Zawalona Latarnia

1
U wybrzeży Wód Umarłych, od strony Czarcich Gór trwa do dziś pozostałość po pewnym porcie. Zawalona kamienna latarnia wzniesiona na klifie pnie się do połowy swojej pełnej wysokości, przypominając z daleka skalny monolit, aniżeli budowlę. Zwietrzała konstrukcja była aktualnie bezużyteczną ruiną, w której jedynie cień można było znaleźć i miejsce gdzie usiąść, mając ledwie schronienie od gorąca słońca.
Mimo tego, żadna piracka banda, ani zbóje, czy też tubylcy nie zainteresowali się tym odosobnionym odległym miejscem. Krążą jedynie legendy o przeklętej latarni, że jeśli spędzisz tam noc kiedy chmury zasłonią całe niebo, to sam Usal przyjdzie zabrać cię w zaświaty. A jeśli nie on, to zrobią to nekromanci, którzy podpływają na brzeg, aby zabrać swoje ofiary na Wyspy Nieumarłych.

Miejsce otaczają pustkowia i sporadycznie przelatujące przez niebo sępy. Na rozpościerającym się przedgórzu trwa może piasku wydętego w wydmy. Nie ma żadnej roślinności. Woda u wybrzeży wydaje się być bez życia, acz niekiedy przypływ wyrzuca tutaj zapomniane resztki zatopionych statków i martwe szczątki poległych marynarzy czy też zdechłe ryby.

Zawalona Latarnia

2
POST BARDA
Było zupełnie jak we śnie, tyle że niebotycznie bardziej przerażająco, a ona nie miała ognia w rękach. Nieprzenikniona ciemność i spojrzenia zewsząd. Jakby była nieproszonym gościem, obcym, natrętną muchą. Czuła w kościach, że przyglądają jej się niezliczone istoty, była w centrum uwagi przez ten moment, aż odległe echo przerwało nieskończoną ciszę. Odgłos jakby z zewnątrz zaczął dobiegać, zbliżać się z każdego kierunku. Mrok zaczął ustępować, zaczęła widzieć pierw zarysy kształtów w odcieniach szarości i granatów. Stopniowo barwy nabierały ciepła i jasności, a kontury wyrazistości. Stała w zupełnie innym miejscu.
— No i masz — Usłyszała męski głos zażenowania. Postać w czarnych szatach opuściła wyniesione wysoko dłonie. Łysy, niski i wysuszony wyglądem mężczyzna machnął ręką w ramach gestu frustracji. Jedynie pas trzymał jego szatę przypominającą pofałdowany wór przerzucony przez głowę, w którym mógł równie dobrze cały się schować, tyle że tkanina nawet układała się na nim sensownie, nadając mu tajemniczego wyglądu, aniżeli okropnego, jak w przypadku napotkanego jeszcze chwilę temu pijaka.
— Czemu się na mnie uwzięliście dzisiaj i wszyscy pijecie niebezpieczne reagenty! Jak jakieś dzieci! Na litość boską przecież widać, że to nie mleko, ani alkohol! Gdzie wy macie łby?! Pierw kot, potem Siegfried, a teraz jakaś dziewka... — Dziwak mówił właściwie sam do siebie, a Thusnel mając ledwie butelkę w ręku mogła się rozejrzeć gdzie teraz się znajdowała. Podziemna hala w której czuć było wilgoć, smród siarki, zapach mięty i lekki chłodek, wykuta była w skale na kształt sześciokąta foremnego. Były tutaj jedne drzwi, które stały otworem za dziwnym panem w czarnym wdzianku. Światło świec padało z wiszących lamp mających postać drewnianych belek zawieszonych na sznurach, a w nich przymocowane uchwyty na naczynia z knotem wypełnione gęstym olejem, zalewając pomieszczenie ciepłym pomarańczowym światłem. Przy trzech ścianach pomieszczenia były regały z księgami, a przy pozostałych dwóch stół, kufry i oprzyrządowanie alchemiczne. Na samym środku gdzie znajdowała się i ona na równej płaskiej powierzchni wyrysowany był kredą biały okrąg wpisany w trójkąt, na którym konkretnie właśnie stała.
— Dobra, kim ty u licha jesteś? Skąd jesteś? Rozumiesz co do ciebie mówię? — Zapytał, po czym powtórzył w jakimś innym języku i w innym. Córka wodza mogła teraz przyjrzeć się mu uważniej. Zielone, nawet ładne oczy, ale już zmęczona wiekiem ponura twarz na której widniały zmarszczki. Wygięte cienkie usta w grymas niezadowolenia, mizerna postawa i patykowate dłonie sugerowały, że ma do czynienia z cherlakiem. Był niższy od niej i na pewno starszy.

Zawalona Latarnia

3
POST POSTACI
Thusnel
Thusnel moment wcześniej, a może całą wieczność wcześniej, znajdowała się na odległej przestrzeni dzikiej i zimnej Północy, znajdowała się pod drzewami lasu, w którym miała schronienie, wokół niej roztaczał się śnieg, niedaleko niej biło światło od ogniska w jej obozowisku, świeże powietrze od czasu do czasu mieszające się z odorem człowieka, który niespodziewanie dla niej naszedł jej tymczasowy dom, a potem, gdy wzięła na czubek języka dziwną substancję nastała ciemność trwająca chwilę lub nieskończoność. Czuła się niemalże jak w jednym ze swoich snów, kto wie, może naprawdę zasnęła. Czuła się odosobniona i samotna, czuła że nie należy do miejsca, w którym się znalazła, czuła się obserwowana i osaczona. Tym razem jednak nie czuła ognia i żaru, który jej towarzyszył zawsze w snach. Teraz była sama i nim mogła podjąć walkę wszystko się skończyło. Stała w jakimś dziwnym pomieszczeniu wraz z mężczyzną, który musiał być zdziwiony jej obecnością tutaj równie co i ona sama.
Wojowniczka go jednak nie słuchała zszokowana tym co miało miejsce. Czy śniła dalej? Czy może to była rzeczywistość? Z szeroko otwartymi oczami zaczęła rozglądać się po miejscu w jakim się znalazła, a jej szok z każdą chwilą rósł coraz bardziej. Co to było za miejsce!? Gdzie była!? Nigdy czegoś takiego nie widziała! Zaczynając od dziwacznie ubranego mężczyzny, w strój który nie przypominał jej zupełnie zaczynając, przez komnatę z kamienia o dziwnym kształcie, po dziwne symbole w środku których stała czy przedziwne coś pełne różnych naczyń, niektóre podobne do tego które właśnie trzymała w ręku, a inne zupełnie inne i o wiele bardziej fantazyjnych kształtach.
Thusnel zrobiła chwiejny krok do przodu, który raczej podyktowany swą nieporadnością wciąż był szokiem. Potem wolną ręką dotknęła swojej twarzy i ciała, nawet się uszczypnęła kilka razy, a gdy i to nie pomogła, dała sobie samej w twarz z liścia tak, że w powietrzu potoczyło się echo i jej okrzyk zdziwienia. Nie, to nie był sen. Z całą pewnością nie był sen. Jej wzrok znowu skupił się na dziwacznym mężczyźnie, który zadawał jej pytania.
- Rozumiem cię... Gdzie jestem? Kim jesteś? - Sama zadała niemal te same pytania co chwilę wcześniej on nim jej wzrok nie spoczął na czymś obok niego. Czymś zupełnie dla niej obcym, ale jednocześnie czymś do pewnego stopnia znajomym. Oczy raz jeszcze rozszerzyły się w szoku i ruszyła, jeśli trzeba to nawet i taranując mężczyznę stojącego obok, w kierunku regałów z księgami. Jej szok dorównywał niemal temu sprzed chwili, gdy na chybił trafił wyciągnęła jedną z nich i upewniła się, że faktycznie to było pismo. Ale to nie były pojedyncze zwoje, z których uczyła się czytać. W jednej takiej oprawie było ich dziesiątki, setki. A w samym pomieszczeniu musiało być ich... Dużo. Dziesiątki tysięcy! Albo i więcej! - Co to za miejsce? Co to... Czy tu zamknięta jest cała wiedza świata? Skąd ją masz?

Zawalona Latarnia

4
POST BARDA
Starszy cherlawy mężczyzna z zaskoczeniem przyglądał się zafascynowaniu kobiety, chociaż zirytował go fakt, że buszuje po pomieszczeniu bez pytania czy chociażby krótkiej rozmowy. Odchrząknął.

- Pierwszy zadałem to pytanie. I proszę, nie panosz się tutaj jak u siebie. - obruszył się w jej stronę, gdy ta dotknęła którejś z ksiąg - Ej ej, to cenne materiały, uważaj bo uszkodzisz!

Poruszał się w jej stronę wolno, widać, że najlepsze lata miał już za sobą. Gdy w końcu dokuśtykał do niej, wyrwał jej z dłoni księgę i odłożył na półkę. Spojrzał groźnie, jak na starca w jej oczy, domagając się odpowiedzi.

- Nie ciebie się tutaj spodziewałem, gdzie jest Siegfried? - złączył ręce za plecami, lekko pochylony patrzył w górę aby nawiązać z nią kontakt wzrokowy.

Zawalona Latarnia

5
POST POSTACI
Thusnel
- Skąd mam wiedzieć? - Thusnel również się obruszyła, gdy padło kolejne pytanie z ust mężczyzny. Kim ona była, że miała znać jakieś odpowiedzi skąd się tu znalazła i gdzie był jakiś inny człowiek. Sigfrid? Pierwsze raz słyszała takie imię! I jeszcze zabrał jej książkę! - Nie znam żadnego Sigfrida.... Siegfrida... Frieda. - Poprawiła się bo nie do końca tak brzmiało wspomniane imię, a jej ręka już szła w kierunku kolejnej książki, ale się zatrzymała i popatrzyło się na niego bystrzej.
- Zaraz. Skoro spodziewałeś się kogoś innego, a ja jestem tutaj zamiast niego... To ty coś zrobiłeś? - Popatrzyła się na niego niepewnie. - Albo tamta osoba? Jesteście jakimiś szamanami?

Zawalona Latarnia

6
Starzec był jakby zirytowany ilością pytań, które wystosowała nieznajoma.
- Na ha ha, za dużo pytań! - odpowiedział szybką wypowiedzią. Obrócił się i zaczął krążyć po sali, widocznie rozmyślając.

- Skoro ona tu jest to tak...pewnie nie żyje........ale ona tu jest, więc zadziałało, ale czy na pewno? Może to tylko przypadek.....potrzebne dodatkowe badania, tak. - zwrócił uwagę ponownie na nieznajomą, kiedy zatoczył koło i stanął obok niej. Spojrzał jej w oczy.

- Szamanami? Szamanami?! Toż to poniżające! - obruszył się - Z jakiej nory wypełzłaś kobieto, że nie potrafisz odróżnić kwalifikowanego maga i czarodzieja od jakiegoś tam "szamana"? W jakich czasach przyszło mi żyć. - zrobił kilka kroków do środka pomieszczenia.

- Chyba wypadałoby cię odesłać, to prostsze niż sprzątanie twoich resztek z podłogi, tak. Choć tutaj, na środek.

Starszy mężczyzna miał widocznie trochę nie po kolei w głowie, ale nawet ten fakt i to, iż wyglądał prawie jak jakiś przybłęda, nie sprawiło, że wydawał się niegroźny. Coś z tyłu głowy Thusnel mówiło jej, że lepiej z nim nie zadzierać.

Zawalona Latarnia

7
POST POSTACI
Thusnel
Thusnel obserwowała starca czując pewien niepokój. Musiał to być mężczyzna niespełna rozumu. Prawdę mówiąc pod pewnymi względami nie ustępował ich klanowemu szamanowi, Harsfaldowi. Miał w sobie to charakterystyczne coś co z każdą chwilą coraz bardziej ją konsternowało i nakazywało ostrożność. Nigdy nie było wiadomo co takiemu człowiekowi strzeli do głowy. Czy nie rzuci się na nią z gołymi rękoma czy zaraz nie zdecyduje się rzucić na nią jakiejś klątwy czy wymyśli jeszcze coś innego, coś co jej umysł by nie ogarnął w swej pokraczności i pokrętności, jakie oferowały umysły czarowników.
- Kwalifi... co? - Thusnel nie zrozumiała słowa i patrzyła się ze zdziwieniem na starca. No i kim był czarodziej? Prawdę mówiąc brzmiało to podobnie do czarownika, więc pewnie ten kwalifi czarodziej, to jakiś szaman. Dziewczyna postąpiła ostrożnie za starcem, idąc w kierunku wskazanego mu przez siebie środka sali. - Ale wiesz gdzie mnie "odesłać", tak? - Zapytała się niepewnie.

Zawalona Latarnia

8
POST BARDA
- Gdzie? Nie nie, nie ważne gdzie, byle jak najdalej stąd. Ty możesz zbyt wiele szkód wyrządzić. Po za tym tobie będzie lepiej wszędzie, ale nie tutaj. - wypowiedział słowa, wymachując przy tym lekko rękoma. - Dobrze dobrze, stój nieruchomo.

Starzec podszedł do jednego z pulpitów na którym leżała jakaś księga, mamrocząc coś pod nosem, widocznie przypominał sobie inkantacje zaklęcia, które wysłałoby Thusnel...gdziekolwiek, byle nie tutaj. A może z powrotem? Ciężko powiedzieć. Odwrócił się z powrotem do postawnej kobiety i zaczął wypowiadać jakieś słowa, których Thusnel nie była w stanie zrozumieć, ale na pewno nie był to język wspólny. Runy pod jej nogami zaczęły jaśnieć. Nim zdążyła pomyśleć czy to dobry pomysł, zapanował błysk i przeszywający chłód.

***

Chłód był znajomy, ale tuż za nim poczuła wiatr okalający jej twarz. Oślepiający błysk zdawał się ustępować, a ona usłyszała szelest drzew. Następnie je zobaczyła. Wszystko wokół było przykryte śniegiem, znajoma sceneria - las zimową porą. Był to jednak środek lasu, a nic wokół nie przypominało jej czegokolwiek znajomego. Na szczęście był środek dnia, mogła łatwo dostrzec ewentualne zagrożenia i wytyczyć sobie ścieżkę...pytanie dokąd? Czy była niedaleko miejsca z którego ją przeniosło? A może wylądowała na drugim końcu świata? Mogła jedynie polegać na własnych zmysłach, naturze i szczęściu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Czarcie Góry”