Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

31
Vertion - bądź co bądź, wciąż jeszcze odrobinę wstawiony - aż zgiął się w pół, uderzony nagłą falą śmiechu. Przyczyny onej fali nie należało jednak dopatrywać się w obecnej sytuacji, jeno we wszystkich poprzednich tego typu, co stały się jego udziałem podczas błogich lat studenckich, a raczej z zestawienia obecnej z poprzednimi.

- Starzeję się... - wymruczał do siebie i dokończył już w myślach: "oj, starzeję się, skoro wyrzucają mnie z karczmy już za takie błahostki... Gdzie te tańce z obnażoną piersią na blatach stołów?! Gdzie te pieśni sprośne, od których aż gardło chrypło?! Gdzież wreszcie te wszystkie dziewki karczemne, cóżem je nieustannie bałamucił?!". Acz musiał skończyć swe filozoficzne rozważania (szkoła hedonizmu zaiste była mu teraz bliska), gdyż oto zobaczył, jak przyczyna jego niespodziewanego exodusu oddala się powoli w stronę targu, nawet nie uraczywszy go słowem ni spojrzeniem. Na to nie mógł Vertion pozwolić!

I zaraz podbiegł do niej chyżo, i wyprzedził, i już-już jął zagadywać wesoło...

- No, jakże to tak, jakże to tak... bez słowa... tyla przecie sobie zawdzięczamy... może usłyszę chociaż wreszcie, kim panienka jest? Tak naprawdę? Nie zostawi mnie przecie panienka z tym okrutnym rakiem ciekawości, co czasu ujrzenia jej zżera mnie od środka?

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

33
Idąc w kierunku targu, Evony przyglądała się architekturze Oros. Porównywała style budowy z tymi, które widziała na Archipelagu. Jakaś cząstka tej kobiety zawsze odbiegała w stronę sztuki. Evony w dzieciństwie wychowywała się wśród obrazów, które wisiały na każdym korytarzu jej domu. Uczyła się imion artystów, rodzajów tematów malarskich i rozpoznawaniu malarzy po stylu jaki został umieszczony na płótnie. Na szczególną uwagę kobiety zasłużyły akty, które jej matka uważała za "poniżające dla kobiet".
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków, które od jakiegoś czasu słyszała. Odwróciła się dyskretnie najpierw przez lewe a następnie prawe ramię. Wtedy ujrzała mężczyznę z karczmy.
- Czego on jeszcze chce?-
Na jej twarz wpłynął grymas zażenowania. Brak "klasy" w zachowaniu tego mężczyzny był dla niej irytujący. System Evony wykluczał takich ludzi z jakichkolwiek zagrań, po prostu nie zasługiwali na najmniejszą uwagę.
- Dostał Pan swoje pięć minut. Trzeba było je lepiej wykorzystać.- wszystkie obelgi tego świata zastąpił złośliwy uśmieszek Evony. Odwróciła się i kontynuowała swoją podróż w stronę targu.
Oczywiście, mogłaby się zemścić. Użyć magii, "pobawić się" jego uczuciami.
- Szkoda czasu- pomyślała śmiejąc się w duchu.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

36
Evony przydreptała z powrotem pod wrota oberży... przyprowadzając ze sobą towarzysza.

Niewiele zmieniło się od poprzedniego razu. Przez zamknięte drzwi przedostawał się gwar wielu rozmów. Za oknem dziewczyna widziała te same, co ostatnio, twarze. Ponure lub rozweselone, zaglądające beznamiętnie do drewnianych kufelków lub takoż drewnianych misek. Ciepło wręcz ulatywało przez nieszczelną framugę. Karczmarz chyba przesadził z podkładaniem szczap do komina. No, ale na zewnątrz wiało chłodem. Coen sterczał przed progiem, a ona obok niego.

- W co zagramy? Dalej nie znam zasad - z zaciekawieniem zaczął szarpać swoją brodę. - Nie mogę się doczekać!

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

37
Zabawa aurą Coena była o tyle prosta, że reagowała zgodnie z planem arystokratki. Konkretny gest wywoływał konkretną reakcję poświaty. Pierwszy sznureczek do nowej kukły. Teraz trzeba było przyczepić kolejne.
- To prawda- odpowiedziała na wzmiankę o wróżbach.- Jednak dostaliśmy tą moc, żeby nią zawładnąć, czyż nie?- Ines spoważniała. Jednak stan ten nie trwał długo. Gdy zobaczyła Coena chwytającego się pod boki i robiącego oburzoną minę- roześmiała się. Jej uwadze nie uciekła zaostrzona końcówka ucha mężczyzny. Drobny szczegół, jednak niezbędny w jej planach.
- Widzę, że zdolności aktorskich Ci nie brakuje. Dobrze, wykorzystasz je w naszej gierce. - na twarz arystokratki znów wpełzł tajemniczy uśmieszek.


Evony postanowiła zrobić pierwszy krok w stronę przejęcia kontroli nad życiem barda. Zmieniła początkowe plany gry, w której Galeon miał zostać ośmieszony przed klientami karczmy na coś, co przybliży ją do Coena.
- Zasady są proste. Zaczynamy od wyboru nagrody, jaką chcemy zdobyć od drugiej osoby. Przegrany spełnia życzenie przeciwnika, jakkolwiek absurdalne by nie było.- stanęła w bezpiecznej odległości od karczmy. Nie chciała zostać zauważona przez Galeona ani innego klienta. - Wejdziesz do Złotego Kuroliszka i będziesz udawał, że na kogoś czekasz. Gdy spotkasz Galeona, powiesz mu, że dzisiaj odwiedzi Cię...Siostra, której nie widziałeś kilka lat. Po pewnym czasie pojawię się ja. Wtedy zacznie się prawdziwa gra. Dotrzymaj mi kroku i spraw, żeby Galeon połkną haczyk, wtedy wygrasz. Jeżeli karczmarz okaże się sprytniejszy, wygrywam ja. Gotowy?- Kobieta wyciągnęła rękę w stronę barda, oczekując, że ten zrobi to samo co ona. W tym wypadku odwzajemnienie gestu oznaczało zgodę na zasady Evony.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

38
Coen nie zawahał się wcale. Z wdzięcznością złapał za dłoń Ines, puszczając mimo uszu to, że dziewczyna przekręciła nieco nazwę lokalu, w którym miała rozegrać się wspólna gra. Skwitował to natomiast jednym ze swoich uśmiechów. Posłał w jej stronę wesołe mrugnięcie, a potem zrobił ten pierwszy krok - krok w stronę karczemnych drzwi. Jego ręka spoczęła na klamce, a zdawkowy ruch nadgarstka otworzył przed nim napełnione ciepłem oraz gwarem wnętrze. Zapach potu dziesiątek ciał, wzmocniony swądem tłustego jedzenia, walnął go w twarz jak podmuch stepowego wiatru. Bard stanął za progiem lekko oszołomiony. Przez chwilę zdawało mu się, że drewniane wrota, przez które właśnie wmaszerował, działają jak zaczarowany portal - z mroźnego świata niekończącej się zimy przeniosły go do gorącego świata wrzasków oraz taniego żarcia. Choć na śniegu, w chłodzie, śpiewak miał się raczej nieswojo, to teraz - pośród gawiedzi - czuł się jak ryba w wodzie. Zaczerpnął raz jeszcze haust przesiąkniętego smrodem powietrza i od razu poweselał. Zerknął przez ramię na stojącą w futrynie dziewczynę, na odrysowującą się w dziennym świetle postać. Westchnął nieznacznie, w duchu zachwycając się obrysem doskonałych kształtów. Wtem drzwi trzasnęły, a on raźno skierował się w stronę zawalonego drobiazgami kontuaru.

Galeon stał za ladą. Coen pomachał mu w geście przywitania, a podstarzały gospodarz odwzajemnił się w ten sam sposób. Brodacz oparł się o barek, odepchnął ostrożnie sterczącego przed nim mężczyznę i poczekał aż ten odejdzie i przestanie podsłuchiwać. Zręcznym ruchem zabrał stołek, z którego przed chwilą uciekła jakaś kobieta, a następnie usiadł na nim okrakiem. Lutnię, ponieważ zawadzała mu na plecach, oparł o siedzisko. Powiódł wzrokiem po karczmie, zatrzymując się dopiero na schodach. Te prowadziły na piętro, a na piętrze znajdowała się najmowana przez niego kwatera. Mała, co prawda, ale bardzo komfortowa. Bez dziur w podłodze i szczelin w oknach.

- Psiakrew! Sporawy masz tu dzisiaj ruch, Galeonie. - Oberżysta spojrzał na rudego, a widząc, że jest jeszcze w stanie trzeźwości, zaczął nalewać mu piwa do dzbana. Śpiewak powstrzymał go ruchem ręki. - Nie, nie, dzisiaj nie mogę. Stokrotnie podziękowania, panie gospodarz, ale na dziś jestem abstynentem.

- Jak to, abst... abste... - karczmarz przestał nalewać browar. - Czemu to tak?

- Co, nie mówiłem ci o tym? - Bard udał zdziwionego. - Siostra mnie odwiedza. Aż z Portu Erola jechała, żeby zobaczyć swojego starszego braciszka. Mus mnie kochać albo co, takie poświęcenie.

- Ano, pewno, że kocha. Bez kozery by taki kawał nie drałowała przecie - odpowiedział Galeon.

Nie kocha - odezwał się głos w głowie Coena. - To się nie może udać. Siostra? Przecież nawet nie jesteśmy do siebie podobni, kolor włosów nie ten, skóra nie ta. Słabe kłamstwo. Znam Galeona, nie jest to bystrzacha, ale na pewno nie da się nabrać. No, no, panno Ines. Liczę na to, że wiesz jak rozegrać tę rundę...

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

39
Evony ścisnęła dłoń barda uśmiechając się prowokująco. Coen nie wiedział, że ten gest będzie kolejnym sznureczkiem do jego kukły lub gwoździem do trumny. Arystokratka miała okazję zobaczyć jego twarz z bliska i szybko zapamiętać wszystkie szczegóły. Była zmuszona do dokonania kolejnej oceny, tym razem bardziej obiektywnej, bez prywatnych "wstawek". Myślała bardzo intensywnie, podczas gdy jej wzrok odprowadzał barda do drzwi. Rozejrzała się za ciemniejszą uliczką, taką do której nikt nawet by nie zajrzał. W tej dzielnicy nie było to trudne zadanie.

- Coen, hmm od czego zacząć. Muszę powiązać jego cechy charakteru ze swoimi, wszak wzroce kształtują się za najmłodszych lat, podczas których rodzeństwo wychowuje się wspólnie. Jako jego siostra muszę być jego odbiciem... Pierwsze wrażenie, bardzo ważne. Kiedy podszedł do mnie na targu, miał w sobie "to coś", ten pierwiastek, który w połączeniu z dobrymi komplementami i odrobiną pewności siebie działał na kobiety. Ciężko rozłożyć urok osobisty na cechy, które wchodziły w jego skład. Moja nowa tożsamość musi być bardzo kobieca, napewno nie delikatna, subtelna i eteryczna. Nic z tego. Drapieżna, pociągająca, dominująca, tak, to są cechy, które przypisałabym siostrze Coena. Aura femme fatale jest prosta w wykonaniu, więc z tym sobie poradzę. Jednak to za mało, żeby podkreślić cały charakter mojej ofiary. W Coenie jest jeszcze jakiś nieodkryty zalążek spokoju i opanowania, który znalazłam obserwując jego aurę. Spróbuję.- Tak rozmyślając, Evony trafiła w ciemną uliczkę daleką od jakiegokolwiek człowieka. Otworzyła skrzynie i wyciągnęła z niej lusterko. Rozwiązała włosy, schowała szal i ozdoby, następnie zmyła z siebie makijaż.

Teraz była starą Evony. Tą jedną, jedyną, której nikt nie znał- wiedźmą, królową serc. Czuła się pusta, jakby była czystą kartą, czekającą aż ktoś wypełni ją barwami. Evony była bez wyrazu, jedyne co ją kształtowało to zaklęcia i przybrane tożsamości, które służyły jej jak płaszcz w zimne dni.
Odsunęła od siebie te myśli, po czym odtworzyła w głowie twarz Coena. Następnie skupiła całą energię jaką w sobie miała i pozwoliła, żeby ta wyleciała przez palce. Czuła jak ciepło przechodzi przez jej dłonie, a następnie otula ją kolorowa mgiełka, która zmieniała ciało kobiety zgodnie z jej wolą. Po chwili przed lustrem stanęła zupełnie nowa postać.

Subtelna, kobieca twarz z pełnymi, czerwonymi ustami, które uśmiechały się do swojego odbicia. Długie, rude włosy sięgały połowy pleców Evony i delikatnie się "poskręcały". Trochę zmniejszyła swój wzrost i powiększyła piersi, profilaktycznie. Jedyną cechą jaką pozostawiła bez zmian, były oczy. Arystokratka postanowiła delikatnie poprawić swój wygląd, więc domalowała dwie długie kreski na powiekach. Następnie ubrała się w czarną, krótką sukienkę i założyła swoje ulubione, czerwone czółenka. Wyglądała wystarczająco zjawiskowo, żeby odmówić sobie dodatków takich jak naszyjnik czy kolczyki.

Gdy uznała, że upłynęło wystarczająco dużo czasu, wkroczyła do karczmy "Pod upadłym kuroliszkiem" pewnym krokiem, delikatnie, wręcz niezauważalnie falując biodrami. Zauważyła Coena dyskutującego ze znanym karczmarzem Galeonem. Podeszła do barda od tyłu. Gdy znalazła się w odpowiedniej odległości, położyła dłonie na jego klatce piersiowej oplatając kark swoimi ramionami.Jej rude włosy delikatnie musnęły szyję mężczyzny.
- Mmm, bardzo mi kogoś przypominasz.- tu przebiegła palcami po jego zarośniętym policzku.- Niespodzianka...- powiedziała bez entuzjazmu.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

40
Rozmowa z karczmarzem bardzo prędko przeszła w zamienianie krótkich, pozbawionych sensu zdań mówiących głównie o pogodzie. Galeon nie chciał gadać z brodaczem, zapewne mając na uwadze jego zadłużenie, które rosło z dnia na dzień, obierając niespiesznie postać parudziesięciu srebrników. Coen z kolei okazał się strasznie zdenerwowany i choć nie dał tego po sobie poznać, to konwersowanie szło mi z ogromnym trudem. Ponieważ gadanina nie układała im się wcale, bard zaprzestał starań i skierował wzrok na wiszące za gospodarzem szafeczki, na poustawiane na nich garnce oraz słoje z różną zawartością. Spoglądał akurat z obojętnością na upchniętą do szkła kapustę, gdy poczuł na sobie jej ręce. Z czułością otoczyła go smukłością swoich ramion, wprawiając śpiewaka w ciche osłupienie.

Woń pachnidła wdarła się do jego nosa, z łatwością pokonując wszechobecny smród potu oraz nadpalonych potraw. Coen opuścił głowę, obserwując małe dłonie splecione na swoim mostku. Kątem oka dostrzegł rudawą wiązkę włosów opadającą mu na bark. Zaskoczenie zmieszało się w jego wnętrzu z narastającym zaniepokojeniem. Doskonale zapamiętał swoją towarzyszkę, mógł bez trudu przywołać w głowie jej obraz, widok każdej części jej boskiego ciała. Górowała w nim pewność. Ines nie miała rdzawych włosów. Gdy uścisnął jej dłoń. Ines nie miała tak drobnych rączek. Poczuł miękkość i ciepło na plecach. Ines nie miała takich piersi. Przestraszony tą nagła zmianą partnerki w grze zdołał jakoś odwrócić twarz. Pomarańczowowłosa istota stała przed nim, napełniając wnętrze tawerny swoim wdziękiem. Większość bywalców spoglądała na nią, porzuciwszy chlanie piwa oraz turlanie kośćmi. Coen również patrzał. Z niedowierzaniem. Bezczelnie gapił się w niebieskość jej oczu. Ines miała właśnie takie oczy.

- Ww-witam panią w moim prz-przybytku - odezwał się z nagła Galeon, sprowadzając brodacza na ziemię.

- Siostra! - powiedział Coen, nie bez problemu opanowując drżenie głosu. Nawet nie próbował maskować zdziwienia. Podleciał do niej i wraz mocno przygarnął ją do piersi. Uścisk nie trwał długo, ale śpiewak zdołał się nim nacieszyć. Oswobodził dziewczę. a potem odchrząknął znacząco. - Dobrze cię widzieć, siostrzyczko. Jak tam podróż? Jak w doma? Co z matką? Pewnie masz mi dużo do opowiedzenia...

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

41
Wszystko szło zgodnie z planem arystokratki. Nowe wcielenie wywołało oczekiwaną reakcję, na co najbardziej wskazywały spojrzenia mężczyzn zebranych w karczmie. Teraz przed Evony było najtrudniejsze zadanie- wczucie się w postać. Zawsze na początku przemycała do nowych wcieleń zbyt dużo swoich zachowań.
Jej uwadze nie umknęła reakcja Coena. Oczywiście, tego się nie spodziewał, zmiana była spektakularna. Postanowiła, że da mu chwile na przemyślenie i zwróciła się w stronę karczmarza.

- Pani? Wystarczy...Chloe-to mówiąc wyciągnęła rękę w stronę Galeona. Krótkie imię, brzmiało podobnie jak "Coen". - Bardzo tu przyjemnie.- uśmiechnęła się do karczmarza. Nie zauważyła nawet, jak szybko znalazła się w ramionach Coena. Nieoczekiwany napływ emocji sprawił, że zrobiło jej się ciężko na żołądku. Obcy gest, zupełnie niepotrzebny.
- Powinnam to przewidzieć. Brrr, muszę przywyknąć. - pomyślała, po czym objęła się ramionami mężczyzny i stanęła przodem do karczmarza. To był odpowiedni moment, żeby zobaczyć podobieństwo Chloe do Coena.

- Matka kazała mi o Ciebie zadbać.- to mówiąc poprawiła "bratu" kołnierz, po czym położyła mu rękę na głowie i "wytargała" jego włosy. Czuła jak jej zaklęcie słabnie, zostało jej trochę czasu jednak nie chciała ryzykować.
- Wszystko Ci opowiem, jednak muszę trochę odpocząć. Czy mogę tu zamieszkać, na jakiś czas?- spytała owijając sobie kosmyk włosów wokół palca. Z każdą chwilą rola Chloe coraz bardziej jej odpowiadała.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

42
Gospodarz poczerwieniał jak raczek, a jego wzrok zdawał się pochłaniać łakomie blask porozstawianych w całej kwaterze świeczek. Roztrzęsiona i poważnie spocona ręka Galeona powędrowała na spotkanie z dłonią rudowłosej Chloe. Karczmarz niepewnie zacisnął palce i wahał się przez moment nad dołożeniem następnego ruchu. Zamiarował pewnie pocałować dziewczę w nadgarstek - tak po szarmancku - ale stojąca miedzy nimi lada nie pozwalała mu na dokonanie tego gestu. Coen z uśmieszkiem obserwował jak jego znajomek prawie wdrapuje się na kontuar. Widok ten przedstawiał się wręcz komicznie, zważywszy na to, że brzuch Galeona skutecznie utrudniał mu te męczące starania. W końcu włodarz darował sobie akrobacje i z pożałowaniem potrząsnął drobną rączką rudowłosej. Zaraz potem pozornie zabrał się za szorowanie blatu ścierą, choć jego wzrok wciąż zerkał na udawaną siostrę roztargnionego barda.

Coen otrząsnął się nieco z początkowego zaszokowania. Czuł się dziwnie. Spotkana na targu dziewczyna miała mu jeno dotrzymać towarzystwa. Potrzebował tego - od dłuższego czasu chodziła mu po głowie koncepcja na nową balladę miłosną. Ines, Chloe... jedna z nich miała stać się dla niego natchnieniem, weną albo muzą. Ale sprawa się trochę pomieszała. Teraz w grę weszło czarowanie. Trubadurowi przestawało się to z wolna podobać. Ale ta dziewczyna - ona podobała mu się wciąż i bez ustanku. A on musiał się do tego jakoś ustosunkować, coś musiał z nią począć...

- Galeon, druhu... - powiedział Coen, poprawiając rozczochrane przez siostrę włosy. - Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko, skoro moja mała Chloe zamieszka w mojej kwaterze, co?

Galeon nie miał nic przeciwko. Bard pokazał cudownej oszustce drogę na schody. Potem para przeszła do jego komory.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

43
Evony roześmiała się w duchu, a śmiech jej był wyjątkowo szyderczy. Widok żałosnego karczmarza, gramolącego się na ladę był na tyle żenujący,żeby na jakiś czas udobruchać chęć zemsty arystokratki. Na bardzo krótki czas. Zerknęła na rękę Galeona, po czym zrobiła zaskoczoną minę. Efekt poprawiła wzruszeniem ramion, co w domyśle oznaczało- "skoro tak wolisz..."
Wewnętrzna Evony "wypchnęła" Chloe, co zaskutkowało kamienną twarzą kobiety, gdy tylko znalazła się w pokoju Coena.

- Wiesz, że właśnie zdecydowałeś się na spanie na podłodze?- spytała z charakterystyczną dla Ines manierą w głosie. Położyła skrzynię z rzeczami w kącie i stanęła przed lustrem. Takie momenty dobrze działały na wyobraźnię. Evony bawiła się podkręconymi końcówkami włosów i kątem oka zerkała na Coena.

Hmm, co on w sobie ma, czego inni mężczyźni nie posiadają? Urok osobisty, tak to jest ten tajemniczy pierwiastek, który tak bezkarnie wykorzystuję w swoich działaniach. Miło spotkać bratnią duszę...
Mężczyźni to skomplikowany temat. W trakcie podróży spotkałam ich wielu, jednak żaden nie zasługiwał na więcej uwagi. Pamiętam jak dziś lekcję Niani, która przyłapała mnie na obserwowaniu chłopaka sąsiadów przez okno. Naszym codziennym rytuałem było to, że sadzała mnie przy toaletce i czesała włosy. Często opowiadała mi bajki, które przerwała w momencie kulminacyjnym, zmuszając mnie do ułożenia odpowiedniego zakończenia. Gdy intuicja podpowiadała mi prawidłowy epilog- rozpoczynała nową bajkę lecz gdy moje wyobrażania wykraczały poza format- milczała. Czasami myślałam tygodniami nad prawidłowym zakończeniem... Tamtego dnia nie dostałam bajki. Zamiast tego usłyszałam wykład na temat miłości.
"Zdobyć względy mężczyzny jest to żadna sztuka. Sztuką jest utrzymanie ich wystarczająco długo, żeby nie dopuścić do zdrady. Zdrada i odrzucenie to najgorsze poniżenie dla kobiety. Uroda i wdzięk przemijają w świetle codzienności. Oczywiście, ten proces trwa latami, jednak koniec zawsze jest taki sam- zdrada. Życzę Ci dziecko, żebyś nigdy nie poznała tego uczucia."

Zapamiętałam tą lekcję jak i wiele innych. Teraz, patrząc na Coena, byłabym w stanie zaryzykować.
NIE! Nie zamierzam niczego zmieniać, dla absurdalnych uczuć!


Evony uśmiechnęła się do mężczyzny i zajęła miejsce na łóżku.
- Gra trwa dalej. A my nie ustaliliśmy jeszcze nagrody.- to mówiąc, założyła nogę na nogę i poprawiła czarną sukienkę tak, żeby zasłaniała kolana. Czerwone czółenka lśniły teraz rubinowym światłem.
- Wybieraj Coenie.-

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

44
Coen poczekał aż Chloe pierwsza pokona próg, a zaraz potem sam znalazł się w środku. Trzeszczenie desek na podłodze oraz zawiasów w drzwiach zwiastowało ich obecność. Ciasna kwatera przedstawiała się jak każda inna izba w dowolnej karczmie - mała i zakurzona, zapchana nieszerokim łożem, naściennym lustrem oraz niską komodą. Bard miał to szczęście, że od Galeona dostała mu się dodatkowo sporawa balia z wodą - teraz już pewnie ochłodzoną. Brodacz oparł lutnię o krawędź kadzi i stanął naprzeciw łóżka. Rudowłosa zdążyła się na nim rozsiąść, zanurzając swą czarną suknię w połach śnieżnobiałego prześcieradła.

- Dobre sobie - powiedział balladzista z drwiną w głosie. - Nie mam zamiaru łamać sobie pleców podczas spania na podłodze. Łoże jest duże, pomieści nas oboje - uśmiechnął się znowu. - Zawsze można poprosić gospodarza o osobne kwatery, chociaż to może go trochę zastanowić.

Poeta zerknął na pudło ustawione przed lustrem - obok miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą sterczała Chloe. Nie odezwał się ani słowem, ale to pewnie dlatego, że tamten widok odebrał mu dech w piersiach. Dzieweczka stała przed zwierciadłem, które zdawało się rozświetlać jej postać. Drewniane obramowanie tremu jak rama obrazu otaczało odbicie jego udawanej siostry, która godna jest przecież uwiecznienia na malarskim płótnie. Coen pożałował, że nie jest malarzem, jeno jakimś tam wierszokletą. Wiedział, że żadna pieśń nie odda uroku tej kobiety, ale za to pędzlem można chociaż naśladować kolor jej włosów, barwę oczu, odcień cery...

Słowo i melodia tego nie pokażą.

Czerwone czółenka na zgrabnych nogach schowanych pod czarną materią zajaśniały w słonecznym świetle walącym się do wnętrza pomieszczenia przez oszklone okno. Bard, podpierając się ręką o biodro, patrzał bez ustanku na promieniującą twarz swej Chloe. Przez głowę przechodziło mu wiele różnych pomysłów, ale od początku wiedział, co powinien zaproponować. Wiedział to już na targu, zanim jeszcze ich zabawna gra zaczęła się na dobre. Coen podszedł do łoża i zamarł na moment, stercząc w ukłonie nad wpatrzoną w niego dziewczyną. Jego ręka powędrowała w stronę jej anielskiej twarzy. Nagle - ni stąd ni zowąd - w palcach brodacza znalazła się znajoma fioletowa chusta.

- Ja też znam pewne sztuczki - zaszeptał jej niemalże wprost do uszka. - Moją nagrodą będzie twoje towarzystwo. Razem ze mną udasz się na bal do dworku pod miastem. Będziesz moją partnerką na ten wieczór i damą mego serca. Wiem już, że umiesz grać, a mnie właśnie o to chodzi. Goście nie muszą się nabrać, nie mogą nabrać żadnych podejrzeń...

Druga ręka Coena szarpnęła fioletową apaszkę i spod materiału pokazała się złota obrączka. Prosta, pozbawiona kamieni i grawerunków, ale bardzo ładna w tej skromności. Bard może nie znał się na malarstwie, ale uśmiech, który namalował na swoich ustach, okazał się na pewno uroczy.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

45
Końcówki zaklęcia kobiety dawały o sobie znać w postaci uderzeń gorąca. Z każdą chwilą coraz mocniejsze i trudniejsze do utrzymania. W końcu kobieta westchnęła subtelnie, pozwalając sobie na powrót do poprzedniej formy. Złoty pył obsypał się z ciała kobiety, zmieniając ją na powrót w Evony. Oczywiście drobiny złota znikały jak bańki mydlane przy zetknięciu z podłogą.
Przez krótki moment Coen mógł zobaczyć w Ines kogoś innego.Kobietę bez wyrazu, bez mimiki, pustą skorupę, którą po chwili wypełnił złośliwy uśmieszek na twarzy.
- Takiś pewny? Ha, w takim razie ja śpię na podłodze.- było to schematyczne zagranie, dawno opracowane w jej "systemie". Wiedziała, że im mniej da na początku, tym więcej weźmie na końcu. Kobieta, która całkowicie oddaje się mężczyźnie i przystaje na wszystko zbyt szybko powszednieje.

Wspólna noc była pierwszym krokiem do czegoś więcej, niż neutralne stosunki. Bliskość ciał czy pojedyncze muśnięcia dłońmi wydały się kobiecie zbyt intymne, żeby po kilku godzinach znajomości dzielić z Coenem łoże.
Gdy usłyszała o balu, nawet wewnętrzna Evony drgnęła. Pamiętała tego typu przyjęcia z domu rodzinnego, jedna wielka gra kłamstwem. O tak, to było coś, w czym arystokratka czuła się jak ryba w wodzie. Teraz pozostało jej tylko dopilnować, żeby Coen wygrał.
- Teraz gra zrobiła się ciekawsza. Dobrze Coenie, przyjmuję Twoją nagrodę. Na swoją wyznaczam...- Co może być cenne dla barda? Ach, jego zabaweczka.- Twoją lutnię.

Ines spojrzała zaskoczona prosto w oczy Coena, po czym wzięła pierścień z jego dłoni. Obrócila nim kilka razy w palcach po czym odłożyła na miejsce i ponownie przykryła chustą.- Za wcześnie na tego typu prezenty. - Wszystko zgodnie z systemem.
- Chciałabym się odświerzyć. Czy mógłbyś dostarczyć ciepłej wody?

Wróć do „Oros”