Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

16
POST BARDA
Dylis wydawał się pozytywnie zareagować na sugestię Teliona odnośnie "zachęcenia" oficera do rozmowy poprzez wypad do tawerny. Wydawał się najbardziej optymistycznie nastawioną do niego osobą wśród wszystkich członków załogi. Mechanik co prawda bywał... ekscentryczny, określając go najłagodniej, ale nie zdawał się stanowić dla kogokolwiek zagrożenia. Przynajmniej na pewno nie zrobiłby nikomu krzywdy świadomie. Wyraził swoją sympatię wobec brodatego poprzez podanie mu bukłaka z wodą.
Atmosfera była gorąca, jednak nie była to teraz wina tylko prażącego słońca. Słowa orka wywołały pewien rodzaj niezręcznej ciszy. Dylis trochę schował się w sobie, jakby żałował że obdarzył koleżeńskim gestem obecny cel werbalnego ataku Ber'zegiego. Oficer Abrar podniósł jedną brew w zdziwieniu na zachowania swojego podwładnego. Widocznie był gotów jakoś zareagować, jednak Telion zdążył go uprzedzić na swój autoironiczny sposób. Ber'zegi burknął coś pod nosem i skupił się dalej na ciągnięciu wozu w milczeniu, nie zwracając uwagi na reakcję współzałogantów. Po chwili odezwał się oficer.
- Każdy z nas jest tu potrzebny. To ja was wybrałem, bo to wam ufam. A kapitan ufa mnie. Proszę nie obniżać naszych już i tak nadszarpniętych morali. - Arbar zdecydowanie dbał o dobrą współpracę między marynarzami "Czarnego Gamonia", co przejawiał już wcześniej, nawet na pokładzie. Jednak widocznie nawet on nie miał już siły na podniosłe (acz szczere) mowy i podsycanie ducha braterstwa. Jednak, w typową już dla siebie modłę, starał się tego nie okazywać.


Dalsza droga przebiegła im bez zbędnych konwersacji. Wszyscy wydawali się bardzo zmęczeni drogą, gorącem i ich ogólnie nieciekawą sytuacją. Każda godzina groziła głodem na pokładzie, a głód wśród marynarzy na pełnym morzu bez dobrego wiatru groził prawdziwą katastrofą. Poczucie bycia "ostatnią nadzieją" dla takiej masy ludzi z pewnością nie pomagało marynarzom na lądzie. Telion rozglądał się co prawda za tym słynnym drzewem o którym tyle słyszał, jednak bez sukcesów. Być może w najbliższej okolicy nie było szans na spotkanie takowego albo jego zdolności poznawcze były tak ograniczone przez przemęczenie, że nie mógł liczyć na większe sukcesy poszukiwawcze.
Zajęło im to długo, wliczając w to kilka przerw na relaks dla strudzonych nóg. Zapasy pitnej wody też były na wyczerpaniu, choć ciepła woda zdawała się w ogóle nie gasić pragnienia. Znaleźli jednokrotnie chwilę na schronienie przed słońcem w pewnej skalnej grocie w zboczu pobliskich wzgórz, co zadziałało dla całej drużyny jak zastrzyk motywacji. Dalej szli już trochę żwawiej a zachodzący wieczór tylko ułatwił ostatni etap ich wędrówki.

Po czasie który wydawał się jeszcze nie tak dawno wiecznością w końcu byli u celu swej podróży. Zarys skromnych, poniszczonych murów słynnego Everam mogli dostrzec nawet w mroku tego chłodnego wieczoru poprzez zapalone ognie wzdłuż nich oraz na szczytach wież strażniczych. Jedyna brama miasta Everam znajdowała się za mostem na Rzece Bólu i stała przed podróżującymi... zamknięta.

***Akcja przenosi się TU***
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

17
POST BARDA
-> Z Morza Złotego

Nim zaczynały się pustkowia, które rozciągały się od Everam, aż prawie po Karlgard, na wybrzeżu ciągnęło się jeszcze kilka domków, mniejszych, średnich i w końcu tak dużych, że można je było nazwać rezydencjami. Gdy na Białym Kruku znaleziono sposób na zdjęcie kajdan (były zaklęte tylko na wypadek zerwania, ale zamki można było otworzyć wytrychem), a piraci zostali uwolnieni, zarządzono, że wszyscy ranni, jak i uzdrowiciele i paru innych, którzy nie byli niezbędni do obsadzenia statku, wykorzysta szalupy, by dostać się do małej, prywatnej przystani jednej z takich rezydencji właśnie.
Bielone ściany pięknie kontrastowały z błękitem wód, a z każdą chwilą, z którą zbliżali się do wyznaczonego miejsca, willa nabierała na uroku - drzewa obsypane były czerwonym kwieciem, poręcz schodów, które prowadziły do głównego domostwa, rzeźbiona była wzorami na modłę stylu Everamu, pomalowane jasnymi kolorami okiennice przywodziły na myśl beztroskę, jaka musiała roztaczać się w tych murach. Gdy udało im się wysiąść z łódek i wspiąć po schodach, okazywało się, że wyżej jest tylko lepiej - dziedziniec, na środku którego pyszniła się fontanna z wyobrażeniem nagich kobiet, stanowił centrum, które okalały zabudowania. Po przeciwnej stronie roztaczał się ogród. Mieli mieć jeszcze dużo czasu, by go zwiedzić.

Verę, Ashtona, Ohara i Corina puszczono przodem, a towarzyszył im Leobarius.

- Pan Aspa był tak miły, by pozwolić nam urządzić tu tymczasowy szpital. - Zdradził Gregor, najwyraźniej nie mogąc powstrzymać się przed wyjawieniem, kto jest właścicielem takiej posesji.

- Aspa? Aspa Rrgus z Królowej Balbiny? - Dopytywał Ashton, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Choć w przeszłości był w wielu miejscach i jeszcze więcej widział, wątpliwym było, by kiedykolwiek postawił stopę w miejscu tak ekstrawaganckim. Nic więc dziwnego, że choć wciąż podtrzymywał Ohara, to zadzierał głowę, by rozlgądać się wkoło.

- Nikt inny, przyjacielu.
Wkrótce na powitanie wyszedł im też sam właścicel. Ubrany w ciemny strój, ze zdradzającym zmęczenie różem na policzkach, wyglądał, jakby spieszył z dopiero co podróży. Najwyraźniej spieszył się, by dotrzeć do siedziby na czas.

- W końcu jesteście. - Ucieszył się, podając dłoń najpierw Leobariusowi, a następnie również Verze. - Wasz sztorm było doskonale widać z miasta. Nikt nie znajdzie was tu, pod samym nosem Kompanii i marynarki. Królowa Balbina stoi w porcie, odwróci uwagę. - Zdradził, uśmiechając się lekko. - Zresztą, to teren Urk-hun. Keron nie ma tu żadnej władzy. - Dodał. Czy nie łatwo było kryć się pod latarnią? Jeśli Pegaz zdoła utrzymać się na wodzie, bez pomyłki można było uznać, że zawinie właśnie do Everamu. - Porozmawiamy później. Hej, wy tam! - Kiwnął na dwóch ze swoich ludzi. Załoganci Królowej obstawili rezydencję, działając niemal jak straż. - Zaprowadźcie ich do przygotowanych kwater.

Wkrótce Verę odłączono od grupy mężczyzn - jej miał przypaść oddzielny pokoik. Choć niewielki, powinien wystarczyć. Boazeria na ścianach sprawiała, że wydawał się przytulny, sufit wił się wzorem błękitnych zdobień, a widok na morze uspokajał, nawet jeśli na falach nie kołysała się Siostra, będąca obecnie niewiadomo gdzie. Z Verą poszedł lekarz z Królowej, jednak widząc, że ta nie ma wielu skaleczeń, a w większości obicia, mógł jedynie zalecić odpoczynek i odejść, by ocenić stan innych rannych. Poinformował jeszcze, że jedzenie zostanie podane za nie więcej, jak godzinę.

Zasłane niebieską pościelą i haftowanymi poduszkami łóżko kusiło, ale przed snem Vera mogła chcieć chociażby obmyć się, a może poszukać Corina lub Leobariusa? A może do Aspy, zapytać, jak, u licha, wszedł w posiadanie takiego domu?!
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

18
POST POSTACI
Vera Umberto
Na ucieczkę z Pegaza zużyła wszystkie swoje pozostałe pokłady siły, a fakt, że jeszcze zdążyli wylądować w morzu, wcale jej w tym nie pomógł. Zmęczonym spojrzeniem obserwowała oddalające się, zakleszczone ze sobą statki, czując, jak poza wykończeniem, zarówno fizycznym, jak i psychicznym, przepełnia ją także ulga i ogromna wdzięczność. I nawet jeśli była zła na los, że postawił Levanta na jej drodze życia, nie pozwalając jej go zabić, to narzekanie na to byłoby w tej chwili wyjątkowo nie na miejscu. Przeżyli, byli wolni, a duma qerelskiego admirała została mocno nadszarpnięta. Oczami wyobraźni widziała już stryczek, sznur zaciskający się wokół szyi. Mimo determinacji, gdzieś w głębi duszy zaczęła już godzić się z tą myślą - jak się okazywało, niepotrzebnie.
Kiedy wyswobodzono ich z kajdan, Vera nawet nie zorientowała się, kiedy zasnęła, siedząc na głównym pokładzie, oparta plecami o reling. Niewola dała się jej w kość, ale nie narzekała; potrzebowała tylko odpocząć. Podziękowania musiała zostawić sobie na później, gdy już będzie czuć się lepiej i prezentować choć trochę godniej, niż obecnie. Nie miała nawet siły porozmawiać z Corinem, zresztą on też chyba się do tego nie nadawał, bo choć dotrwał do samego końca na własnych nogach, musiał być wycieńczony. Mimo to, po raz pierwszy od dobrych kilku dni poczuła spokój. Nie miała na głowie żadnej odpowiedzialności, żadnych planów, nic od niej nie zależało. Tym razem mogła spokojnie zapaść w głęboki sen.

Musieli ją obudzić, gdy Biały Kruk dotarł na miejsce, bo nie zorientowała się, kiedy statek się zatrzymał. Bez protestów weszła do szalupy, którą jej wskazano, a gdy została ona opuszczona do morza, uniosła wciąż jeszcze trochę nieprzytomne spojrzenie na rezydencję, do jakiej zmierzali. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była w takim miejscu, o ile w ogóle była kiedykolwiek. Zmęczenie wygrywało jednak z poczuciem niedopasowania; zresztą szare, mokre szmaty, które miała na sobie, nie należały do niej. Skoro mieli tu odpocząć i byli tu bezpieczni, znajdą jej też ubrania, jakich nie będzie musiała się wstydzić.
- Aspa - powtórzyła, jednocześnie witając pojawiającego się w okolicy elfa. Ten to się dopiero ustawił. Czy to była kwestia dobrego zarządzania zdobycznymi łupami, czy faktu, że miał więcej lat, by się w ten sposób ustatkować? Pirat z rezydencją wśród złotych, everamskich piasków. Kto by pomyślał.
Skinęła głową, gdy udzielił wyjaśnień, a potem podążyła w kierunku przydzielonej jej kwatery. Lista osób, którym będzie winna przysługę, z chwili na chwilę rosła coraz bardziej. Wciąż nie do końca rozumiała, skąd ta nagła lojalność, nagła chęć współpracy wśród piratów, jacy zazwyczaj oporni byli względem podobnych zobowiązań. Przecież na początku, gdy próbowała ich zebrać, by przypuścić wspólny atak na Kompanię, to było czasem jak mówienie do ściany. Co się zmieniło teraz? Miała nadzieję, że będzie jej dane jeszcze się tego dowiedzieć.

Zdjęła z siebie przydzielone przez Kompanię ubranie i pozwoliła się obejrzeć lekarzowi, by upewnił się, że nie ma ona ukrytych złamań żeber, czy innych obrażeń, z których nie zdaje sobie sprawy. Gdy wyszedł, naciągnęła je na siebie z powrotem, choć wilgotny materiał ponownie przyklejający się do jej ciała nie był przyjemnym doświadczeniem. Potem usiadła na moment na brzegu łóżka, skupiając spojrzenie na kojącym widoku za oknem.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio spała w miejscu, które nie kołysało się choć trochę na falach, nawet tych niewielkich, nieznacznie poruszających statkiem w porcie. Ten materac był wyjątkowo stabilny i nieruchomy, ale chyba była zbyt zmęczona, by stanowiło to dla niej jakikolwiek problem. Znalazła się w rezydencji innego kapitana, który teraz oferował jej azyl, choć przedtem nie wydawał się być jej ani trochę przychylny. Mimo to czuła spokój. Błogość. Panująca tu cisza stanowiła skrajny kontrast do tego, co przeżyli na Pegazie. Wydarzenia poprzednich dwóch dni przefrunęły jej przed oczami jak coś nierealnego, a czego jedynym potwierdzeniem były siniaki na ramionach. Opuściła na nie wzrok, przez długi czas po prostu bezczynnie wpatrując się w czerwone wybroczyny.
W końcu postanowiła z cichym stęknięciem wstać i ruszyć na poszukiwania swoich załogantów. Musiała sprawdzić, w jakim są stanie, jak czuje się Corin i czy udało się pomóc Oharowi. I może poprosić kogoś o coś suchego, w co mogłaby się przebrać po kąpieli.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

19
POST BARDA
Kiedy bose, brudne stopy kapitan Umberto stanęły na podłodze za drzwiami jej kwatery, usłyszała przed sobą krzyk:

- Serdeńko! - Wołała kobieta, która zaraz wyszła zza załamania drewnianych schodów. Vera dostrzegła niewysoką, ale krągłą, ciemnoskórą kobiecinę w kwiecie wieku, wspinającą się w jej stronę. Stopnie boleśnie trzeszczały w bólu pod jej stopami. Na naręczu kobieta niosła złożne ubrania. - Kochanieńka, poczekaj, nie wychodź! Mam tu dla ciebie coś suchego, ach, pan Aspa powienien powiedzieć mi wcześniej, że mamy panienkę w posiadłości! - Denerwowała się. Jej krótkie, siwe loczki trzęsły się z każdym krokiem, gdy sunęła korytarzem niczym lodołamacz na rzece. - A może chciałabyś się wcześniej umyć, przed kolacją? Że też nikt ci tego nie zaproponował! Za pana Mortimera takie coś byłoby nie do pomyślenia! Chodź, chodź, księżniczko!

Kobieta obróciła się, bo choć była już niemal u szczytu schodów, zmieniła zdanie. W swojej obecnej obitej, brudnej, mokrej i zmarnowanej postaci, Vera mogła być wszystkim, ale nie księżniczką. Czy pani gosposia miała to zmienić?

- Dopiero wczoraj powiedzieli mi, że będziemy mieć gości! Ja nie wnikam kto, skąd, dlaczego! Ale nie było czasu, żeby się przygotować! - Marudziła, zerkając za siebie. - A dzisiaj, bach!, mówią, że będzie dziewczyneczka! To wygrzebałam dla ciebie ciuszki po panience Barbarze... - Trajkotała, choć Vera nie mogła znać całego spektrum opowieści, której bohaterami byli tak Mortimer, jak Barbara.

Gdy zeszły do głównego dziedzińca, Vera znalazła wybawienie - obok fontanny z trzema nagimi, tańczącymi pannami, czekała Pogad. Na jej odkrytym bicepsie ktoś obwiązał bandaż i był to jedyny dowód na to, że została gdziekolwiek ranna. Trzymała się wysoko i prosto, tak jak zawsze.

- Pani Gustawo, dziękujemy. Poprowadzę panią Umberto do umywalni. - Odezwała się orczyca, na moment pochylając się i obejmując gosposię, jak również przejmując od niej ubrania. - Proszę zająć się innymi, potrzebują pani bardziej, niż Vera. Wie pani, jak to jest z chłopaczkami.

Marudząc pod nosem, Gustawa przyjęła do wiadomości słowa Pogad, zgodziła się z nią, a następnie popędziła w sobie znaną stronę, doglądac innych obowiązków, którymi winna się zajmować, bez znaczenia, czy to za pana Mortimera, czy za pana Aspy.

Pogad milczała dłuższą chwilę, wpatrując sie w Verę, ale jej twarz rozjaśniał uśmiech. W końcu spuściła spojrzenie na bose stopy swojej kapitan nim zaczęła mówić.

- Pani kapitan, przepraszam. - Zaczęła, choć jej tonowi daleko było do powagi. - Zaufałaś mi, oddając statek, ale go straciłam. Zwracam się z prośbą o przywrócenie na Siódmą Siostrę. - Pogad podniosła wzrok, a jej oczy błyszczały radością. Musiała bardzo cieszyć się z pomyślności akcji i tego, że uratowali więźniów. - Proszę pozwolić tymi drzwiami, tam jest łaźnia. Ciepła woda czeka na chętnych, ale pani jest pierwsza. Nie dziwota! - Zaśmiała się.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

20
POST POSTACI
Vera Umberto
Serdeńko zatrzymało się w miejscu, odwracając się w kierunku głosu, który ewidentnie nie wiedział, z kim ma do czynienia. Mimo to, Vera nie planowała nikogo tu wyprowadzać z błędu i mogła pozostać panienką, przynajmniej ten jeden raz - dopóki nikt nie będzie czepiał się szerokości jej bioder. Skoro nikt chwilowo niczego od niej nie chciał, mogła pozwolić komuś innemu zająć się sobą i podążyła za krągłą kobietą, siląc się nawet na słaby uśmiech w jej kierunku.
- Chciałabym - zgodziła się. - Umyć się i przebrać.
Miała nadzieję, że panienka Barbara była mniej-więcej jej rozmiarów i nie będzie wyglądać w jej ubraniach karykaturalnie, bo zanim dotrze do jakichś swoich, minie trochę czasu. Siostra pewnie czekała na Harlen, by nie zwracać na siebie uwagi na otwartym morzu teraz, gdy szukała jej cała Kompania. Żeby dopłynąć na wyspę, będą musieli wszyscy dojść do siebie... Albo zostać wyrzuceni stąd przez pana na włościach, Aspę.
Na widok Pogad skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, co wiązało się z bólem ramion, którego się nie spodziewała, więc chwilę później opuściła je z powrotem. Poczekała, aż Gustawa uda się w swoją stronę, zanim uniosła wyczekująco wzrok na orczycę i jej też posłała lekki uśmiech, tym razem już niewymuszony. Słowa, które od niej usłyszała, wprawiły ją w znacznie lepszy nastrój.
- Wiesz, Pogad, jeśli nie chciałaś przejąć Mżawki w dowodzenie, to mogłaś mi po prostu powiedzieć - rzuciła cicho.
Przez chwilę milczała, by w końcu unieść dłoń i na krótko oprzeć ją na zdrowym ramieniu zielonoskórej.
- Dziękuję.
Chciała dodać coś jeszcze, ale nie była najlepsza w ubieranie w słowa silnych emocji, zresztą całkiem możliwe, że Pogad nie potrzebowała słyszeć niczego więcej. Może nawet podziękowanie było zbędne, ale Vera potrzebowała jej to powiedzieć. Gdyby nie ona, gdyby nie wszyscy, którzy zaatakowali Pegaza, ryzykując tak wiele, nie stałaby boso na środku ukwieconego dziedzińca, obok gołej rzeźby w fontannie, tylko płynęłaby dalej ku swojej śmierci.
- Ciepła woda? Tak. Potrzebuję kąpieli w ciepłej wodzie. Wezmę te ubrania - wyciągnęła ręce po stertę. - Chyba, że chcesz pójść ze mną. Przyda mi się skrót tego, co się wydarzyło, z waszego punktu widzenia.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

21
POST BARDA
Kiedy Gustawa odeszła, Pogad była wystawiona jak na pożarcie Verze. I choc słowa kapitan były szorstkie, orczyca wiedziała, że zrobiła to, co zrobić powinna, a i teraz nie mogła uczynic nic, by to zmienić. Czując dłoń na swoim ramieniu, wahała się tylko chwilę, by objąć Verę i na krótko przycisnąć ją do swojej potężnej piersi.

-Cieszę się, że mamy cię z powrotem, kapitanie!

Nawet między kobietami w załodze miłych gestów było dość, więc orczyca puściła kapitan zaraz po tym. Zresztą, zważając na stan Umberto, nawet takie przytulasy mogły być bolesne.

Kilka minut później, gdy Pogad pomagała Verze wyswobodzić się z więziennych szat, to aż zagwizdała, widząc jej poranione ciało. Lniana koszulka z każdym momentem odkrywała więcej śladów po metalowej pałce.

- Ładnie cię urządzili. - Mruknęła, ale zaraz odwróciła wzrok, nie chcąc niepotrzebnie wgapiać się w krwiaki na ciele kapitan. - Podobno Ohar i Ashton wyglądają nielepiej, a Corin... trzech uzdrowicieli dogląda teraz pana Yetta. - Poinformowała. Wyglądało na to, że speszyła się momentalnie, zwróciła głowę w inną stronę. Czyżby nie miała zdradzać Verze takich szczegółów? - Jeszcze im odpłacimy! Kapitan Leobarius mówił, że prócz Pegaza są jeszcze dwa bliźniacze statki tego typu: Wywern i Sfinks. Czeka nas dużo pracy, jeśli mamy posłać je wszystkie na dno. - Zażartowała, ale żart wydał się zgoła wymuszony.

Łaźnia nie była wielka, choć znalazło się miejsce, by ustawić przy sobie trzy potężne balie, teraz wypełnione gorącą wodą. Każda mogła pomieścić przynajmniej trójkę osób. Do jednej z nich mogła wskoczyć Vera. Mydliny, tworzone w dłoniach Pogad za pomocą kostki mydła i pocierania, dawały przyjemnie pachnącą pianę i bąbelki, zachęcające do zanurzenia się w kąpieli.

- Kiedy was pojmano, Siostra wróciła na Harlen. Mieli szczęście, bo Biały Kruk również zdążył wrócić, tak jak Mżawka. A Królowa i Dłoń nie zdążyły wypłynąć. - Tłumaczyła, skupiając się na sukcesywnie pracjących dłoniach aniżeli na obitym ciele Very. - Kiedy Leobarius usłyszał, co się stało, skrzyknął wszystkich i podjęliśmy kroki... pani kapitan, Leobarius mówił, że to, co się stało, było do przewidzenia. Wierzyć mi się nie chce, że działałaś tak lekkomyślnie. - Orczyca pokręciła głową. - W każdym razie... chętni zabrali się na Białego Kruka. Musisz podziękować kapitanowi Leobariusowi, kapitanie. - Przypomniała. - Bez niego, kto wie, co by się stało. Zatrzymaliśmy się, by zabrać tych, którzy zostali w Karlgardzie, poczekaliśmy, aż wyprowadzą was z tego więzienia... Mistrz Ignhys pomagał, jego magia popychała Kruka i Mżawkę, tak, żebyśmy za wami zdążyli. Ten Pegaz to prawdziwy potwór. - Zmęłła w ustach przekleństwo pod adresem kerońskiej jednostki. - Pędził jak szalony, ale kiedy w końcu do was dopadliśmy. Resztę historii już znasz. Cieszę się, że zdołałaś wyjść spod pokładu. W pewnym momencie zaczęliśmy przegrywać. - Podzieliła się swoimi obawami. Vera nie wiedziała jeszcze, ilu piratów straciło życie na Pegazie. Taka bitwa nie mogła obyć się bez ofiar.

Ale były też zyski. Rozmowy u wejścia przerwały opowieść Pogad, a wkrótce w łaźni pojawili się trzej uratowani piraci: młody, ork oraz Jelonek. Wszyscy trzej zdążyli pozbyć się brzydkich i mokrych tunik, więc prezentowali się w całej swojej męskiej krasie.

- Aj, panowie! Powinniśmy wrócić poźniej! - Młody podniósł ręce, by zasłonić oczy. - Czy kapitan Umberto udzieli nam pozwolenia na dołączenie? - Nie ruszył się z miejsca, za to zerknął przez palce!

- Wypieprzać! - Pogad rzuciła mydłem.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

22
POST POSTACI
Vera Umberto
- To był żart, Pogad - westchnęła, widząc jej minę i stęknęła cicho, gdy ta ją do siebie przycisnęła. Nie miała jej nic do zarzucenia, nie miała żadnych pretensji. Nie miała zresztą prawa ich mieć.
Później, gdy zanurzała się centymetr za centymetrem w ciepłej wodzie, w końcu z błogim westchnięciem lądując w niej po samą szyję, słuchała komentarzy Pogad na temat stanu jej i pozostałych piratów. Wspomnienie Corina wywołało w niej wyrzuty sumienia, bo ona grzała się w balii, podczas gdy on potrzebował pomocy trzech uzdrowicieli. Powinna być przy nim.
- Muszę z nim porozmawiać - mruknęła, podnosząc się trochę, gdy orczyca postanowiła jej pomóc z umyciem się. Kwestię zatapiania statków pozostawiła póki co bez komentarza. Gdy przyjdzie na to czas, zajmie się tym z wielką chęcią.
Streszczenie wydarzeń było dokładnie tym, czego potrzebowała. Choć upomnienie ze strony Pogad, dotyczące jej lekkomyślności, smakowało wyjątkowo gorzko, tym razem nie przypomniała jej o tym, że to nie jej miejsce. Jej działania nie były zbyt mądre, zdawała sobie z tego sprawę i pewnie jeszcze nasłucha się na ten temat zarówno od Leobariusa, jak i od Corina. Fakt, że Gregorowi należały się podziękowania, był niedopowiedzeniem. Umberto nie wypłaci mu się do końca swoich dni.
- Gdybym tam nie poszła, Corin by nie żył - westchnęła. - Mimo, że byliśmy zamknięci w celach, udało mi się załatwić dla niego uzdrowiciela Kompanii. Stan, w którym jest teraz, to i tak ogromny postęp od tego, w którym był wtedy.
Podniosła się, by Pogad pomogła jej umyć obolałe ciało. Nie zdążyły zrobić z tym zbyt wiele, zanim pojawiło się towarzystwo. Vera natychmiast zanurzyła się z powrotem, po szyję. W przeciwieństwie do radosnej otwartości przybyłej trójki, nie chciała, by ktoś oglądał ją w stanie, w jakim uciekła Kompanii. Ale nie zamierzała też ich wyganiać - będzie mogła się potem owinąć ręcznikiem i ubrać, schowana przed ich spojrzeniem za dużą sylwetką Pogad.
- Niech wejdą - machnęła dłonią niedbale. - Byle nie do mojej balii.
Przesunęła się tak, by siedzieć tyłem do nich, a potem na chwilę zanurzyła cała, razem z głową. Skóra pod włosami wciąż bolała ją po szarpnięciach strażnika przy przesłuchaniu.
- Gdzie jest Corin, Ashton i Ohar? - spytała, gdy wynurzyła się z powrotem. - I Leobarius?
Strzeliła spojrzeniem w stronę sterty ubrań.
- I co ja tam dostałam?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

23
POST BARDA
Duże dłonie Pogad były tym, czego Vera potrzebowała. Nie tylko mydliły i myły, ale też masowały, czego potrzebowały zbolałe mięśnie. Krwiaki bolały i dotyk je drażnił, ale wszystko poza tym, sztywne po spaniu na gołej ziemi, potrzebowało silnego dotyku rąk orczycy.

- To nienajlepszy pomysł, kapitanie - Pogad nie była zbyt dobrze nastawiona do tematu męczenia rannych. - Możesz go odwiedzić, ale wielkie rozmowy i ustalenia zostaw, aż będzie czuł się lepiej. Lekarz Heweliona używa kropli, które każdego położą spać. Jestem pewna, że będzie próbował zaaplikować je panu Yettowi. - Podzieliła się spostrzeżeniem, skupiając się na ramionach i łopatkach Very. Ból, który wywoływała, był nad wyraz przyjemny. - Czyli mówisz, że gdyby nie to, że tam poszliście, to nie byłoby co z niego zbierać? Hmm...

Kobieta zastanowiła się, chwilę kontemplując nowozdobyte informacje. Marszczyła swój płaski nos, nie mogąc dyskutować z faktem, że kapitan pozwoliła mężczyznom korzystać z łaźni w tym samym czasie. Ork zajął jedną z balii, za to młody i Rogaty musieli podzielił się pozostałą trzecią. Jeśli Vera dobrze się przygladała, mogła dostrzec, że diabelstwo nie tylko miało różki, ale też zupełnie sarni ogonek. Szczęśliwie natura poskąpiła mu kopyt i większej ilości sierści, aniżeli prezentowali ludzcy mężczyźni.

- Mmmm... przyjemnie. - Westchnął Jelonek, zanurzając się w ciepłej wodzie. - A mi kto plecy namydli? - Zażartował, zaraz obracając się, by złapać za brzeg wanny i w parze wypełniającej pomieszczenie wypatrzeć Verę. - Wszyscy poza tobą, kapitan Umberto, są w tym dużym pomieszczeniu, na prawo od fontanny. - Wyjaśnił, nie pozwalając dojść do głosu Pogad. - Wcześniej chyba była tam jadalnia, ale zrobili szpital polowy. Niezła ta posiadłość, prawda? - Zauważył. - Kapitan Tuggli nie miał żadnej posiadłości na lądzie. Zresztą, teraz i tak leży na dnie, razem z Chyżym. - Podzielił się wspomnieniami swojej dawnej załogi. W jego głosie nie brzmiał żal; w więzieniu zdążył już przeżyć żałobę. - Podobno wiecie, gdzie leży Harlen, kapitanie? Tam też są takie domy? Po co opuszczać wyspę, skoro można spędzić resztę życia w willi...?

Pogad postanowiła zostawić rozmowy Verze. Wytarła dłonie o własne ubranie, by sprawdzić, co przygotowała jej Gustawa. Biała suknia była dość standardowego, luźnego kroju, fason ratować miał czarny materiałowy gorset. Bawełniane pończochy i wiązane butki były w porządku. Mogło być gorzej.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

24
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera osiągnęła stan, w którym było jej już absolutnie wszystko jedno. Mężczyźni mogli kąpać się w tym samym pomieszczeniu, o ile nie przyglądali się przy tym jej zbyt ostentacyjnie. Mogłaby też zostać ulokowana w tej samej sali, zamiast w osobnym pokoju, nie miałaby nic przeciwko, dopóki dostałaby łóżko i ciepły posiłek. Kąpiel sprawiała, że coraz bardziej chciało się jej spać, zwłaszcza, że na dworze robiło się coraz ciemniej. Rzuciła tylko krótkie spojrzenie w kierunku tych, co przyszli, zaciekawiona rogatym mężczyzną, ale powstrzymała się od jakichkolwiek komentarzy, nie chcąc usłyszeć ich też w swoim kierunku. Nadal nie miała pojęcia co musiało się wydarzyć, by powstał taki wybryk natury, jak on.
- Nie - parsknęła śmiechem. - Na Harlen nie ma takich domów. Na Harlen, w porównaniu z tym, są drewniane rudery.
Gdyby zdradziła Levantowi faktyczną lokalizację wyspy, nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Pozostali też by jej tego nie wybaczyli. Uratowaliby ją tylko po to, by wrócić do domu i znaleźć zgliszcza, a wśród nich Kompanię, czyhającą na ich życia. Zabiłaby tą informacją co najmniej kilka załóg. Nawet Speke wiedział, że wydanie tej lokalizacji byłoby przesadą, a był zdradziecką kurwą.
Strój, jaki na nią czekał, nie był najgorszy. Zwykła, prosta suknia z gorsetem, przynajmniej nie od żadnego wybitnego projektanta. Gorsety lubiła, nawet te proste, choć nie wiedziała, jak mocno będzie w stanie go zaciągnąć na obolałych żebrach.
- Dziękuję, Pogad - rzuciła przez ramię. - Wyjdę już stąd. Przyniesiesz mi ręcznik?
Była głodna, a chciała jeszcze pójść do sali, o której mówił Jelonek. Nie odwracając się przodem do mężczyzn i chowając się za orczycą, powycierała się i założyła czyste ubrania. Biała suknia nie ukrywała blizny po syrenim ukąszeniu, ale próżno było tego od niej oczekiwać. Szarej szmaty, jaką z siebie zdjeła, nie zaszczyciła już nawet spojrzeniem. Niech służący Aspy ją wyrzucą, albo spalą, najlepiej.
- Jak się nazywacie? - spytała trójki piratów, wyciskając wodę z długich włosów. Przynajmniej ta nie była słona.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

25
POST BARDA
Mężczyźni nie byli zbyt natarczywi. Jelonek chciał rozmawiać, bo najwyraźniej była taka jego natura, gdy nie potrafił utrzymać języka za zębami i chciał zaczepić każdego, kto zechce z nim mówić. Młody, wiedziony ciekawością, zerkał w kierunku Very, jednak zważając na jego wiek, można mu było to wybaczyć. Ork zaś zamknął oczy i odpoczywał z linią wody tuż pod nosem, jakby chcąc odciąć się od wszystkich i wszystkiego.

- Drewniane rudery też ujdą. - Rogaty odpowiedział wesoło na śmiech Very. Podobało mu się, że rozbawił kobietę. - Byleby było gdzie głowę przed deszczem schować.

Kompania i Levant musieli wiedzieć, że podane koordynaty, nawet te za drugim razem, nie będą prawdziwe. Harlen miała być bezpieczna jeszcze przez jakiś czas, o ile patrole nie wpadną na nią całkowitym przypadkiem. Nawet jeśli, ich statek osiądzie na mieliźnie przed zatoką. Naturalna fortyfikacja działała na korzyść piratów.

- Jeszcze włosy, kapitanie. - Przypomniała Pogad.

Niezależenie od tego, czy Vera postanowiła pójść za radą orczycy, czy nie, ta pomogła jej wysuszyć się, a następnie wsunąć ubrania. Luźna suknia nie drażniła obitej skóry, a gorset zrobiony był z materiału, usztywniał ciało i modelował sylwetkę, ale nie drażnił przez brak fiszbin. Pogad również uważała, by nie ścisnąć jej zbyt mocno.

- Napatrz się, młody! Ze dwa miesiące nie widziałeś kobiety w sukni! Zabierzemy cię do Everam, to zobaczyć też bez. - Rogaty żartował z kolegi, który czerwienił się jak burak i syczał na przemian "zamknij się" i "przestań", zbyt zawstydzony, by skonfrontować się w inny sposób. - Ja jestem Samael, ale, bądźmy szczerzy, nikt nie używa tego imienia. - Jelonka nie opuszczał dobry humor, choć za jego słowami mogło kryć się parę przykrych historii. Piraci byli kreatywni w wymyślaniu obelg. -Byłem prawą ręką kapitana dla tych, co chcieli słuchać czegoś takiego, jak ja. Młody to Zigi.

- Zygmunt - poprawił kolegę chłopak.

- A tamten niesympatyczny to Agnogg. - Przestawił również orka. Sam zainteresowany otworzył ślepia i łypnął na Jelonka, ale niczego mu nie odpowiedział. - Z załogi kapitana Tuggliego, z pokładu Chyżego. Teraz, cóż. Bez załogi.

- Zatopili nas niedaleko stąd. - Dodał Zygmunt. - A później wyłowili niedobitków i zabrali do Karlgardu na Pegazie. Było nas więcej... nie wiem, co stało się z pozostałymi.

- Mówili, że wysyłają nas do pracy w Qerel. - Pożalił się Samael. - Żebyśmy odpracowali winy. Jakie winy mógł mieć młody? Dołączył ledwie pół roku temu.

- A później, po pracy, ciebie mieli wysłać do Sakirowców.

- Taaa, na stos. A was na szafot.

Atmosfera nieco się zepsuła, gdy mężczyźni snuli opowieści o tym, do czego mogło dojść, ale dzięki Siódmej Siostre, Leobariusowi i reszcie - nie doszło!

- Nie zatrzymujemy cię, kapitanie. Porozmawimy później, jeśli będzie chwila, a? - Samael jakby chciał ją przegonić, gdy do łaźni zaczęli wchodzić kolejni piraci. Załoga Leobariusa umazana we krwi zabitych załogantów Pegaza potrzebowała kąpieli tak, jak i więźniowie. Pogad pociągnęła Verę do wyjścia, by zrobić więcej miejsca męskiej części załóg. Panie nie potrzebowały widoków, jakie zaraz miały kaleczyć oczy w łaźni.

- Kapitanie, nie ufaj takim, jak tamten. - Mruknęła orczyca, dzieląc się swoimi uprzedzeniami, gdy były już poza zasięgiem uszu mężczyzn. Słońce nisko stało nad wodą, rzucając ostatnie promienie na ocean, rozświetlając go złotem. Wkrótce miał zapaść zmrok. Ciemność czaiła się na dziedzińcu, gdy mury uniemożliwiały słońcu przedarcie się do środka po raz ostatni tego dnia. Kwiaty również zaczęły się zamykać. - Z demonów nigdy nic dobrego nie wynika. Nawet nie myśl o tym, żeby znaleźć mu miejsce na Siostrze. Ledwie spojrzysz w drugą stronę, a będzie wisiał na rei, oskarżany o wszystko, co złe spotkało statek. I słusznie. Nie ma w naszej załodze miejsca na takie ścierwo.

Orczyca nigdy dotąd nie wykazywała uprzedzeń do kogokolwiek, nawet do niewinnych dziewcząt, które szukały przygód na statku! Nawet Echo i Raylene nie były dla niej taką solą w oku, jak jeden rogaty pirat. Jej twarz stężała, brwi zmarszczyły się i nawet wykrzywiła usta, jeszcze bardziej obnażając kły. Choć Samael nie zrobił nic złego, a wręcz przeciwnie, przyczynił się do uratowania piratów z Pegaza, dla wielu był stracony już na wstępie. Vera pamiętała, że Kapitan Urong również był bardzo przeciwny diabelstwom, ale czy Aspa nie miał paru w swojej załodze?

- Tam jest lazaret. - Pogad wskazała na podwójne drzwi, otwarte na oścież. - Pójdę sprawdzić, co z kolacją.

Za drzwiami znajdowała się duża sala, a dzięki ogromnym oknom skierowanym na zachód, wciąż było jasno. W powietrzu utrzymywał się smród potu, brudu i krwi, choć piratów nie było wielu. Mniej niż połowa z przygotowanych łóżek i podwieszonych pod sufitem hamaków była zajęta. Kiedy Vera weszła, podniosło się parę głów, ktoś pomachał jej, ktoś pozdrowił. Paru z załogantów Siódmej Siostry, wśród nich Rivera i Osmar, siedziało na podłodze i cięło w karty, wielu spało, a za białym parawanem w końcu sali kilku wciąż było doglądanych przez uzdrowicieli. Na jednym z łóżek, całkiem samotnie, siedział Ignhys i w zamyśleniu chrupał herbatniki.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

26
POST POSTACI
Vera Umberto
Jeszcze włosy. Zanurzyła się z powrotem i wyszła dopiero wtedy, gdy Pogad uznała, że jej kapitan jest już wystarczająco czysta. Vera miała wrażenie, że nieważne jak długo będzie moczyć się w ciepłej wodzie, nie pozbędzie się zapachu siana i morskiej wody, w którą wpadła - choć przecież nie pierwszy raz. Potem, ubierając się w suknię, kompletnie ignorowała zarówno komentarze Jelonka, jak i zawstydzone spojrzenie młodego. Jeszcze tydzień temu kazałaby się im obu zamknąć, rzucając kilka obelżywych komentarzy w ich kierunku; dziś było jej wszystko jedno, nie miała na to ani nerwów, ani siły. Wygładziła rękawy sukni, które zakryły jej sińce i była gotowa do wyjścia.
- Wolałabym was poznać przy butelce rumu, niż w takich okolicznościach, w jakich było nam dane, ale cóż. Miło mi.
Sama nie musiała się przedstawiać, więc tego nie zrobiła. W przeciwieństwie do rogatego nie miała też ochoty na pogawędki, nie dopóki się nie prześpi i nie rozmówi z tymi, z którymi porozmawiać chciała najbardziej. Pożegnała ich słabym uśmiechem, zarówno Samaela, jak i zawstydzonego z jakiegoś powodu Zigiego i mrukliwego orka. Skinęła głową, zgadzając się na potencjalne spotkanie w bliżej nieokreślonej przyszłości, by w końcu opuścić łaźnię i zwolnić ją dla tabunów kolejnych brudnych mężczyzn.
Reakcja Pogad zaskoczyła ją. Uniosła brwi, spoglądając na nią z ukosa.
- Nie zamierzałam proponować im miejsca na Siostrze. Nie zamierzałam też tego nie robić. Chcę zobaczyć, jak się sytuacja rozwinie - odparła szczerze.
Momentami zastanawiała się, czy orczyca nie byłaby lepszą drugą oficer, niż Irina. Musiała rozważyć wymianę na tym stanowisku. Elfka chyba nie będzie miała nic przeciwko, nie była do tego szczególnie przywiązana i, co by nie mówić, nie sprawdzała się ostatnio najlepiej. Była świetna w innych rzeczach, ale nie w dowodzeniu. Zresztą po tym, co dziś zrobiła Pogad, zdecydowanie należał się jej awans.
- Gdyby nie to diabelstwo, którym tak gardzisz, pewnie by mnie tu nie było - dodała. - Czemu jesteś mu tak przeciwna? Jelenie rogi i sterczący z dupy ogon nie robią z niego potwora. Masz jakieś złe doświadczenia, czy co?
Kiwnięciem głowy pozwoliła jej odejść w poszukiwaniu kolacji i choć Vera czuła ssanie w żołądku, były sprawy, które musiała załatwić najpierw. Zostawiona sama na dziedzińcu, przez chwilę wpatrywała się w otwarte drzwi z wahaniem, jakby po przekroczeniu ich miało wydarzyć się coś złego. Ale to był przecież tylko tymczasowy szpital. Tam utrzymywano ludzi przy życiu, nie pozbawiano go ich. Uzdrowiciele, opiekujący się Corinem, mogli mu tylko pomóc. Ruszyła przed siebie, choć jej krok nie był tak zdecydowany, jak zazwyczaj.
Odpowiadała na powitania, ale dopiero osoba Ignhysa przyciągnęła jej uwagę na dłużej. Zatrzymała się, niepewna, czy powinna iść dalej, do Corina, który musiał leżeć za białym parawanem, czy podejść do elfiego maga, bez którego cały ten zaplanowany ratunek stałby się dużo trudniejszy - choć może nie martwiłaby się, że wzburzone przez sztorm morze wymiecie ich przez dziurę w kadłubie. Ostatecznie postanowiła zostawić tę rozmowę na później, na za chwilę. Najpierw chciała zobaczyć, w jakim stanie są Corin i Ohar, więc kontynuowała swoją wędrówkę za parawan.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

27
POST BARDA


- Czy na pewno? - Pogad nie była przekonana co do tego, że rogi i ogon nie tworzyły z kogoś potwora. Rogaty był przecież abominacją, stworzeniem zbyt dalekim człowiekowi, zbyt bliskim zwierzęciu. Czy to, że pomógł Verze, miało jakieś znaczenie? Bynajmniej. Orczyca porzuciła temat i odeszła, by zając się ważniejszymi sprawami od przekonywania kapitan, że diabelstwa są z natury złe.

Ignhys nawet nie zarejestrował, że Vera skupiła na nim swój wzrok. Elfi mag był odklejony od rzeczywistości, a po tym, jak wywołał sztorm, musiał poczuć się jeszcze gorzej. Nie było łatwo pchać dwa statki przez taki kawał świata, apóźniej jeszcze wywołać burzę nad Pegazem.

Nikt jej nie zatrzymywał. Parawan był tak niedaleko, a wydawało się, że każdy krok dłuży się w nieskończoność. Stawiała uważnie kroki, nie wiedzieć czego spodziewać się po drugiej stronie parawanu...

Było tam tylko więcej łóżek i hamaków. Uzdrowiciele stali nad rannymi i dyskutowali między sobą w lekkim przeciągu między otwartymi drzwiami. Prócz znanego już Verze lekarza, który odwiedził ją wcześniej, był tu też Weswald i Mute'lakk, jak również pan Viridis i Olena. Szczególnie ta ostatnia rozjaśniła się na widok kapitan Umberto.

- Pani kapitan! - Zawołała, zaraz podchodząc bliżej. Vera spostrzegła, że jej fartuch ubrudzony był dawno zaschniętą krwią. Musiała zajmować się szyciem tych, którzy zalegli na łóżkach. Pociętych przez kordelasy marynarzy Pegaza nie brakowało.

Ohar siedział na jednym z łóżek i jadł z miski coś, co wyglądało na kleik, podniósł dłoń w ramach powitania. Corin zaś zajmował ostatnie posłanie, tuż pod oknem. Na parapecie ustawiono donice z purporowymi kwiatami, jakby specjalnie dla niego, by miejsce było nieco przyjemniejsze. Yett spał z głową zwróconą do ściany.

- Pani kapitan. - Viridis powtórzył po podopiecznej, sucho, bezemocjonalnie. - Potrzebuje pani pomocy? Jeśli przyszła pani rozmawiać z rannymi, proszę mi wierzyć, może to poczekać. Pytania? - Podszedł do niej i wskazał dłonią drogę za parawan. Nie mogli przecież rozmawiać między pacjentami oddziału intensywnej terapii! - Ranni potrzebują spokoju.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

28
POST POSTACI
Vera Umberto
Może z rozmową z Ignhysem poczeka na moment, aż będzie miał większy kontakt z otaczającym go światem. Wolała w odpowiedzi na każde swoje słowa nie dostawać pytania, czy podoba się jej jego synek. Zależało jej też na tym, żeby zdał sobie sprawę z tego, jak Vera bardzo docenia jego pomoc. Gdyby wiedziała, co sprawiłoby mu radość, może nawet kupiłaby mu jakiś prezent, coś, co ucieszyłoby starego elfa. Niestety, z prezentami nigdy nie radziła sobie najlepiej, a Ignhys nie był osobą łatwą do obdarowania.
Uśmiechnęła się do Oleny krótko i oparła dłoń o jej ramię, gdy ta podeszła bliżej. Przytulać się nie zamierzała, bo to był jakiś infantylny zwyczaj, jaki z dziewczyny trzeba było wyplewić, ale ona też musiała wiedzieć, jak ważna dla Very jest jej obecność tutaj. Ciekawe kiedy jej przejdzie wdzięczność do wszystkich wokół i z powrotem stanie się zgorzkniała i oschła, hm? Jej spojrzeniu nie umknęły kwiaty na parapecie obok Corina, ale nie wnikała w to, kto je postawił, bo nie chciała psuć nastroju, jaki i tak za białym parawanem był dość podły.
- Viridis? - zdziwiła się na widok lekarza. Hewelion go wypuścił ze swoich zaborczych ramion?
Rzuciła ostatnie spojrzenie śpiącemu Corinowi, potem zerknęła na Ohara i posłusznie wyszła, wyprowadzona zza parawanu. Nie pozwolili jej nawet usiąść obok niego i odezwać się, żeby wiedział, że przy nim jest. Co za bzdura.
- Chciałam dowiedzieć się, jak się czują moi ludzie. Ohar nie wyglądał dobrze na statku, ale widzę, że już siedzi, więc odzyskał trochę sił. Co z Corinem? - uniosła pytająco brwi. - Uzdrowiciel Kompanii trochę go podkładał, gdy byliśmy zamknięci, bo był w stanie krytycznym. Pogad powiedziała, że jest źle. Że musi się nim zajmować czterech lekarzy.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

29
POST BARDA
Viridis odesłał Olenę spojrzeniem, bezgłośnie nakazując jej powrót do pracy, zaraz też skupił się na pani kapitan. Cała jego postawa krzyczała, że nie podobało mu się, że jest tutaj, z dala od Huberta, nawet jeśli okoliczności przyrody były tak urodziwe. Willa na skraju oceanu była piękna, ale czym były wakacje, skoro przepełniała je krew i cierpienie, a do tego nie było Heweliona tuż obok?

- Panią również dobrze widzieć. - Przywitał się kutluralnie. Labrus minę miał poważną, a ton oschły. Wspominał kiedyś, że przyjmował kiedyś w praktyce lekarskiej w mieście. Czy traktował Verę jak, jak traktować powinien bliskich kogoś chorego? Zbyt duża ilość okazywanych emocji mogłaby mieć wpływ na osoby postronne, a nikomu przecież niepotrzebna była panika.

Kiedy wyprowadził kobietę za parawan, zaczął tłumaczyć, co zdołał ustalić:

- Oharowi pomogli pani młodzi uzdrowiciele, jego obrażenia nie były tak poważne, jak się wydawały. Żołądek, choć podstępny i skomplikowany, łatwo daje się naprawić, a magia jest w obec niego szczególnie potentna. Pan Ohar musi teraz tylko odpocząć i oszczędzać się przez jakiś czas, by wróciły mu siły. Za to pan Yet... Pan Yett wiele przeszedł. - Wyjaśnił powoli, jakby ważąc słowa. - Pan Noel potwierdził, że ktoś wcześnie usiłował panu Yettowi pomóc, jednak zrobił to bardzo... khm, z braku lepszego określenia, powiem, pobieżnie. Zaleczył zewnętrzne rany, ale w środku pozostawił to, co najgorsze. - Tłumaczył spokojnie Labrus. - Mogę sobie tylko wyobrazić, w jakim bólu pan Yett musiał być przez ostatnie dni. Dziwię się, że był w stanie funkcjonować, ratować się z tego okropnego miejsca. Pani kapitan, prawdę mówiąc, łatwiej byłoby stwierdzić, czego pan Yett nie ma złamanego, pękniętego, uszkodzonego. Spadł z wysokości, prawda? - Spojrzał na Verę spojrzeniem tak oceniającym, jakby była to wyłącznie jej wina. Czy nie była jak matka gąska dla swojej zgrai? Może rozmawiał też z Leobariusem i poznał przyczyny, dla których Corin skakał ku własnej śmierci? - Wierzę, że nie chce pani znać szczegółów, dlatego ich pani oszczędzę. Podkreślę tylko, że ma rozbitą głowę, więc może być oszołomiony, a póki pęknięcia miednicy nie znikną, pan Yett ma zakaz opuszczania łóżka. Prawdę mówiąc, hamak będzie dla niego lepszy. - Viridis potarł brwi. Praca z rannymi musiała go zmęczyć. - Nie muszę dodawać, że nie chcę słyszeć o żadnym nowym materiale na szantę, jeśli wie pani, co mam na myśli. W rzeczy samej, nie chcę o tym słyszeć nawet wtedy, gdy pan Corin będzie zdrowy. W każdym razie... - Labrus rozejrzał się po lazarecie, po chwili westchnął i spuścił nieco z tonu. - Każdemu przyda się odpoczynek. Tobie również.

Dłoń lekarza dość niespodziewanie znalazła się na ramieniu Very.

- Idź, zjedz, prześpij się. Rano będziesz mogła z nim porozmawiać, jeśli będzie przytomny.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

30
POST POSTACI
Vera Umberto
Obecność Viridisa była dla niej uspokajającą wiadomością. Magia owszem, była pomocna, co potwierdził mówiąc o Oharze, ale czuła się pewniej, gdy wiedziała, że Corinem zajmuje się lekarz z prawdziwego zdarzenia. Może gdyby trafiła na bardziej doświadczonego maga-uzdrowiciela niż Weswald i Mute'lakk, jej nastawienie byłoby inne, ale póki co nie dali jej powodów do pokładania w magii wielkich nadziei. Leczyli lekkie obrażenia i proste choroby - w przypadku Erinela zawiedli.
Gdy słuchała streszczenia dotyczącego stanu zdrowia swojego oficera, traciła zapał i energię, jaką dały jej kąpiel i rozmowa z Pogad. Wszystko, co zrobiła od momentu oddania części swojej załogi Leobariusowi, robiła po to, by uratować życie Corina. By go uwolnić i wyleczyć po upadku, wtedy jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego, że to nie będą jedyne obrażenia, jakie otrzyma tego wieczoru. Poczuła się oszukana przez Levanta i jego uzdrowiciela, choć przecież sama o to poprosiła - by wyleczyli go tak, by zdołał przeżyć noc. Z jakiegoś powodu sądziła, że skoro chciał ich wszystkich powiesić w Qerel, postara się bardziej, by tak istotny więzień mu nie umarł po drodze.
- Nic nie mówił - stwierdziła cicho, czując wyrzuty sumienia, że ucieczka z Pegaza tak go przetyrała, nawet jeśli nie było żadnej alternatywy. - Wiedziałam, że jest źle, ale nie sądziłam, że aż tak. Był w stanie iść. Rozmawiać.
Upomnienie, by trzymała się od niego z daleka w wiadomym kontekście sprawiło, że skrzywiła się z niezadowoleniem, wracając do swojej standardowej, wyniosłej i lodowatej postawy, jaką wszyscy dobrze znali.
- To nie twój interes, Viridis - odparła chłodno. W buntowniczych słowach brakowało zwyczajowej siły. - Zresztą wiem przecież, nie jestem idiotką.
Lądująca na jej ramieniu dłoń sprawiła, że znów złagodniała i nieco zapadła się w sobie. Nie powinna była na to pozwolić. Corin nie powinien skończyć w ten sposób, nie na jej warcie. Zerknęła w bok, choć nie miała prawa go zobaczyć przez biały parawan. Nie rozumiała, dlaczego nie może choćby posiedzieć obok niego w ciszy. Nikomu by nie przeszkadzała.
- Czy mógłbyś... kiedy się obudzi... - zaczęła niepewnie, właściwie nie wiedząc o co chce poprosić. - Mógłbyś powiedzieć mu, że tu byłam? I że przyjdę rano.
Kolacja i sen. Może Labrus miał rację. Ona też potrzebowała zadbać o siebie, skoro i tak nie była w stanie w żaden sposób nikomu teraz pomóc.
Obrazek

Wróć do „Everam”