Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

46
POST BARDA
- Mhm. Podły oportunista i krętacz - mruknęła Umbra w odpowiedzi. - Inny łowca skarbów? Jak chcesz nas tak nazwać, to tak, można jego też uznać za takiego, chociaż Daud nie ma żadnych skrupułów żeby robić rzeczy, których my byśmy nie zrobili, bo mamy szacunek do siebie samych i innych ludzi.
Prychnęła pogardliwie, najwyraźniej nie czując potrzeby podawania Loyrze szczegółowych przykładów takich zachowań. Będą mieli jeszcze wiele czasu podczas swojej podróży na rozmawianie na ten i wiele innych tematów, więc kto wie, może dowie się czegoś więcej w ciągu najbliższych kilku dni, w zależności od tego jak długo zajmie im dotarcie na miejsce i potencjalne rozwiązanie łamigłówki.
- Cóż, nie mamy wszystkiego dla trzech osób, tylko dla dwóch, bo nie planowaliśmy dodatkowych ust do wyżywienia - kobieta wyprostowała się i rozsiadła wygodniej, zostawiając mapę już Rhysowi. Ten zwinął ją w rulon i wsunął za pazuchę. - Ale nie jest to problem nie do rozwiązania. Słońce jeszcze dobrze nie zaszło, do jutra wszystko zdążymy załatwić. Rano będziemy mieć dla ciebie co trzeba.
- Dziękuję za propozycję, ale poradzę sobie z mapą, nie martw się
- odezwał się elf. - Jakkolwiek irytująca jest Umbra, ma trochę racji. Nie sypiam szczególnie dużo.
Informacja o posiadanym wierzchowcu bardzo ucieszyła nowopoznaną dwójkę. Po schowaniu mapy i ustaleniu, że spotkają się pod zachodnią bramą godzinę po świcie, spędzili jeszcze chwilę na niezobowiązującej pogawędce, by poznać się nieco lepiej w okolicznościach, które dla całej ich trójki były stuprocentowo bezpieczne. Umbra miała nieco niewyparzony język, ale okazywała się bardzo otwarta i towarzyska i wystarczyło pół godziny, by zaczęła przekonywać Loyrę, że właściwie szybka rundka po okolicznych tawernach nie koliduje z jutrzejszymi planami - co na szczęście wyperswadował jej Rhys, będący znacznie rozsądniejszym z tej dwójki. Elf nie mówił tyle, co ludzka kobieta, ale jego barwna mimika czasem była bardziej wymowna, niż jakiekolwiek słowa. Wyglądało na to, że nawet jeśli ich plany nie zakończą się sukcesem, to przynajmniej Aenna spędzi najbliższe dni w całkiem ciekawym towarzystwie.

Po nocy, zapewne spędzonej Pod Gryfem - przeprowadzanie się do innej karczmy dosłownie na chwilę mijało się z celem, zwłaszcza, że za tę płacił gang Lilii - elfka obudziła się, gdy pierwsze promienie słońca wpadły przez okno i zatańczyły na jej policzkach. Miała wystarczająco dużo czasu, by coś zjeść, zabrać spakowane poprzedniego dnia rzeczy, udać się po swoją klacz i dojechać na zachodnie obrzeża miasta, gdzie była umówiona ze swoją nową grupą uderzeniową.
Kiedy dotarła pod zachodnią bramę, Rhys był już na miejscu, trzymając za uzdę siwego konia. Siodło obwieszone było ze wszystkich stron torbami i workami wypełnionymi po brzegi, co sprawiało, że chciało się poddać pod wątpliwość potencjalną wytrzymałość zwierzęcia, ale szybko okazało się, że połowa z nich przeznaczona jest dla Loyry. Elf zawołał ją gestem, choć nie musiał zwracać na siebie uwagi - był jedynym stałym punktem wśród różnych osób, przemieszczających się o poranku z i do miasta. Miał na sobie skórzany napierśnik i cienki, granatowy płaszcz z kapturem. Długie włosy związał w niski kucyk, by nie utrudniały mu życia na szlaku.
Przywitał Aennę i od razu zabrał się za przytraczanie tobołów do jej siodła. Jeśli była zainteresowana, mogła zajrzeć do środka - znalazła w nich zwijane posłanie, dwa koce, dużo suszonego jedzenia podróżnego i pieczywa, dwa bukłaki, z których jeden napełniony był wodą, a drugi czymś mocniejszym, lina i zestaw glinianych naczyń; wszystko to wystarczające, by na pierwszy rzut oka przetrwać co najmniej dziesięć dni w głuszy.
Umbra pojawiła się nieco później, ale elf nie skomentował jej spóźnienia, najwyraźniej przyzwyczajony do podobnego rozwoju wydarzeń. Rzucił jej tylko z ukosa wyjątkowo wymowne spojrzenie. Kobieta przyjechała na kasztance, parskającej szalenie, jakby dopiero co opiła się zimnej wody.
- Poczekaliście! Jakże miło z waszej strony - rzuciła sarkastycznie w kierunku Rhysa, co sugerowało, że miała też inne doświadczenia pod tym względem. Zatrzymała się obok nich, unosząc wzrok w stronę zarośniętego drzewami horyzontu. - Przynajmniej nie musimy jechać pod słońce. Gotowa na dwa dni obijania zadka w siodle?
Uśmiechnęła się do Loyry. Mimo niewielkiej złośliwości na dzień dobry, wydawała się mieć wyjątkowo dobry nastrój. Jak widać, opuszczanie miasta i rozpoczynanie poszukiwań miało na nią dobry wpływ. Sama elfka dopiero teraz zwróciła uwagę na kuriozalną różnicę we wzroście pozostałej dwójki; Rhys niemal dorównywał Aennie, przy czym brakowało mu do niej może pięciu centymetrów - dużo, jak na wschodniego elfa - a z kolei strzemiona drobnej Umbry były podciągnięte strasznie wysoko, by nadrobić jej... może sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu.
Elf wskoczył na siodło i od razu popędził konia do lekkiego kłusu.
- Nie ma co tu sterczeć - zarządził. - Dobrze by było dotrzeć do lasu przed zachodem słońca.
Obrazek

Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

47
A więc Daud był...uwaga uwaga...konkurencją. Tym przede wszystkim. Choć Loyra nie wątpiła w to, że mógł on być bardziej szemrany niż ta dwójka, to postanowiła póki co przyjąć to z przysłowiowym ziarnkiem soli, jedynie kiwając lekko rytmicznie głową na odpowiedź dotyczącą tego "oportunisty i krętacza". Pewnie jeszcze się czegoś o nim dowie, ale chyba póki co była zadowolona z odpowiedzi, że jest to po prostu ktoś zły. Znając życie, Daud najpewniej wejdzie im w drogę, albo oni przez przypadek jemu. Na pewno jeszcze będzie miała okazję nie tylko by o nim usłyszeć, ale też i by go spotkać. Ewentualnie nie jego, a jego ludzi.

Ciekawiło ją tylko jedno - skoro byli w Ujściu, to czemu bycie "krętaczem" miałoby być czymś, co było problemem? Przecież tutaj każdy, przynajmniej z perspektywy Loyry, miał sporo za uszami. Najpewniej była to kwestia tego, że mowa tu o jakiejś osobistej animozji. Szybko jednak skarciła się w myślach za taki mentalny sprint i zakładanie miliarda rzeczy na raz, mając dosłownie strzępek informacji. Musiała przestać to robić.

- Czy ja wiem czy taka irytująca?- roześmiała się cicho.- Hej, nie jest...zła. Może muszę się trochę, em, schylać i patrzeć w dół, ale jest miła.- zerknęła przede wszystkim na Umbrę właśnie, chcąc zobaczyć jej reakcję.


Noc faktycznie spędziła Pod Gryfem. Nie miała zamiaru się przeprowadzać, bo ani trochę nie miała po co. Tu miała darmowy nocleg, oraz, jeśli zrobiłoby się niebezpiecznie, większe wsparcie niż gdziekolwiek indziej w Ujściu. Nie była może bezpośrednio częścią Gangu Lilii, ale powolutku znajdowała tam sobie jakichś znajomych, a wszyscy tu zebrani (a raczej, wszyscy ISTOTNI tu zebrani) zapewne zdawali sobie sprawę z tego, że Aenna jest pod ich ochroną. Na dodatek, jej pokoik był całkiem przytulny, więc i z mniej pragmatycznego punktu widzenia nie miała po co się wyprowadzać.

Może gdyby nie to, że Loyra nie była szczególnie imprezową osobą oraz nie przepadała za jazdą konno z bolącą głową, zgodziłaby się na propozycję Umbry. Rhys jednak bardzo szybko zainterweniował, przez co do karczemnej przygody nawet nie doszło. Zaproponowała jej jednak na kiedyś jakąś herbatę, jak (jeśli?) wrócą z nadchodzącej misji.

Rano wstała dosyć leniwie i powoli. Po wymyciu się (zapewne ostatnim na parę dni), zjadła śniadanie pod postacią zupy ziemniaczanej i kufla wody (którego jednak nie zjadła, a wypiła), po czym udała się do stajni. Nie znała się szczególnie na lokacjach Ujścia, przez co podróż na miejsce trochę jej zajęła, ale ostatecznie finał był pozytywny, bo udało jej się zjednoczyć na nowo z Lovi i dociągnąć ją na miejsce spotkania. Przywitała Rhysa uśmiechem i pomogła mu z ładowaniem tobołków na klacz, przy okazji luźno zerkając co tam jest. Cieszyła się w duchu, że nie musiała wydawać na to pieniędzy.
Gdy Umbra tu przyszła, przywitała ją dokładnie w ten sam sposób, ale przy okazji się odezwała:
- Były sytuacje, w której na ciebie nie czekali?- zapytała z cichym śmiechem pod nosem, kończąc powoli "pakowanie" się.- Nie wiem czy jestem "gotowa" per se, ale chyba bardziej nie będę.- odparła raczej sympatycznie, ładując się już powoli na klacz i będąc gotową do drogi.

- Swoją drogą, wybacz za głupie pytanie, ale...Umbra to jakaś ksywka? Nazwisko? Imię? P-pseudonim artystyczny?- pytanie to trochę już ją męczyło, ale dopiero teraz postanowiła je zadać. Kto pyta nie błądzi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”