Re: Majątek de Ragnarów

46
Aquila zaś po słowach "pochwały" jego mowy przez Regisa wzniósł w jego stronę kubek z herbatą i drżącą wciąż jeszcze dłonią wypił łyk. Gdy przyjemnie zimny i orzeźwiający płyn spływał po jego gardle oparł się wygodnie o oparcie krzesła i zamknął oczy starając się wyciszyć oraz prosić bogów by w tym zgiegłku co właśnie wybuchł nikt go niepokoił. Lecz bogi jak to zwykle mają w swej naturze nie wysłuchały niewiernego i z jego myśli, które chciał uczynić swą ucieczką od całego zamieszania wyrwał go najpierw lekki zapach pachnideł a później głos jego właścicielki.
Iulius otwierając powoli oczy sam się nachylił nad stołem zmniejszając dystans pomiędzy nim a kobietą do odległości będącej na granicy przyzwoitości. Pani van Horso została obdarzona spojrzeniem szmaragdowych oczy półelfa w taki sposób, że mogła poczuć się hmm dziwnie.
-Droga pani, czy gdyby była to intryga to bym się przyznał?-Zapytał również szeptem i zdobył się nawet na lekki uśmiech.
-A prawdę powiedziawszy robię to tylko i wyłącznie dla waszej córki. Temu dziecku wystarczy nerwów i krzyków dookoła o sprawę, której nie rozumie. Wystarczająco wycierpiała już przez klątwę, która pewnie nie jest przypadkowa i ktoś kiedyś musiał komuś nacisnąć na odcisk. Jeśli faktycznie zostaniemy rodziną to musimy zamienić później jeszcze kilka ważnych słów.- Mówił równie cicho co poprzednio tak na wszelki wypadek jakby mieszające się głośne wypowiedzi pozostałych przy stole zupełnie do zagłuszania nie wystarczyły. Zdawało się, że chce dodać coś jeszcze, gdy nagle zacisnęło się na nim żelazny uścisk szponów starszego de Ragnara krzyczącego do tego o wdzięczność, przyjaźni i usynowianiu.
-Waści będę póki co wdzięczny za zelżenie uścisku bo mnie udusicie z tej radości.-Wysapał niby to żartobliwie. Może pozwoli mu się do wyłgać od odwzajemniania tych wszystkich czułości no i oczywiście uratuje od uduszenia. Na całe szczęście wyrwał się z uścisku i mógł swobodnie opaść na krzesło. Odetchnął głęboko czekając teraz na pachołka, który przynieść miał przybory piśmiennicze.
Aquila podziękował chłopakowi i odebrał od niego przedmioty by po odsunięciu jajecznicy, kubka i wszystkiego, co mu zawadzało zabrać się do pisania. Nim to jednak zrobił postanowił znów napić się herbaty i o mało nie utopił się po raz wtóry słysząc ostatnie słowa Marvala. To nie wróżył nic dobrego. Tym razem kaszlną tylko raz i ostrożnie odstawił naczynie. I dobrze, bo byłby i je upuścił słysząc i widząc reakcję młodszego z czarnych orłów. To już nie była jego sprawa. Mógł się zając skrobaniem listu do rodziny czy siedzeniem cicho i udawaniem, że go tu wcale niema. Co go ta obchodziła kłótnia jakichś szlachetków... No tak, a co go mogło obchodzić życie jakiejś ludzkiej dziewczynki? A jednak.
<Jak mawiał nasz sierżant "jeśli masz miękkie serce to musisz mieć twardą dupę. > Wzdychając cicho wstał ze swego krzesła i rozkładając ręce w geście zgody czy też jakby próbował udobruchać rozjuszone zwierzę (co dalekie prawdy nie było) przemówił swoim niskim pewnym już głosem.
-Panowie, panowie proszę was! Zmiłujcie się na bogów czy cokolwiek, w co w życiu wierzycie. Jesteście rodziną, co widać po waszmościów gorących głowach. Nie moja rzecz czy się miłujecie czy nie, ale gorsze rzeczy już puszczali sobie krewniacy w niepamięć a was z tego, co mówicie już tylko dwóch zostało. -Przenosił uspakajające spojrzenie z jednego na drugiego.
-Nie srożcie się. Wina, jeśli można o niej mówić leży po obu stronach tego nieporozumienia. Panie Regisie nie patrzcie na mnie tak srogo. Nie wiem, co po tym wszystkim o mnie myślicie, ale nie zbywajcie mnie krótkim "to nie wasza sprawa panie elfie." Macie takie same powody do złości na pana Marvala i wszystkich innych takie jak on na was. Odłóżcie klątwy, wyklinania i wydziedziczania na jutro. Niech wasze głowy ochłoną to może wszystko skończy się w granicach słowa "dobrze".- Na koniec rzucił jeszcze spojrzenie starszemu de Ragnarowi mówiące dobitnie by nie próbował się sprzeciwiać swojemu wybawcy. Sam zaś nie zauważył, kiedy oddech mu przyspieszył a nawet w tej niekoniecznie cichej sali słyszał jak jego serce bije mocno i szybko. Drugi raz "efie gadanie" może już się nie udać ale warto spróbować zwłaszcza, że jakaś dziwna niewielka myśl w kącie jego umysłu bardzo cicho szeptała, że to przemawianie do ludzi mu się podoba. Oczywiście teraz ją ignorował nie obiecując nawet, że później się jej przyjrzy. To nie mogło skończyć się nawet w granicach słowa "dobrze”, ale chciał zapobiec rozłamowi tej rodziny. Zwłaszcza, że prawdopodobnie związanie się z van Horso zbliży ich tak czy siak.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

47
Iulius zdążył napisać list i oddać młodemu Merleyowi, ten zaś pognał z nim w drogę, jakby go wszyscy diabli gonili... I mądrze zrobił ów chłopak, oj, mądrze, choć ze swej mądrości nie zdawał sobie nawet sprawy.

To, co zdarzyło się później, niektórzy obecni mogli zrzucić na karb owej klątwy, którą tak nieopatrznie i bez pomyślunku wykrzyczał w twarz wujowi młodszy z de Ragnarów... No ale cóż - nie mieliby racji. Wbrew pozorom przyczyny leżały dużo głębiej, czy też raczej - dużo wyżej... To już zależy, jaki kto ma pogląd na usytuowanie Boskiego Wymiaru...
* - Nieee!

Gdzieś w sferze czystego chaosu dryfował byt, którego ludzkie oko oblekło sobie w postać młodego, rudowłosego mężczyzny w czerwieni, podobnego chytremu i zdradliwemu lisowi. Jego jestestwo przepełniała furia, która narastając poza czasem i przestrzenią wreszcie osiągnęła apogeum. A więc snuta skrzętnie intryga, która miała w tak prosty i cudowny sposób zaszczepić kult Pana Chaosu w jednym z równoległych światów, legła w gruzach przez tych głupich śmiertelników! Przez durnego Smallhauzena, na którego tak bardzo liczył! Brama, za którą na Mantikorę ściągnęły takie tłumy, miała być jego przepustką do potęgi! Potęgi przewyższającej i ojca Garona, i jego braci, i samego nawet Hyurina-Stwórcę!

Garon, zakazany Patron-buntownik, był niezadowolony. A Patroni - w szczególności ci zbuntowani - zwykli okazywać swoje emocje nadzwyczaj... ostentacyjnie.

Gładka płyta z czarnego kamienia, osławiona Demoniczna Brama, zakończyła swe istnienie w potężnej eksplozji - a wraz z nią Zamek Mantikora, w którym głupi śmiertelnicy ją przetrzymywali. Z Bramy, zamku i jego mieszkańców nie pozostał nawet pył.

Góry Daugon zatrzęsły się w żałości i lęku, a rozdarła je głęboka wyrwa, sięgająca chyba aż do mitycznej Otchłani.

* Najpierw zabrzęczały srebrne widelce i kryształowe dzbanki. Potem cała erolska majolika poszła w proch. Ze ścian z wielkim hukiem pospadały trofea łowieckie i malowane herby... A rzucony pod stopy Marvala wisiorek zaręczynowy pękł na pół, przygnieciony kantem ciężkiego stołu, który położył się na posadzce jak lichy domek z kart. Okrągłe rubiny potoczyły się we wszystkie strony, niby krople krwi... A i wiele kropel tej prawdziwej miało się tu niebawem rozlać.

Przy akompaniamencie nieziemskiego huku, przywodzącego na myśl agonalny ryk samego nieba, w Górach Daugon nastąpiło straszliwe trzęsienie ziemi. Potężna rana rozdarła górskie zbocza, a przy okazji i różowy pałacyk de Ragnarów.

Ucztujący o poranku goście podnieśli wrzask i poczęli w popłochu kryć się, gdzie popadło, ale żadna kryjówka nie gwarantowała bezpieczeństwa.

A przecież dzień był tak piękny, pogodny, przecież nic nie zwiastowało tej tragedii...
* Trzęsienie ziemi przebudziło pewną potężną istotę, drzemiącą od wieków w podziemiach Czarnego Zamku w niedalekim Zaavral... Jej kajdany, splecione z korzeni samych gór, pękły, a podziemne więzienie otworzyło swe podwoje... Nikt w dworku de Ragnarów nie mógł jednak jeszcze o tym wiedzieć - i nikt też nie mógł mieć pojęcia, jak poważne będą tego skutki.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

48
Słowa elfa zaaprobowały wszystkich, jakby miały magiczną moc. W pewnym sensie mowa tej rasy już sama w sobie była przyjemna. To też Regis spokojnie wysłuchał co owy gość ma do powiedzenia. Okazało się po raz wtóry, iż Iulius Aquila stara się ugasić pożar, a raczej szatańską pożogę, jaka wybuchła między dwoma de Ragnarami. Gdy skończył, przez sekundę może dwie nastała cisza, po której "Człowiek z Daugon" rzeczywiście chciał zabrać głos i wypowiedzieć się w nieco mniej emocjonalnym tonie. Niestety nie dane było mu kolejne przemówienie.
- Co się dzieje do Garona! - wykrzyczał szlachcic, a ton jego oraz samo zdanie było nietypowe. Tak samo zwykł mawiać jego ojciec Gerwant i to tylko w najbardziej krytycznych momentach. Jeszcze gdy był żyw, wyjawił synowi, że być może użył tego sformułowania może dwa, może trzy razy. Jak już sam Regis wspominał, nigdy ród de Ragnarów nie był zbyt bogobojny, jednak wezwanie w takim wypadku bóstwa chaosu, miało swoje uzasadnienie. Mniej więcej przez środek jadalni, przebiegła cienka, czarna linia, choć z każdą chwilą nabierała rozmiarów. Niespodziewanie jedna ze ścian "naparła" na olbrzymią, ozdobną komodę stojącą w jadalni.
Nie bacząc na wszystko co stało się przed godziną, 28-latek jednym susem znalazł się przy Marvalu i razem z krzesłem pchnął go w bok. Wuj przewrócił się na podłogę co w każdej sytuacji uznałby za najwyższą obelgę, tym jednak razem został uratowany, gdyż w miejscu gdzie się znajdowała leżała szafa, kawałki gruzu a pod nimi, w połowie znajdował się Regis.
Zderzenie z meblem, pozbawiło jego płuca w mgnieniu oka, tlenu, a uderzenie głową o podłogę, spowodowało utratę przytomności. Dworek zatrząsł się ponownie, jednak twarde fundamenty, przynajmniej na jakiś czas dawały szansę domownikom, służbie oraz gościom na ucieczkę. Kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund później, młody szlachcic ocknął się, a pierwsze co ujrzał to kilku mężczyzn podnoszących resztki komody z jego ciała, nie było wśród nich wuja. Dokoła było pełno szkła, które mogły być pozostałością po pięknym lustrze, wewnątrz antyku. Druga rzecz, o wiele bardziej makabryczna, jaka rzuciła mu się w oczy, to jego własna dłoń leżąca nieopodal. Dopiero teraz spojrzał na kikut ręki, który tylko dzięki wysokiemu stężeniu adrenaliny, nie krwawił zbyt mocno. Regis był w szoku, choć podświadomie wiedział, że trzeba uciekać z walącego się majątku.
- Pomóżcie mu wstać, szybko... - krzyknął ktoś z lewej.
- Gdzie pani von Horso z córką? Czy już wyszły? - dopytywał ktoś inny.
- Na stwórcę! Czy to ręka? - krzyknęła jakaś kobieta, znajdująca się gdzieś za de Ragnarem.
- Nie ma czasu na bzdury, podnosimy, na trzy. - rzekł melodyjny, aczkolwiek pełen determinacji głos - Raz, dwa, trzy...
W tym momencie "Człowiek z Daugon" znalazł się w pozycji pionowej, podtrzymywany przez silne dłonie. Gdzieś znowu rozległ się zdesperowany ton "do wyjścia". Cała akcja trwała jedynie kilka sekund, choć wszystko wyglądało jakby w zwolnionym tempie. Dworek ponownie zatrząsł się, jakby czekając na ostateczny sygnał, po którym solidne ściany, ustąpią pod naporem nieznanego...
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

49
Iulius Aquila zamknął usta by po paru sekundach znów je otworzyć ale tym razem nie po to by popłyneły z nich kolejne słowa a by złapać oddech. Poczuł dziwny ból w klatce piersiowej a po jego plecach przebiegł dreszcz i to dosłownie na sekundę przed tym jak po podłodze jadalani przebiegła czarna poszaprana i nierówna linia pęknięcia.
-Co do demona...-Wyszeptał kiedy doatrało do niego, że wszystko wokół zaczyna się trząść i utrzymanie równowagi wymaga teraz zdecydowanie więcej uwagi niż normalnie. Spadały obrazy, tarcze herbowe, przewracały się meble i ludzie. Ludzie... Ci którzy byli w stanie już dawno rzucili się do wyjścia. Odruchowo i półelf ruszył w tamtym kierunku miajając się z przewracającym nań żeliwnym wolnostojącym świecznikiem. Ratowanie własnego życia było normalnym odruchem u każdego stworzenie leczy po pierwszym szoku umysł oprócz krzyczeć "uciekaj!" zaczyna dpuszczać do siebie inne myśli jak chociażby takie czy uciekły najpierw dzieci. I wtedy długouch zaczyna się rozglądać lecz w ogólnej panice nie widzi żadnego z maluchów.
<Idioto! Przecież były najdalej od nas czyli najbliżej drzwi...Musiały uciec pierwsze.> Kołysząc się na długich nogach dostrzega leżącego człowieka. Nic dziwnego w końcu ziemia się trzęsie, ale jakby tego mało na leżącego jegomościa dodatkowo zwalił się był mebel. Aquila nie pojmując jak jego myśli mogą tak beztrosko przepływać przez głowę rusza w stronę potrzebującego pomocy krzycząc by ktoś mu z nim pomógł. Nim jednak do niego dotarł sam zaliczył bliski kontakt z podłogą poślizgnąwszy się na czymś. Upadając wyrżnął boleśnie głową, ale oprócz mroczków i nieprzyjemnego bólu nic mu nie było. Przynajmniej na razie. Spróbował wstać, ale ręka oparła się na mokrym kawałku podłogi i znów leżał. Teraz ostrożnie znalazł suchszy punkt podparcia i kołysząc się przeniósł swoje ciało do pozycji względnie stojącej. Odgarnął z czoła kosmyk włosów wycierając o nie przy okazji rękę i zostawiając na nich nieprzyjemną lepką substancję o metalicznym zapachu, co w obecnej sytuacji całkiem ignorował. Dotarł do szafy i leżącego pod nią Regisa, którego z początku nie zidentyfikował. Twarz nie wydawała mu się tak istotna w obliczu ewidentnego braku kończyny. Adrenalina, szok i bogowie raczą wiedzieć, co jeszcze sprawiło, że zamiast wymiotować jeszcze trzeźwiej spojrzał na całą sytuację. Ludzie wokół krzyczeli to i on postanowił:
-Nie ma czasu na bzdury, podnosimy, na trzy- Słowa skierował do kilku mężczyzn, którzy jeszcze nie uciekli z tylko im znanych przyczyn i widać stanowczy głos zadziałał bo ludzie przyskoczyli do mebla i każdy chwycił za wolny skrawek. Iulius kazał któremuś wyciągnąć Regisa gdy oni podniosą.
-Raz, dwa, trzy...-Odliczył i wszyscy stęknęli w udanej próbie poniesienia kredensu. "Człowiek z Daugon", elf i reszta próbowała się teraz wydostać z walącego budynku, co łatwe nie było. Szafy, donice, świeczniki, tarcze i obrazy tworzyły zabójczy tor przeszkód, ale wspólnymi siłami udało im się z niewielkimi dodatkowymi obrażeniami wyjść na zewnątrz wraz z rannym.
Potomek Starej rasy gdy tylko zamiast podłogi poczuł pod stopami trawę przyspieszył by oddalić się od niebezpiecznego miejsca a gdy się zatrzymał powiódł spojrzeniem dookoła i gdy tylko adrenalina trochę opadła zgiął się w pół i zwrócił wszystko co dziś trafiło do jego żołądka. Krztusząc się i łapiąc powietrze spróbował po raz kolejny utrzymać równowagę by nie wpaść we własne rzygi. Ocierając usta podartym rękawem zatoczył się w miejsce największego zbiorowiska, czyli zapewne w stronę tłumku otaczającego młodszego z de Ragnarów.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

50
Otaczający Regisa tłumek przekrzykiwał się, pełen domysłów, oskarżeń, pochwał i lamentów. Do samego zainteresowanego wszystko docierało jak przez gęstą mgłę, ale Iulius słyszał doskonale, co tam mówiono.

- W złą godzinę wykrzyczał swoją klątwę...
- Czarownik z niego, pfu! Złe słowo wyrzekł i stało się!
- Ale patrzcie, to dobry człek jednak! Choć z wujem się swarzył jak wściekły ryś, to jednak żywot staremu uratował! Własny łeb ryzykując!
- Ja myślę, że on długo nie pociągnie...
- I dobrze! Bogowie go pokarali za jego bluźnierstwa!

- Nie ma co zwlekać! - Przez lamenty i płacze przebił się władczy głos Mirhy von Horso. - Na wóz bierzmy go, wóz jeden ocalał! Każcie pachołkom schwytać jakiegoś konia, co jeszcze nie umknął i jedziemy do nas, do Wichrowego Dworu. Niechby bogowie dali, żeby tam katastrofa nie sięgnęła! A ktoś z was niech jedzie do Zaavral, medyka zawezwać! Obrazy młodemu de Ragnarowi nie zapomnę, ale skipieć mu na gruzach własnego domu przecież nie dam...

Jakieś dwie młode kobiety usiłowały zapanować nad rozwrzeszczaną, przerażoną dzieciarnią, choć same trzęsły się straszliwie. Panienka Lutula była wśród nich, jak zauważył półelf, tak samo rycząca jak reszta jej kuzynostwa i rodzeństwa. Iulius nie dopatrzył się za to nigdzie seniorki rodu. Czyżby zapomniano o starej Ischme? Czyżby nie zdążyła umknąć i pozostała już na zawsze tam, w gruzowisku różowego marmuru?

- Panie Aquila, caliście i zdrowi? Nic wam nie urwało? - zapytał troskliwie... nie kto inny, a srebrnowłosy półelf, który tak bacznie go obserwował. - Chodźcie na wóz, nie ma co tu siedzieć, Do Wichrowego Dworu jedziemy, o ile jeszcze stoi. No, zwłaszcza... zwłaszcza, że deszcz idzie.

Ha, deszcz! Ładnie powiedziane! Ołowiane chmury wtoczyły się na niebo i jak nie błysnęło, jak nie huknęło, jak nie lunęło! Kiedy los zły, to i pogoda się na to wszystko psuje - takie przysłowie powtarzano od wieków w okolicach Zaavral. Jak widać, całkiem słusznie. Lodowate strugi deszczu w parę chwil przemoczyły do suchej nitki paradne stroje gości Marvala, zaś zimny wicher uświadomił wszystkim, że lato już bezpowrotnie minęło, a i zima tego roku będzie chyba wczesna i dotkliwa. Zwłaszcza wrażliwe, półelfie ciało Iuliusa wzdrygnęło się na tę myśl.

- Mój bratanek! Mój biedny Regis! Bez ręki! Dobrzy bogowie, łobuz był z niego, gęba niewyparzona, uparty jak goblin, ale taka kara?! Za co, za co? Wuja starego uratował... Regisie, ty żyć powinieneś! Co tu komu po mnie, starym! Po coś to robił, po co?

Krzyki wuja, osłabłego i podtrzymywanego przez dwóch innych mężczyzn, młodszy de Ragnar ledwo słyszał i ledwo rozumiał. Wciąż kołatało mu tylko we łbie: "nie mam dłoni, nie mam dłoni, nie mam dłoni, urwało mi dłoń..." Sytuacja była tak abstrakcyjna, że właściwie to wcale w to jeszcze nie wierzył. Choć rwący ból przekonywał, że jednak coś w tym jest.

- Panie Marvalu, przestańcie, przecież on nie umarł jeszcze! Że rękę mu urwało, to nie znaczy, że już martwy! Chodźcie na wóz, na litość bogów, chodźcie!

Ziemia wciąż się jeszcze trzęsła, kiedy złożonego potwornym bólem szlachcica z Daugon położono na wozie, na jakimś zaimprowizowanym posłaniu. Ktoś zrobił mu prowizoryczny opatrunek, by zatamować upływ krwi, lecz prawdziwego medyka tu nie było. Choć kogoś po niego posłano, w Regisie wykiełkowała straszna myśl, że jednak przyjdzie mu tu zemrzeć. A widmo śmierci, zaglądającej w oczy, ścisnęło go w środku jak żelazna dłoń.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

51
Po opuszczeniu majątku de Ragnarów, akcja jakby przyspieszyła, co więcej odnalazło się sporo gości i domowników. Niestety albo i stety nikt nie mógł odpowiedzieć na pytanie gdzie jest Ischme, choć jakby nie za wielu było tą sytuacją zainteresowanych. W całym natłoku myśli, która nie były tak dramatyczne, jakby niektórzy myśleli, do Regisa docierały niepochlebne wypowiedzi o jego "klątwie". Usłyszał też wypowiedź Mirhy von Horso, a ta podziałała na niego prawie jak czerwona płachta na byka. Jeszcze dobrze nie usadowił się na wozie, a już chciał schodzić.
- Nie potrzebuję łaski. - rzekł niespodziewanie stanowczym tonem "Człowiek z Daugon".
- Uspokój się panie. Jesteście w szoku. - odparł jakiś pachołek przy wozie.
- Nie będziecie mi mówić w jakim stanie jestem. Czy mój "Kasztanek" żyw? - powiedział młodszy z de Ragnarów, próbując zejść z furmanki. W życiu niejedno już widział i zdążył zahartować nie tylko swego ducha, ale także ciało. Niejeden mógł mu pozazdrościć opanowania, w krytycznej chwili. Kto wie, może silniejsze wstrząsy jeszcze nadejdą, a to być może, był dopiero przedsmak? Był przy tym jak umierał jego ojciec Gerwant i choć gorzkie uczucia nim targały, to wtedy zrozumiał, że nie należy bać się śmierci. Szczególnie jeżeli konfrontacja jest o coś lub w imieniu czegoś. Regis gdzieś podświadomie wiedział, iż jeszcze nie nastał jego czas. Jednak miast do Wichrowego Dworu, bliżej mu było do samego Zaavral, gdzie po dziś dzień można zastać tam elfickiego medyka, a taki byłby najsprawniejszy.
Młodzieniec nie wziął sobie też do serca zawodzenia Marvala. Już dawno podjął decyzję o opuszczeniu majątku, a nienaturalne wstrząsy i zawalenie części dworku tylko utwierdziło go w swym przekonaniu. Oczywiście żal było mu utraconej dłoni, gdyż nigdy już nie będzie mógł sprawnie operować długimi mieczami. Trzeba będzie przestawić się na szabelkę bądź inny rapier. Nie mniej żalu wlewał także w decyzję o szybkim powrocie pod Zaavral. Gdyby wiedział co knuje jego wuj, w życiu by się tak nie spieszył, a zapewne nieco więcej czasu spędziłby choćby w "Dębowej Chacie", w Nowym Hollar.
- Merleyu, Merleyu co z mym wierzchowcem, pytam po raz wtóry? - ponowił zapytanie de Ragnar, oczekując na szybką i przede wszystkim pozytywną odpowiedź.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

52
Iulius zmarszczył brwi i wciąż jeszcze trochę w szoku rozglądał się za starowinką. Ruszył nawet w stronę zawalonego dworku. Jeśli nie odnajdzie tam staruszki to może chociaż część swoich rzeczy. Ubrań nie było mu szkoda ale płaszcz by się przydał no i prawdopodobnie diabli wzięli też jego sztylet na który swego czasu wydał nieco gorsza. Porządna elfia robota. Ładny, dobrze wyważony, ostry i wytrzymały.
Nim jednak zdążył zrobić kilka dobrych kroków czyjaś dłoń wylądowała na jego ramieniu i delikatnym głosem przywróciła do rzeczywistości. Aquila zagadnięty po nazwisku zatrzymał się i obrócił trochę gwałtowniej niż chciał odruchowo strącając tym rękę z ramienia. Widząc srebrnowłosego młodzieńca zmarszczył brwi jeszcze bardziej i otworzył usta by wygłosić prośbę o danie mu spokoju lecz szybko je zamknął i przegonił grymas z twarzy.

-Całym i chyba zdrów a oprócz nerwów wszystko mam na miejscu.-Przemówił w mowie swego ludu i ponownie odgarnął kosmyk włosów z czoła krusząc przy tym trochę zaschniętej krwi, którą był się wcześniej przypadkowo ubrudził. Zdziwiony popatrzył na swoją wysmarowaną posoką, roztrzęsioną dłoń.
Pomacał pospiesznie głowę przypominając sobie o upadku.<Czyżbym poślizgnął się wtedy na czyjejś krwi? Może Regisa? Może kogoś innego? Szlag...>

-Przepraszam. Mówiliście coś? Widziałeś może gdzieś panią Ischme van Horso? Starsza kobieta, siedziała obok mnie. Nigdzie jej nie widzę.- Dla pewności raz jeszcze się za nią rozglądnął nasłuchując przy tym ewentualnych wołań o pomoc. W razie gdyby nic wskazywało na yo, iż ktoś został pod gruzami ruszył za pobratymca w stronę wozu.

-Wybacz, że pytam ale po tym wszystkim jeszcze mi się w głowie dobrze nie poukładało. Jak się nazywacie? Kojarzę was ale teraz wszystko mam jak przez mgłę.- Słuchając wypowiedzi elfa czy może półelfa jak on sam wreszcie dochodzili już do wozu i w tym momencie lunął deszcz. Nie jakiś tam deszczyk czy porządny deszcz. Pieprzona ulewa, jakby kto na nich lał wodę z wiadra a do tego jeszcze wiatr.
-Pięknie kurwa, pięknie...- Warknął pod nosem Iulius kuląc się z zimna i krzywiąc gdy mokra koszula stykała się z ciałem. <W deszczu tu przybyłem i w deszczu odejdę. Uboższy o dobry nóż, ubrania i konia ale za to z prawdopodobną umową małżeństwa własnego brata. Po prostu świetnie!> Rozzłoszczony tym wszystkim, zmarznięty i zmoczony zauważył jak ciężko ranny de Ragnar kokosi i próbuje zejść z wozu wołając Marleya. Aquila mocno oparł swoją wciąż trzęsącą się rękę na jego klatce piersiowej i stanowczo pchnął go z powrotem na wóz.
-Marley jeśli szczęściarz to zdążył już dawno wskoczyć na konia i pojechać do Nowego Horall z listem. Jeśli do tego mądry to gna dalej nie wracając by sprawdzić co tu się stało. A wy mości Regisie de Ragnar leżcie spokojnie bo z odciętą ręką daleko nie ujedziecie.-Uprzejmy i łagodzący spory ton głosu elfa gdzieś wyparował. Teraz był wyraźnie zły, rozdrażniony i wyraźnie nie życzył sobie sprzeciwów. Co mu się dziwić. Przed chwilą zawalił się na niego dworek, teraz leje i wieje a on nie dość w połowie Wysoki Elf a te jak wiadomo ciężko znoszą trudy fizyczne to jeszcze mieszczuch nienawykły do takich warunków. Może z czasem się zahartuje jak dożyje. Póki co z trudem powstrzymywał się od przeklinania na wszystko i wszystkich.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

53
Hen, hen, niewypowiedzianie daleko, w samym Boskim Wymiarze, Sprawiedliwy Turonion spoglądał swymi lodowymi oczami na Herbię. Ujrzał bohaterski czyn Regisa de Ragnara, który pomimo waśni i buntu w głębi serca wiedział, jak ważna jest rodzina... I jak wiele warto dla niej zaryzykować.

Głęboko na dnie zamarzniętego strumienia pomału, lecz niepowstrzymanie płynęła woda, choć nikt - nawet strumień - się tego nie spodziewał.

Patron zechciał obdarzyć swoją łaską tego człowieka i na jej znak posłał doń jednego ze swych motyli o cichych, utkanych ze śniegu skrzydeł. "Wezwij mnie w biedzie, sprawiedliwy synu, a twoje wezwanie nie popłynie w próżnię."

*
- Kasztanek? Na litość bogów, bredzi! Koniem się będzie przejmował, kiedy ledwo co życia nie postradał... - zawtórował Iuliusowi ktoś, kogo Regis w zamroczeniu wziął za Merleya. Żadnej bardziej konkretnej odpowiedzi mężczyzna nie otrzymał. Kasztanka w okolicy nie było widać.

- Nie złaźcie, bo będzie z wami źle - rzekł mężczyzna o srebrzystych włosach, pomagając półelfowi w wepchnięciu młodszego de Ragnara z powrotem na wóz. Przy okazji popatrzył na tego drugiego z dziwnym błyskiem w oku. - Starowinka? Cóż, o ile poznałem tę rodzinę, nikt nie będzie po niej płakał... Grunt, że dzieci uratowane, nieprawdaż? Któż zawracałby sobie głowę starcami, trzeba dbać o młode pokolenie, prawda? Precz z przeszłością. Niech żyje przyszłość. - Przewrotne iskierki wciąż igrały w spojrzeniu elfa. - Jestem Girithneldor Srebrny Wiąz. Nie rozmawialiśmy do tej pory, lecz... znamy się dobrze. A przynajmniej powinniśmy - dodał tajemniczo i znów zmierzył Aquilę wzrokiem. W kąciku jego ust błądził uśmiech. Trwało to jednak tylko moment... - Panie Regisie, nalegam, byście zachowali spokój i raczyli pozostać na miejscu!

Szlachcic z Daugon próbował się sprzeciwić, ale był coraz bardziej osłabiony, jego skronie pulsowały tępym bólem, a krwawiący kikut doskwierał mu coraz bardziej. Wreszcie musiał się poddać i na wpół przytomny osunął się na prowizoryczne posłanie. Jedyne, co mógł uczynić, to zamknąć oczy i zapaść się w krainę niezdrowego snu - lub utkwić spojrzenie w ciężkich, czarnych chmurach, wiszących, zdawałoby się, tuż ponad jego twarzą.

Pod ich powierzchnią zdawał się przemykać potężny cień - tak potężny, że ledwo uchwytny. Głuche grzmoty toczyły się dookoła i odbijały zwielokrotnionym echem od górskich masywów. Oślepiające iskry błyskawic skakały pomiędzy chmurami. Całkiem niedaleko jakieś drzewo, trafione gromem, stanęło w płomieniach. Potworny trzask spłoszył zaprzężone do wozu konie, które wreszcie ruszyły z kopyta.

Pierwszy płatek śniegu tej jesieni przemknął pomiędzy kroplami deszczu i opadł lekko na ramię Regisa, a jemu przyśniło się, że to czyjaś dłoń, chcąca dodać mu otuchy.

Monotonię turkotania kół wozu co jakiś czas przerywały wyboje, w które ów wpadał, lub zwaliska kamieni, które trzeba było ominąć. Podróż, czy też raczej pospieszna ucieczka, trwała może jakieś pół godziny lub niewiele więcej. Zamroczonemu Regisowi zdawało się jednak, że minęła raptem chwilka. Przemarzniętemu Iuliusowi, moknącemu w lodowatych strugach deszczu, na domiar złego bez płaszcza, droga dłużyła się za to, jakby jechali co najmniej do Saran Dun. Jeszcze nim dojechali na miejsce, począł trząść się jak galareta i kaszleć tak potwornie, że gdyby jego płuca nie były w środku dość dobrze przymocowane, to wyplułby je raz dwa.

A Wichrowy Dwór nie leżał wcale tak daleko.

Spoiler:
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zaavral”