Re: Ulica Wiązowa

76
- Mogłabym powiedzieć to samo. - odpowiedziała i spojrzała na mężczyznę. On też jej nie powiedział praktycznie nic, ale, jak wiadomo, raczej nie miała mu posłużyć jako powiernik tajemnic i osoba do pokrzepiającej rozmowy, tylko raczej jako przyjemne dla oka kształtne coś, co na chwilę pozwalało zapomnieć o smutkach.
- Nie wiem, jak już mówiłam wcześniej, nie znam okolicy. - rzuciła, uśmiechając się wesoło, całkowicie maskując swoje myśli.

Re: Ulica Wiązowa

78
Od wydarzeń na wschodzie minęło już sporo czasu. Ze dwa lata, o ile krasnoluda pamięć nie myliła. Sytuacja powinna się już dawno ustabilizować. Bo ile w końcu można złościć się na biedaków, od których nawet ich bóg się odwrócił? Choć z drugiej strony, nie dziwiło go to. Wiedział jak to działa. Leśni zostali zmuszeni by kraść, a to dodało argumentów tym wszystkim, co sprzeciwiali się przyjmowaniu uchodźców z księstwa. Im większa była nienawiść wobec elfów, do tym większych przestępstw musieli się uciekać, by przeżyć. Napięcie wzrastało stopniowo, niczym kula śnieżna stoczona ze Wschodniej Ściany na nieprzygotowanych mieszkańców Keronu. Szybko doszło do uproszczeń. "Złe leśne elfy z Fenistei" stały się "złymi elfami", później rozszerzono to do "złych nieludzi", by przypadkiem nikt nie musiał zastanawiać się czy długouchy nie jest czasem goblinem, zanim rzuci w niego kamieniem. Anjean pewnie przejąłby się tą sytuacją, może nawet próbowałby coś zmienić... Jednak to nie ten dzień, nie te okoliczności. Może gdyby działo się to kiedy indziej, w innym życiu, gdyby przybył tu inny krasnolud. Bo ten miał ważniejsze sprawy na głowie, niż zmienianie świata.

A szkoda.

Na słowa historyka i zielarza z zamiłowania, gdy opuścili bibliotekę, zareagował tylko głębokim westchnięciem. Nie było tu wyraźnej irytacji czy zdenerwowania, to bardziej powiedzenie do siebie samego "a czegoś ty się spodziewał?". Anjean musiał przyzwyczaić się do nierozgarnięcia jego towarzysza. Wszak po drodze do tego "innego znajomego", elfowi mogą przypomnieć się jeszcze trzy lub cztery sprawy nie cierpiące zwłoki. Oby tylko nie zajęło to długo – modlił się myślach. Nie mógł sobie pozwolić na tracenie czasu przez latanie po całym mieście za obłąkanym elfem, ale nie mógł też go do siebie zrazić poganianiem. Z takimi to nigdy nic nie wiadomo. Szczególnie, gdy przerażają ich puste ulice w biały dzień... Coś krasnoludowi mówiło, że nie chciałby drążyć tego tematu.

A więc ma na imię Iggevord, tak? – spytał, nie wiedząc czy przypadkiem nie pomnożył jednej litery. Miano osoby, której szuka może okazać mu się przydatne, jeżeli z zamiłowanym w zielarstwie historykiem, z jakichś powodów, nie wyjdzie i zostanie zmuszony, by odszukać Igevorda na własną rękę – Dobrze wiedzieć.

Kim jest pana znajomy? Wchodzimy do... Niecodziennej okolicy, że tak powiem. – zapytał, gdy z elfem mijali nieprzytomnego mężczyznę, którego odór zabiłby z trzech patronów. Kontynuował szeptem – To ma jakiś związek z tym pana zielarstwem?

Nie czuł się tam dobrze. Życie tych ludzi było dla niego straszne, a jeszcze gorsza była świadomość, że część z nich sama je wybrała. Krasnolud chciał jak najszybciej załatwić sprawy swojego towarzysza i zabrać się z tego miejsca. Czuł niepokój i, jak się zaraz okazało, słusznie. Szczęśliwie, kamień w niego nie trafił. Gdyby padł razem z historykozielarzem, nikt nie mógłby przewidzieć, co by się z nimi stało. Szczęście (w tym nieszczęściu) dopisało również w innej kwestii – napastnik był jeden a jego manewry ograniczała rama okna. To nie będzie trudne – pomyślał.

Anjean otworzył bukłak, który wisiał u jego pasa. Wyciągnął z niego połowę zawartości. Tyle powinno wystarczyć, nie mógł zużyć całej wody, gdyż miała mu być już za chwilę potrzebna. Wylaną ciecz rozdzielił między swoimi dłońmi. Gdy "trzymał" już dwie lewitujące i idealnie okrągłe kule, wyprostował szybko ramiona, tak by popchnąć te dwa klarowne pociski przed siebie. Nie zależało mu na trafieniu miotacza. Plan był inny – zamknąć okno. W przeciwieństwie do ognia, którego tka wiele magów, krasnolud miał znacznie większą kontrolę nad tym, co już "wyrzucił". Chlapnięcie wodą po łuku z dostateczną prędkością nie wydawało się trudnym zadaniem. Jeśli jego plan się powiódł, chciał upewnić się, że nie poleci więcej kamieni. Wyciągnął dłoń w kierunku bazy agresora, ustawił palce w najwygodniejszym dla niego ułożeniu i wziął głęboki oddech. Jeśli wszystko poszło dobrze, zmrożone okno nie zechce się otworzyć przez kilka następnych chwil. Tyle powinno wystarczyć.

Mag podbiegł wtedy do nieprzytomnego, a w biegu rzucał zaklęcie na wodę, która mu pozostała. Miał w zamiarze podać mu ją, by uleczyła go z tego, co wyrządził tamten kamień. Anjean kucnął przy historyku i zielarzu z zamiłowanie, spojrzał na jego szpiczaste uszy i zaklął pod nosem. Całkowicie o tym zapomniał. Zaklęcie "Diom ära", luźno tłumaczone jako "Chwała boga" zostało opracowane przez silnie wierzące krasnoludy z północy. Działa dzięki mocy Turoniona, co niesie za sobą kompletny brak efektu u elfów. Mężczyźnie nie pozostało nic jak tylko odwrócić Ehmera na plecy i spróbować obudzić przez potrząśnięcie nim parę razy. Tak też zrobił.

Re: Ulica Wiązowa

79
- N-nie! In-g-gevord! Znaczy, Ingevord! Stary k-kolega ze studiów, lubi tem-mat mag-gii. - wyjaśnił swoim sposobem, jąkając się jak zwykle, Ehmer.

- Mój k-k-kolega? T-to nikt taki, m-muszę coś u niego załat-twić i idziemy dalej – powiedział zdawkowo elf. Na słowa o zielarstwie uśmiechnął się enigmatycznie. - T-tak, powiedzmy, że to ma związ-z-ek z zielarstwem. - dalej szli w milczeniu, mijając szemranych typów, pijaczków, pseudo-wróżki i tanie kurwy. Taka była ulica, po której szli. I szybko przekonali się, jak bardzo jest ona nieprzyjaznym miejscem dla porządnych ludzi. Tuż po tym, jak pan Rouche zarył twarzą o ziemię, błoto i kamienie, napastnik znowu rzucił kamieniem. Po jego chybieniu rozległo się siarczyste przekleństwo, a Anjean mógł zauważyć, jak po jego prawej stronie, z kamienicy, na pierwszym piętrze znika czyjaś czupryna, zapewne idąc po amunicję, której mu zabrakło.

To była chwila, w której krasnolud mógł działać. Zachowawszy trzeźwość umysłu, niemal od razu wymyślił plan. Dzięki magii w nim zawartej już po chwili woda z bukłaka, wylawszy się na jego dłonie, rozdzieliła się na dwie idealne kule lewitujące nad rękoma. Popchnięte z dostateczną prędkością, przeleciały dzielącą je odległość i wedle woli i pomysłu krasnoluda uderzyły w okno. Okiennice trzasnęły i zamknęły się ku domniemanemu zdziwieniu agresora, który pewnie teraz, wracając z kolejnymi pociskami do maltretowania nieludzi, podszedł tam zaniepokojony nagłym ich zamknięciem. Jakie też musiało być jego zdziwienie, gdy próbując je otworzyć, przekonał się, że te postanowiły postawić opór. Bo właśnie zaklęcie Anjeana zadziałało, mrożąc wodę rozpryśniętą na oknie rasisty.

Coś na górze szarpnęło, próbując bezskutecznie otworzyć okno. Jak na razie krasnolud mógł spokojnie próbować cucić elfa. Jak sam się zorientował, zaklęcie zadziałać na ostrouchego nie mogło z wiadomych przyczyn, pozostały mu więc konwencjonalne metody. Odwróciwszy Ehmera na plecy, zaczął potrząsać nim. Twarz historyka i zielarza z zamiłowania była zabrudzona i zakrwawiona. Kamień, którym napastnik z okna trafił elfa, mocno go rąbnął w skroń, przede wszystkim odbierając mu przytomność tak mocno, że żadne potrząsania czy plaskacze nie mogły go dobudzić. Bezwładne ciało tylko telepało się w jedną i drugą stronę, tak, jak kazał mu Anjean. W końcu ktoś się nad nim zlitował, a dokładniej rzecz ujmując jakaś babcia kuśtykająca o lasce. Zacmokała, wyraźnie niezadowolona, tym samym zwracając uwagę krasnoluda na siebie.

Przygarbiona i pomarszczona, miała na głowie kolorową chustę, spod której wystawały pojedyncze siwe kosmyki włosów. Była co najmniej przeciętna, ze swoją sfatygowaną suknią i twarzą usianą tak wieloma zmarszczkami, że nie było na niej ani kawałka gładkiej powierzchni. Swe wyblakłe oczy zwróciła ku mężczyźnie i zadziwiająco silnym głosem rzekła:

- Sprawdź czy żyje. Ten debil mocno go pierdyknął – pokręciła jeszcze głową, jakby podkreślając tym samym swoją dezaprobatę wobec człowieka, który to uczynił. Okno, w którego stronę zerknęła, wciąż było szarpane, ale przez krótki moment jeszcze skute lodem. Przekleństwa sypały się z tamtej strony co i rusz – głównie kierowane były w stronę krasnoludów, choć i o elfach coś się znalazło. Anjean w każdym razie mógł sprawdzić, czy spiczastouchy historyk dołączył do grona martwych, czy wciąż tkwi tutaj, choć w odmętach swojej świadomości.

Re: Ulica Wiązowa

80
Historyk o zamiłowaniu do zielarstwa leżał jak kłoda i za nic nie chciał przestać. A zapowiadało się tak dobrze... Nie należało jednak rozpatrywać w tym momencie tego, co mogło się wydarzyć, a skupić się na tu i teraz. Anjean nie mógł pozwolić, by życie tego miłego, choć bardzo dziwnego, elfa skończyło się na jego oczach przez jakiś głupi kawałek skały. Ehmer, weź odżyj! – Rozkazał, gdy po raz ostatni potrząsnął jego bezwładnym ciałem. – Szybko, lód topnieje. Plan krasnoluda by pozbyć się miotacza udał się, lecz było to rozwiązanie tymczasowe. Musieli jak najszybciej wydostać się z tego miejsca lub przynajmniej spod tego okna. Czy jego znajomy nie miał tu gdzieś mieszkać?! Miło byłoby, gdyby przyszedł na pomoc!

Starsza kobieta może i mogła pocieszyć swoją obecnością, tym, że kogoś to jednak interesuje. Lecz praktycznie nie ochroni ich przed latającymi pociskami, nie pomoże przenieść nieprzytomnego. Pozostało liczyć, że nie przyszła tu tylko ponarzekać na rasizm w mieście i potrafi udzielić jakiejkolwiek pomocy. Takie często są medyczkami, prawda? – pocieszał się w myślach Anjean.

Posłuchał rady nieznajomej. Pochylił się nad twarzą historyka i zielarza z zamiłowania, nadstawiając ucho nad jego usta. Ucho, nie wierzch dłoni – tak mówił kiedyś Fidius. Zależnie od tego czy wyczuł oddech, czy nie, przekazał odpowiednią informacje kobiecie.

Re: Ulica Wiązowa

81
Ehmer wcale a wcale nie chciał się wziąć i obudzić. Krew ciurkiem leciała mu z rany na głowie, tworząc miniaturową kałużę posoki, która niedługo pewnie się powiększy. Staruszka z uwagą obserwowała działania Anjeana, a szarpanie okna ucichło, jakby rasista z kamienicy zaprzestał walki z okiennicami. Sam elf leżał plackiem, odwrócony przez krasnoluda na plecy z otwartymi ustami, wyglądając trochę, jakby spał.

Mężczyzna, przyłożywszy ucho do ust historyka, nic nie usłyszał z początku. Dopiero po kilku sekundach poczuł na narządzie słuchu delikatny strumień powietrza świadczący o tym, że Ehmer Rouche jeszcze nie umarł. Staruszka, gdy Anjean jej zakomunikował fakt, iż elf wciąż dycha, skinęła głową i powiedziała:

- Czyli wciąż jest nadzieja. Trza tylko biedaczynę gdzieś przetransportować. W sumie, to znam go z widzenia. Odwiedza chłopak regularnie tego bydlaka, Fostera. Może pomoże swojemu klientowi. Facet mieszka za rogiem - wskazała swoją laską na lewy zakręt około dwadzieścia metrów od miejsca, w którym krasnolud się znajdował. Jednakże cokolwiek by on nie powziął, musiał się z tym wstrzymać, bo okazało się, że rasista z okna wcale się nie poddał, tylko wpadł na pewien genialny pomysł. Zamiast szarpać się z zamarzniętym oknem... postanowił zająć się krasnoludem własnoręcznie.

Drzwi od kamienicy otworzyły się z hukiem, gdy ktoś je wyważył kopniakiem. Starszy, nieogolony i niedomyty jegomość chudy jak szczapa wyszedł ze środka, trzymając w dłoni stary, zardzewiały i wyszczerbiony miecz, zapewne bardzo stara pamiątka rodzinna. Aktualnie siwowłosy żul szedł z tym mieczem w stronę krasnoluda, minę mając iście morderczą. Babcia natomiast westchnęła ciężko, cmokając z niezadowoleniem i krzyknęła w stronę faceta:

- Co ty do cholery wyprawiasz, idioto?

- Nie odzywaj się, babka! I odejdź, bo muszę zarżnąć jednego nieludzia! - krzyknął napastnik i z morderczym błyskiem w oku zaczął podchodzić do Anjeana klęczącego przy Ehmerze. Babka była mocno naburmuszona, ale wyglądało na to, że wiele zdziałać, mimo najszczerszych chęci - nie mogła.

Re: Ulica Wiązowa

82
Dziękuje. – Odparł krasnolud kobiecie tuż przed tym, jak pojawił się mężczyzna z mieczem. O ile można było ten kawałek żelaza tak nazwać. Gwoździe i podkowy, które wykuwał w Saran Dun, zdawały się być lepszą bronią od tego, co dzierżył rasista. Oczywiście to nie znaczyło, że nie można nim zrobić krzywdy, ale tego atakujący nie musiał wiedzieć. Anjean wstał. – Metal kuty w Zaavral. – Zgadywał mag, nie mając pojęcia o tym, co kują w Zaavral. Chciał tylko zrobić wrażenie u rasisty, że zna się na rzeczy. – Dawno temu, zbyt dawno. Nawet włosa tym teraz nie przetniesz, nie mówiąc już o rżnięciu nieludzi. – Cały czas obserwował byłego miotacza, oraz to czy wejdzie w błoto, co bardzo ułatwiłoby mu ewentualną walkę. Rękę trzymał cały czas na bukłaku. – Mój ojciec jest kowalem. Możesz myśleć o nas co chcesz, ale z pewnością słyszałeś o krasnoludzkiej stali. To północni mistrzowie wyrabiają najlepsze ostrza od Salu po Valurae. Do rodzinnej kuźni trafiały już gorsze bronie. Naprawa ich jest bardzo droga, ale w efekcie byle igła przemienia się równie drogi i niezwykle solidny miecz. – Wiele z tego, co mówił, nie pokrywało się z prawdą, ale czego to się nie robi by uniknąć konfliktu. W walce mógłby zostać zmuszony do skrzywdzenia napastnika. Nie mówiąc już o tym, że on sam mógłby oberwać. Obydwie opcje nie wyglądały kusząco. – Na imię mi Anjean. Mógłbym odnowić twój miecz za darmo, jak również później sprzedać o zawyżonej cenie. Cały zysk, jakieś sto gryfów, trafiłyby do ciebie. – Jeszcze nie wiedział jak miałby to zrobić. – Cokolwiek postanowisz, zrób to szybko. Gdy elf zginie, moja oferta również.

Naprawdę miał nadzieję na pokojowe wyjście z sytuacji. Nieważne, co zrobił ten mężczyzna historykowi i zielarzowi z zamiłowania. Jego krzywda nie sprawi, że Ehmer nagle wstanie i pójdzie do tego Fostera jak gdyby nigdy nic, a walka z nim zajmie czas, który można byłoby poświęcić na opatrzenie ran nieprzytomnego.

Jeśli jednak ten człowiek nie zechce wysłuchać Anjeana, krasnolud miał dwa plany alternatywne. Obydwa zakładały brak rozlewu krwi. Pierw, jeśli atakujący stałby w błocie, postarałby się by tam został. Zamrożenie komuś stóp brzmi jak żart, który mogliby wykręcać studenci uniwersytetu swoim belfrom, ale w tej sytuacji wydawał się bardzo rozsądnym wyjściem. Lecz w przypadku, gdy okaże się to niemożliwe, pozostaje pozbyć się broni agresora. Była stara, pełna rys i małych pęknięć. Wystarczyło zalać ją wodą, by – po późniejszym zamrożeniu – lód rozsadził żelazo od środka. Było to jednak ryzykowne, wszak musiał do tego wyciągnąć dłoń w kierunku ostrza. Stracił już czas, który mógłby poświęcić na zaklęcie przemiany. Jeśli jego sposoby na unieszkodliwienie mężczyzny okazałyby się niewystarczające, miałby problem.

Re: Ulica Wiązowa

83
Klasa niższa mieszkająca na tej ulicy, przechadzająca się po niej czy zdążająca do obranego przez siebie celu oglądała się za siebie, widząc zaistniałą sytuację. Paru gapiów nawet się zatrzymało, widząc doskonałą okazję do zajęcia swoich ponurych myśli czymś innym niż problemami. Wszyscy, nawet ci, którzy poczęli wyglądać ze swoich okien, liczyli na walkę, czemu nie można było się dziwić, ponieważ wszystko na to wskazywało.

Awanturnik zatrzymał się mocno zaskoczony, gdy krasnolud zaczął mówić. Spoglądał na niego z nieco głupawą miną, nie spodziewając się czegoś takiego. W jego mniemaniu Anjean powinien rzucić się na niego z morderczym, barbarzyńskim szałem, aby ten mógł go usiec i następnie zostać bohaterem ludzi. Niestety nie wszystko poszło po jego planie i dlatego właśnie teraz stał jegomość na ulicy ze starym, w gruncie rzeczy bezużytecznym mieczem, co chwila otwierając i zamykając usta niczym ryba, która znalazła się na powietrzu. Krasnolud, który jednak wolał przygotować plan awaryjny, mógł dostrzec, że rzeczywiście, pod nogami pijaka było typowe, miejskie błoto, którego mógłby użyć w razie wypadku. Na razie postanowił mówić.

Babcia spoglądała zestresowana na obydwu mężczyzn, wyglądając, jakby chciała coś zrobić, zażegnać narastający konflikt. Jednakże, pomimo autorytetu wynikającego z jej wieku, wiele nie mogła poradzić, szczególnie z takim półgłówkiem, jakim był stojący naprzeciw Anjeana człowiek, jeden z wielu, którym Oros, miasto nauki i kultury poszczycić się nie mogło. Cóż, najwyraźniej nie wszędzie wiedzie się wszelakim istotom dobrze i nie wszyscy są inteligentni, jakby niektórzy chcieli.

Tak też, zaskoczywszy swoją przemową napastnika Anjean właśnie ją skończył. Awanturnik stał tak jeszcze kilka sekund, próbując przyswoić sobie to, co krasnolud powiedział. W końcu chyba zrozumiał wszystko, co zrozumieć musiał.

- A na chuja mi twoje usługi, kurduplu? Odpierdol się od mojego miecza! Ja ci zaraz dam gmerać przy nim! - warknął i ruszył krok do przodu. W tym samym czasie Anjean widząc, że jego długa, obronna mowa nie podziałała, postanowił wykorzystać plan alternatywny. Ku wielkiemu zaskoczeniu obdartego faceta, ten nie mógł ruszyć krok dalej, z bardzo prostego faktu – jego nogi zostały przykute do podłoża! Dokładnie rzecz ujmując, przymrożone dzięki zbawiennej w tym momencie magii Anjeana. Krasnolud więc mógł odetchnąć z ulgą na chwilę, gdyż prócz wymyślnych przekleństw wychodzących co słowo z ust pijaczyny, ten na razie wiele zrobić nie mógł. Wokół natomiast rozległ się szmer pochodzący od niewielkiej grupki ludzi obserwujących starcie. Wystarczyło jedne spojrzenie mężczyzny na nich, by od razu spuścili głowy i odeszli, ponownie wracając do swojego szarego życia.

- Nieźle go załatwiłeś – zachichotała babka, zerkając co chwila na faceta, któremu nogi przymarzły do podłoża i specjalnie puszczając mimo uszu jego krzyki. Zaraz jednak zreflektowała się i wskazała na nieprzytomnego Ehmera. - Trzeba go stąd zabrać ino raz! A lewitować to ty też umiesz nieludziów?

Re: Ulica Wiązowa

84
Anjean westchnął, gdy okazało się, że mimo jego wysiłków, napastnik był nadal skory do walki. Jak chcesz – rzekł tylko przed przed wdrożeniem w życie planu B. Z jednej strony dobrze, że mężczyzna nie miał twardego gruntu pod nogami. Krasnolud nie potrzebował wiele czasu, by jednym ruchem dłoni unieszkodliwić atakującego i zdobył kilka dodatkowych chwil, które może wykorzystać, by pomóc historykowi i zielarzowi z zamiłowania. Patrząc jednak bardziej pesymistycznie, błoto szybko odmarznie. Okno na górze już pewnie dałoby się otworzyć, a zostało zablokowane czystym lodem, nie kruszącą się mieszaniną wody i piachu. W tej sytuacji nie mógł już sobie pozwolić na powolne zaciągnięcie nieprzytomnego elfa do domu jego przyjaciela. Staruszka dobrze spytała, zaklęcie lewitacyjne na nieludzi byłoby w tym przypadku bardzo pomocne. Niestety Anjean nie znał takiego. Oczywiście mógł użyć przemiany i zwyczajnie przenieść elfa, ale nie chciał korzystać z niego w tak publicznym miejscu. Jeszcze spotka tu jakichś drwali z Meriandos lub zostanie wzięty za diabelstwo czy inne wynaturzenie... Lecz najwyraźniej musiał się z tym pogodzić, wszak do głowy nie przychodziło mu żadne lepsze rozwiązanie.

Nie umiem. – odrzekł, podchodząc znowu do rannego – Znam za to coś innego. Będę jednak potrzebować pomocy. Jestem w stanie przenieść go do Fostera pod inną postacią, lecz wtedy nie będę mógł wydusić z siebie choćby najkrótszego słowa. Muszę mieć kogoś, kto wyjaśni sytuację i sprawi, że przyjaciel elfa z miejsca nie rzuci się na mnie. Forma, którą przybiorę będzie dosyć przerażająca.

Kobieta wyglądała na osobę, która zgodziłaby się pomóc. Wtedy Anjean odpowiedziałby coś w stylu "prowadź" i przystąpił do rzucania zaklęcia. W innym przypadku nie próbowałby nalegać, bo nie było na to czasu. Sam musiałby sobie jakoś poradzić.

Mag splótł dłonie i oparł o nie brodę, po czym zaczął szeptać pod nosem słowa ohr-quamryl iyadoht cess i'erneh vortoht. Nie była to inkantacja, gdyż krasnolud stosował magię niewerbalną. Ta formułka miała na celu jedynie pomóc w skupieniu się podczas składania zaklęcia. Nie znał znaczenia tych słów, jeśli w ogóle jakieś mają. Zasłyszał je od minstrela w Meriandos, który użył ich w swojej pieśni. Wyjaśniał, że pochodzą one z prastarego i już dawno wymarłego języka, ale kto by wierzył grajkom. Ważne, że brzmią tak jakby magicznie.

Jeśli wszystko poszło dobrze, po kilku sekundach powinien przybrać postać potwora z Gaju Pośrodku Polany i ujrzeć ulicę nieco wyższej perspektywy. Teraz wyglądał jak rasowe diabelstwo. Całe ciało miał w matowej szarozielonej łusce. Postawę prawie wyprostowaną pozwalał mu utrzymać duży ogon, na którego końcu widniało kilkanaście kolców, złożonych w kształt podobny do szyszki. Palce zmieniły się w zakrzywione pazury, zęby przybrały kształt bardziej odpowiedni dla drapieżników. Język był rozdwojony, jak u węża. I podobnie jak u niego, Anjean mógł rozszerzyć szczęki o wiele dalej od zwykłego człowieka. Podczas przemiany zmieniają się również jego oczy. W jednej chwili niebo straciło swój błękitny odcień, a leżący historyk i zielarz z zamiłowania mienił się jasnoczerwonym światłem.

Wtedy mógł już z łatwością wziąć nieprzytomnego pod pachę, uważając by go przypadkiem nie zadrasnąć pazurami. Inny chwyt mógłby być nieskuteczny ze względu na mniejszą chwytność pod tą postacią. Potem podążył za starszą kobietą, bądź na własną rękę poszedł zapukać do domu za rogiem.

Re: Ulica Wiązowa

85
Staruszka z zainteresowaniem przysłuchiwała się słowom krasnoluda. W pewnym momencie, dokładniej tym o przerażającej formie, zmarszczyła brwi, nieco zdziwiona. Lekko przekrzywiła głowę, przyglądając się mężczyźnie, aż w końcu skinęła głową potwierdzająco.

- Spróbuję - wtedy też Anjean zaczął przygotowywać się do zaklęcia. Choć słowa wymawiane przez niego nie miały większego znaczenia, całkiem inaczej wyglądało to z perspektywy osoby z boku, przyglądającej się całemu przedsięwzięciu. Ciche mamrotanie, nietypowa pozycja wyglądająca na modlitwę... krasnolud dla uwięzionego w zamrożonym błocie pijaczyny, babci, która teoretycznie przyrzekła, że zaprowadzi go do Fostera oraz przechodniów, którzy przypadkiem się na niego napotykali, wyglądał na kogoś, kto właśnie odprawia co najmniej jakiś rytuał nad bezwładnym ciałem elfa. Potem nastąpiła transformacja. Wszyscy świadkowie widzieli na własne oczy, jak przeciętny krasnolud nagle zaczyna rosnąc, jego skóra szarzeje i zamienia się w gadzią łuskę, jak z wyrośniętego ciała pojawia się ogon, z którego wysuwają się kolce, jak jego twarz się deformuje, przyjmując jaszczurzy wygląd. Palce zamieniły się w szpony, oczy przybrały całkiem inny kolor... nie owijając w bawełnę, z Anjeana zrobił się całkiem niemiły potwór.

Trwało to może sekundy. Widząc przemianę, wszyscy zamarli, na twarzach mając wymalowany szok oraz niedowierzanie. Czas wtedy jakby zamarł, zamroził mieszkańców Oros, tak jak Anejan uprzednio okno i nogi napastnika. A potem wszyscy odtajali i nastąpiła wszechobecna panika. W sekundzie nastąpił chaos – każdy z osobna rzucił się do ucieczki, upuszczając to, co aktualnie trzymał w dłoniach, krzycząc wniebogłosy, wołając o pomoc. Ktoś w pośpiechu się potknął, jakaś kobieta zemdlała mając na rękach płaczące zawiniątko. Pijak przymrożony do ziemi zaczął modlić się do wszystkich możliwych bóstw, wołając o zbawienie. Zaczął przy okazji odprawiać wymyślone naprędce egzorcyzmy, dygocząc przy tym jak w chorobie.

Babka stała i wpatrywała się w Anjeana w szoku, nie ruszając się nawet na milimetr. Była jak posąg, idealnie odwzorowany, z zawartymi najmniejszymi szczegółami. A potem ten posąg złapał się za serce, wybałuszając oczy. Po krótkiej chwili runął na ziemię. Babcia przez sekundę miotała się jeszcze, aż w końcu znieruchomiała. Prawdopodobnie nowa postać krasnoluda wywołała u niej zawał serca lub inną dolegliwość, której ze względu na wiek nie wytrzymała.

Ehmer był jak lekka kukiełka, lalka małej dziewczynki, pacynka, która miała podcięte sznurki. Anjean z łatwością go podniósł, będąc w swojej przerażającej postaci. Cokolwiek by nie postanowił z babcią, poszedł z elfem pod pachą za róg, mijając spanikowanych biedaków. Niestety nie mógł liczyć na jakiekolwiek wsparcie, pozostało mu więc działanie na własną rękę. Skręciwszy w lewo, ujrzał ulicę identyczną do tej – brudną od pomyj, śmierdzącą, wraz z ponurymi kamienicami po bokach. Otoczony wrzaskami, Anjean rozejrzał się wokół i kawałek dalej dostrzegł dwójkę ludzi wlepiających się w niego z dużym zafascynowaniem. Trzeba też nadmienić, że mieli niezbyt rozgarnięte wyrazy twarzy i dziwne uśmiechy. Młoda dziewczyna i chłopak wskazywali krasnoluda palcami, chichrając się przy tym i kiwając w przód i w tył. W pewnym momencie podlotek popchnął swą przyjaciółkę do przodu, a ta z ochotą podeszła do monstrum, nic się go nie bojąc.

- Ej, patrz kufa, smok se łazi po Oros.

- Weź go pogłaskaj! - dziewczyna położyła dłoń na ciele Anjeana i wciąż zafascynowana zaczęła go po prostu głaskać, nie zwracając uwagi na panikę wokół. Chichrała się ciągle.

- Adoptujmy go! - wykrzyknęła uradowana.

- Głupia! A co, jak to Fostera i wraca do pana?

- Ale że co, że uciekł? - tych dwoje było zdecydowanie naćpanych, ale właśnie pomogli Anjeanowi będącemu pod wpływem zaklęcia. Stali właśnie przed drzwiami kolejnej kamienicy, skąd prawdopodobnie wyszli. Tym samym podano mu na tacy rozwiązanie.

Re: Ulica Wiązowa

86
Wreszcie mogę wrócić do pisania! :)
Oros, miasto czarodziejów. No, kurde, chyba nie! Anjean zrozumiałby taką reakcję w Meriandos czy innym mieście Królestwa, ale nie w światowym centrum wiedzy i magii. To tak jakby rybak panikował, że przy jego łodzi kręcą się rekiny. Jeszcze bardziej zdziwiła go kobieta. Wyglądała na taką, która wiele w życiu widziała i byle sztuczka nie wprawiłaby jej serca w nadmierny ruch, nawet mimo wieku. Najwyraźniej się przeliczył.

Skoro uniesienie dorosłego elfa jedną dłonią nie było takie trudne, wzięcie na drugą babki również nie powinno. Tak też postanowił sądząc, że może ją jeszcze odratować. Jeszcze nigdy nie spowodował niczyjej śmierci. Myśl, że to mógłby być ten pierwszy raz wydawała mu się więc abstrakcyjna i dosyć odległa. Nie mógł jednak nic zrobić dopóki nie doszedł do mieszkania Fostera.

Na ewidentnie nafaszerowaną czymś parę krasnolud zareagował nijak, bo i co innego miał zrobić? Przeszedł obok nich lub przepchnął się do drzwi, za którymi miał znaleźć przyjaciela historyka i zielarza z zamiłowania. Jako, że obie ręce miał zajęte, a i nikogo o działającym języku nie miał pod ręką, musiał opuścić kobietę i Emhera na ziemię. Pierwszą delikatnie, drugiego trochę mniej. Potem zapukał. Najpierw "smoczą" łapą, później już swoją – krasnoludzką. Szczęśliwie przemiana z powrotem odbywała się wręcz błyskawicznie. Anjean miał nadzieję, że ten bydlak (jak nazwała Fostera kobieta) faktycznie będzie bydlakiem i z resztą noszenia pół lub wcale nie przytomnych sobie poradzi.

Nie czekając na odpowiedź zza drzwi, krasnolud ukląkł do staruszki. Jeśli wierzyć w to, co kiedyś mówił alchemik Faris, jej problem nie jest aż tak poważny, jak się wielu ludziom wydaje. Starzec z Meriandos ponoć przeżył to samo i to dzięki tylko kilku miksturom czy tam innym lekarstwom podanym przez jego czeladnika, gdy jeszcze miał czeladnika. Anjean teraz trochę żałował, że nie słuchał wtedy zbyt dokładnie. Z pewnością chodziło o coś z krwią, o co dokładnie? Pozostało liczyć, że magia sama będzie to wiedzieć. Czarownik znowu sięgnął po bukłak. Odpiął go i pomachał przy nim palcami, pomiędzy którymi przeskoczyły z dwie iskry. Przerwał dopiero, gdy miał pewność, że w wodzie nie będzie za mało energii. Wtedy podał ją kobiecie, licząc, że się uda.

Foster? – spytał, gdy drzwi się otworzyły.

Re: Ulica Wiązowa

87
Zdawało się, że w Oros, mieście oświeconym, dziwy takie jak druga postać Anjeana nie wzbudzą w nikim strachu czy nawet zdziwienia. Jednakże to, czym krasnolud się stał, było delikatnie mówiąc... straszne, budzące grozę. Nie bez powodu ludzie z Meriandos drżeli na wspominki o bestii grasującej w okolicznych lasach. Nie bez powodu ubodzy ludzie, którzy rzadko mogli zasmakować tego oświeconego Oros, krzyczeli i potykali się o siebie. Potwór to potwór, bez względu na to, kto tego potwora widzi – uczony czy wieśniak.

Ani staruszka, ani elf wiele nie ważyli, Anjean więc z łatwością ich uniósł. Z dwójką pod pachami już po chwili stał przy parce bredzącej głupoty, z których mógł wywnioskować, że właśnie wychodzili od Fostera, do którego jeszcze przed chwilą podążali wraz z Ehmerem. Ignorując więc rozchichotane dziewczę i młodego chłopaka, którzy prawdopodobnie dzięki narkotykom widzieli w osobie krasnoluda smoka grasującego po Oros, zapukał do drzwi, stopniowo tracąc swoją budzącą grozę postać i znów stając się rudym, niskim mężczyzną. Ten właśnie mężczyzna właśnie zajmował się babcią, której serce nie wytrzymało całej sytuacji.

Woda po krótkiej chwili była wystarczająco nafaszerowana energią, by magia mogła w niej zadziałać. Delikatnie, aby staruszka, w przypadku, gdyby jeszcze żyła nie zakrztusiła się wodą, Anjean wlał do jej gardła miksturę. Pozostało czekać na rozwój wydarzeń.

Klapka w drzwiach się uchyliła i wyglądnęły zza niej czyjeś oczy. Sekundę później ktoś je uchylił. Łysa góra mięsa, tak można było określić wykidajłę stojącego w przejściu i spoglądającego z groźbą wypisaną na twarzy. Anjean powinien teraz żałować, że wciąż nie był w skórze potwora z Meriandos. Mięśniak chwycił go za fraki i bezproblemowo podniósł do góry, tak jak przed chwilą on sam robił to z dwojgiem wpół żywych istot.

- Coś ty zrobił pani Foster kurduplu?! - pytanie było co najmniej dziwne. Jeszcze kilka minut temu babcia wyrażała się o Fosterze jak o człowieku, którym gardzi, a teraz odźwierny sam nazwał ją nazwiskiem tego człowieka. W tym momencie wszystko się skomplikowało.

Re: Ulica Wiązowa

88
To ty nie słyszałeś?! – Anjean zrobił najbardziej zdziwioną minę, jaką potrafił. Pomógł mu w tym fakt, że sam był całkowicie szczerze zdziwiony słowami Fostera. Dlaczego nie mówiła o nim jak o mężu zamiast o "bydlaku"? Pokłócone małżeństwo? A może to z nim jest coś nie tak? Krasnolud nie miał jednak teraz czasu, by się nad tym zastanawiać. – Nie słyszałeś? Smok! Smok do miasta przyleciał! Przyszedłem tu z Ehmerem, do ciebie szliśmy. Aż tu nagle jak na nas nie wyskoczy gadzina! Machał pazurami na lewo i prawo, w górę i w dół. I ryczał i warczał – straszne! Dobrze, że ogniem nie ział, bo nas tu już by nie było! A i tak ledwo uszedłem z życiem i cudem udało mi się tu dotrzeć z panią Foster oraz naszym elfim znajomym. Potrzebna im pomoc. I to szybko!

Ehmer jest za drzwiami. – dopowiedział, gdy zorientował się, że nieprzytomny historyk i zielarz z zamiłowania znalazł się po drugiej stronie, otwieranych na zewnątrz drzwi, które w dodatku pewnie go trzasnęły przez pochopną reakcję bydlaka.

Foster nie wyglądał na kogoś wybitnie inteligentnego, więc Anjean mógł liczyć na to, że uwierzy w jego bajkę. Szczególnie, że za plecami miał dwóch "świadków", którzy mogli potwierdzić jego słowa, a parę chwil temu do domu mężczyzny musiały dotrzeć krzyki bardzo podobne do tych wydzielających się z ust ludzi na widok smoka.

Na wszelki wypadek jednak trzymał rękę na bukłaku. Nigdy nic nie wiadomo. Walka jednak skutkowałaby tylko i wyłącznie obroną własną. Gdyż zrażając do siebie tę górę, lawina spadnie na poszkodowanych, których krasnolud próbuje ratować i wszystko wtedy pójdzie się... W takim wypadku nici z ratowania życia komukolwiek.

Re: Ulica Wiązowa

89
Mina dryblasa wyrażała więcej niż tysiąc słów. Wydawał się być mocno zdziwiony wypowiedzią wiszącego w powietrzu rudego krasnoluda, czemu nie można było się dziwić - smoki wszakże stały się zaledwie legendą powtarzaną ku uciesze dzieciarni. Jego wyraz twarzy zmienił się więc z zaskoczenia w złość, ze ktoś śmie z niego żartować, gdy wtrąciła się chichrająca parka, będąca chyba właśnie w głównej fazie zamroczenia narkotykami.

- Ale to praaaawda! On szedł tutaj, i był duży i taki jak smok! I ja go głaskałam, o, tą ręką! - dla podkreślenia wagi swoich słów, dziewczyna wystawiła rękę ku odźwiernemu, rzeczywiście tą samą, którą przed chwilą głaskała Anjeana. - a potem sru! I nie ma smoka! A jest ten karzełek!

Palec ćpunki wskazał czarodzieja właśnie próbującego oszukać mięśniaka. Na jego szczęście ten tylko uniósł brew, widocznie nie wierząc nafaszerowanej młodzieży. Być może spotykał się z o wiele dziwniejszymi historiami i uodpornił się na takie bujdy. Może to i lepiej, ponieważ gdyby uwierzył na słowo dziewczynie, uznałby krasnoluda za diabła czy inne dziwactwo.

- Ty też coś ćpałeś? Nie wyglądasz jakbyś był na haju - skomentował całą sytuację, przywołując na twarz drwiący uśmieszek. Odstawił Anjeana na ziemię i wyszedł na zewnątrz, po czym zadziwiająco delikatnie podniósł panią Foster. Zerknął na Ehmera, po czym wzruszył ramionami do swoich myśli. - Jak chcesz ratować tego ćpuna, to sam go bierzesz, nie obchodzi mnie, w jaki sposób. I módl się, żeby Foster cię nie zajebał za jego matkę. I zamknij za sobą drzwi.

Wszedł do środka kamienicy, nie czekając na krasnoluda, i ruszył po kamiennych schodach na górę, zapewne do kwatery głównej narkotykowego bossa. Anjean mógł więc zostawić swojego nowego znajomego na pastwę ulicy i zniknąć z pola widzenia gapiów, którzy już zapewne łączyli kropki lub wykombinować sposób na wtarganie go po schodach. Bez względu na wybór, musiał sie streszczać. Ze wszystkim - pomocą staruszce i znalezieniem lekarstwa dla Pani. Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że już teraz ktoś, może któryś z czarodziei lub członek Zakonu Sakira, może straż miejska, zainteresował się potworem grasującym po jednej z biedniejszych dzielnic. Może usłyszeli o smoku, a może o demonie… ale na pewno ktoś zainterweniuje.

Re: Ulica Wiązowa

90
Ulżyło mu, że jego świadkowie nie raczyli wyrazić się bardziej jednoznacznie o jego przemianie z powrotem w swoją krasnoludzką postać. Może i nie wpłynęłoby to na obecną sytuację, ale kto wie, co przyniesie przyszłość. Im dłużej będzie odciągał od siebie podejrzenia, tym lepiej dla niego. Podniósł go na duchu również fakt, że staruszka jest już w czyiś innych rękach. Może to trochę okrutne, ale poczuł się w ten sposób trochę mniej odpowiedzialny za jej ewentualną śmierć... Tak, to jest złe. Nie powinien tak myśleć. Głupi krasnolud!

A więc... – rzekł Anjean zdziwiony – Nie jesteś Fosterem?Nie możliwe! Przecież to jest podręcznikowy przykład bydlaka! Chwila... Matka?Nawet jej nie dotknąłem zanim to się stało. – Nie kłamał. – Mówiłem, że jaszczur z nieba spadł czy z ziemi wylazł! Ale to nie tobie mam się tłumaczyć, prawda? – westchnął po czym poszedł po elfa. Nie mógł go zostawić na pewną śmierć. Po prostu nie mógł. Nie dbał o to, czy zostanie przyłapany przez straż, Zakon czy wróżki z krainy siedmiu pagórków. Co ma być to będzie. Mag nie widział w tym pola do wyboru.

Teraz musiał udać wystarczająco silnego, by przytaszczyć tu dwóch nieprzytomnych ludzi. Głupio będzie wyglądać, jak okaże się, że nie jest w stanie przenieść połowy z tego, co rzekomo przyniósł... Myślenie o historyku i zielarzu z zamiłowania jak o rzeczy do dostarczenia też jest złe... Anjean objął elfa w klatce piersiowej i spróbował w ten sposób zaciągnąć go do domu tajemniczego Fostera. Jeśli mu się udało, położył go na podłodze, zamknął drzwi i dalej kontynuował podążanie za mężczyzną. Musiał pokonać schody, co zapowiadało się nie być łatwym zdaniem. Chciał nie sprawiać wrażenia jakby miał z tym trudności. Ciężko jednak to ukryć. Dobrze przynajmniej, że pracownik Fostera był odwrócony do niego tyłem.

Ale kim miał być sam Foster i co łączyło go z Ehmerem? Sprzedawca prochów i narkoman? Czyżby to było takie proste? Wyjaśniałoby to przynajmniej stan psychiczny elfa sprzed uderzenia. Jakim człowiekiem musi być w takim razie ten diler, że własna matka mówiła o nim w tak złym świetle? Przyszłość rysowała się w niepewnych barwach.

Wróć do „Oros”