Świątynia Osureli

1
W górnym mieście stoi oaza zieleni. Piękne, wiecznie zielone ogrody kwitną bujnie dzięki wprawnym dłoniom kapłanów i ogrodników. Choć ciężko im się wyzbierać po zimie, która dopiero niedawno odeszła w nie takie zapomnienie, wciąż zachwyca różnorodnością okazów, które tutaj kwitną ku czci Osureli. Hodowane są tutaj nie tylko miejscowe gatunki, lecz także te sprowadzane z Urk-Hun czy Archipelagu, a następnie sadzone i skrupulatnie doglądane.

Zgodnie ze zwyczajem, to ogrody są świątynią Patronki. Pilnują ich tajemnicze kapłanki, dziewice snujące się po alejkach dostojnym krokiem. Nietykalne, przestrzegają ściśle obrządków oraz zajmują się świętym gajem bez przerwy, same mieszkając w niewielkich domkach poukrywanych między drzewami.

W samym centrum gaju stoi posąg pięknej, młodej kobiety, olśniewającej swoją urodą. Jest to sama Osurela, córka Sulona, którą czcić tutaj należy. Rzeźba otoczona jest kwitnącymi krzewami, drzewami wypuszczającymi dopiero swe pąki, a u jej stóp kwitną kwiaty. Kapłanki codziennie przychodzą tutaj i pilnują, aby nic niepożądanego nie stało się kamiennemu wcieleniu Osureli.

Kapłani i kapłanki do bardziej oficjalnych uroczystości ku czci bogini oraz do ślubów, które wszakże odbywają się właśnie przed jej obliczem, mają niewielką, zadaszoną świątynię. Nie szczędzono wszakże pieniędzy na nią, przez co czuć na kilometr przepychem i pięknym wystrojem. Pozłacane kolumny, rzeźby przypominające postać Osureli czy nawet ławki lub podłoga wykonane z importowanego, niezwykle drogiego, ciemnego drewna, nie wspominając o głównym wizerunku pani wykonanego całego ze złota, to wszystko było tak cenne, że na ślub w samym domu stać było tylko na bogatszych. Ktoś musi utrzymywać tenże przybytek przecież. Co biedniejsi, nie chcący wynajmować świątyni dla małej grupki osób, która mogłaby się zmieścić na zewnątrz lub mające swoje własne widzimisię łączą się węzłem małżeńskim w ogrodach, wśród trelu ptaków i szumu delikatnego zefiru.

Re: Świątynia Osureli

2
Dawno, dawno temu, jeszcze przed interwencją Zakonu i obchodami pięćsetlecia Uniwersytetu

Rothern oraz Onniel po wielu przygotowaniach do ślubu, który pragnęli odbyć jak najszybciej, pięknie wyszykowani już do ceremonii, postanowili pójść do świątyni Osureli, gdzie mieli nadzieję, że kapłani udzielą im tego sakramentu bez zbędnego przeciągania. Wiadomym również było, że aby tak się stało, potrzebna będzie darowizna na rzecz Ogrodów, do czego przyszła para młoda prawdopodobnie wiedziała. Za coś przecież kapłani i kapłanki muszą jeść i w co się ubierać.

Inną kwestią były obrączki. Każde małżeństwo musiało je mieć, ale wyrób ich trwałby zbyt długo, by na to czekać. Rothern i Onniel musieli mieć więc nadzieję, iż wśród świątynnych dóbr znajdą się jakieś... nawet jeśli będzie trzeba zapłacić drożej. Wszakże nie chcieli już dłużej czekać – ślub stał się ich priorytetem, tak też po krótkiej wędrówce po mieście dotarli na miejsce.

Ogrody przeznaczone czci Osureli były piękne. Dbano o nie nawet w tak trudnym dla botaniki okresie, gdy wciąż bywało chłodno, przez co rośliny nie chciały kwitnąć. A jednak jak w mało którym gaju, tutaj wszystko kwitło dzięki wprawnym dłoniom tutejszych ogrodników. Przecież Osurela nie mogła mieć byle jakiej świątyni. Tak też Rothern i jego ukochana, przechodząc przez zdobną bramę i krocząc ścieżką ku głównemu budynkowi tego miejsca, mogli zauważyć, jak wszystko pięknie tutaj wyglądało. Wszędzie czuć było kwitnące kwiaty, niektóre wywołujące wręcz alergię i podrażniające nosy. Między liśćmi słychać było wesołe ćwierkanie ptaków. Ten zagajnik żył jakby swoim własnym życiem.

Po krótkiej wędrówce dotarli do świątyni. Wchodząc po jej schodach, usłyszeli czyjś głos za swoimi plecami.

- W czymś mogę pomóc państwu? - ich głowy automatycznie spojrzały za siebie. U stóp budynku stała starsza kobieta przyobleczona w szaty kapłanki. Z racji, iż świeciło słońce, nosiła kapelusz z szerokim rondem. Dół jej szaty ubrudzony był świeżą ziemią. Na dłoniach miała rękawice, a same szerokie rękawy podkasane. Siwe włosy miała spięte w kok u podstawy karku. Jej lico, rozorane zmarszczkami, szczególnie w okolicach kącików oczu i ust, wyglądało nadzwyczaj łagodnie. Jej brązowe oczy spoglądały jednak przenikliwie na Rotherna i Onniel, szczególnie uwagę skupiając na strojach i jego czerwonych elementach. Nie uszło to ich uwadze, lecz starsza pani, zapewne kapłanka Osureli o wieloletnim stażu, na razie niczego nie komentowała, i uśmiechając się ciepło, czekała na odpowiedź tejże dwójki.

Re: Świątynia Osureli

3
Przez długie lata podróży, Rothern poznał bardzo dużo ludzi. Większość z nich okazywała wiarę, lecz czy wierzyli? Chyba, tylko ci biedniejsi szczerze pokładali nadzieję w siły wyższe. Wielkie datki, całe skomplikowane święta, były zazwyczaj niczym innym, tylko grą. Choć Rothern biedoty nie musi się wstydzić, to jednak trudno zachwiać jego wiarą. Choć trzeba przyznać, że Osurela, razem z resztą pomiotu Sulona, nie przypadł nigdy do gustu handlarza. Oczywistym wyjątkiem jest Tenatir, któremu za każdym razem, przed wyruszeniem na szlak, Rothern składa modły.
Wielu pewnie by to oburzyło, lecz okazywanie przez handlarza czci Drwimirowi i jego dzieciom, wydawało mu się bardziej odpowiednie i opłacalne. Krinn, Pani Pokusy, ulubienica Rotherna, który bardziej wierzy w siłę umysłu niż męstwa i siły, przez co niedziwne, że Xand znalazł większe uwielbienie u handlarza niż Sakir, któremu zakonnicy niezbyt zwiększają popularność. Śmierć zaś, jakżeby inaczej, prawie każdy boi się śmierci, lepiej mieć jej bóstwo po swojej stronie.


Onniel i Rothern wreszcie dotarli do swojego pierwszego celu. Serce handlarza prawie zabolało na myśl o ilości złota włożonego w stworzenie i utrzymanie tego przybytku, szczególnie gdy się pamięta marność straży miejskiej i liczne kłopoty spowodowane za małym żołdem, czy też niedofinansowaniem ekwipunku dla straży miasta. Mimo to Rothern rozumiał polityczną potrzebę budowania pięknych świątyń i oddawania w nich czci. Gawiedź musi widzieć, że ich panowie oddają cześć „dobrym” bóstwom, wskazując swoje poświęcenie i zgadzając się z utożsamianymi przez nie cechami. W końcu król, czy inny możnowładca modlący się podczas święta Osurelii, nie może przecież oddawać się pokusie ciała w swoim zamku.

Jedynym plusem świątyni Osurelii jest jej umiejscowienie. Odległość jaką Rothern i Onniel musieli przejść od zakładu krawieckiego była na tyle mała, że nie spotkały ich żadne kłopoty. W końcu nadszedł ten moment, dotarli pod bramy świątynnej. Gaj Osurelii nawet w tych podłych czasach zachwycał, przynajmniej tyle jego towarzyszka będzie mieć z tego ślubu – wspomnienia, czasem bywają niezbędne aby utrzymać małżeństwo zespolone.
-Niechaj Osurela błogosławi naszemu spotkaniu- to przywitanie, połączone z ukłonem powinno dostatecznie zadowolić zakonnicę. W myślach zaś Rothern przeklinał głupotę ludzką zmuszającą zawiązywanie małżeństw tylko i wyłącznie w świątyniach Osurelii.
-Przybyliśmy wziąć ślub- Stwierdził, chcąc jak najszybciej skończyć obrządek i wyjść.
-Nie udało nam się zdobyć obrączek- lekkie wahanie w głosie sprawiało wrażenie jakby handlarz martwił się, czy małżeństwo w ogóle dojdzie do skutku, po czym już pewnym, lecz cichym głosem mówił –Oczywiście z okazji ślubu, złożymy odpowiedni datek na rzecz świątyni- Rothern nie wzbogacił się na rozrzutności, lecz to była inwestycja, która mogła przynieść niepomierne rezultaty.
Obrazek

Re: Świątynia Osureli

4
Ogrody, jakież one wydawały się piękne. Co prawda, Onniel miała swoją własną wizję zachwycających ogrodów, ale ten, równie zacny się zdawał, by poczuła się w nim dobrze. Kochała rośliny, wprawiały ją w zachwyt równie mocno, co innych, drogocenne kamienie. Miała okazję zaznać ich piękna swym wzrokiem.

Tenże właśnie ogród, sprawił że zatęskniła za tym, którego znała z dzieciństwa.
Tęskniła za ogromem białych lilii, które królowały w nim, za trelem ptaków, które zamieszkiwały ten niesamowicie piękny, złoty świat, tak właśnie określała ogrody ojca, kiedy była mała. Były dla niej wszystkim, radością, dały jej niezliczone przygody, ileż motyli w nim złapała, z iloma ptakami zaśpiewała. Tęskniła za tamtym miejscem.

Długo myślała o przeszłości, nie zważając obecnie na to, co otacza ją wokół, zamroczona, otrząsnęła się dopiero po tym, kiedy usłyszała głos kobiety. Jej przenikliwość spojrzenia zmroziło dziewczynę na tyle, że miała ochotę ukryć swe lico za ramieniem Rotherna. Nie czuła się swojo. Chciała, aby było już po wszystkim. Milczała również i wycofała się za sylwetkę mężczyzny by ochłonąć i przezwyciężyć myśli, jakie próbowały zawładnąć jej umysłem i emocjami.

Re: Świątynia Osureli

5
Kapłanka skinęła głową na powitanie, zaraz swój wzrok przenosząc na Onniel, która zlękniona badawczym spojrzeniem kobiety schowała się za swoim przyszłym mężem. Wydawała się być lekko zdziwiona reakcją dziewczyny, ale gdy Rothern skończył mówić, znowu skupiła swoją uwagę na nim – uśmiechając się szerzej. Klasnęła w dłonie w geście niewysłowionej radości, słysząc o planach handlarza i szlachcianki.

Wspaniale! Miło słyszeć, że kolejna para gołąbeczków chce połączyć się węzłem małżeńskim – powiedziała, uśmiechając się szerzej, jakby było to możliwe. Najwyraźniej było. – Obrączkami się nie martwcie, zdążycie zamówić u któregoś z jubilerów w tym czasie. Pozwólcie tylko, że się otrzepię i zajrzymy do naszych ksiąg, żeby umówić się na termin...

Ściągnęła rękawice i zaczęła trzepać dołem sukni, a ziemia z niej opadała na ścieżkę. Z jej wypowiedzi jednoznacznie można było wywnioskować, że nie należy dzisiaj spodziewać się ślubu. Cokolwiek myślała parka, powinna spodziewać się zajętych terminów. Bądź co bądź byli w Oros, jednym z największych ośrodków kultury na świecie, gdzie ludzi było mnóstwo, a przyszłych małżeństw adekwatnie do liczby ludności. Każdy chciał jak najprędzej się pobrać, jedni z pompą, drudzy bardziej skromnie. Było więc przewidywalnym, że może nie być miejsca akurat na tę godzinę i ten dzień. W teorii. Jak powszechnie wiadomo, dla chcącego nic trudnego. A dla mającego pieniądze w kieszeni...

Re: Świątynia Osureli

6
Czas jest złotem, to prawda oczywista, znana chyba każdemu, nie tylko handlarzowi. Szczególnie, gdy z każdym dniem wiatr losu mógł zawiać w inną stronę, a Rothern miał plany dużo bardziej dalekosiężne, niż mogłoby się to wydawać, a także kruche i tylko szybkość mogła uchronić je od losu zerwanej struny w lirze, która niechybnie zostanie bezwartościowa i porzucona w zapomnienie.

-Wybacz wielmożna matko- zaczął Rothern zanim jeszcze zakonnica weszła do budynku, aby dobrać się do księgi z terminami.
-Dziś dostaliśmy gońca, który przybył w wielkim pośpiechu z domu mej przyszłej małżonki- mężczyzna zaczął swoją opowieść, która choć szyta grubymi nićmi, to jednak w jego fachu szybko nabiera się umiejętności niezbędnych do urealniania takich historii i namawiania innych do pójścia na rękę handlarzowi.
-Ojciec mojej narzeczonej, leży w śmiertelnej gorączce- lekka nuta ukrytego smutku brzmiała w głosie Rotherna.
-To się stało na polowaniu, upadł… dzik ruszył... rana na brzuchu stale się mocno jątrzy- rwane zdania idealnie pasują do niedowierzania w to co mogło się stać, oraz goryczy. Zakonnica nie miała raczej powodów, aby nie ufać w słowa handlarza
-Nie ma wiele czasu, a chcę zdążyć, aby moja ukochana pożegnała się z ojcem- oczywiście zawsze mogli niby wziąć ślub po ostatnim pożegnaniu i śmierci wymyślonego ojca, aby więc uniemożliwić zakonnicy wykręty, Rothern mówił dalej –Ojciec jest jedyną rodziną Onniel, jego ostatnim życzeniem, które przekazał posłaniec było, abym wziął jak najszybciej ślub z moją narzeczoną i zaopiekował się nią. Wielce pragnął zobaczyć nas związanych węzłem małżeńskim- Jakby na potwierdzenie tych słów, chwycił swoją wybrankę za ramiona i odpowiednim naciskiem na dziewczynę, zmusił do stanięcia przed nim, po czym objął ją przytulając do jej pleców, dając uczucie ochrony i bezpieczeństwa.

Małe kłamstewka, mogą dużo pomóc, handlarz się raczej zabezpieczył na każdą możliwość, dodatkowo jakby zakonnica miała jakieś wątpliwości co do posłańca i o niego wypytywała, to Rothern miał już gotową odpowiedź jakoby ten skierował się w drogę powrotną wraz z odpowiedzią handlarza i zaleceniami tutejszego lekarza, które mogłyby pomóc, w sytuacji kryzysowej, każdy przecież chwyta się wszelkiej okazji na pomoc.

-Na czystość Osurelii, błagam o miłosierdzie- Zrozpaczony głos Rotherna zdecydowanie zagłuszył trel ptaków –oddam wszystko co mam, lecz proszę o wyprawienie zgodnego z prawem ślubu, teraz… tutaj… w ogrodach Osurelii, która wraz z całą okolicą, jej ukochanymi roślinami i zwierzętami będzie nam świadkiem- gdzieżby indziej handlarz miał się powoływać na miłosierdzie, jak nie w świątyni bogini dobra i piękna, tuż przed jej wieloletnią służką.
Obrazek

Re: Świątynia Osureli

7
Onniel rozkojarzona myślami o przeszłości, wszystkiemu przyglądała się z bezpiecznego miejsca, zza pleców mężczyzny. Kiedy Rothern otworzył usta, dziewczyna przechyliła lekko głowę, zainteresowana jego słowami, wyglądała trochę jak ptak, którego zwiodło poruszenie w kiściach. Trzeba było przyznać, że opowieść była zacna, aż niemal sama w nią uwierzyła. Jej twarz, po smutnym zatęsknieniu, kiedy wcześniej przywoływała sobie ukochany "złoty świat" dzieciństwa, nie zmieniła wyrazu, wręcz pogłębiła się w smutku, by umiejętnie skomponować się ze słowami Rotherna. Pozwoliła mu mówić.

Niechętnie poddała się wysunięciu zza pleców mężczyzny, lecz kiedy poczuła na plecach jego tors, po raz pierwszy w życiu, poczuła się bezpiecznie. Ujęła tylko w dłonie jego dłoń i złożyła na niej delikatny pocałunek. Zwróciła wreszcie lico w stronę kapłanki - Czas nie jest nam przychylny, tatko umiera w niepokoju, czy nie zostanę bez opieki, tak zależy mu, by ujrzeć nas związanych węzłem małżeńskim, szczęśliwych. Tak pragnę spełnić swoje i jego marzenie, czym prędzej. - Po słowach, jakie wypowiedziała, cieniutkie strużki łez, spłynęły z jej policzków. Niezwykle prawdziwe, zdawać się mogło Rothernowi, lecz prawdą było, że najprawdziwsze one były, bo w tymże momencie, Onniel zapłakała nad myślą, że dotąd wcześniej, była zupełnie bez ojcowskiej opieki, czując się jak sierota, jak niczyje dziecię, któremu nikt nie składał pocałunków w czoło, nie głaskał po włosach i nie okazywał jakiegokolwiek zainteresowania.

Re: Świątynia Osureli

8
Kapłanka zastygła w połowie kroku na schodach, słuchając wzruszającej przemowy Rotherna okraszoną na dodatek łzami spływającymi po policzkach Onniel. Para doskonale się zgrała, tak perfidnie okłamując błogosławioną łączniczkę między światem ludzi a bogów. Narzeczeni doskonale musieli zdawać sobie sprawę, że w tym momencie Osurela zapewne gniewnie na nich spogląda, a jej gniew będzie towarzyszył im przez najbliższy czas, lecz bogini postanowiła lub po prostu nie mogła w tym momencie interweniować. Tak też podłe kłamstwo mające na celu zwyczajne zaspokojenie egoistycznych w gruncie rzeczy potrzeb Rotherna i Onniel... przeszło. W oczach kobieciny zalśniły łzy wzruszenia, gdy słuchała wywodu handlarza łgającego jak z nut, a także Onniel, która utwierdzała tak jakby to kłamstwo. Któż bowiem nie uwierzyłby tak słodkiej, niewinnej dziewuszce jak ona?

Choć zapewne łaskę Osureli to oni stracili, ugrali coś bardziej przyziemnego – oficjalną zgodę kapłanki, która chwyciła rzuciła na ziemię rękawice i chwyciła dłonie szlachcianki w swoje. Uśmiechnęła się do niej ciepło, po chwili przenosząc swoje spojrzenie na Rotherna. Udało im się. – Uda Ci się, dziecinko, spokojnie. Jeśli rzeczywiście tak śpieszno wam do zawarcia węzła małżeńskiego, może uda nam się coś ugrać. I obrączki jakieś się znajdą... tylko musicie poczekać troszkę, abyśmy z siostrami mogły przygotować świątynię. Na zewnątrz myślę, że będzie dobrze. Ładna pogoda, a choć zimno troszkę, to ceremonia i tak będzie przyspieszona, abyście mogli jak najszybciej do ojca zdążyć. Daleko on mieszka od Oros? – spytała, spoglądając na twarze nowożeńców. Otrzymując zapewne odpowiedź od któregoś z narzeczonych, poprowadziła na prawą stronę od świątyni, gdzie kroczyli za nią wybrukowaną ścieżką. W tym czasie kobieta mamrotała i liczyła na palcach elementy, które trzeba będzie jak najszybciej załatwić.

Na skrzyżowaniu dróżek cała trójka spotkała kolejną z kapłanek, tym razem o wiele młodszą, wyglądającą na wiek Rotherna i jednocześnie z wyrazem twarzy dużo mniej milszym. Zaskoczona wyglądem Rotherna i Onniel, którzy byli ubrani jak do ślubu dzięki czerwonym elementom stroju, przeniosła swoje jasne oczy na oszukaną siostrę. W jej licu można było ujrzeć zdziwienie.

– Jizelle?
– Anabelle! Doskonale, że Cię teraz spotkałam. Będziesz mi potrzebna. Potrzeba zorganizować ślub dla tej parki w trybie ekspresowym. Potrzeba świec i jako takich dekoracji...
– Przecież nic na dzisiaj nie jest planowane – odpowiedziała coraz bardziej zdziwiona, młodsza kapłanka.
Tak tak, ale Ci tutaj chcieli jak najszybciej. Niedawno się dowiedzieli przez list, że ojciec panienki jest umierający, a jego ostatnim życzeniem jest ślub tych tutaj... właściwie, jak państwu na imię? – głowa Jizelle zwróciła się ku przyszłemu małżeństwu, ale nie to w tym momencie było najważniejsze. To Anabelle przykuwała ich uwagę. Wyglądała na taką, która nie chciała łyknąć łzawej historyjki. Założywszy ręce na piersi, uniosła brew i zapytała:
Ojciec umiera? To straszne nieszczęście. Rozumiem, że śpieszy się państwu ujrzeć go ostatni raz, tak? W sumie to i tak nie jestem niczym zajęta, a przecież można odprawić rytuał ślubny w warunkach polowych, tuż przed obliczem rodziciela... oczywiście, najpierw należy złożyć odpowiedni datek naszej najświętszej Osureli, ale taka możliwość istnieje. Po co tracić czas na przygotowywanie świątyni, skoro ojciec może uczestniczyć przy ślubie córki? – kącik jej ust uniósł się nieznacznie ku górze, a w oczach błysnęło coś, co Rothern mógł określić jako zołzowatość. Starsza kapłanka zbyt zaaferowana tym, co usłyszała, bez wahania uwierzyła świętokradcom. Młodsza zaś najwyraźniej była nieco bardziej sceptycznie nastawiona do życia, co oczywiście nie wychodziło na dobre ani mężczyźnie, ani dziewczynie.

Re: Świątynia Osureli

9
Bogowie może i mają potęgę, ale czy ich naprawdę, tak bardzo interesują sprawy ziemskie? Demoniczne bestie atakujące ludzi, zakon sakira, który według handlarza już dawno przekroczył służbę swojemu bogu, czy też istnienie, tak licznych wierzących, antagonistycznych wobec siebie bóstw, to wszystko powodowało, że Rothern zdecydowanie nie brał interwencji Osurelii pod uwagę.
Jeśli zaprawdę Osurela patrzyła na swój przybytek, to kolejne plany handlarza jeszcze bardziej powinny ją zdenerwować. Widząc jak słowa, oraz autorytet Rotherna działa na starą zakonnicę, miał on nadzieję, że jego kiesa będzie po wszystkim jak najcięższa, a może nawet przy dobrych wiatrach, nic z niej by nie ubyło.


Nadmierne zbliżenie kapłanki do Onniel poddenerwowało Rotherna, nie chodziło o zaborczość, lecz raczej o bojaźń, czy niewprawiona w kłamstwa dziewczyna, dodatkowo nie przygotowana na takie okoliczności, nie wyda całego planu.
-Ojciec Onniel, przebywa na włościach przyjaciela rodziny, w okolicach Irios- Szybka odpowiedź handlarza nie dała szansy na wypowiedzenie się Onniel. Było to oczywiste kłamstwo, choć prawdą był następny kierunek jaki mieli obrać wraz z przyszłą żoną. Nawet jeśli kapłanki kojarzyłyby nazwisko Onniel, nie powinny dociekać zmiany miejsca podróży, w końcu możni często odbywali różne podróże.

Ruszyli za swoją przewodniczką. Cały czas trzymając rękę towarzyszki, handlarz starał się dodać jej choć odrobiny otuchy, podejrzewał, że może być jej ciężko. Cała ta sytuacja, ślub, kłamanie sióstr zakonnych, czy też niepewność co może przyjść za chwilę mogło ją załamać, mimo wszystko chciał dać jej otuchy i nadziei, że plan się powiedzie, pragnął tym uściskiem dłoni przekazać, aby zaufała mu, że on bez względu co nadejdzie, poradzi sobie.

Nie trwało długo, gdy spotkali kolejną siostrę zakonną, która zdecydowanie nie przypadła Rothernowi do gustu. Ludzie, którzy nie byli ufni, sami mieli wiele do ukrycia, z takiego założenia wychodził podczas spotkań biznesowych, a z tych podejście to przeszło do reszty życia, w końcu handlarz przez zbytnią nieuwagę, kilka razy o mały włos nie utracił całego majątku, a także życia, takie przeżycia sporo go nauczyły.
-Jam jest Rothern, z rodu Gaervir syn Ithiliena- uniesiona głowa, ton mocny i twardy, jak to kiedyś czynił jego ojciec, który nie raz mówił –Gdy się przedstawiasz, zawsze bądź dumny ze swego rodu, nie jesteś dziedzicem, lecz nosisz nasze nazwisko, noś je dumnie i przynoś mu tylko honor, a gdy wymawiasz swe imię i nazwę swego rodu, stój wyprostowany, patrz na ludzi z góry, czy to chłop, czy też mieszczanin. Nawet przy szlachetnie urodzonych pokazuj, że jesteś nad nimi, a wtedy gdy się poznają ulegną i będą ci usłużni – jeszcze przez jakiś czas, jako młody chłopak, łudził się, że ojciec zwróci na niego większą uwagę, a nie tylko będzie jednym z pionków w jego grach. Otrzeźwienie przyszło w latach młodzieńczych, tuż przed ucieczką, mimo to syn wziął sobie do serca wszystkie rady ojca.


Handlarz jakby się odrodził na nowo. Po raz kolejny, lecz tym razem nie jako uciekinier, lecz Pan, któremu każdy powinien usługiwać. Zakonnice, to może inna kasta, nie podlegająca pod zwykłe normy hierarchii, lecz nadal nigdy nie rodziły się w służbie swojemu bogu. Były najczęściej mieszczankami, bądź chłopkami, rzadziej szlachciankami, a przeto, jeśli jeszcze nie były na tyle stare, aby szron starości pokrył ich włosów, to głębokie zakorzeniona uległość wobec szlachty, połączona z autorytetem, oraz charyzmą, jaką wokół siebie roztacza powinny spowodować, że żadne przeszkody nie będą stać na drodze między nim, a jego wybranką.
-To zaś jest moja narzeczona- mówiąc to wyprowadził przed siebie dziewczynę –piękna Onniel z najszlachetniejszego rodu Avari- Choć postawa jego towarzyszki nie przypominała dumnej pani dworu, to widać w niej było kruchą istotę, która nie została jeszcze dotknięta ciężarem życia, co często objawiało się już u młodych przedstawicieli niższego stanu.


Usłyszawszy jednak propozycje młodszej kapłanki wręcz zamroziło handlarza, który na szczęście dzięki latom praktyki w licznych negocjacjach nie dał tego po sobie poznać, mimo to w myślach rozpoczął wymieniać sposoby w jakich z chęcią poniżyłby kapłankę. Ta zła część jego umysłu wręcz kibicowała, aby ta mała zdzira postawiła na swoim.

Spieszno nam- potwierdził, nie chciał oczywiście, aby kapłanka ruszyła z nimi, dlatego musiał zadać pytanie –To byłoby idealne rozwiązanie, lecz czy taki ślub byłby usankcjonowany prawnie?- wahanie w głosie, wyraźnie wskazywało na powątpienie w taką sytuację, lecz pomimo to Rothern ciągnął dalej chcąc zaplanować wyjście awaryjne z tej sytuacji –Co do ślubu będzie zgodnego z prawem, potrzeba? Jakieś dokumenty, aby zostały następnie oddane świątyni?- Mimo to handlarz chciał całkowicie ukrócić możliwość wyjazdu młodszej kapłanki, musiał zadać cios jej argumentom –Oczywiście jesteśmy w stanie opłacić normalny ślub, lecz- w tym momencie głos mężczyzny załamał się –wątpię abyśmy mogli w tej awaryjnej chwili wysupłać z sakiewki odpowiednią ilość monet na opłacenie wyjazdu kapłanki, w końcu nie licząc kosztów podróży i utrzymania to darowizna powinna być odpowiednio większa- chytry głosik w głowie Rotherna podpowiadał, że na tym jeszcze będzie można zarobić. –Co innego po dotarciu na miejsce. Ojciec, oraz ja z pewnością wynagrodzę czas, który kapłanka spędzi z nami na wyłączność- Nie mógł udawać skąpego, lecz nie chciał zostawiać tutaj zbyt dużej sumy.

-Martwię się jedynie o bezpieczeństwo, czasy są już nie te, dużo niebezpieczeństw czeka na drogach, lecz przede wszystkim martwię się, że cała sytuacja spowodowana jest spiskiem osób nieprzychylnych rodowi Avari- Słowa te miały kilka celów, przede wszystkim przestraszyć starszą zakonnicę, aby ta nie pozwoliła na wyjazd –chociaż o nas los się nie martwię, gdyż co ma być to będzie, bylebyśmy byli razem- na znak tych słów handlarz przyciągnął do siebie Onniel i przytulił ją do swej piersi –To jednak martwię się o osoby nam towarzyszące.- Udając osoby zakochane pomimo przeciwności, pragnął zdobyć jeszcze większe poparcie u starszej kobiety, która jak się wydawała, wraz z wiekiem powinna zdobyć większą władzę w świątyni. Pomimo tego nie mógł całkowicie zakazać, ani zrazić do siebie młodszej dlatego dodał –Pomimo tego jeśli tylko siostra Anabelle zechce z nami wyjechać i nie boi się tego co czeka ją na trakcie, to będę zapewniam, że tanio jej skóry nie oddam nikomu. Czy to miałby być zwierz, człek, czy ki diaboł, nie pozwolę nikomu jej tknąć- odrobina heroizmu nie zaszkodzi, choć w odpowiednim, lekko śmiesznym wydaniu, nic nie znaczy dla umysłu od twardych i pewnych zagrożeń.
Obrazek

Re: Świątynia Osureli

10
Uścisk dłoni przez starszą kapłankę, spowodował, że Onniel poczuła w głębi siebie, pewnego rodzaju poczucie winy, iż kłamie tą poczciwą kobietę, pełną empatii. Spojrzała tylko na nią i skinęła lekko głową na znak wdzięczności. Kiedy oznajmiła, że ślub się odbędzie była już niemal pewna, że nic nie stanie im na drodze do celu, jaki sobie obrali. Rothern nie dał jej przemówić, lecz to dobrze, bowiem dziewczyna nie rwała się do otworzenia ust. Podążając za kapłanką czuła spokój, pewność iż wszystko się powiedzie, a gesty mężczyzny tylko to potęgowały.

Czyżby niespodziewana kłoda pod mną nogą? - Pomyślała, lustrując postać nowo ujrzanej siostry zakonnej. Kobieta swoimi słowami oraz gestykulacją, zaczęła niezmiernie ją irytować. Pozwoliła jej mówić, a z każdym jej słowem, burzyła się w środku coraz bardziej. Plugawe zwyrodnienie - powiedziała w myślach.

Po ostatnich wypowiedzianych słowach Rotherna, Onniel zwróciła się w stronę starszej kapłanki i ujęła jej dłoń. Bądź co bądź, to miał być jej ślub, powiązanie z mężczyzną, przy którym stała. Chciała, aby chociaż ta ceremonia była czymś pięknym, co mogłaby wspominać z uśmiechem, bez względu na to, co przyniesie los - Niezwykle zależy nam na tym, aby ceremonia odbyła się w tym gaju, przy radosnym śpiewie ptaków, wśród roślin, w okolicznościach pozbawionych trosk, bowiem ten moment, wspominać będziemy do końca życia. Taki pragniemy zapamiętać, uczynić go z godnie z tradycją, w gaju Osureli z jej błogosławieństwem.

Re: Świątynia Osureli

11
Siostra Anabelle spoglądała na narzeczonych z lekko uniesioną brwią, przekrzywiając trochę głowę na lewo. Słuchała bardzo uważnie, a z tą samą uwagą lustrowała Rotherna, który łgał jak najęty, z każdym słowem brnąc dalej w to okropne kłamstwo. Szło mu to nadzwyczaj dobrze, a udając, że chce, aby kapłanka z nimi pojechała, jednocześnie szukając dziury w całym i wynajdując coraz to nowe problemy, zyskiwał na swojej autentyczności. Jizelle tylko stała i słuchała, otwierając szeroko oczy i coraz bardziej się zamartwiając domniemaną sytuacją Rotherna i Onniel. Pewnym było, że mają ją w kieszeni i w razie kręcenia nosem Anabelle ta stanie po ich stronie. Nie zawsze bowiem wiek równa się doświadczeniu życiowemu i mądrości. Wystarczy nieco przebiegłości, by zamroczony starością umysł dał się nabrać na tanie kłamstwo. Gorzej to bywa z kimś, kto doświadczywszy gorzkiego życia, nabrał cynizmu i nieufności wobec obcych. Taką personą była młodsza kapłanka, która niespecjalnie chciała wierzyć słowom narzeczonych. Na ich szczęście, przemowa kupca chyba ją przekonała – lub po prostu nie miała w tym momencie sił na dalsze śledztwo i wyciąganie na wierzch kłamstewek tej dwójki. Świątynna kasa dostanie wpłatę tak czy siak. A Osurela nie zapomni, co nie omieszkała nabąknąć.

A niech was... róbcie zresztą co chcecie — zaczęła kiwać głową z dezaprobatą, po czym kontynuowała. — Jak już będziecie przy łożu ojca, pozdrówcie go ode mnie. I nie zapomnijcie o datku na świątynię. Ach. Jeśli cokolwiek kręcicie... szlachetna Osurela będzie pamiętać. Nie chcielibyście ściągnąć na siebie jej gniewu.

Potem zerknęła tylko z politowaniem na Jizelle i poszła w swoją stronę. Ta zaś uśmiechnęła się przepraszająco do przyszłych państwa młodych i powiedziała: — Nie przejmujcie się proszę Anabelle. Ona zawsze szuka dziury w całym. No ale, czas goni nieubłaganie, trzeba działać! Za mną! — poszła przodem, trajkocąc przy tym jak najęta. Mówiła coś o świecach i obrączkach, wspominając przy tym, że powinna coś znaleźć w którejś z szuflad. Niedaleko posągu Osureli, przy którym dziwne, niemalże nadprzyrodzone uczucie tknęło Onniel, wywołując u niej lekkie ukłucie winy, trójka skręciła w prawą odnogę ścieżki, powoli podążając do jednego z budynków ukrytego między drzewami. Parterowa, mała chatka skrywała w sobie coś w rodzaju składzika, którego na zewnątrz stali przez krótką chwilę Rothern wraz z Onniel, czekając na Jizelle szperającą w środku. Kapłanka wyszła po chwili wyraźnie zmartwiona.

Niedobre wieści! Świec nie mamy, a bez nich nie możemy przeprowadzić ceremonii. Czemu ktoś o nie nie zadbał... co za niedopatrzenie! Mam za to obrączki, jeśli państwo wciąż je chcecie. Co tu zrobić, co tu... Tobias! Chodź no tu — młody chłopak majstrujący do tej pory przy wysokim krzewie w paru susach znalazł się obok kapłanki, prężąc się jak struna.
Tak?
Skocz no do kaplicy i sprawdź, czy nie ma choćby jednej świecy. Jednej! Byle mogła się dobrze palić. Ino szybciuteńko! Chcę Cię widzieć przy zewnętrznym chramie — chłopak, kiwnąwszy czarną czupryną, przestał zerkać z czerwonymi plackami na policzkach na Onniel i pobiegł w stronę kaplicy na przełaj, przez trawniki i skalniaki, ku wielkiej zgrozie miłej zakonnicy. W tym czasie Jizelle zaprowadziła ich do posągu, gdzie po chwili pojawił się ten sam nastolatek, trzymając w dłoni świecznik z końcówką świecy. Kapłanka westchnęła, widząc ją, ale wzięła znalezisko, odprawiając młodzieńca. Uśmiechnęła się do pary i zapytała: — Jeśli chcecie, mogę zapalić świecę i zaczniemy. W tym trudnym dla was czasie więcej prócz tego nie potrzeba do ceremonii.

Re: Świątynia Osureli

12
Świece, jeszcze tylko one były potrzebne. Udało się, przekonanie Anabelle usunęło kolejną przeszkodę z planów Rotherna. Stres jednak go nie opuszczał. Trzeba zakończyć ten ślub i jak najszybciej wyruszać w drogę. Jeśli dalej tak pójdzie, to jeszcze w bramach miasta zatrzymają młodą parę strażnicy, aby przeszkodzić w planach, handlarz musiał się na to przygotować. Mając nadzieję, że więcej już takich nieprzewidzianych trudności nie będzie mężczyzna rzekł –Czasy już nie te, widocznie Anabelle dużo przeżyła, a łaska dobrej Osurelii jeszcze nie w pełni uleczyła jej serce- słowa te powiedziane głosem lekko zatroskanym, nie powinny niepokoić zakonnicy, a jedynie nakierować jej przyszłe działania na Anabelle. W końcu ta miła i dobroduszna kobieta, mogłaby zacząć być, dla takiej osoby jak młodsza zakonnica, irytująca poprzez samą troskę.

Będąc sami przed małą chatką, Rothern odwrócił się przodem do dziewczyny, chwycił jej obie ręce i przyciągnął bliżej, przytulił dziewczę, której twarz oparła się o jego pierś.
Piękna natura gajów Osurelii emanowała spokojem i czystością, nawet odgłosy miasta zza murów wydawały się przytłumione. Inny świat w którym jakby czas płynął wolniej, przynosił relaks i miłe uczucie oderwania od rzeczywistości, oraz problemów życia doczesnego.

Mimo to Rothern nie oddawał się aurze tego miejsca. Był tu w interesach. Co prawda chciał, aby jego ślub, a właściwie ceremonia Onniel była jak najpiękniejsza. Do licha! Przywiązał się do tej dziewczyny i choć nie dawał jej spokojnego domu, stabilności to chciał, aby miała przynajmniej dobre wspomnienia, gdy w przyszłości zamiast siedzieć w jej pałacu na puchowych poduszkach, będzie poróżować na twardej ławeczce wozu handlarza, martwiąc się co przyniesie kolejny dzień. Jeśli jednak wszystkie plany się udadzą, to z pewnością ze stukrotnością wynagrodzi jej wszelkie niewygody.
-Nie martw się, będzie dobrze- starał się pocieszyć, jago palce przesuwały się pomiędzy włosami, powoli głaszcząc głowę dziewczyny. Dzielnie znosiła ten ciężki dzień.

Wkrótce potem z chatki wyszła zakonnica. Nie puszczając dziewczyny z objęć odpowiedział –Zaczynajmy, jeśli w świątyni będzie choć jedna świeca, to znak że Osurela nad nami czuwa- w końcu chyba w samej świątyni, która wręcz słynie, że pełno w niej świec, nie zabraknie tego woskowego produktu, a większa akceptacja ze strony kapłanki z pewnością się przyda, szczególnie że Rothern nie zakończył jeszcze dobijać targu.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”