Port w Ujściu

91
Zagrożenie bójki w naszych szeregach zostało chyba rozwiązane, co, szczerze mówiąc, mnie cieszyło. W najgorszym wypadku mogliśmy stracić dwójkę towarzyszy, a to utrudniłoby nam wykonanie zadania. Nie czułem do nich jakiegoś przywiązania, w końcu poznaliśmy się kilku minut temu. Wolałbym jednak by osoby, które będą ochraniały moje plecy nie były poobijane i skłócone już na początku walki. Wysłuchałem informacji dotyczących ilości przeciwników. A więc przewaga liczebna co? Z ust wyrwało mi się ciche westchnięcie. Nie lubiłem mieć pod górkę, pocieszający był jednak fakt, że nie byli jakoś wybitnie uzbrojeni.
Kwestię zwierzątek postanowiłem przemilczeć i skupić się na zadaniu. Nie byłem w nastroju na przytyki, szczególnie, że któreś z nich mogło się obrazić i wbić mi sztylet w plecy. Niestety szybko napotkaliśmy pierwszą przeszkodę, w postaci zamkniętych, tylnich drzwi do burdelu. Westchnąłem, patrząc jak drużyna rozdziela się niczym w rasowym opowiadaniu horroro-podobnym. Zacząłem się rozglądać, by sprawdzić czy któreś okno w budynku było otwarte lub uchylone. Nie chciało mi się wyważać drzwi ani wchodzić głównym wejsciem.

Port w Ujściu

92
POST POSTACI
Kertug
Towarzystwo było bardzo kolorowe. Mieli praktycznie pełen przekrój ras, do wyboru do koloru. Ten brakujący goblin byłby idealnym dopełnieniem. Ale nawet bez niego zabawa zapowiadała się przednia. Jakby tego było mało, Hareon postanowił sprawdzić, jakie są limity tej grupy przed samounicestwieniem. Jego splunięcie prawie zapoczątkowało bijatykę, ale krasnolud był jeszcze w stanie utrzymać ich jakoś w ryzach. A szkoda. Kertug prychnął ze śmiechu i wyszczerzył swoje kły, czekając, która ze stron pęknie jako pierwsza. Elf, mimo że był malutki, to jednak miał jaja. Wcześniej można było sądzić, że jego słowa to przechwałki, ale teraz udowodnił, że jak chce, to potrafi narobić bałaganu. Jak na kogoś, kto tak przypomina człowieka, potrafił pokazać, na co go stać.

Zabawa nie mogła ich jednak ominąć. Podkręceni małą kłótnią ruszyli do burdelu. Wszyscy z nich chyba tylko czekali, aż zacznie się rozróba, a najbardziej czekał na to ork. Gdy dotarli do tylnego wejścia, Kertug sięgnął po swój topór. Trochę za duży jak na walkę w środku budynku, ale przynajmniej nie była to jaskinia. Najwyżej przetnie jakiś mebel przypadkiem albo walnie we dwóch osiłków jednocześnie. Żadna strata.

-A wy gdzie? Wchodzimy!- Zablokowane drzwi zmartwiły większość ich drużyny, na tyle, że szybko zaczęli zmieniać plany. Każdy ruszył w swoją stronę, a ork z toporem nieco rozłożył ręce ze zdziwienia. Taka mała przeszkoda już ich powstrzymała? Skoro nikt jednak nie kwapił się do tego, aby jakimiś sztuczkami otworzyć zamknięty zamek, to trzeba było otworzyć go w nieco bardziej niecywilizowany sposób. Solidny kopniak wylądował prosto na środku drzwi. Kertug nie miał zamiaru się patyczkować i z buta spróbował wyważyć wejście sobie oraz tym, którzy zostali. Nie planował jednak odwracać się oraz czekać na to, co zrobią inni. Poszedł przodem, nawet sam, jeśli inni mają lepszy plan.

-Witam wszystkich! Czy jest ktoś chętny na małe rąbanko?- Bez żadnych ceregieli, z podniesionym głosem, zakomunikował swoją obecność w środku. Chciał zawołać do siebie tych strażników i ochroniarzy, a gdy tylko jakiegoś dostrzegł, zaraz zechciał poczęstować go swoim toporem. Oszczędzić mieli Różyczkę, więc prewencyjnie postanowił wyrzynać w pień jedynie przedstawicieli płci męskiej.

Port w Ujściu

93
POST POSTACI
Hareon
Ech, jakim cudem takie szczury, jak ludzie rozpanoszyli się tak po świecie? Przecież głowa temu idiocie służy chyba tylko po to, aby mu deszcz flaków nie zalał. Można by pomyśleć, że zabijając takiego głąba przysługuję się rodzajowi ludzkiemu. W końcu ludzkość nagle staje się bez niego inteligentniejsza. Na razie jednak musi pozostać głupsza zachowując tego imbecyla. Skoro krasnal mówi, że bić możemy się po zleceniu, to będziemy się bić po zleceniu. Teraz natomiast trzeba powyrzynać ludzkie kurwy.

Prawie cała drużyna rozpierzchła się nie czekając na jakąkolwiek komendę. Cóż, zmniejsza to nasze szanse na sukces. Ja jednak o swoją skórę się nie obawiam, a i sukces misji nie jest dla mnie specjalnie istotny. Skoro więc z miejsca zapanował chaos, to go podtrzymam. Niby mógłbym iść za orkiem przez wyważone drzwi, ale po co? Dużo ciekawiej będzie bawić się w pojedynkę.

Zawodzę niczym mewa, aby zmienić się w tego ptaka, po czym wlatuję na drugie piętro i szukam jakiegoś otwartego okna. Gdy takie znajdę, wlatuję przez nie do środka i wracam do formy ludzkiej.

Port w Ujściu

94
POST BARDA
Wbrew założeniom mężczyzn nikt się nie rozpierzchał we wszystkie strony, a jedynie Pleszka, elfka wspominająca raz czy dwa o Corym zniknęła w cieniu. Pół-orczyca i człowiek czekali na decyzję reszty, która także nie była zgodna co do sposobu wkroczenia do środka. Hareon, idąc śladem swej kuzynki, wydał znikąd wyjątkowo dobrze imitowany odgłos mewy, po krótkiej chwili na oczach zebranych przeistaczając się w takową, trzepocząc skrzydłami i unosząc się w powietrze. Oczami ptaka druid ujrzał faktycznie jedno rozpostarte na oścież okno, którego okiennice latały w obydwie strony. Wlatując tam i zamieniając się z powrotem w pół-elfa, ujrzał on tę samą elfkę, co przed chwilą, która właśnie podrzynała gardło nagiemu mężczyźnie. Skulona w rogu łóżka obnażona Leśna Elfka widząc kolejnego nieproszonego gościa tym razem wrzasnęła na cały głos, na co Pleszka skrzywiła się nieznacznie. — Zajmij się tą kurwą, ja idę szukać Cory'ego.

Tymczasem Kertug nie czekał na niczyje zaproszenie i najzwyczajniej w świecie postanowił wyważyć przeszkodę, jaką były drzwi. Te wyleciały z zawiasów i poleciały na drugą stronę małego korytarza, przewracając coś, co niewyraźnie krzyknęło. Zauważył to jednak jedynie Erestor, ponieważ ork i reszta mięśniowej bandy zwalili się natychmiast przez framugę.

Kertug zaaferowany wkroczeniem do środka krzyknął, dopiero w korytarzu zauważając czających się za drzwiami ludzi — którzy naraz zamachnęli się w stronę wojownika, jeden nabitą gwoździami pałką, drugi zardzewiałym mieczem. Stojący po lewej byczek z bronią tnącą zamachnął się i przejechał po kirysie Kertuga, wydając przy tym niemiłosiernie nieprzyjemny dźwięk. Zasadzający się na niego z prawej także trafił pechowo, lądując pałką prosto na jedynym naramienniku najemnika. Za jego plecami była zaś kolejka do upuszczania krwi wrogom.

Erestor widział znad ramion Kertuga, że obok wyważonych drzwi leżała kusza. Drewno wkrótce poruszyło się i zaczął wygrzebywać się stamtąd człowiek.
Spoiler:

Port w Ujściu

95
POST BARDA

Z Siódmej Siostry, pół roku po wydarzeniach na Harlen

Dzięki rekonwalescencji, uzupełnieniu załogi i przede wszystkim życiu w stanie ciągłego zagrożenia i poczucia winy, Vera otrzymuje punkty:
Czujność +2

Gratulacje!
Od wydarzeń na Harlen minęło dużo czasu - jednak nie dość dużo, by widmo okropieństw z wyspy nie nawiedzało Very niemal każdej nocy. Najgorszą pozostawioną przez syreny raną, wciąż niezagojoną, był stan jej załogi. Choć Siódma Siostra była obsadzona w całości, zbyt duża ilość nowych twarzy mogła tylko przypominać o tym, co stało się z dzielnymi kobietami i mężczyznami Siódmej Siostry, którzy mniej lub bardziej świadomie poświęcili się dla dobra Harlen. I choć Vera cierpiała, nie mogła zapominać, że pod swoim dowództwem miała teraz nowych marynarzy, o których musiała zadbać.

Chyba tylko dzięki pomocy maga-uzdrowiciela jej stopa zrosła się w poprawny sposób i kobieta nie odczuwała dolegliwości z każdym krokiem, nawet jeśli uszkodzone kości dawały o sobie znać przed zimnym bądź deszczowym dniem, działając jak nietypowa pogodynka. Tak było również tego dnia, gdy jej lewa kończyna rwała bólem nie tyle dokuczliwym, co irytującym.

Kuśtykając przez miasto, Vera dotarła do miejsca, gdzie czuła się najlepiej - portu. Zniszczone nabrzeże Ujścia nie prezentowało się dobrze, co więcej, śmierdziało niemiłosiernie mułem, rybami i wszelkimi innymi odpadkami, które, niesione nurtem rzeki, zatrzymywały się przy ujściu, jakby jakaś niewidzialna granica powstrzymywała je przed wypłynięciem na otwarte morze, gdzie mogłyby gnić nie przeszkadzając nikomu. Te kilka statków, zadokowanych tam, gdzie akurat było miejsce i dość bezpieczny dostęp do portu, stanowiły widok równy różom pośród błota. Niesprzyjające warunki nie wszystkim jednak przeszkadzały. Żebracy niezmiennie przesiadywali pod ścianami karczm i tawern, drobni kupcy, którym udało się zostawić statek w w miarę bezpiecznym miejscu poganiali tragarzy, a i inni przechodzili się to tu, to tam, starając się nie nadepnąć na szczury, które w istnych stadach przebiegały przez dróżki i kładki.

Pośród zniszczeń, resztek drewnianych konstrukcji wystających z zatoki i smrodu, Vera starała się znaleźć miejsce, gdzie mogłaby zatrzymać się na popołudniowy kufelek piwa. Nim jednak dostrzegła odpowiedni lokal, podbiegło do niej dziecko. Mała nie mogła mieć więcej, jak sześć lat. Szczerzyła poczerniałe ząbki i wyciągała do Very garść pełną ostrych, srebrzystych gwoździ, tak błyszczących, jak urocze blond włosy.

- Chcesz to kupić? - Zapytała dziewczynka z rozbrajającym uśmiechem. - Jak masz na imię? Bo ja... Saaa... Saarrr... - Wymyślała na poczekaniu, nawet nie kryjąc się z kłastwem. - Sarada! Jak dasz mi swój kolczyk, to ja ci dam więcej takich! - Potrząsnęła dłońmi, a kilka mniejszych gwoździków spadło na ziemię. - Za dwa kolczyki przyniosę duuuuuużo!
Ostatnio zmieniony 21 mar 2022, 12:08 przez Wierzba, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Port w Ujściu

96
POST POSTACI
Vera Umberto
Ujście było brudnym miastem. Nie było innego słowa, które opisywałoby je lepiej. W porcie śmierdziało, a nabrzeże wyglądało, jakby miało się rozpaść przy mocniejszej fali, ale Vera musiała przyznać, że handlowało się tu rewelacyjnie. Nikt o nic nie pytał, nikt nie zgłaszał wątpliwości, każdy zadowolony był, gdy proponowała mu towary dobrej jakości, a i duży zarobek był wystarczająco przyjemnym skutkiem przybycia akurat tutaj. Kiedy więc już zabezpieczyła ogromną większość złota na statku - część w dokładnie zamykanej skrzyni we własnej kajucie, część pod pieczą Osmara, a część w ładowni, w formie różnego rodzaju zapasów, czy też przedmiotów użytkowych - mogła zająć się beztroskim wydawaniem tych pieniędzy. Może nie był to Port Erola, lśniący bielą budynków w świetle słońca, ale wciąż dało się tu dobrze zabawić. Umberto nie wymagała wiele.
Fakt, nie wyglądała jak przeciętny tutejszy obywatel. Cała masa złotej biżuterii, jaką lubiła się obwiesić, plus nowy, haftowany gorset i błyszczące sprzączki pasków musiały wcześniej czy później przyciągnąć jakiegoś bezdomnego gówniarza, nawet jeśli większość zazwyczaj kryła się pod tym samym, starym płaszczem, co zawsze. Po swojej wizycie w Karlgardzie nie miała z dzieciakami zbyt dobrych wspomnień, nawet jeśli gdzieś w głębi jej serca z kamienia dało się odnaleźć współczucie dla małolatów, skazanych na takie życie. Ale poprzednim razem gówniarz był w miarę przydatny, a przynajmniej choć odrobinę próbował być; teraz nie chciała mieć do czynienia z całym stadem takich, jak jasnowłosa dziewczynka, a zapewne skończyłoby się to inwazją na Siódmą Siostrę, gdyby tylko zgodziła się oddać jej choćby i jeden ze swoich kolczyków. Nie tym razem.
- Dzięki, mała, ale mam gwoździe - odparła krótko i machnięciem ręki zbyła zarówno dziewczynkę, jak i krótkie ukłucie wyrzutów sumienia.
Przedstawiać też się nie zamierzała. Kierowała się do tawerny, nie na wymiany handlowe z portowymi dzieciakami. Potrzebowała alkoholu, nie gwoździ.
Obrazek

Port w Ujściu

97
POST BARDA
- Jak masz na imię? - Dziewczynka nie dawała za wygraną. - Ja jestem Sara! Sarra! - Zmieniała wersje, widząc, że Vera nie jest zainteresowana gwoździkami. Kiedy kapitan próbowała ją minąć, to ta starała się dotrzymać jej kroku. W końcu jednak upuściła gwoździe, a te z brzękiem posypały się po bruku.

Powietrze śmierdziało już nie tylko zgnilizną, ale również dymem. Gdzieś w okolicy musiał palić się wielki ogień, jeden rzut oka wystarczył jednak, by ocenić, że Siódmej Siostrze nic nie zagraża.

- A co chcesz kupić? Przyniosę ci deskę! Dam radę! - Dziecko było wyjątkowo radosne, jakby pod czaszką czegoś brakowało. - Tutaj, tutaj, o tam, tam budują coś i mają dużo desek! Chcesz deskę? Albo młotek! Tam jest taki pan i on w ogóle ale to w ogóle nie patrzy! I ma ucho... chcesz ucho? - Słowa dziewczynki stawawły się coraz bardziej niedorzeczne, jednak w jakiś sposób miały dla niej sens. - Zabiorę mu ucho, jeśli chcesz! Za kolczyk? - Targowała się blondyneczka.

Z naprzeciwka podeszło dwóch mężczyzn. Obaj byli jednymi z najnowszych nabytków Siódmej Siostry. Lasher i Yenndar, dwa młodziki, którzy jeszcze niedawno z pewnością podzielali los małej Sary.

- W porządku, kapitanie? - Upewniał się Lasher. - Hej, gnojku! Zostaw ją. - Dodał, wyciągając ręce ku kołnierzowi dziecka.

- Nie! Ja przyniosę ucho! - Mała dała nura za Verę.
Obrazek

Port w Ujściu

98
POST POSTACI
Vera Umberto
Bogowie, co za upierdliwe dziecko.
Nie potrzebowała gwoździ, ani nie potrzebowała desek. Ani, w absolutnej zupełności, nie potrzebowała żadnego ucha, co do wszystkich demonów było nie tak z tą dziewczynką? Wsunęła dłoń do kieszeni i oparła ją o sakiewkę, nie chcąc jej stracić w chwili dezorientacji i nieuwagi. Miała wobec niej lepsze plany, niż oddanie jej portowemu szczurkowi, nawet jeśli póki co pieniądze miała schowane pod płaszczem.
- Nic od ciebie nie chcę - powtórzyła z irytacją, wciąż nie widząc powodu, by się jej przedstawiać. Rozejrzała się, szukając źródła dymu, ale dopóki nie było to nic bezpośrednio zagrażającego jej statkowi, to szybko zapomniała o tym problemie. Wtedy też dotarła do niej propozycja dostarczenia ucha, co sprawiło, że wreszcie opuściła na dziecko wzrok, rzucając mu zdezorientowane spojrzenie.
- Jakie ucho? Na cholerę mi czyjeś ucho? Spadaj, mała - przepędziła ją ponownie, choć najwyraźniej mało skutecznie.
Gdy w zasięgu wzroku pojawiła się dwójka jej ludzi, rzuciła im na powitanie krótki uśmiech, który szybko zgasł, gdy gówniara dalej upierała się przy swoim. Widząc, że Sara, Sarra, czy inna Sarada usiłuje schować się za nią, Umberto odwróciła się gwałtownie i spróbowała sama złapać dziecko, krążące chaotycznie wokół niej jak ćma wokół lampy.
- Idź dręczyć kogoś innego - syknęła do niej, niezależnie od tego, czy udało się jej ją chwycić, czy też nie. - Nie chcę gwoździ, desek, ani uszu. Nic od ciebie nie chcę. Kolczyków też ci nie oddam. Spieprzaj, zanim skończy mi się cierpliwość.
Zostawiła dziewczynkę i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę tawerny, starając się już nie zwracać na nią uwagi. Próbowała też nie kuleć; noga bolała, ale nic jej przecież nie było, wrażenie wywoływała jedynie zmieniająca się pogoda. Gdyby nie były to konsekwencje zmiażdżonych kości, doszłaby pewnie do smutnego wniosku, że nadeszły pierwsze oznaki starości. Skupiła się na rozmowie z dwójką mężczyzn.
- Gdzie dzisiaj są nasi? - zagadnęła, zerkając na Yenndara. - W Cechu, Pod Złamanym Toporem, czy jeszcze gdzieś indziej?
Obrazek

Port w Ujściu

99
POST BARDA


Pochwycona przez Verę dziewczynka głośno wyraziła swoje niezadowolenie. Przeciągły jęk zwiastował nadejście płaczu, jednak nim do tego doszło, Sara, Sarada odbiegła w sobie znaną stronę, z pretensją do świata i przede wszystkim, do Very.

- Słyszałżem już o tych uszach. - Odezwał się Yenndar. Miał prześliczne, gęste czarne loki i oczy w miodowym kolorze, pięknie kontrastujące z ciemną czupryną. Niestety, bogowie pożałowali mu rozumu, za to miał dwie silne ręce gotowe do pracy. - Dzieciaki z okolicy kradną je pracownikom z Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula. Pracownikom-niewolnikom. - Zadumał się chwilę nad losem nieszczęśników. - To skazańcy, ale odkupieni do pracy. Za ucieczkę obcina się im uszy. - Złapał się za własne ucho i pociagnął je, by podkreślić, o czym mówił.

- Żartujesz? I co, zachowują te... uszy? - Poddał wątpliwości jego słowa Lasher.

- Noszą je na szyjach, na sznurkach. Podobno jak je stracą, to jeszcze dostają baty. - Wzruszył ramionami. - Więc dzieciaki kradną dla hecy. Kompania buduje nową placówkę, tu, niedaleko, w porcie. Podobno same znane osobistości tam pracują, wiecie? - Uśmiechnął się. - Podobno nawet kilku byłych piratów! Może my powinniśmy ich odbić, co, kapitanie? - Uśmiechnął się. - Jeden za wszystkich! - Rząd równych, białych zębów pokazanych światu sugerował, że Yenndar nie miał pojęcia, na co się pisze, gdy chciał wchodzić w potyczkę z kompanią handlową, która stosowała tego rodzaju metody dyscyplinarne. Nie miał też dość długiego stażu w światku wyjętych spod prawa, by rozumieć, że heroizm rzadko popłacał.

- Nasi rozsiali się po Ujściu. - Na pytanie Very odpowiedział Lasher. - Pan Yett i pan Osmar są w Cechu, z tego co wiem. Paru chłopców szło do Wędzonego. - Wskazał ręką kierunek.
Obrazek

Port w Ujściu

100
POST POSTACI
Vera Umberto
Cóż, nie była z siebie zbyt dumna, gdy dziewczynka postanowiła się rozpłakać, ale skoro nie było innego sposobu na pozbycie się jej, to Vera nie miała wyjścia. Grunt, że przestała jej truć i proponować gwoździe, deski i inne dziwne rzeczy, które była w stanie skądś zdobyć. Ale nadal... uszy? Co do cholery?
Na szczęście jej niewiedzę zakończył Yenndar i teraz miało to odrobinę więcej sensu, choć w praktyce kapitan nie potrafiła sobie do końca wyobrazić, jak gówniarzeria kradnie uszy, wiszące na szyjach skazanych robotników. To już jednak nie był jej problem, a historia stała się co najwyżej ciekawostką. Spoglądała na chłopaka, który był zdecydowanie zbyt radosny jak na ten świat, co nie zmieniało faktu, że jego szeroki uśmiech odrobinę się jej udzielił.
- Odbijać chcesz, hm? - powtórzyła z rozbawieniem. - Twoje własne uszy są ci zbyt miłe? Jeśli chcesz, znajdzie się u nas ktoś, kto ci je obetnie i powiesi na szyi.
Corin i Osmar byli w Cechu. No to dobrze, wiedziała przynajmniej dokąd się udać. Krasnolud był doskonałym towarzystwem do picia, on i jego niewyparzona gęba. Zorientowała się, że znów odrobinę kuleje, więc zmusiła się do powrotu do równego chodu. Z syrenami nie mieli styczności od miesięcy. Wyglądało na to, że po śmierci swojej królowej przestały ich prześladować. Ciekawa była co działo się na Harlen, ale gdy dochodziła do siebie przez kilka pierwszych tygodni po ataku, na wyspie było bezpiecznie.
- Mamy wystarczająco dużo chętnych, którzy nie są skazańcami i których nie trzeba odbijać z niewolniczej kompanii, Yenndar - podsumowała jeszcze, w razie gdyby nie zrozumiał jej poprzednich słów. - A ja ani nie jestem altruistką, ani nie jestem szalona, przykro mi.
Cóż, nie była pewna, że zrozumiał też te, ale może ogólny przekaz do niego dotarł. Najwyżej Lasher mu później wytłumaczy.
Obrazek

Port w Ujściu

101
POST BARDA
Yenndar wydawał się rozczarowany decyzją Very. Jego gęste brwi zmarszczyły się, a usta wydął jak niezadowolone dziecko.

- Kapitanie. - Jęknął. - Jeśli my teraz im nie pomożemy, to oni nie pomogą nam, w przyszłości! - Spróbował uzasadnić swój punkt widzenia. - My nie jesteśmy skazańcami, więc nam nic nie obetną. - Posłużył się prostą logiką. - Ja widziałem tam nawet takich, co byli na listach gończych! Ten taki... jak mu było? - Zerknął na kolegę, by ten mu pomógł.

- Zamknij się, głąbie. Byłbyś tak miły? - Lashar poprosił w sposób tak grzeczny i uprzejmy, że zabrzmiało to wręcz nienaturalnie przy takim doborze słów. Tak, jak Osmar nawet prośbę o podanie bułki przy wspólnym stole mógł okrasić przekleństwami, które tworzyły z krótkiego zdania wyzwanie do pojedynku, Lashar miał odwrotny talent.

Z naprzeciw nadeszły kobiety prowadzone przez Pogad. Nowe nabytki Siostry znalazły sobie duchową przewodniczkę w orczycy, gdy Irina była zbyt cicha i spokojna, by rozbawić towarzystwo.

- Tam jest! - Ucieszyła się orczyca. Jej donośny, niski głos przetoczył się po porcie. Pogad uniosła dłoń, by wskazać na Verę, nie używała jednak do tego palca, a... spiczastego ucha, zbrązowiałego i skurczonego, jednak niewątpliwie wciąż elfiego. Dzieci musiały już też ją dopaść. - Kapitan! Idziemy od Wędzonego. Koleżanki chcą posłuchać o syrenach! - Powiedziała Pogad, w niebezpośredni sposób zapraszając Verę do wspólnej zabawy. - Zamówimy beczkę wina! Damski wieczór?

- Syreny? Słyszałem o syrenach! Chcę posłuchać! Nie wiedziałem, że je spotkaliście? - Dopytywał Yenndar.

- Anna Caldwell, tłumoku. Mówi ci to coś? - Lashar był prędki do tłumaczenia.

- Ooooh... - Nieskalane myślą spojrzenie Yenndara wskazywało na to, że nazwisko nie mówiło mu tego, co powinno. - Nie jestem tłumokiem.
Obrazek

Port w Ujściu

102
POST POSTACI
Vera Umberto
Parsknęła tylko śmiechem w reakcji na przekomarzanie się chłopaków, w międzyczasie dochodząc do wniosku, że w sumie mogłaby rozejrzeć się za jakąś tablicą ogłoszeniową i zobaczyć, kto akurat teraz wisi na listach gończych. Może któregoś z nich kojarzyła? Ciekawe, kto zapuścił się do Ujścia i zamiast korzystać z tutejszego czarnego rynku i odpowiednich znajomości, trafił w niewłaściwe miejsce o niewłaściwym czasie. Tak czy inaczej, Siódma Siostra, którą prawdopodobnie traktowano tu jako dziwny statek kupiecki, wyjątkowo nie zrobiła jeszcze nic, by musieć desperacko opuszczać miasto. Umberto zamierzała się postarać, by nie spalić sobie tego miejsca, tak, jak Karlgardu. Miała nadzieję, że jej ludzie też nic nie odwalą.
Wysoka sylwetka Pogad szybko rzuciła się jej w oczy. Orczyca górowała nad pozostałymi kobietami i wymachiwała... uchem? Vera pokręciła głową z niedowierzaniem, zatrzymując się w miejscu, gdy grupka ruszyła w jej stronę. Jak widać, nie wszyscy oparli się propozycji handlowej nie do odrzucenia, wychodzącej z ust portowych dzieciaków.
- Damski wieczór? - zaśmiała się. - Poprzedni damski wieczór z tobą skończył się drzwiami wyrwanymi z zawiasów, Pogad.
Przesunęła spojrzeniem po grupce swoich świeżych załogantek. Były na Siostrze od kilku miesięcy, a Vera ostatnimi czasy dużo przesiadywała pośród swoich ludzi, a jednak wciąż nie były tym samym. Brakowało jej Tamary, choć może to było jedynie krótkie ukłucie wyrzutów sumienia.
- Co, oczywiście, znaczy że idę z wami - wyciągnęła ręce z kieszeni i poklepała chłopaków po ramionach na pożegnanie. Yenndarowi rzuciła tylko zdezorientowane spojrzenie, bo ciężko było jej uwierzyć w to, że po wcieleniu na ten statek nie było to pierwsze, o czym się dowiedział. Temat był wciąż świeży i niezmiennie aktualny. Vera do tej pory przyłapywała załogę na spoglądaniu na bliznę na ramieniu swojej kapitan, gdy akurat ubierała się tak, że było ją widać. Jakby nie mogli się przyzwyczaić. Ona już się przyzwyczaiła. Z drugiej strony, chłopak był tępy i był z nimi krótko. Mógł usłyszeć i w następnej sekundzie o tym zapomnieć, albo w ogóle nie zarejestrować, że o czymś takim była mowa.
- Pytajcie Pogad, czy nie będzie miała nic przeciwko waszemu towarzystwu - uniosła lekko brwi. - Nie wiem, czy nie zaburzycie jej planów na wieczór. Swoją drogą, widzę, że ciebie też już dorwały dzieciaki z uszami - zagadnęła orczycę, ruszając obok niej w stronę tawerny, o której ta wspomniała. - Zrobiłaś zakup życia, gratuluję.
Obrazek

Port w Ujściu

103
POST BARDA
Pogad wyszczerzyła kły w uśmiechu, który według jej standardów mógł być niewinny. Orczyca wpisywała się we wszystkie kanony swojej rasy i wyrwane drzwi były raczej małą niedogodnością aniżeli zniszczeniem zrobionym z premedytacją.
Spoiler:
- Tym razem będziemy grzeczne! - Ucieszyła się orczyca, rozumiejąc, że Vera nie odpuści kolejnej takiej imprezy.

Grupa zebrana przez orczycę nie była duża - ledwie tuzin kobiet, Vera miała być trzynasta. Wszystkie kapitan kojarzyła z imienia, z niektórymi nawet często rozmawiała, inne pozostawały w tle, zajmując się swoimi sprawami. Gerda, która znała się na nawigacji, będąc córką kupca, Olena, zbiegła z wojska, szybko stała się okrętową felczerką, Echo i Raylene, siostry, które potrafiły porządnie pleść liny, a po godzinach umilały czas załodze nie tylko swoim towarzystwem, ale także ciałem... i kilka innych, do każdej twarzy Vera mogła przyporządkować imię i zawód, którym mogły zajmować się na Siódmej Siostrze. Ale czy to wystarczyło, by uznać, że Vera naprawdę je znała?

Nieobecność Dafne, Serratii i Tamary była jak rana w sercu mimo czasu, jaki minął od spotkania z Anną Caldwell.

- Idziemy, chłopcy! - Zawołała, obejmując Yenndara i Lashera z obu stron, za szyje, przyciskając ich do swojego własnego ciała z siłą byka. Była sporo wyższa od obu mężczyzn, zachowujących przeciętny ludzki wzrost.

- Babski wieczór! - Cieszył się jeden, wciskając twarz w bok Pogad, drugi za to wyglądał, jakby ugryzł cytrynę.

Pogad wrzuciła ucho do jedynej kieszonki, jaką miała - w swój wlasny dekolt. Stamtąd przynajmniej nikt nie ukradnie nowej zdobyczy. Orczyca zaciągnęła ich w stronę lokalu, który był tuż za rogiem - Wędzony Dorsz zawdzięczał swoją nazwę niewiadomo czemu, gdy w jego ofercie nie było wędzonych ryb. Był za to alkohol, z którego chętnie korzystała portowa brać.

- Nic im nie zapłaciłam. - Zaśmiała się Pogad, nawiązując do ucha. - Zwrócę potem to tym nieszczęśnikom. To elfie, widziałaś ty, kapitanie, żeby elf pracował przy budowie? Jak jeszcze dostanie batów, to już nic z niego nie będzie. - Zauważyła, rozumiejąc, że nawet najsilniejsze elfy nie mogły dorównywać siłą chociażby orkom. Również ich odporność na jakiekolwiek obrażenia w oczach Pogad była niewielka.

Przed dalszym tłumaczeniem powstrzymał ją jednak widok, który zastała w tawernie. Przy najdłuższym stole, takim, który akurat mógłby pomieścić kompanię kobiet i dwóch facetów, siedziała już inna kompania - mężczyźni, a każdy ubrany w granatowy płaszcz, sugerujący, że przynależeli do jednej organizacji czy też grupy. Daleko im było do wojskowych - ich ubrania były w nieładzie, niektórzy jedynie zarzucili płaszcze na ramiona, inni ściągnęli je całkowicie, wieszając na oparciach swoich krzeseł, jakby w ogóle nieprzyzwyczajeni do tych barw. Vera dostrzegła wśród nich kilka znanych z Harlen twarzy, w tym również brodatą gębę kapitana Speke.

- Hej, tu było zarezerwowane!

Nim Pogad zdążyła zrobić raban, do grupki podbiegł karczmarz. Chłopaczek nie mógł mieć jeszcze dwudziestu lat, za to los sprezentował mu konstelacje piegów na twarzy.

- Bardzo, bardzo przepraszam za nieporozumienie! Szanowni panowie pojawili się w ostatniej chwili. - Tłumaczył, niemal płaszcząc się przed Pogad. - Pozwólcie, panie, że przygotuję wam inne miejsca!

- Tam było zarezerwowane. - Syknęła znów orczyca.
Obrazek

Port w Ujściu

104
POST POSTACI
Vera Umberto
Niektóre z kobiet, jakie zginęły na Harlen, były z nią od samego początku, lub prawie. Nic dziwnego, że znała je lepiej, niż nowe załogantki. Nie zmieniało to faktu, że życie toczyło się dalej i Vera nie mogła użalać się nad stratami w nieskończoność, a przynajmniej nie otwarcie. Choć ostatnie miesiące zaskakująco skutecznie wyciągnęły ją z kajuty do załogi, to wciąż większość emocji chowała głęboko w sobie, ukrywając je nie tylko przed nowymi, ale też przed najbliższymi swoimi współpracownikami. Przed Corinem w szczególności.
Odpowiedziała uśmiechem na niewinną minę Pogad, by potem roześmiać się już całkiem, gdy ta wrzuciła sobie ucho w dekolt i przyciągnęła do siebie biednych młodzików. Trzeba było jej przyznać, że była charyzmatyczna, choć w wyjątkowo specyficzny sposób. W Ujściu za bardzo by jej to nie pomogło, gdyby nie trzymała się w towarzystwie niezielonych. Tutaj orkowie nie byli szczególnie mile widziani. Dobrze, że jeszcze nie wpakowała się w żadne tarapaty.
- Czy ja wiem, elfie miasta jakoś powstały, zakładam, że jednak zbudowali je sobie sami - wzruszyła lekko ramionami. - Chociaż z tymi batami możesz mieć rację.
W rzeczywistości nie widziała problemu słabości u elfów, których miała w załodze. Nie było ich wielu, raptem czterech, wliczając Irinę, ale chociażby ona i jej rola na statku była doskonałym dowodem na to, jak ogromny mieli w sobie potencjał. Choć faktycznie, może nie do przekładania kamieni.
Vera też nie miała czasu się nad tym zastanowić, bo jak się okazywało, przygotowane dla nich miejsce zajął ktoś inny. Przez krótką chwilę Vera zastanawiała się, czy to nie jakaś straż, biorąc pod uwagę jednolite płaszcze, ale szybko się zorientowała, że to po prostu załoga szanownego Augusta, który te kilka miesięcy temu zmył się z Harlen w ostatniej chwili. Wykosztowali się na dopasowane ubranka? Kto normalny tak robił?
- Spokojnie - oparła dłoń o ramię orczycy. - Myślę, że nie będziemy robić problemu i poczekamy na przygotowanie stołu dla nas, jeśli dostaniemy odpowiednią zniżkę, rekompensującą te niedogodności.
Przeniosła chłodne spojrzenie na młodego karczmarza, mierząc go nim od stóp do głów.
- Albo chociaż jedną kolejkę na wasz koszt. Tak czy inaczej, zadośćuczynienie by się należało. Wtedy możemy chwilę poczekać - uniosła wyczekująco brwi, nie licząc na nic innego, jak zgoda. - Ja sobie w tym czasie porozmawiam z panami.
Nie czekając na zgodę, ani tym bardziej protesty, skierowała się do stołu, który zajął im Speke. Być może wywołała tym samym atak paniki u piegowatego karczmarza, ale przecież nie szła robić burdy. Wpakowała się bezceremonialnie między krzesło Augusta, a kogoś siedzącego obok i oparła się tyłem o blat, krzyżując ręce na klatce piersiowej i spoglądając na niego z góry.
- Po tobie bym się tego nie spodziewała, Speke - zagadnęła. - Taki brak poszanowania dla kogoś, kto zrobił sobie wcześniej rezerwację - choć zaczęła ze zmarszczonymi brwiami, teraz uśmiechnęła się lekko. - Nie sądziłam, że na ciebie tu trafię.
Obrazek

Port w Ujściu

105
POST BARDA
Pogad porzuciła temat elfów, wiedząc, że czegokolwiek Vera by nie powiedziała, nie będzie to nic, co zdołałoby ją przekonać do równości elfów względem orków, przynajmniej jeśli chodziło o brutalną siłę. Elf-niewolnik mógł śpiewać, gotować, nawet oddawać swoje ciało, ale nie budować lub walczyć! Na statku potrafiła docenić zwinność Iriny i pozostałych długouchych, ale szczerze wątpiła, by którakolwiek z nich potrafiło zgnieść w dłoniach czaszkę wroga.

Piegowaty karczmarz pochylił się nisko.

- Oczywiście! Oczywiście! Pierwsza kolejka i... - Podniósł spojrzenie na Pogad, która wciąż nie wydawała się ukontentowana - i przekąski na nasz koszt! - Zawołał w końcu, licząc na to, że to udobrucha grupę. Pogad skinęła głową, łaskawie przystając na ofertę młodzika. Wyglądało na to, że jeszcze nie nadszedł czas, by rozbijać krzesło na jego plecach.

Gdy chłopak oddalił się, by zestawiać ze sobą stoły w innej części sali, Vera miała okazję podejść do kapitana Mżawki bez wywoływania ataku paniki. August Halton Speke potrzebował chwili, by dostrzec Verę, spodziewając się, że obok niego pcha się karczemna dziewka. Dopiero bezczelne wskazanie palcem przez sąsiadującego mu mężczyznę kazało brodaczowi podnieść wzrok.

- Ach, kapitan Umberto! - August ucieszył się, zaraz podnosząc tyłek z zydla i odsuwając się tak, by między nimi było dość miejsca. Vera była czujna i odgadła, że w jego głosie nie ma zbyt wiele szczerości. - Jakaż to niespodzianka i przyjemność, spotkać panią w tej części świata. - Speke skłonił się lekko. - Proszę przyjąć moje przeprosiny za zajęcie miejsca. Moi pracodawcy byli pewni, że nikomu nie przeszkodzimy, wybierając ten stół.

Po prawicy Speke'go siedziało kilku mężczyzn, którzy nie wyglądali na wilków morskich, starszych i o tuszy, która nie cechowała zwykłego biedaka z Ujścia. Pod niebieskimi płaszczami mieli śnieżnobiałe koszule z niedorzecznie koronkowymi kryzami. Stół, jak zauważyła Vera, był również zastawiony potrawami, jakie zwykle zarezerwowane były dla wyższych sfer. W kubkach pyszniło się wino, dużo lepsze aniżeli portowe piwsko.

- Wraz z rychłym otwarciem tutejszej placówki Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula, chcieliśmy uczcić postęp prac. - Zdradził Speke. Vera mogła już rozumieć, skąd wzięły się podobne stroje marynarzy.
Obrazek

Wróć do „Ujście”