Oberża "Pod Halabardą"
1Położona niedaleko rynku w jednej z bocznych uliczek jakich to wiele w tym mieście, stała Ona. Tak to była osław... znaczy sławna Oberża "Pod Halabardą" Pomimo tego, że ulice przy tejże oberży szczególnie tłoczne nie były, to jednak w środku niemal zawsze było sporo luda. Sam budynek tawerny był lekko pochylony i wyglądał jak prosta, zwyczajna stara kamienica... nie licząc szyldu, który wisiał nad drzwiami... a raczej ostrza halabardy. Weterani oberży żartowali, że jeżeli pod tym ostrzem przejdzie ktoś kto będzie żądał od oberżysty pieniędzy, to ostrze to niechybnie spadnie mu na łeb... i ponoć było w tym ziarno prawdy... ale o tym lepiej nie mówić. Dach, opatrzony w czerwone dachówki... no miejscami były zielone... a połowy brakowało, a dziury załatane były słomą. Front budynku był jeszcze bardziej umęczony niźli dach ... wyglądało to jakby ktoś pod wpływem alkoholowego wyzwał budynek na bitwę śmiertelną i walił w kamienie i deski tak długo, aż nie padł trupem... ale znowu zbaczamy z temat. A więc teraz wnętrze. Oooo to jest ciekawe. A w zasadzie to niezbyt. Oberża znajduje się na parterze, a na pięterku sypia sobie właściciel wraz z małżonką. W sali biesiadnej, o ile biesiadą nazwać można picie na umór i wymiotowanie wieczorami po kątach, życie pędzi niczym narowisty koń. Co rusz ktoś gra w karty, siłuje się na rękę, klepie po tyłku nadobną dziewkę roznoszącą trunki, a wieczorami słychać radosna okrzyki, muzykę, a na stole tańcują podpici artyści. Przesiadują tu najróżniejsze osobistości - strażnicy, złodzieje, czarodzieje, żacy którzy uciekli z lekcji, lichwiarze, pijacy i wielu wielu innych. Na ścianach wiszą skóry dzików, a w kącie cicho skwierczy kominek ogrzewający zimne ściany oberży. Nad jego wesołym ogniem wisi garnuszek w którym Henry często gotuje grochówkę. Dlaczego? Tego nikt nie wie, ale każdy wie że gdy Siwy Zlakum próbował ugotować w nim rosół skończył ze złamaną ręką i kawałkiem szklanego kufla w gardle... a może był to cały kufel? Wracając do sali, to znajdują się w niej liczne większe i mniejsze stoły przy których siedzi wcześnie wspomniana śmietanka towarzyska. Na przeciwko wejścia stoi lada, która wygląda jakby niejeden już waleczny wój zwrócił na nią swój posiłek po czym pacnął w nią twarzą.Za ladą stoi pan i władca tych czterech ścian- Gruby Henry. To człowiek pogodny, będący przy kości i lubiący świętować, lecz jednocześnie nieznoszący jakichkolwiek burd i rządzący w swoim przybytku twardą ręką. Ponoć nie pozwala nikomu tu umrzeć... no chyba że z przepicia. I to właśnie jest Oberża "Pod Halabardą"... co w niej takiego wyjątkowego? Cóż... jak było powiedziane zbierają się tu najrozmaitsze persony. Często dochodzi tu do różnych nielegalnych interesów, a lichwiarze wręcz uwielbiają to miejsce.. o ile ktoś im nie przyłoży w twarz. Wiel osób przychodzi tu szukać pracy i mówi się że najdzie się tu nawet osoby gotowe zabić samych bogów. Niektórzy zaś mieszkańcy Oros żartują, że to tutaj, a nie na dworze królewski czy ksiażęcym ważone są losy całego Keronu, a może i świata. Ale kto by się przejmował gadaniem hołoty... prawda?
Tak własnie myślał Profesor Felivrin, który przeszedł tu prosto z Uniwersytetu wchodząc po cichu przez drzwi do dobrze sobie znanego przybytku. Następnie zamknął je za sobą i rozejrzał się po sali.
A w tej nie było tu dzisiaj zbyt tłoczno i o dziwo nikt nie leżał na podłodze. Widać nikt wczorajszej nocy nie miał urodzin, a raczej nikt nie stawiał. W karczmie było dość czysto, a meble stały tam gdzie powinny... innymi słowy wczoraj zdecydowanie nie było tu burdy. Elf już nie pamiętał kiedy ostatnio widział lokal w równie dobrym stanie. Przy stołach siedziało kilku znanych mu bywalców, którzy lubili dobrze wypić, ale pora była jeszcze wczesna, więc elf nie musiał na razie zbytnio na nich uważać. Pod ścianą dojrzał znajomego lichwiarza rozmawiającego o czymś energicznie z jakimś zasmuconym mieszczaninem... a więc nic nadzwyczajnego. Po za tym kilka twarzy których jakoś nie umiał sobie przypomnieć. Podchodząc do lady czuł na sobie spojrzenia kilku osób, ale całkowicie je zignorował i najzwyczajniej w świecie oparł się o blat. Spojrzał w nalaną tłuszczem twarz oberżysty i rzekł.
- Henry mogę cię prosić o kufel ciemnego piwa? - przy czym słowo "piwo" podkreślił całkiem wyraźnie. Nie chciał znowu mieć do czynienia z eksperymentami Henryego. Owszem dawały mocnego kopa i rozjaśniały umysł niczym wodospad... ale zawsze kończył przez nie z głową w wychodku i z dziwną wysypką na twarzy. Nie chciał znowu udawać do medyka i odpowiadać na niewygodne pytania.
Kiedy kufel z jakimś płynem pojawił się przed jego twarzą elf zajrzał ostrożnie do naczynia i pociągnął mały łyk, aby upewnić się iże jest to to co zamawiał. kolor się zgadzał, smak też... jeśli nie przewróci się za kilka minut to zdecydowanie jest to zwyczajne piwo hojnie pokropione wodą. Uspokojony uśmiechnął się do oberżysty i zapytał go swobodnie.
- Coś ciekawego się ostatnio dzieje na mieście? - ciekawość wzięła górę nad pośpiechem. Nie mógł sobie tego po prostu odmówić. A na dodatek w tym miejscu czuł się na dodatek tak swobodnie... mimo że było tu dość ciasno. Nie to co Uniwersytet. Tutaj mógł się odprężyć i odpocząć od pracy. Postanowił więc, że dowie się co słychać na mieście, a dopiero potem zajmie się zakupami.
Spoiler: