Dom Zielarki

1
Spoiler:

Domek, niegdyś służący za stancję dla uczącej się na Uniwersytecie Sidany, jest małym, murowanym piętrowym budynkiem, niemal całkowicie obrośniętym przez bluszcz. Tynk był beżowego koloru, dopóki nie przykryły go korzenie ekspansywnej rośliny. Sidana powróciła do niego po swej podróży i urządziła się tak, żeby przez kolejny rok czy dwa nie miała potrzeby ruszać się z miejsca. Przed schodami prowadzącymi do wejścia wisi mały szyld z wykaligrafowanym napisem: „Sidana Irethi, zielarka”.



[Poprzednio...]

Gdy dochodzili na miejsce, zerwał się wicher i porwał zmarznięte kawałki śniegu. Szyld huśtał się zamaszyście, ale był na tyle mocno przytwierdzony, że nie było opcji, żeby się urwał i komuś zrobił krzywdę.
Doprowadziła ich do wejścia po schodach, znalazła w swoich sakwach klucz i przekręciła go w zamku. Otworzyła drzwi. Ze środka dobiegł do nich zapach ostatnio używanej przez elfkę mięty. Cały dom pachniał orzeźwiająco miętą.
Wpuściła obu panów do środka. Zdjęła swój płaszcz i zostawiła go na ławie w kuchni. Zaprosiła ich do środka, pokazując im salon po lewej. W pomieszczeniu znajdowały się 2 nieco już wystrzępione, ale solidne fotele z ciemnego drewna, stolik, półki na książki i kredens z trunkami. Centralną, a zarazem, najważniejszą częścią saloniku był oczywiście kominek, w którym radośnie huczał ogień. Można było naturalnie usiąść sobie przez kominkiem, zabierając uprzednio jedną z poduch na fotelach.
Weszła za nimi i odsłoniła, jak tylko mogła, okna (nie było w środku tak ciemno, jak zawsze, bo bluszcz zmarniał nieco podczas przedłużającej się zimie). Poszła do kuchni.
Czym by tu pozbyć się bólu... chwileczkę... maść z esencją z żywokostu powinna miejscowo znieczulić obolały nos, ale potem posłać klienta, żeby umył ręce, bo się jeszcze struje... a doustnie syrop arnikowy... tylko gdzie ja to wsadziłam.
Z kuchni zaczęły dochodzić odgłosy krzątaniny i przekładania niezliczonej masy flakoników i buteleczek.
***
Have you forsaken us?
Have you forgotten our faithful men calling your name?

Re: Dom Zielarki

2
Filip wszedł zaraz po swoim towarzyszu do środka i rozejrzał się.
-Przytulnie tu - rzucił krótko, wciągając powietrze i uśmiechając się mimowolnie.

Mężczyzna odwiesił płaszcz i usiadł w fotelu.
-Swoją drogą, jeśli chodzi o nastawianie nosa... Mogę spróbować, ojciec nauczył mnie dość dobrze takich rzeczy. Może brzmi to niezbyt przyjemnie, ale typowo "wojskowe" zabiegi umiem przeprowadzać ze znikomą szkodą dla.... hmm... poszkodowanego - oznajmił.
"Zresztą, ile to już razy nastawiałem złamany nos? Chyba więcej, niż wszystkich połamanych kości i wybitych stawów razem wziętych... Dobrze, że mamy zielarkę, ona zajmie się kwestią ziół i znieczulenia, ja zajmę się resztą. Jakby nie patrzeć, to się uzupełniamy..."

Re: Dom Zielarki

3
Pierwszym, co zauważył Verin po przejściu przez próg domu Sidany była mięta. Wszechogarniający zapach mięty unoszący się w powietrzu pobudzał i orzeźwiał, usprawniając myślenie. Mężczyzna lubił ten zapach.
Podszedł do wolnego fotelu, po czym usiadł na nim. Wygodny. Verin przyzwyczaił się już do ław karczemnych, dlatego też obecność oparcia wydawała mu się... nietypowa. Zabawne, niegdyś siadał tylko na przepięknych, rzeźbionych krzesłach z drogiego drewna, teraz zaś byle fotel zaskakuje go komfortem. Co więcej, sam domek, który niegdyś uznałby za gorzej niż skromny, teraz zachęcał swą przytulnością i prostotą. Bluszcz, choć zaniedbany, ładnie komponował się ze ścianami, zarówno widziany w mroku od zewnątrz, jak i w środku, nieśmiało zaglądający przez okna do środka.
Spojrzał na trzaskający ogień w kominku. Kiedy zielarka zdążyła go zapalić? Cóż, każdy ma swoje tajemnice... a ludzie nauki skrywają ich zdecydowanie najwięcej. Tak samo było z Lirinem - z początkiem nauki na uniwersytecie stał się tajemniczy, chłodny, zdystansowany. Ilekroć rozmawiali, mówił zagadkowo, jakby bawiąc się brakiem zrozumienia rozmówcy. Liczył na wpadki i głupstwa Verina. Dom Indarienów mieścił się niedaleko, w dzielnicy obok... Zapewne oni też siedzieli przy kominku, smakując wino i dyskutując o polityce, albo też słuchając występów barda. Mężczyzna pokręcił głową - Lirin nigdy nie spędzał czasu z ojcem, wolał wielki świat nauki.
Spojrzał na Filipa, wyrwany z rozmyślań.
- Słucham... a, rozumiem, znikomą szkodą... - w mig przypomniał sobie, o czym mówił zbrojny - wolałbym skonsultować twoje "wojskowe" zabiegi z elfką, niemniej jednak gdyby udało ci się nastawić nos, ma wdzięczność nie znałaby granic.
"Graj muzyko graj!"
"The cross as a sign of hope is fading away like our remembrances"

Re: Dom Zielarki

4
Filip przez jakiś czas przyglądał się Verinowi, podążając za jego wzrokiem. On też spojrzał na kominek.
"Czyli nie tylko ja zwróciłem na to uwagę... Ogień pali się ładnie, nie jest mały i nie gaśnie. Czyli albo dorzuciła sporo przed wyjściem - dość nierozsądne, mimo zimy, pożary się zdarzają - albo kto inny pilnował domu. Ma może kogoś na terminie? Albo po prostu kogoś? Albo to... magia. Mniejsza z tym."
Po słowach mężczyzny, Domedraug wstał i podszedł do niego, po czym wskazał na swój nos.
-Prosty, raczej prosty, krzywy, bardzo krzywy? - uśmiechnął się lekko.

Re: Dom Zielarki

5
Z kuchni dobiegło głośne "A-ha!", gdy zielarka znalazła upragniony specyfik. Zabrała buteleczkę i słoik ze sobą do salonu. Słyszała część rozmowy, gdy doszło do nastawiania nosa.
- Czy na pewno wiesz, co robisz, Filipie? - zapytała uważniej przyglądając się uszkodzonemu nosowi młodzieńca. - Co prawda będę w stanie uśmierzyć ból... pytanie, czy nie zepsujesz mu go jeszcze mocniej?
Postawiła przedmioty na stoliku i podeszła do rannego.
- Usłyszałam już Twoje imię, najwyższy czas, byś poznał moje... - mówiła, chwilę patrząc na niego badawczo. - Jestem Sidana. Czy mogę obejrzeć to złamanie? Czy mocno puchnie?
Nachyliła się nad twarzą Verina. Jak każdy zielarz, ona też pachniała mieszanką ziołową, w której przeważała werbena, mięta i tatarak. Musiał to poczuć, bo delikatnie ujęła go za brodę i obejrzała wszystko z każdej strony.
- Zanim Filip weźmie się za nastawianie... - zaczęła, podnosząc kamionkową butelkę zatkaną korkiem. - ...proponuję wziąć coś na chwilowe uśmierzenie bólu. Podaję Ci syrop z arniki górskiej, która powinna zmniejszyć uczucie bólu. Weź łyka. Ostrzegam, że nie jest najsmaczniejsze.
***
Have you forsaken us?
Have you forgotten our faithful men calling your name?

Re: Dom Zielarki

6
Słysząc Sidanę, Filip uśmiechnął się i zaśmiał cicho, po czym wskazał na swój nos.
-Powtarzam pytanie: Prosty, raczej prosty, krzywy, bardzo krzywy?
Po chwili ciszy, uśmiechnął się do zebranych.
-Nastawiałem go sobie z trzy, może cztery razy, najczęściej uprzednio wypiwszy trochę, coby ból stępić i ręce uspokoić. Na mój gust, krzywy nie jest... chyba. Tak czy inaczej, w kwestii zajmowania się prostymi urazami po bójkach, niewielkimi i średnimi ranami ciętymi czy szarpanymi, mam jako takie doświadczenie, swoje przeżyłem, wiele urazów doświadczyłem osobiście. A że jeszcze żyję, kaleką nie jestem, to raczej dobrze wróży. Ale co ja będę się tutaj rozwodzić jak potłuczony... Sidano, zajmij się nim, ja się nieco rozgrzeję i przygotuję...
Już po chwili, mężczyzna siedział przy kominku, zdejmując rękawicę z lewej dłoni, aby następnie ogrzać obie dłonie, strzelić kostkami i rozmasować każdy palec z osobna, po kolei.

Re: Dom Zielarki

7
Kobieta pachniała ziołami, i choć Verin nie potrafił określić konkretnych gatunków, uznał go za dość egzotyczny i na swój sposób pociągający. Skinięciem głowy zezwolił Sidanie na obejrzenie swojej obecnie niezbyt imponująco wyglądającej twarzy. Od dawna nikt nie uszkodził mu tak nosa... szczerze mówiąc, było to pierwsze tak mocne uderzenie, które otrzymał. Wychowany w kulturze i uprzejmości nieczęsto miał okazję widywać pijackie bójki, na walce pięściami nie znał się w ogóle.
Gdy elfka podała mu butelkę, zawahał się. Odezwały się wątpliwości, wszak kim jest stojąca nad nim kobieta? Poznał ją ledwie przed trzydziestoma minutami, zamienili ledwie kilka słów. Czy powinien jej zaufać? "Głupi..." skarcił się w myślach. To przecież medyk, leczy tak każdego swojego klienta. Spojrzał na zniecierpliwioną minę leczącej go Sidany i zrobiło mu się głupio - odkorkował butelkę i pociągnął długiego, nieco nerwowego łyka.
Istna symfonia smaku, która chwilę potem wybuchła w jego podniebieniu nie była najprzyjemniejszą rzeczą, którą mężczyzna przeżył. Nie miał wcześniej zbyt wiele kontaktów z lekami, zatem gorzki smak był dla niego nowością. Niemiłosiernie zapiekło go w ustach, a później w przełyku. Jego twarz wykrzywił lekki grymas. Usilnie starał się pokazać po sobie, że lek nie zrobił na nim wrażenia, efekty jednak były dość mierne. Po kilku sekundach zakrztusił się, wciąż czując pieczenie. To bolesne doświadczenie wyczerpało go mentalnie bardziej, niż jakakolwiek lekcja wychowania w dworze. Jak na ironię, był to ledwie ziołowy medykament.
- Dzie... dzięki. - rzekł do Sidany, sapiąc - Możemy zaczynać, miejmy to już za sobą. Ustalcie, kto, co najpierw na mnie robi...
Zerknął załzawionymi oczami raz na mężczyznę, raz na kobietę.
"Graj muzyko graj!"
"The cross as a sign of hope is fading away like our remembrances"

Re: Dom Zielarki

8
Sidana powstrzymała parsknięcie, gdy zobaczyła wykrzywioną minę rannego.
- Mówiłam, że nie będzie najsmaczniejsze, ale wkrótce powinieneś poczuć się nieco lepiej. Arnika górska łagodzi ból przy stłuczeniach i urazach. - powiedziała, po czym zwróciła się do Filipa.
- Jeżeli jesteś pewny, że chcesz nastawiać ten nos, to do boju. Lek wkrótce zacznie działać i nie będzie tak spektakularnie bolało przy nastawianiu.
Wróciła wzrokiem do Verina.
- Po nastawieniu posmaruję Ci nos i jego okolice maścią z żywokostem. Wchłania się dosyć powoli, bo jest dosyć mocno skondensowany, a Ty nie możesz go dotykać. Nie nadaje się do spożycia, wywołuje silne bóle brzucha. Poczekasz tu 20 minut, aż większość się wchłonie, a ja usunę resztki, żebyś sobie krzywdy nie zrobił.
Elfka zabrała butelkę z arnikowym syropem i zatkała ją korkiem. Na stoliku postawiła pękaty słoiczek z ciemnego szkła. Nie było widać jego zawartości - maść z żywokostu była niemal czarną breją o orzeźwiającym zapachu wywołanym przez dodany do niego wyciąg z mięty. Czuć go było aż nadto.
***
Have you forsaken us?
Have you forgotten our faithful men calling your name?

Re: Dom Zielarki

9
Filip skinął głową i podszedł do towarzysza.
-Zobaczysz, jeszcze będą się za tobą dziewoje oglądać! - puścił do niego oczko i rozmasował swoje ręce.
Nie pamiętał do końca, kiedy ostatnio nastawiał nos, mógł jednak z całą pewnością stwierdzić, iż po pierwsze, nie był wtedy do końca trzeźwy, po drugie, nastawiany nos należał bezpośrednio do niego, po trzecie zaś, efektem ówczesnego stanu była jakaś bijatyka. Cóż, jego życie różami usłane nie było.
-Poczekamy, aż specyfiki zaczną działać... W międzyczasie, opowiedz no nam nieco o sobie Verinie, ciekaw jestem, cóż cię tu sprowadziło, bo śmiem wątpić, że należysz do studentów.

Bezpośrednio po swej wypowiedzi, Domedraug przysunął się do rozmówcy i zaczął oglądać jego nos pod różnymi kątami, zastanawiając się, jak najlepiej zabrać się do zabiegu, aby nie uszkodzić pacjenta bardziej, przy okazji nie oszpecając go trwale. Znaczy się bardziej, niż w jego obecnym stanie.

Re: Dom Zielarki

10
(Bo czekanie prawie trzech tygodni mija się z celem)

Wykorzystując fakt, iż jego rozmówca odpłynął (Nie do końca wiadomo, czy to przez łyk żytniej, upływ krwi, specyfiki Sidany czy oraz głowy), Filip zabrał się za nastawianie złamanego nosa. Ponieważ z oczywistego powodu Verin nie stawiał większych oporów i nie ruszał się, cały zabieg przebiegł całkiem sprawnie i szybko.

Oczyściwszy swe dłonie z krwi w misce z wodą, mężczyzna odszukał wzrokiem Sidanę.
-Wszystko ma już na swoim miejscu. Chyba. Jeśli to nie problem, idę się nieco przewietrzyć.
Nie czekając na odpowiedź, założył on swe rękawice, zapiął płaszcz i wyszedł z domku, kierując się na targ.

Re: Dom Zielarki

11
(Powróciłam, a jakoś w niedzielę dowiem się, czy z tarczą czy na tarczy...)

Zanim zdążyła na cokolwiek zareagować, Filip szybkim i pewnym ruchem nastawił skrzywiony nos jej pacjenta z taką wprawą, że nie jeden cyrulik mógłby się od niego uczyć. Krew, która poszła z nastawionego nosa została natychmiast zatamowana poprzez podstawienie lnianej szmatki pod nos delikwenta. Chwilę potem, na napuchłe okolice twarzy Verina, została położona ostro pachnąca maść.
Sidana, po skończonej aplikacji gęstej mazi, odprowadziła wzrokiem drugiego mężczyznę. Wytarła ręce w przygotowaną szmatkę, po czym starła resztę, bardzo delikatnie, z twarzy Verina.
- Zaraz zmienię wodę w cebrzyku, będziesz mógł dokładnie umyć twarz.
Zabrała miedziany cebrzyk i pozbyła się mętnej, czerwonawej wody. Przyniosła pełny cebrzyk ponownie, by jej klient mógł obmyć twarz.
- Jeżeli nadal twierdzisz, że nie masz mi czym zapłacić, to wisisz mi przysługę. Inaczej, będzie Cię to kosztowało 3 srebrniki. Możesz sobie wybrać.

Posprzątała po całym zabiegu, odniosła specyfiki na swoje miejsca, ale potem przyszła jej do łowy myśl, że pewnych mikstur może w najbliższym czasie potrzebować.
Kto wie, może znowu komuś się coś przydarzy i będę musiała interweniować?
Przejrzała swoją półkę, na której w równych rzędach stały niezliczone butelki, buteleczki i słoiki wypełnione jej tylko znanymi specyfikami. Postanowiła zabrać następujące wyroby:

- maść zamkniętą w perkatym słoiku zawierający miętę pieprzową, nagietek lekarski, rumianek pospolity i szałwię lekarską, działający przeciwzapalnie i dezynfekująco na skórę i błony śluzowe.

- miksturę w wąskiej butelce zamkniętej korkiem, o podobnym działaniu co maść, ale zawierającą babkę lancetowatą, lawendę lekarską i pokrzywę zwyczajną.

- gęstą miksturę w zielonej butelce opatrzonej pieczęcią (nie dalej jak rok temu stworzoną, zatem mocną) zawierającą w sobie sosnę zwyczajną, miodunkę plamistą i biedrzec anyż, na problemy gardłowe.

- miksturę w kolejnej wąskiej butelce, ale opatrzonej nadłamaną pieczęcią, zawierającą kwiaty czarnego bzu, owoce malin oraz kwiaty lipy - remedium na gorączkę.

- ciemny płyn w przeźroczystej perkatej butli zawierającej w sobie ekstrakty z takich ziół jak borówka czernica, marchew zwyczajna, kora dębu i liście orzecha włoskiego, idealna na wszelkie problemy żołądkowo-jelitowe.

- gęsty, zielonkawy płyn zamknięty w wysokim słoiku, zawierający w sobie prawoślaz lekarki, kwiat śliwy tarniny i rącznik pospolity, aby wywołać szybkie czyszczenie jelit (co do składu tego specyfiku Sidana nie była pewna, skład nie był jeszcze testowany - nie umie stwierdzić, po jakim czasie nastąpi reakcja - po minucie czy po pół godziny).

- żółtawy płyn w butli z pieczęcią, wytworzony z czarnego bzu, chabra bławatka, lubczyku ogrodowego, pokrzywy zwyczajnej i dzikiej róży, jako środek moczopędny.

Wszystkie butelki i słoiki schowała do wymoszczonej miękkim materiałem torby. Potrząsnęła nią lekko, sprawdzając, czy żadna z butelek nie uderza o żadną inną.

Odprowadziła Verina do drzwi i podała mu zwitek papieru z przypomnieniem o zapłacie lub innym sposobie spłaty długu. Pożegnała się i zamknęła drzwi.
Wróciła do salonu i znowu ubrała się najcieplej jak mogła. Owinęła się szalikiem, narzuciła płaszcz, naciągnęła rękawice i wyszła z domu, zamykając drzwi na klucz.
Ruszyła w kierunku targu, by ewentualnie, dobrać nieco nowych ziół do wyrabiania nowych lekarstw.
***
Have you forsaken us?
Have you forgotten our faithful men calling your name?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”