Re: Zamtuz Ler'ayante

106
http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=53 ... 914#p29914

Chociaż wiele się zmieniło w samym Oros, zamtuz Ler'ayante pozostał taki sam. Cóż, może było w nim nieco więcej zgoła innych osobistości niż zwykle, lecz wydarzenia ostatniego roku nie tknęły swymi ostrymi jak brzytwa pazurami przybytku rozkoszy. Nadal rozbrzmiewało w nim echo przyjemności zaznawanej w najbardziej ordynarny i pierwotny sposób. Nadal było duszno od kobiecych perfum i potu, nadal złoto brzęczało dźwięcznie w kieszeniach bywalców.
Lecz pytanie, co robił tutaj... Ottorio? Odpowiedź na nie była dosyć prosta. Ponad rok temu wywleczono go z mniej znanej części erolskiego więzienia, gdzie bezpodstawnie go przetrzymywano i torturowano. Jego nowa wtedy kompania jakimś cudem, omdlałego z bólu zaprowadziła go prosto na pokład okrętu, którym tutaj przypłynięto. Verthus, herszt bandy, jego dwójka dzieci - Aeshynn, młoda czarodziejka oraz Urthus, jego pierworodny. Barthus, rudy przyjaciel kapitana bandytów, wiecznie agresywna względem Otta Tesha, a także Haegr'en, goblin oraz na końcu Gaspar, rubaszny krasnolud. Oni wszyscy przez jakiś czas byli rodziną dla chłopaka, lecz po feralnych wydarzeniach w Eroli, trzeba było się na trochę rozstać. Chłopaka odesłano bowiem na Uniwersytet w Oros, uprzednio opłacając mu cały rok. Nikt nie przyjmował odmowy z jego strony, tłumacząc się tym, żeby najpierw podszkolił się w swoich umiejętnościach, a potem spłaci to z nawiązką.
Ottorio rozpoczął więc naukę na Uniwersytecie, niestety nie ucząc się na razie niczego praktycznego i nowego. Wiedział jednak, że z czasem wstąpi na wyższy poziom oświecenia i zacznie uczyć się rzeczy przydatnych. Niestety przeszkodziła mu jednak rzecz... niebo stało się czerwone, i znikąd w sam środek zabawy podczas 500-lecia uniwersytety trzasnął piorun. Nastała panika, a gdy już się zakończyła, odkryto, że brakuje wielu osób. One... zniknęły. Po prostu, najpierw były, a potem już nie. Lecz to nie ich brak był najstraszniejszy, lecz późniejsze konsekwencje. Zakon Sakira szybko dowiedział się o wszystkim i przybył, by zaprowadzić własny, straszny porządek. Natychmiast wprowadzono godzinę zakonną, objęto barierą antymagiczną tak duży obszar, jaki mogli, zaczęli przesłuchiwać uczniów i nauczycieli, niektórzy zaczeli znikać za ich pomocą... dużo się działo. Winę zwalono na elfy, lecz nikt tak naprawdę nie wiedział, czy to rzeczywiście one zawiniły. W teorii przewodniczył temu Felivrin Nargathrond, profesor transmutacji, o którym Otto wiele nie słyszał prócz tego, że był dziwakiem. A najlepsze w tym wszystkim było to, że niedawno wybuchła Wielka Biblioteka. Większość zbiorów została spopielona, mury runęły... źle się działo w Oros, a młodzieniec musiał niestety w tym uczestniczyć. Do czasu.
We wiadomości przekazanej przez nieznajomego mu ucznia było wyraźnie powiedziane, żeby spotkać się tutaj, w tym zamtuzie, wczesnym wieczorem. Ottorio miał być przebrany za normalnego mieszkańca, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Kazał mu tutaj przyjść... stary znajomy. A wyspiarz mógł tylko podejrzewać, kto nim był. I zapewne małym było dlań zaskoczeniem, gdy przekroczywszy progi, niepewny tego, czy ktoś go nie śledził i nie wyda go Sakirowcom, ujrzał starego znajomego. Rudego rycerza, Barthusa, który aktualnie pozbył się całego ekwipunku prócz miecza i siedział przy stole razem z... Aeshynn, która zmieniła się mocno przez ponad rok. Schudła, przez co mocno wyładniała. Ponadto ścięła włosy na krótko i teraz wyglądała co najmniej zadziornie z brązowymi kosmykami opadającymi na jej orzechowe oczy. Gdy ujrzała Otta, patrzałki się jej zaświeciły i pomachała mu energicznie, trącając jednocześnie Barthusa, który zajmował się siedzącą mu na kolanie prostytutką. Ten przegonił ją i zaprosił gestem dłoni chłopaka do siebie.
Ile to czasu minęło... — westchnął, przeczesując gęste, rude włosy. Uśmiechnął się jednak do młodzieńca i dodał jeszcze: — Dobrze cię widzieć, synu.
Spoiler:

Wróć do „Oros”