Re: Majątek de Ragnarów

16
Szkoda, że Marval nie mógł słyszeć myśli Iuliusa, zwłaszcza tych o winie koniczynowym i planach opisania jego historii - wtedy chyba rozpadłby się z radości na kawałeczki. W końcu był to popisowy, tradycyjny trunek jego rodziny, a dla kerońskiego szlachcica tradycja to świętość! Ale i tak starczyło mu posłyszeć propozycję pojedynku półelfa z jego bratankiem, by niemalże zapiać z dzikiego zachwytu.

- Wybornie! Cudownie, mój drogi, cudownie! Niech no tylko pogoda nam dopisze, to jutro... no, albo pojutrze, dajmy Regisowi jeszcze dzionek odetchnąć... pojutrze staniecie na placyku naprzeciwko siebie i dacie nam wszystkim pokaz tego, jak prawdziwy szlachcic winien trzymać w dłoni miecz! Jestem przekonany, że mój kochany bratanek z radością przystanie na tę propozycję! I wszyscy goście będą na pewno zachwyceni! Ale się ucieszą! Słowo daję, nawet mała von Horsówna, sikoreczka Lutka, będzie patrzeć tymi swoimi oczkami jak zaczarowana... Hahaha! No i o to chodzi, mam rację? Ajajaj, no i teraz aż naprawdę nie wiem, na którego z was postawić, haha! Aleś mi narobił, Iuliusie drogi, nie lada kłopotu!

Gospodarz śmiał się serdecznie i ochoczo tłukł pięścią w stół, aż srebrne puchary brzęczały. Na twarzy robił się coraz bardziej czerwony - niewiele już brakowało, by jego oblicze przybrało barwy kwiatu koniczyny... nie, nie tej białej, z której robiono cudowne wino. Nie. Tej drugiej, purpurowej jak paradne szaty króla. Nie przeszkodziło mu to jednak unieść karafki i rozlać do kielichów znowu po trochu cudownego trunku.

- Mówiłeś o smoku, niby to w żartach... Żebyście wiedzieli, że raz Regisowi nawet niedaleko było do ubicia jednego! Bo smoki, wiadoma rzecz, dziewek zawżdy młodziutkich żądają i najprzedniejszego jadła... Był ci tu w jednej wiosce taki, a złośliwy! Jak się wieśniacy dzień spóźnili z dostarczeniem niewinnej panienki, to ten już się wściekał i masakrował pastucha jednego z drugim... Jak się tych ofiar już tyle nazbierało, że bydła nie było komu pasać, to uderzyli w szloch wieśniacy... ci, co jeszcze się ostali, rozumiecie, hehe... a dużo to ich nie było... w szloch uderzyli i do pańskiego dworu, o pomoc prosić. A że bratanek mój umiłowany, jak już mówiłem, dobry jest chłopak, odważny i w... w mieczu prędki, to wyruszył pod osłoną nocy. No i, co tu dużo mówić, wziął i ubił dziada. Ha! Po prawdzie to... nooo... w końcu nie całkiem smok to był, ale iście smocze obyczaje, przyznasz sam! Ale były ci u nas w Górach Daugon i prawdziwe smoki, były! Dawno temu, oooj, dawno, ale mój dziad opowiadał mi, jak jego własny dziad uraczył go raz taką miejscową historią... Ty! Ty to mądrala jesteś, uczony... ucz... ocz... oczytany... Słyszałeś opowieść o... hik...! o smokach spod Zaavral, mości Iuliusie?

Marvalowe oczy błyszczały jak dwie gwiazdy i choć staremu pomału zaczynał plątać się język, to chyba bardzo bawiła go ta rozmowa i nie zamierzał jej prędko skończyć. Właściwie to półelf zdążył poznać go już na tyle, że nie zdumiałby się wcale, gdyby wuj Regisa postanowił perorować tak aż do białego rana... Oj, miał stary szlachcic zdrowie!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

17
Gdy człowiek jest zmęczony, to albo pada jak kłoda na łóżko i śpi kamiennym snem albo też mary senne wodzą go po krainie marzeń, a nie rzadko też koszmarów. Regis raczej nie zwykł miewać snów, był człowiekiem mocno stąpającym po ziemi. Tego jednak wieczora nawiedził go ojciec, co być może było skutkiem powrotu do dworku de Ragnarów.
Gerwant nie śnił mu się od paru ładnych lat, kto wie może i pięć wiosen minęło odkąd jego rodziciel odegrał jakąś rolę w marach. Nie mniej bratanek Marvala zdziwił się, przybyciem taty, z tego względu iż nawet we śnie wiedział iż on nie żyje. A do tego wszystkiego jeszcze ten nóż, który czasem bywał ostatnią deską ratunku i to skuteczną. O co w tym wszystkim chodziło, 28-latek nie miał pojęcia. Może zbyt rzadko bywał na grobie przodka, a może ten potrzebował modlitwy, choć Regis do zbyt bogobojnych nie należał.
- Tylko to co będzie koniecznie... - odparł ni to w śnie, ni na jawie "Człowiek z Daugon", czując jak senność powoli go przytłacza. Mimo to był ciekawy finału nierzeczywistej akcji, toczącej się zapewne w jego głowie.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

18
Gość domu de Ragnarów rozochocony winem i dobrym towarzystwem sam zaczął się głośno śmiać i słuchać coraz bardziej zaciekawiony. Pomimo, że zdrowo im się zaczynało z czupryn kurzyć to nie tracił świadomości a raczej jej resztkami starał się zapisywać w głowie przydatne informacje. Zdawał sobie sprawę, że za kilka opróżnionych kielichów zaczną się pieśni, żarty, anegdotki i jak się jeszcze, kto zejdzie to może i tańce a wtedy to nawet ciężko będzie zapamiętywać opowieści a co dopiero oddzielać z nich ziarna prawdy od plew wymysłów.
Gdy gospodarz wspomniał o "smoku" zielone oczy pół-elfa błysnęły a ręka z kielichem zatrzymała się w połowie drogi do ust. Teraz nie tylko słuchał, ale i obserwował dokładnie twarz starszego szlachcica niepewny czy ten wpuszcza go w maliny czy jak to zwykle bywa jedynie wzbogaca opowieść by podnieść jej status.
Gdy wszystko się wyjaśniło uśmiechnął się półgębkiem i pociągnął łyk wina.
-Ha! Nie może to być! Smok-nie smok! Ubity! Toż waść chowasz tutaj pod dachem istnego następcę legendarnego Kerona. -Zawołał długouch klepiąc się otwartą dłonią w kolano.
-Och mój panie dobrodzieju już ja Ciebie przejrzałem. Chcesz mnie zwyczajnie nastraszyć i odwieść od tego przyjacielskiego pojedynku. W życiu! Tylko mi jegomość apetyt wyostrzasz ha! -Mówiąc to uniósł kielich i opróżnił go wlewając przepyszną zawartość do swojego gardła i aż mlasną z zachwytu.
Gdy zapytano go o smoki z tych okolic uniósł brwi i udał zamyślonego. Oczywiście, że słyszał czy konkretniej rzecz ujmując czytał o tutejszych smokach. Każdy mający dostęp do literatury prędzej czy później chce się dowiedzieć czegoś o tych stworzeniach a zwłaszcza, kiedy jest młody.
-Coś tam kiedyś czytałem ale to zbiór ogólnych opowiastek. Z tymi lokalnymi, najcenniejszymi styczności nie miałem, więc słucham, waści uważnie. -Poprawił się na swoim krześle, z którego czuł, że powoli się zsuwa. Na widok uzupełnianego kielicha sapną pijacko i obiecał sobie, że po usłyszeniu opowieści, chociaż spróbuje wymknąć się do sypialni i pójść spać wcześniej. Jeśli miał faktycznie dać pokaz szermierki to musiał zebrać siły. Poćwiczyć by też wypadało. Westchnął.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

19
Gerwant de Ragnar wziął do ręki osełkę i z werwą zaczął ostrzyć nóż. Jego ruchy były coraz bardziej energiczne, wreszcie stając się wręcz karykaturalnie przerysowane i pozostawiając po sobie wrażenie jakiejś niejasnej obsceniczności. Dopiero teraz śniący Regis zobaczył wampirzycę Halę, która siedziała na kolanach jego ojca i pieszczotliwie ciągnęła go za brodę, śmiejąc się przy tym niezmiernie głośno. Upiorzyca miała na sobie suknię czerwoną jak krew, bardzo długą i bardzo bogatą, która spływała na podłogę - dosłownie spływała, jednocześnie pozostając w miejscu, i tworzyła u stóp Gerwanta błyszczącą, powiększającą się z każdą chwilą kałużę. Kłębiły się w niej węże.

Regisowi coś kazało tam podejść, a kiedy jego stopy zanurzyły się w czerwonej cieczy, nagle okazało się, że kałuża nie ma dna.

A potem straszliwie długo spadał, spadał, spadał... Towarzyszył mu tylko uciążliwy, ostry dźwięk ostrzonego noża. Czerwona masa, która go otaczała, emanowała delikatnym światłem i pulsowała rytmicznie.

I kiedy śniący pogodził się już z tym, że będzie spadać przez całą wieczność - nagle wylądował. Wówczas zobaczył, że ze wszystkich stron otaczają go drzwi. Było ich tak wiele, że nie zostawiały nawet miejsca na ściany. Niektóre wyrastały z innych lub łączyły się z nimi po dziwnymi kątami... Każde były zupełnie inne. Bogato rzeźbione i proste, sklecone z desek. Malowane i surowe. Spowite dziwnymi blaskami i zasnute ponurym cieniem. Zamykane na klucz, na skobel, na zardzewiały haczyk i ryglowane żelaznymi sztabami. Okute metalem i wyplecione z trzciny. Drzwi stodół i wrota pałaców. Część z nich Regis potrafił zidentyfikować. Inne były mu zupełnie obce. Bardzo możliwe, że były tam wszystkie drzwi, jakie widział w życiu. Albo wszystkie, które jeszcze miał zobaczyć.

Przez któreś z nich trzeba było przejść.



W tym samym czasie, kiedy jego bratanka dręczyły senne mary, Marval de Ragnar bawił się wyśmienicie u boku swego zacnego gościa, Iuliusa.

- Ha-ha-haa! Gdzie tam! Czekam już na wasz... pojedynek! Czekam niecierpliwie jak... jaa-ak na swoje ur... rrrodziny!

Jako że gospodarz gawędziarzem był nielichym, okazja do opowiedzenia lokalnej legendy poszerzyła jeszcze i tak już szeroki uśmiech na jego czerwonym licu. I nawet bełkotał już mniej, niż przed chwilą.

- Słuchaj! Było to tak. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo... w cholerę dawno... żyły sobie w naszych górach dwa smoki. A dokładniej, wystaw sobie, smok i smoczyca! Bestie były ogromne jak zamek naszego króla!

Marval żywo gestykulował i chcąc pokazać półelfowi, jak nieziemsko olbrzymie były to istoty, niechcący strącił ze stołu puchar, z którego pił uprzednio jego bratanek. Jednak nawet donośny brzęk srebra uderzającego o podłogę nie wyrwał go z rytmu opowieści. Możliwe, że w ferworze bajania nawet tego nie zauważył.

- ...a oba smoczyska czarne jak najczarniejsza noc, gdy Hyurin zamknie obie powieki i żaden z księżyców nie rozjaśnia mroku...! Kiedy leciały ponad górami, krzesały iskry z chmur, a ryk ich toczył się ciężko niby grom!

Bali się ludzie i bały się elfy... Tak tak, wtedy elfów żyło tu więcej, niż dzisiaj... Nie dało się tu spokojnie żyć! Istoty pustoszyły miasteczka i osady, a kiedy poważyły się na to, by uprowadzić samą małżonkę zaavralskiego zarządcy, którą wszyscy kochali szczerą miłością, wtedy to wypowiedziano potworom wojnę. Sto lat z nimi wojowano, bez skutku! Wreszcie jednak narodzili się bohaterowie, którym zapisano, że uratują daugoński lud od smoczej zagłady.

Było ich troje, troje dzielnych elfów, z jednej matki, do tego jednej i tej samej, najciemniejszej nocy roku urodzeni. A imiona ich: Telangwe, Baleemne i Yakhira. Pierwsi dwaj to bracia, szybcy w mieczu jak te błyskawice, krzesane na niebie przez owe potwory. Ostatnia zaś siostrzyczka stała się magiczką tak potężną, że uwięzić burzę albo zawrócić deszcz do nieba było dla niej dziecinną igraszką! Wreszcie więc trafiły smoki na godnych przeciwników...

I pokonali smoka-męża, zarąbali go mieczami szybkimi jak iskry. Wtedy jednak żona-smoczyca, miast ulec także ich sile, takiej furii dostała, takiego gniewu, że jej ryk skruszył górskie szczyty i w pył rozniósł najwyższe wzniesienie, którego zresztą dlatego właśnie już dzisiaj nie ma... Zginęli pod głazami dzielny Telangwe i chybki Baleemne i tylko Yakhira o płomiennych warkoczach sama jedna została, by mierzyć się ze smoczycą. Nie starczyło jej mocy, by bestyję ubić - a to dlatego, że wzniosła magiczną zasłonę, co chroniła Zaavral przed kamienną lawiną.

Dała jednak radę uwięzić wściekłą smoczycę i spętać gór korzeniami, gdzie tamta pewnie do dzisiaj siedzi... a sama umarła... ta nasza piękna, biedna, dobra Yakhira...

Na koniec swojej opowieści Marval uronił kilka rzewnych łez za losem dzielnej magiczki, co uratowała Zaavral poświęcając swoje młode życie, po czym huknął głową w stół i w jednej chwili zasnął.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

20
Młodszy z żyjących de Ragnarów miał świadomość, że sen należy do kategorii mocno irracjonalnych, chociaż pewnie jacyś magowie czy kapłani mogliby doszukiwać się w nim jakiś znaków. Sam Regis nie czuł strachu ani w momencie pojawienia się Hali, wampirzycy która przez pewien czas była przybraną córką karczmarza Jassira, ani chwili, gdzie znalazł się w bezdennej studni, spadają w dół.
Choć szlachic nie miewał snów, to wiedział że zdecydowana większość kończy się włąśnie na moment przed upadkiem. Tym jednak razem było inaczej. Znalazł się w ogromnej sali, z setką a może tysiącem drzwi. Jedne były doskonale mu znane jak choćby te prowadzące do dworku rodowego czy takie poznane niedawno do karczmy rudowłosej Idy w Nowym Hollar. Były też i takie wrota, zupełnie nieznane przez mężczyzne, a nawet wejścia, dawno już zniszczone.
Znalazło się też i takie wyjście, w którym ostatni raz stnął u boku Gerwanta, w wieku 17-lat, kilkanaście minut przed bitwą, w której zginął jego ojciec. Bratanek Marvala pamiętał tą sytuacje, jakby miała miejsce parę dni temu, postąpił nawet ku przejściu, by ostatecznie zaniechać marszu. "Człowiek z Daugon" nie chciał przeżywać tego jeszcze raz, więc ruszył ku zupełnie innym, zgrabnym lecz niezbyt ozdobionym drzwiom prowadzącym do domu jego babci, gdzie nie raz i nie dwa wraz z kuzynostwem bywał na przepysznym obiedzie czy słuchał także opowieści dziadka o dawnych bitwach i wojnach.
Regis nie wiedział co stanie się po przekroczeniu progu, być może w jego mózgu pojawią się obrazy z minionych lat, a może zostanie przeniesiony w jakiś alternatywny świat, gdzie historia potoczyła się inaczej. Przez moment wszystko jakby się rozmazało, a de Ragnar był bliski przebudzenia, gdyż z dołu dochodziły co raz głośniejsze i nieco urwane słowa wuja, będącego pod wpływem koniczynowego wina, sennoś jednak raz jeszcze wygrała, a 28-latek znowu stanął przed wejściem do babcinych pieleszy.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

21
Pomimo, iż opowieść snuta była raczej w nieco pijackich warunkach to Iulius i tak poczuł niewielki dreszcz przechodzący po plecach słysząc o czasach, w których nie dość, że jego pobratymców było na prawdę wielu to po świecie tułały się wciąż smoki. Światła jakby przygasły a wszystkie dźwięki oprócz głosu seniora rodu jakby przycichły. A może to wszystko właśnie dzięki dawce alkoholu?
Niemniej pół-człowiek słuchał starając się jak mógł skupić resztki swojej uwagi na słowach. By nie przeszkadzać nawet picia zaprzestał. No dobra, popijał w momentach, w których starszemu człowiekowi brakowało słów. <Telangwe, Baleemne i Yakhira...> Te trzy imiona Aquila powtarzał w myślach mając nadzieje, że odpowiednie trybiki zaskoczą i coś mu w głowie zaświta. Może jakaś pieśń albo inna jeszcze opowieść? W całej zawierusze dziejowej nie jeden unikalny zapis dawnych czasów przepadł, ale elfy bardzo skrupulatnie dbały o swoje dziedzictwo i część zaginionych dzieł udało się odtworzyć mniej lub bardziej kompletnie na podstawie innych zapisków. Czyżby ta historia przepadła bezpowrotnie? Jeśli tak młody elf będzie miał szansę by w przyszłości ją odtworzyć, chociaż w tej chwili pomimo podniecenia taką wizją wolał jednak sobie coś przypomnieć.
Opowieść dobiegała końca. Yakhira wspominana była przez Marvala jak własna córuchna i to w taki sposób, że i jego gościowi udzielił się płaczliwy nastrój. Otarł jednak dzielnie płynącą po policzku gorącą łzę i wzdychając uniósł kielich i bełkotliwym głosem oświadczył:
-Za Yakhire! Za jej dwu dzielnych braci i dwa pokonane smoki!-Lecz gdy tylko toast wybrzmiał jego dobrodziej gospodarz jak to się mówi przybił gwoździa. W tej właśnie chwili Iulius nie wątpił, iż gdyby jakiś gwóźdź tam był to niechybnie zostałby wbity.
Patrząc z nieukrywanym zdziwieniem na rozłożonego człowieka nie bardzo jeszcze wiedział, co się właściwie stało. Parę sekund zabrało mu by odłożyć kielkich i zerwać się na równe nogi żeby sprawdzić, co z de Ragnarem się stało.
Z tymi zerwaniem się to może jednak przesada, bo w chwili poderwania ani równych nóg nie miał ani długo nie wytrzymał w pozycji względnie pionowej. Opadłszy na siedzisko złapał się za głowę mając nadzieje, że to właśnie powstrzyma kołysanie się świata. Potrząsną nią też by odgonić mroczki. Gdy i to nie podziałało sięgnął po kielich o mało go nie wywracając i pociągnął solidny łyk. Świat jakby po dotknięciu magicznej różdżki uspokoił się. Aquila uśmiechnięty spróbował wstać znowu. Tym razem wolniej i podpierając się o stół i ramię śpiącego gospodarza. Kiedy już złapał równowagę i spojrzał z góry na rozłożonego na stole do jego spiczastych uszu doszło donośne chrapanie. <Doprawdy, ci ludzie powinni mieć niedźwiedzia a nie orła w herbie.>
Uspokojony zaistniałą sytuacją dolał sobie jeszcze trochę wina do kielicha i o dziwo nie uronił ani kropelki.
-Merley! Merley! Bywaj tu! -Zakrzyknął na pachołka, bo samemu zatachać pana dobrodzieja do komnaty byłoby ciężko i to jeszcze w takim stanie. Kolejna porcja wina poszła w gardło. Zataczając się dotarł do wyjścia z salonu i ponowił nawoływania:
-Merley huncwocie żywo tu! Łapserdaku leniwy! Merley! - Czekając na sługę wrócił do stołu ale powstrzymał się od siadania i zarechotał w stronę krzesła wskazując je przy tym palcem jakby odkrył jakiś fortel z jego strony. W międzyczasie kielich wysechł. Po przybyciu chłopaka wyjaśnił mu, że wielmożny pan raczył spocząć powierzając im dwu zaszczyt dostarczenia go do komnaty. Wzdychając, stękając i posapując spróbowali zanieść wielkiego gospodarza do jego łoża nie uszkadzając go po drodze. Rozebranie i przykrycie chrapiącego Iulius zostawił już służącemu życząc mu dobrej nocy i oświadczając, że to, co zostało w dzbanku z winem jest jego. Pogroziwszy smukłym palcem żeby się nie upił głupio ruszył od ściany do ściany w stronę swojej kwatery gdzie rozebrawszy się chaotycznie padł w objęcia swego łoża a resztki świadomości wciąż krążyły wokół trójki elfów i pary smoków zatrzymując się na dłużej w miłych dla oka wyobraźni okolicach Yakhiry.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

22
Myśli Iuliusa były bardzo chaotyczne, ale jednego był pewien. Coś mu się kojarzyło. Coś mu się kojarzyło z tą całą historią o smokach i dzielnej Yakhirze, jakieś niejasne obrazy wywabiała ta opowieść z jego umysłu... Niestety, kiedy legł w swoim łożu, totalny chaos zapętlonych, fragmentarycznych myśli o koniczynowych polach, zgrabnym ciele zgasłej przedwcześnie elfki o płomiennych lokach, o smokach, wlokących za sobą burzowe chmury i tym podobnych zagłuszył wszelkie świadome i sensowne skojarzenia.

Nic dziwnego, że szumiało mu w głowie po takiej popijawie... dziwniejsze natomiast było to, że w pewnej chwili szum ów się zmienił i począł przypominać raczej gniewne poświstywanie wiatru pomiędzy drzewami... i czyjąś niezrozumiałą, lecz wielką i niepowstrzymaną złość.




W tym samym czasie Regis de Ragnar również błąkał się po sennych krainach. Za drzwiami babcinego domu spotkał... a jakże, babcię. Babcię i dziadka. Oboje bardzo się uradowali - a wcale nie zdziwili - na widok wnuka, uściskali go serdecznie i życzyli wszystkiego najlepszego w nowym, szczęśliwym, spokojnym życiu. Z jadalni dobiegała woń pieczonej kaczki - taka sama, jak za dziecięcych lat Regisa. W przedpokoju słychać było pogodny gwar, tupanie, pokrzykiwanie. Wyglądało na to, że wiele osób czekało tu na szlachcica z Daugon i że cieszyli się wszyscy na jego spotkanie...

Nie zdążył zobaczyć żadnego z nich. Obudziła go staruszeczka Agde, której głos przez chwilę zlewał mu się jeszcze w głowie z ciepłymi i serdecznymi słowami babki. Chusta i fartuch służącej były tak białe, że aż zakłuły Regisa w oczy, gdy jego wzrok wynurzał się dopiero z bezpiecznej ciemności. A może to kwestia słońca, które wpadało mu przez okno wprost na poduszkę, a świeciło ostro, że hej! Piękny dzionek się szykował. Piękna jesień w Górach Daugon.

- Panie Regisie kochany! Miałam pana na kolację budzić, ale wstawać pan nie chciał, no ale teraz to już trzeba! Śniadanie zaraz będzie gotowe, pana wuj prosi wszystkich do jadalni! Proszę wstawać! Proszę... o mateńko... a co pan sobie w szyję zrobił?!




W jednej z sąsiednich komnat kogoś też właśnie obudzono i ten ktoś z radością musiał przyznać, że wino koniczynowe okazało się trunkiem pobłogosławionym przez samych bogów. Iulius wstał rano wypoczęty jak... no, może jak nie noworodek, ale też na pewno nie jak ktoś, kto do późnych godzin nocnych pił kielich za kielichem i wysłuchiwał pijackich opowieści starego Marvala.

Tylko jedna rzecz... choć "wietrzny gniew" był to tylko krótkim epizodem wśród barwnych i szalonych wizji, jakie tej nocy przyśniły się półelfowi, z jakiegoś powodu rano pamiętał tylko to. Może przyczyną był niejasny niepokój, który ów sen nawet teraz, po przebudzeniu, wciąż wywoływał w Iuliusie. Ale czym tu się przejmować? Na dworze wiatru nie było! Poprzez czerwone liście rosnącego akurat za oknem drzewa przebijały się łagodnie ciepłe, złociste promienie słońca... Czarowny poranek, bez dwóch zdań.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

23
Dziedzic rodu Aquila obudził się. A przynajmniej odzyskał świadomość i w sposób, który sobie wypracował nie otwierał powiek. Odetchnął, zachrapał i sapnął. Mlasnął parę razy i mrukną coś w bliżej nie określonym języku.
Do góry poszła najpierw jedna powieka. Łypnął okiem na prawo i lewo stwierdzając, iż świat wciąż trwa niezależnie od jego bólu głowy, który to o dziwo nie był wcale taki straszny. Przekonany, że nic mu nie grozi otworzył drugie oku i przewrócił się na grzbiet przeciągając się i przecierając oczy. Oczywiście nie mogło zabraknąć typowo męskiej czynności, czyli podrapania się w miejscu wiadomym. Z ociąganiem przeniósł swoje ciało do siadu i obracając się w miejscu opuścił stopy na drewnianą chłodną podłogę kurcząc przy tym palce. Podniósł spojrzenie zapuchniętych oczu i mrużąc oczy wyjrzał przez okno.
-Czerwony poranek, krwawy poranek... -Wychrypiał w mowie przodków jakieś stare porzekadełko i prychnął pod nosem. Po paru sekundach dotarło do niego, iż wcale nie chciał tego mówić i właściwie to nie wie skąd się taki komentarz wziął w jego głowie. Ziewnął raz jeszcze i przeczesał dłonią włosy. Nauczony wypadkami nocy poprzedniej powoli dźwignął się na nogi i raz jeszcze przeciągnął. Pomachał parę razy szybko rękami podskoczył w miejscu i potrząsnął głową wydając przy tym bliżej nieokreślony dźwięk. Podszedł do naszykowanej przez służącą misy, która stała teraz na szafeczce w jego niewielkim pokoju i sięgnął do dzbana z wodą i chwilę zastanawiał się czy by nie wydudlić zawartości, ale powstrzymał się. Najpierw trzeba się, chociaż trochę odświeżyć. Nalał wody do misy a dzban odstawił. Opłukał twarz, szyje, uszy, pachy i inne warte kontaktu z wodą miejsca. Sięgnął następnie po świeży kawałek materiału będący ręcznikiem i powycierał się. Teraz dopiero pociągnął z dzbanka potężny łyk wody chłodnej wody i wzdychając przy tym z błogością. Przepłukał jeszcze tylko usta i wziął się za ubieranie a raczej za składanie wczoraj porozrzucanych ciuchów. Miejsca w izdebce nie miał za, wiele więc chcąc nie chcąc musiał o nie dbać. Wymiętą koszulę poskładał w miarę możliwości i odłożył na kupkę rzeczy do prania, którą trzeba było podrzucić starej służącej. Chociaż jak Iulius na nią patrzył to, aż mu się starowinki żal robiło i miał ochotę zrobić wszystko za nią.
Gdy już ubrał się w gacie, skórzane spodnie do noszenia na co dzień, czerwoną koszulę i kiedy w końcu posznurował wysokie buty ruszył do drzwi podwijając przy tym rękawy koszuli.
Gdy miał nacisnąć klamkę zatrzymał się w połowie ruchu i zawahał. Dziwne ukłucie niepokoju wywołało dreszcz. Niewyjaśnione uczucie, że coś jest nie tak, które nawiedziło go w nocy nagle wróciło. W końcu potrząsnął głową zwalając tamto wrażenie niepohamowanej złości na odległe okrzyki gospodarza, który to pewnie obudził się, podczas gdy pachołek szykował go do snu. Przekonując sam siebie wyszedł z pokoju i ruszył do saloniku gdzie zapewne wszyscy już siedzieli. W drodze zebrał włosy i zaczął wiązać je rzemykiem i zirytowany odkrył, że drżą mu ręce. <Przerwa w piciu elfie słyszysz? Przerwa w piciu, bo skończysz źle...> Upominał się w myślach a kiedy wszedł do sporego pomieszczenia uśmiechnął się szeroko i ukłonił grzecznie na powitanie zebranym wyrażając nadzieję, iż wszystkim spało się równie dobrze.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

24
Mimo iż ostatnie sceny snu nie należały do nieprzyjemnych, Regis nie miał pretensji, ani nie czuł się rozczarowany, gdy stara służka Agde obudziła go. Choć było stosunkowo wcześnie, młody de Ragnar czuł się wypoczęty. W końcu wyspał się we własnym domu, nie obawaiając się ani deszczu, ani dzikiej zwierzyny, która mogła go podejść gdzieś na trakcie bądź w lesie.
- Witaj Agde, wybacz że nie wstałem wieczorem, ale musisz mnie zrozumieć. Ostatniej wędrówki nie mogę zakwalifikować do tych przednich. Trochę sił mnie kosztowała, zaraz się ogarnę i z chęcią pójdę śniadać. - odparł Regis, gdy kobieta zwróciła mu uwagę na jakiś znak albo znamię - W szyję? Nie przypominam sobie żebym coś sobie w nie zrobił... Hmm, może przy goleniu się zaciąłem albo po prostu rozdrapałem jakieś draśnięcie, jakiego nabawić się mogłem w ostatnim czasie. Nie przejmuj się. Przy okazji, czy nie zapomniano o tym niedźwiadku? Nie po to ubiłem jego matkę, by teraz zdychał z głodu.
Po tym jak otrzymał odpowiedź, staruszka opuściła dawny pokój jego ojca, a sam szlachcic umył się i odział w czyste i na dodatek zupełnie nowe szaty, jakich na pewno nie miał przed opuszczeniem dworku. 28-latek nie zaprzątał sobie głowy nocnymi marami i raźno ruszył korytarzem, by zejść na parter. W majątku było nadzwyczaj gwarno i wręcz tłoczno, do czego nie przywykł. Około siedem miesięcy temu, prócz niego i wuja Marvala, a takżę czterech czy pięciu osób służby nikogo tu nie było, chociaż dawniej, tuż po wojnie braci Augustyński, gdy de Ragnarowie poparli Jakub, byli nieco represjonowani przez obecnego władcę Aidana.
Młodszy z żyjących zarządców dworku stanął w obszernym, dębowym przedpokoju zastanawiając się czy udać się do kuchni czy może też zaszczycić swą obecnością salonik, skąd dobiegały już poranne rozmowy. Wcześniej nie miał takich rozterek i zapewne udałby się do królestwa kuchcika, tym jednak razem wybrał drugą opcję. Przekroczył próg, witając się ze wszystkimi zebranymi.
- Dzień dobry wszystkim gościom i tobie wuju. Proszę wybaczyć mą wczorajszą nieobecność podczas kolacji, jednak trudy podróży okazały się silniejsze ode mnie. - rzekł Regis zmierzając ku stołowi, którego Marval nie wymienił a tylko odrestaurował, odnajdując miejsce gdzie przed laty zwykł siadać Gerwant de Ragnar, jego ojciec.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

25
- Ano pewnie. Jak się dawno nie spało w łóżku jak człowiek, jeno gdzieś po gościńcach, pod niebem gołym, to i nie dziwota, że do wstawania pan teraz nieprędki - zaśmiała się Agde. - Niedźwiadek, panie Regisie kochany, ma się doskonale. A mała panienka von Horsówna to już od świtu chyba się z nim bawi! A i czesze go, i głaszcze, i karmi, i śpiewa mu piosneczki, oj, no słowo daję, wariactwo! Ma zwierzę cierpliwość!

Kiedy staruszeczka zostawiła Regisa samego i ten począł doprowadzać się do porządku, faktycznie zauważył w zwierciadle jakieś drobne zadrapanie na swojej szyi. Odruchowo przytknął tam dłoń - z ranki delikatnie sączyła się krew, jakby skaleczył się raptem chwilę temu. Nie poświęciwszy jednak temu drobiazgowi specjalnej uwagi, szlachcic odział się, uporządkował i raźno ruszył po schodach.

Leciwe stopnie skrzypiały przyjaźnie, a gładka poręcz z wyślizganego przez lata drewna, gdyby mogła mówić, szepnęłaby teraz Regisowi, jak bardzo stęskniła się za dotykiem znajomej dłoni.
Iuliusowi natomiast, który chwilę wcześniej schodził tą samą drogą, z każdym krokiem każdy schodek piszczał złośliwie i jadowicie: "pij-mniej-pij-mniej..."

W saloniku rzeczywiście siedziało już sporo ludzi, wszyscy zajęci wesołymi, porannymi rozmowami. Pośród towarzystwa była również gromadka dzieci, które świergotały jak małe ptaszęta. Marval, choć oczy miał trochę spuchnięte, o dziwo nie stracił wiele ze swojego wczorajszego świetnego humoru. Odziany w nowy żupan z granatowego aksamitu z pozłacanymi guziczkami, przepasany ciemnoczerwonym jedwabiem, stał obok jakiejś młodej damy i zabawiał ją jakąś wesołą opowiastką.

- Iuliusie! - zawołał Marval, widząc wchodzącego do saloniku półelfa. - Ha, no i jak się spało? Koniczynowe pola się śniły, hehhehe? No, nic nie mów, ty już nic nie mów, łobuziaku! - pogroził mu żartobliwie palcem. - Zaraz pójdziemy na śniadanie, służba przygotowała dzisiaj nie byle jakie przysmaki, poczekamy tylko, niech no ten mój bratanek zwlecze się z łoża i... oo, no właśnie o tobie mówiłem, kochany! - powitał Regisa radosny okrzyk wuja. - Chodź no tu prędko! Przedstawię ci tę oto piękną damę, co figlarnie odziała się dziś niby dzięciołek!

Rzeczywiście, kobieta obok Marvala mogła przypominać swoim ubiorem dzięcioła - choć sam Regis pewnie nie wpadłby nigdy na to porównanie. Biała, prosta suknia wierzchnia, pod nią dłuższa, wystająca od dołu czerwona koszula, obszyta jasnozieloną wstążką, do tego czarno-białe, wzorzyste, wykończone koronką rękawy i zabawny czepek na rudych włosach, czerwoniutki jak czapeczka na dzięciolej głowie - wszystko to zwracało uwagę kunsztem wykonania i niechybnie drogocennymi materiałami. Na szyi niewiasty wisiał do tego wszystkiego srebrny naszyjnik z rubinami. Skoro to był jej strój wdziewany ot, tak po prostu, do śniadania, to aż strach pomyśleć, jak wyglądała ubrana odświętnie...

- Regisie! Ta piękna pani to Mirha von Horso, przywitajże się!

Pani Mirha von Horso dygnęła dwornie i podała szlachcicowi dłoń do ucałowania, patrząc nań z uwagą parą swych ciemnozielonych oczu. Nie była już młodziutką panienką, ale i nie mogła mieć więcej, niż trzydzieści lat.

- Miło mi, że wreszcie się poznajemy - powiedziała aksamitnym głosem.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

26
Widząc starego pijaka...Znaczy się rozpromienionego towarzysza alkoholowych podboju samemu nie sposób było się nie uśmiechnąć i odrzucić precz wszelkie zmartwienia i wątpliwości. Najwidoczniej dziwny niepokój nocy wczorajszej był tylko wymysłem pijanego i zmęczonego umysłu.
Iulius przywitał się grzecznie i gdy wspomniano o śniadaniu bezwiednie położył dłoń na brzuchu jakby upewniając się, iż tam ono właśnie trafia. Dziwne, ale poczuł przez materiał, że trochę obrósł w tłuszcz. Nigdy nie był przesadnie chudy czy całkiem pozbawiony tej substancji grzewczej, ale lekkie uciskanie spodni najwidoczniej nie było wymysłem jego głowy. Na domiar złego żołądek jakby te wszystkie słowa i myśli o śniadaniu dosłyszał i rozbudzony już całkiem głośno zażądał by go zapełniona czymś dobrym i niekoniecznie alkoholem a owo żądanie objawiło się w postaci burczenia. Burczenia przepadającego całe szczęście w odgłosach porannych rozmów i krzątaniny ludzi.
W takiej sytuacji pół-człowiek mógł tylko szczerze i z uśmiechem wyrazić wielką chęć wejścia w bliższą komitywę z wcześniej wspomnianym śniadaniem.
Z dziedzicem fortuny de Ragnarów przywitał się równie grzecznie i wesoło, co z seniorem rodu. Regis wyspany i odświeżony wyglądał młodziej i przystępniej, chociaż nieważne jak się wystroi i jak pachnący i gładki będzie to i tak zadziornego i błyszczącego spojrzenia kogoś kto zaznał przygód się nie wyzbędzie. Prawdopodobnie nie będzie już w stanie żyć spokojnie i nudno porastając w tłuszcz i zajmując się majątkiem. Chociaż może długouchy się myli i jeszcze jakiś ratunek przed głodem świata jest? Szczerze wątpił. Służbę w straży pięknego elfiego miasta, ostatniej ostoi cywilizacji zbyt wielu nieszczęśników dotkniętych chorobą przygody już widział. Jedni odrzuceni albo fizycznie niezdolni włóczyli się szukając problemów by, chociaż jeszcze raz móc coś przeżyć. Ale byli też tacy i kto wie czy ich nie więcej, którzy poddawali się i godzili ze smutną prawdą, że ich miecz, łuk, wiedza czy cokolwiek już nigdy się nikomu nie przyda i wybierali smutniejszą drogę mocnej belki i wytrzymałego sznura... Aquila aż westchnął wspominając to wszystko i pokręcił głową by rozwiać te nieprzyjemne chmury. Z resztą nie musiał się bardzo starać, bo pomimo, że wycofał się nieco to doskonale widział piękną kobietę, którą starszy de Ragnar przedstawiał młodszemu.
Musiał zasłonić dłonią usta i udać kaszlnięcie gdyż w innym wypadku porównanie tej niewiasty do dzięcioła wywołało by głośne i niegrzeczne parsknięcie śmiechem. <O tak, nie jeden chciałby by taki dzięciołek go wystukał...Iuliusie jesteś nieprzyzwoity. Cóż jednak poradzić na młodość? Ach piękna to ptaszyna, piękna. Szkoda tylko, że ludzka. Za szybko uschnie nam ten piękny kwiat. Dość! Ty długouchy ponuraku! Jak tak dalej pójdzie to znów przyciągniesz burzowe chmury tymi ponurymi myślami. Rozglądnij się po gościach lepiej.> Jak pomyślał tak i zrobił. Nie mając nic lepszego do roboty zaczął posyłać spojrzenia pozostałym tymczasowym domownikom dołączając do nich uśmiechy i skinienia głową. Może ktoś odpowie? Nie żeby towarzystwo gospodarza mu zbrzydło, nigdy! Tyle, że ten był zajęty podobnie jak i jego bratanek. Zostaje jeszcze śniadanie, ale ono tak daleko...
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

27
Regis rozejrzał się po zebranych w gościnnym pokoju, gdzie wszyscy zwykli śniadać bądź też spożywać inne posiłki. Na pierwszy rzut oko było ich przynajmniej kilkanaście choć szlachcic nie zdziwiłby się, gdyby było ich ponad dwadzieścia. Nim 28-latek zdążył cokolwiek powiedzieć, został wywołany przez wuja Marvala. Młodszy z de Ragnarów nie poznawał zupełnie brata ojca, który był radosny jak nigdy i wręcz tętnił życiem. Blisko siedem miesięcy temu, był on człowiekiem znerwicowanym i zmęczonym żywotem. Co więcej nie pałał aż taką sympatią do syna Gerwanta, a teraz sytuacja zmieniła się wręcz o 180 stopni. Jedyny bliski członek rodziny jakiego miał Regis nie zdążył mu jeszcze powiedzieć skąd nagły zastrzyk gotówki i innych świecidełek, jak choćby to, które przekazał mu goniec w gospodzie w Nowym Hollar.
Nie mniej na to przyjdzie czas później. "Człowiek z Daugon" podszedł do wystrojonej Mirhy von Horso i ujął jej dłoń, zbliżając do swych ust. Jednak zwyczajem jakiego się nauczył podczas licznych podróży, nie złożył nań pocałunku. Przed czterema czy pięcioma laty, już po śmierci ojca, będąc na jednej ze swych tułaczek, dowiedział się od znajomego ze szlachty wyższego stanu, iż nie należy całować dłoń dam, tylko dwornie się nad nimi pochylić, gdyż nie każda pani życzy sobie mieć obślinioną rękę czy rękawiczkę. Zdecydowanie zgadzał się z tym Regis i nie przejmował się reakcją zebranych. Jeżeli szanowna pani była w takim stopniu mądra, jak wyglądała to powinna znać ten zwyczaj.
Następnie drugi z gospodarzy dworku przywitał się z pozostałymi, zgodnie z zasadą precedencji. Po nieco przydługim ceremonialne spoczął za stołem, tuż obok wuja, na którego twarzy gościł szeroki i nieco tajemniczy uśmiech. Jakże trafne były rozważania Iuliusa, odnoszące się do przyjemności z przygód. Korzystając z chwilowego zgiełku, Regis zdał sobie sprawę, że co raz mniej pasuje do dwornych obyczajów czy szlacheckich zwyczajów. Choć nie raz podczas wojaży ryzykował życiem i zdrowiem, miał świadomość działania i samorealizacji. Była to smykałka podobna do tej, jaką miał jego rodziciel Gerwant de Ragnar. On też nie mógł dłużej usiedzieć na jednym miejscu i miast gnuśnieć w zdobionych pieleszach, wspierał Jakuba Augustyńskiego w wojnie z jego bratem. Choć finał tej historii większość tutaj zebranych pewnie znała i raczej się przed nim wzdrygała, to wielu innych rycerzy oraz kronikarzy mogło jedynie przyklasnąć i chylić czoła przed odwagą i honorem taty 28-latka.
Chwilę jeszcze Regis pomyślał jakby tu w niedalekim czasie wyrwać się na ponowną wyprawę, jednak w końcu wyrwał się z zamyśleń, nie chcąc robić wstydu Marvalowi, a także postępować zgodnie z ceremoniałem, którego mimo lat tułaczki, się nie wyzbył.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

28
Iuliusowi skinął uprzejmie niemal każdy, kogo pozdrowił. Wyjątek stanowiła pewna leciwa dama - ale tu można było zrzucić ów brak odpowiedzi po prostu na przytępiony wzrok i słuch, bo nieeleganckich obyczajów szanownej pani Ischme von Horso w żadnym razie nie można było zarzucić.

Brak pozdrowienia z jej strony wynagrodziło Iuliusowi przesadnie długie i uważne, okraszone tajemniczym uśmiechem spojrzenie pewnego młodego mężczyzny. Aquila instynktownie rozpoznawał w nim podobnego sobie - półkrwi elfa. Nie mieli okazji jeszcze jakoś bliżej się poznać, choć kojarzył go z widzenia. W końcu obydwaj siedzieli w pałacyku de Ragnarów już jakiś czas. A wyglądał dość charakterystycznie - jego włosy, splecione w warkocz, miały rzadki, srebrzysty odcień blondu. I zawsze pałętał się gdzieś w pobliżu, ale nigdy nie odezwał się do Iuliusa. Tylko bacznie mu się przypatrywał...

Śniadania nie spożywano dziś w reprezentacyjnym saloniku, wbrew temu, co Regis zwykł dawniej praktykować. Pomieszczenie było zwyczajnie zbyt małe, by zmieścił się w nim stół na tyle osób. Szlachcic z Daugon miał więc okazję, po raz pierwszy od dawna, zasiąść w tak zwanej "dużej jadalni", która ostatnio używana była chyba za czasów jego dzieciństwa.

Na długim stole, zasłanym lnianą serwetą, stały wspaniałe, malowane naczynia - była to słynna majolika, sprowadzana ze znakomitej manufaktury w Eroli, hen hen, z dalekiego i gorącego Archipelagu. Dziś w menu królowały przepiórcze jaja - leżały na co drugim półmisku - i na twardo, i na miękko, i faszerowane... Nie brakowało jednak i innych przysmaków - wędlin, marnowanych warzyw, twarogu...

Marval de Ragnar usiadł na szczycie stołu. Po swojej prawej stronie usadził swego bratanka, a po lewej - naprzeciw Regisa - swego najserdeczniejszego, półelfiego przyjaciela, Iuliusa Aquilę. Obok tego pierwszego usiadła nadobna Mirha von Horso, zaś tego drugiego swym towarzystwem uraczyła, jak na złość, przygłucha Ischme.

- Moi drodzy przyjaciele! - zawołał do zgromadzonego towarzystwa Marval. Rozmowy na moment ucichły, nawet dzieciarnia zgromadzona przy przeciwległym końcu stołu przestała na chwilę rozprawiać z krzykliwym podnieceniem o małym niedźwiadku, który siedzi na dziedzińcu. - Nie wszyscy z was znają osobiście tego, na którego tak długo czekaliśmy! To on, mój drogi bratanek, Regis, który i wam niebawem stanie się jak brat! Cieszę się, że wreszcie do nas dołączył! No! Jedzcie, przyjaciele, żebyście mieli siłę już niebawem tańcować i się weselić! Regisie, a ty, do diaska, opowiadaj wreszcie, co cię tam po dalekim świecie gnało i jakie przygody cię spotkały!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

29
Regis nigdy nie był zwolennikiem przemówień poprzedzających posiłek. Na szczęście jego wuj, także niespecjalnie się do tego przyłożył, nie mniej ponownie wywołał do tablicy młodszego z żyjących de Ragnarów. 28-latek był miłośnikiem historii z odległych krain, których można było wysłuchać w niejednej karczmie na trakcie bądź w miejscach gdzie świat o nich zapomniał. Był jednakże jeden wyjątek, jakim było opowiadanie o swoich przeżyciach. Niestety, nie chcąc być nietaktownym "Człowiek z Daugon" musiał uchylić przynajmniej rąbka historii.
- Rad jestem, że mój wuj okazuje ogromną gościnę i przyjaźń, a także cieszy mnie obecność tak licznych gości w majątku rodzinnym. Co do wiadomości z szerokiego świata, blisko siedem miesięcy podróżowałem ku północy, pałając się różnych zajęć. W zachodniej części Gór Aron wspomogłem swym ramieniem okolicznych wójtów, którzy mieli problem z hultajską bandą. Jako ciekawostkę dodam, że przy bezchmurnym niebie było widać stamtąd wierzchołki wież Gryfiego Fortu. Następnie rzadko uczęszczaną drogą, minąłem Jezioro Keliad od strony Wzgórz Rahion, tam zaś rybacy mówili mi o stworze zwanym utopcem, rzekomo wychodzącym po zmierzchu z wody i mordującym zbłąkanych mieszkańców bądź podróżników. Stety lub niestety żadnego stwora ostatecznie tam nie było, a strach siał obłąkany aczkolwiek rosły ork. Z pomocą okolicznych chłopów udało nam się rozpłatać bandziora. - mówił Regis, starając się nie zanudzać zebranych przy śniadaniu, szczegółami, a także nie wywyższać się, w każdą opowiastkę wspominać o udziale kogoś, kto wspierał go w działaniach. Po prostu szlachcic nie chciał wyjść na chwalipiętę czy nie daj losie jakiegoś bohatera. Agde od zawsze powtarzała, że krowa która dużo muczy, mało mleka daje. Nastąpiła chwila przerwy, na złapanie kolejnych kęsów oraz zapicie pysznymi miodowymi herbatami.
- A co... co robiłeś dalej? - spytało jedno z dzieciąt siedzących op przeciwnej stronie stołu.
- Cóż, jegomościu, dalej moja wyprawa nie miała już tak pomyślnych efektów. Przez Nowe Hollar dotarłem do stolicy Saran Dun, gdzie panuje Aidan Augustyński, brat nieszczęśliwie zmarłego Jakub. - odpowiedział de Ragnar, podkreślając trzy ostatnie wyrazy, w celu wyrażenia pewnej dezaprobaty dla obecnego władcy - Niestety stolica nie jest krainą tak praworządną i mlekiem płynącą krainą. Pracę dla takiego przybysza jak ja znaleźć nie łatwo, za to wpaść w kłopoty to kwestia kilku minut.
- Pan Regis i kłopoty? Niebywałe, mość Marval opowiadał, że zawsze sami sobie radzicie. - mruknęła jakaś starsza dama, jednak na tyle głośno by dosłyszeli ją sąsiedzi przy stole.
- Mój wuju naprawdę schlebiasz mi. Niezwykle jestem dumny i onieśmielony, iż wręcz na wyrost mnie chwalisz. W Saran Dun co jakiś czas na placu egzekucyjnym przeprowadza się pokazowe wyroki śmierci, niestety najczęściej na niewinnych istotach. Tak było i tym razem, gdy chcieli stracić jakąś kobietę z północy nie znającą wspólnej nam mowy. Stanąłem w jej obronie, na szczęście nie sam. Dziewczyna zdołała uciec, a mnie posądzono o zmowę i wymierzono w mą stronę miecz. Koniec, końców sprawę załagodziłem, jednak musiałem opuścić stolicę. Rozważałem, czy nie odbić na Qerel ku zachodowi, ale ostatecznie ruszyłem na południe, gdzie zatrzymałem się na dłużej w Nowym Hollar, w wyśmienitym zajeździe "Dębow Chata" Pani Idy.
Nastąpiła kolejna pauza w opowiadaniu. Jak na razie większosć uczestników śniadania, nie ziewała, ani nie marudziła pod nosem, czemu Regis nawet się dziwił. Nie należał do krasomówców, poza tym nie był błędnym rycerzem biorącym udział w lokalnych wojenkach, a właśnie takie historie najczęściej były najciekawsze.
- To tam postanowiłeś wrócić do nas? Do domu? - spytał nieco zuchwały młodzieniaszek.
- Właściwie tak było w rzeczywistości, gdyż wuj przysłał do mnie gońca z listem. Wracając ku Zaavral, w jedną z nocy zostałem zaatakowany przez niedźwiedzicę kerońską, którą z pomocą Laretha von Dreissa niestety zabiłem. Piękne było to zwierzę, choć mocno raniło wcześniej nieznanego mi mężczyznę. Znając się nieco na zielarstwie przemyłem mu rany, czuwając do świtu. Wcześniej jeszcze odkryłem kwilące niedźwiedziątko w krzakach, które można podziwiać u nas w stodole. Nawet się oswoiło, a i mój Kasztanek się go nie boi. - kontynuował opowiastkę Regis - Rannego von Dreissa, zmierzającego wcześniej do siedziby Zakonu Sakira, doprowadziłem do gospody niejakiego Jassira. Los nam nie sprzyjał, gdyż właśnie zajazd spłonął. Noc spędziliśmy w zagródce dla koni, a pomoc memu nowemu znajomemu miała nieść córka karczmarza Hala. Tutaj cały tragizm, gdyż nad ranem okazało się, że wraz z bratem Hildurem są wampirami. Tak, tak to nie bujdy, ani bajania obłąkanej wróżbitki. Nie jestem dumny z tego, ale ogłuszyłem ją, a potem chłopi związali dwójkę, czekając na pierwsze promienie słońca. Ze stworów został tylko pył, rozwiany na cztery strony świata. Dwa dni później byłem już pod naszym majątkiem. Teraz ty wuju opowiedz, jak to się stało, że znalazłeś fundusze na postawienie grodu na nogi? Ciekaw jestem twej opowieści.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

30
Pół-człowiek zajął wyznaczone mu miejsce dziękując ukłonem za ten zaszczyt. Oczywiście nim sam rozpłaszczył swój tyłek na krześle pomógł usiąść starszej szlachciance ale nie jak starszej pani a dojrzałej kobiecie i jako forma grzeczności a nie faktyczna pomoc. Aquila nie należał do materialistów niemniej wiedział, że zaskarbienie sobie dobrej myśli i słowa kobiety w sędziwym wieku do tego pochodzącej z szlacheckiego rodu to rzecz bardzo przydatna mogąca uratować skórę w najmniej spodziewanym momencie. Słuchając krótkiego przemówienia gospodarza wrócił wspomnieniem do spojrzeniem jakim obdarzył go inny pół-elf przebywający na terenie rezydencji. Był tu już całkiem długo a przyznać musiał, że z niektórymi wymienił tylko typowe grzeczności, lepiej albo gorzej zapamiętał kto kim jest... Niestety odkąd odnaleźli w sobie bratnie dusze z panem dobrodziejem de Ragnarem jego znajomość z innymi domownikami nie miała się jak zacieśnić bo od tamtej pory widywał głównie puchar z winem, wielkiego Marvala i tych nielicznych którzy byli w stanie wytrzymać do końca picia i opowieści. Czyżby przez to wszystko zapomniał o innym "nieludziu" a raczej nie do końca ludziu?
< Nie, gość musiał też sam z siebie w jakiś sposób próbować mni unikać. Może szukał sposobności do dorwania mnie na osobności? On mnie obserwował, napewno... Och, a tu proszę mamy w końcy pana Regisa.> Rozmyślania o potencjalnym krewniaku przerwał gdy dotarły do niego pierwsze nieporadnie wypowiedziane słowa młodego szlachcica.
<No proszę, oto człowiek, którego każdy z nas chciałby mieć po swojej stronie podczas niebezpiecznej wyprawy. Wprawny w walce, bystry, odważny ale gdy przychodzi do wystąpień przed tymi wszystkimi ludźmi ech... Biedaczysko, nerwowe gesty, niepwnie wypowiadane słowa chociaż głos ma dobry. Współczuje mu bo prawdopoodbnie w żadnym z tych spojrzeń nie znajdzie zrozumienia. Wszyscy będą tymi roziskrzonymi ślepiami krzyczeć JESZCZE! Banda hien, której mało abstrakcyjnych dla niej opowieści o stawianiu życia na szali. Och jak przyjemnie wyobrażać sobie siebie na miejscu pana Regisa... Biedny człowiek. Nikt nie popatrzy na niego i kiwnie głową, że rozumie... Bogowie Iuliusie co z tobą? Czyżby wina to wina? Może tej dziwnej nocy? Dość ponurych rozmyślań. Czas jeść!> Pomimo postanowienia odgonienia ciemnych chmur nie udało mu się to całkowicie. Podając potrawy i dolewając napoju starszej pani uśmiechał się i próbował utrzymywać swoją grzeczność w dobrym smaku. Popijając pierwsze kęsy faszerowanych jaj napotkał spojrzenie dziedzica majątku i skinął mu lekko głową uśmiechając się jakby chciał powiedzieć "było dobrze... A przynajmniej nie tak źle jak myślisz."
Wstyd mu było przyznać ale sam miał kilka pytań dotyczących tych tak pobieżnie opowiedzianych przygód. Szczególnie tej dotyczącej wampirów. Czy tak łatwo przyszło mu oddać krwiopijców wieśniakom na pewną śmierć? Ciekawe... Ale jeszcze ciekawsze było to co usłyszał na koniec. Wychodziło na to, że mości pan Marval do niedawna klepał biedę i w bardzo krótkim czasie urósł niemal do rozmiarów magnata. Ciekawe...
Jakby ciekawostek było mało to przeżuwając kolejny kęs śniadania zorientował się, iż szuka spojrzeniem drugiego pół-elfa.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zaavral”