Wioska Urg'Tanok

1
Chata Szamana
Odosobnione domostwo znajdujące się na odległość męskiego krzyku od najbliższych zabudowań wioski przyozdobione jest, zgodnie z orkową tradycją, licznymi trofeami pokonanych przeciwników, z czego wyróżniającym się elementem jest ludzka czaszka przebita pordzewiałym już, niegdyś zdobionym, półtoraręcznym mieczem. Do niepozornej chaty rzadko udają się jacykolwiek mieszkańcy wioski, jeśli nie są zmuszeni do tego ciężką chorobą, cennymi marami lub nierozwiazywalnymi zagadkami. Dom szamana nie zwracałby uwagi, gdyby nie kamienny krąg ustawiony w pobliżu - trzy menhiry i kilka mniejszych głazów zdaje się wyznaczać święte miejsce, nienaruszalne dla żadnej żywej istoty, ni zwierzęcia, ni rośliny.


W świetle słońca zachodzącego słońca ustawiono stos, którego płomienie sięgały już niemal do ułożonych z szacunkiem zwłok. Zebrani wokół mieszkańcy w skupieniu oddawali cześć zmarłemu wodzowi, który z tego świata miał odejść zgodnie z naukami Drwimira w Ogień i Ciemność. Drewno, nieliczne i cenne w tej okolicy, trzaskało teraz cicho, wtórując zanoszącemu się niezrozumiałym śpiewem szamanowi, który jako jedyny znajdował się bliżej stosu niż rodzina zmarłego. Jego żona cicho szlochała, obejmowania przez swego milcząącego syna; mała Idrikh, pięcioletnia orczyca, stała tuż za szamanem, szklistymi oczami wpatrując się w lecące ku ciemnymi niebu skry. Tylko Fari, dorosła, silna Fari płakała głośno, ściskając w zielonych dłoniach broń otrzymaną od ojca, broń, na którą strumieniem kapały ciężkie łzy.
Gdy stos zawalił się, buchając ciężkim płomieniem, a wokół rozniósł się swąd płonącego mięsa, Fari nie wytrzymała i zawyła przecieciągle. Jak na dany znak mieszkańcy wioski, wierni współplemieńcy, zaintonowali pieśń żałobną, życzącą zmarłemu wielu okazji do zdobycia.glorii w zaświatach i przypominającą chwalebne dni jego śmiertelnego żywota. Nic jednak nie mogło oddać tego, kim martwy wódz był dla Fari - opiekunem, nauczycielem, troskliwym ojcem, autorytetem w każdym calu i niedośćignionym wzorem prawdziwego Orka.
W końcu zamilkły pieśni, drwa zaczęły dogasać i nawet dziecięce łzy jakby wyschły. Wódz odszedł bezpowrotnie, ale przed mieszkańcami wioski, tak starym szamanem, jak i małą Irdikh zwaną kiedyś przez ojca Iskerką, stała ciągle ich przyszłość, niepewna i pozbawiona przywódcy.

Re: [Urg'Tanok] Chata Szamana

2
Ci, którzy uważali orków za brutalne, bezmyślne stworzenia pozbawione emocji, a ich jedynym celem jest mordowanie i niszczenie wszystkiego i wszystkich co stanie im na drodze, powinni zjawić się pośród orków w takie dni jak ten i na własne oczy ujrzeć jak wiele uczuć uwydatnia się wtedy wśród zielonoskórych. Może wtedy chociaż trochę lepiej zrozumieliby naturę orków i ich stereotypowe wyobrażenia, przestałby by mieć rację bytu. Ale tak się przecież nie stanie, orkowie nie dopuszczą do siebie ludzi tak blisko, a zapewne niewielu ludzi chciałby się znaleźć w orkowej wiosce zupełnie sam.
Fari'qen patrzyła na ciało swojego ojca, które złożone na stosie dalej wyglądało wyniośle, nawet pozbawione życia, otaczała je aura wielkiej siły i autorytetu. Orczyca czuła ją doskonale i była niemal pewna, że każdy jej pobratymiec także ją wyczuwa, w mniejszym lub większym stopniu. Taki był właśnie Regtuu'k zwany Wściekłym. Ork, który potrafił zdobyć posłuch i respekt samym pojawieniem się, jednym spojrzeniem, prostym słowem. To był ork, który potrafiłby zjednoczyć klany poprowadzić je ku rozkwitu, sprawić by były silne jak nigdy wcześniej. Lecz teraz ojciec Fari'qen odszedł i ideę zjednoczonych klanów powoli zaczyna otaczać mgła. Regtuu'k wyczuwał, że jego czas się kończy i kiedy zawołał do siebie swoją córkę i wręczył jej miecz, który był przekazywane z pokolenia na pokolenie, od wodza do wodza, wiadome było czego oczekuje od swojej córy. W końcu Fari'qen była jego najstarszym dzieckiem, podobnie też jak on urodziła się z okrzykiem wojennym na ustach, oczywistym więc było, że to właśnie ją wybierze na swoje miejsce. To jednak nie wystarczy i Fari'qen o tym wiedziała. Będzie musiała udowodnić całemu klanu, że jest gotowa by nimi przewodzić.
- Mój ojciec przewodził tym klanem przez 50 lat. Był jednak kimś więcej niż tylko wodzem, był naszym autorytetem, orkiem, którego każdy z nas powinien naśladować. Orkiem, który pokazał nam, że nasza duma nie przepadła bezpowrotnie. - Orczyca zdjęła miecz z pleców i oparła na nim swoją dłoń, wciskając go w ziemię. - Jesteśmy klanem Żelaznej Pięści, jesteśmy dumni i silni. Biorąc sobie do serc to, co starał się nam przekazać mój ojciec każdego dnia, możemy stać się silniejsi niż kiedykolwiek. Wierzę, że tak się stanie, tego chciałby Regtuu'k i tego chcę ja.
Fari'qen spojrzała na dopalające się drwa i westchnęła lekko. Jej ojciec odszedł a ona będzie musiała okazać się godna i sprostać oczekiwaniom, które pokładał w niej ojciec. Wzrok swój skierowała na szamana, jakby wyczekiwała od niego jakiegoś ruchu, słów. Potem znów zwróciła się w stronę wypalonego stosu.
Ostatnio zmieniony 04 sty 2013, 13:44 przez Fari, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: [Urg'Tanok] Chata Szamana

3
Szaman, Akok Stary, stał podparty swym kosturem i cały czas wpatrywał się w ogień. Jego usta poruszały się bezgłośnie, zapewne w jakimś rytuale.
Fari'qen dostrzegła też wokół wodzów plemion, które razem tworzyły klan. łatwo było ich poznać po odznaczeniach i trofeach dużo większych i liczniejszych niż u zwykłego shar'udde. Dwóch i tamtego jednego, bez połowy ucha i z blizną na policzku Fari kojarzyła z widzenia. Oni własnie często naradzali się z jej ojcem i byli świetnymi wojownikami. I wodzami. I to właśnie było problemem dla córy Regtuu'ka.
-Fari'qen - zwrócił się do niej jeden z shar'udde posiadający tatuaż w kształcie ludzkiej czaszki na policzku - Kiedy słońce zniknie za horyzontem przyjdź do chaty szamana. Musicie omówić ważne sprawy.
Wojownik odszedł a dwa topory przy pasie podskakiwały w rytm jego kroków.

Re: [Urg'Tanok] Chata Szamana

4
Orczyca doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli chce wypełnić wolę ojca, musi okazać się najlepsza. Musi być silniejsza, zwinniejsza, podejmować lepsze decyzje od reszty tych, który mogą rościć sobie prawa do przewodzenia klanem. Fari'qen odziedziczyła po ojcu wiele cech, wśród nich znajdowały się także jego upór, zawziętość oraz pewność siebie sprawiały, że mimo dużego wyzwania, orczyca zamierzała dopiąć swego i udowodnić, że w jej żyłach faktycznie płynie krew Urgnata Żelaznej Pięści i jest godna objęcia stanowiska po swoim ojcu i przewodzenia klanem.
Fari'qen po usłyszeniu słów orka skinęła lekko głową i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w tylko jej wiadomy punkt. Zaraz potem wyszła, witając się z przybyłymi wodzami, lekkim skinieniem głowy. Nie miała ochoty na dłuższy postój, poza tym była pewna, że jeszcze dane im będzie się nagadać. Na resztę dnia postanowiła wybrać się poza granice wioski, by w ciszy i samotności przemyśleć sobie sprawy, które niewątpliwe przemyśleń wymagały. Poza tym do zmierzchu nie miała nic do roboty a samotna przechadzka dobrze jej zrobi.
Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, orczyca wolnym krokiem wracała do wioski, bogatsza o nowe przemyślenia i rozwiązania, które mogłaby wprowadzić w klanie. Gdy tylko przekroczyła granicę wioski, przyspieszyła znacznie kroku. Nie chciała pozwolić, by czekano na nią zbyt długo i po niedługim czasie ponownie zjawiła się w chacie szamana.
- Odpowiadam na wezwanie. - rzekła tylko, gdy znalazła się w środku pomieszczenia.

Re: [Urg'Tanok] Chata Szamana

5
-Witaj moja droga - przywitał się Akok. - Usiądź, proszę.
Wskazał Fari stos koców i skór podobny do tego, przy którym sam siedział. W prowizorycznym kominku ogień tańczył żwawo.
Na jednej z ław orczyca zobaczyła jakieś dziwne naczynia niewiadomego dla niej przeznaczenia. Cienie, które rzucały na ścianę były... drażniące. Ten ich "taniec"... Czemu nie mogą po prostu nie ruszać się? Czemu muszą tak przyciągać uwagę... tak denerwująco...
-Fari'qen - głos szamana przywrócił Wojenną Pieśń z powrotem do rzeczywistości. Czuła, że serce bije jej nieco szybciej. - Chciałem z tobą porozmawiać zanim przystąpimy do narady odnośnie przyszłości naszego klanu.
Ork wstał i podszedł do małej szafki przy kominku. Było tam parę bardzo zniszczonych ksiąg, dwa małe woreczki z czymś w środku i kilka starych, popękanych czaszek pustynnych bestii.
-Powiem Ci to wprost... - odwrócił się powoli do niej trzymając w ręce przypalony zwój. - Nie możesz przewodzić klanowi. Jeszcze.

Re: [Urg'Tanok] Chata Szamana

6
Fari'qen zdawała sobie sprawę, że nikt jej tak po prostu nie poda tytułu wodza na srebrnej tacy. Wiedziała, że będzie musiała zrobić coś więcej niż tylko po niego sięgnąć, dlatego też nie zdziwiły ją słowa szamana. Przez chwilę milczała wpatrując się w orka z wyczekiwaniem, liczyła bowiem na to, że sam z siebie podejmie temat i powie jej co musi uczynić aby przybliżyć się do miana urq’shok, które teraz było jej głównym celem. Czekając na dalsze słowa szamana, Fari'qen zaczęła zastanawiać się co tak naprawdę kieruje nią na tę ścieżkę. Wola zmarłego ojca jest ważna, ale czy najważniejsza? Czy orczyca naprawdę chciała przewodzić klanem, tak jak robił to przedtem jej ojciec? Czy sprawdzi się tak samo dobrze jak on i najważniejsze, czy wypełni zadanie, które polecił jej ojciec na łożu śmierci, przekazując jej tym samym Kieł Wiatru? Na tę chwilę Fari'qen nie potrafiła odpowiedzieć na stawiane przez siebie pytania poza jednym wyjątkiem. Chciała być wodzem.
Nie doczekawszy się kolejnych słów od szamana, postanowiła pomóc mu rozwinąć język. Spróbowała nadać swojej twarzy wyraz lekkiego zaskoczenia połączonego z wyczekiwaniem na kolejne zdania wypowiedziane przez starego orka.
- Co mam uczynić, aby okazać się godną tego zaszczytu? - Zapytała, gdy nie mogła już dłużej znieść milczenia starego szamana. Nie należała do istot nad wyraz cierpliwych, chociaż i tak wykazywała się większym opanowaniem niż reszta jej pobratymców. Mimo to, chciała jak najszybciej podjąć działania, które przybliżyły by ją do jej celu.

Re: [Urg'Tanok] Chata Szamana

7
Akok Stary widocznie nie zamierzał rozwijać swojej myśli. Powiedział co miał do powiedzenia i na tym chyba skończy. Dziwne ma określenie na "porozmawiać"...
Kiedy wydawało się, że ten nadal będzie milczał i to już koniec ich konwersacji, odezwał się cichym, ale stanowczym głosem.
-To nie zaszczyt. To odpowiedzialność. Wielka odpowiedzialność.
Szaman rozłożył wzięty wcześniej zwój. Fari dostrzegła na nim cztery koła - jedno duże i trzy mniejsze dotykające się obwodami. Razem tworzyły trójką. Wewnątrz nich znajdowało się kilka kropek - grubsze i takie prawie niedostrzegalne. Tylko air'qu-shok wiedział co to może znaczyć.
Jednak Ork nie wpatrywał się w znaki na zwoju. Jego jasne oczy Utkwione były w Fari'qen w surowym spojrzeniu.
Czy on się na nia gniewał? Zdenerwowała go czymś? A może powinna się sama domyślić żeby opuścić jego chatę? Ale niby jak do cholery?! Fari miała wrażenie, że inni czekają, aż sama się domyśli wszystkiego.
-Fari'qen - przemówił szaman. Jego spojrzenie było już łagodne i wyrozumiałe. - Porozmawiam jeszcze z twoją matką. To ważne również dla niej.
-Fari! Fari! - dobiegło ją zawołanie z zewnątrz. Nagle do środka wpadł zadyszany ork. Miał rozcięte ramię i potłuczone czoło. W zdrowej ręce dzierżył potężne ostrze. - Urd'orq... Atakują... Są na północy... Aahhh! - jęknął z bólu. - Musimy walczyć!

Re: [Urg'Tanok] Chata Szamana

8
Orczyca słuchała i wpatrywała się w szamana ze spokojem i skupieniem. Szybko jednak spokój ten uleciał i zamienił się w gniew, gdy jeden z jej pobratymców wpadł do chaty ranny, zawiadamiając ją o zagrożeniu.
- Gash'ta. - Warknęła Fari'qen i poderwała się z miejsca. - Urd'orq nie zapuszczali się w te rejony od lat. Musimy działać szybko. - Odwróciła się w stronę szamana a na jej twarzy znów zagościł spokój, jednak baczniejsze oko mogło zauważyć, że przychodzi to orczycy z trudem.
- Arh-gan tuk vazu, air’qu-shok. Musimy odłożyć nasze sprawy na bok. - Ruszając w stronę wyjścia, odwróciła się jeszcze na moment w kierunku szamana. - Porozmawiaj z moją matką, jeżeli taka twoja wola. - Po czym opuściła chatę.
Urd'orq przestali być jawnym zagrożeniem klanu i wioski ponad 20 lat temu, gdy ojciec Fari'qen zabił większość z narwanych wodzów "czarnych". Co prawda ataki z ich strony nadal się zdarzały, jednak nie zapuszczali się już tak daleko od swoich wiosek. Orczyca musiała najpierw udać się do swojej chaty by wziąć z niej zbiorę i miecz ojca.
- Niech shar’udde ruszają na północ. Mają odpierać czarnych i nie przepuścić ich do centrum wioski. - Poleciła orczyca i zatrzymała grupę wojowników, którzy uzbrojeni, biegli z odsieczą. - Hej! Wy pójdziecie ze mną, przejdziemy zachodnią bramą i obejdziemy czarnych by zaatakować od tyłu. Da nam to lekką przewagę i może uda nam się odciąć im drogę ucieczki. - Biegiem udała się do swojej chaty by tam przygotować się do walki najszybciej jak to możliwe.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnia baronia”