Majątek de Ragnarów

1
Mimo iż majątek od czasów, gdy Gerwant de Ragnar (ojciec Regisa) stanął po stronie Jakuba Augustyńskiego, który zginął, pokonany w konflikcie z obecnym królem Aidanem, nieco zubożał, to wciąż stanowił nie lada gratkę dla średniozamożnej szlachty. Punktem centralnym był oczywiście pałacyk z różowego marmuru. Choć w stolicy Saran Dun było takich bezliku, to w południowej prowincji Keronu była to jedna z ładniejszych posiadłości. Czoło budynku opierało się o stylowych czterech kolumnach zdobionych szlachetnymi kamieniami. Przed budowlą rozciągał się niewielki, aczkolwiek zadbany ogród z podjazdem dla karet. Nieco za pałacykiem stało kilkanaście ceglanych domków, już zdecydowanie mniej pięknych, pełniących funkcje przede wszystkim gospodarcze. Wszystko wieńczyła murowana stodoła z małym koralem dla koni, których obecny właściciel majątku Marval był miłośnikiem.
W roku 83 III ery pałacyk wraz z otoczeniem przeżywał wyraźny renesans swej bytności. Skąd wziął się nagły zastrzyk finansowy wiedział jedynie najstarszy z żyjących de Raganrów. Co więcej uroku temu miejscu nadawały dwie rzeczy, jedną z nich było bliskie sąsiedztwo pięknego, aczkolwiek wiekowego już miasta Zaavral, a drugą położenie w ciepłych Górach Daugon.

***

Regis de Ragnar wieńczył swą blisko siedmiomiesięczną tułaczkę po świecie, zjeżdżając z głównego traktu, ku posiadłości wuja Marvala. Choć nie należał do rozrzutnych, to przygody jakie spotkały go w ostatnim czasie, raczej nie pozwoliły 28-letniemu szlachcicowi na podreperowanie dobytku. Oczywiście nie można było tego powiedzieć o bagażu doświadczeń, jakie spotkały go na placu egzekucyjnym w Saran Dun czy w królewskiej prowincji. Jadąc na Kasztanku co rusz wskazywały na niegp palce dzieci, natomiast starsi kłaniali mu się grzecznie. Niektórzy byli zdziwieni iż na sznurze prowadzi małego niedźwiedzia kerońskiego, choć nie brakowało i tych wyrażających podziw i szacunek dla młodego szlachcica. Gdzieś na zachodzie de Ragnarowi mignęła posiadłość rodziny von Horso, jednak jego wzrok skupił się na bliższym pałacyku, jaki wyłonił się zza niewielkiego parku.
Człowiek z Daugon, jak go nazywali, wstrzymał na chwilę konia, by móc nacieszyć oczy tym co zobaczył. Wuj Marval rzeczywiście musiał wejść w posiadanie niemałych funduszy, gdyż udało mu się odrestaurować podniszczone kolumny, a także uzupełnić granitowy bruk w podjeździe. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że sam nieco głupio wygląda, wjeżdżając na koniu, z dzikim zwierzem na "smyczy", w nieco podniszczonych szatach. Sam Regis nie wstydził się tego, wszakże wojaczka wskazywała na odwagę jeźdźca, nie mniej mógł przynieść też wstyd jedynemu żyjącemu członkowi rodu jakiego miał.
De Ragnar spiął wodzę i ponownie ruszył, zmierzając do rodzinnych pieleszy. Teraz dopiero począł zastanawiać się jak też ma się wuj. Niebawem osiągnie wiek sześćdziesięciu lat, więc nie był już w sile wieku. Gdy młodszy z rodu wyjeżdżał, brat jego ojca był już podłysiałym i nieco otyłym mężczyzną, choć z tego co wyczytał z listu odebranego w Nowym Hollar, Marval miał się bardzo dobrze. Nadszedł czas spotkania...
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

2
Regis de Ragnar miał szczęście - od dnia, w którym przyczynił się do zdemaskowania dwójki wampirów, pogoda w podróży sprzyjała mu przez cały czas. Także i dziś.

Jesienne dni, choć słoneczne, były jednak krótkie, jak zwykle o tej porze bywa, więc choć minęło, zdaje się, raptem południe, to pomału zaczynało się już ściemniać. Rodzinny dworek powitał zatem Regisa w czerwonym blasku zachodzącego słońca. Jeśli dołożyć do tego wspaniale ubarwione drzewa, które tutaj, w górach, liście gubiły trochę później niż na kerońskich równinach, miało się wrażenie, że wszystko wokoło płonie żywym ogniem. Jednak nie była to niszcząca, rozszalała pożoga, o nie. To było ciepło domowego ogniska. Jesień w Daugon była piękna.

Pierwszą osobą, jaką powracający szlachcic spotkał przed dworkiem, okazała się znajoma służąca, wiekiem dorównująca chyba samej Mateczce Herbii, Agde.

Agde była tu zawsze. Regis pamiętał ją jeszcze z dziecięcych lat, gdy czasem pozwalała mu się wkradać do kredensu i wyjadać słodkie, jagodowe konfitury. Już wtedy była stara. Jako pacholę de Ragnar był przekonany, iż Agde musiała w ogóle należeć do pierwszych ludzi, jakich stworzyli bogowie. Strasznie zlała go miotłą, kiedy jej o tym powiedział.

Dziś jednak miotła służyła tej chudej kobiecinie tylko do zamiatania dziedzińca przed dworkiem. Regis zauważył za to, że starowinka ma na głowie nową, haftowaną w gałązki jabłoni chustę. Widać wuj Marval w przypływie dobrobytu nie pożałował także swojej i służbie.

- Pan Regis! - zawołała Agde, jakby miała się zaśmiać i zapłakać jednocześnie. - Nie myślałam, że pana jeszcze zobaczę przed śmiercią! Witamy! Proszę, proszę, już... Merley, obiboku! - Piegowaty młodzieniec, którego szlachcic też już znał, przybiegł po paru chwilach i skłonił się wesoło. - Zajmij się pańskim koniem i... ee... niedźwiedziem! Ino szybko! Już, już, zaraz biegnę po pańskiego wuja! Och, ależ się pan Marval ucieszy!

Stara Agde odstawiła miotłę, otworzyła drzwi i z godną pozazdroszczenie werwą pokuśtykała przez ciemny, jak zawsze pachnący dębowym drewnem przedpokój, by znaleźć regisowego wuja.

W międzyczasie dał się słyszeć cienki, piskliwy chichot, a w jednym z okien na pięterku mignęła szlachcicowi jakaś młoda, dziewczęca buzia. Co więcej, okno to Regis zidentyfikował od razu jako to, przez które sam przez lata wyglądał tuż po przebudzeniu w swojej własnej komnacie.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

3
Wszystko jakby się sprzysięgło by dzień powrotu do majątku de Ragnarów, był jednym z piękniejszych tej jesieni. Regis jeszcze chwilę siedział na koniu, ciesząc oczy rodowym pałacykiem, by po chwili dostrzec wiekową Agde. W końcu szlachcic zszedł z wierzchowca i raźnym krokiem podszedł do służącej wuja Marvala.
- Rad jestem że cię widzę. To prawda, że najlepszym sposobem na młodość jest ciężka praca, prawie nic się nie zmieniłaś. - rzekł życzliwie 28-latek i szczerze uściskał służkę, choć wedle etykiety mogło być to niestosowne. Nie mniej panicz traktował kobietę bardziej jak podstarzałą ciotkę, a nie kogoś na usługach rodziny.
Następną znajomą postacią jaką ujrzał Regis był młody Merley, którego miał sposobność poznać w Nowym Hollar, w zajeździe "Dębowa Chata". To właśnie on przesłał młodszemu z żyjących de Ragnarów list, nawołujący go do powrotu w rodzinne strony. Widocznie młodzieniec nie miał tylu przygód co szlachcic, gdyż zdążył wrócić do Zaavral przed nim, mimo iż gnał jeszcze do królewskiego Saran Dun.
- Dobrze cię widzieć Merley'u. Szybko załatwiłeś sprawy w stolicy. Mnie niestety zatrzymała i matka tego niedźwiadka, a także para nieletnich wampirów jakieś 2 dni drogi stąd, gdzie karczmę ma niejaki Jassir. - powiedział bratanek Marvala - Kasztankiem wiesz jak się zająć, natomiast tej małej bestii przyszykuj jakiś kojec, podaj mięso i wodę. Na dniach postaramy się sprzedać go ludziom z jednego, z Zoo króla Aidana.
Gdy szlachcic wydał dyspozycję, w końcu wszedł po kilku schodkach, by znaleźć się w pięknym, dębowym przedpokoju, który jakby odzyskał swój dawny blask i świetność. Również i na to, jego wuj, nie poskąpił kosztowności. Na górze przez moment mignęła Regisowi twarz młodej dziewczyny, którą mogła być owa latorośl z rodu von Horso, choć do tej pory de Ragnar nie wiedział cóż może robić tutaj. Nie mniej teraz najważniejsze było spotkanie z wujem, którego poszła szukać Agde. Obaj mieli sobie wiele do powiedzenia, "Człowiek z Daugon" jak zwykł być tytułowanym na trakcie był niezmiernie ciekawy co takiego wydarzyło się na dworku pod Zaavral. Ponadto pamiętał, by na dniach napisać list do kulawej Idy z "Dębowej Chaty", a także zapytać o zdrowie Jassira oraz związanego z Zakonem Sakira Laretha von Dreissa.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

4
Aleera Vieria na dworze de Ragnarów bawiła się przednio.

Siedziała tu jakoś od Święta Plonów, zwanego też inaczej Świętem Pól, czyli uroczystych obchodów na cześć Kariili, bogini płodności i urodzaju. A zatem będzie już tydzień z hakiem.

Kobieta trafiła tu w towarzystwie pewnego szlachetki z któregoś z okolicznych majątków. Horann Ephcott, bo tak się on nazywał, był dalekim krewnym rodziny von Horso, która zjechała się właśnie do majątku de Ragnarów w związku ze zbliżającym się weselem. Przy tej okazji zaproszono także i jego, a on chętnie skorzystał z zaproszenia. Horann i Aleera poznali się w okolicznościach może nie do końca romantycznych, ale pozwalających jemu poznać i docenić wszelkie zalety jej ducha i ciała, a jej - zasobność jego sakiewki i hojne serce. I tak jakoś od słowa do słowa zgodziła się zabawiać go podczas pobytu w pałacyku starego Marvala. Nie za darmo, rzecz jasna. A poza tym względnie legalnym zarobkiem, jaki zaoferował jej mężczyzna, w bogatej posiadłości, wśród zamożnych panów i pań mogła trafić się niejedna szansa na coś... dodatkowego.

Jak już wspomniano, dziewczynie nie brakowało tu rozrywek. Najpierw przez trzy dni i noce hucznie dziękowali Kariili za obfite zbiory i prosili o kolejny dobry rok. Aleera Vieria dawno się tak nie ubawiła, zwłaszcza, że co roku podczas tego święta wybierano dziewczynę, która w bogatej sukni i wieńcu z kłosów prowadziła zabawę jako żywe uosobienie samej bogini. Wybór padł właśnie na nią. To ona prowadziła korowód tancerzy, to ona śpiewała hymny ku czci Pani Urodzaju i to na nią były zwrócone wszystkie oczy... Niektórzy wprawdzie pytali szeptem, kim jest ta dziewczyna i czy to jedna z okolicznych szlachcianek, ale kiedy Horann dumnie przedstawił ją jako swoją narzeczoną, nikt już nic więcej nie mówił.

Kiedy świętowanie minęło, uroczysty i pełen napięcia nastrój wcale nie uleciał z domowników i gości. Dzień w dzień odbywały się wystawne kolacje, występy poetów i muzyków, pokazy sztuk, a nawet jedno polowanie... A dziś? Kolejna atrakcja!

Rudowłosa piękność siedziała na ławeczce w ogrodzie przed pałacykiem, ciesząc się pięknym jesiennym popołudniem oraz towarzystwem swojego... pracodawcy - może trochę mniej pięknego, ale przecież nadzwyczaj hojnego. Horann Ephcott, mężczyzna wysoki, lecz dość chudy i wątły, z czarnymi, przyciętymi krótko włosami i strasznie głupim wąsem, z tymi swoimi zielonymi oczami, które spoglądały na nią z wyrazem bezbrzeżnego samozachwytu, siedział ubrany w aksamitny kaftan barwy malachitu ze złotymi guzikami i coś do niej mówił. Zdaje się, że opowiadał o tym, jak to na wczorajszym polowaniu niemalże upolował Wielkiego Niedźwiedzia Kerońskiego. Jednocześnie jego blade, widocznie nienawykłe do pracy dłonie coraz śmielej błądziły po smukłej talii i krągłych biodrach Aleery...

- ...no gdyby jeden chudzielec, bez herbu nawet, bezczelny, nie sprzątnął mu go sprzed nosa, to podarowałbym ci dzisiaj mufkę z niedźwiedziego futra, mój motylku! - "Mój motylku". Tak właśnie Horann miał zwyczaj się do niej zwracać, kiedy brało go na czułości.

I wtedy właśnie jakiś mężczyzna na koniu, z małym niedźwiadkiem na sznurku, ubrany w cokolwiek znoszone szaty, stanął na dziedzińcu i czule przywitał się ze starą służącą, a potem zniknął w drzwiach. Ciekawe, kto to taki?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

5
Iulius Aquila znalazł się w majątku de Ragnarów właściwie przez przypadek.

Parę tygodni temu jeden z jego bliższych kolegów z lat studenckich napisał do niego list, w którym bardzo wylewnie i serdecznie zapraszał Iuliusa na obchody Święta Plonów, które w tym roku miały być połączone z piątą rocznicą jego ślubu. Półelf bardzo się ucieszył, bo chętnie zobaczyłby dawnego przyjaciela, i ruszył w drogę... Tylko, haha, głupia rzecz - zabłądził.

Jak do tego doszło? Miał przecież tyle map i, na litość wszystkich bogów, geografia Keronu nie była mu przecież obca... Ano, przypadek, po prostu przypadek. Zdarza się. Zamiast skręcić w stronę Oros, Iulius pojechał dalej na północ i zanim się zorientował, był już nieopodal Fortu Zaavral. Chciał zawrócić, ale pogoda zrobiła się tragiczna, zaś kiedy porachował dni, okazało się, że obchody ku czci Kariili zaczęły się już wczoraj, więc i tak by nie zdążył.

Półelf miał tyle szczęścia, że akurat w dniu najgorszej ulewy, kiedy nie miał się gdzie schronić, zawędrował w okolice posiadłości zarządzanej przez starego Marvala de Ragnara. Tam przyjęto go pod dach i zaproszono na ucztę - wszak patronka obfitości kazała nakarmić każdego głodnego, szczególnie podczas Święta Pól. Do tego mieszkająca tu szlachta należała do tych bardziej tolerancyjnych względem elfów i innych nieludzi... Szczęście, prawdziwe szczęście.

I tak w tym szczęściu minął Iuliusowi już ponad tydzień w pałacyku z różowego marmuru. Pogoda w międzyczasie zdążyła się zrobić piękna, a on nadal tu siedział, jedząc, pijąc i balując. Marval de Ragnar widocznie bardzo polubił półelfa, który ze swym rubasznym usposobieniem świetnie wpisywał się w panującą tu ostatnio atmosferę radości i zabawy. Kiedy Iulius napominał nieśmiało, że może już czas mu w drogę, gospodarz tylko dolewał mu wina i wołał, żeby został choć do wesela, bo bez niego to będzie smutniejsze niż stypa. Zresztą, czego mogło mu tutaj brakować?

Było ledwie popołudnie, lecz słońce chyliło się już bardzo nisko i jego czerwony poblask wpadał przez okienko do reprezentacyjnego saloniku. Iulius siedział tutaj właśnie razem z Marvalem, który nalewał mu właśnie jakiegoś zacnego trunku miejscowej produkcji, wspominając jeszcze wczorajsze polowanie.

- Hehe! Alem się śmiał, kiedy ten... ten, no wiesz, teeen... niedźwiedzia chciał ustrzelić, a wtedy nasz mały Merley chlast, chlast! I bestia leży, hehe! Zuch chłopak z niego, nie uważasz? Masz no, synku, to wino koniczynowe, słowo daję, istny nektar z krainy bogów! Sama Osurela by nim nie pogardziła, gdyby zstąpiła tutaj na nasz ziemski padół!

A wtedy do saloniku weszły dwie osoby. Agde, stara służąca, a za nią czarnowłosy mężczyzna w nieco znoszonych szatach - widać, że prosto z podróży.

- Nie może być! - zawołał Marval z nieopisaną radością. - Mój umiłowany Regis! A więc jednak ten łobuz dostarczył ci mój list!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

6
Nie, nie mów tego. Nie, nie mów! Nawet o tym nie myśl... Nie, nie, nie. Nie!
- ...no gdyby jeden chudzielec, bez herbu nawet, bezczelny, nie sprzątnął mu go sprzed nosa, to podarowałbym ci dzisiaj mufkę z niedźwiedziego futra, mój motylku!
Niech to szlag!
Różnie była nazywana. Różyczką, słoneczkiem, kotkiem. Ale, za przeproszeniem, motylkiem? Skąd się to, do diaska wzięło?! Czy ma trzy pary krzywych i chudych odnóży? Czy jej oczy składają się z niezliczonych gałek ocznych? A może posiada ssący aparat gębowy?! Znaczy się... Po prostu nie lubiła tego określenia. I tyle.
- Horannie kochany, to nie do pomyślenia, by niżsi stanem wtrącali się w rozrywki wysoko urodzonych, to po prostu niedorzeczne! - powiedziała, wkładając w ton swojego głosu nutkę oburzenia. - Mam nadzieję, że dostanie nauczkę. - dodała twardo. Uśmiechnęła się do mężczyzny, a jej oczy rozbłysnęły miedzianym kolorem, a to z powodu takiego, że pomyślała zupełnie świadomie, o pewnym młodym przystojnym szlachcicu. Miała nadzieję, że Horann odbierze to jako znak uwielbienia, a że nie on jest jego obiektem, wcale nie musiał wiedzieć. Usta wygięły się w kokieteryjnym uśmiechu, zmrużyła delikatnie powieki i położyła kobiecą dłoń na udzie bogacza.
- A może mój waleczny mężczyzna ma ochotę schwytać i okiełznać inną dziką bestię? - wyszeptała mu do ucha, nachylając się tak, by niby to zupełnym przypadkiem jej piersi musnęły ramię chwilowego towarzysza.
Miała nadzieję, że pozna jakiegoś wroga Horanna. I ze ten życzliwy człowiek poprosi ją uprzejmie o pomoc w pozbyciu się materialnego ciała Ephcotta i zaopiekowaniu się, niepotrzebnym mu już, jego materialnym dobrem.
Z krwawych myśli wyrwała ją nowa postać, która pojawiła się na dziedzińcu. Nie wiedziała, dlaczego, ale spokojne i uprzejme zachowanie nieznajomego nieco ją zaintrygowało. Wróciła szybko wzrokiem na Horanna.
- A któż to taki? - zapytała, ukrywając żywe zainteresowanie mężczyzną z niedźwiadkiem.
Tak Aleera myśli.
A tak Aleera mówi.

Re: Majątek de Ragnarów

7
Regis rozejrzał się raz jeszcze po dębowym przedpokoju po czym ruszył do saloniku, gdzie za młodu nie raz bawił się z kuzynostwem robiąc przy tym nie lada bałaganu, za który nie raz oberwał po uszach. Co skłoniło go do tego, że wybrał akurat to pomieszczenie? Ano właśnie z niego dochodziły głosy, a jeden niezwykle znajomy, choć jakby nieco odmłodzony. Niestety niespodzianka się nie udała, gdyż tuż przed nim weszła Agde i wzruszonym głosem oznajmiła przybycie młodszego z dwóćh de Ragnarów.
- Witaj wuju. - zdążył powiedzieć 28-latek nim utonął w barczystych ramionach brata swojego ojca. Marval jakby schudł, a nawet zmłodniał. Gdy Regis opuszczał dworek ostatnim razem 60-latek stracił dużo włosów, chociaż teraz jakby udało mu się wstrzymać owy niekorzystny proces. Co więcej zainwestował nawet w nowe, eleganckie szaty. Dopiero teraz odczuł, że wygląda tutaj jak podrzędny najemnik, a mimo to nie czuł wstydu. W końcu nie wędrował po świecie by kraść, a legalnie zarobić by podreperować majątek rodzinny. Po długim uścisku, mężczyźni w końcu oddalili się od siebie na wyciągnięcie ręki.
- To było długie siedem miesięcy. Jeszcze będzie kupę czasu by opowiedzieć o mych przygodach. Powiedz wuju jak udało ci się to wszystko odrestaurować? Rad jestem widzieć cię w zdrowiu i szczęściu. - rzekł pierwszy młodzieniec, po czym zwrócił uwagę na półelfa - Oj przepraszam, popełniłem gafę. Jestem Regis de Ragnar, bratanek Marvala.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

8
<Bogom niech będą dzięki za takich ludzi... A ludziom za wymyślanie tych wszystkich świąt.> Pomyślał kiedy po obiedzie przyszło mu ponownie zasiąść z gospodarzem w salonie na wygodnych fotelach przy stole na którym nigdy nie brakowało pełnych kielichów i równie pełnych dzbanów z napitkami importowanymi jak i produkcji lokalnej nie raz bijącej o głowę albo i dwie te "światowe" zasługujące przy nich na miano co najwyżej sikaczy.
Westchną, kiedy dopiero, co osuszone naczynie zostało hojnie uzupełnione przez pana Marvala. Człowieka, który jego skromnym zdaniem powinien się urodzić krasnoludem, bo z taką fantazją potrafił pić, śpiewać, tańczyć i prać po gębie. Iulius'owi po kilku dniach przeszło przez myśl, że już więcej nie wytrzyma tego świętowania a wizja zabawy weselnej budziła w nim niepohamowaną panikę, ale przeszło mu gdzieś tak po trzecim rzyganiu, kiedy umysł zmącony wieczornymi hulankami nagle nabiera ostrości najlepszych elfich brzytew, (co było dziwne, bo elfy nigdy brzytew nie używały na samych sobie, bo, po co?). Ten człowiek, jako jeden z nielicznych przebywając we dworze wiedział, że młody Aquila jest tylko połowicznie elfem, co dla przeciętnego człowieka nie było takie oczywiste.
Teraz Wysoki śmiał się, gdy gospodarz przywołał wspomnienie polowania, na którym jaśnie pan Horann Ephcott został uprzedzony przez młodego Merley'a. Chłopak zgarną główną nagrodę tamtego dnia a dodatkowo poniżył powszechnie nielubianego mości pana. Pochwałą i gratulacją nie było końca. Iulius mógłby przysiąc, że ten młodzik tak napełniony dumą urósł, o co najmniej 10cm. Jedyne, co mógł mu pół elf zarzucić to, to, iż był on sprawcą jego dzisiejszego potwornego bólu głowy, który z każdą kroplą wypijanego wina znikał. Tylu toastów na cześć zwycięscy to jeszcze w życiu nie słyszał.
Znów westchnął i zerkną w stronę wejścia do salonu. Gdzieś tam przesiadywał właśnie główny poszkodowany po polowaniu i uosobienie niechęci dla wszystkich domowników. Aquila zastanawiał się czy ten człowiek faktycznie jest taki zły czy to zwykła zawiść, jaką wzbudza jego, co tu dużo mówić urodziwa towarzyszka. Niby każdy zdawał sobie sprawę, że za pieniądze może być każdego a mimo to usilnie spychali tą myśl gdzieś w zakamarku umysłu i wzdychali za nią.
Gdy otwierał usta by wygłosić jakąś kąśliwą uwagę na temat Horann'a w wejściu pojawił się postawny ciemnowłosy jegomość zdradzający swoją postawą i strojem trudy podróży. Zapachem w sumie też. Aquila wziąłby go, za jakiego najemnego wojaka na usługach pana domu gdyby nie okrzyk i szczera radość tegoż właśnie. Jeśli kogoś gospodarz nazywał "umiłowanym" to zdecydowanie zasługiwał on na grzeczność, dlatego to szlachcic podniósł się powoli by raz nie wzięto go, za wlizidupę. Może i groszem nie śmierdział, ale godność swoją miał. A dwa, wolał uniknąć zawrotów głowy albo protestów żołądka. Stał wyprostowany z lekko uniesionym podbródkiem. Godnie a jednocześnie nonszalancko. Wargi drgnęły mu nawet w niewielkim grzecznościowym uśmiechu. Czekał aż go przedstawią, co może nieco potrwać znając wylewność starego de Ragnar'a. Co dziwne jednak został dostrzeżony przez młodego panicza jak się okazało siostrzeńca jego pana dobrodziej.
-Iulius Aquila herbu Aquila-Przedstawił się z melodyjnym elfim akcentem i lekko skinął głową.
-Tymczasowy gość mości pana dobrodzieja Marval'a de Ragnar'a waszego wuja. Miło poznać.- Dodał już po ludzku z akcentem sugerującym pochodzenie z Królewskiej Prowincji.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

9
- Ha! Tak, właśnie, drogi Regisie, poznaj nowego przyjaciela naszego domu! Iuliusie, to właśnie mój drogi bratanek, wreszcie do nas dotarł! Szkoda, że na Święto Plonów nie zdążył, nie uważasz? Haha! Dobrze dobrze, na opowieści przyjdzie czas za chwilę, mój drogi! Wszystkiego się dowiesz, nic się nie bój! Ale najpierw... O, a to co? Przy goleniu się zaciąłeś? - Wuj z troską dotknął szyi bratanka, a potem poklepał go po ramieniu. - Oj, Regisie... Najpierw to ty odpocznij, bo widać po tobie, żeś zdrożony. To mało powiedziane! Jak włóczęga wyglądasz, hehe! Zaraz każę przygotować ci kąpiel i świeże odzienie... Twoja komnata jest teraz wprawdzie... zajęta... - Wuj Marval podrapał się po głowie w lekkim zatroskaniu. - Musiałem ją wyszykować dla naszych szlachetnych gości, sam rozumiesz. Za to czeka na ciebie pokój, w którym sypiał twój ojciec. Chyba nie masz nic przeciwko?

Marval sięgnął po stojącą na stoliku karafkę, a z szafki wyciągnął jeszcze jeden srebrny puchar. Nalał sobie, Regisowi i Iuliusowi, który ledwo co wychylił pierwszą porcję. Półelf po raz pierwszy miał okazję pić ten osobliwy trunek - wino z koniczyny. Jego miodowy aromat przypominał mu letnie, słoneczne, beztroskie dni poza murami miasta, na łonie przyrody. Ileż trzeba będzie czekać, nim znowu nadejdą!

- No! - huknął tubalnie wuj. - Łyknij sobie szybko kielicha, kochany mój, i idź zrobić ze sobą porządek! I ty też sobie nie żałuj, mój przyjacielu! A potem porozmawiamy jak cywilizowani ludzie!


Tymczasem w ogrodzie...

Na uwodzicielską wzmiankę o "okiełznaniu dzikiej bestii" Horann wydał z siebie coś pomiędzy mruknięciem a warknięciem, co zabrzmiało dość głupio, a zarazem dawało niezły obraz całej jego osoby. Mężczyzna, bardzo pewny siebie i święcie przekonany o własnej wspaniałości, posadził sobie Aleerę na kolanach i ochoczo wpakował jej ręce pod sukienkę. Najbardziej intensywnym wrażeniem, jakiego dziewczyna w tym momencie doznała, było to, że pora na igraszki na świeżym powietrzu minęła już dobre dwa miesiące temu. Zimny powiew na udach i lodowate ręce Horanna... Brr, nic przyjemnego.

- Co, kto, motylku? - wymruczał pan Ephcott, niechętnie unosząc na chwilę głowę znad bujnego biustu kochanki, w który właśnie się wtulił. - Ten tam? Pewno jakiś włóczęga albo parobek... Widziałaś, jak się z tamtą staruchą ściskał? Może jej syn? Albo wnuk? Albo praprapraprawnuk? Słowo daję, ta baba ma chyba ze sto lat... Dajże spokój, co się za nim oglądasz... Ejże! Mówię do ciebie! - Ton Horanna nagle stał się twardy i nieprzyjemny, podobnie jak uścisk jego lodowatych palców na jej twarzy. - Nie płacę ci za oglądanie się za innymi! Za co ci płacę? Przypomnij mi!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

10
Regis wspólnie z wujem oraz gościem Iuliusem wypił puchar wina, o przyjemnym, słodkawym smaku. Młodszy z de Ragnarów miał już okazję spożywać owy trunek, choć był raczej zwolennikiem browaru bądź krasnoludzkiego trójniaka. Nie mniej na przyjezdnych wino z koniczyny zwykle robiło ogromnie pozytywne wrażenie.
- Z przyjemnością zajmę pokój ojca, domyślam się że od lat nic w nim nie było zmieniane i tak pozostało podczas mojej ostatniej nieobecności? Zresztą w moim poprzednim lokum nie miałem zbyt wielu prywatnych rzeczy. Czas na kąpiel. Do później panowie. - 28-latek skłonił się, opuszczając salonik i udając się bezpośednio do łaźni.
Tam czekało już na niego świeże ubranie, a gorąca woda zaparowała lustro oraz szyby. Szlachcic od opuszczenia zajazdu "Dębowa Chata" w Nowym Hollar nie miał okazji zażyć tak relaksującej kąpieli. Przeżycia siedmiomiesięcznej tułaczki odeszły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Pokój ojca rzeczywiście pozostał niezmieniony od jego śmierci, kiedy to zginął w 72 roku III Ery już pod koniec wojny, w której de Ragnarowie opowiedzieli się po stronie brata obecnego władcy - nieodżałowanego Jakuba Augustyńskiego. Regis miał wtedy nieco ponad 17-lat, choć nie zapomniał żadnej z nauk, jakie głosił mu rodziciel. Po dłuższej obserwacji mężczyzna dojrzał, że jednak wuj nieco zaingerował w to pomieszczenie, restaurując dębową podłogę oraz meble. Na pewno nie była to zmiana in minus. Bratanek Marvala usiadł za stołem, na wygodnym i zabytkowym krześle, w którym Gerwant nie rzadko zasypiał wykonując prace papierkowe. Szlachcic przez moment poczuł się tak, jakby zaraz próg pokoju miał przekroczyć jego ojciec i oznajmić że ruszają na wojnę. On jako rycerz, a syn jako jego giermek.
Z drugiej jednak strony Regis powędrował myślami do swych doświadczeń. Koniec końców rzadko kiedy bywał w rodowym pałacyku dłużej niż 2-lata od zakończenia wojny. Ciągle gdzieś go nosiło. Ostatnie wyprawy był wymuszone, gdyż rodzina szukała funduszy na utrzymanie majątku i służby. Ciekawe ile tym razem wytrzyma w rodzinnych stronach, choć teraz nie musiał szukać mamony w różnych zakątkach Herbii... Rozmyślając tak, Regis pogrążył się we śnie.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

11
Po jej ciele przebiegły ciarki. Zadrżała z zimna, chociaż zdała sobie sprawę, że jej towarzysz mógł to odebrać jako oznakę strachu. Nie spodobało jej się to. Miała ochotę, właśnie w tej chwili, wyciągnąć dobrze ukryte ostrze i poobcinać mu palce u jego obleśnych rąk, a zaraz po tym to samo uczynić z jego przyrodzeniem, które wcisnęłaby mu do gardła.
Oczy Aleery, złowrogo błyszczące niepokojącym miedzianym blaskiej, przyjmowały wzrok Horanna dumnie i odważnie. Kobieta nie odrywała spojrzenia od oczu mężczyzny. Jej twarz, ciągle niedelikatnie ściskana przez dłoń bogacza, powoli zmieniała się. Powoli jej usta wygięły się w niepokojącym uśmiechu.
- Kochany Horannie, chyba nie chcesz, bym przez ten lodowaty ton twojego głosu i chłodny dzień zachorowała, pozbawiając cię nocnych rozrywek? - zapytała uroczym delikatnym głosem. Położyła czule dłoń na policzku mężczyzny. - A może chcesz, bym rozpuściła wśród tutaj obecnych plotkę, że nie tylko nie potrafisz upolować niedźwiedzia, ale i zaspokoić kobiety? Dwie porażki w ciągu jednego dnia... No, no... To by doszczętnie zniszczyło twoją godność. I nie ściskaj mnie tak mocno. Czerwone ślady dłoni odbite na cerze twojej ukochanej narzeczonej nie podbudują twojego autorytetu. - mówiła spokojnie.
- Uważaj, bo twój motylek rozwinie skrzydełka i przeleci na inny kwiatek, a twoja męskość uschnie tak samo jak i twoje życie towarzyskie. I długo mam jeszcze czekać, aż z łaski swojej wejdziemy do środka? Zimno mi, a z zakatarzonym noskiem na niewiele ci się przydam.
Tak Aleera myśli.
A tak Aleera mówi.

Re: Majątek de Ragnarów

12
Pół-elf uśmiechając się i westchną teatralnie przewracając oczami kiedy gospodarz sięgnął po nowy kielich i dzban by dwa już próżnione i trzeci wypełnić po brzegi aromatyczną cieczą noszącą miano wina z koniczyny. Wielu wrednych albo zwyczajnych rasistów zauważyłoby, że Iulius jako elf powinien świetnie znać smak koniczyny co oczywiście nie było prawdą. Po pierwsze nie był jak jego leśni pobratymcy, których organizmom wystarczy zasilać się wszystkim co zielone a po drugie nigdy nie słyszał by koniczyna miała jakiekolwiek właściwości odżywcze. Ale dość tych niepotrzebnych rozmyślań.
Aquila wziąwszy w smukłą i dość niepozorną dłoń kielich lekko nim zakręcił i podsunął sobie pod nos. Jego nozdrza rozszerzyły się a receptory zarejestrowały przyjemny delikatny słodki i lekko korzenny zapach trunku. Wziął niewielki łyk i zaczął ochać i achać i gdy w końcu przełkną odetchnął i pokiwał głową z uznaniem.
-Mości panie dobrodzieju. Przyznać muszę trunek przedni. A co tam! Śmiało mogę powiedzieć, ze dorównuje on prawie elfim winom z Hollar.- I zaśmiał się by jego uwaga nie została brońcie bogowie wzięta za obrazę a wiedział dobrze, iż szlachetkowie na punkcie swoich wyrobów są wyjątkowo przeczuleni.
Z drugiej strony wino faktycznie było przedniej, jakości. Jego wychowanie i pochodzenie sprawiło, że wina lubi i na winach się zna i co dziwne niezależnie od tego czy mieli pieniędzy więcej czy mniej to w domu było dostępne elfie wino, którego ogół elfiego towarzystwa uznawał, za co najmniej dobre.
Gdy Regis grzecznie się z nimi pożegnał, pół-człowiek znów mu skinął głową i chwilę patrzył za odchodzącym zastanawiając się gdzie ktoś wywodzący się z bogatego w złoto, lata i sławę rodu mógł się tyle czasu włóczyć? Ten człowiek był prawdopodobnie w wieku podobnym do jego własnego, czego po Aquili nie widać. Z resztą jak młody panicz zmyje z siebie trudny wędrówki to może przy okazji stracić z wyglądu nawet i trzy lata. Coś mu mówiło, że ten ludź może mieć ciekawe wieści i że złośliwy los nieprzypadkowo skrzyżował ich drogi.
Potrząsnął lekko głową by sprowadzić swoje myśli znów do chwili obecnej. Zwilżył przełyk wybornym winem i uśmiechnął się do wielkiego mężczyzny, jakim był gospodarz.
-Panie Marval'u czy opowiecie mi o waszym bratanku? Zdaje się być człowiekiem czynu nielubiącym siedzieć w jednym miejscu zbyt długo, ale! Ale najpierw, jeśli łaska, błagam zdradź mi drogi panie tajemnice tego genialnego wina. Skąd ta nazwa? Czyżby od tego, że wyrabia się je jedynie z czterolistnych koniczyn zbieranych w konkretnym dniu roku przy blasku księżyca znajdującego się w konkretnym idealnym położeniu, czy też może niema to nic wspólnego z tą małą zieloną roślinką hm?-Iulius wiedział doskonale, że ludzie pokroju pana tego domu uwielbiają mówić o takich rzeczach a gdy oprócz tego mogą pochwalić się jeszcze swoim krewniakiem to już w ogóle. Tak, więc zamierzał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zdobyć informacje o domowniku i poznać, chociaż część tajemnic tego przyjemnie łechtającego podniebienie wina.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

13
Horann przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby zastanawiał się, czy uderzyć Aleerę w twarz, czy przeprosić, czy zedrzeć z niej suknię i nie zważając na jesienne podmuchy wiatru zaspokoić swoją chuć tu i teraz. Ale że myślenie nie było rzeczą, która wychodziła mu w życiu najsprawniej, ostatecznie - nie mogąc się pewnie zdecydować - nie uczynił żadnej z tych rzeczy. Po prostu zabrał dłoń z policzka dziewczyny, wstał i przesadnie szarmanckim gestem wskazał jej drogę pomiędzy kępą fioletowych astrów, a bezlistnymi krzewami śnieguliczki, obsypanymi tysiącem białych owoców.

- Chodźmy więc.

Mężczyzna powiedział to tak chłodno i bezbarwnie, że aż dziewczynie zrobiło się żal jego braku charakteru. Po chwili jednak zdobył się na jadowity szept prosto do jej ślicznego uszka:

- Ale uważaj na słowa, kurewko, bo jeszcze odechce mi się być tak hojnym.

Weszli do dworku. Horann prowadził Aleerę pod ramię, kierując ją do komnaty, w której ulokował ich gospodarz. Wyraźnie mu się spieszyło i nietrudno było odgadnąć przyczynę i cel tego pośpiechu. Rudowłosa piękność czuła na sobie jego lepki wzrok, kiedy biała koszula opadła jej z ramienia i odsłoniła kuszący fragment ciała... Kto wie, czy szlachetny pan Ephcott nie dobrałby się do niej już tutaj, w skąpanym w półmroku i pachnącym dębowym drewnem korytarzu, pod srogimi spojrzeniami przodków rodu de Ragnarów ze starych portretów, gdyby ktoś ich znienacka nie zatrzymał.

- Dobry wieczór! - oznajmił bardzo grzecznie i dwornie jakiś piskliwy głosik.

Po chwili z ciemności wyłoniła się mała dziewczynka, na oko dziesięcio-, może jedenastoletnia. Miała wielkie, niewinne, jasnozielone oczy, intensywnie rude włosy, zaplecione w dwa porządne warkocze i jasną cerę - o dziwo bez piegów - jak to szlachetna panienka, chowana przed słońcem. Aleerze przyszło do głowy, że identycznie wyglądałaby ona sama z dziesięć lat temu, gdyby chowała się w dobrym domu.

- Co robicie? Gdzie idziecie? Nudzę się!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

14
Marval rozpromienił się, słysząc pochwały pod adresem trunku. Objął Iuliusa przyjacielsko i sam łyknął ze swojego kielicha.

- A widzisz, wiedziałem, wiedziałem, że ci posmakuje! Wino koniczynowe to nasz rodzinny wyrób, robił je mój ojciec, a przedtem ojciec mojego ojca i jego ojciec... i tak hen hen, aż do czasu pierwszych ludzi na Herbii, haha! Sekretem są kwiaty białej koniczyny, rosnące na słonecznych zboczach naszych gór... Nigdzie, powiadam, nigdzie nie rośnie tak piękna i soczysta koniczyna! Nawet, z całym szacunkiem, elfy takiej nie mają w swojej wielkiej puszczy! Jak mi nie wierzysz, to zapytaj koni, ha! Mój siwek, Mleczko, tylko na koniczynie by się pasł, a to wybredne konisko, mówię ci! Hahaha! Jeśli zaś chodzi o mojego bratanka... To bardzo zacny chłopak. I zdolny. W mieczu nie znajdziesz mu przeciwnika! Na wojnie był... Tam jego ojciec, a mój brat, zginął nieszczęśliwie, cóż, smutna rzecz, ale takie wyroki bogów. Regis cieszy się wdzięcznością niejednej okolicznej osady, którą wybawił z różnych kłopotów. A co ostatnio się u niego działo, to sam jestem ciekaw! Dobry to chłopak, powiadam ci, dobry, polubicie się, jestem pewien! A ty co sobie o nim myślisz tak na pierwszy rzut oka, co?


Tymczasem Regis de Ragnar, "dobry chłopak", pogromca niedźwiedzi kerońskich i nieletnich wampirów spał w pokoju swojego ojca. Świeża, czysta, śnieżnobiała pościel pachniała suszonym rumiankiem, przywołując miłe wspomnienia z dawnych lat. Śniło mu się, że Gerwant siedzi w nogach jego łóżka, a wiszące na ścianie poroże dorodnego jelenia w ciemności wygląda tak, jakby zdobiło jego głowę. W tym śnie ojciec podał Regisowi nóż - jego własny srebrny nóż, który zawsze nosił przy sobie - i zapytał, co zamierza z nim zrobić. Dziwny, dziwny sen...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

15
Pół-elf dał się objąć starszemu mężczyźnie i prawdę powiedziawszy ten pełen sympatii gest mu nie przeszkadzał. Zwykle takich numerów próbowali pijaczkowie, którzy myśleli, że weszli w komitywę z zacnym panem, biedaczyska. Chamy, co swego miejsca nie znają. Ale tu było inaczej. Iulius był tu w zasadzie tylko chwile a wydawało mu się jakby był tu od zawsze i pod tym dachem był jego dom. Takiej serdeczności nie zaznał już od dawna. Ba! mógłby przysiąc, iż jego gospodarz jest dla niego jak stryj.
Słuchając opowieści o winie popijał je z kielicha i uśmiechał się sympatycznie i szczerze unosząc brwi w zdumieniu, gdy wyszło, że nazwa faktycznie pochodzi od koniczyny i gdyby nie dalsza część wypowiedzi miałby nie lada zagadkę jak doszło do tego, że wielcy panowie spróbowali napędzić wina z takiej niepozornej roślinki. "Od czasów pierwszych ludzi" dostarczyło rozwiązania. Normalnie wziąłby to za przesadę i może faktycznie nią była, ale nie do końca. Pierwsi ludzie na Herbi byli niewolnikami. Niewolnikami jego własnych pobratymców. Głownie ich. Czyli nic dziwnego, że jakiś niewolnik, któremu się lepiej wiodło albo, dla którego pan był dobry, co przecież zdarzało się często chcący napić się czasem czegoś mocniejszego niż woda albo tanie piwo spróbował napędzić wina a że nie miał żadnych środków próbował z tym, co było łatwo dostępne i tak po wielu próbach odnalazł kwiaty białej koniczyny i wyszło.
Taka była oczywiście tylko jego teoria, którą jeśli kiedyś będzie mógł to sprawdzi. W ogóle dowie się, czego tylko się da tym winie. Przeszuka stare listy, dzienniki, podania...Uniwersytet czy nawet jego dom były wypełnione tego typu rzeczami i gdzieś musi być wspomnienie o tym winie z koniczyny. Ha! Spisze to, uporządkuje i zrobi prezent panu de Ragnarowi, który dumnie wypinając pierś będzie mógł się chwalić dokumentem potwierdzającym zaszczytną historię trunku.
Pół-człowiek zamyślił się i znów pociągnął łyk wina delektując się smakiem.
Tymczasem Marval zaczął opowiadać o swoim bratanku. Iulius słuchał szeroko otwierając oczy.
-Nie może być! Pan, panie Marval'u masz zdaje się jakiegoś herosa w rodzinie. Ale czegóż się spodziewać skoro to szlachetnego pana krew. Z waszych słów wynika, że tylko smoka mu już zostało zgładzić by żywą legendą się stał.-Elf zaśmiał się serdecznie i podnosząc kielich nagle spoważniał.
-Zatem wypijamy za poległych. Niechaj bogowie opiekują się nimi jak należy.- Wypił kolejny łyk z namaszczeniem wręcz i westchnął zastanawiając się nad pytaniem gospodarza.
-Twardy to jegomość co nie jedno widział. Na wojnie w młodym wieku był waść mówisz, ojca stracił a nie załamał się. Widziałem kilku ludzi, na których wojna zostawiła swoje piętno. Jedni wycierpieli mniej inni więcej niż wasz bratanek, ale to, co widziałem w ich oczach...-Pokiwał głową i dłonią jakby szukał odpowiedniego sformułowania ale za nic nie mógł go znaleźć.
-Nie mieli tyle szczęścia i bogowie nie zahartowali ich duszy wystarczająco. -Dokończył z braku lepszego wyjaśnienia. Zmył ponure myśli kolejnym łykiem wina opróżniając go już całkiem, za co przeklął się w myślach. Jak można tak szybko wlewać w siebie dobry napitek? Idiota!
Niemniej znów się uśmiechnął i pozwolił sobie lekko poklepać gospodarza po ramieniu.
-Mówicie, że w mieczu mu równego niema? Ha! W takim razie ten niespokojny duch nie stanął naprzeciwko żadnemu elfowi. Jak czas i okoliczności pozwolą sprawdzę się ja z panem Regisem! Oby tańczył równie dobrze, co walczy, bo inaczej kroku mi nie dotrzyma.-Znów wybuchnął serdecznym śmiechem by przywrócić wcześniejszy weselszy nastrój.
-Nawet mości panu nie będę miał za złe jak postawicie na krewniaka. Więcej dla mnie.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zaavral”