Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

31
"Przegrał z higieną - tak będą o mnie gadać, jak teraz dam się złapać blaszakom do kurwy nędzy. - pomyślał zielony czując jak wstyd narasta w nim wzorem opuchlizny po siarczystym policzku, niby nie interesowało go aż tak zdanie jakiś pierwszych lepszych strażników, ale domyślał się już, że podobna wtopa mogłaby okazać się dewastującym ciosem dla jego niezbyt długiej kariery awanturnika, o zgrozo!

Nie zwlekając ani chwili dłużej mieszaniec spróbował jakoś przemknąć za róg górą, wyglądając tylko wcześniej, czy aby ktoś nie stróżuje na długiej prostej gotowy przyłapać go na gorącym uczynku. Plan był banalnie prosty - o ile jest dość bezpiecznie Arno miał możliwie sprawnie, a przy tym bezgłośnie jak to możliwe podkraść się do kolejnego zakrętu z poziomu ziemi i stamtąd obmyślić plan obejścia reszty stróżów. Gdyby zaś przyszło mu natknąć się na kogoś z grupy ochroniarskiej w między czasie miał jeden, acz dość mizerny pomysł biorąc pod uwagę to, że znajdywałby się w widocznym korytarzu bez zakamarków, za które można by się schować. Verg postawiłby na cienie i ukryłby się w najbliższym z nich licząc, że ciemny strój, jego nie zbyt imponujące rozmiary oraz łut szczęścia sprawią, że wartownik nie dostrzeże i nie wyczuje go z tej odległości.

Co mu pozostało? Nie może się wycofać, wolałby nie korzystać z widowiskowej magii, a już na pewno nie chciałby wszczynać bójki w samym środku napadu, który z założenia powinien wyjść na jaw dopiero nazajutrz. Nadszedł czas, aby przetestować swoje umiejętności i pomyślność, czas by sięgnąć po swoje... co nie?

Sygn: Juno

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

32
Mieszaniec stąpał płochliwie wśród uwypukleń skalnych muru banku, co rusz chwytając wychylony dalej fragment. Ruch prezentowany był spokojny i cichutki jak u myszki. Żaden ze strażników nie dostrzegł go między kolumnami nad ich głowami. Co najwyżej kontemplowali o znikającym, jak wypuszczony w eter pierd, smrodzie.

Dalej Arno rzucił się ku skale naroża, w którą wbito dawno nieużytkowany pordzewiały wspornik na pochodnie. Zwinnym manewrem dobył metalu czując kłucie w dłoni oplatającej ten nierówny, chropowaty wyrób taniego kowalstwa. Chłodne wieczorne powietrze wypełniło płuca łagodząc nieodłącznego towarzysza stresu - gorąco. Był już po drugiej stronie, gdzie wzrok strażników nie sięgał, a i ich nie słyszał nazbyt.

Zeskoczył na ziemię.

Trwało to jeden krótki moment, po którym półgoblin ukucnął lub uklęknął, kryjąc się w cieniu rzuconym przez narożnik z ręką ułożoną niespokojnie na skrytym w pochwie ostrzu. Mężczyzna otrząsnął się z osłupienia, puścił ostrze i wyprostował kolana. Od razu pojął bowiem, cóż ma przed sobą. Kamienny szyb - o nim niedawno wspominał Ori. I było jak rzekł wredny karzeł; kamienna płyta między ścianą a ziemią czekała ażeby ją odsunąć. Aż trud się dziwić, że nikt nie wpadł na to, że tu właśnie jest alternatywne wejście do banku, toż to ślepy by rozpoznał - pomyślał zielonoskóry złodziejaszek.

Był sam, kompletnie sam. Kurtyzana - o ile jeszcze żyła - zabawiała dwójkę strażników na wschodnim skrzydle ów bankowego kompleksu. Ominięci kilka chwil temu strażnicy zmierzali zaś w okolicę studni, gdzie stacjonowali Ori wraz z Osrit. Droga naszpikowana przeciwnościami, nie przedrą się niezauważeni - tego był pewien. Wybuchy czy hałas zaś podniosą alarm i cały plan demony z Morlis wezmą.
Obrazek
x - pozycja Arno
worek ze złotem - ukryte wejście pod bank
! - strażnicy wędrujący na wschód po nakreślonej trasie
K - kurtyzana z pozostałymi strażnikami (domniemane)

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

33
Kryjąc się w półmroku Verg gorączkowo rozmyślał, co mógłby jeszcze zrobić dla reszty ekipy, aby zyskali podobną sposobność bezproblemowego przemknięcia przez plac. Nie mieli jego zdolności akrobatycznych, czy niskiego wzrostu, a podejmowanie przez niego jakiejkolwiek próby nawiązania kontaktu wiązało się w istocie ze sporym ryzykiem wszczęcia alarmu. Oczywiście, Osrit mogła mieć w zanadrzu jakieś zaklęcia usypiające lub podobną sztuczkę, a Ori w swej przebiegłości dysponować odpowiednią miksturą na sytuacje takie jak ta, ale mieszaniec nie miał żadnej pewności, a pole do manewru coraz bardziej ograniczone. Skrzywił się jakby przyszło mu zażyć gorzkie lekarstwo, bo właściwie zrozumiał, że albo będzie zmuszony zaryzykować własną dupą, albo zostawi za sobą towarzyszy niedoli jakkolwiek licząc na ich wątpliwe zrozumienie.

"Kurwa, chyba zaraz się porzygam." - przemknęło mu przez głowę - "Dlaczego wszyscy muszą mnie tak wkurwiać? Po ki chuj ja się w to wszystko wpierdoliłem?!" - karcił sam siebie, bo gdzieś w środku czuł się cokolwiek rozdarty. Działając na własną rękę nie musiał ponosić odpowiedzialności za nikogo innego, nie musiał przejmować się czyjąś opinią, ani tym bardziej nadstawiać karku. A teraz? Nie mógł pozbyć się wrażenia, że pomimo wszystkich zasług pomylonej trójki towarzyszy byli oni bądź co bądź bardzo nieznośnym balastem dla jego gobliniego sumienia, o ile w ogóle je miał. Nadal rozdrażniony ruszył się z miejsca chyląc do ziemi, chwycił kilka kamieni w dłoń, w miarę możliwości odchylił płytę kryjącą szyb i wyrzucił tych parę odłamków mierząc w dachy bliżej zachodniej strony. Wszak, co więcej miał począć? Skoro nie mógł korzystać z magii lub oręża, ani tym bardziej podnosić zanadto głosu miał przynajmniej cichą nadzieję, że ten prosty ruch podsunie strażnikom koncepcję niepożądanej obecności właśnie tam, na wysokościach. Arno nie chciał alarmować wszystkich wartowników, o nie, chciał tylko by pomyśleli, że coś może zalegać na dachu, że może być to zarówno stado ptaków, jak i element przestępczy i tym samym należałoby sprawdzić zamieszanie. Zakładał, że odciągnie patrol od okolic studni, a także, że Kurtyzana wraz z resztą zgrai jakoś sobie poradzą jak przystało na odpowiedzialnych kryminalistów, wybrną z dwuznacznej sytuacji córy Koryntu, by następnie spróbować jakoś do niego dołączyć.

On zaś? Od razu po rzuceniu otoczakami spróbuje wślizgnąć się do ukrytego przejścia, przymknąć je wspomnianą płytą z zamiarem skrytej obserwacji tego co miało się wydarzyć w następstwie jego czynów. Nic więcej mu nie pozostało, teraz wszystko było w rękach kapryśnych bogów.

Sygn: Juno

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

34
Goblin zaburczał, zacisnął na płycie guzłowate dłonie, podnosząc kamień do góry na wysokość kolan. Tempa dźwigania, rzecz jasna nie, ani myślał przyspieszać. Ścierające się kamienie poskrzypiały, a szare drobiny spadły z prostokątnej płyty. W podnoszącej się szybko mgiełce kurzu i pyłu uchronił nos, coby nie kichnąć głośno i nie zdradzić swojej pozycji. Wznoszący się fragment płyty przesunięto na bok, odsłaniając dość ciemną, ale nie czarną jak noc na niebie, jamę. I skrył się w niej jak kret pod ziemią.

Biała płyta zdawała się lżejsza w podnoszeniu od góry, niżeli przesuwaniu nad głową, coby nikt nie spostrzegł naruszenia tajnego przejścia. Arno dobrą chwilę mocował się z kamulcem nad głową prężąc to strasznie małe goblinie muskuły. Już prawie zasunął go całkowicie, pchając prostokąt do ostatniej szpary, gdy coś weszło między kamień a grunt...

Skórzana but dziarsko wprowadzony uniemożliwił zielonoskóremu dosunięcie płyty. Światło wpadało od góry przez szparkę rażąc go.

- Co ty odpierdalasz, goblin? - rozpoznał głos, a potem dostrzegł jak obce dłonie chwytają kamień i odsuwają go ponownie.

Ku zdziwieniu był to Ori, Kurtyzana i Osrit.

- Szczęka opadła? - spytała Kurtyzana wskakując w dół. Jej koronkowe ubranko w połowie splamione było krwią tak, że jucha jeszcze ściekała z rękawków. Za nią wskoczył Ori i Osrit - ta najbardziej pokracznie. Wspólnymi siłami zamknęli otwór w ziemi i ponownie zrobiło się ciemno.

- Inseno - rzekła czarownica, a w jej dłoni zrodził się kulisty płomień. Jaśniejszy niż typowa pochodnia, ale i chłodniejszy. Kolor też miał inny, bowiem iście żółty, prawie słomkowy. Rozświetlił drogę przed nimi. Kolejny tunel - meh.

Obrazek

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

35
Oczy goblina natychmiast rozszerzyły się jak dwa spodki, gdy ni stąd, ni zowąd coś zablokowało płytę tajnego przejścia. W pierwszym odruchu już chwytał za rękojeść sztyletu, już zaciskał zęby szykując się mentalnie do wielce niepożądanej potyczki ze strażnikami, lecz naraz jego uszu dotarł znajomy, zalotny ton.

"To ta dziewucha!" - wykrzyczał w myślach Arno unosząc wzrok, szczęka delikatnie mu opadła pozostawiając z wyjątkowo głupkowatą miną, zaskoczyło go to nagłe spotkanie, nie ma co. Przez głowę jego przechodziło nieskończenie wiele pytań, domysłów jednak on sam pozostawał milczący jedynie obserwując z niedowierzaniem jak nietuzinkowa zgraja, kolejno wskakuje przez szyld zmierzając do niższych kondygnacji. Nie wiedział tylko co go szokuje bardziej - gracja, z jaką udało im się przemknąć aż tutaj, czy to, że Osrit bez trudu zmieściła się w wyrwie.


"Jebani hochsztaplerzy i szarlatani... jak?!" - głowił się jeszcze przez moment jednak wreszcie wrócił do przytomności, a dostrzegłszy, że został w tyle zawołał półszeptem:

- Ej! Poczekajcie na mnie! - po czym ruszył za resztą.


Na dole, pośród ciemnych ścieżek i zaułków mieszaniec pozwolił, aby to Ori prowadził eskapadę rabunkową, bo jakby nie było karzeł musiał wiedzieć o tym miejscu znacznie więcej niż on, czy ktokolwiek inny. Ociągając się na tyłach Verg miał zgoła inną zagwozdkę, bo od jakiegoś czasu walczył ze sobą i swoimi uprzedzeniami, lecz koniec końców wreszcie zebrał w sobie odwagę, zrównał się tempem z "koronkową lisicą" i powoli wyciągnął ku niej dłoń. Już miał chwycić za rąbek spódnicy, delikatnie pociągnąć, zwrócić na siebie jej uwagę i poprosić by schyliła się doń, lecz... zawahał się. Chciał z nią chwilę porozmawiać, zapytać, czy wszystko z nią w porządku, podziękować za wcześniejszą pomoc i kto wie... może nawet przeprosić za dwuznaczną sytuację sprzed chwili jednak to nie było w jego stylu. W istocie bał się - tak nawiązania kontaktu, jak nawet zwykłej uprzejmości, lękał się zbytniego zaufania. Cofnął dłoń, zwolnił kroku i spuścił wzrok świadom porażki.

- Ja... dziękuję... i przepraszam. - wybąkał pod nosem tak cicho, że prawdopodobnie nikt go nawet nie usłyszał.

"Może innym razem." - pomyślał nim na powrót dołączył do grupy.

Sygn: Juno

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

36
- Ta niewidzialność to pospolita sztuczka? - pytał śmiało - i o dziwo - z uśmiechem na ustach Ori.

- Żadna niewidzialność - parsknęła Osrit. - Złudzenie rzucane na oczy. Sprawia, że ofiary widzą to, co chcesz im przedstawić.

Frymuśny uśmiech opadł, sine poliki stały się rumiane, a niziołek zdawałoby się zrobił się niższy niż dotychczas. Moc zbawcza wstydu - nie przyzwyczaił się do niej, tym bardziej tu, teraz, gdzie właśnie on był założycielem tejże szaleńczej eskapady. Wolał o tym zapomnieć niż rozpamiętywać to przez dzień lub dwa. Pozwolić, by to wspomnienie zblakło, zatarło się w jego pamięci jak wszystkie inne, o których wolał zapomnieć.

Maszerowali przed siebie, blisko siebie chcąc korzystać z rozpraszającego ciemność płomienia Osrit. Z samego początku Kurtyzana ignorowała goblina, jakoby faktycznie nie słysząc bądź nie czując jego zaczepek - nonsens. Koniec końców przechyliła głowę, zwracając spojrzenie i usta ku zielonemu ludkowi.

- Ludzkie pragnienie, żeby się pieprzyć jest wprost nieokiełznane - złapała goblina za kroczę dając do zrozumienia, że żaden to wyczyn wyżyłować kogoś poprzez prymitywne potrzeby.

Puściła dłoń wcześniej muskając kciukiem wypuklenie, które wyczuła przez skórzany spodzień.

- - powiedziała Osrit przyświecając na tajemnicze wrota przed nimi. Zapewne te, o których wspominał Ori. Zaklęte. Nad nimi widniał napis: "Ma jeden kolor, choć kształtów tysiące. Pojawia się kiedy świeci słońce. Lata i pląsa, lecz by nie uciekł. U dołu stoi na twardym gruncie. Nie czyni krzywdy, bólu nie czuje. Samotnie nigdy nie podróżuje."

- Kurwa, zagadka - wtrącił tylko karzeł głęboko wzdychając.

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

37
W reakcji na ten intymny gest przez głowę mieszańca przeszła cała gama emocji, z których kilku kompletnie nie rozumiał, a wiele doświadczał po raz pierwszy. Poczynając od zdziwienia i strachu o rodowe klejnoty, przez błogość i coś w rodzaju radości, po wstyd i irytację z powodu opacznej interpretacji zamiarów mężczyzny. Dwie koegzystujące ze sobą natury walczyły gdzieś wewenątrz niego o to jak powinien zareagować: ludzka, ambitna i poufała oraz goblińska, zawistna, nieprzystępna. Zakłopotany wzdrygnął się i zarumienił wbijając wzrok najpierw w dół, a następnie w jej twarz, która w jego mniemaniu była stanowczo za blisko. Przez chwilę był całkowicie zdany na jej łaskę i niełaskę, lecz gdy wreszcie go wypuściła z objęć kobiecych machinacji cofnął się niepewnie o krok, odskoczył jak oparzony, nachylił i zjeżył włosy jak poirytowany kocur, któremu ktoś wywrócił miskę z mlekiem w środku posiłku. Lekko wyszczerzył zęby szurając nimi w emocjach, których wciąż nie rozumiał, a być może nawet nie chciał zrozumieć.

- Ty przeklęta dziewucho, czy nie ma w tobie nawet cienia wstydu?! - wysyczał wyraźnie wprawiony w zakłopotanie.


Cóż, była to jakaś poprawa w relacjach tej dwójki, kiedyś wszak zielony sięgnąłby po oręż, tudzież spróbował zadrapać pazurami, a tak jedynie się przekomarzali na swój własny sposób.

Sygn: Juno

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

38
- Cień! - rzuciła ochoczo Osrit.

Wystawiona na wysokość dolnych żeber dłoń, ze złotym płomieniem, który wciąż wirował nie wiedzieć dookoła czego, rzuciła mocne światło na ścianę przed nimi. Wtedy to Arno mógł bliżej przyjrzeć się wrotom. Była to jednoczęściowa klapa z błękitnych nieco szarych desek z wyciosanymi wzorami wijących się winorośli po bokach i pod napisem. Z prawej strony, gdzieś pośrodku wysokości, wyciosane pnącze zlewały się w rzadziej upakowaną gęstwinę. Zaznaczone gałązki z towarzyszącymi im listkami oplatały w pętli drobny otwór. Ot co, jak się okazało po głębszych oględzinach, wejście na klucz. Niewielki, raczej drobny. Lekko zardzewiały z trzema zębami.

Zamaszysty ruch ręką ze strony czarownicy wszyscy odebrali jednoznacznie, ustępując krok w tył. Z drugiej strony wyciągniętą przed siebie kończynę z eterycznym ogniskiem zbliżyła do szpary w drzwiach.
- Inseno ne tenebris - dotąd złote języki poczęły przybierać szary prawie czarny odcień. Wirujący obłok krok za krokiem przeistaczał się mocniej w cyrkulujące kłęby ciemności. Ostatni złoty płomień zamigotał. Był tak słaby, tak malutki, że podmuch skrzydeł motyla mógłby go zdmuchnąć. I znikł, a z nim cała jasność.

Odgłos przekręcanego zamka.

Skrzypienie pchanej klapy.

Wpadające przez szczelinę smugi światła.

Jasność i rozwarte drzwi.

Gdy nasłuchiwał tak radości towarzyszy, doleciał go dźwięk niesiony za plecami. Cichutkie i stukające jak igiełki stąpnięcia. Nadstawił więc uszu. Nie, to nie było złudzenie. To, co słyszał, to było skradanie. Otrząsnął się z wrażenia, co rychlej wyglądając za siebie.

Mężczyzna, kobieta, istota, głowę stawiłby w zakład, że nie było to z krwi i kości. Świadczyło o tym szczupłe ciało, dziwny białawy kolor kręconych włosów. Maska założona na twarz spod otworów której błyskały czerwone ślepia. Duży czerwony nos i chód, brodzący bądź kaczy. Inny. Bezszelestnie zbliżało się.
Spoiler:

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

39
Spiczaste uszy zielonego zadrżały niespokojnie, gdy dotarł go nietypowy dźwięk dochodzący za pleców ekipy. Słyszał to, właściwie sam nie był pewien co dokładnie, ale coś ewidentnie za nimi podążało, zbliżało się coraz śmielej, jak drapieżnik szykujący do skoku na niczego nieświadomą ofiarę. Co by nie było kolejnego sojusznika w tych okolicznościach mieszaniec raczej się nie spodziewał.

Gdy reszta drużyny wciąż była w trakcie celebracji nieznacznego sukcesu na drodze do skarbca on zachodził w głowę jak zapewnić sobie bezpieczeństwo nie alarmując przy tym nikogo, a już na pewno nie ową istotę, która tak bezczelnie rzucała wyzwanie goblińskiej przebiegłości.

"Ty szkaradna cholero... odważnie sobie poczynasz, co? Nie myśl, że pójdzie ci ze mną tak łatwo, o nie." - pomyślał, a kącik jego ust nakreślił ledwie widoczny półuśmiech. Wreszcie miał jakiś plan działania, teraz pozostało mu tylko blefować i grać dalej w tę grę.

- Chodźmy, nie ma czasu do stracenia. - rzucił zachęcając gestem resztę by szli przodem. Plan nie był szczególnie skomplikowany, Arno chciał zamknąć pochód, by wkrótce później znaleźć się ze wszystkimi w przejściu, gdzie wąska przestrzeń ograniczyłaby możliwości manewrowe nieznanego zagrożenia, miał zamiar posłużyć za przynętę. Dobry słuch, jak również inne zmysły zapewniały mu niewielką, choć istotną przewagę nad resztą ekipy w kwestii mierzenia się z ukrytym zagrożeniem toteż właśnie na nich zamierzał polegać szkaradny jegomość. Krocząc jak gdyby nigdy nic uważnie nasłuchiwał momentu, w którym napastnik zbliży się doń celem zadania ciosu, a gdy odległość między nimi będzie Vergowi jawić się dostatecznie bliską goblin odwróci się raptownie prawą ręką sięgając sztyletu, którym zada możliwie szybkie pchnięcie w stronę cielska intruza, zaś wolną, lewą ręką przywoła niewielki płomień. Drobny język ognia pojawiłby się w otwartej dłoni nieznacznie lewitując nad skórą, rozświetlając mroki podziemi, jak również wyszczerzoną w szyderczym uśmiechu gębę zielonego, zaś na hasło...

- Płoń! Płoń skurwielu!

...strumień ognia uderzyłby z całą mocą i nie odpuściłby dopóty, dopóki zagrożenie nie czmychnie w mrok lub całkiem nie zesztywnieje w objęciach bolesnej śmierci. Tymczasem zielony przyglądałby się tej bolesnej scenie z wypiekami na twarzy jak u dziecka, który wwierca się spojrzeniem w wymyślne słodycze i ciasta na wystawie piekarniczej.
"Tańcz dziwko, tańcz. O tak... o tak..."

Sygn: Juno

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

40
Szmer, taniec na pięcie, ogień i krzyk.

Za plecami konfratrów podziemna przestrzeń zapłonęła łuną pożaru. Buchający ogień rozświetlił drogę za drzwiami tak bardzo, że pochodnia czy magiczne sztuki Osrit przestały być potrzebne. Nim zdołali wykręcić piruet, skierować wzrok czy choćby wychylić się, wokół uniósł się smród. Gorzki, kleisty, duszący i kleisty smród palonego mięsa. Miejsce za magiczną bramką, którą przekroczyli wszyscy z wyjątkiem goblina, podświetlone było wyraźną czerwoną łuną, jak gdyby nieodległym pożarem. Okuty gałganem mroku strumień gorąca ulatywał prosto z otwartej dłoni Arno. Jęzor płomieni wysokich i mocnych, jasno żywych, niechwiejnych.

Salwa powoli tonęła w mroku, rozjaśnianym tylko nią samą. Igłami płomiennego blasku. Płomieni na samym końcu maleńkich i tak słabych, że ledwie się tliły, ledwie pełgały, już to rozbłyskając z wielkim trudem, już gasnąc zupełnie. I ostatni płomyk zgasł, uciekając do rękawa zielonego mieszańca. Czuł jak siły ulatują, a nogi zaczynają drżeć. Jak drobne kropelki potu wsiąkają w koszulę na plecach i ciekną po czole, nosie z wargami włącznie. Jak zaśmierdnięte spalenizną powietrze wtłaczane jest do płuc, nie łagodząc wcale a wcale duszności. Czuł, że braknie mu lada chwila sił. Słońce i grad ramię w ramię - istna burza wewnątrz ciała. W końcu magia to groźna kochanka; może dać ci skrzydła lub powalić na ziemię. Nieroztropne sięganie po zaklęcia często uśmiercało zaklinaczy. Nie przez odwrócenie się od inkantującego czaru, lecz nade wszystko z wycieńczenia. Sztuka czarowania od zarania dziejów trapiła najtęższe umysły. Od siły woli, wewnętrznego smaku magii - mistycyzmu - zależało to, jak wybitnym czarownikiem ktoś był. Ile mógł znieść i na co w tym całym czarowaniu zdolny był sobie pozwolić. To sprawiło, że obdarzony nadprzyrodzonym darem, acz niewyuczonym, Arno, prawie zszedł przez zapaść.

- Wracaj - zza pleców dobiegł go głos Oriego, który podobnie jak reszta nie przekroczył ponownie progu czarodziejskich wrót. Rzucone przez Osrit zaklęcie wciskało się do kanału, rzuciwszy nieco światła Arno. Spostrzegł wtem kupę popiołu pod nogami i resztki okopconych, lecz nienaruszonych kości. Ułożone w stos jedna na drugiej, jak podczas konstruowania budowli z badyli przez dzieci z obrzeży miasta. Nagle coś... Ktoś zachichotał grzecznie. Z ciemności dobiegł dźwięk dzwoneczków poprzedzony jeszcze głośniejszym śmiechem. Potem odgłosy brzękania ścichły, głuszone urywanymi popiskiwaniami. W oddali zmaterializowały się znikąd wśród mroku jak wcześniej wybuch płomieni, czerwone rubinowe oczy. Jedna, dwie, trzy pary! Dzwonki biły coraz mocniej i mocniej, jakby były tuż-tuż.

- Dalej - powtórzył drżącymi wargami niskorosły bandyta. - Dalej!
Spoiler:

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

41
Nieprzyjemna fala gorąca zalała go w jednej chwili jak letni skwar byle nieroztropnego staruszka, który zasnął na ławce w pełnym słońcu. Dorwał skurwiela, nie sposób zaprzeczyć, niemniej teraz sam ledwie dychał. Drżące nogi niemal uginały się pod nim ze zmęczenia, a grube krople potu ściekały z twarzy i spiczastego nosa, zalepiały oczy, kleiły do odzienia pewnikiem budząc dość marne wrażenie na rozchichotanych szkaradztwach. Gdyby chociaż przez chwilę pomyślał o ewentualnych konsekwencjach, zanim całkiem pochłonęła go sadystyczna żądza być może lepiej oceniłby swoje możliwości, ale skąd miał wiedzieć, na co go tak naprawdę stać? Wszak wciąż dopiero poznawał arkana magii, w dodatku wszystko to robił na własną rękę, metodą prób i błędów.

"Teraz przynajmniej wiem, że rzucanie kurwami idzie mi znacznie lepiej niż czarami, heh." - zażartował w myślach gdy na jego bladej twarzy zagościł słaby uśmiech.

Czuł, że mięśnie odmawiają mu posłuszeństwa, że każdy ruch niesie ze sobą przeszywający ból, ale wiedział równie dobrze, że jeśli nie zrobi czegoś teraz to zostanie całkiem sam w ciemnościach z trzema pajacami, a w tego typu scenariuszach śmierć jawiłaby się najlepszym co mogłoby go spotkać.

Nie zamierzał się poddać, o nie nie. Wciąż miał wiele do zrobienia w tym pomylonym świecie, wiele dachów do spalenia i tyłków do skopania i co by nie było nie mógł sobie pozwolić na to, żeby to wszystko skończyło się właśnie tu, w jakiejś zapyziałej norze z bandą... w sumie nawet akceptowalnych indywiduów.

Drżącą dłonią postarał się unieść ostrze na wysokość oczu mierząc tym samym przed siebie z wątpliwą gotowością do ewentualnego przyjęcia ciosu. Nie był głupi, wiedział jak niewiele trzeba, żeby zwalić go teraz na ziemię, jednak skrycie liczył, że być może uda mu się zastawić drobną pułapkę typu "tonący brzytwy się chwyta". Stając twarzą w kierunku zagrożenia postąpiłby krok do tyłu, aby zbliżyć się do ekipy. Gdyby poczuł, że jednak niedomaga zaparłby się ściany drugą ręką i tak sukcesywnie przemieszczał byle dalej od rubinowych ślepi.

- No co niedojdy, zabrakło wam jaj? - prowokowałby przeciwników, sam ledwie zipiąc - Chodźcie po mnie, już ja wam sprawie szerokie uśmiechy! Od ucha do ucha! - zaraz splunąłby pogardliwie na spopielone truchło. Jedynie marny blef i kawałek żelastwa dzieliłyby go w tej chwili od pewnej zguby.

W zamiarze miał oczywiście spieprzyć czym prędzej za czarodziejski próg, w razie potrzeby nawet uskoczyć doń poświęcając temu przedsięwzięciu wszystkie pozostałe siły, lecz liczył się również z tym, że może mu się po prostu nie udać ten manewr, a wtedy jak zakładał, użyje oręża niczym włóczni przy bezpośrednim starciu ze zwierzyną. Zaprze rękojeść broni o własne ciało licząc na to, iż wróg skoczy w jego kierunku i własnym ciężarem nabije się na zabójczy szpikulec, co stanie się później będzie już jedynie kwestią kapryśnego losu.

Sygn: Juno

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

42
Duchy napawały się dozą przerażenia goblina i jego konfratrów, gdy ten zmaterializował się nagle za magicznymi drzwiami jak wybuchły płomień. Ukradkiem trafił do świata za drewnianą osłoną. Tą czym prędzej zamknęła z hukiem Kurtyzana, a Isrit nie trwoniąc ani sekundy rozpoczęła zaklinanie przejścia. Wyciągnięte na wysokość piersi ręce balansowały w otwartej przestrzeni jak nie chcący dać się zerwać liść na wietrze. Niewątpliwie rzucane były zaklęcia ochronne, bowiem w świetle Arno spostrzegł, że po drewnianych wrotach wspina się od podłogi szara bańka o konsystencji galarety. Eteryczna bariera czy osłona arkana, tak nazwała czar wiedźma. Lecz nie to trapiło umysł półgoblina. Trafił koniec końców do swoich. Poczuł, jak chłodna ściana, od której biło zimnem, łagodzi rozpalenie wywołane nazbyt chaotycznie trąconym zaklęciem ze szkoły magii ognia.

- Co to do cholery było? - spytała poruszając już drżącymi wargami Kurtyzana, gdy Osrit w skupieniu kontynuowała inkantowanie magicznej bariery.

- Bractwo - odparł Ori, a jego tembr głosu cuchnął strachem i budził niepokój, jakoby zatajał prawdę, o której wiedział od dawna.

Nierządnica mruknęła cichutko pod nosem, co, jak Arno wiedział, wyrażało niezadowolenie. Kurtyzana należała do tych przedstawicielek płci pięknej, które uwielbiają malkontencić. Wyczekiwał wtem aż zrzuci maskę milczenia i rozpocznie się prawdziwe piekło.

- Zanim zwerbowałem was - urwał, przełykając głośno ślinę aż niemały gul wyskoczył i zniknął lada chwila na szyi - szukałem pomocy u bractwa - gupa dziwnych cyrkowców. Myślałem, że ich najmę do tej roboty, ale to banda popierdoleńców! - rzucił poszczekując z lekka zębami. - Emocjonalnie zaburzeni przestępcy, mówię wam - zapewnił. - Ciągle się śmieją, a zadawanie bólu daje im radość. Wąchają jakieś gówno, od którego jeszcze bardziej wariują i są bardziej niebezpieczni. Chcieli mi odciąć rękę, więc uciekłem. Nie myślałem, że zechcą sami wykonać zlecenie, że...

- Cały czas nas śledzili, kretynie! - wybuchnęła spazmatycznym krzykiem Kurtyzana. Wyrafinowana złodziejka drżała na całym ciele nie będąc w stanie zapanować nad nerwami.

Coś trzepnęło w drzwi z hukiem! Na szczęście zaklęcie ochronne Osrit było doprowadzone do końca, a bariera pochłonęła część siły uderzenia.

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

43
Wpadając za próg wąskiego przejścia zielony oparł się o chłodną ścianę wciąż z trudem łapiąc oddech. Jego serce waliło jak młotem, dłonie drżały niespokojnie, a czując, że lada moment również kolana odmówią mu posłuszeństwa zaparł się plecami i powoli osunął na tyłek. Był zbyt wycieńczony, żeby uczestniczyć w awanturze, toteż jedynie przyglądał się reszcie nasłuchując tego co mieli do powiedzenia.

"Bractwo?" - pomyślał zastanawiając się przez chwilę, czy już wcześniej, aby nie słyszał o podobnym ugrupowaniu, jednak gdy dotarło do niego, że nie jest w stanie przywołać żadnej konkretnej informacji odpuścił sobie dalsze rozważania - "Pięknie, teraz drepczą nam po piętach naszprycowani mordercy w strojach arlekinów. Nuda w istocie jest ostatnim co nas dzisiaj czeka, mhm."

Postanowił zaczekać aż reszta skończy wymianę zdań by wreszcie wtrącić się:

- Jeśli skończyliście to powinniśmy czym prędzej ruszać, nie wiem jak długo wytrzyma jeszcze bariera Osrit i szczerze mówiąc wolę tego nie sprawdzać. Zgarnijmy skarby, poszukajmy drogi ucieczki i wynośmy się stąd, im szybciej, tym lepiej. - zaproponował przecierając twarz z potu.


Jeszcze przez jakąś chwilę zbierał siły do dalszej drogi, masował mięśnie, uspokajał oddech, a gdy wreszcie poczuł się trochę lepiej wstał gotów stawić czoła przeznaczeniu.

Sygn: Juno

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

44
Zdawało się, że niespecjalnie zależy im na czasie. Dopiero słowa Arno wybudziły jakby dwójkę dyskutantów z amoku. Osrit trzymała się na uboczu, wzniesienie ochronnej tarczy musiało kosztować ją sporo mocy. Goblin tyleż bystrym, co czujnym spojrzeniem przyuważył, że każde uderzenie, każdy łomot w barierę chyba osłabia wiedźmę. Na odkrytych przedramionach rozsiana była gęsia skórka, a włosy stroszyły się, że aż strach. Po nosie ściekały krople potu, których nie godziło okresowe ścieranie.

Wstali.

Zabrawszy manele i zostawiwszy groźnych zabójców za sobą w całkowitej ciemności, członkowie napadu na Oroski bank czym prędzej pospieszyli przed siebie. Blask osadzonej w dłoni Osrit magicznej kuli tańczył po ścianach i sklepieniach rozjaśniając drogę. Nie zwalniali tempa. Korytarz, zakręt, korytarz i rozwidlenie. Duża krypta, a pod ścianą stos skrzyń, na nich otulone lepką pajęczyną książki. Wzdłuż ułożonych jeden na drugim drewnianych pojemników, wiodły w górę schody wykonane ze złomów pokrytego mchem kamienia.

Schody były wiekowe, spękane, porozsadzane z pustymi ubytkami. Ori poszedł przodem, tuż za nim kurtyzana. Osrit dalej trzymała się z tyłu, przed nią wiec kroczył Arno. Szedł w milczeniu, spiesząc się i próbując kontrolować oddech. Poczuł jak znikąd coś siada mu na piersi. Jakby zewnętrzna siła ściskała żebra. Duszący, dławiący ból. Zgrzyt, szum, ciemność przed oczyma. Jego nogi zmieniły się w dwa chwiejne sznureczki, tak cienkie, że nie zdołał utrzymać się w pionie i huknął z impetem o schody. Słyszał krzyk kurtyzany, wołanie Oriego oraz spokojny głos Osrit. Ktoś objął go silnym ramieniem, w ogóle nie czuł bólu po upadku.

- Co się dzieje?

- Na Krinn, Ori, zrób coś!

- Nie dotykaj go!

- Odejdźcie, to kinite im aetate


Arno stracił przytomność.

- Wyjdzie z tego? W ogóle oddycha? - rozpoznał głos wiecznie poirytowanej kurewki.

- Mówiłam, kinite im ateate.

- Po każdym użyciu czarów będzie tak reagować? - pytał Ori.

- Nie - podsumowała na chłodno Osrit. - Kinite im ateate to wyczerpanie pokładów energii ponad możliwości czarującego. Wtedy magia sięga po inne źródło, a tym jest sam czarujący. W dosłownym tego słowa znaczeniu - dodała. - Ma szczęście, że żyje.

- W sumie wygląda nawet przystojnie.

Nikt nie pokusił się o komentarz słów kurtyzany. Arno mruknął, ruszył barkiem i otworzył oczy.

- Witamy z powrotem - rzekła ciepło Osrit, potem wyczarowując prze goblinem magiczne zwierciadło, w którym mógł się obejrzeć.
Przybyło siwych włosów. Skóra straciła dawny blask, stając się matowa i bardziej sucha. Mocno uwypukliły się kości policzkowe, podkreślone przez głęboką zmarszczkę między nosem a wargą. Chytre zaklęcie nie oszczędziło i czoła, na tym przyuważył dwie fale oraz wyraźną lwią zmarszczkę. W oczach gotował się dawny wigor mimo wszystko dopasowany do szaroczarnego zarostu.
Spoiler:

Re: Dom na dolnym mieście należący do Kubixa

45
Zmroczony, oszołomiony rozwarł nieśmiało powieki dostrzegając nieprzyjemnie blisko siebie znajome gęby. W pierwszym odruchu naturalnie nie czując się zbyt komfortowo wzdrygnął się, zasłonił twarz i spróbował nieco odczołgać, ale w tej samej chwili dotarło do niego, że coś jest nie tak, że nastąpiła jakaś zmiana. Serce zabiło mu mocniej, ale spróbował opanować emocje, przemyśleć na spokojnie swoją sytuację. Co uległo zmianie? Czemu był tak roztrzęsiony? Nogi miał jakby ciut dłuższe, skórę bardziej szorstką niż zazwyczaj, w dodatku zarósł jak nie on, bo przecież nie miał jakiejś szczególnej tendencji do zapuszczania brody.

- Co do- - już podnosił głos, lecz naraz zamilkł słysząc, że nawet jego barwa uległa nieznacznej zmianie tym samym wzmagając ochrypły ton. Rozbiegane, szukające odpowiedzi spojrzenie padało to na karła, wiedźmę, kurtyzanę, by w końcu zastygnąć na odbiciu łypiącym nań z magicznego zwierciadła. Zielony wreszcie odsłonił usta uważnie obserwując jak jego obraz robi dokładnie to samo. Zmrużył żółtawe ślepia, otrzeźwiająco poklepał się po policzku, ale najwyraźniej nie majaczył. Zmienił się. Postarzał?

- To... ja? - chwilę przyglądał się gładkiej tafli z wyrazem niekryjącym zdziwienia, zdawać by się mogło jakoby nieoczekiwanie ujrzał zmarłego, tudzież zaginionego członka rodziny.


Nastawił lico zerkając z ukosa, delikatnie dotknął podbródka, przeczesał siwo brunatne włosy, przyjrzał się swoim dłoniom, obrócił je, a wszystko to zajęło go tak bardzo, że nie ozwał się ani słowem. Czując narastającą presję ze strony pozostałych nareszcie oderwał wzrok od tej dziwnie znajomej, acz jakby nie było nowej powłoki, spojrzał czarownicy w oczy i zapytał niepewnie:

- To wynik czarów? Już taki zostanę? - jak nigdy musiał polegać na mądrości innych. Zakładając, że otrzyma w końcu swoją odpowiedź zamarł na moment, wbił wzrok w ziemię, głęboko westchnął, powoli wstał, otrzepał ubrania z kurzu i rzucił do reszty:

- No trudno... nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, bardziej szkaradny i tak już nie będę, heh. - spojrzał jeszcze raz na w stronę zebranych oczekując jakiejś reakcji, choć właściwie nie wiedział co mogli mu jeszcze powiedzieć, ba! Sam nie miał pojęcia co o tym myśleć, więc postanowił na tę chwilę porzucić rozważania i zamartwienia, wszak w niczym mu nie pomogą. - Chodźmy, nie ma sensu, byśmy zmarnowali więcej czasu, mamy bank do obrobienia.

Wewnątrz wciąż był do pewnego stopnia skonfundowany, ale postanowił możliwie tego nie okazywać.

Spoiler:

Sygn: Juno
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”