Re: Targ

76
Dziwna hałastra stała bez słowa. Niepowiadomiona o zamiarach Amarona banda musiała poradzić sobie jakoś z niekomfortową ciszą oraz koniecznością obserwowania czubków swoich butów. Kozaczek Shah zbierał na sobie brud szczerku. Takoż kamasze mężów. Nieznajome sobie zgromadzenie sterczało jak na pogrzebie - wzrok każdego wwiercał się w ziemię. Nie trwało to jednakowoż bez końca. Na szczęście oraz ku ich otusze pan Corvo w parę minut potem z powrotem wmaszerował pod bramę. Nie samojeden. Po jego obu stronach szła uzbrojona w halabardę postać reprezentanta szanowanego fachu - straży miejskiej. Jeden ze stróżów odział się w sam gambeson. Partnerująca mu persona weszła dodatkowo w kolczugę. Dwie tak znakomite osobistości - walczące przecież o prawo oraz porządek w Oros - każdego rzezimieszka wsadzą do karceru. Żaden im nie ucieknie. Żaden.

A mimo to, Snowid Gro-Shak zechciał spróbować. Choć nawiać nie miał szans. Krocząca wraz z Amaronem para nawet nie zaczęła za nim gnać. Ork zdołał dać parę susów w stronę przeciwną i bam! - dostał się wprost w rozczapierzone ręce trzeciego strażnika. Ogromnego, rosłego jak zamkowa wieża strażnika. Jakaś potężna moc, moc męskości, wprawiała ramiona kolosa w ruch. Nawet tak waleczna osoba jak Snowid niewiele mogła na to zdziałać. O próbach oswobodzenia się ork nawet nie rozważał. Nie dano mu na to czasu. Cała sprawa poszła bardzo sprawnie. Rach ciach i draba przemocą zawleczono poza targ - pewnie do strzeżonego mamra.

Kurzawa zrównała się z gruntem. Na twarzach pozostałego duetu malowało się zaciekawienie. Amaron musi przekazać im sprostowanie.

Re: Targ

77
Co tu się, do kurwy nędzy, wyprawia? Przypatrywała się całej sytuacji całkowicie zaskoczona. Zdała sobie także sprawę, że Amaron zapewne skojarzył fakty w ostatniej chwili. Kto wie, co by się stało, jakby zaufali temu mężczyźnie?
W tym momencie spojrzała podejrzliwie na każdą postać z kompanii. Nie ominęła także Amarona. Czyżby był to jego sprytny sposób na łapanie zbirów? Osobliwe nieco, ale jakże skuteczne i mało wymagające!
- Co tu się, do jasnej ciasnej, wyprawia? - zapytała, gdy Amaron znalazł się już obok nich. - Myślę, że wszyscy oczekujemy wyjaśnienia. - dodała, już spokojniejszym głosem, wpatrując się w Amarona. Mógł zauważyć w jej oczach błysk nieufności, a może nawet strachu, lecz jej twarz była niezmącona żadną emocją.

Re: Targ

78
Przez cały czas, Amaron spokojnie przyglądał się rozwojowi sytuacji, powoli ruszając palcami prawej dłoni, jak gdyby rozgrzewając ją przed walką. Do tej jednak nie doszło, mimo faktu posiadania okazałego rumaka, Czarny Ork poległ w konfrontacji ze strażą miejską. Mężczyzna tylko odprowadził go wzrokiem i zabrał dłoń z rękojeści miecza.

Słysząc pytanie Shah, uśmiechnął się lekko i skinął nieznacznie głową w kierunku, w którym udali się strażnicy wraz ze schwytanym orkiem.
-Otóż właśnie udało mi się zidentyfikować i złapać jednego z poszukiwanych bandytów - wyjaśnił ze stoickim spokojem.
Widząc zdziwienie na twarzach części członków jego drużyny, uśmiechnął się szerzej.
-Snowid gro-Shak. Poszukiwany w Keronie za liczne wymuszenia, zaciągania pożyczek bez późniejszej spłaty, nękania ludności wiejskiej oraz podejrzewany o działalność w łupieckiej grupie orków, zwanej "Ork-haidą". Może i zmiana aparycji oraz zakrycie twarzy pod hełmem zmyliło jak dotąd wielu, ale ja go pamiętam. Amaron Corvo-Vadokan nie zapomina nigdy.

Zakończywszy wyjaśnienia triumfalnym uśmiechem, podszedł powoli do konia należącego do orka. Ten, wyraźnie podenerwowany, sapnął głośno i stuknął kopytem o bruk. Widok ogiera bojowego, wzrostem przewyższającego o kilka cali Szahida, z pewnością zmuszał do zastanowienia się dwa razy, czy warto się doń zbliżać. Jednak Amaron właśnie to uczynił. Wyciągnął powoli prawą dłoń przed siebie i spojrzał swymi czarnymi jak noc oczyma na zwierzę. Koń stuknął kopytem jeszcze raz i cofnął się do tyłu, jakby bojąc się dłoni mężczyzny.

-Spokojnie... Nic ci nie zrobię... - szepnął cicho do zwierzęcia, pochylając nieco głowę.
I stała się rzecz jeszcze dziwniejsza. Rumak przestał się cofać, następnie pochylił łeb i klęknął na przednie nogi, jakby kłaniając się przed mężczyzną. Chwilę później, po prostu położył się na bruku i potrząsnął łbem, odtrącając dłoń czarnookiego, który widocznie podszedł zbyt blisko.
-Już dobrze... - szepnął ponownie Amaron, stawiając wolno krok do przodu. Przybliżył się jeszcze bardziej, po czym ostrożnie położył dłoń na końskiej szyi i pogładził zwierzę, które w końcu położyło łeb na ziemi i dało się głaskać.
-No... To rumaka już mamy... Nie przyda się już poprzedniemu właścicielowi - oznajmił, odwracając się do reszty zebranych.
Spoiler:

Re: Targ

79
Na widok straży Mortiush odruchowo ruszył w największy tłum i tam zniknął. Spotkania z funkcjonariuszami nigdy nie należały do miłych. Choć w sumie robią dobrą robotę czyszcząc miasto z niektórych szumowin. Wrócił do grupy zaraz za Amaronem pewien, że nikt nie zauważył jego nieobecności. Zazwyczaj tak bywało. I dobrze. Ze zdziwieniem przypatrywał się scenie z koniem, cały czas pozostając na uboczu. 'Co to za burdel?!'- myślał przyglądając się sytuacji i zastanawiając się, czy to przypadkiem nie czas, żeby się zmyć. Stał jednak dalej, czekając na rozwiązanie sytuacji i decyzję, co dalej.

Re: Targ

80
-Skoro wszyscy gotowi, możecie ruszać. Po prostu przejdźcie przez bramę i idźcie drogą, ja zaraz do was dołączę. Muszę jeszcze zamienić słówko ze strażą i przygotować konia do drogi. W razie czego, będzie mógł nieść część bagaży - odpowiedział Amaron, po czym bez zwłoki ruszył w znaną już uliczkę.

Re: Targ

81
-Zjebane... - skomentował po długiej nieobecności Szahid. Nie chcialo mu się wiązać we wszystkie perypetia wynikłe w międzyczasie. Fakt, faktem , zaciekawił go dumny Ork, rosły jegomość to i pewnie wojak niczego... Tylko pojawia się pytanie jak "skomplikowana maszymeria" musi znajdować się pod przyłbicą, aby wpaść tak łatwo... Szahid uśmiechnął się lekko i pokiwał głową z niedowierzaniem. Scena zbyt szybka i groteskowa, aby mogła zasłużyć na głębszą refleksję wyspiarza. Co najwyżej zażenowanie.

Nabił fajkę, krzemień o krzemień i po chwili z jego ust wyleciał gęsty dym, smak jednak jakby zbyt "brudny". Dalej, niejako bez wysiłku, bez chęci wpływania na otaczającą rzeczywistość, stał czekając na Amarona. Jegomość alchemik... zbadał go wzrokiem, ale nie miał ochoty na konwenanse. Złapał jego spojrzenie swoim, lekko kiwnął głową i mruknął swoje imię. Rozmowy, społeczeństwo, towarzysze, wszystko jest tyle, że Szahidem już wewnątrz szarpało, pojedynek, mordobicie, cokolwiek... A tu od jakiegoś czasu nic.

Oczekiwanie ubrało mu się w nieudane próby wydmuchania dymnych okręgów, z chwilą kiedy zorientował się, że jego precyzja objawia się jedynie w czasie władania ostrzem, zaczął bezpardonowo okadzać dymem przechodniów, którzy odwdzięczali mu się spojrzeniami, które zawsze ewoluowały na tej samej zasadzie. U mężczyzn - od zdenerwowania do strachu. U kobiet - od zakłopotonia do zawstydzenia.

Zaprawdę rozrywka godna elit... ale przynajmniej czas jakby szybciej biegł.
Spoiler:

Re: Targ

82
Shah przypatrywała się Szahidowi z zaciekawieniem, a jego każda nieudana próba stworzenia okręgów powodowała, że uśmiech na jej zmęczonej już tymi wszystkimi wydarzeniami twarzy coraz bardziej się poszerzał. Już miała przekazać olbrzymowi radę, którą dostała od pewnego mężczyzny, lubującego w męskich przyrodzeniach, a spoglądającego na kobiece wdzięki z lekkim znudzeniem, a i czasem obrzydzeniem, dzięki której to jej samej zaczęły wychodzić równe i gęste okręgi, gdy to Szahid zaczął wydmuchiwać dym wprost na przechodniów. Zaśmiała się wdzięcznie, po czym westchnęła i zerknęła wzrokiem tam, gdzie przed chwilą z jej pola widzenia zniknął Amaron.
- W takim razie, chodźmy. Nie ma sensu tutaj stać i oczekiwać na mannę z nieba, a prędzej już gołębie na nas narobią. - powiedziała i omiotła spojrzeniem każdego członka tej osobliwej drużyny. Obróciła się zgrabnie na pięcie i ruszyła powoli w stronę bramy.
- Idziecie, czy nie? - zapytała, nie zatrzymując się, a tylko zerkając przez ramię.

Re: Targ

83
"Psia jego", pomyślał Szahid, wystukał, na tyle lekko na ile potrafił, resztki z fajki, szybkim ruchem ulokował ją w sakwie przy pasie, wzruszył ramionami i poszedł za Shah.

A "podróż" to była niezwykle krótka i normalna. Znudzenie, ot co.

Oparł się plecami o pobliski mur, ale jedyne co czuł to znudzenie. I mur. Nie mając lepszego pomysłu, obrócił się i dotknął ściany ręką. Twarda. O zaskoczenie w tej materii trudno. Przypomniał sobie mistrzów z wysp, którzy potrafili pięścią rozbić skały. Zmierzył raz jeszcze mur, a po chwili swoją zwiniętą już pięść.

Nuda, czemu zawsze sprowadza naszą uwagę do ściany, lub sufitu? Jedni tylko patrzą i badają wzrokiem każde pęknięcie czy rysę. Szahid jednak naturę miał empiryczną to też jego pięści po chwili musiały pokutować za naturę swojego Pana. Mur tak na dobrą sprawę w jakimś stopniu też, jednak w o wiele mniejszym niż wymyślił sobie szermierz. Westchnął, splunal, obrócił się i napotkał rozbawiony wzrok Shah. Olbrzym wzruszył ramionami i uśmiechnął się nieporadnie.

Plecy znowu zwarły się z murem, oczy wyszukiwały Amarona pośród zebranych, a ręka (o nie wiedzieć czemu lekko zakrwawionych kostkach) gładziła brodę.

Re: Targ

84
Po niecałych dwóch kwadransach, Amaron stanął pod wschodnią bramą i przeciągnął się.
"Przynajmniej czy tak czy tak, z tego Orka był pożytek..." - pomyślał z uśmiechem, ładując do końskich juków dobytek schwytanego zbira. Sposób i sytuacja, w jaki go "pojmał" nie należał do najuczciwszych, ale po cholerę obchodzić się uczciwie ze zbirami? Mężczyzna nie czuł żalu, nie przejął się tym, iż jutro, Snowid miał zawisnąć na stryczku. Amaron chwycił za wodze i ruszył w kierunku bramy. Schwytał bandytę, przejął jego konia oraz dobytek w ramach nagrody i tylko to się liczyło. Zresztą, tak pokaźny i silny wierzchowiec z pewnością będzie nieocenionym towarzyszem podróży. Przypomniał sobie o jego poprzednim, drobnym, ale wytrzymałym kucu, Szprotce, co wywołało u niego krótki, nieuchwytny uśmiech. Ale Szprotka to przeszłość. Ten, który przyczynił się do jej śmierci, skończył z rozszarpanym gardłem. Jedyne, co przyniósł dobrego, to świeże mięso dla wilków...

Nim skończył rozmyślać, dogonił swoją drużynę i szybko zajął właściwe miejsce - na przedzie.
-Jeśli komuś bardzo ciąży bagaż, może trochę załadować dobytku na konia. Im mniej na plecach, tym wolniej się zmęczycie i więcej zajdziemy przed zmierzchem...
Mężczyzna spojrzał ku niebu. Było już popołudnie, wiosenne słońce przebijało się przez cienką warstwę chmur, dając co nieco przyjemnego ciepła.
"Do zmierzchu zostało jeszcze parę godzin, dobrze byłoby zajść na tyle daleko, aby móc później rozbić obóz na noc w jakimś dogodnym miejscu... Raczej wątpię, aby chcieli iść dalej w nocy. "
Mruknąwszy jeszcze coś niewyraźnego, Amaron wraz ze swą drużyną ruszył ku przygodzie traktem ku Meriandos.

Re: Targ

85
- No cóż. Będzie nam trzeba pójść na nogach w podróż. A czeka nas długa droga. Prędzej się ruszajmy, bo zastanie nas druga zima. – stwierdził przyśpieszając kroku. Spojrzał w dół na swoje buty. Miał na sobie skórzane trzewiki obite drewnianą podeszwą. Nie był to szczyt marzeń o obuwiu na podróż. Nie spodziewał się takiej podróży, więc nawet nie przygotował się na nią odpowiednio. Przydałyby się bardziej odpowiednie buty, które nie tylko będą chroniły kostkę przed ewentualnym skręceniem, ale również nadadzą się do chodzenia po wzniesieniach i błocie. Te trzewiki może były wygodne i można było w nich chodzić cały dzień bez odcisków, ale jednak nie były stworzone do pieszych wędrówek. Będzie musiał sobie jakoś poradzić.

Z głębokich rozważań na temat swojego odzienia, wyrwała go dość niespójna scena, która rozegrała się jeszcze na targu. Zupełnie się pogubił w całym tym incydencie. Przewodniczący grupy gdzieś zniknął, by wrócić i w teatralny sposób pojmać orka, który okazał się bandytom. Najdziwniejsze w tym wszystkim był fakt, że wszystkich tutaj zebranych łączył jeden cel- pochwycenie zbira. Okazało się, że nie musieli daleko ruszyć, żeby jednego złapać. Ponoć najciemniej jest pod lichtarzem. Doskonały sposób, żeby ukryć się, wtopić w tłum. Udawać bohatera, samemu będąc poszukiwanym mordercą. Pomysł doskonały, ale nie dla czarnej owcy, który kręci się wśród białych owiec. Ork bardzo wyróżniał się z tłumu. Zarówno charakterem, wyglądem, jak i zachowaniem. Zastanawiające, jak przedostał się do Oros. Czy żaden strażnik nie spostrzegł potężnego odmieńca wjeżdżającego na potężnym rumaku przez bramy do miasta? Niemożliwe. Teraz na szczęście pozbyli się odmieńca ze swoich szeregów. Całe zdarzenie, wzbudziło w alchemiku wiele wątpliwości i ożywiło jego naturalną nieufność wobec obcych. Czy podróż z grupką zupełnie obcych osób była bezpieczna? Oni w przeciwieństwie do niego byli dobrze przygotowani. Byli silni i zwinni. Mieli odpowiedni opierunek oraz ekwipunek. Potrafili sprawnie posługiwać się bronią. On jedynie potrafił używać sztyletu w obronie własnej. Miał kilka magicznych mikstur. Nie miał jednak doświadczenia w takich ekspedycjach. A jeżeli wśród nich jest jeszcze jeden oszust? Jego własne słowa okazywały być takie rzeczywiste. Najgorszy jest jad sączony przez współtowarzyszy. Sylvius dobrze spojrzał na każdego, żeby ocenić ewentualne zagrożenie z ich strony i dostrzec jakiekolwiek słabe strony. Nie ma ludzi idealnych. Każdy ma swoje wady. Każdy drzewo można ściąć, każdy mur zburzyć, każdego człowieka oszukać i każdą duszę skazić grzechem. Przeczesał swój zarost dłonią.

-Wiedziałem, że tak skończy się zadawanie z brudnymi – rzekł niby poirytowanym głosem. Jeszcze przed chwilą zamieniał z tym brudasem kilka niepochlebnych słów. – Nigdy nie spotkałem uczciwego orka, więc tym bardziej teraz niczego więcej się nie spodziewałem. Trzeba na nich uważać. Okropne to istoty.

W wypowiedzi alchemika było trochę prawdy. Nigdy nie spotkał uczciwego orka, ponieważ był to pierwszy przedstawiciel tej rasy, z którym zamienił kilka słów. Wcześniej jedynie mijał ich na targach, czy będąc w Ujściu, ale nawet tam nie widział ich zbyt wielu. W swojej wypowiedzi zawarł opinię na temat nieludzi. Prezentował poglądy ksenofobiczne. Uważał, że na ziemiach Keronu powinni żyć przede wszystkim przedstawiciele ludzi, bez zbędnej mieszanki kulturowej. Teraz jego poglądy zyskały potwierdzenie i jeszcze bardziej przekonały go do nietolerowania obcych. Z ludźmi potrafił się obchodzić, znał ich typowe zachowania. Ludzie byli przewidywalni. Łatwo poznawał ich potrzeby i pragnienia. Zresztą sam był taki jak oni. Chciwy, podejrzliwy, egoistyczny i hedonistyczny. Sylvius był świadomy, że ludzie to nie tylko mieszanka negatywnych emocji i popędów. Tylko zalet człowiek nie musi się tak obawiać, jak złych cech. Lewą dłonią sprawdził czy ma przy sobie wszystkie mikstury magiczne i przyśpieszył jeszcze kroku, żeby nie zostać w tyle. Minął bramę, aby dotrzeć do traktu ku Meriandos. Nie chciał wędrować nocą. Wolał, aby dotarli do jakiegoś bezpieczniejszego miejsca przed zmrokiem. Las nie był teraz zbyt dobrym miejscem na nocleg. Zima ustąpiła miejsca roztopom. Drogi były mokre, pełne zubożałych rozbójników i wygłodniałych wilków. Mężczyzna nie chciał trafić na stół jakieś watahy.

Re: Targ

86
Rozmowa zgromadzonych na rynku ludzi, dłużyła się niczym skazaniec na madejowym łożu. Wykorzystując moment bezcelowej, czczej gadaniny wśród podsłuchiwanych, elf o długich blond włosach, grzecznie podziękował sprzedawcy za możliwość obejrzenia jego towarów, wokół którego przez cały ten czas się kręcił, i odszedł, dołączając ponownie do grupy.
- Ciężko było cokolwiek usłyszeć w tym gwarze, nie podchodząc bliżej, jednak z tego co zrozumiałem, będą wykonywać jakieś zlecenie. Chcą na kogoś zapolować. Nie ma wątpliwości, nie chodziło im o polowanie na zwierzęta.
- Bandyci... - skwitował mężczyzna uprzednio wydający rozkaz blondynowi
- Albo łowcy głów. - poprawił go Hoffman - Swoją drogą, Atis. Siedziałeś tam niemal całą wieczność, i to co udało Ci się wynieść to domniemania i wymówki? Po co my Cię jeszcze z nami trzymamy w ogóle?
- Jak Ci przypierdolę, to się dowiesz, zbierając zęby z podłogi. Ciesz się, że nie jesteśmy teraz sami.
- Wszystko jedno, co to za jedni. - zaczęła mówić niespokojnym, i lekko podniesionym głosem, przerywając nie rozwiniętą jeszcze kłótnię dwójki elfów, wyraźnie najniższa i najdrobniejsza z całego towarzystwa dziewczyna o blond włosach - Ludzkie skurwysyny, do tego w najlepszym wypadku najemnicy. Tacy sami, jak Ci, którzy spalili moją wioskę. Poczekajmy aż opuszczą miasto i pozabijajmy ich.
Grupa elfów, nie mogła sobie pozwolić na dłuższe pozostawanie w zbitej grupie, gdyż w ten sposób wzbudzali stanowczo zbyt dużą uwagę. Chwila namysłu osoby, która uchodziła w całym tym towarzystwie za przywódcę, i zapadł werdykt.
- Poczekamy na rozwój wydarzeń. Jeśli są to bandyci, z pewnością dostaniemy za nich sporo grosza. Jeśli łowcy głów, podsłuchamy więcej szczegółów i uprzedzimy ich. I tak nikomu z nas nie udało się znaleźć innej roboty w tej dziurze, a nasze zapasy się kończą. Trzeba rozpoznać temat. Hoffman, teraz Ty ich podsłuchasz, na Atisie mogli się już poznać. Reszta arden.
Wnet, jak za sprawą magicznego zaklęcia, każdy z elfów ruszył w przeciwną stronę, rozpraszając się po targu. Podobnie Hoffman, który na końcu swej wędrówki, przystanął przy jednym ze straganów, przyglądając się jego zawartości. Jednocześnie uważnie przysłuchiwał się rozmowie zgromadzonych, uzbrojonych ludzi, którzy w swej nietypowej mieszance i wyglądzie, rzucali się w oczy niczym ork wśród niziołków. Na domiar tego, pewien ork faktycznie się pojawił. Ba! Po odważnym, krzykliwym wjechaniu na targ, zaoferował grupie swoją pomoc.

Wśród wszechobecnego rumoru, jaki eksponował ten skrawek terenu miasta, nie sposób było usłyszeć treści rozmowy elfom oddalonym od grupy ludzi bardziej od najbardziej wysuniętego w ich stronę Hoffmana. Wszyscy zdawali się być pochłonięci swoimi sprawami - to jest zakupami i błahymi rozmowami. Nikomu z nich, nie umknął jednak widok wielkiego niczym sam ich towarzysz Ortis orka, siedzącego na równie wielkim koniu, nieznanego im pochodzenia. Wraz z upływem czasu, sytuacja wcale się nie uspokajała, bowiem do grupy dołączyła kolejna postać, wyglądająca na tle wielkiego niczym góra orka niczym niziołek. Wzbudzało to coraz większe zainteresowanie wśród członków grupy, jednak najbardziej pochłonięci w rozmyślaniach pozostawali Hoffman, oraz Talen - dowódca ich grupy.
Co tam się dzieje? - zachodził w głowę Hoffman, wytężając umysł nad połapaniem się choć w części, w zaistniałej sutuacji - Skąd tu ten ork? To wszystko robi się coraz bardziej zagmatwane. Jacyś alchemicy, czarodzieje... kim oni właściwie są? Nie wyglądają na rzezimieszków, czy pospolitych najemników. Cholera, trudno cokolwiek stąd usłyszeć...

A dziwów nie było końca. Zanim sytuacja zdążyła znaleźć swoje zakończenie w postaci wymarszu, otrzymała punkt zwrotny w postaci zamieszek wywołanych przez straż. Naprawdę, trudno było stojącemu z boku obserwatorowi połączyć wątki w tym co tutaj zaszło, aby stworzyć rozwiązanie ze skrawków układanki. Jedno było dla niego oczywiste. Dwójka z obserwowanej przez nich kompanii najemników była przestępcami. Z pewnością, taki wniosek nie pojawił się w jego głowie na podstawie samego zatrzymania, w końcu niejednokrotnie w swym życiu, Hoffman wraz z całą swoją grupą musieli uciekać czy też nawet walczyć ze strażą, która pod byle pretekstem chciała znaleźć upust w swej nudnej pracy w postaci gnębienia przedstawicieli innej rasy. Jednak nigdy takie łapanki nie były dobrze zorganizowane, a ponadto zwykle były prowokowane przez pospolitych debili, którzy w ludzkich armiach byli wręcz ich znakiem rozpoznawczym. Ci tutaj, których obserwował, musieli wyraźnie podpaść straży. Zostali pochwyceni szybko, w fachowy i zorganizowany sposób, przez osoby, których być może nie należy sądzić o nadmiar inteligencji, jednak zaliczyć do czołowych przedstawicieli straży również nie należało.
Jednak, ku jego zdziwieniu, grupa zdawała się nie przywiązywać większej uwagi, a wręcz nawet nie zauważać zniknięcia dwójki swoich kompanów. Zaledwie jeden z nich wyglądał na naprawdę przejętego, gdyż jego dłoń sięgnęła po rękojeść miecza, jednak był to kres ich oporu wobec tak zwanych stróżów prawa.

W końcu, grupa ruszyła do wymarszu. Był to ten moment, w którym Hoffman zlokalizował ich przywódcę. Pierwotnie był to również jeden z jego celów przy podsłuchiwaniu, gdyż w każdej strategii, złamanie oporu dowódcy było kluczem do osłabienia całej grupy, o czym wielokrotnie przypominał mu Talen.
Phi... amatorzy. Nawet nie starają się kryć swojego dowódcy. Może ich przeceniłem?
Nie mogąc dłużej pozostawać w krainie rozmyślań ze względu na nieubłaganie uciekający czas, podobnie jak jego cel, chłopak ruszył pewnym siebie i lekko przyspieszonym krokiem w stronę swego dowódcy.
Widząc, że obserwowana przez nich grupa odeszła, Talen skinięciem głowy bardzo szybko był w stanie przywołać do siebie pozostałych.
- Co tam się stało do cholery? - zapytał Hoffmana zaciekawiony
- Strasznie to wszystko dziwne i pogmatwane. Udało mi się jednak dowiedzieć kilku istotnych rzeczy. Ta dwójka, która została schwytana przez straż, to byli poszukiwani bandyci. Z pewnością nie byle jacy, w końcu nie wysilali by się tak bardzo po zwykłe moczymordy.
- Zatem bandyci. - skwitowała Elia
Dowódca nie wyciągnął od razu tak jednoznacznego wniosku jak jego poprzedniczka. Postanowił jeszcze chwilę drążyć temat, aby mieć lepsze rozpoznanie przed podjęciem decyzji.
- Czego jeszcze się dowiedziałeś?
- Wiem kto nimi przewodzi. Nie wygląda na bardzo trudny cel, jednak mam wątpliwości. Z jednej strony wyglądają na doświadczonych, posiadających spore umiejętności najemników... z drugiej ich zachowania są kwintesencją głupoty i amatorki. Przy czym nie wydaje mi się, żeby byli na tyle bystrzy, aby chcieć nas w ten sposób oszukać.
Talen pogładził się po brodzie, marszcząc lekko brwi, usiłując zebrać to wszystko do kupy.
- Więc co robimy? - zapytał wielki niczym góra Ortis, ponaglając dowódcę
- Wszystko wskazuje na to, że to zwykli bandyci. Jednak coś mi mówi, że to nie jest tak oczywista sprawa. Cholera, przydała by nam się Kyrie. W każdym razie, póki co będziemy ich śledzić i poznamy ich zamiary. A nuż, doprowadzą nas do czegoś wartościowego, albo będziemy mieli okazję obronić jakiegoś wielmoża, który zechce nam się odwdzięczyć. Poczekajmy jeszcze chwilę, żeby się oddalili. Nie chcemy, aby zauważyli, że ich śledzimy. Atis dobrze zna te tereny, więc nie powinniśmy mieć większych problemów z wytropieniem ich. Przygotujcie się do tego, że w trakcie pogoni podzielimy się na dwie grupy.
W końcu, po jeszcze kilku chwilach zwłoki, grupa elfów opuściła mury miasta, udając się za śledzoną przez nich grupą w stronę traktu ku Meriandos.
Ostatnio zmieniony 06 paź 2015, 19:36 przez Hoffman Moritsu, łącznie zmieniany 3 razy.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Targ

87
Mortiush przez chwilę poużalał się nad własnym losem. 'Dobre sobie. Bagaż na konia.' Myśląc to spojrzał na swoją torbę wiszącą na ramieniu nie będącą zbyt wielkim ciężarem. Niezbyt czysta koszula na zmianę, trochę starych szmat, które zawsze mogły się przydać, jakieś drobne, suchary, kawał starego mięsa i dwa jabłka. 'Nie zmęczyłaby się szkapa.'. Po chwili otrząsnął się, otrzepał ubranie, nie wiadomo po co, bo i tak nic to nie zmieniło i ruszył w stronę za resztą w stronę traktu ku Meriandos.

Re: Targ

88
Olbrzym przyglądał się zbiorowisku na targu, a było to o tyle łatwe o ile sam patrzył na zbieraninę ze sporej, to jest naturalnej jemu, wysokosci. Dawno nie wyjmował Sulfii i nie ukrywał, że korci go pojedynek. Może to i prymitywne i puste w swoim naładowaniu zwierzęcością. On jednak nie specjalnie rozmyślał nad celem, a pociągała go sama substancja. Substancja, której tak bardzo mu brakowało.

Muzyk bez instrumentu, malarz bez farb, poeta bez atramentu, każdy przeżywał wewnętrzne rozerwanie gdyż nie mógł w pełni oddać swojej natury. Co prawda być może za wysokie to porównanie jak do szermierza, w jego walce był jednak pewien artyzm. Ale on jednak nie zaśmiecał swojej głowy takimi przemyśleniami. Umysł jego tak był przystosowany, ze zdawał się być raczej czujnym drapieznikiem. Inna sprawa, że drapieżnik ten lubował się w używkach i miał dość pozytywne usposobienie.

Brodaty drapieżnik więc czuwał. Szukał wzrokiem przeciwników. "Blondyn, brunet, brunet, brunet, o! Łysy! I wysoki. I umięśniony, jaki piękny kandydat... Jaki cudny". Z rozmarzenia wyrwał go powrót Amarona. Przez chwilę odwrócił wzrok, potem znowu starał się znaleźć potencjalnego partenra do walki, nie znalazł go jednak, co skomentował cichym westchnieniem i zgodnie z planem ruszył z resztą grupy w stronę traktu do Meriandos .
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”