Re: Rezydencja Baltmaca Albion

31
Licho musiała zadrzeć brodę, żeby przyjrzeć się dobrze młodzieńcowi, od którego piersi odbiła się jak szmaciana piłka, a potem o mało nie sklęła go piekielnie, choć to ona wpadła na niego, błądząc wzrokiem pod własnymi nogami i snując się korytarzem jak oszołomione cielę, zatopiona w myślach po spotkaniu z Kolią. Odpowiedziała na dworski gest jakimś niezgrabnym ruchem pomiędzy dygnięciem a ukłonem, niepewna, na które się zdecydować. — Nimah — awanturniczka kiwnęła młodej matce głową na powitanie. — Już nie żołnierz — skorygowała. — Nie służę od jakiegoś czasu, taki mus. Przyjechałam powiadomić waszą panią matkę oraz rajcę Albiona i pomówić o Keirze... — zbyła temat machnięciem ręki, nie zagłębiając się.

Z Dor-lominu? Od marszałka Galdora? — zaciekawiła się rycerza u boku kobiety, otaksowując go spod potarganej grzywki spojrzeniem wielkich, niebieskich ślepi. — Psiakrew! — wymknęło jej się. — A, przepraszam, zaraza... Musicie znać tedy rycerza Daimona z Summerled, przedstawiał się wasalem marszałka. Widzieliście go od jesieni? Zdrów, żyw? Pytam, bośmy zwędrowali trochę traktu, nim osiadłam w Forcie.

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

32
Młody mężczyzna kiwnął głową, uśmiechając się lekko.

- Znam Daimona, rzeczywiście jego ziemie leżą w podległych memu ojcu terenach. Jednak nie widziałem go od zeszłej wiosny, więc czy żyw i zdrów, to nie wiem. W domu już go wypatrują, a plotki roznoszą się jak zaraza. Ale skoro go widziałaś, to dobry znak. Może lada dzień wróci na swoje włości? - Wzruszył ramionami. Tymczasem Nimah przeszła do ataku.
- Co się stało, że nie pracujesz dla ojca? I co z Keirem? Chory, czy może zaniemógł?

Podobieństwo do matki w opiekuńczym spojrzeniu było uderzające. Licho zdumiała się, bo wcześniej nie widziała, jak Nimah przypomina Kolię. A jednak, nawet ton głosu miały podobny. I jak tu teraz w prostych słowach powiedzieć, o co właściwie chodzi, w dodatku przy młodym rycerzu, który mierzył ją badawczym wzrokiem? Łgać nie wypada, zbywać, kiedy pytają, też nie, choćby z samego szacunku.

Korytarz wypełnił się służkami, które z przejęciem zaczęły nawoływać.

- Pani, musimy dobrać suknię! Dobrać buty! Upiąć fryzury!
- Dość - przerwała ostro córka rajcy. - Mam na to czas. Udajcie się do moich pokoi, czekajcie tam na mnie. Nie latać, nie siać paniki.

O ile Licho mogła lekko się zdziwić, o tyle Egon chyba znał już Nimah od tej strony, bo powstrzymywał uśmiech, odwracając głowę do okna.

- No, to jak, Licho? Co się dzieje?

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

33
Wianuszek dziewek służebnych otoczył ich w przejściu, furkocząc połami spódnic, stukając obcasikami drewnianych chodaków o lśniącą posadzkę, świergocząc w podnieceniu i przypominając Licho o hieratyczności miejsca, w którym się znalazła. Słońce przeglądało się snopami w glazurowanej flizie na podłogach, kocięta z przewiązanymi w kokardy wstążeczkami na szyjach hasały po berżerach, a z perłowo białych ścian spoglądały z dystynkcją i kontenansem olejne oczy Albionów. Nawet powietrze smakowało kandyzowanymi owocami. Służki pierzchły na rugę Nimah, zostawiając Licho samą z córką rajcy oraz wysoko urodzonym rycerzem. Zapadła cisza, w której słychać było jedynie oburzone szczebioty rozbiegających się do swoich obowiązków podlotek i stukot obcasików.

Awanturniczka skrzyżowała ramiona na piersi, na chwilę zasłaniając tarczę z herbem domu rajcy, potrząsnęła głową, założyła jasne kosmyki włosów za uszy. — Nie, z Keirem dobrze, zdrów jak byk — odrzekła kobiecie. Kątem oka zezowała na rycerza. Był jej obcy i bynajmniej nie miała chęci obnażać prawdziwego celu swojej wizyty w jego obecności, ale z oczu patrzyło mu wcale dobrze, a Nimah dopytywała ze zniecierpliwieniem. — Muszę odejść i chciałam, by mógł iść ze mną — przyznała się, a jej głos sam zdradzał, że sprawa była dla niej nietuzinkowej ważkości. — Wyłożyłam już rzecz waszej pani matce, uznała ją i poparła, i zostało mi jednoć czekać dwa dni na responsę od rajcy Albiona... Ach, pies by z tym tańcował — zdenerwowała się. — Chodzę struta, sama, pani, widzicie. Boję się o tego odrapańca. Do bogów bym się modliła o przychylną odpowiedź, klnę się na serce i duszę, ale wątpię, żeby nadstawiali uszu...

Nie zajmujcie się tym, pani — dodała spokojniej. Obawy zgasiły w niej ogień przekory i była znacznie powściągliwsza, popatrzyła na Nimah z łagodnością, trochę jej zazdroszcząc. Miała mężczyznę i rodzinę, która nie musiała wyglądać wojennej zawieruchy z przerażeniem o życie bliskich. — Nie zaprzątajcie sobie głowy, może wasza pani matka zdoła przekonać rajcę, tak liczę. Wrócę za dwa dni wysłuchać odpowiedzi, wy macie gościa do podjęcia, nie będę was zajmować...

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

34
- Egon? To żaden gość, bywał tu już niejednokrotnie - machnęła ręką Nimah, choć zmartwiła się wyraźnie. - Rozumiem cię, twoje obawy też, może mogłabym porozmawiać z ojcem, ale to delikatna sprawa... Zobaczymy. Ty się nie modlisz, to może ja spróbuje. A nuż coś się wydarzy. Prawda? Ach, nic to, faktycznie muszę powoli iść. Bądź dobrej myśli - położyła jej dłoń na ramieniu, uśmiechnęła się i odeszła. Egon skłonił przed nią głowę, obserwując z uwagą, po czym również ruszył.

Korytarz opustoszał, tylko zapach pachnidła wciąż unosił się w powietrzu. Licho, nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć, ruszyła naprzód, w kierunku stajni. Od rana męczyły ją mdłości, ledwie powstrzymała się, by nie zwymiotować przy córce rajcy i młodym rycerzu. Czuła, że za chwilę nie powstrzyma podchodzącej pod gardło żółci. Minęła kolejny zakręt, ujrzała wysoki, ozdobny dzban. Szybkim spojrzeniem oceniła, czy nikogo nie ma, po czym zwróciła zawartość żołądka wprost do naczynia. Dwa razy.

Blada, z wilgotnym czołem, oparła się o ścianę i zastanowiła. Do tej pory zrzucała opóźniające się krwawienie na stres, zmartwienia, życie w napięciu. Teraz tej pewności mieć nie mogła, a strach uderzył ją żelazną pięścią w brzuch. Wszystko wskazywało na to, że spodziewa się dziecka. Spodziewają się dziecka. Znowu napadły ją mdłości.

Po wszystkim oddaliła się stamtąd, gdyż w powietrzu zaczęło poważnie śmierdzieć. Nie wiedziała, dokąd się udać, co zrobić, serce biło jej jak szalone. Musiała podzielić się tą informacją z Keirem, musiała mu wszystko wyznać. Jakim cudem to w ogóle możliwe? Przecież to nie miało prawa się stać!

- Licho? Szukałem cię, gdzie się ukrywałaś?

Jego głos uspokajał, przynosił ulgę. Spojrzenie przyprawiało o dreszcze. Sylwetka kojarzyła się z azylem, bezpieczną przystanią, spokojem. Poczuła przemożoną ochotę rzucić się na niego. Ale znowu ją zemdliło.

- Jesteś strasznie blada - podszedł do niej, złapał za ramiona i spojrzał wprost w oczy. - Czyżbyś już znała odpowiedź? Nic nie dało się załatwić? Meiri, mówże!

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

35
Licho przechodziły ciarki. Kręciło jej się w głowie i naszła ją przemożna chęć zwymiotować ponownie, ale żołądek miała pusty i zasupłany gdzieś w przełyku. Wpatrywała się w płytkowy raut na posadzkach oczami rozwartymi szeroko z przerażenia, oddychając płytko. W ustach czuła jeszcze gorzki, palący posmak żółci. Nie, nie, nie... To nie może być! Nie, psiakrew, ja przecież nie mogę!...

Nie to... — wykrztusiła zachrypniętym głosem. — Nie to, spokojnie... Pani Kolia pomówi z racją. Obiecała. — W wypolerowanych do połysku płytach dziewczyna widziała odbicie swojej pobladłej twarzy, a ze strachu czuła zimno w dłoniach i kończynach. Nagle z trudem utrzymywała się na nogach, przygięła się w ramionach mężczyzny, zaciskając palce na sprzączkach jego kurtki. — Zabierz mnie do Gartha, proszę, ja... Ja muszę się z nim zobaczyć! — Popatrzyła oficerowi prosto w oczy, wytrzymując jego zatroskane, pytające spojrzenie tylko chwilę. — To nic — zarzekła się. — To pewnie nic... Psiajucha... To nie może być, ja nie mogę... Ja jestem mieszańcem, do kurwy wszetecznej!... Ja przecież nie mogę... Keir! Zabierz mnie do cyrulika, błagam!

Z trwogi plątał jej się język, wyrzucała słowa. Ale jej oczy nie potrafiły kłamać ani zataić prawdy — była przerażona do szpiku kości. Bardziej niż w Mirnym, bardziej niż w noc, w którą zabiła Lesviga, bardziej niż kiedy ujrzała Keira bez przytomności na pryczy felczera. Sama myśl o tym, co mogło teraz rosnąć tam, na dole, co ściskało boleśnie jej trzewia, napawała ją najdotkliwszym strachem, jakiego dotąd zaznała.

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

36
- Licho...? - Zapytał Keir, ale kiedy krzyknęła, przestał zadawać pytania. Wziął ją na ręce, jakby była ledwie dzieckiem... Jak mógłby brać ich dziecko, przemknęło jej przez myśl, ale szybko odrzuciła ją od siebie. Najwidoczniej zauważył, że nogi jej się trzęsą. Tak, tak było, zdecydowanie.

Przytuliła się do niego całym ciałem. Czuła, że idą szybko, ale oficer nie męczył się w żaden sposób. Przestało ją mdlić, zebrało na płacz, ale tym razem powstrzymała się. Nie, nie chciała płakać. Może jeszcze to nie to, nie teraz. Może tylko jej się wydawało. Garth, Garth jej pomoże, z pewnością. Łatał ją już niejednokrotnie, przecież i teraz znajdzie rozwiązanie. Kto, jak nie on?

- Co się dzieje, Keir? Ranną jakąś masz? - odezwał się przepity głos.
- Tego nie wiem. Zejdź z drogi, Vynn.
- No coś ty? Kolegom nie powiesz? Aaa, to chyba ta twoja panieneczka, co? Jak ona tam? Czort?
- Licho - poprawił ktoś inny, mocno zachrypnięty. - Licho ją wołali.
- Noo, to może podzielisz się tym lichem z nami? Pożałujesz?
- Ty za chwilę pożałujesz. Ostatni raz cię napominam. Wypierdalaj.
- Patrzaj, Surg, jaki nerwowy się zrobił na prowincji. Na żartach nic się nie zna. A idź, idź, cholerniku.

Kolejne kroki, kilka zakrętów, stop. Kopnięcie w drzwi. Cisza. Dwa kopnięcia. Skrzypnięcie zawiasów.

- Keir? - Znajomy głos. Garth. Jak dobrze. - Licho? Co wam?
- Nie wiem, domagała się, żeby zabrać ją do ciebie. Blada jest, trzęsie się cała, jakby ze strachu.
- Dawaj ją na łóżko. Manuelu, wyjdź, proszę. Odtrutki poćwiczymy jutro. Dziś doczytaj.

Kiedy położyli ją na miękkim sienniku, otworzyła oczy. Dopiero tera zdała sobie sprawę, że całą drogę zaciskała powieki. Twarz cyrulika pojawiła się przed jej oczyma. Wyrażała zaciekawienie i zaniepokojenie jednocześnie.

- Słyszysz mnie, Licho? Co ci jest? Cholera, faktycznie, jak upiór blada. Trupio, rzekłbym.
- Nie chciała mi rzec, o co chodzi.

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

37
Położona ostrożnie na pryczy, awanturniczka przysiadła i podciągnęła nogi, nerwowym odruchem chwytając się brzuch, jak gdyby miała w tamtej chwili coś poczuć. Popatrzyła na łagodne, pobrużdżone przez czas oblicze Gartha z przestrachem, po czym natychmiast łypnęła na Keira, stojącego nad nią z rękoma rozłożonymi bezradnie jak zatroskany olbrzym i skuliła się jeszcze bardziej. Chciała, żeby wyszedł. Może to nic, może tylko się struła... Może wybłagałaby od cyrulika fiolkę sporyszu lub herbatę z ruty...

Nabrała płytkiego oddechu, odgarniając ze spoconego czoła kosmyki włosów. — To się nie powinno stać, ja... Ja jestem mieszańcem — zaczęła płaczliwie. Strach był paraliżujący. Wiedziała, że jej nie rozumieją, zacisnęła tedy palce na świeżej pościeli i wyrzuciła to szybko, boleśnie. — Ja... Ja myślę, że noszę dziecko... Nie wiem, psiakrew... Przepraszam! — zadrżała. — Keir, przepraszam! Nie wiedziałam, myślałam, że ja nie mogę!...

Nie miała odwagi podnieść głowy i spojrzeć mu w oczy oraz ujrzeć na jego twarzy, co myślał i czuł. Nawet na Gartha nie miała odwagi spojrzeć, wbiła wzrok w ścianę, w zaciekające wilgocią kamienie, opierając się policzkiem o kolana. Zostawi mnie, pomyślała z trwogą. Pogna precz. Muszę coś z tym zrobić, cokolwiek... To nie może tak być...

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

38
Cisza, która zapadła, była ciężka, okropnie długa, martwa. Licho nie mogła zobaczyć zbaraniałej miny Keira, zmieszanego, ani uśmiechniętego oblicza Gartha. Po prostu zatapiała się w strachu, który przyprawił ją o dodatkowe mdłości i ból brzucha. Co ciekawe, pierwszy odezwał się medyk.

- Licho... - zaczął spokojnie. - To nie koniec świata. Dziecko to nie choroba. To cud, w twoim wypadku wręcz podwójny. Nie załamuj się i...

Nie skończył, bo Keir usiadł za jej plecami i mocno przytulił. Zadrżała pod jego dotykiem.

- Jesteś pewna? Dziecko? Będziemy rodzicami? Nie musisz mnie przepraszać...
- Można to sprawdzić. Kiedy ostatnio krwawiłaś? Po czym wnosisz, że w ogóle jesteś w stanie błogosławionym? Mdłości? Wilczy apetyt przy tym? Jakie objawy zauważyłaś?

Licho musiała się zastanowić. Ostatni czas był iście szalonym. Co chwilę coś się działo, co krok czyhało na nią niebezpieczeństwo. Nie zwracała uwagi na żadne niewygody czy mankamenty. Ale teraz przyszła pora, żeby wrócić do tych spraw myślami.

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

39
Licho z trudem wytężyła pamięć. Była bandytką i awanturniczką, zwiadowczynią, sierotą na ulicy i dzikuską wędrującą z trupą cyrkowych pijaków... Ale słowa Gartha były jej równie obce, co świat arystokratycznych konwenansów czy uprawa ziemi. Ostatni raz z dziećmi miała do czynienia, sama będąc chudą, czupurną smarkulą. Po kilku nocach spędzonych z Friesem, po których nie wydarzyło się nic, byli przekonani, że nigdy się nie wydarzy. Guślarka w jednej z wioch zawyrokowała, że z tak skotłowaną krwią nic by się w niej nie zalęgło. A nawet jeśli, nie dotrzymałoby rozwiązania.

Nie wiem... Dwa miesiące, trzy? Chyba nie cztery... Może... — W panice starała się ułożyć w czasie ostatnie wydarzenia. Zwiad nachodził się z wypadkiem Keira, noce czuwania w wieży medyka z napadem na Fort. Nie pamiętała. Wiedziała, że było dawno i to złapało ją zimnym, żelaznym imadłem za serce. Popatrzyła na cyrulika z rozpaczą, nerwowo ściskając ramię Keira i starając się skupić na znajomym zapachu jego skóry, na sercu łomocącym pod połami kurty, żeby nie skołowacieć ze szczętem. — To jeszcze nic nie znaczy, prawda? Źle mi było w ostatnich tygodniach, mdło, chodziłam diablo głodna... Ale działo się tyle, że myślałam... Myślałam, że to nic. Nerwy, psiakrew. Że to po tym wszystkim się snuję taka struta... Dzisiaj już nie strzymałam. Rzygałam do wazonu i wtedy pomyślałam, że może...

Zadrżała leciutko.

Co teraz? Co ja mam robić? — Sama nie wiedziała, którego z nich pytała. Z trudem zebrała się w garść, by dokończyć odpowiedź. — W głowie krzynkę mi się kręciło czasem... I... — Nagle z dziwną wstydliwością podniosła dłoń, żeby chwycić się za pierś. Syknęła z bólu. — Błagam, Garth, to nie może być to...

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

40
Garth wzruszył ramionami rozbrajająco szczerze, ale wciąż nie zachowywał się, jakby to była tragedia.

- Cóż, to prawdopodobnie to, sama sobie przed chwilą udowodniłaś. W kwestii tego, co masz robić, to powiem ci bez wahania. Spakować się, kupić prowiant na drogę, dziś wypocząć, a jutro, skoro świt, wskoczyć na koń i wyjechać z miasta. Do Qerel. Mieszka tam mój młodszy brat, takoż medyk, sam książę korzysta z jego usług. Dam ci list polecający, by czuwał nad tobą. Nie jest wcale powiedziane, że urodzisz. Możesz poronić choćby i jutro, twój przypadek jest... Specyficzny. Ale zatroszczyć się o dziecko powinnaś. O siebie zresztą też. A tu zbyt blisko do frontu. Sama też nie powinnaś jechać, trakty do bezpiecznych nie należą. Keir?
- Wyjedziemy rano, jak mówisz - zapewnił natychmiast. - Odwiozę ją na miejsce i otoczę opieką. Mam trochę funduszy, twój brat nie będzie pokrzywdzony.
- Nie o pieniądze chodzi, wiesz to.

Zapadło milczenie. Licho domyślała się, o co idzie. Keir bez chwili zwątpienia przyznał, że zdezerteruje ze służby u Albiona, żeby zaopiekować się nią. I dzieckiem.

- Rozmówię się z rajcą. Osobiście. Liczę na jego rozsądek. Gdyby zaś nie chciał uszanować tej sytuacji... Cóż, nasze drogi rozejdą się w przykry sposób.
- Wyśle za tobą ludzi. Za wami.
- Wątpliwe. Brakuje mu rąk do walki. Gdyby nie syn Galdora i wojacy, których sprowadził, obrona miasta byłaby w opłakanym stanie. Nie poświęci żołnierzy dla uciekającego oficera. Przynajmniej do czasu zakończenia wojny. Do tej pory zaszyjemy się gdzieś. Choćby i gdzieś na Archipelagu.
- Wolałbym tego nie słyszeć, teraz będę musiał kłamać, gdyby mnie pytali - mrugnął do nich okiem. - Czekajcie, dam wam coś do uspokojenie. Oboje potrzebujecie. Bez urazy, Keir, ale też zbladłeś.

Odszedł, podczas gdy mężczyzna mocniej objął byłą bandytkę i złożył na jej policzku ciepły pocałunek.

- Spokojnie, Mała. Spokojnie. Damy sobie radę. Obiecuje ci. Niczym się nie martw...

Po chwili wrócił cyrulik, niosąc dwa parujące kubki.

- Ziółka na nerwy. Lekkie, powinny też powstrzymać nudności. Jak się czujesz, Licho?

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

41
Koszmarnie — wychrypiała dziewczyna i oparła się o pierś oficera. Kubek z gorącym naparem rozgrzał jej dłonie, woń ziół była kojąca, a uścisk mężczyzny krzepiący. Wdychała parę pomieszaną z zapachem potu i dymu, który znała na pamięć. Nadal lękała się jak przed samą śmiercią. Ale wyprostowała plecy, otarła oczy i odwróciła się w stronę Keira z zadartą głową.

Nie będziemy gnać — oświadczyła. — Ja się trzymam, a i temu... dziecku nigdzie się nie śpieszy. Nie będziesz nadstawiał za nas karku. Jeżeli jest sposobność, trzeba miarkować na polubowne załatwienie interesu. Porozmawiaj pierw z Kolią i Nimah — poleciła, zaskoczona własną przytomnością. Skupiła się na oficerze i było nieco łatwiej, nieco mniej źle i straszno. — Wyjaśnij rzecz, poproś o pomoc. Jeśli będzie trzeba, zaświadczę im wszystko, a jeśli będą pytać o cyrulika... Garth, mógłbyś?... Z ich słowem łatwiej ci będzie przekonać rajcę Albiona. Nie pędź i nie goń ich, poczekamy na audiencją dzień lub dwa, jeśli mus. Jeździłam na zwiady, urabiałam się do bólów w grzbiecie i walczyłam z oklepanymi w blachy bandytami — jeśli tyle przenosiłam, to przenoszę jeszcze trochę.

Może wysłucha cię wcześniej... Ale nie idź bez poparcia jego żony i córki. Odrobina szczęścia i być może nie będziemy musieli czmychać bezdrożami, a potem opływać siedem mórz, uciekając na Archipelag jak psy z podkulonymi ogonami. Nie chcę, by za tobą gonili. Nie chcę cię widzieć na pieńku. Ejże — ujęła go pod brodę porośniętą na gębie gęstym, kłującym zarostem. — Obiecaj mi. Boję się jak psiakrew, jak stu diabli, ale tego się boję bardziej. Przysięgałeś, że się nie dasz zabić, lepiej tedy dotrzymaj tej przysięgi, do ciężkiego pioruna. Poczekamy na rajcę, ile będzie trzeba. Nie dam ci kłaść głowy pod katowski topór.

Idź — powiedziała, głos jeszcze jej drżał. Upiła łyk ciepłego naparu. — Sama odpocznę i pójdę do kapitana, by mnie spłacili, zacznę troczyć zapasy na drogę. Garth... dziękuję.

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

42
- Obiecuje - zapewnił Keir. Twardo i pewnie. Wierzyła mu, bo zawsze dotrzymywał słowa. Garth również skinął głową.

- Zaświadczę komu trzeba.
- Dobra, nie ma co mitrężyć. Idę, spróbuję dostać się do kogokolwiek przed tą zasraną ucztą. Potem będę i na niej musiał przesiedzieć. Licho, proszę... Nie kręć się nigdzie. Siedź na tyłku, Garth zaopiekuje się tobą.
- Wolnego, Keir, wolnego. Ona nie jest chora, nie umiera, nie roznosi żadnej zarazy. Jest w pełni zdrowa. Nie zmuszaj jej, żeby siedziała tu, bo pod koniec ciąży należy się niemało. Ty możesz już iść, Licho dostanie jeszcze porcję czegoś do wypicia, potem też ją puszczę.

Keir wyglądał, jakby chciał się sprzeciwić, ale pod wzrokiem cyrulika, który patrzył nań z rozbawieniem i politowaniem, ustąpił. Ucałował dziewczynę, potem wyszedł. Medyk tymczasem krzątał się przy palenisku, sypał coś do dzbana, przelewał I gadał.

- Nie bój się nic, Licho. To nie jest takie straszne, nie ulegaj stereotypom. Dziecko to istny cud, coś pięknego. Mam trzy siostry, dziesięcioro siostrzeńców i siostrzenic łącznie. Póki jesteście razem, dacie sobie radę. Moja najmłodsza siostra, uważasz...

Wpadł w potok słów, którego awanturniczka zupełnie już nie słuchała. Bała się, choć mdłości i ból brzucha ustąpiły. Nie spodziewała się wszak zostać matką. To nie było dla niej, nie do tego czuła się powołana. Dobrze jej było na końskim grzbiecie, z mieczem w dłoni. Jak sprawdzi się z potomstwem na rękach?

- ...ale przeżyły ospę, nawet śladów bardzo nie miały. O, wypij to jeszcze. Ureguluje pracę żołądka. - kubek, taki sam jak poprzedni, pachniał jakimiś grzybami, lasem pod koniec lata, przywoływał zapachem ciepłe skojarzenia. Była bandytka wypiła kilkoma łykami. Smak aż taki przyjemny nie był, ale przestała już zwracać uwagę. Ileż to specyfików Garth jej przygotowywał...?

- Przywołałem Keira do porządku, ale nie wyganiam cię. Zostań, jeśli chcesz. Pacjentów i tak mi chwilowo brak. Co powiesz?

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

43
Awanturniczka wychwytywała zaledwie pojedyńcze słowa z potoku, jaki wylewał się z ust felczera, nim na dobre przestała go słuchać. Wonny napar stygł jej w żołądku, a dziewczyna wklejała wielkie oczy w ścieśnięty pasem padołek, który nie zdążył jeszcze się uwypuklić. A może zdążył? Dotknęła podbrzusza z niepokojem. Nosiła tam coś obcego i nie wiedziała nawet, od jak dawna. Która noc lub chwila wykradziona między żmudnymi obowiązkami oraz służbą miała ją tyle kosztować. To coś było już tam, kiedy nicami czuwała nad pryczą Keira i kiedy tańczyła z ostrzem i płomieniem na skropionym krwią śniegu. Był, kiedy karkołomnym cwałem uchodziła spod grotów varulańskich strzał. Jej matka-kurwa pogrzebała ponoć w odpadkach pięć martwych bękartów, nim powiła ją — małą, półżywą. Brudna krew, powtarzała jak litanię zarządczyni przytuliska. Parszywe mieszańce, bogowie nie stwali się takim plenić.

A jednak.

Doczekałaś się szczęścia, Maryńka, pomyślała gorzko dziewczyna. Ładno ci. Szczenna suka, nie wilczyca z żelazem...

Pomyślała o Keirze. Nie dawała wiary, że do niego dotarło, co narobili, nie do końca. Uczynił tyle, ile mógł uczynić chłop — podniecił się i pobiegł zająć czymś ręce — a ona została z zimnem przechodzącym ją wzdłuż kręgosłupa. Nosiła dziecko. Musieli uciekać, bo nosiła jego dziecko. Żeby nie stracić znów z trudem odzyskanego spokoju, chwyciła się nadziei na bezpieczeństwo oficera oraz przychylną decyzję rajcy Albiona. I ugryzła się w język, zanim zapytała cyrulika o inne rozwiązanie. Szybkie.

Znała swojego mężczyznę i widziała, jak ślepia płonęły mu się zawziętą ekscytacją. Nie chciałby jej nawet słuchać. Garth o miocie swoich siostrzenic i siostrzeńców opowiadał jak o własnych, a o pasożycie w jej trzewiach, jak o darze od losu. Nie zrozumieliby.

I tak umrze. Matka donosiła tylko jedno, a ja jestem dwakroć skundlona.

Stanęła na nogi z determinacją. — Dziękuję, Garth, poradzę sobie. Gdyby ten przygłup mnie szukał, odę do Ferrisa, kaleka jeszcze nie jestem, mowy też mi nie odjęło. Urządził mnie, psiajucha... — zmełła w ustach dużo podlejsze przekleństwo. — Wrócę, jak znowu zacznę rzygać. Albo jak przypomnę sobie, żem szczenna i szlag mnie trafi. Napić się mogę? Nie? Kurwa mać...

Dziewka mamrotała, wyślizgując się z lazaretu przez uchylone odrzwia. Musiała być jeszcze krzynę blada i niezdrowa na twarzy, bo żołnierze rajcy gapili się na nią w korytarzach koszarów, dopóki nie sklęła jednego siarczyście i nie kazała pilnować własnego nosa. Czuła się, jakby wszyscy już wiedzieli, wiercili ją kpiącymi spojrzeniami.

Załomotała lekko pordzewiałą kołatką u drzwi i odczekała, aż rozlegnie się zaproszenie, nim wkroczyła do wnętrza pomieszczenia znacznie bardziej skromnego i surowego, niż wygodne komnaty kapitańskie w Wodnym Forcie. Ze zdenerwowania straciła nieco rezonu i kapkę niepewnie spojrzała w przenikliwe oczy półelfa, zasiadającego pośrodku izby za biurkiem, z gęsim piórem w dłoni.

Kapitanie — skinęła. — Mus mi wyjechać wcześniej, niż myślałam. Chyba. Póki jest czas i pora, chciałam prosić o odrpawę oraz żołd za służbę pod wami.

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

44
Garth pożegnał ją lekko zasmuconym wzrokiem, ale słowa więcej nie wyrzekł. Drewniane drzwi zatrzasnęły się za nią, ale mroczne myśli, niczym pasożyt, wwierciły się w jej umysł i ani na chwilę nie opuszczały. Gdy szła przez korytarze, nastrój miała nieustannie paskudny, aż w końcu wyżyła się na jednym z żołnierzy, ale wcale jej nie ulżyło. Przekonana o własnej beznadziejności, szybko dotarła do komnat kapitana.

Ferris końcówką pióra wskazał jej krzesło i kończył pisanie. Zobaczyła, że zapisał już niemal cały pergamin, ale nie był to język wspólny. Nie znała tego pisma. Nie chcąc jednak dopytywać się i uchodzić za mocno wścibską, usiadła i czekała, oglądając pomieszczenie. Na ścianie, naprzeciwko niej, wisiała wielka mapa z zaznaczeniem wszystkich większych twierdz i miast. Pamiętała o słowach fleczera i drodze do Qerel, jaką miałaby odbyć, by tam oddać się opiece przed porodem. Wiedziała, że to daleko, ale dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo. Będą musieli ominąć góry, brać pod uwagę wszelkie moczary, nieuczęszczane drogi, co bardziej niebezpieczne miejsca...

- Nie jesteś już moim żołnierzem - rzekł w końcu tak niespodziewanie, że aż lekko drgnęła. Popatrzył krytycznie na pismo i odsunął je na bok. - Nie musisz mi składać wyjaśnień, aczkolwiek byłoby miło. Po starej znajomości. Skąd taka zmiana? Czemu wyjeżdżasz już, teraz, w tej chwili? I czy nadal planujesz zabrać ze sobą Keira? Jeśli zaś nie chcesz się tłumaczyć, twoja wola.

Wstał od stołu, otworzył kufer stojący pod ścianą, po czym sięgnął w jego głąb i wrócił na swoje miejsce. Na blat z brzękiem padły trzy pękate sakiewki.

- Tysiąc pięćset srebrnych. Z uwzględnieniem specjalnych zasług. Tyle możemy dać, zima, jak widzisz, bawi się naszym kosztem w najlepsze, ani zasrani czarodzieje, ani pieprzeni uczeni nie wiedzą, co się dzieje. Albo widzą, ale mówić nie chcą. Tak czy siak, mamy, co mamy. O armii goblinów nie wspominając. Jak więc, możesz mi coś opowiedzieć, czy nie? Wina? - zapytał, unosząc w górę dzbanek.

Kapitan zawsze był swój chłop, ale czy na tyle, by opowiedzieć mu o czymś tak istotnym? Z punktu widzenia Licho - druzgocącym? Pochwalić się, że oto niemal niemożliwe stało się zupełnie realne?

Była bandytka czuła na sobie uważne, przenikliwe spojrzenie półelfa. I chyba po raz pierwszy w życiu nie potrafiła na takie spojrzenie hardo odpowiedzieć.

Re: Rezydencja Baltmaca Albion

45
Gdy zasiadała, wzrok awanturniczki ześlizgnął się na chwilę na zapisany od skraju do skraju pergamin, z którego nie mogła odczytać nawet słowa. Dyspensa dla zamorskich importerów, prośba o zapomogę w czas pustych spichlerzy?... Nie zapytała. Pozwoliła dowódcy załogi w spokoju dokończyć spisywanie alegatu, z zaniepokojeniem śledząc na ukraszającej lico komnaty mapie szlaki i bezdroża wiodące z Oros na dalekie zachodnie wybrzeże. Co krótszy oznaczał przedzieranie się przez śmiercionośne ostępy gór, co dłuższy tygodnie jazdy. Tygodnie przy przychylnych warunkach, nie z traktami sięgającymi koniom śniegiem ponad nadgarstki, nocą ścigającą krótki dzień i nią przy nadziei, z każdym postojem coraz mniej sprawną i zdrową do tułaczki w głodzie oraz zimnie. A Keir zamierzał sam jeden przeprowadzić ich przez to zamarznięte piekło. Wszystkich troje.

Prawie podskoczyła, kiedy kapitan przemówił niespodziewanie, a potem drugi raz, kiedy na stole z ciężkim brzęknięciem wylądowały trzy mieszki. Licho szybko domknęła rozchylone w oniemieniu usta, lśniącymi oczami wpatrując się w pękate, jutowe worki. Zważyła jeden w dłoni. Tysiąc pięćset srebrnych gryfów w bitej monecie — nie pamiętała, kiedy ostatnio miała do czynienia z taką ilością grosza na raz. Nigdy chyba nie miała.

Dziękuję — wykrztusiła głucho, nie rozpoznając własnego głosu, ale propozycję poczęstunku zbyła pokręceniem głowy, choć czuła już woń oraz smak wytrawnego trunku na końcu języka. Ferris zmarszczył czoło, nie umknęło to jej uwadze. Westchnęła cichutko i powtórzyła. — Dziękuję...

Znów znalazła swoje dłonie chyłkiem wędrujące na padołek.

To więcej, niż mogłabym prosić. Winnam wam rzec w podzięce, co zacz, winnam... Mogę wam zawierzyć, kapitanie, zaufać? To nie dyrdymał, żadne moje głupstwo ani błazenada tym razem, zarzekam się. Ino... Ach, byłabym mądra, to nie rzekłabym nikomu, gębę wsadziła w kaganiec! Ale z was są dobrzy ludzie, kapitanie. Przyjęliście mnie ślepo pod dach i w żołd, bezpańską smarkulę, choć mogliście pogonić za rycerzem na gościniec albo dać skapieć ze strzałą w plecach. Winna wam jestem, mam dług prawdy — oświadczyła. Nadal nie była w stanie spojrzeć dowódcy wprost w oczy, ale zaczęła mówić niemal bez zająknięcia. — „Łaska” mnie trafiła, chędożona, bogini naszej miłościwej, psia jej mać... Ot, dogoniło babskie fatum. Nie łypcie tak, błagam, aż wstyd gadać, takie dureństwo... Ach... W ciąży jestem — burknęła. Burknęła i potrząsnęła hardo głową. — Tak! Kura z jajem, nie wasza zwiadowczyni, źrebić się będę jak głupia chłopka, co Jasieńkowi dała za chałupą. Możecie się śmiać, nie mus czekać, aż wyjdę. Mi to już nic.

Policzki płonęły dziewczynie rumiano z gorąca, zasię wzorkiem z pasją studiowała zaśniedziałe klamerki na cholewach swoich oficerek. Czuła, że półelf nawet na ułamek sekundy nie spuścił z niej świdrującego spojrzenia.

Prychnęła, a gorycz stanęła jej w gardle popiołem. — Keirowi odbiło, rzecz jasna. Susami pognał ugadywać i ugłaskiwać rajcę Albiona, by i jego wypuścił.Mało brakło, a by dezerterował, idiota, pomyślała, lecz nie wypowiedziała tego na głos. — Wie tylko on i Garth, i wy. Teraz pewno i rajca z rodziną. Rada bym była, gdyby tak pozostało.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”