Re: Dębowy Przybytek

76
Widziała, jak Amaron zerka na spodnie. Na początku miała zamiar je od razu wysuszyć, ale nie mogłaby sobie odpuścić widoku nagiego mężczyzny jedzącego jajecznicę. Starała się nie wybuchnąć śmiechem, gdy zdała sobie sprawę z tego, jak komicznie wygląda Amaron. Miała nadzieję, że mężczyzna tego nie zauważy, że udawanym kaszlem szybko zakamuflowała parsknięcie śmiechu. Najwyżej pomoże mu jeśli mokra plama będzie sprawiać mu dyskomfort, ale to jak już będą ruszać w drogę.
- Pijaństwo?! - zapytała zaskoczona. - To za pijaństwo karzą?
Oj, muszę się bardziej pilnować..., pomyślała. Zaczęło jej się przypominać, jak ona sama czasami wszczynała awantury w karczmach, będąc w stanie mocnego upojenia alkoholowego. Co innego, kiedy chichra się jak jakaś głupia niedorozwinięta dziewuszka, a co innego, kiedy otwarcie grozi jakiemuś natrętnemu brzydalowi obcięciem interesu. I to nie żartując. Wtedy naprawdę miała ochotę to zrobić. A potem może sprzedać taki okaz jakiejś samotnej podstarzałej alchemiczce, której już nikt wychędożyć nie chce i musi zaspokajać swoje pożądanie sama.

Re: Dębowy Przybytek

77
-Cóż, jak się przesadzi i zrobi coś, za co ściga cię straż miejska albo milicja, wtedy się nie dziwię - mruknął, uprzednio spoglądając na Shah z dziwnym zastanowieniem, gdy ta zakasłała.
-Zresztą, tak czy inaczej, jest on moim celem. Odnajdę go, sprowadzę go tu żywego, albo sam jego łeb, zdobędę pieniądze i być może wraz ze strażą, uda mi się odzyskać, co moje.

Amaron otworzył usta, aby coś jeszcze powiedzieć, lecz po chwili ciszy, zrezygnował i nadział kolejny kawał jajecznicy.
-Być może uda nam się jeszcze przed wyruszeniem zebrać innych, coby pomogli w tym albo tamtym zadaniu... - oznajmił po dłuższej chwili, a następnie sprawdził swoje spodnie.
-Jeszcze trochę i będziemy mogli ruszać.

Re: Dębowy Przybytek

78
HUM!!!

Drzwi, którym towarzyszył głęboki dźwięk, klasyfikując do pary przedzierające się przez uszy niegrzeczne skrzypienie, otworzyły się.
Jak się już w pierwszej chwili okazało, stał w nich podchmielony gość.

-Uszzszanowaneczko, gośściuuu!? - zachlipotał, wychodząc chwiejnym krokiem. Poszedł w swoją stronę a ja przekroczyłem próg, znajdując się już w karczmie. Odwróciłem się, porpierając na drzewcu, ciężko zamknąłem drzwi. Jakoś udało mi się wrócić do pierwotnej pozycji. Postąpiłem zaledwie kilka kroków - miejsce wydawało mi się znajome - gdy moim momentalnie rozczapirzonym oczom ukazała się znajoma twarz.
-Kaaarczmarz! - cienko podkrzyknąłem.
-C. co? Biiilliii!!! - Wydobywający się z jego ust czarny, głęboki krzyk pełen był pewno udawanej radości i nieudawanego niedowierzania, niczym czuła na śladowy wstrząs mieszanka wybuchowa.
Tak. To BYŁO zajome miejsce. W tej, właśnie w TEJ karczmie "przesiedzieliśmy" kiedyś parę dni.
Że tak szybko naprawił zniszczenia... - to była balanga!


-Miejsce doprowadzone do normalności! Spoko, ziom, sam dzisiaj jestem. Piwa nalej. - wyszarpałem radośnie.
-Fff. Masz szczęście - odchrząknął tym razem ze stanowczą dosadnością - nieźlescie mi tu nagrzmocili. Musiałem zapłacić więcej, niż mi oddaliście na remont, bałwany! A i tak jeszcze nieco zostało... Skoro kameralnie, to siadaj. Gość w dom, bóg w dom. Najwyżej pójdę z torbami.

Uśmiechnąłem się szczerze, rozejrzałem na gości wokół. Nie miałem założonego kaptura, każdy mógł mnie sobie obejrzeć.
Znalezłem. Ta sama miejscówka, co kiedyś. Była wolna. O dziwo wtedy połowa karczmy, licząc okoliczne jej tereny, została zdewastowana, jakby przebiegła przezeń trąba powietrzna, bo wina leżała po stronie Dupogrzmota. Chłopak pewnie nadal jest w grupie.


-No nic - naszła mnie myśl, krocząc w stronę historycznego stolika - to były czasy. Może jeszcze fajnych rzeczy się przydarzy, najwyżej wrócę do tych zakapiorów.
Rozsiadłem się, oparłem o ścianę drewniany pałąg z wypukłym w blasku świec ostrzem i czekałem. Było wygodnie. Tak samo wygodnie. Karczmarz, bo tak go wszyscy zawsze nazywali, chyba że coś się zmieniło, podał mi piwo. Rzuciłem mu na blat grosz za napitek. Delektowałem się wówczas, przypominając sobie dobre czasy, rozglądając przyjaźnie
-W sumie... paru gości jest...
Zerwałem się, dobywając ręki Karczmarza przechodzącego, jak gdyby teraz i onegdaj obok mojego stolika, i rzuciłem pytanie:
-Mogę pograć troche?
-A graj se co tam chcesz. - odszarpnął w drugą stronę, pierwej odrzucając słowo, kąśliwie godząc łokciem w jakąś uroczą panią.

Efektownie na niego nawrzeszczała.
Dopiłem piwo. Minęło parę chwil, zanim wstałem. Musiałem się otrząsnąć po wypitej delicji.
Odwiązałem flet od sznura przy pasie, postawiłem pusty kufel po wypitym piwie pod sobą i wskoczyłem na podium, rozsiadając się. Przedstawiłem, mówiąc: -A teraz czci, kochani posłuchajcie!
Grałem na flecie. Połyskliwe światło łączące się z cieniem przytłoczyło dźwięki doraźną subtelnością. Nadszedł moment, gdy rozchulałem się niesamowicie. Dźwięki wydobywały się samoistnie. Improwizacja! Tak! Grałem pod wpływem emocji, dopiero wtedy ludzie zaczynali zwracać ponad połowę swojej uwagi...

Re: Dębowy Przybytek

79
Wszedł trzaskając za sobą drzwiami i wypuścił z ust dym. Zamówił wino za, które zapłacił resztką gryfów, które zarobił zabijając wiwernę na trakcie. Chwycił bukłak i usiadł w rogu. Oczywistymtm jest, że postać tak ogromna zwróciła uwagę zasiadających wewnątrz, Szahid jednak nie miał weny na walkę czy inną bardziej angażującą interakcję. Skupiał się na smaku, o dziwo, dobrego wina i głębokim aromacie swojej fajki. Siedział zamyślany, kontemplując swoją podróż i to, że nie był z kobietą od ponad dziesięciu dni. Rozsiadł się wygodnie, wyciągnął swoje potężne nogi, blokując tym samym przejście, zamknął oczy i zaczął gładzić swoją brodę. Brodę lekko zmęczoną drogą. Cyrulik. Potrzebował zobaczyć się z cyrulikiem i to najlepiej takim, który potrafi tatuować, ale teraz postanowił się odprężyć i pomedytować.

Re: Dębowy Przybytek

80
Podczas gdy Amaron kończył konsumpcję jajecznicy, w do głównej sali karczmy zaczęło ściągać coraz więcej ludzi. W większości byli to oczywiście studenci oraz osoby ich pokroju, część po wyglądzie zdradzała, iż wczorajszej nocy musieli nieźle wypić, inni dopiero co wstali i postanowili się napić - ot, na rozbudzenie. Właściwie, przedpołudniowy napływ ludzi do karczem nie był niczym nadzwyczajnym.

Bardziej niecodzienny był natomiast skład aktualnej klienteli. Kobieta Uratai, jakiś profesor o długiej, siwej brodzie, sięgającej stołu, dwuipółmetrowy osiłek, jakiś najemnik siedzący pod stołem, o dziwo nie sprawiający wrażenia schlanego jak nieboszczyk oraz młody blondyn grający na flecie.

Tak, ten ostatni najbardziej wpływał na całą klientelę. Części wyraźnie nie pasowało granie młodzika, choć część starała się jakoś to ignorować, z mniejszym lub większym rezultatem, znalazło się jednak kilku, którzy zaczęli się uśmiechać, kiwać albo skrycie przytupywać do muzyki. Jeden z najemników - standardowej klienteli Dębowego Przybytku - zaczął nawet coś śpiewać, jednak po jego głosie, wybitnie wypaczonego alkoholem, nie dało się określić, o czym właściwie on śpiewa. Jedynie dało się rozpoznać 2 powtarzające się słowa w refrenie - "Raj" i "Cycki".

Tadeush:
Starając się częściowo odizolować od dźwięków w sali, powoli zaczynałeś się rozluźniać, choć o całkowitym odprężeniu nie można było mówić. Szybko jednak dźwięki stały się na tyle uporczywe, iż ciężko ci było się zrelaksować. A to z tego powodu, iż krótko po tym, jak zamknąłeś oczy, ktoś zaczął grać na flecie...

Re: Dębowy Przybytek

81
Skoczne dźwięki dobiegające z fletu... Zazwyczaj kojące, teraz nazbyt irytujące. Nie miał jednak ochoty uciszać młodzika, sam w jakimś stopniu się z nim utożsamiał. Też chciał być wirtuozem, ale w troszkę innym fachu i tak samo jak muzykant swoim chceniem nasporzył dużej ilości ludzi problemów (albo ich odjął, zależy jak spojrzeć na sprawę). Utożsamiał się, to też nie chciał ostudzać jego zapału. Wstał, rzucił tylko lekko wyczerpane spojrzenie w stronę grajka, dotknął pustej, jak się okazało sakiewki i zaczął szukać wzrokiem kompanów do rozmowy, darmowego napitku, zarobku czy w ogóle jakiegoś punktu zaczepienia. Pamiętał, że przybył tu w celu doskonalenia swoich umiejętności jednak teraz uważał, że w celu "szerszego dotknięcia egzystencji" odpuści sobie naukę i skupi się na bardziej awanturniczych zajęciach.

Mierzył wzrokiem i przebierał w osobowościach. Muzyka już zbadał, brodaty profesor może mógłby mu jakoś pomóc, jednak nie był pewien czy starzec, aby na pewno nie zasnął nad miską, przybyła z północy miała w sobie coś pociągającego, zwłaszcza oczy, jednak nie wiedział czy jego śniada skóra, wyspiarski strój i rysy (a także zapach podróży i zaniedbana broda) pomogą mu w kontaktach z kobietą tak odmienną od jego "prostej" normy. Był jeszcze on, wysoki, postawny mężczyzna. Widać, że wprawiony w walce. Tak to mógłby być kompan (albo ewentualny godny przeciwnik w walce). Zaraz za nim kroczyła mała zgrabna brunetka, zdecydowanie czuło się, że coś ich łączy. Choćby po małych siniakach na szyjach obojga.

Chwycił karafkę, wypił sporawo oczyszczając niesmak w ustach i ruszył z gracją (niespotykaną tym rozmiarom) w stronę zauważonej parki.

Re: Dębowy Przybytek

82
Aodhamair uniosła wyżej brew, pozwalając, by kącik ust drgnął. Odpowiedź jegomościa nie zaskoczyła jej ani trochę. Smukła dłoń sięgnęła do rzemyka koszuli, rozsznurowując go leniwie, podczas gdy kobieta kocim ruchem zsunęła się z krzesła, stając twarzą w twarz z rudzielcem. Był od niej niewiele wyższy, ale mimo to musiała zadrzeć głowę. Blade palce zanurkowały w dekolt śladem niebieskich oczu mężczyzny, by wydobyć spomiędzy krągłości duży, jadeitowy wisior w kształcie łzy i bezczelnie podsunąć mu go pod nos. Srebrna oprawa zamigotała kusząco w świetle pochodni.

- Taka stawka na wejście Cię satysfakcjonuje? - zapytała, przebijając się przez dźwięki fletu, które rozbrzmiały wokół i uśmiechając się przewrotnie.

Kątem oka zauważyła poruszenie - pewien rosły jegomość ruszył w stronę pary, która dołączała do biesiadujących, schodząc z górnego piętra. Płynnym ruchem schowała klejnot na swoje miejsce, zaciągając rzemyk i zerkając na trójkę z ciekawością.
- To jak, wchodzisz i szukamy większej kompanii, czy rezygnujesz?
Błogosławiony ten, który nie mając nic do powiedzenia - nie ubiera tego w słowa. WYGRAĆ INTERNETY

Re: Dębowy Przybytek

83
Gdy zjadła owsiankę, westchnęła, wstała i wciągnęła mocno brzuch. Sprawnie zacisnęła gorset, wkładając w to nie mało siły i związała go mocno. Dobrze, że wcześniej zabezpieczyła go lekkim supełkiem, bo teraz zupełnie nie poradziłaby sobie z poprzeciąganiem sznurków. Gdy kręgosłup poczuł ponownie tak dobrze już znany Shah ucisk, kobieta uśmiechnęła się z ulgą. Poprawiła ubranie i zastanawiała się, czy by czasem nie odnieść naczyń po śniadaniu na ladę karczemną, ale przypomniała sobie tamtą dziewkę. Przynajmniej jej się nudzić nie będzie. Będzie mogła śmiało je umyć, gdy karczmarz przytrzymywać będzie jej biodra.


W karczmie nagle zrobiło się tłoczno. Jakiś muzyk dawał popis swoich umiejętności, które może i by posiadał, gdyby nie alkohol. Albo, gdyby Shah lubiła dźwięki, jakie wydobywa z siebie flet. Ale grajek był znośny, nie przeszkadzał jej za bardzo. Ba! Po pewnym czasie nawet jego muzyka zaczęła idealnie oddawać klimat karczmy.
Shah rzuciła także przelotnie okiem na kilkoro grających ludzi. Ktoś dzisiaj straci pieniądze, a ktoś zęby. Tak to zazwyczaj wyglądało w karczmach. Nie mogło się to równać spokojnym i eleganckim wieczorom przy wyborowym alkoholu i kościach czy kartach w równie zacnym towarzystwie. Chociaż jeśli o uczciwość chodzi, to Shah miałaby problem, żeby stwierdzić, gdzie jest mniej fałszerstwa. Uczciwością się bogactwa nie zbiera.
Wtedy kobieta przeniosła wzrok na mężczyznę zbliżającego się w stronę jej i Amarona. O ile na jej twarzy nie pojawił się żaden grymas, nic nie zmąciło spokojnych ust i oczu, to serce zaczęło bić jakoś tak... inaczej.
Mężczyzna ów był niespotykanych rozmiarów, a w porównaniu do jej niewielkiej budowy i wysokości, to był to gigant. Spojrzała na jego ramiona i nagle sama zachciała mieć jakiś tatuaż. Zapewne ilość tuszu, jakie poświęcono na jedno ramię nieznajomego, starczyło by na wytatuowanie dwóch nóg Shah.
Kobieta lekko przygryzła wargi i przysunęła się do Amarona, kładąc dłonie na jego biodrach i przytulając się lekko od jego pleców, jakby chcąc się ukryć przed nieznajomym. Tylko zaciekawiony wzrok świadczył o braku strachu. Jej główka wychylała się tylko zza pleców Amarona.
- Ja go nie znam, chyba, i nic mu nie zrobiłam. - szepnęła do towarzysza. - Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Trzymam kciuki. - dodała, zadziornie. Tak, jakby wręcz chciała podpuścić Amarona.

Re: Dębowy Przybytek

84
Szermierz w czterech krokach skrócił dystans ich dzielący do około dwóch metrów, tak coby nie musiał zbytnio spuszczać głowy podczas rozmowy. Zmierzył wzrokiem najpierw jego, dostrzegając śmiałą twarz, a potem na Nią i coś co w jego przekonaniu było strachem. Roześmiał się głośno (zwracając swoim donośnym rechotem uwagę sporej części karczmy) na ten, mimo całej kobiecości ( i tym podobnych), urokliwy widok "ukrywającej się" przed nim damy i raz jeszcze poprawił grzywę niesfornie opadającą mu na twarz, gdyż tym razem nie chciał budzić strachu, a za to pragnął prezentować się jak najlepiej, jak to każdy mezczyzna ma w zwyczaju (nawet nieświadomym) przy przedstawicielkach płci pięknej, zwłaszcza tak zacnych. Tak na dobrą sprawę mało kiedy chciał kogoś wystraszyć, nawet podczas walki zawsze był roześmiany, nie demonicznie, raczej wesoło.

Wrócił na ziemię ze swoim rozbawieniem, przypominając sobie dworskie maniery poprawił karmazynową (w większości, nie licząc okolic nóg, droga robi swoje) szatę i ukłonił się nonszalancko rozkładając obydwie ręce: Szahid, szermierz z Archipelagu. Do usług.

Re: Dębowy Przybytek

85
Gdy Amaron zszedł wraz z towarzyszką na dół, a ta przesunęła się za jego plecy, mężczyzna wyprostował się odruchowo, nieznacznym gestem przesunął zawieszoną na plecach pochwę z mieczem na bok tak, aby mógł szybko dobyć swej broni, przy okazji nie rysując drewnianego sufitu karczmy.
"Ciekawe, jak ten osiłek zmieścił się w drzwiach..." - pomyślał, a na jego twarzy zagościł na chwilę nieznaczny uśmiech.
Ten zaśmiał się tak, że zwrócił na siebie uwagę niewątpliwie dużej części obecnych w pomieszczeniu ludzi. Amaron zacisnął lewą pięść i niemalże bezgłośnie coś wyszeptał, przesuwając się tak, aby zasłonić kobietę całym ciałem.

Stało się jednak coś, czego Amaron do końca się nie spodziewał. "Osiłek" zatrzymał się i przedstawił, kłaniając się. Z racji jego rozmiarów, wyglądało to dość... ciekawie.
"Raczej nie ma złych zamiarów... raczej"
Po chwili ciszy, zerknął na Shah, a następnie na Szahida.
-Amaron Corvo-Vadokan - przedstawił się, kiwając przy tym głową na nowopoznanego.
-Waść do mnie, czy do mej towarzyszki? Bo nie przypominam sobie, abym rozgłaszał, iż potrzebuję wojowników... jeszcze nie.


Tyrion:
Dźwięki twej gry zostały skutecznie zagłuszone przez śmiech ponad dwumetrowego woja, który ruszył w stronę pary, która dopiero co zeszła ze schodów. Z racji stosunkowo dobrego miejsca, dostrzegłeś, iż kobieta schowała się za plecami swego towarzysza, jakby kryjąc się przed jegomościem, który właśnie do nich podchodził i zaczęła coś szeptać. Udało ci się również dostrzec, iż mężczyzna, który zasłonił kobietę, zacisnął jedną z pięści...


Aodhamair:
Rudowłosy uśmiechnął się, nie do końca wiedziałaś, czy z powodu jadeitu, czy twych krągłości. Po chwili namysłu, przygryzł mimowolnie wargę i skinął głową.
-Wchodzę w to. Chcesz, abym znalazł ci kompanię, czy moż... - nie dokończył, gdyż donośny śmiech mężczyzny (który wyglądał, jakby od dziecka karmiono go stekami, a nie piersią) rozległ się w całej sali, zwracając uwagę również twego rozmówcy.
-Oho, szykuje się bitka... - rzucił wesoło, biorąc się pod boki. Mogłabyś przez krótką chwilę dostrzec okrągłą głownię, którą zwieńczona była rękojeść jakiejś broni, prawdopodobnie sztyletu albo krótkiego miecza. Mogłabyś, jeśli nie odwróciłaś się, aby spojrzeć na osiłka, który zasłonił już swoim rozmiarem widok na parę, do której zmierzał.

Re: Dębowy Przybytek

86
Gdy Amaron zasłonił ją, ta wysunęła głowę jeszcze bardziej, uśmiechając się z zaciekawieniem. Szahid. Shah. Szahid. Cóż, rozmowa zrobi się szeleszcząca, kiedy zaczną się sobie wzajemnie przedstawiać. Zaśmiała się w środku.
Shah dalej nie mogła wyjść z podziwu nad wielkością mężczyzny. Jak on się w drzwiach mieści? Mimowolnie zerknęła w stronę wejścia do karczmy, jakby porównując ich wielkość do rozmiarów Szahida. Zastanowiła się chwilę, po czym jej uwagę przykuła zaciśnięta pięść Amarona.
Przestrzeń między mężczyznami wypełniła się testosteronem tak gęstym, że gdyby chciała tam wbiec, z pewnością odbiła by się od niego. Tak wyczuwalnym, że można by było go pochwycić, wycisnąć i eliksir dla kościstych młodzieńców zrobić. Testosteronem tak rzeczywistym, że aż Shah szybciej serce zabiło, a ciało poczuło znajome ciepło.
Położyła dłoń na zaciśniętej pięści Amarona. Delikatnie, uspokajająco. Przesunęła się i stanęła nieco przed towarzyszem. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, a po tym ten sam wzrok przesunęła na Szahida i obdarzyła go równie przyjaznym uśmiechem. Przy czym musiała całkiem mocno zadrzeć głowę. Czuła się przy tej dwójce jak karzeł, co nie bardzo się jej podobało. Mimowolnie wyprostowała plecy, co na niewiele się zdało.
- Wybacz. - powiedziała w stronę Szahida. Obserwowała go z zaciekawieniem. W tym jego wyglądzie było coś pociągającego, przytłaczająco wciągającego. - Ale z mojej perspektywy wyglądasz na jeszcze większego! - zaśmiała się wesoło i wyciągnęła śmiało dłoń w stronę mężczyzny, a właściwie to niemalże uniosła ją w górę.
- Miło poznać.

Re: Dębowy Przybytek

87
Wyspiarz wyczuł lekkie napięcie w powietrzu... i znowu śmiech. Znał to uczucie i nie wiedzieć czemu lubił je. Podniecenie, strach, niezrozumienie. Tak właśnie, niezrozumienie. Słowo kluczowe w relacjach Szahid - reszta świata. Fakt, faktem aparycja mogła budzić natychmiastowe poczucie przytłoczenia czy też zagrożenia, co z resztą nie jeden raz przez biologiczny odruch rozpoczynało bijatyki czy jak to winno się nazywać - mordobicia z udziałem giganta. On, tym razem, jednak nie miał ochoty walczyć (chociaż wizja spróbowania się z tak obiecującym wojownikiem jak Amaron zdawała się kusząca, jednak nie chciał być już w pierwszych chwilach źle zrozumiany), poszukiwał jakiegoś urozmaicenia swojej znużonej podróżą egzystencji o czym od razu poinformował: Witam jaśnie wojaka i zapytuję o uspokojenie, nie ma na co krwi lać - powiedział zauważając nerwowe gesty nowopoznanego i z uśmiechem podkręcił wąsa - chyba, że Pan chcesz to można się sprobować, Ja zawsze chętny - napiął klatkę i wyszczerzył się w szpetnym grymasie rozbawienia - wybacz o Pani, że Cię pomijam i za tę kipiącą atmosferę również - do rzeczy - zajęcia poszukuję, kompaniji, napitku, wszystko jedno. Jeno coś poruszyć tę zatęchłą duszyczkę... ale jeśli wam nie po drodze to wybaczcie, żem się napatoczył. Dawnom z nikim nie rozmawiał, a jeszcze dawniej z nikim rozumnym nie walczył. - westchnął ciężko - Mateńko, am się nagadał, wybaczcie .

Re: Dębowy Przybytek

88
Amaron rozluźnił się i uśmiechnął lekko. Tak, w swoim życiu spotkał już wielu podobnych Szahidowi ludzi i nieludzi, choć ten prezentował się zdecydowanie lepiej, niż wszyscy pozostali. Poczuł w dodatku dotyk Shah na swej dłoni, na co odpowiedział jej ciepłym uśmiechem i przerzucił swój wzrok na wojownika, z którym rozmawiał.
-Toć mam zatem dobrą nowinę dla Ciebie. Jeśli chcecie trochę mieczem pomachać, przygodę przeżyć i przy okazji co dobrego dla świata zrobić, macie takową możliwość.
Uśmiechnął się krotko do Szahida i dodał:
-W skrócie powiem, iż zbójca trzeba złapać, morderce, pijaka, ale i rzekomo dobrego szermierza zarazem. Być może będziecie zainteresowani sprawdzić się z nim w boju?

Wtem, naszła go kolejna myśl.
-Zresztą, dajcie mi chwilę. Zaraz zobaczycie. Właściwie usłyszycie.
Otworzywszy mieszek, wyciągnął z niego złotego gryfa i ruszył do karczmarza. Skinął głową w geście powitania kobiecie przy szynku i rozmawiającemu z nią rudowłosemu typkowi, który mierzył go od kilku sekund wzrokiem, co nie uszło uwadze szlachcica, następnie gestem przywołał do siebie karczmarza.

Wręczył mu monetę i szepnął parę słów na ucho. Właściciel przybytku kiwnął głową, zaś Amaron najzwyczajniej w świecie zabrał mu pusty rondelek i uderzył go kilkukrotnie okutą rękawicą, zwracając uwagę większości osób w karczmie. Następnie, jak gdyby nigdy nic, usiadł na pobliskim pustym stole.
-Czy są tutaj jacyś śmiałkowie, łowcy przygód oraz ci, którzy chcą trochę zarobić? - zapytał głośno.
Odpowiedziało mu kilkadziesiąt okrzyków.
-Poszukuję ochotników, którzy wraz ze mną wyruszą do wschodniej prowincji, aby pojmać poszukiwanego bandytę, mordercę, szaleńca i wichrzyciela!
Odpowiedziało mu kilkanaście okrzyków i nieliczne marudne pomruki.
-Jeśli pojmiemy go żywego i dostarczymy do straży miejskiej, każdy z was otrzyma dobrą zapłatę. Za samą głowę również zarobicie trochę srebra. Jacyś chętni?

Siedząca nieopodal czwórka najemników, w stanie wskazującym na spożycie, wstała i kiwnęła głową do Amarona. Chwilę później, koło nich stało już kilku innych mężczyzn, z których krzywych nosów i niekompletnego uzębienia wynikało, że i oni mają doświadczenie w bójkach, chociaż zapewne nie wykraczało ono poza teren gospód, karczm i pijalni.
-Do rzeczy. Ile za jego łeb? - zapytał któryś najemnik.
-300 gryfów.
-Eee, to nam się nie opłaca - najemnik machnął ręką i wrócił do picia piwa. Jego kompani poszli w jego ślady. Kilka osób z pozostałej grupy również się rozmyśliło.
-A na kogo właściwie polujemy? - padło kolejne pytanie.
-Poszukiwany zwie się Zeler. Jest rzekomo najlepszym miecznikiem w Grenford. Chcecie się przekonać, na ile to prawda?
-300 gryfów nie jest wartych mojego życia...

Koniec końców, z kilkunastoosobowej grupy został rudy jegomość, który odszedł od swej Urataiskiej rozmówczyni i zmierzył wzrokiem Amarona.
-Jak postawicie mi wódkę, to pójdę...

Re: Dębowy Przybytek

89
Idiota! Westchnęła ciężko i przejechała z zażenowania dłonią po twarzy. Cała złość na Szahida, spowodowana tym, że nawet nie odwzajemnił uścisku, ustąpiła. Pewnie traktował ją jak mrówkę, coś, co może zgnieść swoją wielgachną nogą albo zamknąć w pięści. Niedoczekanie! Jeszcze będzie miała okazję, by pokazać, że nie wielkość się liczy.
Cichutko, zgrabnie, starając się pozostać niezauważoną prześlizgnęła się w stronę Amarona i stanęła mu za plecami, opierając się biodrami o stół.
- Pssst, Słońce. - szepnęła cichutko do mężczyzny - Ty się lepiej tym garnkiem to w łeb puknij. Nie pomyślałeś, że tutaj może być ktoś, kto zna tego całego Zelera i pośpieszy mu z tą dobrą nowiną? Tak to można było go dorwać podstępem, a teraz będą kojarzyć nasze twarze. A założę się, że plotka jest szybsza niż Ty. - mówiła cicho, ale wyraźnie, rozglądając się przy okazji po karczmie, szukając jakichś podejrzanych i nienawistnych spojrzeń.

Re: Dębowy Przybytek

90
Amaron uśmiechnął się i przysunął do Shah.
-Słońce, mam swoje sposoby. A jeśli faktycznie ktoś będzie chciał ostrzec Zelera, to uwierz mi, jestem w stanie taką osobę rozpoznać. Mam już... doświadczenie. A wtedy, osoba ta zaprowadzi nas prosto do niego. W ten, czy inny sposób... - odpowiedział równie cicho.

Wróć do „Oros”