8
autor: Grynwald
Ostatnie chwile, które gdzieś krążyły w Twojej świadomości niknęły w pulsującym bólu Twojej głowy. Potrafiłeś stwierdzić, że żyjesz, czułeś to być może, aż zbyt nadto. Obracałeś się odbijany raz po raz od orkowych tarcz, wysypującymi się z Twoich ust zębami płaciłeś za swoją zabawę. W końcu sam tego chciałeś jak oznajmiał Ci orkowy głos, szorstki w swoim brzmieniu, a jednocześnie rubaszny na ta tyle, że odbijał się gromkim echem w Twojej obolałej głowie. Upadłeś na kolano pod wpływem srogiego szturchnięcia, na co odpowiedziano tylko salwą złowieszczego śmiechu. -Zabawimy się z Tobą skurwielu, tak jak bawiliśmy się z tymi małymi dziewczynkami przed chwilą. - powiedział swoje, a Ty zdałeś sobię sprawę z sytuacji w jakiej się znajdujesz. W ciasnym zaułku bez drogi ucieczki znęcał się nad Tobą oddział zielonoskórych. Każdy z nich przewyższał się conajmniej o głowę, na której zresztą wszyscy - jak jeden mąż - ułamali sobie jeden z rogów, który wcześniej zdobił ich hełmy. Na niestarannie wybrukowanym podłożu porozrzucane były maleńkie ciała, poskręcane jak w najgorszym koszmarze - kilkuletnie dziewczynki i chłopcy. Wielu z roztrzaskanymi czaszkami o pobliski płot, a te kilkanaście metrów dalej widocznie były potraktowane jako szmaciana kulka do gry w piłkę - z rozerwanymi brzuchami, z których wylęgało się robactwo bez żadnej nazwy. Jedyne ukojenie jakie na Ciebie spadło z tej chwili to delikatne krople muskające całą Twoją twarz i sklejając włosy. Pojedyńcze krople łapczywie łapałeś na język, a ciepły ich dotyk łagodził ból pod wielkim skrzepem krwi na prawej skroni...
-NO KURWA! HEHIHAHHHEUEHEE - ktoś zaczął zanosić się gromkim śmiechem, a strumień raz tężał raz wydawał się mniej wartki - NIGDY MI SIĘ TO NIE ZNUDZI! - jeszcze głośniejszy krzyk wybudził Cię z głębokiego snu jaki zapadłeś, a usta wykrzywiły się w niesmaku. Spadał na Ciebie deszcz.. URYNY prosto z fiuta jakiegoś gościa. -TY! On żyje! - radośnie zakrzykł do swojego kompana, by zacząć lać Ci po oczach. Teraz dopiero zacząłeś łapać rzeczywistość i przypominać sobie jak gonili Cię wzdłuż alejek Ujścia, jak Twój kompan dostał bełt w plecy, a Ty wylądowałeś w rynsztoku. - Niech Cię diabli wezmą, już myślałem, że cała ferajna będzie opijać Twoją śmierć - rzekł drugi mężczyzna, którego jeszcze nie potrafiłeś rozpoznać. - Wstawaj.. i lepiej gadaj gdzie jest towar.
Próbowałeś się wygramolić z rynsztoka, ale przez chwilę jeszcze musiałeś ogarniać swoje obszczane włosy i przecierać oczy. Musiałeś sprawdzić stan uzębienia i co dziwo było ono prawie kompletne, nie licząc trzonowca, którego straciłeś gwałcąc pewną hardą elfkę. Otworzyłeś oczy i rzuciłeś okiem najpierw na rynsztok przed sobą, potem odważyłeś się przyjąć więcej światła i rozejrzeć w około. Tak widziałeś swoich "kumpli": Szafa stał i wydłubywał nożem jakieś resztki jedzenia z za swojego zęba, a Księżniczka zapinał swoje spodnie i poprawiał zapięcia pasków na skórzni. - Dobra śmieciu. Gdzie jest towar, który dostałeś. Przeszukaliśmy Cię, ale chuja znaleźliśmy. - dochodziłeś do siebie, pomijając mimowolnie ich słowa, najpierw wciągając się na łokcie, a potem ostrożnie próbując podnieść się na kolana. Do okoła nie było nic, po za zwykłą, zatęchloną bardziej niż zwykle boczną uliczką, gdzieś w dawnych dzielnicach biedoty. -Będziesz kurwi synu gadał, czy mam Ci wyrwać wszystkie paznokcie - rzucił przysadzając Ci tak solidnego kopa pod żebra, że wcale nie wykluczałeś możliwości, że jest złamane. Znowu upadłeś twarz do rynsztoka i mimowolnie zapiszczałeś z bólu. -Ty! Patrz! OCIPIAŁ! HUEHEUEHUEHE - to znowu był księżniczka.