Re: Dębowy Przybytek

91
Szahid rozmarzył się na chwilę... "Najlelsze ostrze w Grenford" na tę myśl przeszedł go dreszcz podniecenia, tak wspaniale. Tego szukał na kontynencie, starych, dobrych, brudnych pojedynków. Licz mnie Panie Szlachcic, jeśli tylko dasz mi z nim skrzżować ostrza ni złamanego gryfa nie wezmę, jeno stanąć tak w końcu z kimś... . I znowu jego wielkie błękitne oczy jakby zaszły mgłą i marzeniami.

Po skończonej przemowie Amarona z krainy snów wyrwało go jednak zachowanie najemników. Niedoszli mocarze bali się udać śladem prawdopodobnej potyczki. Rozbawiło go to, pociągnął z bukłaka, roześmiał się na myśl o "strasznych zapijgębach z okrutną reputacją", którzy bali się jakiegoś byle jegomościa, choćby i najlepszego z szermierzy. Miał już kompanię, cel, pobudzoną duszę to też postanowił zrobić coś nadwyraz swojego. Zauważył jednak w międzyczasie irytację Shah i niepomniał zareagować - Wybacz jeślim Cię zdenerwował o Pani, ale u nas na wyspach ukłonem witamy, nie irytuj się także moją osobą, ale konwenanse nie na moją głowę - wyrzekł z lekkim smutkiem, który wspaniale kontrastował z jego posturą. Nietakt prawdopodobnie spowodowany był rozkojarzeniem, ponieważ wzrok Szahida przykuwała grupka niedoszłych, najemnych towarzyszy.

Działał poza wszystkim dookoła, miał swój jasno określony plan, a właściwie karczemne przyzwyczajenie. Wypił jeszcze łyk, oddał butelkę w ręce Shah - Jaśnie panienka raczy potrzymać -powiedział z szacunkiem i znowuż lekką nonszalancją -ale komuś tu jaj zabrakło ! powiedział znacznie głośniej w stronę najemnych. Podszedł prowokująco do stołu przy, którym zasiadali i spytał z gracją podpatrzoną u królewskiego błazna:
-Przepraszam jaśnie panów, ale zawsze chciałem zobaczyć jak wygląda eunuch... A tu proszę sześciu na raz, jakie szczęście, psia jego mać - wyszczerzył się szpetnie i przygotował lekko oczekując reakcji coby nie zostać posądzonym o wszczynanie awantury i w razie walki sprowadzić się do "obrony koniecznej". Przecież wszyscy zaświadczą, że to oni podpuszczali i zaatakowali, biednego Olbrzyma, który do Oros przyjechał po nauki.

Re: Dębowy Przybytek

92
Jej zdaniem Szahid był za miły. Jego zachowanie niesamowicie gryzło się z jego wyglądem, zgrzytało i niepokoiło. Gdyby od tak rzucał wyzwiskami na prawo i lewo, zdobyłby cały świat. A tak to, potulny jak baranek. Owszem, do bitki skory, a warunki do walk ma. Chociaż, z drugiej strony, nie musi swoim zachowaniem budować sobie poważanie u innych. Wystarczy jego wygląd. Shah nie wiedziała już, co myśleć o nowopoznanym mężczyźnie.
Nagle w jej ręce pojawiła się butelka, a potem w jej uszach rozbrzmiał już nie tak miły głos Szahida.
-... ale komuś tu jaj zabrakło! - usłyszała i uśmiechnęła się szeroko. W jednej sekundzie, dokładnie w tej sekundzie, poczuła wielką dozę sympatii do tego giganta. Zwłaszcza, że pozwolił się jej zaopiekować butelką.
Podniosła ją do nosa i powąchała, rozglądając się na boki i mając nadzieję, że Amaron bardziej skupiony będzie na szykującej się bójce. Nie wiele zastanawiając się, wzięła duży łyk i podskoczyła tak, by usiąść na stole, zaraz za plecami Amarona. Machała lekko nogami i zaciekawieniem obserwowała sytuację. I wzięła kolejny łyk, równie duży. Nachyliła się tak, by jej usta znajdowały się tuż za uchem Amarona.
- Będziesz mi tarczą i bronił mnie przed pędzącymi w moją stronę częściami ciała tych imbecylów? - zapytała szeptem, niezwykle wesołym głosem.

Re: Dębowy Przybytek

93
Najemnicy wprawdzie nie do końca zrozumieli, kim jest eunuch (W przeciwieństwie do Amarona, który zaczął mimowolnie się śmiać, próbując jednak w miarę możliwości stłumić śmiech), niemniej jednak, uznali to za określenie obraźliwe. Jeden z nich wstał i spojrzał na osiłka spode łba. A przynajmniej tak miało to wyglądać, choć z powodu różnicy wzrostu wyszło dość... dziwnie.
-Mamy ciekawsze rzeczy do roboty, niż uganianie się za kimś za marne grosze. Więc albo odpuść waść i zajmij się czymś pożytecznym, albo usiądź i napij się z nami - rzucił do Szahida.

Amaron natomiast uśmiechnął się do Shah.
-Jeśli będą latać, to oczywiście. Kto wie, może sam Szahidowi pomogę... chociaż... nie, lepiej nie. Zamierzam tu jeszcze kiedyś wrócić...

Re: Dębowy Przybytek

94
Coś pożytecznego... - przez głowę przeszła mu myśl kielicha z ludzkiej czaszki jaki widział w Taj'Cah, potem uroczego breloczka z ludzkiego ucha i kilku innych "pożytecznych" rzeczy jednak po chwili doszło do niego, że mógłby tym zrazić swoich dopiero co poznanych współtowarzyszy -Aaa pił z tchórzami nie będę - wzruszył ramionami i od razu się obrócił licząc na atak zza pleców. Chwycił się w pasie i gromkim głosem wyrzekł -Słyszeliście Pana Corvo, jak komuś obce zbliżenia z owcami to Pan Zeler czeka. O na przykład ta góralka ! - powiedział wskazując na kobietę Uratai - Ktoś o takich oczach na pewno musi mieć bystrzejszego ducha od tych tu... - przez chwilę starał się znaleźć wystarczające wymyślne wyzwisko... jednak nie tym razem - tych... Tych.. Pał nie mają i tyle - poczuł się dumny z tego jak wybrnął z podbramkowej sytuacji, co zdążył zaprezentować rozbrającym uśmiechem.

Re: Dębowy Przybytek

95
Zdecydowanie Szahid nie był najlepszy w wymyślaniu odpowiednich obraźliwych słów. Shah musiała przyznać, że to jest nawet urocze, gdy ta chodząca góra mięśni tak wojowała sama ze sobą, byleby tylko sprowokować nieznajomych do ataku. Przecież w każdej chwili mógł po prostu machnąć ręką i połamać kilka kości, ale widać było, że czeka tylko na najmniejszy przejaw agresji fizycznej. Może nie chciał wyrabiać sobie w okolicy opinii bandziora? Z taką posturą musiał bardziej niż kto inny dbać o swoje dobre imię.
Zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby pomóc Szahidowi. Wzięła jeszcze jeden łyk alkoholu i oparła brodę na ramieniu Amarona tak, że mogła obserwować całą sytuację.
- Zobaczmy, co da się zrobić... - wyszeptała do Amarona, uśmiechnęła się i cmoknęła Amarona w kark. Wpatrywała się przy tym w twarz nieznajomego mężczyzny, który właśnie odezwał się do Szahida. Uśmiechnęła się lekko i skupiła swój wzrok na czole ów jegomościa.
- Przyjdź... - wyszeptała, mając nadzieję, że w takiej podgrzanej atmosferze ten najbardziej gadatliwy z nieznajomych stanie się nieco bardziej agresywny. Nie będzie go to parzyć, ale powinien poczuć zdecydowane nieprzyjemne ciepło. Miała zamiar jak najdłużej utrzymać ten stan.

Re: Dębowy Przybytek

96
(Na krótko, bo internety się buntują.)

Będąc świadkiem całej sytuacji, Amaron przewrócił oczami i uśmiechnął się.
-Ot, po prostu jesteś jedną z dwóch osób, które mają tutaj jaja i nie boją się skrzyżować mieczy z bandytą - rzucił do Szahida i zerknął na najemników. Jeden z nich dopił całą zawartość kufla, odstawił go mocno na blat stołu z dość dużym hukiem i zaczął wpatrywać się w Amarona spode łba. Ten odwzajemnił spojrzenie, uprzednio odpowiadając jeszcze Shah:
-Na prawdę chcesz zrobić im krzywdę? Jak powiedziałem, wolałbym tutaj jeszcze w spokoju wrócić...

Re: Dębowy Przybytek

97
- Na tyle bystrego, Panie, żeby się przy swoich umiejętnościach na ponoć najlepszego wojaka tamtej okolicy z bronią nie porywać. Najemne polowania to nie moja rzecz. - Uśmiechnęła się pod nosem, przeżuwając podaną niedawno polewkę. - Chyba, że synthil faktycznie jest na tyle dobry, że wolicie mieć przy sobie felczera - dodała po chwili namysłu, celując w Szahida łyżką w geście zastanowienia, by następnie wrócić nią do zawartości naczynia.
Po nagłym odejściu rudzielca w stronę Amarona i jego towarzystwa usadowiła się ponownie przy szynkwasie, odciągnięta od zamiaru zbliżenia się do grupy zapachem świeżo podanej zupy. Obserwowała jednak sytuację, opierając się bokiem o blat i trzymając niedbale miskę w dłoni.

Pomysł dołączenia do kompanii w pierwszej chwili wydał się jej nieco absurdalny - była samotnym wilkiem, a poza tym jako kapłanka w plemieniu nigdy nie brała bezpośredniego udziału w bitwach i najazdach, tak więc nie leżało to w jej naturze. Mimo tego potrzebowała pieniędzy, a o te było coraz ciężej. Mieszek z kolei stawał się niebezpiecznie lekki. Ostatnie zlecenie miała siedem dni drogi stąd. I wcale nie było dobrze płatne.
Mierzyła z daleka wzrokiem dwójkę mężczyzn i kobietę, próbując ich "rozczytać". Skupiając się na tej ostatniej zmarszczyła lekko czoło. Czym było to, co wyczuła? Ten zamiar wobec tamtego osiłka? To było dziwne. A może tylko się jej wydawało? Emocje są ulotne, a karczma dość pełna.


*synthil - po uratajsku coś w stylu "skurczybyk", "skubaniec".
Błogosławiony ten, który nie mając nic do powiedzenia - nie ubiera tego w słowa. WYGRAĆ INTERNETY

Re: Dębowy Przybytek

98
Na chwilę przerwał monolog. Odpowiedź góralki go poruszyła. Może nie tyle sama odpowiedź co jej ton. Chciał użyć jej przykładu w swojej argumentacji "bezjajowości" najemników, a ona nie zważając na jego rozchuśtanie, budowę czy inne kluczowe elementy, przeciwstawiła mu się. Delikatnie, ze spokojem. Było w jej zachowaniu coś dumnego. Spodobało mu się to.

- Czylim się nie mylił, wysokiego masz Pani ducha, a i ciało niczego... - powiedział mierząc wzrokiem jej biodra z głupawym wyrazem twarzy - aaa na te podróby mężczyzn nie ma co już zwracać uwagi. Gównem byłeś, gównem będziesz. Uszanowanie Panom - powiedział z rozczarowaniem i ironią do najemnych, kłaniając się lekko w ich stronę.

Podszedł do Amarona, wyciągnął rękę po swoją flaszkę do Shah i z lekkim rozdrażnieniem rzucił -Jak w mordę strzelił nikomu się nie chce ryja obić... Upadek Panie szlachcic, upadek... Przynajmniej baby dalej klasę trzymają... - otoczył Shah i "bystrooką" swoim przyjaznym błękitnym spojrzeniem, ale po chwili wrócił myślami do Amarona.

Re: Dębowy Przybytek

99
Amaron usmiechnął się szczerze i wstał ze stołu, przy okazji muskając dłonią i łaskocząc czubkami palców bok Shah, po czym poprawił swoją pochwę z mieczem i rozejrzał jeszcze raz dookoła.
-Jeśli zatem ktoś się jeszcze namyśli... - mężczyzna zerknął na rudowłosego -...to o trzecim dzwonie wyruszamy spod wschodniej bramy. Kto zechce dołączyć, niechaj po prostu się stawi o czasie.

Przeciągnąwszy się, spojrzał na Uratajkę, namyślając się nad czymś, po czym przeniósł swój wzrok na Szahida.
-Będzie jeszcze wiele okazji do obicia mord, to mogę ci zagwarantować. Jak mówiłem, o trzecim dzwonie czekamy pod wschodnią bramą. Przygotuj się waść, jakieś zapasy na drogę kup i widzimy się niebawem.
"Miejmy nadzieję, że nie skończy się na naszej trójce. Choć i wtedy pewnie damy sobie radę."

Podszedł do Shah i położył swoją rękę na jej dłoni.
-Idziemy zaczerpnąć trochę świeżego powietrza?

Re: Dębowy Przybytek

100
Czyli jednak nie będzie mordobicia. A szkoda. Miała ochotę popatrzeć sobie na trochę przemocy. Westchnęła lekko. Ale przecież nie powinno jej to dziwić. Kupa mięcha, jaką był Szahid, odstraszała skutecznie i zniechęcała do agresji. Przyjdzie jej jeszcze poczekać.
Na jej twarzy wykwitł grymas niezadowolenia, gdy Szahid zabrał jej swoją butelkę. Z utęsknieniem patrzyła na jej kształt i już wspominała cudną jej zawartość. Uśmiechnęła się pocieszająco do zawiedzionego rozwojem sytuacji wielkiego mężczyzny, a jej wzrok jakby mówił no co zrobić, Szahidzie, co zrobić, że teraz faceci mniej w gaciach mają niż baby...
- Tak, przyda się trochę odświeżenia. - powiedziała do Amarona, zerkając jeszcze w stronę niedoszłych pobitych mężczyzn. - Śmierdzi tutaj strachem i niemytymi małymi jajami. - dodała, już głośniej, upewniając się, że usłyszą ją wszyscy w karczmie.

Re: Dębowy Przybytek

101
Słysząc to, Amaron zaśmiał się serdecznie i objąwszy kobietę ramieniem w talii, ruszył w kierunku wyjścia.
-Chodźmy na Targ, trzeba się trochę zaopatrzyć przed wyprawą. Skoro ruszam tym razem w towarzystwie, potrzebuję sztućców. I jeszcze paru innych rzeczy - oznajmił.
Skinął on jeszcze pożegnalnie głową w kierunku karczmarza i uratajki zarazem, po czym opuścił przybytek i skierował się na targ.

Re: Dębowy Przybytek

102
Kobieta otaksowała południowca uważnym spojrzeniem szarych oczu, próbując uchwycić jego emocje i rozgryźć, co siedzi mu w głowie. Wyczuła nutę zainteresowania, ukłucie zaskoczenia, szczyptę prostej, typowo męskiej, nienachalnej chuci w jego bezpardonowym spojrzeniu. Z całej jego postawy, wbrew ubiorowi i pierwszemu wrażeniu, biła szczera prostolinijność, co wywołało na jej twarzy lekki uśmieszek pomimo dość... "Karczmiennego" komplementu na temat jej fizyczności. Nawykła do wojów i ich zachowania, poza tym - jak większość ludzi z północy - ceniła odważną prostotę. Widać ten obcy, mimo pochodzenia z drugiego końca świata, nie miał aż tak innej mentalności. Podobało się jej to.

- Pochlebiasz mi Panie, ale i zastanawiasz, skąd wysnułeś taki wniosek. - Błysnęła białymi zębami w krótkim, przewrotnym uśmieszku. - Jeśli zdradzić Ci to miało jedzenie polewki, to zaczynam wątpić w opinię o sobie. Ponoć to ja rozczytuję ludzi po szczegółach...
Obróciła łyżkę w dłoniach, bawiąc się resztką zupy na dnie drewnianego naczynia. Nadal nie była w pełni najedzona, ale przynajmniej zaspokoiła pierwszy głód. Licha ilość miedziaków w mieszku jednak nie zachęcała do dalszego kupowania strawy. Zacisnęła usta, zerkając na kieszeń z sakiewką. Chyba jednak potrzebuje tych pieniędzy...
- To jak będzie, chcecie medyka w drużynie? - spytała po chwili milczenia, podnosząc wzrok na południowca. W sumie to mogło być ciekawe.

ZT -> na targ
Ostatnio zmieniony 16 sie 2015, 2:23 przez Aodhamair, łącznie zmieniany 1 raz.
Błogosławiony ten, który nie mając nic do powiedzenia - nie ubiera tego w słowa. WYGRAĆ INTERNETY

Re: Dębowy Przybytek

103
Odprowadził wzrokiem Amarona i Shah, lekko uśmiechnięty nabił ciasno fajkę i odpalił od świeczki. Czuł, że dodaje mu ona, chociaż pozornie, sporej części inteligencji, której nie posiadał, aż tak wiele na ile mógłby się kreować. Fakt, faktem, cytatami mógł rzucać jak z rękawa, ale to wszystko kwestia wyszkolenia jego mistrza. Popykał chwilę, a gdy dym był już gesty wrócił myślami do Uratajki.

- A stąd Pa... Się nie przedstawiłem, Szahid, czasem mawiali Ogrodnik, a jeszcze kiedy indziej Pies. - lekko zaakcentował ukłon i naśladując dworskich myślicieli spojrzał w cybuch - A stąd Pani, że w twoich oczach to gra, wielum widzioł i nic tak nie pokazuje człeka jak jego oczy. No i charakter, zazwyczaj mi potakiwali czy kryli jak psy, bojący spojrzeć w twarz. A Paniś i drobniejsza i lżejsza, a mówiłaś mocniej od tych - podniósł głos - kurwisynów tam przy stoliczku .Lubię jak ktoś się stawia, nawet lekko, a i nawet bez sensu. Byle na przekór, to jest dla mnie miara.

- Medyka... Ja tam sam sobie wystarczam, ale im więcej głów, zwłaszcza tak miłych dla oka i ucha, tym lepiej. Jeśliś chętna chodźmy wyszukać te gołąbeczki, na targu pewno - zaciągnął się, wypuścił dym i pogłaskał po brodzie. - Medyk... U nas na wyspach to i strzygli i tatuowali... A właśnie, umiesz Pani tatuować? Bo czuję, że niebawem trochę tuszu się przyda - zaśmiał się lekko, rzucił pożegnalne spojrzenie w stronę "najemnych przyjaciół", zamachał parodiując gesty zalotnych dworek i lekkim krokiem ruszył w stronę drzwi.

Wróć do „Oros”