[Góry Daugon] Źródło Południcy

1
Południca, rzeka stanowiąca obecnie granicę między Keronem i Urk-hun, ciągnie się wstęgą na ogromną odległość, będąc z całą pewnością jedną z najdłuższych rzek Herbii, a przez cały swój bieg wielokrotnie zmieniając wizerunek. Choć jej delta jest niezwykle skomplikowanym labiryntem niemal stojących rzeczek w dżungli, to im bliżej źródła, tym woda płynie żwawiej i przechodzi z brązowo-zielonej barwy w kolor jasnego piasku, by w końcu stać się niemal krystalicznie przeźroczystą u stóp Daugon.
Jej źródło jest jednak niepozorne - ot, ukryte gdzieś wysoko w górach małe jeziorko, jakich wiele. Wypychana gdzieś z dołu woda przelewa się przez skały, spadając niewielkim wodospadem w dół, gdzie zaczyna swój bieg jako górski potok.



Shiramune

Uciekając to przed podziemnymi drapieżnikami, to unikając wysłanego za nią pościgu, Elfka została w końcu zapędzona w całkiem obcą jej sieć jaskiń. Choć nie była nigdy w tych dziwnie suchych i chłodnych korytarzach wydrążonych przez niegdyś płynące tu strumienie lub niezidentyfikowane istoty, to wiedziała czego poszukuje: wyjścia na powierzchnię. Pewnym było, że wyjścia takie istnieją, choć nie były powszechnie znane - to zaś, w poszukiwaniu którego się udała, było bardziej legendą, niż potwierdzonym faktem, bo gdyby było inaczej, zapewne roiłoby się tu od żołnierzy, skrytobójców i magów. Shiramune jednak nie miała wyjścia, nie miała żadnej innej, rozsądniejszej opcji do wykorzystania.
Znalazła w końcu grotę opisaną przez ślepą wróżbiarkę. Jaskinia, w której się znalazła, była nienaturalnie okrągła i gładka, a jej ściany, pokryte kilkunastocentymetrową warstwą kwarcu, migotały bladym, wewnętrznym blaskiem.
Elfka nie miała jednak czasu podziwiać czy zbadać osobliwe zjawisko, nie miała nawet czasu sprawdzić, czy aby nie zastawiono tu żadnej pułapki. Miejsce co do joty zgadzało się z otrzymanym opisem, a dobiegające z korytarzy za nią wściekłe warczenie i drapanie pazurami o skały brzmiało nad wyraz nagląco. Nie namyślając się wiele, przeskoczyła nad wyrzeźbionym w skale glifem i wskoczyła do niewielkiej dziury, prowadzącej do płynącej pod ziemią rzeki.

Teraz z pasją przeklinała swoją głupotę, zaciskając mocno oczy, usta i osłaniając głowę jedną ręką.

Przeklinała tylko w myślach, raz po raz obijając się od skał pogrążonych w podwodnej ciemności. Wartkie wody rzucały nią to do góry, to w dół, a Elfka niemal bezwładnie przyjmowała kolejne obrażenia, bijąc głową w skały, uderzając plecami na zakolach i boleśnie ocierając nogi. Zimna woda wdzierała się przez nos do jej gardła, do płuc i do żołądka. Krzyczałaby, gdyby tylko mogła.
Wirowanie i uderzenia pozbawiły ją w końcu przytomności lub samej tylko pamięci.
Ocknęła się, klęcząc na zimnym kamieniu i rzygając wodą do jeziora, z którego najwyraźniej przed chwilą wypłynęła. Ubranie miała podarte, ale większość rzeczy leżała na okolicznych głazach, wyrzucona tam przez podziemne wody.
Otarte rany bolały uparcie, a do tego było niesamowicie zimno - przemoczona Shiramune dygotała cała, poszczękując zębami w przerwach w wymiotowaniu i omal nie ześlizgując się do zabrudzonej wody.

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

2
Przeprawa była ciężka i pełna niebezpieczeństw. Nigdy nie wiedziała gdzie dokładnie znajduje się wyjście na powierzchnię, tak więc w pewnym momencie mogło się jej wydawać, że to sama Krinn poprowadziła ją do celu.
Przemoczona, obolała leżała tak. próbując odzyskać chociaż część swoich sił. Na początku było jej strasznie trudno otworzyć oczy. Nie było to spowodowane uderzeniami. Shiramune po prostu nie była przyzwyczajona do światła dziennego, które oświetlało jej całe ciało. Podnosząc się z ledwością, ruszyła po cały swój ekwipunek, sprawdzając dokładnie każdą rzecz którą ze sobą wzięła. Straty były niewielkie. Lina z hakiem, parę racji żywnościowych. Reszta wyglądała jakby nie naruszona.
- Na lithui iaee - mruknęła pod nosem, znajdując jakikolwiek cień, który mógłby ją uchronić przed tym rażącym światłem. Wszystko na powierzchni wydawało się inne. Nie miała do czynienia z mrocznymi jaskiniami. Tutaj było inaczej...żywe kolory, zieleń, biel, czerwień. Można byłoby wymieniać tego od groma. Jednak na elficy nie zrobiło to ogromnego wrażenia. Była na powierzchni, terenie wroga o którym była uczona od dzieciństwa. Tutaj grasowały jej odwieczni wrogowie...elfy. Na jej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech, kiedy widziała przed sobą obraz jak podcina jednemu z nich gardło, patrząc na niego kiedy ten jęczy z bólu.
Musiała zregenerować siły, ale wpierw trzeba było wysuszyć swoje ubranie. Zdjęła wszystko z siebie rozkładając ubrania na ziemi. O dziwo światło padające z nieba, dawało ciepło. Miała nadzieję, że chociaż to w jakimś stopniu pomoże. Podczas suszenia, zajadała się swoimi racjami żywnościowymi, a raczej tym co z nich zostało...

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

3
Słodkawy mech zebrany przez sługusów klanu i solone mięso jaskiniowego szczura smakowało nijak, będąc całym mokrym i pogniecionym - w ogóle nie wyglądało apetycznie. Co gorsza, Shiramune wyschła błyskawicznie i musiała szybko schować się w cień jednej ze skał, bo ognista kula na niebie boleśnie parzyła skórę, jakby dyszał na nią jeden z czarnych smoków podobno mieszkających gdzieś pod ziemią, skąd Elfka przyszła. Nagie, poranione ciało bolało ją, a nie mogła się nawet wygodnie rozsiąść, bo skały były zimne i ocierały delikatną, elfią skórę.
Jeszcze nim zjadła, zaczęły boleć ją oczy. Choć już przy posiłku mrużyła powieki, to teraz ciekły jej łzy i całkowite zamknięcie oczu przynosiło tylko lekką ulgę. Gałki oczne irytująco szczypały i piekły i nawet łzy przestały jej płynąć po czarnych policzkach.

Na zmianę przecierając oczy i odwracając wzrok od oślepiająco jasnego otoczenia dostrzegła, że znajduje się gdzieś wysoko - naprawdę wysoko. Nieopodal woda z szumem spadała w dół, a dalej widać było dość strome zbocze w niesamowity sposób pokryte zielenią - czymś, co przypominało ogromne kwiaty, a czego w rodzinnych okolicach nie uświadczyła nigdy. Dalej rozciągały się żółto-brązowe przestrzenie, ale jaskrawe światło nie pozwoliło jej nic więcej rozpoznać.
Powietrze zdawało się nijakie. Wprawdzie przepełnione było zapachami nowymi dla Elfki, ale zdawały się one straszliwie liche, ulotne, a wdech zdawał się nie dostarczać do płuc dość zaczerpniętego powietrza, jakby było ono bardzo, bardzo rzadkie.
Zdawało się, że Shiramune mogłaby zejść z tej dziwnej niby-półki skalnej, na której się znalazła, ale wymagało to uwagi, cierpliwości i nieco sprawności fizycznej, zaś teraz, w tym oszałamiającym blasku, nie wydawało się to możliwe.
Gdzieś wysoko rozległ się pisk, dziki wrzask, jakiego Mroczna Elfka nigdy nie słyszała. Wyćwiczonym ruchem naturalnie przylgnęła gołymi plecami do zimnego kamienia, wypatrując zagrożenia, jednak jej oczy odmawiały posłuszeństwa.

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

4
- czemu to musi tak świecić ?! - warknęła pod nosem starając panicznie ukryć oczy przed tym światłem. Jakimś cudem udało się jej znaleźć swoje rzeczy i na wyczucie wszystko nałożyć. Gdy udało się jej odwrócić wzrok od tego raniącego blasku, zaczęła powoli rozglądać się po okolicy. Mimo, ogromnego bólu, jakimś cudem udało się jej sprawdzić otaczający ją teren. Zapachy oraz kolorowy świat mógłby być oszałamiający dla osoby która pierwszy raz widziałaby go na oczy. Dla Elfki były to tereny plugastwa, do których darzyła taką ogromną nienawiść. Jednak nie bez powodu tutaj się znalazła. Musiała zdobyć informację na temat tej tajemniczej księgi, musiała znaleźć kogoś kto jej w tym pomoże...a później pozbawi go życia.
Ten przedziwny wrzask obudził w elficy wszystkie jej zmysły. Skoro nie była w stanie dobrze widzieć, to może chociaż słuch pomoże jej na zlokalizowanie tego co usłyszała. Szybkim ruchem nałożyła kaptur na siebie, mając nadzieję, że tym uchroni się przed jarzącą kulą. Niestety każda próba spojrzenia w górę kończyła się tak samo. Miała nadzieję, że jej pomysł z wyjściem na powierzchnie nie skończy się już na samym początku. Z drugiej strony strach podsycał w niej jej prawdziwą naturę. Mogła się bardziej skupić, jej mięśnie były przygotowane na każdy ruch. Nie wyciągając broni, była przygotowana na to by w każdej chwili zaatakować to co czai się w pobliżu...

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

5
Założenie jeszcze wilgotnego ubrania przyniosło ciału przyjemne ukojenie. Gdyby nie odzienie, Elfka mogłaby się zapewne spodziewać bolesnych oparzeń, niczym od niewprawnego posługiwania się ognistą magią. Świat na powierzchni musiał być naprawdę słaby, wątły i plugawy, jeśli Drwimir, Pan Cienia i Ognia, chłostał istoty z góry samym tylko płomieniem, pozbawiając ich cienia, w którym można było się skryć, który dawał poczucie bezpieczeństwa i anonimowości.

Choć była czujna i przygotowana na najgorsze, to nic się nie stało. Niby-pisk rozległ się raz jeszcze, ale słabszy, odleglejszy. Mroczna Elfka czujnie nasłuchiwała, ale poza szumem spadającej na skały wody nie wychwyciła nic.
Dopiero po kilku długich minutach, gdy raz jeszcze podniosła wzrok, dostrzegła skrzydlate stworzenia lecące na jej wysokości. Nie wyglądały groźnie - upierzone, długości może dwóch kroków, leciały w nieznanym kierunku, nawet nie zwracając uwagi na Shimarune, zapewne nawet jej nie zauważając. Był to prawdopodobnie ten sam - lub podobny - gatunek co ten, który tak ją zaniepokoił jeszcze przed chwilą. Nieznany, obcy jej gatunek o którym nie wiedziała nic - poza tym, że unosi się w powietrzu.

Sytuacja wyglądała... naprawdę marnie. Na chwilę obecną była właściwie uwięziona w całkowicie obcym miejscu, niewygodnym i nienaturalnie, przytłaczająco otwartym - a zagrożenie mogło nadejść z każdej strony! To nie był podziemny świat, gdzie można było czmychnąć za skałę, nabrać powietrza w płuca i nie ruszać się, by pozostać niezauważonym lub zgubić potężniejszego wroga w skomplikowanej sieci korytarzy. Tu uparte światło odsłaniało każdy zamiar i oświetlało każdą zastawioną pułapkę.
Nie wyglądało na to, by owa ognista kula miała nagle zgasnąć. Oczy Elfki wcale się do słonecznego światła nie przyzwyczajały, a ona nic o tym świecie nie wiedziała. Kompletnie niezrozumiałym było, jak mieszkańcy powierzchni mogli tak żyć - w ciągłym upale i świetle, który z pewnością nie pozwalał nawet się zdrzemnąć. A może tu wcale nie spano? Może powierzchniowcy byli tak potężni i zdeprawowani, że nie odczuwali śmiertelnych dolegliwości, jak zmęczenie lub głód?
Shiramune się jednak udało - udało się to, co nie udało się zapewne niejednemu Mrocznemu Elfowi. Tylko co ona teraz z tym zrobi...

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

6
Myśl o tym, że płonąca kula nigdy nie zgaśnie, wcale nie poprawiała Elficy humoru. Jeśli faktycznie świat na powierzchni wygląda w taki sposób, to nie wiadomo czy przypadkiem nie zagalopowała się za bardzo i nie popełniła błędu wychodząc na powierzchnie, bez odpowiedniego przygotowania.
Wzięła do ręki księgę, którą miała przywiązaną łańcuchem do pasa. Otworzyła i zaczęła przeglądać nieznane jej skrypty.
- Basha aladal,. Ktoś musi wiedzieć, co znajduje się tutaj. - zamknęła księgę, rozglądając się uważnie. Wykorzystując swoją zwinność i zręczność, ześliznęła się ostrożnie ze niewysokich skał, na płaski teren. I od tego momentu zaczęła swoje poszukiwania. Sprawdziła podłoże, poszukując jakichkolwiek oznak życia. Po chwili wpadł jej pewien pomysł do głowy. Spojrzała na nurt rzeki, który rozciągał się daleko.
- Gdzieś musisz mnie doprowadzić - po czym ruszyła ostrożnie wzdłuż rzeki, mając nadzieję, że znajdzie miejsce gdzie będzie mogła się uchronić przed tym piekielnym ogniem z niebios. Założyła kaptur by chociaż w połowie ukryć to kim była. Na początku musi dowiedzieć się co nie co o tym świecie i jakimi prawami żyję. Nie chciała zwracać od razu na siebie uwagi.

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

7
Gdyby nie niebywała zręczność, Elfka z całą pewnością pośliznęłaby się na skałach i spadła, boleśnie tłukąc i tak już nadwyrężone ciało. Udało jej się jednak - mrużąc oczy, idąc na poły po omacku, zeszła w końcu ze skał, przyjemnie, choć mimowolnie, chłodząc się przy tym wodą rozchlapywaną z wodospadu.
Gdy ruszyła z nurtem strumienia, z miejsca znalazła się w gąszczu ogromnych roślin przypominających stalagmity - tak grube miały swe łodygi. W rodzinnych stronach Shiramune rosły różnego rodzaju jadalne mchy i grzyby, ale największą rośliną, jaką widziała, by świetligron - krzak połyskujący niezdrowym, niebieskim blaskiem, gdy jego owoce dojrzewały. Tu zaś rośliny były całkiem inne: większe, bardziej różnorodne, intensywnie zielone i pokryte brązową warstwą, przypominającą martwą skórę zrzucaną przez gady.
Gdy szła, wprawiały ją w niepokój nie tylko drzewa - pod je nogami chrzęściła leśna ściółka, strumień bezustannie szumiał, a co jakiś czas słyszała odległe dźwięki jakichś istot. Miała wrażenie, że hałasuje, że idzie na rzeź niczym jakiś niewolnik próbujący okraść swego elfiego pana. Zmysły były atakowane z każdej strony - szła po nienaturalnie miękkim gruncie, wszędzie intensywnie pachniało, otaczały ją przeróżne dźwięki, a do tego było irytująco jasno.

Zdawało się, że w miarę upływu czasu jej oczy zaczynają się przyzwyczajać do światła - albo po prostu były już na tyle zmęczone, że nie robiło to Elfce większej różnicy. Piekły straszliwie i już nawet zamknięcie powiek nie pomagało - jedynie przepłukanie twarzy zimną wodą przynosiło krótkotrwałą ulgę. Shiramune miała wszelkie podstawy przypuszczać, że spędzenie większej ulości czasu na powierzchni całkowicie ją oślepi.
Elfka szła długo, bardzo długo - zapewne kilka godzin. W tym czasie kilkakrotnie widziała latające stworzenia podobne do nietoperzy, lecz opierzone, jak te, które na skalnej półce ją przestraszyły, widziała wiele różnych roślin i kilka drobnych szkieletów. W tym czasie do strumienia wpadło kilka innych strumyków i potok przemienił się już w wolniej płynącą rzekę. To właśnie rzeka ta zwróciła w końcu uwagę zmęczonej Shiramune - wyszła bowiem spomiędzy wysokiego gąszczu w miejsce, gdzie rośliny były ścięte, wyraźnie świadcząc o celowym działaniu istot rozumnych. Co więcej, kilkaset kroków przed nią znajdowała się niewielka przystań, gdzie przycumowana była pusta barka. Nikogo nie było w pobliżu, ale Elfce z trudem udało się dostrzec smugę dymu unoszącą się nad pobliską linią drzew.
Zdawało się, że ognista kula porusza się po niebie - a przynajmniej Shiramune zdawało się, że wcześniej była znacznie wyżej nad... linią drzew, którą nazwałaby "horyzontem" - gdyby takie pojęcie znała.

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

8
Były dwie rzeczy, który najbardziej przykuły uwagę kobiety. Ruch ognistej kuli po niebiańskiej przestrzeni był dosyć niepokojący. Czyżby jakieś magiczne siły wprawiały w ruch ten tak piekący obiekt, czy może samo żyje własnym życiem, patrząc na każdego z góry i karząc za byle jakie występki. Drugą natomiast rzeczą była przystań, przy której stała niewielka barka. Musiała od tej pory wyczulić swoje zmysły jeszcze bardziej, które i tak były już cały czas atakowane nieznajomymi dźwiękami, czy też obrazami
Elfica wyciągnęła swój miecz, po czym wykorzystując swoje umiejętności jakie nabyła podczas szkolenia w jak najbardziej możliwy sposób zakradła się w stronę przystani. Korzystając z zalesionych terenów, ukryła swoją obecność, podkradając się coraz bliżej. Miała nadzieję, że zobaczy wreszcie na oczy coś przynajmniej podobne do humanoida. Musiała wiedzieć gdzie się znajduje, i w którą stronę dalej wyruszyć. Po za tym musiała ukryć się przed tym diabelskim światłem, które osłabiało jej wzrok, każdym swoim promieniem.

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

9
Gdy Elfka zbliżyła się do przystani, posłyszała naraz podniesione głosy dobiegające ze strony lasu i dymu, które zignorowała. Oszołomiony doznaniami umysł nie zdołał zawczasu wyłapać wyróżniających się dźwięków, a teraz było zbyt późno - skryta wśród wysokich traw, zmuszona była przeczekać zbliżające się istoty lub ryzykować konfrontację z nieznanym niebezpieczeństwem. A kto wie, jak ognista kula zahartowała tutejsze stworzenia? Jeśli rośliny były tak wielkie, to można było spodziewać się i olbrzymów!

Olbrzymy jednak nie nadeszły, choć w pierwszej chwili Shiramune rzeczywiście pomyślała, że oto zbliżają się upiory poległych gigantów. Pięciu rosłych, silnie umięśnionych mężczyzn zbliżało się, rozmawiając głośno i śmiejąc się co jakiś czas. Nieśli ze sobą siekiery małe i duże, ale nie mieli jakiegokolwiek pancerza - pozbawieni koszul, ubrani tylko w luźne, lniane spodnie, świecili różową, spoconą skórą. Zapewne spalić ich musiało wiszące na niebie słońce, ale przedtem z pewnością mieli cerę całkowicie białą - i to przez nią Elfka wzięła ich za duchy.
Prowadzili wyładowany drewnem wóz, który ciągnęły dwie znajome istoty - muły! W końcu coś, co Shiramune poznała... Wprawdzie nie przyszło jej do głowy, że muły - które w podziemiach były jednak trochę mniejsze i miały dłuższą sierść - można wykorzystywać jako zwierzęta pociągowe - bo i po co, skoro są niewolnicy? - ale dobrze było nareszcie zobaczyć coś, co z łatwością rozpoznała.

Mężczyźni - bowiem właśnie na samców wyglądali - nie mieli elfich uszu, a za to porośnięci byli gęstym owłosieniem, niemal tak, jak podziemne Krasnoludy. W ogóle Shiramune nie zauważając, ruszyli do przycumowanej barki, zatrzymali wóz i wyprzęgli muły, którym pozwolili na popas. Sami natomiast napili się czegoś ze skórzanych bukłaków, zarechotali i poczęli przenosić wielkie, ociekające żywicą kłody na barkę, uważnie je układając. Szło bardzo sprawnie - widać było, że mają już w tej pracy znaczne doświadczenie.
Choć Elfka ich słyszała, to nie potrafiła rozróżnić padających z ust słów. Język wydawał się być znajomy - zresztą słyszała swego czasu, że Bogowie pozwolili wszystkim śmiertelnym mówić jednym językiem - ale dialekt był tak bełkotliwy, tak burczący i wulgarny, że aż drażnił delikatne, elfie uszy. Domyślała się jednak, że przy odpowiedniej ilości czasu i przysłuchiwaniu się, powinna nauczyć się tej dziwnej odmiany Wspólnego, choć zapewne potrwa to tygodnie.
Udało jej się wychwycić ogólny sens rozmów ludzi - planowali rozdzielić się, przy czym część wrócić miała do lasu, a wszyscy spotkaliby się dopiero za czas jakiś - Shiramune nie wiedziała o jakiej porze mówili - na jakąś pijatykę. Ot, typowe, prymitywne samce.

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

10
Jak takie istoty były w stanie żyć na powierzchni nie zwracając w ogóle uwagi na ognista kulę znajdującą się na niebie. Skoro nie wyrządzało to im żadnych szkód, to na pewno i Shiramune przyzwyczai się do rażąco-bolesnych promieni świetlnych. Przed nią długa droga by nauczyć się wszystkiego o tym tajemniczym świecie. Ciekawiło ją co by było gdyby chociaż jeden "powierzchniowiec" ( tak nazwała wszystkie istoty żyjące na powierzchni ) zaszedł w głębokie ścieżki świata podmroku.
Widząc jak grupka osiłków rozchodzi się w swoje strony, elfica wyczekała moment by zacząć działać. Przy przystani pozostało tylko dwóch mężczyzn. Reszta zniknęła głęboko w lesie. Zdjęła z pleców łuk, naciągnęła cięciwę i wycelowała. Czekała na odpowiednią chwilę by szybko pozbyć się tych, którzy stali jej na drodze. Musiała jednego pozostawić przy życiu, tak więc cała akcja powinna zostać wykonana szybko i bezbłędnie. Jako profesjonalny łucznik, nacelowała na głowę mężczyzny, po czym po chwili posłała strzałę. Nie czekając aż ona doleci, szybko nałożyła na cięciwę kolejną strzałę, posyłając ją w drugą ofiarę. Ta za to miała trafić prosto w kolano, by unieruchomić swoją ofiarę. Z doświadczenia wiedziała, że z przebitym kolanem jeszcze nikt daleko nie zaszedł. Gdyby wszystko poszło po jej myśli, przejdzie do kolejnego etapu, czyli wydobywania informacji...

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

11
Shiramune wcześniej ukrywała się, a ukrywa się najlepiej na sporą odległość. Teraz więc, aby wykonać porządny strzał, musiała wstać. Z naciągniętą na cięciwę strzałą wyprostowała się i wypuściła pocisk, który ze świstem przeleciał kilkadziesiąt metrów i trafił pierwszego mężczyznę pod obojczyk. Drugi krzyknął, pierwszy upadł, barka zakołysała się na rzece.
Druga strzała leciała w cel, teraz nieudolnie chowający się za drewnem. Mężczyzna również został trafiony, choć z pewnością nie w kolano.

Gdy Elfka szybkim, zwinnym krokiem podeszła do swych jęczących ofiar, zobaczyła, jak jeden z ludzi rzęzi, pluje krwią i próbuje doczołgać się do pobliskich krzaków. Strzała sterczała mu znad prawej piersi - zgrabnie przebite płuco, zostało mu najwyżej kilka chwil przytomności i kilka kolejnych żywota.
Drugi mężczyzna został postrzelony w podbrzusze i trzymał się teraz za okolice rany, z przerażeniem próbując wyciągnąć pocisk i zatamować krew. Wyciągnąć jednak nie dał rady - każdy ruch sprawiał, że jęczał jeszcze żałośniej i głośniej, niczym ranne zwierzę.
Choć wcześniej nie wydawało się to możliwe, to na widok zbliżającej się Shiramune pobladł jeszcze bardziej - do tego stopnia, że mógłby się z powodzeniem schować w stosie kredy, gdyby tylko nie umazał się juchą obficie płynącą z rany. Tego też już się raczej nie dało uratować, nawet, gdyby Elfka tego zachciała - potrzeba tu było prawdziwego specjalisty i porządnych, medycznych akcesoriów. A tak - zostało mu może pół godziny życia, nim bebechy... no, coś się z nimi stanie paskudnego - Shiramune nie miała najmniejszego pojęcia o anatomii, więc i nie wiedziała od czego tu można wyzionąć ducha.

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

12
Szła powoli przed siebie, patrząc na to jak jej ofiary próbując przeczołgać się chociaż te parę metrów walcząc o swoje życie. Po tym jak zawiesiła łuk na plecy, wyciągnęła swój długi, elficki miecz, kręcąc nim kółka raz z jednej, raz z drugiej strony. Gdy znalazła się tuż przy nich, widziała jak ich kolor skóry zaczyna blednąć. Nie miała pojęcia czy to od utraty krwi, czy też ognista kula opuściła ich zostawiając ich na pastwę zabójczyni. Shiramune lubiła patrzeć, jak jej ofiary konają. Sprawiało jej to pewną radość. Zawsze powtarzała "W takich sytuacjach każda istota pokaże swoją prawdziwą naturę". Te twarze były przepełnione strachem i ogromnym bólem. Mężczyźni wiedzieli, że nie ma ucieczki. Tereny poza miastowe zawsze były niebezpieczne. Każdy mógł natknąć się na watahę wilków, bądź zagubioną grupkę goblinów, szukających zaczepki. W tym przypadku najgorsze było to,że zostali zaatakowani przez kogoś, kogo nigdy by się nie spodziewali - Mroczną Elfkę.
Shiramune klęknęła przy tym, który oberwał od niej w bebechy. Ostrze, które dzierżyła w ręku od razu znalazło się przy szyi rosłego mężczyzny. Drugą natomiast ręką złapała za strzałę i spoglądając spod kaptura, prosto w oczy mężczyzny, wyciągnęła ją. Patrzyła na grot strzały na którym znajdowały się kawałki poharatanych wnętrzności. Czuła jak strach roznosi się w powietrzu, czuła krew swojej ofiary, która była dla niej dowodem, że i "powierzchniowcy" są łatwym celem by ich zlikwidować. Jednak to wciąż nie były Elfy. Inna budowa ciała, przypominające elficką, jednak bardziej rozbudowaną.
- mam nadzieję, że powiesz mi gdzie się znajduję, a obiecuje że otrzymasz ode mnie szybka śmierć - wszystkie jej słowa były wypowiedziane w języku elfów. Języku, którym jednak jej ofiary nie były w stanie się posługiwać. Mężczyzna wciąż patrzył na nią, i z każdym oddechem, wypuszczał z siebie strużki krwi. Nie usłyszała odpowiedzi. Wcale się takiej nie spodziewała. Zwinnym ruchem ręki, ścięła głowę mężczyzny. Może i nie miała tak dużej siły, jednak jej szybkość i elfickie ostrze wystarczyło, by pozbawić mężczyzny głowy. Z drugim stało się podobnie. Obie głowy poukładała na ciałach ofiar, pozostawiając truchła jako ofiarę dla swojej bogini. Bez wahania zaczęła przeszukiwać ciała mężczyzn, oraz okolice, by znaleźć może coś wartościowego. Jeśli nic takiego by się nie znalazło, pozostaje jej ruszyć dalej drogą. Wiedziała jednak, że będzie musiała podróżować obok szlaku. Jeśli droga była uczęszczana to z pewnością ktoś by zainteresował się tym że po powierzchni chodzi morczny Elf.

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

13
Gdy wyciągała strzałę, mężczyzna zakwilił tak głośno, że z pobliskich traw zerwało się stado drobnych ptaszków. Rana trysnęła i zaczęła krwawić jeszcze obficiej, niż wcześniej, brudząc elfi pancerz czerwoną juchą. Krzyk z pewnością było słychać w całej okolicy.
- Poniechaj... - stęknął jeszcze mężczyzna, gdy ostrze przerżnęło mu gardło. \
Shiramune siłowała się chwilę z przecięciem kręgosłupa, brudząc się przy tym jeszcze bardziej, aż po łokcie. W końcu jednak ułożyła czerepy przy bezgłowych zwłokach, tworząc dziwaczny, makabryczny obraz mordu na położonej w dziczy barce. Choć ofiara została złożona dla Krinn, to Elfka nie miała najmniejszego pojęcia, czy zostanie przyjęta pozytywnie - bądź co bądź, Pani Pokusy lubowała się w zmysłach i namiętnościach, a Elfka po prostu zlikwidowała dwa cele, które zapewne pozbawione życia zostały z wygody, a już na pewno nie został im poświęcony żaden czas czy wysiłek. Ot, tylko się trochę ubrudziła.

Odwróciwszy się od rażących w oczy refleksów na wodzie, z trudem dostrzegła ścieżkę, która o przystań tylko zahaczała. Szersza, częściej uczęszczana część prowadziła w stronę zauważonego już wcześniej dymu nad lasem, skąd przyszli drwale. W drugą stronę prowadziła mniej-więcej wzdłuż rzeki, ale przed kolejną ścianą drzew wyraźnie skręcała na lewo od cieku.

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

14
Ludzka krew wcale elficy nie przeszkadzała. Otarła tylko krople na swojej twarzy po czym zabierając swój ekwipunek poszła dalej. Jęki i krzyki ofiar, które przed chwilą zabiła mogły zwrócić czyjąś uwagę Nie miała teraz czasu na wojaczkę. Potrzebowała osoby, która zna się na magii, osoby która będzie w stanie zidentyfikować jej księgę i nauczyć z niej korzystać.
Miała do wyboru dwie ścieżki. Ta bardziej uczęszczana mogła być niebezpieczna. Byle kto widząc mrocznego elfa zareaguje w odpowiedni sposób, albo ucieknie, albo zaatakuje. Nie było czasu by teraz chodzić nie sprawdzonymi ścieżkami. Miała nadzieję, że jej odpowiedź znajdzie tam gdzie zauważyła ten charakterystyczny dym. Tak więc korzystając z lasu, który otaczał każdą ze ścieżek ruszyła w tamtą stronę. Nie szła główną drogą, trzymała się traktu, ukrywając się pośród drzew. Czujnie rozglądając i nasłuchując, szła przed siebie...

Re: [Góry Daugon] Źródło Południcy

15
Teren był już znacznie gładszy, uformowany znacznie łagodniej i więcej roślin zapuszczało tu swe korzenie. Shiramune przedzierała się przez drapiące skórę krzaki i szorstkie liście niskich drzew, z trudem tylko zachowując względną ciszę. Oczy ciągle, nieznośnie dawały o sobie znać pieczeniem i bolącą wręcz suchością. Elfka mimowolnie zaczęła je trzeć, pocierać kąciki oczu oraz przymykane co chwilę powieki.
W końcu udało jej się dotrzeć do polany, gdzie znów natrafiła na pnie pozostałe po wyciętych drzewach. Gdy już przykryła zbolałe oczy dłonią, zasłaniając je przed słońcem wiszącym niewiele ponad koronami drzew, dojrzała po drugiej stronie niewielkie obozowisko. Jeden namiot stał otoczony równo poukładanym drewnem różnej grubości, tuż obok stał wóz, który Shiramune już rozpoznawała, a nieopodal, w niedużej jamie, płonęło ognisko, nad którym kilku półnagich, spoconych mężczyzn coś piekło. Kilku innych krzątało się tu i ówdzie, a Elfka wszystkich nie widziała - zdawali się jednak być w pogodnym, beztroskim nastroju, jakby wcale nie usłyszeli krzyku zarzynanego towarzysza.

Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Ujścia”