrodów świadczyły jednak o dwóch rzeczach: po pierwsze, dotarła kolejna fala napastników. Po drugie, ktoś jeszcze tam stał i był w stanie się bronić. Czy to była grupa, która właśnie opuściła lecznicę, czy jeszcze kolejna? Umberto nie wyobrażała sobie, że miałaby się teraz zebrać i odpłynąć w swoją stronę, nie bacząc na to, ilu ludzi zostawia tu na pewną śmierć. Musiała sprawdzić, czy na pewno wszyscy, którzy mogli, dostali się na Siódmą Siostrę. Mówili, że kapitan idzie na dno razem ze swoim statkiem. W tym przypadku zasada działała chyba odrobinę inaczej - kapitan jako ostatnia docierała na pokład.
- Muszę wrócić - zadecydowała, odwracając się i opuszczając wzrok na Osmara. - Znaleźć resztę. Tam wciąż trwa walka.
Poprawiła chwyt miecza w dłoni i przesunęła spojrzeniem po obecnych. Na pewno nie mogła oczekiwać od Tripa, Gustawy i tych, którzy już przedtem zostali ranni, że staną z nią ramię w ramię. Co innego w przypadku tych, którzy wciąż byli w pełni sił. Skinęła głową w kierunku ogrodów.
- Pójdziemy tamtędy. Najpierw my, pomożemy walczącym, odciągniemy uwagę straży. Potem wy, cicho przekradniecie się bokiem. Jest ciemno, głośno, może was nie zauważą. Pójdziemy później za wami.
Czy ten plan miał prawo się powieść? Jak najbardziej. Czy się powiedzie? Cóż. Umberto zrobi co będzie w stanie, żeby tak było.
- Muszę poszukać pozostałych - powtórzyła z determinacją.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

155
POST BARDA
Na powitania i wesele miał jeszcze przyjść czas. Na razie piraci i Gustawa musieli przeżyć. Nie liczyły sie protesty gosposi, która krzyczała, że nikt jej tak nie traktował od czasu jej ślubu, gdy mąż brutalnie wykradł ją z przyjęcia. Nie liczyły się nawet wdzięczne spojrzenia Tripa, które rzucał Verze, sądząc, że ta nie zauważy. Musieli dotrzeć do Siostry.

- Zgubiliśmy ich wcześniej. - Pospieszył Ashton z wyjaśnieniami na temat Pogad i Leobariusa. - Gdy wycofywaliśmy się z ogrodu. Zostali tam z chłopcami z Kruka.

Umberto mogła być pewna umiejętności swoich załogantów, ale pozostali byli dla niej zagadką. Mogła domyślać się, do czego może dojść, ale nic nie było pewne. Vera ruszyła przodem razem z tymi, którzy nadawali się jeszcze do walki. Nie było ich wielu, mniej niż dziesięciu, ale musieli wystarczyć, by przetrzeć szlak.

Wyglądając zza rogu, kapitan dostrzegła oddział walczący z piratami. Nie byli to już wyłącznie orkowie, ale też ludzie i gobliny, stanowiące mniejsze zagrożenie. Mimo to, nadrabiali liczenością.

Kątem oka Vera dostrzegła jasną koszulę w trawie, jeszcze nie zbrukaną tak, jak pozostałe. Co więcej, rozpoznała też rudawe kudły, a ruch nie mógł być przypadkiem. Weswald poruszał się w trawie. Problemem pozostawało to, że linia walczących cofała się i byli już ledwie parę kroków od momentu, w którym mogliby stratować młodego uzdrowiciela!
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

156
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera upomniała Gustawę, żeby się nie darła, jeśli chce przeżyć, a swoje oburzenie będzie mogła wyrażać później, gdy będzie już bezpieczna. Potem, po ustaleniu wstępnego planu działania, zostawiła słabszą grupę za plecami, sama ruszając z ostatnią garstką uzbrojonych i nadających się do walki piratów w kierunku ogrodów. Jeśli Pogad i Leobarius tam zostali, to może właśnie szczęk ich broni słyszała w tej chwili? To tylko przekonało ją w słuszności tej decyzji. Nie mogła już nikogo uratować z płonącego, zawalonego budynku, wszyscy z lazaretu i kuchni już byli skierowani na Siostrę, zostali tylko tamci. Trzeba było działać.
Wynurzając się zza rogu, szybko oceniła ich szansę, by zaraz wycofać się do pozostałych.
- Jest ich dużo. Nie róbcie nic głupiego i brawurowego. Pilnujcie swoich pleców. Najpierw musimy dać możliwość naszym przejść bokiem niezauważenie - podkreśliła. - Potem możecie na nich i z drzew skakać.
Wynurzyła się ponownie, rzucając jeszcze jedno, krótkie spojrzenie... i wtedy dostrzegła rudą czuprynę w trawie. Gówniarz żył! Gigantyczna ulga zdjęła ogromny ciężar z jej ramion, choć zastąpiła go obawa o to, że zaraz i stanie się mimowolnym świadkiem jego śmierci, bo walczący go zadepczą. Nie mogli marnować czasu.
- Za mną! Uwaga na Weswalda w trawie - poleciła i wybiegła zza budynku, z obnażoną bronią pędząc w stronę walczących. Ich dziesiątka mogła choć trochę przeważyć szalę na ich stronę, prawda? Choćby na chwilę. Upewniając się, że pozostali biegną za nią, dopadła do miejsca pomiędzy Weswaldem a bitką, by ochronić go przed stratowaniem. Chciała zasugerować mu, by uciekał, ale znając życie pobiegłby licho wie gdzie i potem jeszcze musieliby go szukać. Nie, lepiej żeby struchlał, skulił się i to przeczekał, albo tam, gdzie był teraz, albo pod jakąś okoliczną ścianą, pod którą chyba usiłował się odczołgać. Mogło się jeszcze okazać, że za moment będzie potrzebny.
Rzuciła się w wir walki, nie mając czasu na rozglądanie się, kto konkretnie walczy jeszcze po jej stronie. Atakowała zaciekle, wkładając w każdy swój cios tyle siły, ile jeszcze potrafiła z siebie wykrzesać. Wciąż była szybka, zwinna, wiedziała jak unikać ataków, choć nie było to proste w zamieszaniu, w jakie wbiegli. Nie miała masztów i belek, za którymi mogłaby się ukrywać, ale miała drzewa, zawsze to coś. Ich gałęzie po tej nocy będą stanowić ukwiecony dach nad ciałami zabitych, a Vera miała tylko nadzieję, że nie będzie jedną z nich.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

157
POST BARDA


Krzyki Gustawy niknęły w dźwiękach bitwy, trzaskach płonącego budynku i w zamieszaniu, jakie panowało wokół, jednak mimo to gosposia posłusznie zamknęła usta. Musiała rozumieć, że tym razem status kobiety niezwiązanej ze sprawą może jej nie uratować.

Vera zostawiła słabszych za sobą i ruszyła przed siebie, w stronę bitwy. Nie miała czasu, by dostrzegać swoich kompanów - w wirze walki zwracała uwagę na niebieskie płaszcze i nieznajome mordy, które cięła bez opamiętania! Weswald pod stopami był dla niej utrapieniem. Chłopak poruszał się powoli, czołgał między trawą i zawalał pod stopami. Wedle polecenia kapitan, jej załoganci nie szarżowali, przez co linia bitwy nie przesuwała się znacząco w żadną ze stron.

Płytkie cięcie na ramieniu doda jej kolejnej blizny. Rozbity policzek, gdy otrzymała cios rękojeścią, bolał, sugerując, że oko szybko napuchnie. Gdyby nie uzdrowiciel pod nogami, uniknęłaby ciosu bez problemu!

Przynajmniej ranni i słabsi mogli przemknąć za ich plecami. Gdy Vera i jej ludzie walczyli, ci, którzy zostali w tyle, mogli się wycofać w stronę Siostry.

- Uciekajmy! Jest ich zbyt wielu! - Ryknął Ohar, wycofując się przed nacierającym wrogiem. Choć siekli ich bez ustanku, wydawało się, że strażników nie ubywało!

Weswald wciąż czołgał się w trawie. Umberto mogła zastanowić się, czy młody uzdrowiciel był jedynym, który czekał na swoje ostatnie chwile? Czy warto było wycofać się i zostawić tych, którzy mogli jeszcze żyć?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

158
POST POSTACI
Vera Umberto
Poruszała się jak w amoku, niesiona wściekłością na wszystko, co się działo dookoła. Wściekłością na ten pożar, na tego, kto go wzniecił, na straż i na zdrajcę. I na własną bezsilność w obliczu takiej liczby wrogów. Co mogli zrobić, poza stawaniem im naprzeciw dopóki mieli siłę i nadzieję na przeżycie starcia? Teraz to drugie powoli zaczynało się kończyć. Uderzenie w twarz ogłuszyło ją na moment, ale odpłaciła napastnikowi pięknym za nadobne, tylko właściwą stroną miecza. Zanim zdążyła rzucić się na kolejnego, dobiegł do niej krzyk Ohara.
Prawdopodobnie miał rację. Pogrążona w szale nie zwracała uwagi na to, kto miał przewagę liczebną, wiedziała tylko, że musi odwrócić uwagę straży od tych, którzy korzystając z zamieszania usiłowali przebiec brzegiem ogrodu. Teraz otrząsnęła się i rozejrzała. Musieli uciekać. Choć bardzo tego chciała, nie była w stanie uratować wszystkich. Nie z tak niewielką grupą. Jeśli będzie upierać się przy swoim, mogła stracić ich, a może nawet własne życie.
- Kurwa! - krzyknęła wściekle i gdy była już pewna, że choć na moment pozbyła się wrogów w bezpośrednim zasięgu, schyliła się i szarpnęła leżącego za nią Weswalda za koszulę, podrywając go z ziemi.
- W życiu nie widziałam, żeby ktoś czołgał się tak wolno - warknęła do niego. - Na nogi, spierdalamy!
Rozejrzała się i popchnęła chłopaka w kierunku, w którym mieli szansę dotrzeć do Siódmej Siostry, osłaniając go przed ewentualnym atakiem.
- Wycofujemy się! - zawołała jeszcze do pozostałych, tak, by usłyszeli ją też ci, którym przyszli tutaj na odsiecz. W ciemności nie wiedziała, kto tu był, nie rozpoznawała ich po dźwiękach, jakie wydawała ich broń, ani po stęknięciach i okrzykach, ginących w generalnym hałasie walki. Nie mieli czasu, by przeszukiwać posiadłość. Pozostało jej mieć nadzieję, że jeśli ktoś jeszcze gdzieś tu się ukrył, zrobił to na tyle skutecznie, że nie zostanie znaleziony wraz z nadejściem świtu.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

159
POST BARDA
- A-a-aa! Kapitanie! - Jęczał Weswald, podniesiony do pionu. Nie wyglądał najgorzej. Krwawy ślad na koszuli w prawej stronie podbrzusza nie wydawał się ani mokry, ani szczególnie rozległy. Rana, którą otrzymał, musiała już zostać zamknięta jego magią.

- Skurwysynu! - Wyzwał rudego Ohar, łapiąc go pod pachę, jak worek kartofli. Chociaż chłopak był wysoki, jego postura była raczej tyczkowata. Nie stanowił dużego problemu jako dodatkowy ciężar. - Wycofujemy się! - Ryknął znów Ohar, by każdy z piratów mógł go usłyszeć. Basowy głos osiłka niósł się lepiej ponad gwarem bitwy.

Nie byli w stanie uratować wszystkich. Widziała, jak padają jej załoganci, silni mężczyźni, zaskoczeni nagłym atakiem. Wycofując się, widziała ciała jej druhów, niektórzy mogli jeszcze żyć, ale nie była w stanie im pomóc. Strażnicy deptali im po piętach, nie chcąc pozwolić na odwrót.

Niektórzy zostali z tyłu, osłaniając uciekających. Więcej żyć zostało pochłoniętych, gdy zapewniali bezpieczeństwo rannym. I choć pościg nie ustawał, udało się wrócić na Siostrę, a następnie wypłynąć poza zasieg ostrzy mieczy, w otwarte morze.

-> Na Siódmą Siostrę
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

160
POST BARDA
-> Z winnicy

Głosy i kolory zlewały się w jedno. Ciemne niebo nad głową było jedynym stałym elementem podróży na statek. Wyboista droga ciągnęła się w nieskończoność, choć Vera nie do końca wiedziała, czy spędziła ją we śnie, czy na jawie. Ból jej nie przeszkadzał.

Rzeczywistość stała się wyraźniejsza dopiero wtedy, gdy w spokoju legła na deskach, a jedynym ruchem, było przyjemne, znajome bujanie łajby na falach. Kapitan Umberto ocknęła się i nie czuła już bólu, łatwo mogła się domyślić, iż to zasługa Weswalda, który w łatwy sposób magią zamknął ranę, lecz nie potrafił zwrócić jej sił. Te musiały wrócić naturalnie, szczęśliwie nigdy nie trwało to przesadnie długo, Umberto wracała do siebie wyjątkowo łatwo.

- Kurwa, zabili to jakby nie wiadomo co było w środku. - Doleciało jej uszu. To Hubert przeklinał. - Za lekkie na złoto.

- Poczekaj, gdzieś powinien być jakiś... łom. - Podpowiadał mu Corin. - Oby to było tego warte.

Jeśli Vera otworzyła oczy, mogła spostrzec, że znajdowała się na pokładzie Albatrosa. Po swojej lewicy miała skrzynie, które odgradzały ją od pozostałych rannych, zaś po prawicy leżała drżąca kupka nieszczęścia, nakryta błękitnym płaszczem, spod którego wystawały tylko podkulone nogi, zaś z drugiej strony biała czupryna. Nad nimi wciąż znajdowało się sklepienie jaskini, a dochodzące z niedalekiej odległości jęki sugerowały, że uzdrowiciel i felczerzy ciągle zajmowali się poszkodowanymi.

- A ta skrzynia? Mamy to niej klucz? - Dopytywał Buxton. Nagłe łupnięcie mogło sugerować, że ork potraktował skrzynię z buta.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

161
POST POSTACI
Vera Umberto
Z ograniczeniami własnego ciała potrafiła sobie radzić. Czuła nadchodzącą słabość. Wiedziała, jak długo jest w stanie wytrzymać, zanim zacznie z wykrwawienia tracić przytomność i świadomie postanawiała tę granicę ignorować. I pewnie właśnie przez tę swoją idiotyczną upartość, którą lubiła nazywać odwagą i determinacją, gdy dobijała ostatniego z wrogów, nie do końca już wiedziała, co się wokół niej dzieje. Wydawało się jej, że coś powiedziała do Corina, gdy ten znalazł się obok niej, ale nie była pewna co i czy w ogóle z jej ust wydostało się coś, co miało choćby namiastkę sensu. A potem? Potem już poddała się temu, co chcieli z nią robić - czy to opatrywać, czy wrzucić na taczkę razem z innymi rannymi - i ze wzrokiem utkwionym w gwiazdach z rozkoszą zatonęła w swoim bólu, który tak skutecznie odpędzał od niej myśli, jakich nie była w stanie kontrolować. I zanim ostatecznie straciła przytomność, w jej głowie pojawiła się jeszcze myśl, że może wystarczyłoby raz na jakiś czas wbić sobie sztylet po sam jelec w nogę, żeby demon się od niej uprzejmie odpierdolił.

Gdy doszła do siebie później, ból zniknął. Wypełniła ją słodko-gorzka mieszanka ulgi i rozczarowania. Nikt nie pytał jej o zgodę, ale nie mogła nie docenić obecności maga uzdrowiciela na pokładzie. Całkiem możliwe, że bez niego nie obudziłaby się wcale. Zastanawiała się przez chwilę, czy przebrali ją w coś suchego i czystego, czy nikt się tym nie kłopotał, ale chwilowo nie miała jeszcze siły, by unieść rękę i sprawdzić stan swoich ubrań. Zamiast tego wsłuchała się w dźwięki otoczenia, a potem obróciła lekko głowę, by dostrzec dla odmiany chorego Sovrana, leżącego obok. Na podłodze, najwyraźniej. Wśród skrzyń.
Poważnie? Rzucili ją o tak, na deski pokładu, jakby była byle kim?
Irytacja dodała jej nieco sił, ale nie na tyle, by wstać. Może i nie dowodziła teraz, ale chyba nic by się nie stało, gdyby Yett położył ją w kapitańskiej koi, czy jakiejkolwiek innej? Zamknęła oczy z powrotem. Dopiero gdy ciężki but orka huknął o skrzynię, drgnęła i ponownie podniosła powieki.
- Ilu... - odchrząknęła, bo głos nie chciał z nią współpracować. - Ilu przeżyło? Straty?
Podniosła się na łokciach i podciągnęła pod skrzynie, które odgradzały ją od reszty, by zająć przy nich lepszą do rozmów pozycję półleżącą.
- Gdzie ta dziwka Ilithara? - spytała jeszcze. Mogła straszyć kapitan straży tym, jak panienkę Mirabellę potraktują piraci, ale to był oczywisty blef. Kimkolwiek była ta dziewucha, Vera nie zamierzała pozwolić, by ktokolwiek zgotował innej kobiecie taki los. Nie dopóki miała cokolwiek do powiedzenia na ten temat. Jej wzrok przesunął się od ranionego boku, przez biodro, przy którym szukała swojego miecza, po twarz Corina. On przeżył. To najważniejsze.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

162
POST BARDA
Vera nie musiała długo zastanawiać się nad własnym stanem, bo wracające do niej zmysły szybko poinformowały ją o stanie rzeczy. Leżała na rozłożonym płaszczu, pokrwawionym, lecz i tak łatwo rozpoznawalnym przez przyjemny zapach i tę okropną szorstkość: należał do Corina. Również dwie skrzynie, ustawione obok siebie, dawały im pewną prywatność. Choć wciąż potraktowani obscesowo, byli w pewnym sensie pariasami wśród innych rannych piratów. Co do ubrania zaś, koszula lepiła się wilgocią, lecz zasychająca krew nadała jej pewnej sztywności. Ktoś zawczasi pozbawił ją pancerza.

- Vera! - Ku jej zaskoczeniu, pierwszy głos nie należał do Corina, a do Heweliona. Jej mąż nie pozostał jednak w tyle, bo nie minęła sekunda, jak jego czułe ramiona owinęły się wokół jej ciała.

- Kochanie? Jak sie czujesz? - Dopytał od razu Yett, wciskając się między Verę i Sovrana. Podparł jej głowę i delikatnie pomógł usiąść. Kobieta czuła lekkie zawroty głowy, ale nie była w przesadnie złym stanie. Mogła oprzeć się o skrzynie. - Wybacz. - Rzucił jeszcze przez ramię do Sovrana, któremu przez pozycję pokazywał swój tył. Elfa nie mogło to mniej obejść, gdy i tak skryty był pod zdobycznym płaszczem. - Mamy spore straty, ale uratowaliśmy więcej, niż straciliśmy. - Pocieszył Verę Yett.

- Gówno, mogliśmy tu wcale nie przypływać. - Wyraził swoją opinię Buxton. Potraktował skrzynię kolejnymi kopnięciami, by zniszczyć zamek. - Tyle dobrze, że paru skurwysynów Kompanii mniej.

- Ilithar oddał panienkę kolegom. - Hubert wydawał się nieco rozczarowany postawą półelfa, lecz nie ukrywał losu Mirabelli. Oparł się o skrzynię, czekając, aż ktoś przyniesie mu obiecany łom. - Na odreagowanie po akcji. Obiecamy jej po wszystkim bezpieczeństwo i powie wszystko, co wie.

- Na to przyjdzie czas. Nie przejmuj się, kochanie. - Corin próbował załagodzić sytuację, spodziewając się, że Vera nie zareaguje dobrze na tą informację. - Za chwilę wypływamy.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

163
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie miała ochoty na dyskusje z Hewelionem. Nie miała też ochoty na obecność niezadowolonej gęby Buxtona w zasięgu jej wzroku, ani słuchanie kopniaków, jakimi raczył skrzynię. Nie mieli nikogo, kto potrafił sobie poradzić z zamkami bez klucza? Brakowało Rivery. On nie miał z tym problemów. Westchnęła i usiadła stosunkowo prosto, oparta plecami o drewnianą przegrodę, jaka oddzielała ich od reszty załogantów. Ochotę na wtulenie się w Yetta oczywiście miała, ale robienie tego publicznie nie wchodziło w grę. Wystarczyło, że ją objął i pomógł się jej podnieść.
Kusiło ją, by powiedzieć Buxtonowi, z czego jej zdaniem wynika porażka, jaką poniekąd ponieśli, ale ugryzła się w język. To nie był moment na wypominanie Hubertowi i Corinowi złej organizacji akcji, nawet jeśli jej mina mówiła chyba wszystko. Z drugiej strony, minę zawsze taką miała, zirytowaną i niezadowoloną. Nie bez powodu. Życie wśród tej bandy idiotów rzadko pozwalało jej na inne emocje. Nawet jeśli darzyła swojego oficera uczuciem szczerym i głębokim, nie zamierzała przed samą sobą udawać, że jego skuteczność jako dowódcy nie okazała się dziś rozczarowująca.
- Dobrze - odpowiedziała mu na pytanie o swoje samopoczucie i uniosła sztywny brzeg koszuli, by sprawdzić stan swojego boku. Ból zniknął, zostało tylko osłabienie. Szkoda. Mogli ją po prostu zaszyć i pozwolić jej pławić się jeszcze przez jakiś czas we własnym, przyziemnym, fizycznym cierpieniu. - Nic mi nie jest.
Słowa dotyczące Mirabelli sprawiły, że w Verze coś się zagotowało. Pierdolona banda troglodytów.
- Mógł im własną dupę zaoferować w ramach odreagowania po akcji - syknęła. - Po wszystkim? Po tym jak ją zgwałcą, jeden po drugim, zostawiając jej psychikę w strzępkach? Bezpieczeństwa nie oferuje się po wszystkim. Idę po nią. Gdzie ona jest? Gdzie mój miecz?
Spróbowała się podnieść, ignorując osłabienie. Wsparła się na skrzyniach, potem na Corinie, sprawdzając, czy jest w stanie w ogóle ustać na nogach, a co dopiero iść wyciągać Mirabellę spod jednego z piratów, który, jak znała życie, nie będzie szczególnie z tego faktu zadowolony. Ale to akurat zupełnie jej nie obchodziło. Nie wiedziała, po cholerę w ogóle po tego Ilithara wtedy poszła. Chyba tylko ze względu na jego szalonego ojca.
- Na Siostrze do niczego takiego by nie doszło - warknęła. - Kto dowodzi tym pierdolonym statkiem? Kto kontroluje, co się na nim dzieje?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

164
POST BARDA
Vera nie czuła się na tyle źle, by nie móc samodzielnie usiedzieć, jednak Corin i tak był obok, by móc wspierać ją w trudnym czasie. Zmiana położenia wywołała chwilowe zawroty głowy, jednak i te szybko minęły, pozostawiając ją w stanie pełnej przytomności umysłu. I choć Umberto nie życzyła sobie obecności Byka i Huberta, to dwaj panowie nigdzie się nie wybierali. Co gorsza, Buxton kopnął skrzynię po raz kolejny. Zamek zaczął puszczać, pojawiła się szczelina między wiekiem i resztą skrzyni, jednak dalej nie sposób było jej w pełni otworzyć. W środku brzęczał metal.

Rana na boku Very zniknęła całkowicie. Weswald spisał się na medal i nie zostawił nawet jaśniejszego śladu blizny. Mimo to, nie był w stanie przywrócić Verze ilości krwi, jaką utraciła. Z tym musiała poradzić sobie sama.

Hewelion zmarszczył brwi. Wybuch Very nikomu się nie podobał.

- To jeniec, Vera. Do tego ktoś od Kompanii. Nie należy jej się specjalne traktowanie. - Wyjaśnił, nawet jeśli sam nie pochwalał sposobów obchodzenia się z więźniarką.

- Nie wiedziałem. Powiedzieli mi już po tym, jak zaczęli. - Obronił się Yett.

- Ta, teraz to strugasz głupka przed swoją kobietą?- Warknął Buxton, posyłając kufrowi kolejne kopniaki. - Nic żeś nie protestował, panie Yett.

- Komu miałem się postawić? Wam?! W jakim celu, skoro dziewczynę już skrzywdziliście?

- Za dużo kucharzy.
- Niespodziewanie doszedł ich głos spod płaszcza. Przy głośnych rozmowach elf nie miał możliwości odpoczęcia. - Za mało garnków.

- Zamknij mordę, odmieńcu.
- Denerwował się Byk. Sovran uczynnie zamknął usta. - Tym razem Pogad cię nie uratuje.

- Buxton! Sovran należy do załogi Siódmej Siostry, nie zapominaj o tym! - Corin stanął w obronie mrocznego.

Atmosfera była napięta. Nerwy brały górę, a kapitanowie zdecydowanie nie dogadywali się między sobą.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

165
POST POSTACI
Vera Umberto
- Niezgwałcenie kogoś to specjalne traktowanie? Naprawdę? Ciekawe, że jak jeniec nie ma cycków, to takie specjalne traktowanie mu się odgórnie należy. Niesamowita sprawa - syknęła w odpowiedzi, ale zamiast bardziej angażować się w kłótnię z Hewelionem, po tych słowach westchnęła tylko ciężko i przetarła twarz dłonią.
Sovran miał rację. Dowodzili wszyscy i nikt jednocześnie. Pewnie przez ten fakt leżała przed chwila na podłodze, zamiast zajmować kapitańską koję, jak należy. Ale było już za późno, żeby cokolwiek zmieniać, za późno żeby domagać się przeniesienia obowiązku dowodzenia na nią. Vera była przez jakiś czas nieprzytomna, Mira pewnie była już wykorzystana przez co najmniej kilku piratów. Na samą myśl robiło się jej niedobrze. Dziwiła się, że nie słyszy jej krzyków, ale może dziewczyna krzyczeć już przestała.
- Wiecie co, pierdolę to - warknęła. - Pierdolę was i gaszenie po was pożarów. Pierdolę...
Zacisnęła zęby i policzyła w myślach do dziesięciu. Nie pomogło. Odgarnęła z twarzy zbyt krótkie kosmyki i na moment uniosła wzrok na zwinięte żagle Albatrosa, jakby w nich szukała tego spokoju, jakiego jej brakowało. Nie miały czarnych pasów, więc nie zadziałało. Miała nadzieję, że z Siostrą wszystko w porządku. Chciała wrócić na swój statek.
Opuściła wzrok na białowłosą kupkę nieszczęścia. Dlaczego Sovran właściwie był tu z nimi? Corin kazał go tutaj zostawić, żeby nikt nie skrzywdził go jeszcze bardziej? Tym też powinna się zająć; dowiedzieć się, do czego doszło i kogo należało za to ukarać. A może nikogo? Może powinna odpuścić sobie i tak, jak powiedziała przed chwilą, nie naprawiać cudzych błędów, tylko pilnować, żeby nie zostały popełnione kolejne.
- Jeszcze tylko kilka dni rejsu na Harlen i każdy popłynie w swoją stronę - wysiliła się na stosunkowo uspokajający ton. - Tylko kilka dni, kiedy przymusowo tkwimy na jednej łajbie. To się zaraz skończy. Wszystkie współprace od siedmiu boleści zaraz się skończą. Niech się każdy zajmie swoimi ludźmi.
Uniosła wzrok na Yetta.
- Pytałam, gdzie jest mój miecz - spytała już spokojniej. - A z tą skrzynią spróbujcie od drugiej strony. Można podważyć zawiasy sztyletem, zamiast kopać się z nią do usranej śmierci. Zrobiłabym to sama, ale Ilithar ma mój. Musimy ją otworzyć. Może jej zawartość jakoś nam kurwa zrekompensuje całą resztę.
Obrazek

Wróć do „Everam”