Re: Czarny Zamek

181
Josephine odzyskała przytomność. Wciąż czuła jednak, że jej mięśnie są wiotkie, osłabione. Była w stanie chodzić samodzielnie, może nawet biec, ale w przypadku walki byłaby na przegranej pozycji już od samego początku. Miecz ciążył jej w dłoni, gdy zbliżała się do drzewa pełnego przegnitych owoców. To miejsce napawało ją wstrętem i tylko potęgowało niemoc która ją ogarniała. Choćby chciała, nie byłaby w stanie uczynić żadnej krzywdy martwej korze. Najrozsądniejszym wyjściem byłoby oddalenie się od czarnej kałuży. Oparty najprawdopodobniej były trujące. A może to sama magia Zamku chroniła ogród przed zniszczeniami? Nie pierwszy raz już moc tych murów próbowała wpłynąć na grupę. I choć nie gościli tu długo, wyraźnie z nią przegrywali. Wydawało się, że w sadzie nie było już czego szukać. Znów jednak to przeczucie mogło być tylko nieuczciwą sztuczką, zmyłką podsuniętą Jo przez cokolwiek co rządziło tym miejscem.

Goblince z trudem udało się odciągnąć wilkołaczkę od trującego drzewa. Na całe szczęście Josephine wciąż była wstanie chodzić o własnych nogach. Niestety, z jakichś przyczyn dziewczynę wciąż ciągnęło do plugawej sadzawki która już raz pozbawiła ją sił. Wydawać by się mogło, że popadła w jakiś dziki amok i za wszelką cenę chciała zniszczyć ciemne drzewo okryte przegnitym owocem. Dobyła nawet dłoni, jednak sam sposób w jaki ją trzymała wystarczył by stwierdzić że nawet jeśli była w tej chwili w stanie furii, to nie zrobi wiele krzywdy komu ani czemukolwiek innemu niż sobie. Nie była w stanie nawet podnieść ostrza wyżej swego pasa. Najwyraźniej zdała sobie z tego sprawę, bo stanęła kilka metrów od kałuży. Co mogło znajdować się w głowie biednej dziewczyny? Czy gaz unoszący się nad czarną plamą zatruł nie tylko jej mięśnie ale i umysł? Niezależnie od tego, co teraz działo się z Josephine, bezpieczniej dla niej byłoby oddalić się od ogrodu.
Szamanka czuła wyraźnie że plugawa aura tego miejsca igra z ich zmysłami. Umysł jej znów zaczęły przeszywać złe myśli. Artura z nimi nie było. Z Jo działo się coś złego. Nao-kai nie tylko była mózgiem drużyny, ale i medykiem. Była odpowiedzialna za to, żeby nikomu nie stała się poważna krzywda. Nie była w stanie jednak powstrzymać młodej dziewczyny od robienia krzywdy sobie samej. Mieli wkroczyć w samo epicentrum mrocznego bytu który rozpościerał się nad całą okolicę, zabijając tam wszelkie życie, a Nao-Kai już zdążyła zawieść wszystkich swych towarzyszy. Złośliwa magia szydziła z szamanki i jej umiejętności korzystając z chwili bezsilności a przeciwstawianie się jej będzie coraz trudniejsze, jeśli nie zaczną triumfować nad trudnościami tu czyhającymi.

Artur był w tym czasie w korytarzu gdzieś w innej części zamku. Ciężko było mu stwierdzić co właściwie się wydarzyło w przeciągu ostatnich pół minuty. W jednej chwili był wraz z drużyną w ogrodzie. Następnie poczuł ręce chwytające go za twarz, siłą otwierające usta i wpychające go do kałuży pełnej śmierdzącego płynu. Potem światło zgasło i był właśnie tutaj z bardzo gorzkim posmakiem w ustach. Natychmiast zorientował się, że spowodowany był on przegniłym owocem który został wepchnięty mu w usta. Dokładnie za nim znajdowała się jakaś postać, najprawdopodobniej dokładnie ta sama która pochwyciła go i tu wepchnęła. Nie atakowała jednak. Odstąpiła od niego i skryła się w cieniu. Czyżby go obserwowała? W absolutnej ciemności tu panującej nie mógł tego stwierdzić, jednak przeczucie mówiło mu że owa tajemnicza persona wciąż tutaj była. I jak się okazało, jego przeczucia były słuszne. Po stosunkowo długiej chwili rozległ się cichy, aksamitny i kobiecy głos tuż za jego plecami.
- Jesteś cały?
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Czarny Zamek

182
Ty jebana, pierdolona, w dupę ruchana wywłoko drzewa, jak cię zaraz kurwo pierdolona zetnę, to pożałujesz, że w ogóle tutaj wyrosłaś — warczała pod nosem Josephine, próbując ponownie podejść do tejże rośliny, z marnym skutkiem. Nie potrafiła nawet podnieść swej ukochanej szabli, a co dopiero zranić drzewo. Czuła okropną, przerażającą niemoc, niedowład mięśni, słabość, która powodowała drżenie rąk i niemożność podniesienia broni. Rzadko kiedy tak się czuła i to ją denerwowało niepomiernie. Wręcz dostawała ataku furii, narkotyki, które przedtem zażywała, nawet nie pomagały i czuła, jak ta jej jeszcze bardziej agresywna natura powoli zaczyna dominować pomimo tego, że do pełni było jeszcze trochę. Zacisnęła usta i zaczęła fuczeć przez nos, starając się jak tylko mogła, byle się uspokoić. Dopiero po głębszej chwili, kiedy schowała miecz, oddaliła się od ogrodu niedaleko głównej bramy i głęboko oddychała, strzelając kośćmi i próbując nie trząść całym ciałem, mogła zacząć w jakikolwiek sposób myśleć.
Poszła do wozu, gdzie wygrzebała z zapasów butelkę wina i niemalże naraz ją wypiła. Przesiedziała jeszcze chwilę w miejscu, po czym gotowa i zwarta ruszyła z powrotem na zamek. Znów w jej dłoni zaciążyła szabla, a ona sama czuła się zdecydowanie lepiej. Zawołała Nao, a potem mało się przejmując tym, jak daleko ona od niej będzie szła, chciała pchnąć główne drzwi wejściowe i wkroczyć do środka. Pora znaleźć Artura i odkryć, dlaczego tak ześwirowała.

Re: Czarny Zamek

183
Josephine klnęła w najlepsze, a drzewo... nie reagowało. Stało w miejscu, zupełnie niewzruszone licznymi obelgami które poleciały w jego stronę, swym spokojem manifestując domniemaną wyższość nad wilkołaczką. Ta, najwyraźniej nauczona poprzednimi doświadczeniami poprzestała jedynie na atakach werbalnych i udała się w stronę wozu z zapasami. Tam zaś czekała na nią kolejna niespodzianka. Pomimo tego że cały ich dobytek był nienaruszony, konie zniknęły. Zostały po nich tylko przerwane liny które je wiązały. Wyglądało na to że ewentualna ucieczka z tego miejsca będzie kolejnym wyzwaniem które Czarny Zamek stawiał przed drużyną już od samego początku.
Nao-kai która przedtem w ciszy dreptała za Jo, teraz ze strachem w oczach podbiegła do wozu. Jedno spojrzenie na nią wystarczyło by stwierdzić że ta podróż już teraz odcisnęła na niej swoje piętno. Widać było zmartwienie pnące się po całym jej ciele i delikatnie, acz nieustannie odbierające spokój ducha. Nasza bohaterka jednak była zajęta nieco ważniejszą rzeczą niż swą towarzyszką. Wlewała w siebie wino by uspokoić zszargane nerwy. Alkohol odświeżył jej umysł i podniósł morale.
W końcu drużyna przekroczyła drzwi zamku. Do uszu Jospehine dobiegł tylko cichy, głuchy dźwięk jak wrota zamknęły się za jej plecami. Przed nią zaś widniał korytarz oświetlany światłem dobiegającym z przeciwległego jego końca. Wywnioskować można było że znajdowała tam się wielka sala, prawdopodobnie będąca miejscem w którym Pan zamku dawniej zwykł przyjmować gości. Pomiędzy tamtym światłem a kobietą zaś znajdowało się aż pięć par drzwi. Dwie po prawej i trzy po lewej.
"Jak dzikie zwierze w okresie godowym
Jak marynarze z dziwkami w mieście portowym
Jak uczniowie Oros z uczennicami
Jak król ze sługami i nałożnicami
Jak żołnierze ze schwytanymi kobietami

Odpuść sobie, dziecię

I tak wszystko pierdolnie
Jak nikt jeszcze nie widział w świecie"

Re: Czarny Zamek

184
Świadomość, że konie uciekły w siną dal, zostawiając wóz tak sobie, na pewno nie należała do tych optymistycznych. W gruncie rzeczy była wręcz tragiczna, bowiem cały ich dobytek był składowany w wozie, a raczej na plecach tego nieść nie będą. Oczywiście personalnie Josephine nie miała zbyt wielu rzeczy, więc i mogło jej to latać koło nosa, aczkolwiek powrót z buta, kiedy można siedzieć wygodnie na koźle i chlać wino był zdecydowanie lepszą perspektywą.
Wspominając już o winie, naprawdę jej pomogło. Chociaż na dłuższą metę otępiało jej zmysły (co w niektórych przypadkach, szczególnie w miastach, było nawet wskazane), to przynajmniej teraz uspokoiło jej zszargane nerwy, podniosło nieco na duchu, a i zaspokoiło pragnienie, wymywając przy okazji smak wymiocin z jej ust. Kiedy więc wypiła całą butelkę i rzuciła ją z powrotem do wozu, wyciągnęła szablę i ruszyła do zamku, a za nią Nao. Mało ją teraz interesowały jej uczucia, więc nawet nie zwracała uwagi na to, jak wygląda.
Drzwi otworzyły się raczej bez większych problemów i tak samo się zamknęły za kobietami. Głuche uderzenie o futrynę przypominało lekko opowieści, które za dzieciaka się opowiadało innym dzieciom. Drzwi same zamykające się za bohaterem, mrok, opuszczone zamczysko, niezidentyfikowane coś wiszące w powietrzu. Niestety, bądź stety, zależnie od punktu widzenia, Joe miała to do siebie, że bała się niewielu rzeczy, a takie irracjonalne pobudki się jej nie imały. Teraz była zdenerwowana i poirytowana, a że tak negatywne emocje wyjątkowo często brały nad nią górę i były niezwykle silne, to strach odsuwany był na bok.
Rozejrzała się wokół, ale niewiele tutaj było. Jedynie światło na przeciwległym końcu korytarza - skąd się tam miało niby wziąć, tego nie wiedziała, dlatego wydało jej się to podejrzane. I dlatego nie poszła tam od razu, tylko podeszła do pierwszych drzwi z lewej. Odwróciła się do Nao-kai i zapytała: — Jak chcemy znaleźć Artura, to wszystko trzeba sprawdzić. — potem prawą dłonią chwyciła za klamkę i nacisnęła ją, chcąc dostać się do pomieszczenia po lewej. Mimo wszystko robiła to cicho i ostrożnie, unosząc szablę do góry, będąc gotową na potencjalny atak... czegoś. Nie wiedziała czego, ale spodziewała się wszystkiego.

Re: Czarny Zamek

185
Kobiety wkroczyły do pomieszczenia, w którym panował półmrok. Jedynym źródłem światła były tu wąskie okna znajdujące się wysoko w grubym, obsydianowo czarnym murze. Te niewielkie, szklane kształty wyglądały jak dziura w idealnie jednolitym materiale który zdawał się pochłaniać padające na niego promienie Słońca. Wnętrze pokoju wyglądało trochę jak gdyby należało wcześniej do służby, zostało przekazane nowemu członkowi dworskiej rodziny, ale jeszcze nikt nie zdążył wynieść wszystkich znajdujących się tam gratów. Piętrowe łóżko starzało się w kącie wraz z leżącym obok kufrem o prostej budowie. Dwa meble kontrastowały ze skórzanymi fotelami rozstawionymi z każdej strony, tak by osoby tam siedzące były zwrócone ku sobie. W komnacie nie znajdował się zupełnie nikt. Panowała tu kompletna cisza, którą przerywały oddechy wilkołaczki i jej goblińskiej towarzyszki oraz ich kroki.
Nao-kai ruszyła ku środkowi pokoju, przyglądając się ścianom. Wydawała się być zafascynowana nienaturalną barwą kamienia. A może znów dała się porwać wizjom serwowanym jej przez niesprecyzowaną moc która wypełniała wszystko wokół? Już wcześniej tego dnia przecież zdarzyło jej się zapłakać podczas medytacji. Szamanka o wiele mocniej odczuwała ponurą aurę Czarnego Zamku. Czyżby czekało ją obłąkanie, zupełnie tak jak mężczyznę którego spotkali w ogrodzie?
Co tutaj się wydarzyło... – Odezwała się zielonoskóra, intonując swój głos niczym stwierdzenie. Po chwili milczenia, spojrzała na Josephine i dodała. – Musimy mieć się na baczności. Nie jesteśmy w zwykłej ruinie. To miejsce wyraźnie chce zrobić nam krzywdę.

Wróć do „Zaavral”