Zajazd „Dębowa Chata”

1
Przy trakcie z Saran Dun do Nowego Hollar, mniej więcej w połowie drogi, stoi schludny, piętrowy budynek o solidnych, grubych ścianach z dębowych bali. Nad drzwiami przybito szyld z wypalonym w drewnie napisem „Dębowa Chata” i dość prostym, ale cieszącym oko rysunkiem drzewa.
W okienkach z pobielonymi ramami wiszą zawsze czyste firanki. Dba o to, tak jak i o porządny wygląd całego lokalu, młoda żona właściciela zajazdu, Ida - rudowłosa i wciąż całkiem ładna, choć utykająca paskudnie na jedną nogę.
o podwórku przed karczmą biega stadko tłustych kur, a także, nierzadko, gromadka równie tłustych, bo dobrze odżywionych dzieciaków. Z tyłu z kolei mieści się mały warzywnik z kilkoma grządkami marchewki, sałaty czy cebuli, starannie pielęgnowany przez Idę.
Gdyby ktoś zajrzał do środka - a można to zrobić bez lęku, bo to z pewnością nie jest jeden z tych paskudnych lokali, gdzie na wstępie gość dostaje krzesłem albo buzdyganem po głowie - gdyby więc ktoś zajrzał, zobaczyłby ciepłe, naprawdę miłe wnętrze. Długie, drewniane stoły i ławy, zrobione całkiem wprawnie przez samego właściciela, ściany przykryte utkanymi z czerwonej przędzy kobiercami i ogień igrający wesoło w kominku w chłodniejsze dni, a obok kontuaru wąskie schodki prowadzące na górę, gdzie znajduje się sześć pokoików do wynajęcia - ot, to właśnie składa się na obraz tego miejsca.
Zajazd ten nie widywał nigdy wielkich tłumów, lecz prosperuje stosunkowo dobrze. Nie widywał również wielkich przygód, awantur, bohaterów czy intryg... No, ale może wszystko przed nim.



Minął jakiś czas od nieprzyjemnego zajścia na placu egzekucyjnym w Saran Dun. Regis, tak niemiło przywitany przez stolicę, postanowił nie trwonić tam więcej czasu i wkrótce wyruszył, choć bez wielkiego pośpiechu, ku Nowemu Hollar. Dlaczego akurat tam? Być może miał być to pierwszy przystanek w drodze powrotnej na pierwotnie obrany szlak ku Ujściu? Zresztą - spytajcie jego samego. Dość, że tego dnia przyszło mu wypoczywać w „Dębowej Chacie”.

A dzień zapowiadał się wyjątkowo nudny, już było to wiadomo, choć do południa jeszcze sporo brakowało. Bo i cóż mogło się tu dziać? Jakoś tak się złożyło, że zajazd nie gościł specjalnych tłumów, ot, dwójka starych rycerzy, eskortujących równie leciwą damę i milcząca, wyniosła Wysoka Elfka, zdaje się że magiczka. Z żadnym z nich nie szło pogadać. Już te drepczące po podwórku kury zdawały się ciekawszym towarzystwem...

Przez ostatnie tygodnie nie trafiła się Regisowi żadna interesująca ani specjalnie dochodowa robota. Ponadto wielkimi krokami zbliżała się jesień. Noce były już chłodne i szlachcic coraz bardziej doceniał ciepło kominka w przydrożnym zajeździe. Pieniędzy Regis wciąż miał aż nadto, gdyby chciał spędzić tu jeszcze ze dwa czy trzy dni i wypocząć od trudów podróży - pytanie tylko, czy miał dość cierpliwości.

Z drugiej strony - poza brakiem rozrywek nie miał tu na co narzekać. Pokój, w którym przespał ostatnią nockę, był naprawdę czysty i schludny. Gospodyni, Kulawa Ida, była nawet na tyle miła, by na stoliku przy łóżku ustawić mu wazonik ze świeżymi kwiatami, purpurowymi astrami z jej ogródka - miała niewielu gości, to starała się przynajmniej dbać o nich jak umiała. W kwestii jedzenia też nie było powodu wybrzydzać. Tylko ta nuda, nuda, jesień, poczucie bezsensownego przemijania, marnotrawienia czasu... I te drzewa po drugiej stronie drogi, już takie żółte, lada dzień zgubią wszystkie liście...

- Panie Regisie... - Ida zapukała do pokoju szlachcica, wyrywając go z zamyślenia. - Panie Regisie, jakiś człowiek do pana! Czy zechce go pan przyjąć tutaj, czy na dole, w głównej izbie?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Dębowa Chata"

2
Regis, mimo iż był ranek ślęczał nad jakimiś notatkami, raz po raz nakreślając na nich jakieś poprawki. Właściwie było to jedno z nielicznych zajęć w "Dębowej Chacie". Czasem tylko pomagał niepiśmiennym chłopom odczytać jakiś list czy naskrobać nań odpowiedź. Był jeszcze przed śniadaniem, gdy do wynajmowanego pokoju zastukała całkiem krasna gospodyni Ida.
- Jeżeli jesteście Pani na tyle łaskawa, to chętnie przyjmę gościa w izbie na dole. Prosiłby także o lekkie śniadanie i napar rooibos. - odparł życzliwie de Ragnar uchylając drzwi - Jeszcze sekundkę. Któż to taki mnie oczekuje? Człowiek? Jakiś szlachcic czy może chłopi znowu chcą bym im coś potłumaczył?
Regis z Daugon raczej nikogo się nie spodziewał. Jego wuj, dowolnie rozporządzał majątkiem rodzinnym, a innej bliższej rodziny nie miał. Być może to ktoś ze stolicy, chciał wyjaśnić zajście jakie miało miejsce na placu egzekucyjnym? W pewnym sensie było to najbardziej logiczne wytłumaczenie, choć w stołecznym Keronie wszystkiego można było się spodziewać. Mężczyzna czekał na wyjaśnienie Idy, a tuż po tym zabrał z pokoju najpotrzebniejsze rzeczy i ruszył do izby, by móc zaznajomić się z przybyszem.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Zajazd "Dębowa Chata"

3
Uchyliwszy drzwi, mężczyzna ujrzał burzę piekielnie rudych, przypominających żywy ogień włosów. A zaraz później zmęczone, lecz uśmiechnięte lico Idy.

- Oczywiście, panie Regisie, zaraz przygotuję posiłek - odparła usłużnie młoda gospodyni. - To chyba goniec. Goniec z listem. Zdaje się, że długa podróż za nim... - dodała, po czym pokuśtykała po schodach na dół.

W głównej izbie siedziała tylko jedna osoba. Młodzieniec w czarno-czerwonym stroju i aksamitnej czapce z białym piórkiem. Kiedy zobaczył schodzącego po schodach Regisa, oderwał się od pałaszowanej właśnie jajecznicy, wstał i skłonił się głęboko.

- Panie de Ragnar... - zaczął, zamiatając czapką podłogę. Zdaje się, że wciąż był nieco zdyszany po przebytej drodze. - Przybywam z bardzo pilną wiadomością od twego wuja, Marvala. Bardzo proszę, oto ona... Zaraz... Zaraz... - Chłopak zbladł jak ściana, nerwowo szukając czegoś za pazuchą i najwyraźniej nie mogąc tego znaleźć. - Jest! Na bogów, przepraszam! Jest, proszę, łaskawy panie!

Młodzieniec, teraz dla odmiany czerwony jak burak albo jego własne portki, podał Regisowi pergamin opatrzony znajomą pieczęcią.

I w tym momencie ciekawość i głód zaczęły toczyć w głowie szlachcica poważną walkę, bowiem na stole stanął właśnie talerz z kilkoma małymi, dopiero upieczonymi bułeczkami, kawałem żółtego sera, gotowaną cebulą i kawałkiem wędzonej ryby, a także gliniana miseczka z miodem i kubek z parującym, wonnym naparem. Gospodyni życzyła smacznego i oddaliła się do swoich spraw. Zapach świeżego jedzenia przypomniał Regisowi, że kolacja była dawno, daaawno temu...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Dębowa Chata"

4
Regis nieco zdziwił się widząc posłańca w izbie na dole "Dębowej Chaty". Jego zdumienie było tym większe, że mężczyzna niósł list od jego wuja Marvala, z którym tak naprawdę nie widział się od przynajmniej sześciu miesięcy. W pierwszej chwili chciał czym prędzej przeczytać wiadomość od krewnego, jednak do jego zmysłów zaczęły docierać błogie zapachy z suto zastawianego stołu.
- Siadajcie towarzyszu. Jak was zwą? Wybaczcie, że o to pytam, ale w Zaavral nie byłem od dawna. - rzekł de Ragnar, dobierając słowa tak by chłopak nie speszył się różnicą wieku - Jaką podróż mieliście? Przybywacie z okolic Gór Daugon czy może list przekazywany był odcinkami, kolejnym ludziom? Jeśliście sami szli od początku do końca to winszuję zdrowia. Poza tym jak zdrowie wuja? Ostatnim razem jak go widziałem to przeżywał drugą młodość.
Szlachcic zasypał przybysza potokiem pytań, jednak było to całkiem naturalne, w końcu zupełnie nie spodziewał się takiego gościa. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie otworzyć od razu listu, jednak najpierw postanowił zaspokoić pierwszy głód. Mimo, iż było to śniadanie, potrawy pani Idy były pierwszych lotów.
- Mój ojciec mawiał, że żadnych wiadomości nie należy przyjmować o pustym żołądku. - powiedział Regis, po chwili reflektując się, że młodzieniec jedynie siedzi nie tknąwszy posiłku - Częstujcie się, śmiało. Tylko jedzcie powoli, odpowiedzi na me pytania mogą poczekać, a raz że jedząc mówić nie wypada, dwa jak się zadławicie to nie wiele powiecie.
De Ragnar przestał zwracać uwagę na kuriera, gdyż w końcu zabrał się za jedzenie. Strawa przygotowana przez gospodynię była iście szlachecka i w pewnym stopniu przypominała Regisowi śniadania jadane na dworze babki od strony matki. Wszystko okraszał słodkawy napar roiboos, będący ulubionym, niealkoholowym napojem mężczyzny. Gdy solidna część jadła zniknęła ze stołu, tymczasowy mieszkaniec "Dębowej Chaty" wymierzył swój wzrok w przybysza, kładąc na stole zalakowany pergamin.
- Jak się najedliście to teraz opowiadajcie. Ciekawe jestem co ciekawego przynosicie, prócz listu. - zagaił życzliwym tonem człowiek z Daugon.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Zajazd "Dębowa Chata"

5
- Wołają na mnie Merley, panie - powiedział młodzieniec i z wdzięcznością usiadł z powrotem do swojej jajecznicy. Między kolejnymi kęsami starał się odpowiadać na pytania Regisa. - Pański wuj w jak najlepszym zdrowiu i humorze! Polowania w górach urządza, zwierzynę nielichą przywozi, doprawdy, zupełnie jakby miał dwadzieścia lat! Ale to może przez panienkę, co to teraz w majątku gości... A ja, owszem, prosto z Daugon, spieszyłem, co koń wyskoczy! Szczęście, że wierzchowce ze stajni pana Marvala takie chyże i dzielne, inaczej to pewno jeszcze bym nawet Gryfiej Rzeki nie przekroczył! Droga niekrótka, ale pośpiech mi nakazano. Młody jestem, sił i zdrowia nie brakuje - zaśmiał się na koniec Merley, ale efekt popsuł sobie odrobinę, krztusząc się kawałkiem kiełbasy.

Goniec wydawał się bardzo sympatycznym, otwartym i rozmownym młodym człowiekiem, choć przy tym, nie da się ukryć, nieco roztargnionym. Pałaszował ze zdrowym apetytem, aż mu się uszy trzęsły. Jego jasnoniebieskie oczy były rozbiegane i ciekawskie, a słomiana czupryna - w zupełnym nieładzie.

- Co jeszcze, oprócz listu...? - zastanowił się Merley. - Ano tak! - Chłopak palnął się otwartą dłonią w czoło i pospiesznie wydobył coś z sakiewki uwieszonej u pasa. - Jakby pan zgadł!

A zatem list nie był jedyną rzeczą, jaką goniec miał dostarczyć. Do ręki Regisa powędrował uwieszony na mocnym łańcuszku wisiorek. Była to owalna płytka z kości słoniowej, oprawiona w wianuszek z rubinów i szczerego złota. Na płytce wymalowane było zielone oko, otoczone welonem długich rzęs i spoglądające figlarnie na pana de Ragnar.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Dębowa Chata"

6
Regis z uwagą wysłuchał co ma mu do powiedzenie przybysz. W sumie informacje o hulaszczym życiu jego wuja, niezbyt go poruszyły. W końcu Marval lubił w siebie inwestować, a także nie żałował pieniędzy na inne uciechy. Zapewne tylko bogactwo przyciągnęło jakaś młodą dziewkę, do brzuchatego szlachcica. Młodszy z żyjących de Ragnarów przysiągł sobie, że zrobi wszystko by nie przyprawić sobie magnackiego mięśnia piwnego.
- Merleyu możecie mi powiedzieć cóż to za pannica u boku mego koligata? Mają się ku sobie czy może to jakaś służka bądź ktoś z dalszej rodziny de Ragnarów? - dopytał mężczyzna, przeglądając wisiorek, który zapewne miał sporą wartość - A ten przedmiot, cóż to? Niestety tego także nie kojarzę. Poza tym opowiadajcie co słychać w Zavraal oraz okolicach Daugon. Jestem niezmiernie ciekaw co tam słychać. Żniwa były bogate, ziemia obrodziła? Wujowi parobków pewnie nie brakowało. Mówcie, a ja zerknę w list.
Regis odłożył na bok drogocenną rzecz i sięgnął w zalakowany papirus. Już miał go odpieczętować, gdy w sąsiedniej izbie, w przejściu mignęła mu smagła, rudowłosa gospodyni. Jako, iż lubił względny porządek poprosił kobietę do pomieszczenia, w którym śniadali razem z posłańcem.
- Pani Ido, jeżeli można prosiłbym o uprzątnięcie stołu i podanie jeszcze raz naparu roiboos. - rzekł życzliwie 28-latek, bez tonu żądania. De Ragnar uszanowałby kobietę, nawet jeżeliby odmówiła, jednak możliwość otrzymania sowitej zapłaty, pewnie skłoniła ją do ogarnięcia jadalni. W tym samym czasie, mężczyzna z Zavraal w końcu sięgnął po zwój od wuja.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Zajazd "Dębowa Chata"

7
Ida skinęła kudłatą głową i już miała zabrać się za znoszenie naczyń ze stołu, kiedy w izbie zjawił się jej mąż. Rosły, czarnowłosy mężczyzna w ciemnym fartuchu szepnął coś małżonce do ucha. Ta zerwała się i czym prędzej pobiegła - na ile pozwalała jej chora noga - na podwórko. Może dzieci rozrabiały, a może kury wlazły gdzie nie trzeba? Nic bardziej wstrząsającego nie mogło się tu przecież zdarzyć. Tymczasem gospodarz posprzątał stół i po paru minutach przyniósł Regisowi kolejny kubek.

Tymczasem młody goniec paplał i paplał. O tym, jak to na sad jabłoniowy spadła zaraza, a kapustę zjadły nieznane dotąd szkodniki, za to wiśni dojrzało tyle, że trzy czwarte zgniło na drzewach, bo nie było już komu zbierać. Jak to w Daugon, na Mantikorze, zebrały się parę miesięcy temu wielkie tłumy, bo jeden magik czy inny mądrala znalazł coś w jeziorze, ponoć demoniczną bramę, co to można nią przejść diabli wiedzą gdzie, ale potem wszystko jakoś się rozeszło i ucichło. Jak to do osławionego Czarnego Zamku w Zaavral, opuszczonego od lat i ponoć obłożonego klątwą, ruszyli znowu jacyś nowi śmiałkowie, pewnikiem na zatracenie. Jak to sianokosy ledwie zdążyli chłopi skończyć, nim zaczęła się tygodniowa bez mała ulewa. Jak to żniwa się opóźniły, bo baby gadały ze strachem, że coś nocami lata w pszenicy i wyje niemiłosiernie - a to, jak się okazało, jedna z pańskich służących, zaczarowana w noc pełni Zarula, błękitnego księżyca, w samej koszulinie biegała w zbożu, nic rano nie pamiętając... Ot, takie plotki i opowieści, jakich się zawsze nazbiera, gdy człowiek tylko wyjedzie z domu. Szlachcic słuchał piąte przez dziesiąte, odpieczętowując list.

- U boku? - zadumał się Merley, nawiązując do pytania o stosunki tajemniczej panny i regisowego wuja. - Ja tam nic nie wiem, łaskawy panie! Dość, że panienka von Horso...

Von Horso... To nazwisko mówiło coś Regisowi. Niewiele, ale jednak. O ile kojarzył, ród von Horso miał swoje ziemie, całkiem zresztą rozległe i żyzne, całkiem niedaleko jego rodzinnego majątku. Jednak jakiejś specjalnej zażyłości ani wielkich wspólnych interesów nigdy między nimi nie było, choć, podobnie jak ród Regisa, von Horso nie popierali zbyt gorąco rządów Aidana Augustyńskiego.

- ...panienka von Horso to zasadniczo jeszcze pacholę, jeśli wolno mi osądzić, ale pański wuj bardzo cieszy się z jej odwiedzin... Ja tam nic nie wiem! Plotek nie rozpowiadam! A ten wisiorek, ha, niebrzydka rzecz! Ale musi pan spytać wuja, co to. Myślałem po prawdzie, że pan będzie wiedział, bo i mnie to ciekawi... Może pan Marval napisał coś o nim w liście?

No właśnie, list... Po zerwaniu pieczęci oczom Regisa ukazało się znajome, aż nadto schludne i staranne pismo wuja Marvala. W tych kilku linijkach tekstu aż czuło się entuzjazm, radość i dumę, jakie rozpierały starego pana de Ragnar.

"Mój Umiłowany Regisie!

Oto szczęśliwe czasy dla nas nastały! Wszyscy Patroni, co strzegą Herbii, popatrzyli na nas łaskawym okiem!

Nie musisz już tłuc się po gościńcach jak ostatni nędzarz i najpośledniejszy najemnik, sypiać w brudnych gospodach i pić najgorszych trunków. Nie musisz już martwić się o rodową fortunę, topniejącą prędzej niż śnieg w naszych górach wraz z nadejściem wiosny. Nie musisz już szukać w dalekim świecie nie wiadomo czego. Zważ na nasze zawołanie: "Ubi bene ibi patria". Szczęście czeka na Ciebie w domu.

Wracaj, gdzie Twoje miejsce. Wracaj, tu skarb i wesele! Wesel się ze mną, Umiłowany, i wracaj co koń wyskoczy do Zaavral! Wreszcie, jak odbijająca gałązka ściętego drzewa, odrasta chwała naszego rodu!

Twój szczęśliwy wuj, Marval de Ragnar

P.S. Ten mały podarek to przedsmak Skarbu."
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Dębowa Chata"

8
Regis rzeczywiście jednym uchem słuchał to co opowiadał mu Merley, a drugim wszystko wylatywało. Mężczyzna skupił się na liście od wuja Marvala, który niespodziewanie był w tonie ciepłym, a wręcz mocno życzliwym. Niezwykle zastanawiająca była wzmianka o skarbie. Ostatnim czasie, jak młodszy z de Ragnarów opuszczał dworek, rodowa spuścizna nie miała się najlepiej, a jego starszy krewniak musiał sprzedać kilkanaście arów ziem. Oczywiście majątku starczyło jeszcze na najbliższe pokolenie, jednak powoli należało zaciskać pasa.
- Mówicie, że w grodzie wuja pojawiła się panna von Horso. Z tego co wiem, to ona nie ma nawet 20 lat, kto wie czy 18 ukończyła. Nie plotkujecie, a przekazujecie mi informację. Może wuj wam powiedział, że prawdopodobnie powrócę pod Daugon. Merley powiedzcie, czy służycie u mego krewkiego czy po prostu jesteście urzędowym posłańcem? - spytał Regis podnosząc wzrok znad pergaminu - Czy poza tą dziewczyną, ktoś przebywa w dworku?
Czekając na odpowiedź de Ragnar powrócił do przesyłki, zwracając szczególną uwagę na końcowe wersy. Zaiste był tak zafascynowany odkryciem jakiego dokonał Marval, że nie zwrócił uwagi na świeży kubek postawiony na oczyszczonym stole. Choć "Dębowa Chata" była najmilszym miejscem, w jakim nocował od ponad pół roku, to z chęcią powróci do rodzinnego domu. Z drugiej jednak strony, w pewnym stopniu przywykł do wędrówki i poza incydentem na placu egzekucyjnym w Saran Dun, był przyjmowany życzliwe. Zarobił nawet trochę grosza, pomagając chłopom w odczytywaniu pism, przeganianiu zbójeckich band czy tworzeniu leczniczych naparów.
Człowiek z Daugon jeszcze raz powoli odczytał treść listu i sięgnął po roiboos. Choć ranek był w pełni, już postanowił, że wyruszy nie później niż za godzinę. Musiał najpierw zebrać swoje rzeczy i uregulować należności, a także poprosić o wikt na wyprawę.
- Merleyu wracasz ze mną do Zavraal czy może idziesz z dalszą nowiną do innych ludzi? - spytał życzliwie, po czym dodał donośniej - Panie gospodarzu, gościna u was przednia, jednakże na mnie przyszedł czas. Chciałbym się rozliczyć i prosić o prowiant na drogę. Za wspaniałe przyjęcie, nie będę żałował grosza, a także dobrego słowa na trakcie.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Zajazd "Dębowa Chata"

9
- Ja? Ja służę u pańskiego wuja, dotąd to zwykle pomagałem przy koniach, a w szczególności miałem oko na tego ulubionego siwka pana Marvala, wie pan, on trochę ma bzika na jego punkcie... i trochę też przy różnych innych sprawach, no a jak było trzeba kogoś do pana tutaj wysłać, to padło na mnie, ot i tyle. Pan Marval zawsze powtarzał, że bystry chłopak jestem! To na pewno dlatego! - pochwalił się młodzieniec, a w jego rozbieganych oczach widoczna była duma, iż podołał tak odpowiedzialnemu zadaniu.

Ida wróciła właśnie do izby z rozwichrzonymi lokami, chichocząc pod nosem. Merley wyszczerzył się do niej, w swoim własnym mniemaniu zapewne uwodzicielsko. Kobieta, rozbawiona, pokręciła głową i zajęła się poprawianiem ułożenia kwiatów w wazonie na kontuarze.

- Co do panienki - podjął znowu chłopak - to słowo daję, ona ledwo od ziemi odrosła, ale jaka śliczna jest, jaka pogodna i dworna, no rzekłby pan, że słonko z nieba zstąpiło i zagościło w komnatach łaskawych de Ragnarów. - Twarz chłopaka znów aż pokraśniała z zadowolenia, jakie to ładne porównanie udało mu się ułożyć. Jego entuzjazm rósł z każdym wypowiedzianym słowem. - Oczywiście, nie sama przybyła! Panience Lutce, to znaczy Lutuli, ale wszyscy "Lutka" na nią wołają... no więc towarzyszy panience oczywiście jej szlachetna pani matka, Mirha von Horso, oraz całe mrowie szykownych dam i służących. Pan von Horso również niedługo przybędzie.

Kilka żółtych, jesiennych liści wpadło do izby przez otwarte drzwi wraz z podmuchem chłodnego wiatru. W ślad za nimi, równie bezszelestnie, weszła elfia magiczka, którą Regis tu widywał. Nie powiedziała jednak nikomu ani słowa powitania, tylko usiadła przy sąsiednim stoliku i skinęła na gospodynię. Jednocześnie szlachcicowi wydało się, że popatrzyła kątem oka na ów zagadkowy wisiorek, który odłożył na stół, zmarszczyła czoło i drgnęła nieznacznie.

- Eeeh. Bogowie poświadczyć mogą, że chętnie bym z panem wracał - przyznał tymczasem Merley, zapytany o swoje najbliższe plany - bo znać, że miłe towarzystwo, pogadać można, nie tak jak z niektórymi... Ale niestety do stolicy jeszcze muszę lecieć, no, może teraz jak już panu wieści przekazałem, to nie na złamanie karku, ale jednak. Do złotnika pan Marval kazał! Ha! I nie było mowy, że gdzieś bliżej, do Zaavral, dajmy na to, nie nie! No bo co, mało tam zacnych jubilerów? Ale nie! Do samego Saran Dun kazał jechać! W zasadzie chwilę jeszcze odsapnę i czas mi w drogę. A szkoda, taka miła gospoda. Spokój, cisza, gnać nigdzie nie każą, posiedziałby człowiek sobie...

- Już nas pan opuszcza, panie Regisie? - zawołał gospodarz Dębowej Chaty. - Wielka szkoda! Na ile dni prowiant przyszykować?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Dębowa Chata"

10
Mężczyzna w milczeniu wysłuchał co ma mu do powiedzenia młody Merley. Gdy wyjeżdżał z dworku wuja, młodzieniec jeszcze tam nie pracował. Być może był to wynik nadspodziewanej prosperity, która pojawiła się w ostatnich miesiącach. Oczywiście jeszcze wiele pracy należało poświęcić posłańcowi, by nabrał stosownej ogłady. Regisa zastanawiało zbliżenie rodów de Ragnar i von Horso. Choć dotychczas byli stosunkowo dobrymi sąsiadami, to jednak nigdy nie było między nimi większej zażyłości.
Szlachcic zerknął na przybyłą elfią magiczkę. Jak zwykle bez słowa usiadła przy wolnym stoliku, jednak tym razem ukradkowo zerkała w jego stronę, a dokładniej w stronę wisiorka położonego na stoliku. Nigdy nic nie miał to jej rasy, a nawet często współczuł im, ze względu na sposób w jaki wielu ludzi ich traktowało. "Odmieńcy" i "degeneraci" nierzadko słyszał na przebytych traktach. Sam lubił obcować w ich towarzystwie, wymieniać się ciekawymi historiami, a także zdobywać doświadczenie w zielarstwie. Z zamyślenia wyrwał go Merley, kończący swój wywód, w którym nie brakowało samochwalstwa, a nawet przesadnej pewności siebie.
- Świetnie się spisałeś, choć wuj zapewne sowicie cię wynagrodził, dostaniesz ode mnie na drogę 3 srebrniki. - odparł życzliwie Regis, któremu również nie brakowało pieniędzy, choć za ich zdobyciem musiał tułać się w ostatnich kilkunastu tygodniach. - Mój krewniak na pewno jest i będzie zadowolony z twego oddania. Na nas obu przychodzi czas, choć udajemy się w przeciwnych kierunkach.
Człowiek z Daugon raz jeszcze szybko zlustrował pergamin, po czym schował go za pazuchę, razem z otrzymaną błyskotką. Wolał nie zakładać go na szyję, by nie kusić złodziejaszków, jacy mogli pojawić się na drodze do Zaavral.
- Ano panie gospodarzu czas na mnie. Jak wspominałem miło mnie tu przyjęliście. Prowiantu proszę przyszykować tyle, co na szybką drogę w południowe rejony gór Daugon. Rad jestem, że mnie tak przyjęliście. - powiedział 28-letni szlachcic - Wracam w rodzinne strony, choć nie ukrywam, że kiedyś odwiedzę jeszcze "Dębową Chatę". Stajenny niech wyszykuje mego ogiera, nie dalej jak za pół godziny wyruszam w drogę. Prosiłbym także, by mnie podliczyć, a ja tymczasem zabiorę swoje rzeczy z izby. Po tych słowach ruszył na górę, by się spakować. Na szczęście nie miał zbyt wielu osobistych przedmiotów, więc nie trwało to dłużej niż pięć minut i już był z powrotem na dole, by uregulować należność z gospodarzami.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Zajazd "Dębowa Chata"

11
- W góry... To tydzień z okładem będzie - porachował szybko gospodarz. - Ida, przyszykuj prowiant na tygodniową, może dziesięciodniową podróż dla pana Regisa - rzekł do małżonki, a sam prędko rozliczył się z gościem, kiedy tylko ten wrócił ze swoimi rzeczami. Nie, żeby specjalnie z niego zdzierał, ale ponad setka srebrnych, pięknych gryfów opuściła bezpowrotnie sakiewkę szlachcica. Wobec tego te trzy srebrniki dla Merleya nie robiły już takiej wielkiej różnicy, a chłopak ucieszył się z nich niezmiernie i gorąco podziękował.

Ida przyniosła spory worek, w który zapakowana była żywność. Gospodarze z uśmiechem wyrazili nadzieję, iż Regis prędko do nich powróci. Osiodłany Kasztanek - ogier o maści, na przekór swemu imieniu, wcale nie kasztanowatej, lecz karej - czekał już na zewnątrz, niespokojnie postukując kopytami. Za uzdę trzymał go rudy, piegowaty jak indycze jajo wyrostek.

- Uważaj na to jej oko, coś nad nim wisi - wysyczała złowieszczo elfka za wychodzącym Regisem. Były to pierwsze i ostatnie słowa, jakie do niego w ogóle kiedykolwiek skierowała.

Merley, który po swojego konia poleciał do stajni sam, właśnie wrócił na podwórze. Skłonił się panu de Ragnar, zamiatając ziemię piórkiem, pozdrowił gospodarzy i pogalopował traktem ku stolicy. Jego czerwone galoty jeszcze jakiś czas jaśniały w oddali, aż wreszcie zniknęły za drzewami. Regisowi zaś wypadła droga w przeciwną stronę.Ku Zaavral. Do domu, gdzie - wedle słów wuja - czekał Skarb.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowe Hollar”