Re: Czarny Zamek

121
- Dobra, bo widzę że zaraz będziemy tu mieli wieczorek poetycki tyle was się zbiera.

Brom odwraca się do nowych towarzyszy spluwając resztkami krwi. Wie, że kamień nic na razie nie zrobi.

- Jestem Brom. Mistrz areny w Czarnych Murach. Walczę tu ze starożytnym złem i czuję, że to już ostatnia prosta do celu. Poza tym, z tego burdelu już nie ma drogi powrotnej - możemy iść tylko przez drzwi za tym kamieniem z niebieskimi oczami. Tak, to był smok - zamieniłem z nim kilka słów, przechodząc obok. Jeśli potraficie, to pomagajcie - jeśli nie, to chowajcie się. Nie mogę bronić Was obu jednocześnie walcząc. Pytania?

W powietrzu chyba dało się wyczuć magię. To musi być któryś z nich, bo przy samym kamieniu Broma nie nawiedziło takie uczucie.
My faith is my shield, my fury is my sword.

Re: Czarny Zamek

122
Roddy nie zwracał uwagi na dziwną łapkę nowoprzybyłego. Zauważył od razu, że coś z nim nie jest w porządku, ale nie umknęło też jego uwadze, że mężczyzna woli nie opowiadać o swej przypadłości. Nasz mały przystojniak nie należał do bohaterów, wielkich wojowników czy boskich awatarów, więc kierował się zwykle bezpieczną ścieżką, polegającą na niewtrącaniu nosa w nieswoje sprawy.
- Roddy Goldfinger, podróżnik, uwodziciel i właściciel gospody w Saran Dun, do usług. - Rzucił powitalną formułkę, po czym się ukłonił. Po chwili zastrzygł uszami, gdy smocze pogłoski zostały potwierdzone. Brom wspomniał też coś o złu, które nawiedziło to miejsce, ale to nie było już zaskoczeniem. Ponętna kobitka, która za nim biegła mimo wbitego w oczodół noża była wystarczającym potwierdzeniem, że coś tu jest nie tak.
- Pytań nie posiadam poza jednym. Ten posąg to jakiś strażnik przejścia? Mamy jakieś problemy z przegadaniem go? - Był to jedyny wniosek, jaki nasunął się niziołkowi. Nie licząc poprzedniego, zakładającego, że Brom jest niespełna rozumu.

Re: Czarny Zamek

123
Wergiliuszowi nie widziało się pytać o nic. Był obolały, ale na szczęście nie zmęczony, co było w tej chwili zbawiennym atutem, coś mu podpowiadało, że czeka go wymagająca podróż ku górze.
Poprawił potargane włosy jednym wzdrygnięciem głowy, miał nadzieję, że strażnik - kimkolwiek on jest, nie będzie miał nic przeciwko, by razem z Bromem przepuścić mały wybryk natury oraz niewiele mniejszego Roddyiego.
"Oby to wszystko przeżyć..." - Przemknęło Wergilowi przez myśli, w tym samym momencie wyprostował się, starał się skoncentrować, był gotowy do działania, cokolwiek teraz się stanie, musi być na to jak najlepiej przygotowany. W końcu... ten smok jeśli stąd odleciał, równie dobrze może tutaj wrócić, a to... mogłoby być co najmniej niemiłe spotkanie.

Re: Czarny Zamek

124
- To idziecie czy nie? - zapytał strażnik. Gdyby kamienie mogły być znudzone, ten kamień byłby kwintesencją znudzenia. Może nawet by ziewnął i zmrużył swoje świecące błękitem oczka. - Idźcie, nie bronię, droga wolna - zachęcił uprzejmie. - Proszę. Musicie mnie tylko rozbić. Nie krępujcie się. Na kawałeczki. No, bez żalu. Bardzo proszę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Czarny Zamek

125
Jeśli Roddy chciał cokolwiek dodać, to strażnik skutecznie go od tego zamysłu odwiódł.
- Na zgrabny tyłek zakonnicy, czy on właśnie przemówił?! - Nasz niziołek nie miał wiele wspólnego z nadprzyrodzonymi sprawami i większość z tego co tu spotkał, wprawiało go w osłupienie. Cofnął się jeden kroczek w tył, by całkiem skryć się w cieniu, jaki dawał wielkolud.
- To może ja tu poczekam i pozostawię zadanie siłowe wam obydwu, panowie. Z oczywistych względów, nie będę tu dużym wsparciem. Chociaż jeśli dacie mi chwilkę... - Dodał na koniec, gdy coś go tknęło. Zza pasa wyciągnął niewielki sztylet i poczłapał do strażnika. Żądza pieniądza okazała się większa niż przestrach i niepokój, a te świecące oczka zdawały się być cenne. Nim ktokolwiek mógł się zorientować, Roddy zwinnym ruchem zaczął grzebać sztychem ostrza w oczodole, by wyłuskać z niego kamyk.
- Bez obaw, nie będzie bolało, a panu i tak się to już nie przyda. - Powiedział, jakby usprawiedliwiając swoje działanie.

Re: Czarny Zamek

126
Posąg przemówił. Na twarzy Wergiliusza widać było nie małe zdziwienie tym faktem, aczkolwiek szybko przystosował się do tego. Dzisiaj już nic bardziej nie mogło go zdziwić.
Zastanowił się moment, nie widział, żeby wielkolud wykazywał zainteresowanie destrukcją posągu, natomiast działania, które podejmował niziołek, miały chyba inny cel i inne pobudki.
Nie myśląc wiele Wergil podszedł do posągu, postukał w niego obandażowaną dłonią, oswobodził ją z pętli na szyi, aczkolwiek dalej skrywał ją pod pasami opatrunku. Nagle, wziął potężny zamach, użył chyba całej dostępnej siły i wyprowadził cios w strażnika.
Chciał już przejść, nie widziało się mu spędzać tutaj dłużej czasu, a tak czy siak, prędzej czy później jego współtowarzysze dowiedzieliby się o tym co tak bardzo próbował ukryć.

Re: Czarny Zamek

127
Czarny Zamek wymagał poświęceń. Stłuczone plecy można było spokojnie dopisać do listy takich niechcianych wypadków.
Shimor zdobył się na odwagę, by wstać. Zważywszy na fakt, że znowu dały mu się we znaki stłuczenia, nie było to takie proste jak mogłoby się wydawać. Spokojnym, drżącym ruchem, spróbował wyciągnąć swój kołczan, przez który doznał uszczerbku na zdrowiu. Dopiero później obeznał się w sytuacji. Panował nieprzenikniony mrok. Widoczność została ograniczona do minimum, co dawało przewagę kreaturze. Na dodatek, nie słychać było żadnych szelestów, pochrząkiwań, ryków. Niczego. Elf musiał się zastanowić, czy się odezwać i zwabić kreaturę do siebie, zakładając że potwór nadal bytuje lub też poszukać wyjścia z tego pomieszczenia i zrobić to możliwe jak najmniej hałaśliwie.

Raz, dwa, trzy. Wdech i wydech. Shimor małymi kroczkami, powolutku, udał się przed siebie z rękami wyciągniętymi do przodu. Miał nadzieję, że odnajdzie przeszkody, które pomogą mu wyczuć w jakich warunkach przyszło mu się znajdować. Jedyne czego się bał - Kostucha. Obawiał się, że tylko na niego czeka, by ponownie zacisnąć swoje kościste łapki na niewinnym elfie.

Re: Czarny Zamek

128
- Oczywiście. Mnie się nie przyda. Proszę sobie zabrać... - przytaknął niziołkowi kamienny stwór tonem uprzejmym i zarazem dość apatycznym. Czarujące było z niego zjawisko, na swój dziwny sposób.

Roddy całkiem zgrabnie podważył roztaczający błękitną poświatę diament - jednak pech (lub czyjś brak pomyślunku) chciał, że w tej samej chwili Wergiliusz - ów szczuplutki zielarz! - postanowił gruchnąć pięścią w kamiennego stwora. Znienacka. I choć zamachnął się nań zupełnie nieuzbrojoną, a w dodatku chyba chorą - bo obandażowaną jakimiś szmatami - ręką, na cielsku strażnika w istocie pojawiło się kilka pęknięć, skwitowanych przez tegoż czymś w rodzaju westchnięcia. "Czymś w rodzaju", bo posądzać kamień o umiejętność prawdziwego wzdychania byłoby już przesadą! Tak czy inaczej, ani chybi musiało to oznaczać, że ten głaz, który mają roztrzaskać, tylko wygląda tak solidnie, podczas gdy rozprawi się z nim w trzech ciosach byle chudzina. Jedną ręką - i to zwichniętą. Jakaś podpucha?

Niestety przy tej okazji pęknięciu - i to bardzo malowniczemu - uległ również lśniący kamyczek-oko. Właściwie to wyskoczył ze skalnego oczodołu dzięki zabiegom niziołka i nagłemu uderzeniu Wergiliusza, następnie zakreślił w powietrzu doskonały w swej formie łuk i ze szklistym jękiem rozprysnął się na tysiąc kawałeczków. A do tego wszystkiego - zgasł, pozbawiając gości Czarnego Zamku dokładnie połowy dostępnych obecnie źródeł światła. Drugie oko, wciąż osadzone w prymitywnie ciosanej twarzy strażnika, nadal było łaskawe oświetlać to i owo, ale widoczność wyraźnie zmalała...

* Tymczasem w innej - choć nie tak odległej! - części tego samego zamczyska...

- Skończyłeś już się bawić? - usłyszał Shimor. A potem ktoś ściągnął mu z głowy welurową zasłonę, w którą zaplątał się był, stoczywszy się ze schodów, i znów zobaczył świat...

A dokładniej rzecz ujmując, tym, co zobaczył, był jakiś mały pokoik, zalany chłodnym blaskiem palonych zwykle na grobach zmarłych świec. Pokoik wypełniony od podłogi po sklepienie półkami pełnymi ksiąg. Biblioteka, można rzec. Było tu też skromne, niezbyt porządnie zasłane łóżko, biureczko, chybotliwe krzesło... I osobliwy bibliotekarz. Niski, chudy, blady, o zapadniętych policzkach i głębokich oczodołach, ubrany w purpurową, mocno zakurzoną, sznurowaną w pasie szatę. Och. "Szatę", duże słowo. W gruncie rzeczy był to szlafrok. Dziadek poskładał z pietyzmem granatową kotarę, zawahał się przez chwil parę i wreszcie położył ją na krześle. Dopiero wtedy zaszczycił Shimora spojrzeniem.

- Lubisz książki, synku? - zapytał ni z tego, ni z owego, w ogóle nie zwracając uwagi na to, że elf przed chwilą spadł ze schodów, potłukł się jak nieszczęście i stoczył w ciemności walkę z niewidzialnym, kościstym złem.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Czarny Zamek

129
Brom warknął niezadowolony.
- Mieliśmy czas, żeby to przemyśleć. Mam nadzieję, że wiesz co się dzieje z potencjalnymi przeszkodami w ukończeniu mojej misji.

Odwrócił się do niziołka.
- Najpierw oko, potem przejście. Inaczej zostaniemy tu w ciemnościach.
My faith is my shield, my fury is my sword.

Re: Czarny Zamek

130
Wergiliusz nie przejmował się swoją dosyć nieprzemyślaną decyzją. Posąg sam się o to ubiegał.
-Panowie. Zważając na sytuację nie będę owijał w bawełnę i bezsensownie tego ukrywał. - zdjął bandaże, a jego "ramię diabła" ukazało się w swej całej swej piekielnej okazałości. Mieniło się lekką niebieskawą poświatą. - Dalej macie ochotę się zastanawiać czy może w końcu ruszymy z miejsca? Ty mości Bromie dokończysz swą misje, a my pójdziemy w swe własne strony.
Zdawał sobie sprawę, że widok jego znamienia może wywołać różne reakcje, ale ten zamek z każdą chwilą coraz bardziej domagał się by go jak najszybciej opuścić.
Spoiler:

Re: Czarny Zamek

131
- Pięknie. Najpierw zostałem tutaj sprytnie zwabiony, później napadła na mnie kostucha, a teraz ty! - Spojrzał wymownie na bibliotekarza, który zapewne nieźle się bawił. Pomieszczenie, w którym się znajdowali było bardzo urokliwe, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że bardzo pasowało do zamku. Wiele zakurzonych woluminów, sędziwy staruszek, blask świec. Tak, to te klimaty.

Shimor zrobił parę kroków do przodu, przyjrzał się wnikliwie twarzy staruszka i uznał, że lepiej będzie zacząć współpracę z nieznajomym, pomimo faktu, że ten oto człowiek prawdopodobnie wypuścił na niego kościstego potwora. Być może jako jeden z nielicznych w nawiedzonym zamczysku pomoże mu rozwiązać zagadkę.
- Nie przepadam za czytaniem, jednak czytać potrafię. A masz coś, co mogłoby mnie zaintrygować? - zapytał, udając zainteresowanie. Nie spuszczał oka ze staruszka, bojąc się o siebie. Bibliotekarz w każdej chwili mógł zrobić coś groźnego, coś co znowu źle odbiłoby się na zdrowiu łucznika. Z drugiej strony, elf był bardzo ciekaw osobowości mężczyzny. Na tę chwilę, nie darzył go sympatią, bo tylko utrudnił mu życie. Jednak wszystko mogło się jeszcze zmienić...

Re: Czarny Zamek

132
Serce niziołka zabiło mocniej, gdy zaczął podważanie klejnot. Był cudowny, piękny i z pewnością niesłychanie kosztowny. Już był w ogródku, już witał się z gąską, gdy cały świat marzeń prysł wraz ze wstrząsem i roztrzaskaniem klejnotu. Łezka nieomal się zakręciła w jego oku. Wtedy to omiótł Wergiliusza spojrzeniem tajemniczym, wiejącym grozą i mistycznym równie mocno co rowek na jego własnej dupie.
- Panie, na gęś w pomidorach, zlituj się no! Ja tu się staram zarabiać na życie! - Obruszył się nie na żarty brakiem subtelności, ale cóż począć. Widać myślenie należało do coraz rzadszych talentów i zdawało się, że dla niektórych to iście magiczna zdolność. A jeśli o magii już mowa. Niziołek czuł się jeszcze niższy gdy zobaczył źródło całego zamieszania - a dokładniej demoniczne łapsko. Wzrok przez chwilę zatrzymał się na nim, po czym przeniesiony został na zielarza.
- Pozwólcie panie, że zabezpieczę naszą latarnię. Proszę też, byś nie machał tym za blisko mnie. Wolę by moja uroda nie ucierpiała w wyniku zarażenia. - Z tymi słowami z niemałą pieczołowitością zabrał się za drugie oczko. Nie miał zbyt wielkiej styczności z czarami i wynaturzeniami. Czuł strach ukrywany pod maską błazna, ale cóż począć, gdy było się jedynie zwykłym, szarym niziołkiem, który ledwo wiązał koniec z końcem.
- Wybacz wielmożny panie za mych kompanów. - Szepnął niemalże czule do posągu, jakby czuł do niego coś w rodzaju sympatii. Nie mijało się to właściwie z prawdą, bo był ów kamienny strażnik ofiarodawcą całkiem przyjemnego prezentu. Gdy tylko klejnot znalazł się w dłoni niziołka, nasz mały bohater zrobił kilka kroków w tył, ustępując miejsca siłaczom.
- Czyńcie swoją powinność.

Re: Czarny Zamek

133
Weriliusz zerknął wymownie na Broma. Spojrzenie to mówiło tylko jedno: "Teraz twoja kolej by pokazać swą siłę, mości najemniku."
Stanął z założonymi ramionami i co chwilę przenosił wzrok z potężnego cielska na posąg, zaczynał się niecierpliwić.

Re: Czarny Zamek

134
Heh, zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni na górze.

Brom zrobił kilka kroków do tyłu i z rozpędu kopnął "z partyzanta" w popękane miejsce wcześniejszego uderzenia na kamieniu. Po zniszczeniu strażnika zamienia jeden z mieczy na tarczę.

Przydałoby się w jakiś sposób podczepić mi ten świecący brylancik, bo podejrzewam że nie chcesz iść przede mną, mości Egharodzie?
My faith is my shield, my fury is my sword.

Re: Czarny Zamek

135
Niziołek obejrzał się z durną miną na Broma.
- Podczepić? Toż to delikatny klejnot! Wystarczy chwila, by w walce został zniszczony. - Kudłaty obruszył się nie na żarty i widać, że jeśli sprawa dotyczyła kosztowności, to wstępowała w niego dziwna i niebezpieczna dla niego odwaga, bo zagłuszająca instynkt przetrwania.
- Z pewnością lepiej będzie, jeśli pozostanie w mojej dłoni. Gdy będzie trzeba, to z przyjemnością panom poświecę. - Widać nie zamierzał wcielić planu Broma w życie. Osiłek z pewnością wdałby się w burdę przy pierwszej lepszej okazji, a na takie ryzyko Roddy nie mógł pozwolić.
- Będę trzymał się tuż obok was, ale warto się pośpieszyć, bo coraz ciężej mi się tu oddycha. - Czy było to spowodowane ograniczoną ilością tlenu w niewielkim pomieszczeniu, czy też psychiką niziołka, nie miało znaczenia. Istotnym faktem natomiast było to, że oddychało mu się nieco trudniej niż jak jeszcze wędrował po korytarzach zamku.

Wróć do „Zaavral”