Port w Ujściu

196
POST BARDA
W odpowiedzi na krzyk Very, z piętra niżej dotarł ich wściekły krzyk, który mogli przypisać Mardzie, jednak ciężko było powiedzieć, czy była to bojowa furia, zatwierdzenie rozkazów, czy może odpowiedź na otrzymaną ranę. Z dołu również powoli zaczął unosić się dym, a łuna lampy powiększała się z każdą chwilą, sugerując, że płomienie opuściły bezpieczny szklany klosz i rozlały się po drewnie tawerny. Zaczynając od dołu, mogły szybko strawić budynek. Kobiety wkrótce pojawiły się na schodach. Pogad miała paskudne cięcie pod okiem, jednak prócz tego, obie wyglądały na w pełni sił. Pojawiły się dokładnie w momencie, w którym z góry schodziły posiłki. Schody były wąskie i mężczyźni musieli iść jeden za drugim.

Wsród tych, którzy schodzili z piętra, Vera dostrzegła Abelarda Speke, trzeciego w kolejności.

Zamęt na półpięterku powodował, że jej reakcje były nieco opóźnione. Choć odskoczyła od ciosu, to miecz i tak prześliznął się po jej boku. Choć cięcie zostało zatrzymane przez pancerz, samo uderzenie bolało jak jasna cholera. Mniej szczęścia miał Ashton.

Kiedy przeciwnik został przerzucony do niego, tuż po tym, jak sam pokonał swojego płaszcza, nie był gotowy na kolejne uderzenie. Ostrze utknęło tuż pod jego obojczykiem, gdy obniżył się w porę, by uniknąć ciosu w serce. Ostrze zakleszczyło się między obojczykiem a żebrami, a niemogący go wycofać niebieski sam otrzymał cios prosto w szyję, kończąc jego żywot.

Nim Rivera poradził sobie z szermierzem, dostał płytkie cięcie na ramieniu. Nic, co mogłoby mu przeszkadzać w dalszej walce.

Obaj zbliżyli się do Very. Ashton splunął krwią.

- Kapitanie, kurwa, czas na odwrót! - Zawołał Rivera. Piątka nadchodziła z góry, jeden pokój na tym piętrze wciąż był zamknięty, a powietrze coraz bardziej wypełniało się dymem.
Obrazek

Port w Ujściu

197
POST POSTACI
Vera Umberto
- Blokujcie schody! - zawołała do kobiet, widząc, że są w dobrym stanie, nawet jeśli orczyca otrzymała brzydką ranę. Olena to wyleczy.
Zaklęła pod nosem, widząc, że popchnięcie niebieskiego w kierunku Ashtona nie skończyło się tak dobrze, jak planowała. Vera nie należała do osób, które odbijały od siebie ciosy, by przenieść je na swoich ludzi. Nie tak to miało wyglądać. Ale żył, na szczęście. Nie będą musieli go wynosić, nie stał się niezamierzoną ofiarą wymierzanej zemsty. Może nikt się nią nie stanie, jak dobrze pójdzie. Z ranami, nawet dość ciężkimi, potrafili sobie radzić, nie były dla nich niczym nowym.
- Zaraz - zarządziła, nie zgadzając się jeszcze na propozycję Rivery. Wiedziała, że był czas na odwrót, ale czy zrobią to teraz, czy za dwie minuty, niewiele to zmieni. Przynajmniej z jej punktu widzenia. Najważniejsze było dorwanie Speke'a.
- Blokujcie schody - powtórzyła. - Muszę znaleźć tego chuja.
Abelardowi rzuciła tylko lodowate spojrzenie, którego i tak nie mógł zobaczyć w panującej na korytarzu ciemności. Jak dla niej, mogła go zarżnąć Pogad albo Marda, było jej wszystko jedno. Vera szukała jego brata. Tego, który siedział z nimi przy ognisku, uśmiechając się ciepło, jakby nie był dwulicowym chamem, planującym zdradzić ich wszystkich. Tego, który tym samym uśmiechem uraczył ją wczoraj. Tego, któremu musiała zmyć ten uśmiech z brodatej gęby. Ciekawe, czy łeb odcięty od ciała nadal potrafił się uśmiechać.
Doskoczyła do ostatnich drzwi i szarpnęła za klamkę, a gdyby nie chciały się otworzyć, kopnięciem mogła rozwalić zamek. Musiał tam być. Nie widziała innej opcji.
Obrazek

Port w Ujściu

198
POST BARDA
Pogad i Marda nie musiały usłyszeć rozkazu dwa razy. Chociaż mężczyźni nadchodzili z góry i mieli lepszą szansę ataku, mogli przychodzić tylko jeden po drugim, więc dwie kobiety, jedna potężna, druga orcza, radziły sobie z nimi całkiem nieźle. Wkrótce ciało pierwszego znalazło się pod ich stopami, a kolejny, niczym szaszłyk, nadziewany był na pikę zielonej. Wszystko szło całkiem nieźle, nim Speke nie ugodził Mardy w sam środek klatki piersiowej; na miejscu przy schodach szybko zastąpił ją Rivera. Dwóch ostatnich niebieskopłaszczowców, którzy schodzili z najwyższego piętra, choć uzbrojeni, nie nadawali się do walki - ich ulane ciała sugerowały raczej operacyjną, aniżeli wojskową część Kompanii. Krzyczeli coś o kurwach, o karze, w końcu również o pożarze, gdy poczuli dym.

Krzyki dochodzące z parteru świadczyły o tym, że właściciele Łuski zaczęli gasić pożar. Podłoga tawerny, jak to zwyczajowo było, wysypana była suchymi wiórami, które miały pochłaniac wilgoć i brud z butów gości. Tym razem jednak stały się świetnym medium rozprzestrzeniania się ognia, tym bardziej, jeśli były świeże. Cała budowla opierała się na drewnie i należało tylko czekać, aż spłonie jak zapałka.

Ashton odsunął krzesło od pokoju, przez który weszli, by rozprawić się z niebieskim płaszczem... i być może jego rodziną. Vera słyszała tylko dalsze, mieszające się ze sobą wrzaski, gdy z kopniaka otwierała drzwi ostatniego pokoiku.

Izba była pusta. Ładnie zasłane łóżko sugerowało, że nie było używane tej nocy. Brak jakichkolwiek osobistych przedmiotów członków kompanii również świadczył o tym, że pokoik został opuszczony raczej wcześniej, niż później. Duże okno wychodziło na południe, tuż nad płot budowy, który dzieliło od okna ledwie trzy, może cztery stopy. Vera widziała sylwetki na placu, niektóre odziane w płaszcze, inne z brudnymi koszulami i dziurawymi spodniami. Wszystkie twarze zwrócone były w kierunku dymiącej tawerny, parę zerkało również tam, gdzie musieli widzieć maszty Mżawki.
Obrazek

Port w Ujściu

199
POST POSTACI
Vera Umberto
Zacisnęła zęby, widząc kątem oka, jak Abelard atakuje Mardę. Kobieta miała na sobie swój nowy pancerz, więc cios nie powinien jej zabić, ale wściekłość Very momentalnie eskalowała do poziomu, który uspokoić mogło jedynie nadzianie na sejmitar drugiego Speke'a. Była przekonana, że jest w środku. W pokoju, który pozostał do tej pory zamknięty. Nie zdziwiłoby jej, gdyby August był tchórzem, który ukrywał się przed walką, licząc na to, że ostrze Umberto go nie dosięgnie, jeśli nie wyściubi nosa z łóżka.
Ale wewnątrz nikogo nie było. Vera warknęła wściekle i kopnęła w elegancko zasłane łóżko, pozbawione tej nocy właściciela. Miała go tu znaleźć, miała go tu zabić, tymczasem co? Doskoczyła do okna, by wyjrzeć na zewnątrz. Plac budowy znajdował się tuż obok. Mogli wyjść tędy, zsunąć się na ziemię i przez płot dostać na budowę, zamiast ryzykować wracaniem do szalupy i wiosłowaniem do Mżawki. Skoro Pogad wcześniej jednym uderzeniem pięści przebiła się przez deski, pewnie mogła też wyrwać ich kilka z ogrodzenia, by tędy przedostać się na plac. Na pewno byłoby szybciej. Tylko czy warto było tracić szalupę, by zaoszczędzić na czasie?
Corin i Irina musieli widzieć z Mżawki pożar, który stopniowo zaczynał ogarniać karczmę. Wierzyła w to, że znajdą dobry argument, by przekonać strażników z budowy do szybkiego posłania więźniów na pokład statku, jakoś łącząc tę konieczność z dymiącym się budynkiem, zanim się ich pozbędą. Ale w tym momencie nie było to istotne - nie dla Very. Wypadła z pokoju i dołączyła do grupki pod schodami, sprawdzając po drodze w jakim stanie jest Marda.
- Nie ma go - rzuciła. - Kuzyn będzie musiał wystarczyć. Do tyłu - zarządziła, chcąc pozwolić ostatniej trójce zejść na ich piętro. Poprawiła chwyt sejmitara i sztyletu w dłoniach, stając wyczekująco na środku korytarza. Dym zaczynał gryźć ją w oczy, ale dopóki ogień nie smagał jej po kostkach, nie zamierzała wyskakiwać z karczmy. Nie bez choćby częściowego wymierzenia swojej zemsty.
- Gdzie jest August? - spytała wściekle, nie odrywając spojrzenia od tego niewłaściwego Speke'a, gotowa zareagować na najmniejszy niewłaściwy ruch. Miała absolutną pewność, że pozostałych dwóch to była kwestia kilku sekund. Ich spasione cielska nie były przyzwyczajone do schodzenia po schodach, a co dopiero do walki. Jedyne, co tamci potrafili, to planowanie, gdzie na budowie postawić pierdolony pręgierz. Jej ludzie wykończą ich w chwilę.
Obrazek

Port w Ujściu

200
POST BARDA
Cios, który Marda otrzymała w klatkę piersiową, nie powinien jej zabić - ale z pewnością bolał. Ostrze, które odbiło się od jej pancerza, musiało zostawić siniak niemal tak wielki, jak ten, który rósł na boku Very. Na szczęście w ferworze walki, gdy adrenalina krążyła w żyłach, jeszcze nie był odczuwalny.

Marda szczękała zębami, przyciskając dłoń do piersi, ale bardziej martwił ją stan, w jakim był Ashton. Mężcyzna został nieco z tyłu, gdy Rivera i Pogad zajmowali się niebieskimi płaszczami na schodach. Mężczyzna rozprawił się z rodziną w pokoju i z materiału, który musiał być wcześniej prześcieradłem, zwinął coś, co mogło służyć za opatrunek. Przyciskał go do rany, ale ta wciąż obficie krwawiła. Również z kącika jego ust ciekła krew, co mogło sugerować, że zostało naruszone płuco i Ashton jest na najlepszej drodze do utopienia się we własnej posoce.

Trzymając Speke na ostrzu swojej włóczni, Pogad odsunęła się, robiąc miejsce Verze.

- Nie odpowiadajcie, panowie. - Speke zwrócił się do swoich ludzi, którzy wydawali się, jakby coraz bardziej oddawali się panice. - Jesteśmy już martwi, ale możemy umrzeć z honorem, nie zdradzając niczego tej suce. To Vera Umberto!

- Vera Umberto! Vera, Vera Umberto! - Powtarzali grubasi, najwyraźniej wiedząc, że na tę konkretną piratkę powinni uważać.

- Tawerna stoi w ogniu, Vero Umberto. Twoje prochy zmieszają się z naszymi. - Mówił Speke, zapewne grając na czas.

Dym stawał się coraz bardziej gęsty i gryzący, natomiast ogień zaczynał trawić schody prowadzące ku dołowi. Deski pod ich stopami zaczynały się żarzyć - musieli ddziałać szybko. Nie było czasu na przesłuchania.
Obrazek

Port w Ujściu

201
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdy uświadomiła sobie nagle, w jak ciężkim stanie jest Ashton, zmroziło jej krew w żyłach. Musiał szybko dotrzeć na statek. Na Mżawkę. Tam była Olena i to ona mogła mu pomóc najlepiej, bo Vera nie miała zielonego pojęcia jak poradzić sobie z kimś, kto pluł krwią i tak obficie krwawił z ramienia. Z ostrzem sejmitara wyciągniętym w stronę Speke'a i nie odrywając od niego też spojrzenia, odezwała się do swojego człowieka.
- Rivera, bierz Ashtona - poleciła. - Do szalupy i płyńcie na Mżawkę. Olena musi się nim zająć.
Jej głos był nieznoszący sprzeciwu. Miała nadzieję, że zdążą. Vera i pozostałe dwie kobiety będą mogły dostać się na budowę od drugiej strony, wyskakując przez okno, z którego kapitan wyglądała przed chwilą, gdy strażnicy z placu zajęci będą zamieszaniem związanym z wpływającym do nich od strony morza statkiem. Ważne, żeby Ashton nie utopił się zaraz we własnej krwi.
Nie miała jednak możliwości poświęcenia tej kwestii tyle uwagi, ile by chciała, bo wraz z Pogad trzymały Speke'a na czubku broni. Słysząc, z jak silną emocją wypowiada jej imię i nazwisko, zaśmiała się krótko, choć ten śmiech zupełnie pozbawiony był rozbawienia.
- Więc teraz już wiesz kim jestem? - spytała. - Miła odmiana.
Skoro nie chciał jej niczego powiedzieć, Umberto nie zamierzała przedłużać tej bezcelowej dyskusji. Szybki krok w przód i gwałtowne cięcie sejmitara na wysokości krtani miało pozbawić mężczyznę życia, a jeśli to nie zadziałało, Pogad stała tuż obok, z włócznią gotową do pchnięcia. Może Abelard liczył na to, że będzie przekonywała go dłużej, usiłowała wyciągnąć z niego więcej informacji. Niestety, Vera w dupie miała zarówno jego poczucie honoru, jak i wiadomości na temat brata, jakie mógł posiadać.
Gdy problem był rozwiązany, kapitan odwróciła się do jednego z przerażonych spaślaków.
- Zabić - wskazała drugiego orczycy, albo Mardzie, wszystko jedno. W jej oczach płonął ogień, nawet jeśli ten z parteru jeszcze do nich nie dotarł. Sama chciała wytrącić broń z ręki tego, na którym skupiła swoją uwagę, by oprzeć ostrze swojej o sam środek brzucha mężczyzny i popchnąć go do ściany, do której go przygwoździła. Być może w szalejącym piętro niżej pożarze i w otoczeniu trupów niebieskich kolegów, stała się właśnie spełnieniem jego najgorszych koszmarów? Na to liczyła.
- Możesz umrzeć z honorem, jak Speke - wysyczała mu prosto w twarz. - Albo możesz bez honoru spróbować spierdolić przez okno, jeśli ci się uda przerzucić swoje grube cielsko przez parapet. Wybór należy do ciebie: czy udzielisz mi odpowiedzi na moje pytanie, czy nie. Gdzie. Jest. August. Speke.
Obrazek

Port w Ujściu

202
POST BARDA
- Robi się. - Rivera przytaknął Verze, łapiąc Ashtona pod rękę. Mężczyzna nie bronił się przed tymi rozkazami, bo wiedział, że nie ma dla niego innego ratunku, jak felczerka na statku. Rzucił jeszcze spojrzenie Mardzie, która odzwajemniła wzrok w niemej konwersacji. Dla nikogo z załogi nie było tajemnicą, że między tą dwójką w ostatnim pół roku doszło do pewnego rodzaju porozumienia.

Rivera i Ashton musieli zawrócić, gdy zobaczyli, że dołem nie ma już przejścia. Zamiast tego, powędrowali do pierwszego pokoju, by ponownie użyć okna. Nikt nie stanął im na przeszkodzie.

- Jesteś ni mniej, ni więcej, niż kurwą, która sądzi, że może być wyjęta spod prawa. - Syczał Speke, choć musiał zdawać sobie sprawę z tego, że jest na skraju śmierci. Jego dwaj towarzysze wyglądali na coraz bardziej spanikowanych, tym bardziej, gdy dym stał się gęsty i gryzący.

To były ostatnie słowa Abelarda Speke, bo cięcie sejmitara i doprawienie grotem włóczni pozbawiło go resztek przytomności. Do Speke'go zaraz dołączył jeden z grubasów, potraktowany przez Pogad w podobny sposób, co ich przywódca.

- Nie, proszę! - Pisnął jedyny z ocalałych. Wypuścił broń. - August Speke jest na swoim statku!

Wybór przesłuchiwania urzędnika aniżeli Spekego był poprawny i Vera usłyszała to, co chciała usłyszeć - i czego mogła się spodziewać. Czemu kapitan miałby grzać łoże w tawernie, skoro tuż obok stał statek z jego własną kajutą?

Pod jedną z nóg Pogad załamała się deska. Orczyca wypuściła broń, ale zdołała nie spać, wspierając się na Marudzie.

- Vera, spierdalamy! - Pogoniła ją alkoholiczka, typowo dla siebie porzucając tytuły w kryzysowych sytuacjach.
Obrazek

Port w Ujściu

203
POST POSTACI
Vera Umberto
W sumie mogła się tego spodziewać, zamiast liczyć na to, że znajdzie Augusta w tawernie. Sądziła jednak, że będzie chciał nocować tam, gdzie wszyscy jego nabzdyczeni koledzy z Kompanii. Warknęła z frustracją, zanim ostatecznie doszła do wniosku, że i tak musieli to zrobić. Musieli odciąć głowę od tego potwora, jakim stała się Kompania Handlowa Błogosławieństwa Ula, zabijając tych, którzy byli za to wszystko odpowiedzialni. Vera mogła rozumieć chęć oczyszczenia mórz z piratów, mogła zrozumieć wysyłanie ich na szafot i zatapianie ich statków. Ale bawienia się w niewolnictwo, uznając się jednocześnie za tych dobrych, Vera nie pojmowała i nie godziła się na to. Może przynajmniej minie trochę czasu, zanim w Ujściu rozkręcą swój biznes na nowo.
- Dziękuję - odpowiedziała krótko i przebiła mężczyznę mieczem. Nigdy nie była słowna; nie względem takich, jak on. Zresztą, i tak nie zdążyłby się wytoczyć, zanim pochłonęłyby go płomienie.
Które, swoją drogą, nagle znalazły się niebezpiecznie blisko, a duszący dym stał się bardziej niż problematyczny. Zaślepiona wściekłością, nie do końca kontrolowała to, co działo się wokół niej i dopiero teraz docierało do niej, że karczma faktycznie płonęła. Marda miała rację, musiały spierdalać i to jak najszybciej, zanim drewniana podłoga całkowicie się pod nimi zapadnie.
- Tędy - zadecydowała i rzuciła się w kierunku ostatniego, pustego pokoju, przypinając broń z powrotem do biodra. Nie mogła wyskakiwać przez okno, mając zajęte obie ręce. - Nic wam nie jest? Tu jest okno prowadzące na budowę. Pogad, będziesz musiała zrobić wyrwę w płocie.
Nawet jeśli teoretycznie istniała szansa, że uda się im zeskoczyć z piętra karczmy bezpośrednio za ogrodzenie, obolałe żebra Umberto i mostek Mardy raczej im na to nie pozwolą. Musiały przerzucić nogi przez parapet, a potem zwiesić się z okna na rękach, by w ten sposób opuścić się na dół, na zewnątrz. Vera pogoniła obie kobiety, posyłając je jako pierwsze i sama zeskakując jako ostatnia. Dym wyciskał jej łzy z oczu i utrudniał oddychanie, ale mogła poczekać tę minutę, aż zobaczy, że obie opuściły budynek bezpiecznie.
Na dole rozkasłała się, pomiędzy kaszlnięcia wplatając serię barwnych przekleństw. Gestem wskazała orczycy płot. Miały bardzo mało miejsca pomiędzy jego deskami, a gorącą już ścianą tawerny, musiały się pospieszyć. Jeśli Pogad tego potrzebowała, Vera uderzyła w drewno kilka razy sejmitarem, by zmniejszyć jego opór.
Obrazek

Port w Ujściu

204
POST BARDA
Vera mogła zobaczyć na twarzy mężczyzny zdziwienie, gdy sejmitar zagłębił się w jego pokaźny brzuch. Wszedł lekko, jak w masło, zatrzymując się dopiero na głębszych warstwach. Krew trysnęła z rany, a grubas upadł, zwijając się z bólu. Nim zdoła skonać, z pewnością dosięgną go płomienie.

Nie było to jednak zmartwienie Pogad, Mardy, czy nawet samej Very.

- Będziemy żyć! - Odpowiedziała Pogad na pytanie o samopoczucie. Owszem, miała parę mniejszych i większych cięć na ciele, nie było to jednak nic, co mogłoby powalić orczycę. Wcześniejsze pchnięcie mogło pozbawić Mardę tchu, ale szybko doszła do siebie.

Kiedy Vera skakała jako ostatnia, asekurowana przez Pogad, słyszały trzask łamiących się i upadających belek. Parę chwil wcześniej i tam, gdzie stały, zawaliłaby się podłoga. Żar, jaki bił od palącej się tawerny, łaskotał ich po twarzach, nie był jednak tak okropny, jak gryzący w oczy i gardło dym. Wyjście na świeże powietrze wszystkie trzy przyjęły z wdzięcznością dla własnych płuc.

Pogad nie miała miejsca na rozpęd, ale i tak z mocą uderzyła w płot. Musiała poprawić kilka razy, nim udało jej się wyłamać ledwie parę desek, tak, by przez dziurę mogły uciec na budowę, z dala od płomieni.

Mżawka stała tuż przy budowanym nabrzeżu. Kołysała się na niespokojnych falach, jednak po trapie wprowadzano na jej pokład kolejnych więźniów. Wszyscy zgromadzeni byli przy statku - również ci, którzy nie mogli stać o własnych siłach, wspierani przez innych wzięźniów. Pochód zamykało czterech niebieskich płaszczy, pokrzykując i pospieszając niewolników. Na górnym pokładzie, odziany w granat, stał Corin i koordynował załadunek. Od statku dzieliło ich może sto metrów, a przez ogólną panikę i pośpiech, nikt nie zauważył ich nadejścia przez wyrwę w płocie.

Vera dostrzegła pod ścianą budowanego biura cztery ciała, porzucone w nieładzie, jak śmieci, które należało później wyrzucić. Czterech mężczyzn dokonało żywota na budowie i czekało na pochówek. Żaden nie miał czerwonych włosów.

Tawerna przechyliła się ku jednemu bokowi. Z dachu posypały się skry, padając na płot. Wystarczyły chwile, nim i to drewno zajmie się pożarem, a następnie przeniesie się na magazyn i budowany dopiero budynek biura.
Obrazek

Port w Ujściu

205
POST POSTACI
Vera Umberto
Wyskoczyły w ostatniej chwili. Zatopiona w swoim wściekłym szale Vera nie sądziła, że było aż tak źle. Gdyby czekała jeszcze chwilę, gdyby postanowiła przeszukać martwego Speke'a, albo jeszcze inaczej zmarnować czas w środku, już by z tej karczmy nie wyszła. Dźwięki zawalającej się podłogi otrzeźwiły ją i zmusiły do ponownego skupienia. Plan, jaki stworzyli jeszcze na Siódmej Siostrze, został zmodyfikowany, choć nie do takiego stopnia, by wszystko runęło w posadach, jak zaraz zrobi to Srebrzysta Łuska. Może nawet nie będą musieli posyłać płonącej Mżawki w kierunku brzegu? Wyglądało na to, że ogień rozprzestrzeni się sam i dokończy robotę za nich.
Siła Pogad była niezastąpiona. Nie wiedziała, kto w ich załodze mógłby jej dorównać i wyjątkowo mocno cieszyła się z tego, że była tu razem z nią, zamiast odsyłać ją na Mżawkę, tak jak planowała na początku. Poklepała ją po ramieniu w geście uznania i przecisnęła się przez dziurę w płocie, dostając się wreszcie na plac budowy.
Widząc, że budynek karczmy niebezpiecznie przechyla się w ich kierunku, przyspieszyła kroku, nie chcąc zostać zasypana rozżarzonym drewnem. Przesunęła spojrzeniem po martwych ciałach, a jej wzrok zlodowaciał. Ten widok utwierdził ją w słuszności dotychczasowych działań. Przez okna karczmy doskonale było widać, co dzieje się na budowie. Doskonale było widać magazyn, zamęczanych pracowników i pręgierz. Ci, którzy nocowali w Srebrzystej, nie mogli usprawiedliwiać się, twierdząc, że o niczym nie wiedzą, bo są od spedycji. Byli winni wszystkiemu, co się tu działo. Opuściła wzrok na poły przydużego na nią, granatowego płaszcza, gęsto poplamionego krwią. Jej dłonie też miały na sobie karmazynowe plamy. Wytarła je o niebieski materiał.
Zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę opuszczonej rampy Mżawki, mrużąc lekko oczy i usiłując wypatrzeć, czy wśród czterech sylwetek, zamykających pochód niewolników, rozpoznaje swoich ludzi, czy byli to strażnicy, w jakiś sposób przekonani przez Corina, by pomogli załadować robotników na pokład. Nie starała się zwracać na siebie uwagi, nie zawołała nic, przyspieszyła tylko nieco kroku, na wszelki wypadek opierając dłoń na rękojeści broni, w razie gdyby przyszło im jeszcze walczyć. Wytężyła też wzrok, szukając szalupy, choć zakładała, że jeśli Ashton i Rivera dopłynęli do Mżawki, to zostali wraz z łodzią wciągnięci z drugiej strony.
Obrazek

Port w Ujściu

206
POST BARDA
Ci od spedycji, strażnicy, oficjele, w końcu sam Speke - wszyscy wiedzieli, co działo się na budowie. Zapomniane zwłoki, pręgierz, dzieci, które kradły więźniom uszy tylko po to, by patrzeć, jak tamci dostają kolejne baty... nie było tematu, który nie byłby znany członkom Kopanii Handlowej Błogosławieństwa Ula, oddział w Ujściu.

Vera miała na sobie płaszcz, ale Pogad i Marda nie mogły pochwalić się podobnym przyodziewkiem.

- Coście za jedni? - Odezwał się jeden ze strażników. Umberto mogła zauważyć, że nie był to nikt z jej załogi. Corin nie tylko zdołał wykorzystać strażników do zagonienia wszystkich niewolników na rampę, ale jeszcze pilnował, by ci chronili tyły.

Światło pożaru tawerny wpływało na odbiór. Z blaskiem za plecami, twarze trzech kobiet ukryte były w cieniu.

- Kurwa, to nie nasi! - Zauważył drugi, sięgając po szablę.

- W porządku, są z nami! - Zawołał Corin z pokładu, jednak mogło być za późno na dalsze oszustwa.
Obrazek

Port w Ujściu

207
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera nie była w stanie powstrzymać szerokiego, usatysfakcjonowanego uśmiechu, gdy zorientowała się, że to strażnicy Kompanii pomagają wprowadzić więźniów na statek. Corin musiał odwalić kawał dobrej roboty z przekonywaniem, że udało mu się do tego doprowadzić. Niestety, w tym momencie maskarada się kończyła, bo Umberto miała pewną cechę, z jaką nie mogła podawać się za pracownika tej organizacji - a mianowicie płeć. Kobiety nie nosiły niebieskich płaszczy. Te były dla mężczyzn, nie dla ich ujścianych kurew, od których łapali wszy.
Czy względem strażników czuła większą nienawiść, niż względem tych, których wyrżnęli w karczmie? Chyba tak. To ci pracujący na placu byli bezpośrednio odpowiedzialni za funkcjonowanie niewolników. To oni odcinali im uszy, jakie później zawieszali im na sznurkach na szyi. Oni przywiązywali ich do pręgierza i biczowali do nieprzytomności. Być może nie było tu wszystkich, ale wobec tych czterech śmierć była łaskawym rozwiązaniem. Powinni poobcinać im uszy i przywiązać ich do słupa na środku placu.
- W porządku - potwierdziła Umberto, dobywając broni. - Jesteśmy z wami.
Zdecydowanie było za późno na dalsze oszustwa, zresztą stały się już one zupełnie zbędne, skoro więźniowie posłusznie wchodzili na statek. Zapewne nie zdawali sobie sprawy z tego, że ich życie wraca właśnie na normalne tory, chyba że którykolwiek z nich rozpoznał Corina. W końcu nauczyła się już, że wszyscy go znali i wszyscy go lubili, więc może nawet w granatowym płaszczu stanowił dla nich to upragnione światełko w tunelu. Z drugiej strony, kto wie, czy w tym upodleniu, do jakiego byli zmuszeni, mieli choćby nikłą nadzieję na odmianę swojej sytuacji.
Vera doskoczyła do pierwszego strażnika od lewej i zaatakowała go, ciesząc się, że łuna pożaru znajduje się za jej plecami, a nie przed nią. Dzięki temu widziała lepiej, mogła skuteczniej wyprowadzić cios. Nie zastanawiała się, kto pozbędzie się pozostałych, ale nie miało to dla niej żadnego znaczenia - czy położy ich posłana ze statku strzała Iriny, czy włócznia Pogad - Umberto uważała tylko, by sama w ostatniej chwili nie oberwać.
Obrazek

Port w Ujściu

208
POST BARDA
Vera widziała, że wszyscy czterej, byli młodzi. Ledwie chłopaczkowie, którym koper rósł pod nosem, najpewniej sądzili, że praca dla Kompanii otworzy im wrota do świata. Czy którykolwiek z nich sądził, że zostanie wysłany do pilnowania niewolników, biczowania ich do śmierci, znęcania się, by złamać ich ducha? Z drugiej strony, więzniowie byli piratami. Wszystko było usprawiedliwione.

Poradzili sobie z nimi szybko - Irina wedle oczekiwań posłała strzałę ze statku, musiała mieć ich na celu od jakiegoś czasu, Pogad powaliła jednego, Marda następnego, Vera zajęła się tym, który krzyczał. Ciała czterech młodzików legły na bruku, tym samym, który ledwie wczoraj kładł Erinel.

Więźniowie wydawali się... przerażeni. W ich oczach, rozświetlonych światłem palącej się oberży, tańczył strach, gdy nieliczni odważyli się podnieść wzrok na Verę. Wielu z pewnością rozpoznało statek, być może nawet to na pokładzie Mżawki zostali przywiedzeni do Ujścia.

Kobiety weszły na pokład za ostatnimi więźniami. Olena, stojąc tuż przy Corinie, przeprowadzała pierwszą selekcję, wysyłając tych w najlepszej kondycji w kierunku klapy pod pokład, natomiast ciężej rannych polecając zostawić na górnych deskach. Corin nakazał wciągnąć trap, ściągnął z siebie niebieski płaszcz i rzucił go w wodę.

- Ledwie dwudziestu trzech. - Zaraportorwał. -Powiedz im kilka słów, kapitanie. Daj im nadzieję. - Poprosił cicho.
Obrazek

Port w Ujściu

209
POST POSTACI
Vera Umberto
Wiek w tym momencie nie miał dla niej żadnego znaczenia. Śmierć tych czterech tutaj stanowiła pewnego rodzaju podsumowanie, którego nie dostała w karczmie, a którego potrzebowała. Wszyscy przedstawiciele Kompanii w Ujściu, z jakimi mogli poradzić sobie w tak niewielkich grupach, jakie mieli do dyspozycji, byli martwi. Pozostawał Speke. Czy ktoś na Mżawce go zabił? Czy wciąż dychał, zamknięty i zakneblowany w swojej kajucie, albo celi, w jakiej przewoził swoje ofiary?
Więźniowie chyba jej nie rozpoznawali. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że to nie kolejny transport, a ratunek. Vera nie chciała jednak póki co wyprowadzać ich z błędu, zbyt zmęczona i obolała, by w tej chwili się tym martwić. Przynajmniej nie do momentu, w którym wszyscy znajdą się na pokładzie i odbiją od brzegu.
Gdy weszła na górę, zrobiła dokładnie to samo, co Corin - ściągnęła z siebie okrwawiony, granatowy płaszcz i wyrzuciła go przez burtę. Wyjątkowo nie miała ochoty zostawiać go sobie jako trofeum, bo było jeszcze za wcześnie na triumf. Kompania nadal działała, funkcjonowała w innych miastach. Jedna udana akcja nie pozwalała im nazywać się zwycięzcami.
Uniosła wzrok na oficera.
- Zaraz - odetchnęła ciężko. - Czy Ashton i Rivera do was dopłynęli? Ashton jest ranny. Olena musi się nim pilnie zająć. Mieli wziąć szalupę. Jeśli ich jeszcze nie ma, musimy na nich poczekać.
Zdecydowanym krokiem wyminęła zarówno Yetta, jak i kilku więźniów, by podejść do przeciwległej burty i wytężyć wzrok w poszukiwaniu zbliżającej się, lub obecnej już pod statkiem łodzi. Dopiero po chwili, niezależnie od tego, czy wypatrzyła dwójkę swoich ludzi, czy też nie, odwróciła się do zebranych tu więźniów, przesuwając spojrzeniem po ich przestraszonych twarzach. Nigdy nie była dobra w przemowy motywacyjne i wielkie słowa.
- Mżawka została przejęta, a zarząd Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula, działający w Ujściu, wybity - odezwała się głośno po dłuższej chwili milczenia. - Jestem kapitan Vera Umberto z Siódmej Siostry. Zabierzemy was na nasz statek, a potem na Harlen. Stamtąd udacie się gdzie będziecie chcieli.
Westchnęła ciężko, unosząc wzrok na coraz mocniej szalejący niedaleko pożar. Płomienie odbijały się w jej oczach, idealnie wpasowując się w żar, który już w nich był. Wściekłość wciąż buzowała w Verze, choć już nie do tego stopnia, co przed wejściem na pokład.
- Nie wiem, ile czasu musieliście spędzić w tym piekle, ale to się właśnie skończyło. Zdejmijcie te sznurki z szyi. Jesteście z powrotem wolni.
Przeniosła spojrzenie na Yetta. Zaledwie dwudziestu trzech. Czy mieli prawo być z siebie zadowoleni?
- Zabiliście Speke'a? - spytała go. - Podobno miał być tutaj.
Obrazek

Port w Ujściu

210
POST BARDA
Corin wydawał się zatroskany. Przygryzł lekko wargę.

- Olena musi zająć się nimi wszystkimi. Ale racja, najpirew Ashton. Najpierw nasi. - Powtórzył, jakby sam musiał to sobie przypomnieć. - Przybili chwilę przed wami. - Skomentował, po czym kiwnął na Olenę, polecając jej pójść zająć się Ashtonem. W chwili, gdy niewolnicy tyle wycierpieli na brzegu, mogli przynajmniej spróbować odpocząć na statku, niezależnie od tego, czy miałby to być kolejny transport, czy ratunek.

Szalupa nie była jeszcze wciągnięta, obijała się o burtę, pchana w jej stronę falami. Nie było jednak wiele czasu na zastanawianie się nad losem łódki, gdy od strony płonącej tawerny nadbiegały straże. Z Ujścia, nie z Kompanii, najwyraźniej mieli za zadanie sprawdzić, czy wszyscy zdołali ujść, nim pochłonął ich ogień. Trupy na brzegu mogły jednak ich zdradzić, więc Corin, nie czekając na decyzję Very, postanowił zostawić łódkę i ostatecznie odbić od brzegu. Należało zostawić Ujście za sobą.

-> Do Siódmej Siostry
Obrazek

Wróć do „Ujście”