Karczma „Basen Północny”

76
POST POSTACI
Hysterics
Trzeba przyznać, że dziewczyna miała paskudnego pecha. Trafiła na bardzo złą osobę, a nawet osoby, bo tam już pomijając Hysia i spółkę, to jego nowi kompanie także nie czuli się źle, zabijając. No dobra może, gdyby jeszcze dziewczyna była pieskie, krówką, a nawet szczurkiem to by ją puścił. Ale no cóż, doskonale wiedziała, co robi i jakie mogą być tego konsekwencje.
Jednakże przez głowę Acadii który miał teraz władzę nad ciałem nie przeszła ani jedna taka myśl, był za bardzo nakręcony złością, zaś Hysterics cieszył się na samą myśl o zabiciu człekopodobnego. Był podniecony do granic możliwości, bo już dawno nikogo nie zabił, jednak nie było widać na twarzy, gdyż aktualnie widniała złość.
-Cicho bądź.- Powiedział ściszonym głosem przez, żeby Acadia, po czym szybkim i zgrabnym ruchem przeciął gardło dziewczyny. Następnie wstał, oczyścił ostrze o jakąś szmatkę, którą znalazł i spojrzał się na resztę.
-Cóż to by było na tyle. Nie wiem, za co umarła, ale trudno- Powiedział, wzruszając ramionami już bez emocji. Chwileczkę stał w ciszy, patrząc beznamiętnie na resztę, po czym uśmiechnął się szeroko i podskoczył.
-Jezuuu tak dawno tego nie robiłem! -Powiedział niczym szczęśliwe dziecko, wyższym głosem, po czym zrobił grymas na twarz- Znaczy, ja się dzisiaj patrzyłem. - Dodał niezadowolony.
-Bo się kurwa patrzyłeś na nią, ile można czekać, debilu jeden. - Dodał po chwili Acadia z tych samych ust co Hyst przed chwilą, tym razem z jego twarzy można było wyczytać zniesmaczenie. - Och, właśnie co z tym robimy? Niziołek się nam nie przyda, ale może ta elfka prędzej.- Powiedział, pokazując ruchem głowy za siebie, a następnie oblizując lekko usta. Ach, Hysterics już myślał co by tu zrobić na obiad z niej.

Karczma „Basen Północny”

77
POST POSTACI
Lindirion
Życie dziewczęcia było w rękach Hystericsa, Acadii lub tego trzeciego, którego imię uleciało Mistrzowi. Nie oponował on, gdy jego kompan docisnął ostrze do szyi elfki, a jucha polała się wartkim strumieniem.

- Uciczwa cena za przewinienie. - Skomentował jedynie, pochylając się przy dziewczynie, by odebrać jej swoją własność, niż ta do końca przesiąknie krwią. Obecność krwi elfa na ziołach z pewnością mogłaby zmienić przebieg rytuału.

I choć mówił, że zajmie się ciałem - nie zrobił nic, co sugerowałoby, że rzeczywiście się nim interesuje. Niziołek i elfka, jak dla niego, mogli zostać tam, gdzie byli, rozkładając się pod słońcem Ujścia.

- Skoro jesteśmy już poza karczmą, co wy na to, przyjaciele, byśmy ruszyli w drogę. - Zaproponował zgodnie z porzekadłem głoszącym, że przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę. Mistrz obejrzał się na Tangę, jakby dając mu niemy znak, a następnie odwrócił się, by iść w sobie znanym kierunku. W głowie przywołał mapę, którą pokazał im Zilian. Należało poszukać celu.
Obrazek

Karczma „Basen Północny”

78
POST POSTACI
Tanga
Tanga szczerze wątpił, żeby zapewnienia dziewczyny miały jakiekolwiek pokrycie. Bo po co była im do szczęścia równie drobna dziewuszka, jeśli nawet nie potrafiła się przed nimi obronić? Cóż, tak czy inaczej, decyzja nie należała do niego, a do i tak szybko podejmującego odpowiednią decyzję mężczyzny o śmiesznej fryzurze, który chwilę później poderżnął spiczastonosej gardło. Czysta robota, która mógł pochwalić radym kiwnięciem głową.
- Czemu mówisz w taki dziwny sposób? - zapytał za to wprost i bez ogródek, gdy zarówno głos, jak i wyraz Hystericsa zaczął zmieniać się z każdym kolejnym, wypowiadanym przez niego zdaniem. Nie miał również pojęcia, do czego niby miałabym im się przydać żywa, a co dopiero martwa kobieta, za to zaintrygował go fakt, że jeszcze niedawno ruchawy konus na pewnym etapie przestał być... Ruchawy.
Zaintrygowany nagle Tanga podniósł nogę, aby bez specjalnych podchodów przycisnąć ją do boku Kwimira, a następnie mocnym pchnięciem zwalić z ciała pod nim lub przynajmniej przekręcić na plecy. Jak się wkrótce okazało, niedawno żywy był teraz martwy.
- Nie tak twardy - westchnął z czymś na kształt żalu, który tak szybko jak się pojawił, tak i szybko zniknął. Nie było co płakać nad rozlanym mlekiem. Pomoc niziołka mogła nie mieć sensu, ale po co prosty chłopak pokroju Tangi miałby się nad tym zastanawiać?

Ah! Racja! Mieli zadanie. Zadanie, które wymagało od nich... Walki z kimś... Z dużą ilością broni? Duża ilość broni! Duża ilość broni zawsze brzmiała dobrze!
- Mm! - wydał z siebie w zgodnym podekscytowaniu, zanim, niczym cień ruszył za tyczkowatym mężczyzną, samemu również zerkając na ich trzeciego kompana przez ramię, sprawdzając, czy i tamten zamierza do nich dołączyć. W przeciwieństwie do zabawnie długouchego i długowłosego mężczyzny, ten o śmiesznej fryzurze zdołał już wykazać się pewnymi zdolnościami. Tanga wciąż był ciekaw możliwości najwyższego z nich.
Rad z misji i kierowany pozytywnym nastawieniem, nie zastanawiając się za bardzo nad niczym szczególnym, zrównał się z ich nowym przewodnikiem i wyciągnął rękę, aby palcami złapać za czubek jego nienaturalnie długiego ucha.
Foighidneach

Karczma „Basen Północny”

79
POST BARDA
Elfka chyba pragnęła coś więcej powiedzieć, być może nawet zaoferować swoje usługi, czy w jakiś sposób wyłgać się z odpowiedzialności – ale faktycznie miała tego pecha, że natrafiła na takich a nie innych oprawców. Gdy Hysterics podciął jej gardło zgrabnym ruchem, przez chwilę jeszcze z szeroko otwartymi oczami próbowała coś zrobić – chwyciła się za otwartą ranę, jednocześnie rzężąc i łapiąc ostatnie oddechy. Na nic to jednak było, gdy po kilkunastu sekundach siły z niej opadły i jedynie krew rozlewała się szerzej po podłodze z przeciętej tętnicy.

Woreczek z ziołami nie zdążył jeszcze przemoknąć krwią, chociaż ciałami, prawdopodobnie nie tylko tej dwójki, ktoś będzie musiał się zająć prędzej czy później. Podobnież do ich małego ekscesu, tak i karczemna bójka powoli cichła. Zwłoki elfki i niziołka leżały tuż przy drzwiach prowadzących na zewnątrz, więc zapewne karczmarz w późniejszym okresie dokładniej się wszystkimi zajmie.

Trójka nowych kompanów, uporawszy się z problemem i skończywszy już swawole, ruszyła za przewodnictwem Lindiriona znającego drogę do domu Hirona, kupca bratającego się podczas okupacji Ujścia z zielonymi. Musieli wyjść z szemranych rubieży odbudowującego się miasta prosto w stronę dzielnicy, w której zaczynali mieszkać ci bardziej prawi ludzie i nieludzie – rzemieślnicy, kupcy i zwyczajni mieszczanie. Już tam zerkano z niepokojem na kompanów Lindiriona, którzy w porównaniu do Wysokiego Elfa prezentowali się iście bandycko. W dodatku na Hystericsie widoczne były plamy krwi, które zwracały uwagę niemal każdego przechodnia – a tych wszakże przez ciemne niebo nie było wiele.

Nie minęło dużo czasu, zanim zorientowali się, że w nieco dalszej odległości idzie za nimi trzech strażników miejskich – uzbrojonych po zęby i ewidentnie szykujących się chyba do zaczepienia awanturników. Od domu Hirona byli może trzy zakręty, a w okolicy kręciło się kilku ludzi ostentacyjnie przechodzących na drugą stronę ulicy, byle dalej od kompanii.

z/t tutaj
Spoiler:

Karczma „Basen Północny”

80
Karczma „Basen Północny” zdecydowanie nie należała do najlepszych w mieście - najtańsza zupa, jaką można było tu dostać składała się przede wszystkim z wody, w której pływało trochę warzyw, najdroższa zaś różniła się od niej jedynie tym, że można z niej było wyłowić, przy odrobinie szczęścia, również trochę skór i chrząstek niewiadomego pochodzenia. Piwo było gorzkie i słabe, wino przypominało szczyny elfa, a pieczeń najczęściej była ze szczura, który zjadł nieświeże mięso gulaszowe przygotowane przez wiecznie pijanego kucharza. Do tego właściciel miał jedno oko.

Nieduży budynek zbudowany był z drewna, choć wysoka podmurówka postawiona była z szarych kamieni do złudzenia przypominających te, których brakowało w trakcie prowadzącym do miasta. Panujący w izbie mrok rozjaśniało kilka świec stojących na brudnych ławach oraz buchający w kominku ogień, nad którym nic nie pieczono. Główne pomieszczenie znajdowało się kilkadziesiąt centymetrów poniżej poziomu ulicy, a wchodząc do karczmy należało uważać na głowę i pamiętać o tym, by się pochylić i nie uderzyć nią w niski strop przy drzwiach.

Mimo wszystko, w karczmie wiecznie panował spory ruch i znalezienie spokojnego kąta było nie lada wyzwaniem. Lokal przyciągał wszelkiej maści złodziei, oszustów, kościanych szulerów i niepewnych ludzi szukających łatwego zarobku. Obok lady wisiała tablica, na której czasami przyczepiano koślawo nagryzmolone ogłoszenia przeznaczone dla oczu tych, którzy pragnęli zdobyć nieco grosza - najczęściej własnymi mięśniami i stalą. Jednooki karczmarz znał też "odpowiednie" osoby i, w zamian za kilka miedziaków, służył informacją o zleceniach, jakich nie wypadało wywieszać oficjalnie - na wypadek wizyty strażników miejskich.
Jednooki zdążył już zdziadzieć, ale i przez ten cały czas usiedzieć w tej spelunie przy życiu, ba! Nawet pozyskał sobie patrona jego jakże prężnego interesu. Przekonał się przydatna rzecz, zwłaszcza po ostatnim incydencie z rozbojem w jego przybytku. Obić mordę, połamać kończyny, okaleczyć to jedno, ale posłać kogoś do Usalana na dobre to drugie. Ludzie Bogobojnej robili za ochronę tutaj. Dwóch łysych dryblasów w podziurawionych bezrękawnikach i gaciach siedziało przy wejściu, czy raczej w otwartym na oścież przedsionku. Tatuaże na poznaczonej bliznami skórze. Harde i nieprzejednane spojrzenia. Pałki z ćwiekami u boku i znudzona siedząca postawa przy malutkim stoliku w przedpokoiku przybytku. Byli trochę za duzi na te małe taborety, które poskrzypiwały, pod ich ciężarem, a blat stolika zdawał się ledwo mieścić ich duże łapska. Korytarz też zdawał się być węższy w ich obecności. Grali w karty w świetle wiszącej lampy w postaci lampionu, a zza nich wydobywał się zgiełk niekończącej się imprezy. Okrzyki, muzyka, koślawy śpiew i odgłosy stukających kufli.
Gdy Mehren tylko się zbliżył jakiś elf z obdartą przepaską na kroczu, podszedł do niego pokracznie w pochyleniu jak jakiś upośledzony przemoczony żuraw. Wychudzony przypominał zjawę a nie kogoś żywego. Miał w trzęsącej się ręce kubek, który wystawiał ku niemu. Jedynie co w nim nazbierał to deszcz na ten moment, który i teraz stawał się już skąpy, wygasając powoli całkiem. Niebo delikatnie pojaśniało i zaczynało się rozchmurzać, widać było pojedyncze gwiazdy.
— Daj. Daj. Daj. Daj... — Powtarzał jak jakąś mantrę, zmęczonym głosem. Podchodził coraz bliżej.

Karczma „Basen Północny”

81
POST POSTACI
Mehren
Miał pewien dylemat do rozwiązania. Komu zawierzyć rozwiązanie swego problemu. Reszta możliwości także nie rysowała się zbyt przyjemnie. Zdradzenie słabości oznaczało, że miałby przynajmniej dwa problemy. Pierwszy z nich to oczywiście byłby winien przysługę. To, czy by faktycznie ja spłaciłby to insza kwestia. Drugi, poważniejszy problem byłoby ujawnieniem w bardzo pośredni sposób lokacji swej kryjówki. Zdecydowanie nie zamierzał zawierzać tej wiedzy komukolwiek. Handlarz Bjorn był typem osoby, która mogła być mu podobna. Pod pozorem występów, mógł załatwiać coś jeszcze. Vincent nie był godny zaufania. Długi język oraz zamiłowanie do alkoholów to niebezpieczne połączenie. Wypapla komuś coś przy okazji. Katastrofa murowana. Quinlan był w teorii najlepszy wyborem z całej trójki. Czasami musiał pozbywać się pewnie trupów, bo nie było opcji, by wypadki przy pracy się nie zdarzały. Zależało mu na dyskrecji. Czas zdecydowanie nie działał na jego korzyść. Każda z czterech opcji nie była dla niego najlepsza. Musiał bardzo szybko przeanalizować, które z nich będzie miała najmniejsze negatywne skutki dla niego. Gorszego czasu na zbieg wszystkich problemów nie miał.

Przejście do Tawerny obyło się bez większych problemów. Na jego drodze, będąc tuż przy przybytku, pojawił się elfia zjawa na jawie. Wyglądał tak żałośnie, że w pierwszym odruchu przeszła mu myśl, by skrócić jego męki. Kiedyś dumny gatunek został sprowadzony do takiej sytuacji. Nie wzbudził jego litości, czy współczucia. Skoro doprowadził się do takiego stanu, oznaczało, że jest nieudacznikiem. A takich należało trzymać dość krótko i daleko od siebie. Z drugiej dość często pachnieli oni desperacją. Jeśli odpowiednio ich poprowadzić, mogą być przydatni w ograniczonym zakresie. Czemu nie warto spróbować?
- Istoto z dumnej rasy, jak nisko upadłeś. - Powiedział o dziwo bez cienia złośliwości ze swej strony. To było po prostu stwierdzenie faktu. Zastanowił się, jak odpowiednio dobrać słowa, by do niego trafiły.
- Chcesz skończyć żebrać? Chcesz skończyć z upokorzeniem, który musisz znosić? Jeśli pozostała w tobie, choć iskra dumy i chcesz poczuć, że znowu do czegoś się nadajesz, zaczekaj tu na mnie i zastanów się, co możesz mi zaoferować i dlaczego mam ci pomóc. Jeśli wolisz trwać we własnym koszmarze, zjeżdżaj mi z oczu. - Mówił do niego cicho, by tylko on to usłyszał. I nie czekając na to, co zrobi, wyminął go i skierował się do ludzi Bogobojnej. Zastanawiał się, czy nie lepiej porozmawiać z karczmarzem, aczkolwiek ten nie mógł wiedzieć nic więcej i zostałby odesłany do tych drabów. Budzili w nim dość negatywne odczucia.
- Witajcie. - Powiedział, by zwrócić na nich swoją uwagę. Miał nadzieje, że ta rozmowa naprawdę będzie krótka. Jak najłatwiej dotrzeć do odpowiedniej osoby? Zostać doprowadzonym.
- Słyszałem, że gdzieś w okolicy znajduje się osoba, która wspiera chętne osoby, chcące zmienić to miasto. Gdzie ją mogę znaleźć? - próbował Brzmieć tak, jakby faktycznie chciał zaciągnąć się i bezpośrednio wspierać Kali. Próbował sprawić wrażenie osoby nieco naiwnej, która zdecydowanie chce, ale nie do końca wie, jak się przysłużyć. Taką, która należy odpowiednio pokierować do kogoś, kto ma łeb na karku.
Licznik pechowych ofiar:
8

Karczma „Basen Północny”

82
POST BARDA
— Daj. Daj. Daj. — Odpowiedział mu na jego pierwsze słowa. Gdy się całkiem zbliżył widać było jego pożółkłą skórę naciągniętą na wystające kości. Zapadnięty brzuch i policzki oraz duże zabielone oczy, które patrzyły się tępo w kierunku Mehrena. Patykowate kończyny drgały asynchronicznie do siebie. Jedna bardziej, druga mniej. — Daj. Daj. Daj. — Wysunął ku niemu kubeczek z wodą, kiedy proponowano mu ofertę mającą coś zmienić. — Daj. — Rzekł na moment rozłąki, kiedy to półelf ruszył ku ochroniarzom. Jeśli Mehren widział kogoś żałosnego w życiu, to mógł zmienić zdanie. Dopiero teraz widział kogoś w tak opłakanym stanie, jednocześnie stojącego na dwóch nogach.

Przywitali go spojrzeniem, a właściwie przywitał. Jeden z nich, ten bardziej "uprzejmy". Drugi jakoś nie miał chyba nastroju i gapił się w karty dalej — Szukasz roboty, tak? — Drwiąco podniósł kącik ust — To patrz, widzisz tego żebraka za tobą? Na dobry początek weź go usuń tak, aby nas więcej nie drażnił, rozumiesz, to nam wszystkim zmieni to miasto na lepsze — Powiedział uśmiechając się szerzej, złowieszczo, po czym wzrokiem wrócił ku kartom, jakby odprawiał jakiegoś niepodrośniętego smarka. Mehren z miejsca poczuł nieprzyjazną atmosferę bijącą od dwójki. Może niezupełnie wrogą, acz z pewnością lekceważyli go, bardzo go lekceważyli.
Tymczasem zza nich dobiegły uszu półelfa kolejne odgłosy hulanki. Jakaś dziewka darła ryja na całego, aż jej piskliwy głos przeszył nieprzyjemnie uszy półelfa.

Karczma „Basen Północny”

83
POST POSTACI
Mehren
Uniósł brew wyżej, słysząc tak absurdalna wypowiedź. Czy go oni mieli za chłopca na posyłki? Ten lekceważący dał mu tak dużo informacji. To oznaczało, że byli typem tak prostych ludzi, którymi on sam nie chciał się otaczać. Owszem, miał swoje sieroty, ale te potrafiły używać głowy. Parę lat z nim i zdecydowanie coś z nich wyrośnie. Może nie będą kwiatem społeczeństwa Keronu, ale w Ujściu nie powinno być z nimi źle. Od razu w jego zdrowej ręcę pojawił się sztylet. Nie zamierzał ich zabijać, bo bardzo kiepsko by to wyglądało, ale miał przecież całkiem inne zdolności, które potrafił wykorzystać. Wykorzystując fakt, że nawet na niego nie patrzyli, zamierzał zajść tego, który miał "odsłonięte" plecy, najlepiej tego rozgadanego, acz ten drugi także byłby dobry. Po prostu musiał znaleźć się za plecami jednego, bądź drugiego i spektakularnie przyłożyć jednemu z nich ostrze bardzo blisko oka. To była nieco inna groźba, niż przystawienie przy szyi, ale wiedział, że jeszcze mniej osób lubi taki widok. Doprowadza ich do paniki. Dodatkowo zamierzał sprawić, by wyczuli po nim żądze krwi. Tak olbrzymią, że nie będą mieć wątpliwości, że on tu kogoś "posprząta" i tym kimś wcale nie będzie elf. I jeśli to się uda, odezwie się głosem przepełnionym lodową śmiercią, której używał naprawdę rzadko. Tylko w takich wypadkach, jak chciał komuś pokazać, że sam Usul przybył tu do nich.
- Zapytam ostatni raz. - Mówił bardzo wolno, jakby każde słowo miało być tym, którym usłyszą po raz ostatni. - Gdzie znajdę oficera Bogobojnej, który gdzieś tu się kręci. - I sztylet jeszcze bliżej znalazł się oka ofiary. Jeden zły ruch kogokolwiek i ktoś straci nie tylko oko.
Licznik pechowych ofiar:
8

Karczma „Basen Północny”

84
POST BARDA
Jeden z nich, ten który miał widok na zbliżającego się do nich półelfa, zdołał zaledwie wstać, kiedy ostrze było już przy twarzy, a konkretnie przy oku siedzącego. Oboje zamarli, spodziewając się intencji przybysza. No bo skoro gościa nie zranił, miał coś do powiedzenia. Minę dryblas miał skwaszoną, acz chyba zrozumiał swój błąd.
— Pseudonim Robal. To ten goblin z lutnią. Rapier u boku, niski. Pryszczaty, jakby miał ospę. Od razu poznasz — Wyjaśnił prędko i zrobił mu miejsce, aby przybysz mógł wejść do środka, tym samym udając, że nie było żadnej zwady.

Opisanego człowieka rzeczywiście szło od razu znaleźć. Jak tylko Mehren przekroczył próg do niedużej sali gościnnej karczmy, jegomość podskakiwał na ławie i darł gębę w niebogłosy, że te jego brzdękolenie gdzieś tam ginęło w tłumie szumów śmiechów, rozmów i wszelkiej pijackiej gadaniny, stukoty kuflów. Masa towarzystwa rozbujana była do granic możliwości. Głównie byli to ludzie, po trochu niziołków i goblinów i pojedyncze krasnoludy. Impreza choć wciąż huczna dogorywała widocznie, jako że spora część towarzystwa leżała pod stołami, czy też spała głową w łokciach. Podłoga była brudna od wniesionej ziemi piasku i kurzu, wymieszanego z tym co ulało się bywalcom.

— Piraci, kurwy i gobliny, wszyscy jesteśmy z jednej gliny! Całą noc chlać i bawić! Gburów na dnie morza zostawić! Sulonowi w pysk się śmiać! Wiatru się nie bój, kurwa mać! Wiater to mam między pośladami! Chrzanić bożków, pij tu z nami! Aaarrrghh! — Trzeba było przyznać, Robal potrafił przebić się przez szum hulanki. Głos miał przechlany, ale równie donośny. Na łbie miał czapkę kapitańską, spod której wisiały liczne srebrne wisiorki. Sam pirat ubrany był w podartą grubą czarną kamizelkę i czarne spodnie i buciory. Najbliżej niego stali i wtórowali widać ludzie i gobliny z jakiejś konkretnej załogi, patrząc po tatuażu papugi trzymającej w szponach czaszkę, acz bawili się w tym harmidru wszyscy i inni. Ogólnie chaos był tutaj nie do ogarnięcia na pierwszy rzut oka. Gdzieś toczyła się bójka, ktoś kogoś okradał jak tamten spał, barman wykłócał się z awanturnikami co nie chcieli chyba zapłacić. Jakaś kurwa zaczepiała mężczyzn swoimi obnażonymi cyckami, aby tylko ten dał się zawlec na pięterko po schodach.

Karczma „Basen Północny”

85
POST POSTACI
Mehren
W końcu udało mu się wyciągnąć informację, która potrzebował, acz ucieczka do tak prymitywnej metody, jak pokaz siły, jednocześnie go bawiła i powodowała rozczarowanie. Spodziewał się nieco bardziej opornych, choć patrząc po tym, czym było to miasto, może miał zbyt wysokie wygórowania? Nie lubił schodzić poniżej pewnego poziomu, aczkolwiek ten brudny i brutalny świat za nic miał grę słowami i spryt. Takich ludzi nigdy się nie uniknie i może dlatego zadanie, które im się przydziela, były takie banalne. Po chwili uznał, że rozmyślanie nad tym nie ma żadnego sensu. Schował nóż do kieszeni i wyminął tych osobników. Tak, jak oni udawali, że nie nie było między nimi scysji, tak i on robił to samo. Przecież to całkiem normalne i nie warto pamiętać takich spraw.

Uniósł brew, widząc sytuacje w przybytku. Był ranek praktycznie. Większość chłopów dopiero się budzi, by wyjść na pole i pracować, a tu zabawa trwa, jakby wieczór był. Drugi rzut okiem mógł mu powiedzieć, że jednak zdawała się kończyć. Wolał nie wiedzieć, co tu się działo przynajmniej kilka dzwonów temu. Nie dość, że sporo osób spało, to jeszcze zauważył bójkę, kradzież, kurwę, co znalazła jeszcze kogoś na chodzie i wszystko inne. Postanowił być ostrożny, bo złodzieje chętnie wybiorą łatwe łupy, ale przecież chciwość mogła skusić na kogoś takiego, jak on. Szybko poznał, gdzie jest wspomniany goblin i miał ochotę spalić ten przybytek i poszukać kogoś innego. Czuł się trochę, jak w sytuacji z tym palantem Zarą oraz jego durną bandą. Miał tylko nadzieje, że jego intuicja się myliła.

Skierował swe kroki do tej załogi, czy czymkolwiek byli, bo teraz wszystko było możliwe. Robak był dość charakterystyczny i nie musiał męczyć się zbytnio z rozróżnieniem, kto jest kto. Może go zobaczyli wcześniej lub nie byli świadomi jego obecności. To go nie obchodziło. Kiedy był blisko tej całej paczki, zastanawiał się przez chwile, czy w ogóle będzie w stanie zrozumieć, co do niego mówi.
- Mam sprawę do Robaka, niecierpiącą zwłoki. Rzecz związaną z Bogobojną Kali. - W przeciwieństwie do ich wesołego tonu, jego głos był śmiertelnie poważny, uderzając w nuty, które sprawiały, że dochodziła mocna głębia, sugerująca nieznaną i tajemniczą sytuację. Oczywiście musiał przemówić głośno, by pomimo tej względnej bliskości, usłyszeli go wyraźnie.
- Na osobności. - Dodał do swoich słów, by nie użerać się z widownią i tłumem ciekawskich uszu. I tak będzie musiał pewnie to robić, choć im mniej zmarnuje tu czasu, tym będzie lepiej. O ile oczywiście goblin miał na tyle jasny umysł.
Licznik pechowych ofiar:
8

Karczma „Basen Północny”

86
POST BARDA
Zabawa trwała w najlepsze. Na powiew chłodu, bynajmniej orzeźwiającego, mało kto zareagował adekwatnie z bywalców, może dlatego że ciężko było cokolwiek zrozumieć w tym hałasie tak od razu. Od Robala był na sięgnięcie ręki, tak blisko pozwolili mu podejść. Miast jakiejś negatywnej reakcji, nim mrugnął, ktoś huknął mu kuflem wypełnionym jasnym piwskiem tuż obok niego, aby zaraz mu głośno oznajmić — PIJEMY ZA BOGOBOJNĄ, NOWY! DO DNA I NA SAMO DNO, WRAZ Z NIĄ! AAAARGHH!!! — Mehren poczuł jak mu lewy bębenek ucha trzeszczy od hałasu i lada moment strzeli. Źródło tegoż - jednooki brodacz, postawił mu napitek, chyba z dość serdeczną i prostą intencją, aby się wspólnie napić. Uśmiechał się od ucha do ucha, rażąc pustkami w żółtym uzębieniu i odorem, godnym porównania z zapomnianymi odmętami kanałów Meriandos. Sam nie czekał, aż "nowy" załapie i swój kufel wychylił, oblewając się tak jedną czwartą z tego co miał i ochlapując również troszkę samego półelfa.

Sam wspomniany goblin jakby poruszył jednym odstającym uchem, niby chwytając słów jakie rzekł przybysz i przestał się wydurniać, a obrócił się w kierunku nowej postaci i rzucił w bok lutnię. W tej pozycji na ławie był wyższy o głowę od stojącego przed nim Mehrena, wymienił z nim badawcze spojrzenie i zgryźliwy wredny uśmiech. Gębę rzeczywiście miał paskudną, naładowaną czarnymi pulchnymi krostami co zniekształcały prawą stronę twarzy, jakby uległa pierw napuchnięciu, a potem stopieniu. Małe czarne oczy spoglądały jednak bystro i nie znały strachu. Mierzyli się tak przez chwilę, jakby pirat rzucał mu wyzwanie. Ręka mu powędrowała w jakimś nieznanym odruchu do rapiera, acz nie dobył go, tylko wciąż oceniał co to za gość pragnął jego uwagi. Obnażył zęby, ostre czarne i szpiczaste, drgnęły mu nerwowo rozchylone usta, jakby chyba właśnie spostrzegł cyngla, czy kogokolwiek kogo nie chciał spostrzec.

Całe zaś towarzystwo na nic miało sobie scenę, zaraz bez solo swojego kapitana, sami wybrali następną 'pieśń'
— Hoł! Hoł! Hoł! Hoł! Pirackie życie to jest to! Hoł! Hoł Hoł! Pirackie życie to jest to!
— Bossman nie bij batem już! Wychlałm rum no i cóż! Na ląd przybijem i się razem napijem!
— Bossman sił oszczędzaj nam! Flagę w czerwień wywieszaj tam! Ster w prawo! Kerońskie widzem tam ścieee-rwoooo!

Karczma „Basen Północny”

87
POST POSTACI
Mehren
Musiał wytrzymać ten harmider, by nie pokazać słabości. Ucho swoje oberwało i miał nadzieje, że nic gorszego mu już się nie przytrafi. Niestety ten hałas zabrzmiał dość znajomo. Kufel uderzany o stolik i nawet nie miał chwili, by zastanowić się, o co chodzi, kiedy zaraz jakiś zapijaczony człowiek, krzyczał mu do ucha. Zabrzmiało to, jak rozkaz, ale wyjątkowo nie zareagował na ten ton. Nie miał w planach psucia zabawy w tym przybytku. Niech sobie piją. Spojrzał jedynie z politowaniem na tego brodacza, jak mu poplamił ubranie. Kolejna rzecz, która mu się nie podobało, ale znowu, nie był tak małostkowy, by coś z tym zrobić. Piwo odsunął od siebie, jednocześnie tak, by pojawiło się najbliżej rąk kogoś innego, niż ten brodacz. Mogło mu się to nie spodobać, ale nie przejmował się tym. Miał cel i nie zamierzał dać się zwodzić na pokuszenie.

Goblin miast naraz odzyskał trzeźwość? Zachowywał się tak, jakby spodziewał się jakieś rozróby. To było dość zabawne, bo przecież wyjątkowo jego intencje były czyste. Widział w jego oczach pewność i zaproszenie do pojedynku. Skoro ta istota chciała się tak bawić, również jego spojrzenie padło na czarne źrenice goblina. Chciał pojedynku na mierzenie się wzrokiem? To je otrzyma. Jednocześnie katem oka zauważył ruch ręki, acz samemu nic z tym nie zrobił. Może jedynie lekko spiął mięśnie, przygotowując się na ewentualny unik. Jego ręce nigdzie nie powędrowały. Oznajmił wcześniej, po co tu przybył i nie zamierzał pierwszy wykonywać jakikolwiek ruchów, które by zaprzeczyły temu, co wcześniej rzekł. Pijacka śpiewka niezbyt go interesowała. Jedynie odwracała uwagę od tego, po co tu przybył.

Mógłby oczywiście coś powiedzieć, zmniejszyć może te delikatnie napięcie, aczkolwiek fakt, że goblin zachowywał się tak, jakby ostrożnie oceniał swojego rozmówcę, działało na jego korzyść. Widział w tym, że traktował go na poważnie, więc i jeśli przebrną przez ten stan pokazania, kto ma większą pałę, rozmowa może być konkretna. (On raczej był ciekawy tego, co będzie dalej, niż duma mu kazała). Zresztą wiedział, że jeśli chce mieć pewien respekt, musi wygrać. Przegrana w tym nie będzie dawała mu dodatkowej przewagi podczas ewentualnej rozmowy.
Licznik pechowych ofiar:
8

Karczma „Basen Północny”

88
POST BARDA
Jednooki mężczyzna z początku nie wydawał się specjalnie przejęty odrzuceniem jego hojnej propozycji. Strumienie piwa spływały po jego potarganej, przetłuszczonej brodzie, która ubiegłej nocy zapewne nie jedno już przeżyła. Z hukiem odstawił naczynie, po czym klasnął donośnie w dłonie i podrapał się po kroczu.
- RUUSZYYCZKO? GDZIE JESTEŚ? RUSZYYCZKO? – rozglądał się po towarzystwie, swym donośnym jak tuba głosem doprowadzając Ducha niemal do szaleństwa. Na całe szczęście prędko się oddalił, zajęty poszukiwaniem dziwki.



Ciemne, goblinie oczy świdrowały Mehrena z czujnością, która mogła go nieco zbić z tropu. Przez chwilę patrzył na niego jak owad albo jak martwe zwierzę, w którego spojrzeniu ciągle jednak tliła się jakaś niepokojąca iskra. Nie mrugał, prawie się też nie ruszał, za wyjątkiem dłoni, ciągle orbitującej przy rękojeści rapiera. Nagle kopnął w zaoferowany Mehrenowi kufel. Jasne piwo spłynęło po półprzytomnym, włochatym gnomie, nad którego głową przeleciało naczynie. Nieszczęśnik był jednak w takim stanie, że ledwo zarejestrował co się wydarzyło.
Naczynie przeleciało przez pół sali i rozbiło się na jednej ze ścian. Siedząca przy niej grupa mężczyzn została obsypana szklanymi odłamkami i jak jeden mąż zerwali się na równe nogi, wyrzucając ręce w powietrze i wiwatując. Przez panujący wkoło harmider trudno było zrozumieć, co dokładnie wykrzykiwali, ale nie było to w tym momencie najistotniejsze. Ci najbliżej Robala i obcego, poważnego mężczyzny, powoli zaczynali rozumieć, że coś tu jest nie tak. Cichły pojedyncze głosy, Duch czuł na sobie coraz więcej spojrzeń. Wiele z wpatrzonych w niego oczu było zasnutych alkoholową mgłą, ale nie wszystkie.
Goblin podszedł do krawędzi stołu i usiadł nań, spuszczając w dół nogi. Jego szkaradna facjata była teraz mniej więcej na wysokości głowy Mehrena. W oddechu Robala czuł coś, czego nie mógł do końca zidentyfikować. Jakieś zioło?
Zielony przekrzywił lekko głowę, a warga drgnęła mu pogardliwie.

- Przychodzisz do nas, ciemny ludku… – czubkiem buta szturchnął bok Ducha, zostawiając brudny ślad na jego czarnej koszuli – … wycyckany, poważny jak jebany Inkwizytor. Pytasz o mnie, mówisz o naszej patronce… – donośny głos goblina powoli uciszał ciżbę – …I NIE CHCESZ WYCHYLIĆ ZA NIĄ KIELONA? Kim ty niby, kurwa jesteś? Źle jej życzysz, co? – wysyczał, zbliżając się niebezpiecznie blisko Mehrena. Twarz zielonego zdawała się żyć własnym życiem, wciąż targana mniejszymi, bądź większymi tikami. Mężczyzna przez chwilę miał wrażenie, że czarne zęby Robala zaraz zatopią się w jego twarzy.
- Jeśli jesteś psem, to najgłupszym, jakiego widziałem. Jeśli szukasz wrażeń, to na osobności cię mogę wyobracać, jak naszą Różyczkę. TYDZIEŃ na dupie nie usiedzisz!
Towarzystwo ryknęło śmiechem tak donośnym, że karczma zatrzęsła się w posadach. Sam goblin również rechotał przez chwilę w najlepsze, wyraźnie zadowolony z tego, jaką reakcję wywołał u swoich kompanów.
- Robal stoi za Bogobojną, za Robalem stoją oni… – niedbałym gestem ręki wskazał w stronę, jak mniemał Mehren, swoich załogantów – …wszyscyśmy tu rodziną, a w rodzinie tajemnic nie ma. Mów no! Kim jesteś i o chuj ci chodzi? – goblin patrzył na niego wyczekująco, nerwowo stukając palcami w stół.
Połowa karczmy wciąż bawiła się w najlepsze. Mehren kątem oka wypatrzył jednookiego, prowadzonego przez półnagą prostytutkę po schodach. Chłop był w takim stanie, że niemal sunął twarzą po balustradzie, więc kobieta najpewniej mogła liczyć na bardzo szybki i bardzo łatwy zarobek. Towarzystwo skupione pod ścianami przybytku dalej chlało i grało w karty, ale ci zebrani najbliżej Robala całą swoją uwagę skupiali na Duchu.
Obrazek

Karczma „Basen Północny”

89
POST POSTACI
Mehren aka Duch
To towarzystwo było zbyt przewidywalne. Mógłby zrobić teraz naprawdę wiele. Robal nie wiedział z kim miał do czynienia i śmiało sobie poczynał. Z marszu taka buta powodowała, że z oceny przydatnego w jego celach, redukował opinia do zgniłego jabłka, które co najwyżej się omija. Mógłby poszukać innego oficera, ale martwił go jedynie czas. Miał niewielkie pole do manewru, dlatego musiał brnąć w dyskusję z tymi podrzędnymi istotami. A im dalej w przysłowiowy las, tym o wiele gorzej. Manipulacja takimi istotami nie powinna być problematyczna. Niestety mylił się, że ma do czynienia z pierwszym lepszym gościem, którego taka pokazówka mogłaby zastraszyć. Tu właśnie mógł pokazać siłę nie tylko własnego opanowania, a także to, że mimika ciała również miała wpływ na odbiór. Odczytywał ich emocje równie łatwo, jakby miał przed sobą księgę. Szkolił się w tej dziedzinie i bardzo wiele razy mu się przydała, bo wraz z nią, wiedział jak sprawiać, by inni odczytywali to, co on chciał im pokazać. Jak tylko skończył swoja nudną tyradę, która nic nie zmieniła w mimice i ruchach jego ciała, która gobliny obserwowały. Nie sięgnął nawet po broń, co mogło im dawać do zrozumienia, że nie boi się ich. Przewaga liczebna? Naprawdę uważacie, że to wam pomaga? Oczywiście wątpił w to, by umiały wyczuć te intencje, które chciał im pokazać, ale jak tylko przyszła tylko jego kolej mówienia, bo oczywiście dał się goblińskiemu psu wyszczekać, on zmrużył oczy, zmienił odrobinę mimikę ciała, by mogli poczuć, że atmosfera się zmieniła. Wykorzystywał swe ciała, by wzbudzić autorytet oparty na lekkim uczuciu strachu. To spojrzenie, przeszywające dusze na wskroś, ruchy tak nieznaczne, że wydawało się, że ich nie było. Przytłoczenie rozmówcy, nim jeszcze się on sam odezwie. Proste to powinny być cele.
- Pytasz, kim jestem, a nie domyślasz się, z jak wielką sprawą przychodzę. Zwą mnie Duch. Zauważają mnie ci, którym chce się ujawnić. - Mówił bardzo cicho, by wymusić to, by wokół niego panowała cisza i to taka niezbyt przyjemnych. To tez był ten etap kontroli nad tłumem. Jednocześnie taka dygresja, że zajmował się czymś mało przyjemnym. Sugestia wprost w umysł była równie skuteczna.
- Alkohol otumania zmysły, co zazwyczaj jedynie mi pomaga. - Te słowa dodał jeszcze ciszej, sugerując nieco mocniej, dlaczego nie pije. Ukryty był także przekaz, że on nie ma chwili wolnego. Kolejna z jego gierek. Chciał kilka razy prychnąć śmiechem, ale powstrzymał się, bo to zepsułoby efekt, jaki chciał wywołać.
- Mam wiadomość do Bogobojnej, tak ważną, że jeśli ktokolwiek dowie się, oprócz niej, jaka jest treść, ciało tej osoby, spocznie w wodach zrujnowanego portu. I ty, Robalu, chcesz stanąć między nią, a posłańcem, ryzykując całym sukcesem przedsięwzięcia? - Ostatnie zdanie powiedział nieco głośnej, by cała ta roześmiana tłuszcza, zrozumiała powagę sytuację. Jak bardzo źle ocenili wszystko.
- Tak chcesz być zapamiętany? Czy chcesz być tym, który swoimi działaniami pozwoli jej wroga wykonywać swoje ruchy? Takiej chcesz przyszłości dla niej? - Oczywiście nie krzyczał i nie wyjawiał cennych informacji. Teraz uderzał w nieco inne nuty jego duszy. Ego, odpowiedzialność, poczucie przynależności i wstyd. Dlatego wcześniej budował takie napięcie, by teraz zmienić je w coś poważnego, a jednoczesne pokazać, jak wygląda sytuacja.
- Jej wrogowie nie śpią, nie pija alkoholu. Działają. W tej chwili już się szykują. I z każdym kolejnym dzwonem coraz lepiej się przygotowują do wykonania swoich manewrów, a nam pozostaje coraz mniej czasy, by skutecznie się temu przeciwstawić. I nie mówię o gwardii miejskiej. A o kimś, kto ma realny wpływ na samo miasto, posiada finanse oraz możliwości. - Delikatna wzmianka o tym, że nie gada o byle leszczu, który nic nie znaczy. Oczywiście specjalnie tak dobierał słowa, by on sam mógł sobie je dopasować. To zazwyczaj działało, bo Umysł zazwyczaj sam uwielbiał się oszukiwać.
- Więc zapytam ostatni raz. Czego chcesz dla niej? Będziesz działał, czy pozwolisz wrogom im zadać pierwszy, poważny cios? - I pozostawił to pytanie, spoglądając twardo w jego oczy. W niego mógł widzieć zdecydowanie, pewność siebie oraz to, że na pewno nie żartował. Był gotów dostarczyć tę wiadomość po trupach do celu. Nic go nie zatrzyma i pozwolił mu zdecydować, kim chce być. Ofiarą, a może wiernym oficerem?
Licznik pechowych ofiar:
8

Karczma „Basen Północny”

90
POST BARDA
Słowa Mehrena mogły być zbyt skomplikowane dla Robala. Goblin nie wylewał za kołnierz, co potwierdzały jego pijane wrzaski. Któż wiedział, czy rzeczywiście miał dojścia do Bogobojnej, czy wrzeszczał o tym, by... właściwie, po co miałby to robić? By podbudować swoją reputację? Przyciągnąć dziwki i tych, którzy chcieli wzbogacić się w służbie Bogobojnej, by następnie złupić ich do cna? Tego Mehren nie mogł wiedzieć.

Wiedział natomiast, kiedy usunąć się z karczmy. Równy krok dużej ilości osób wyłapał z daleka, nawet ponad krzykami, śmiechami i rozmowami bywalców karczmy. Wiedział, kiedy puścić Robaka i udać się w kierunku bocznego wyjścia, tak, by akurat uciec strażnikom, którzy parę chwil później wparowali do Basenu Północy, podążając za tylko sobie znanym tropem. Mehren uciekł z wolnością, ale za to bez dodatkowych informacji. Kolejny trop został spalony.

Koniec wątku
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”