Stadnina Shehla

1
Obrazek


Wśród malowniczego krajobrazu obrzeży Nowego Hollar, stoi stadnina należąca do Franka Shehla. Miejsce to emanuje spokojem i harmonią, dzięki czemu przyciąga uwagę podróżnych, którzy niejednokrotnie zatrzymują się tu na dłużej. Stajnie są przestronne, pełne światła i powietrza, a zwierzęta zapewnioną mają opiekę na najwyższym poziomie. Nieopodal stadniny stoi niewielki dom, zamieszkany przez Franka Shehla i jego siostrę, Elaine.
Obrazek

Stadnina Shehla

2
POST BARDA
Spoiler:
Na widok pierścienia oczy staruszka zaświeciły się.
- Panie drogi, królu złoty! Gdzie mi to takie bogactwa za zwykły transport przyjmować!
Mężczyzna zdjął szarą czapkę z głowy i przycisnął ją do piersi. Wpatrywał się w sygnet jak zaczarowany. Pewnie, że chciał przyjąć zapłatę w takiej formie, ale poczucie przyzwoitości nie pozwalało mu tak po prostu zabrać pierścienia i ruszyć do stadniny. Czy tak samo zareagowałby na bransoletkę Tamny? Ciężko stwierdzić. Nie wyglądała, jakby była warta niemal tysiąc gryfów, ale wciąż przynajmniej pięciokrotnie przewyższałaby wartością koszt przejazdu.
- Jak mi Tenatir drogi, przyjacielu - założył czapkę z powrotem i złapał za lejce, zupełnie na ślepo, bo wzrok wciąż utkwiony miał w wyciągniętej w jego stronę nietypowej formie zapłaty. Całkiem możliwe, że gdyby go spieniężył, mógłby utrzymać się bez pracy przez dobry miesiąc, albo przynajmniej zapewnić rozchybotanemu wozowi porządny remont, może nawet kupić sobie coś porządniejszego. Myślał, myślał, ale w końcu odwrócił się, zostawiając kwestię zapłaty na później.
- Bardzo wam musi zależeć na tym, żeby tam dojechać. Ruszamy. Jak dojedziemy na miejsce, to... to się rozliczymy, mili państwo. Bardzo przepraszam, że nie mam dachu. Deszcz jeszcze was zmoczy. Pod siedziskiem leżą dwie derki, jeśli panienka chciałaby się owinąć, to proszę, ale mogą nie pachnieć najładniej... siano, konie... to nie zapachy dla takich, jak wy...
Mamrocząc pod nosem, absolutnie przytłoczony propozycją tak hojnej zapłaty, z którą jeszcze nie zdecydował, co zrobić, woźnica popędził konia i w końcu wyjechali spod lichej przybudówki. Deszcz uderzył w nich ponownie, ale nie było to już tak nieprzyjemne, jak wtedy, gdy musieli przemykać na piechotę po błocie i kałużach pomiędzy budynkami. Siedząca naprzeciw maga Tamna początkowo w żaden sposób nie zareagowała na mrugnięcie; zamiast tego zerknęła przez ramię na oddalającą się, górującą nad miastem białą sylwetkę Akademii Sztuk Magicznych. I dopiero gdy upewniła się, że faktycznie zostawili ją za plecami, a powóz wiózł ich do stadniny Shehla, odetchnęła głębiej i uśmiechnęła się do Qadira lekko, z nieukrywaną ulgą, nawet jeśli to nie był koniec ich problemów, a zaledwie ich początek. Mógł zdążyć już zapomnieć, że twarz elfki potrafiła wyrażać inne emocje, niż negatywne.
Starszy mężczyzna początkowo mówił dużo, ale po kilkunastu minutach na całe szczęście zamilkł. Wiózł ich przez miasto, po węższych i szerszych uliczkach, najpierw po tych brukowanych, potem już tylko gruntowych. W międzyczasie przestało padać, ale niebo pozostało zachmurzone. Wreszcie Tamna wyprostowała się i zwróciła uwagę Qadira na stadninę, która z daleka rzucała się w oczy - duży, ogrodzony teren wyraźnie odcinał się od wszystkiego wokół. Za nim, faktycznie, widać było trzy kolejne domy i po nich rozpościerała się już otwarta przestrzeń, z szeroką drogą prowadzącą na wschód. Ale dlaczego Rathal nie wspomniał o stadninie? W ten sposób dużo łatwiej byłoby Salihowi znaleźć to miejsce, gdyby nie miał przy sobie jego córki. Z daleka widzieli samotną sylwetkę, plączącą się tam, zajętą swoimi sprawami, ale na dźwięk nadciągającego wozu zatrzymała się ona i obróciła w ich stronę. Osoba wyglądała na mężczyznę, może owego Franka właśnie?
- No i dojeżdżamy, mili państwo - rzucił staruszek, prowadząc konia w kierunku wjazdu do stadniny. - Się pogoda poprawiła, co?
Nieznajomy wyszedł im na powitanie, początkowo zakładając chyba, że ma do czynienia z pierwszymi lepszymi podróżnymi. Niewysoki człowiek, o ciemnych, związanych w kucyk włosach i orlim nosie, gestem wskazał im zadaszenie, pod które mogli wjechać. Dopiero gdy elfka zrzuciła kaptur, jasne oczy mężczyzny rozszerzyły się w szczerym zaskoczeniu.
- Tamna! Co ty tu... nie miałaś...? - potrząsnął głową i wyciągnął do niej ręce, pomagając jej zejść z wozu. Zerknął na Qadira. - Kto to?
Obrazek

Stadnina Shehla

3
POST POSTACI
Qadir
Nieznajomy zarządca transportu przyjął, a wręcz był onieśmielony przedstawioną formą wynagrodzenia za zwyczajny przejazd. I miał do tego powodu, gdyż wygrawerowane symbole na obręczy pierścienia dodawały mu elegancji. Dodatkowo rubin, podobnie jak stop złota, z którego ta biżuteria została wykonana… były prawdziwe. Yasin nie nosił byle podróbek, gdyż większość szanujących się czarodziei wolała prawdziwe błyskotki ze względu na swój status lub upodobania. Pochodząc z pustynnych terenów miał także zapewne łatwiejszy dostęp do szlachetnych kruszców. Na ten moment z ciągłym uśmiechem na ustach wycofał rekompensatę za całe zamieszanie, toteż Salih ostatecznie przytaknął skinieniem głowy przy zasiadaniu na wolnym siedzisku powozu. - Proszę się nie tłumaczyć. Wciąż “my” jesteśmy zwykłymi istotami. Skorzystamy z tego, co jest. - Skromnie odpowiedział woźnicy, chowając ekstrawagancki sygnet z powrotem do kieszeni dolnej części ubrania. Nie zakładał go powtórnie na serdeczny palec. Złapał natomiast za dostępne derki, dodatkowo oferując przykrycie nimi Tamnę. Oczywiście, dopiero gdy kobieta się na to zgodziła. W każdym razie były one głównie dla niej. “Pustynny Smok” nie trząsł się tak bardzo pomimo przemoczenia. Zwyczajnie może w przypływie adrenaliny nie odczuwał tak negatywnie deszczu, jak jego towarzyszka wyprawy.

Następnie ruszyli z impetem w dalszą drogę. W razie konieczności nasz bohater nawiązywał drobną konwersację z ich gościem prowadzącym transport, przy czym mag nie rozpoczynał żadnego tematu. Sam poniekąd potrzebował chwili wytchnienia od narastającego napięcia, a zatem obrał rolę dobrego słuchacza niżeli aktywnego rozmówcy. W międzyczasie wykonał coś nietypowego w kierunku elfki, ponieważ delikatnie ścisnął ją za dłoń przy pomocy swej ręki. Dlaczego? Możliwie chciał dać jej odrobinę więcej ciepła w zachowaniu niż wcześniej. Pomimo oschłych uwag sprzed ponad godziny, teraz wydawał się szczerze… opiekuńczy. - Jestem z tobą. - Można powiedzieć, iż aura Qadira nieco się zmieniła. Świadczyło to o jego umiejętności manipulacji bądź pragnienia poprawy ich stosunków. Doprawdy stonowany, gruby głos czarnoksiężnika formował tym samym obraz tajemniczego przyjaciela, ewentualnie surowego, acz kochającego ojca. Ktoś czytający książki o budowaniu familii oraz mający jakiekolwiek doświadczenie z takim indywiduum mógł sobie, chociaż częściowo wyobrazić tego typu rodzica. Niedługo potem już dostrzegali ogrodzoną połać ziemi. W istocie wróżbita nie domyśliłby się tego ze słów drugiego wykładowcy, toteż nieco zmarszczył brwi na widok stadniny. Tym bardziej w głowie naukowca potwierdził się fakt, że potrzebował jego córki do odnalezienia tego miejsca. Była mu potrzebna do finalizacji tej misji.

Z zainteresowaniem obserwował okolicę, zapamiętując poszczególne elementy środowiska. - Faktycznie się poprawiła. A okolica jest naprawdę piękna. - Pokrótce skomentował luźno te widoki, zrzucając mimowolnie maskę poważanego profesora. Zlustrował też sylwetkę zbliżającego się jegomościa. Prawdopodobnie przywitał ich domniemany Frank Shehl. - Dzień dobry. - Zbliżył się do przewoźnika, zanim ten odstawił konia. Poprosił powożącego o prawicę, gdzie zaraz wylądował ów sygnet z czerwonym kamieniem. Znawca magii wkrótce potem zacisnął pięść furmana z przedmiotem w środku. - Nie żartowałem. Proszę, przyjmij to. Mam ich za wiele, a ty zasłużyłeś za swą ciężką pracę. To mój dar dla ciebie… Tylko go nie zgub. - Z serdeczną postawą pożegnałby wtedy dorożkarza, schodząc na ziemię. Także tym razem nie wtrącał się w wypowiedź znajomej jak to miał w zwyczaju. Potrafił uszanować czyjąś wypowiedź jak mało kto. - Qadir Majid Abdulmalik Omer Salih, dotychczasowy wykładowca w tutejszej akademii. Towarzyszę pannie Il’Dorai w jej wyprawie. - Jedynie postanowił się przedstawić osobiście, podając nawet pełne miano, które przybrał lata temu.

Ponownie rozejrzał się po terenie, stając niedaleko otrzymującej asystę kobiety. Wyciągnął grabę w stronę Franka, o ile ten oczekiwał takiego gestu przywitania. - Czy pojawił się tu Pan Rathal? - Dodał przytomnie, powracając do skupienia związanego z ich zadaniem. Nieco otrzepał wierzchnią odzież z kropel spływającej po materiale wody.

Spoiler:
Obrazek

Stadnina Shehla

4
POST BARDA
Tamna tylko przez chwilę była zaskoczona nagłą opiekuńczością ze strony maga. Pozwoliła się owinąć derką, nie komentując jej zapachu ani stanu zużycia, a potem nie zabrała też Qadirowi własnej dłoni. Razem z nią spod płaszcza wysunął się łańcuch i zaciśnięta na jej nadgarstku grafitowa obręcz, niepasująca do reszty zdobiącej go, misternej biżuterii. Palce elfki były zimne, ale już nie trzęsła się cała. Może mieli różną tolerancję temperatury, dlatego ją tak wychłodziło, a może po prostu wykończył ją spacer po dachu w deszczu, w niczym poza cienką sukienką, przeznaczoną do spokojnego przemierzania korytarzy uczelni, nie do znoszenia zacinającej ulewy i chłodnego wiatru.
- Wiem. Dziękuję - odpowiedziała cicho, by po długiej chwili milczenia dodać: - Bałam się, że mnie wtedy zostawiłeś. Na dachu, jak wyszliśmy z pokoju. Próbowałam się do ciebie odezwać, telepatycznie, ale nie mogłam.
Opuściła wzrok na łańcuch i schowała go z powrotem pod płaszcz. Woźnica nie musiał o tym słuchać, ani tym bardziej go widzieć.

Po otrzymaniu w ramach wynagrodzenia rubinowego sygnetu, starszy mężczyzna ukłonił się tak nisko, że niewiele brakowało, by wylądował twarzą w błocie. Podziękował blisko trzydzieści razy, obiecując Salihowi błogosławieństwo wszystkich bogów panteonu i przyrzekł, że jeśli tylko mag kiedykolwiek będzie jeszcze potrzebować przejazdu, to ma po niego posłać i że więcej opłat już od niego nie przyjmie. Potem zabrał się za zawracanie i wyprowadzanie wozu z powrotem w kierunku drogi, jakby w natłoku emocji zapomniał, że zamierzał w stadninie odpocząć i dokończyć posiłek. Z dłonią zaciśniętą na sygnecie wyjechał w kierunku miasta, mamrocząc coś pod nosem z niedowierzaniem. Może i dobrze się składało - niepotrzebny był im tu postronny obserwator.
- Miło pana poznać. Franko Shehl - przedstawił się szarooki mężczyzna, wyciągając do Karlgardczyka dłoń. - Ale... wyprawie? Dopiero co wróciliśmy. Tamna miała prosić o pomoc rektora.
- I rektor tę pomoc zapewnia w najlepszym możliwym stylu - odpowiedziała elfka, rozpinając pod szyją płaszcz Qadira i ściągając go z siebie. Oddała go właścicielowi, prezentując się Frankowi w całym swoim opłakanym stanie: w eleganckiej, ale doszczętnie mokrej sukience, skuta łańcuchem, a do tego z zakrwawionym lewym przedramieniem. Mężczyzna zamarł w nieukrywanym zaskoczeniu, najpierw wbijając wzrok w antymagiczne kajdany, a potem mimowolnie przesuwając nim po oklejonej materiałem sylwetce kobiety.
- Franko! - syknęła ostrzegawczo, gdy nie umknęło to jej uwadze.
- Przepraszam! Nigdy nie widziałem cię w czymś takim!
- W łańcuchach? No wyobraź sobie, że ja siebie też nie.
- Nie, mam na myśli... ach, łańcuchy, tak, trzeba coś z nimi zrobić. I z tą ręką, co sobie zrobiłaś?
- Poślizgnęłam się na dachu.
- A coś ty robiła na dachu?!
- Franko...

Mężczyzna uniósł ręce w obronnym geście i pokręcił głową, decydując się zrezygnować z dalszego wypytywania, przynajmniej chwilowo. Gestem wskazał im dom, znajdujący się nieco dalej od zabudowań stajennych i ruszył w jego stronę, prowadząc ich za sobą. Tamna nie potrzebowała przewodnika, wyglądała jakby dobrze znała okolicę. Dom faktycznie miał widoczne z daleka, charakterystyczne niebieskie drzwi.
- Nie, przykro mi, ale nie - odpowiedział Shehl na pytanie o Rathala. - Nie było nikogo. Gdyby był, to też bym was wyczekiwał, lepiej przygotowany na tak niespodziewaną wizytę.
- Umówiliście się na jakąś konkretną godzinę?
- spytała Tamna, unosząc wzrok na Qadira.
- Powiem Elaine, żeby rozpaliła w kominku. Szybko wysuszy się wasze ubrania. Właściwie to tylko pańskie, panie Salih, bo Tamny rzeczy wciąż leżą w pokoju gościnnym.
- Najpierw te łańcuchy. Kajdan pewnie nie zdejmiesz, bo są magiczne, ale musisz rozciąć łańcuch, albo może porozginać ogniwa?
- Zaraz coś wymyślimy, słońce
- obiecał Franko, otwierając przed nimi niebieskie drzwi.
Obrazek

Stadnina Shehla

5
POST POSTACI
Qadir
Pozdrowił odjeżdżającego woźnicę, zaśmiawszy się pod nosem na gwałtowne opuszczenie stadniny przez tego mężczyznę. Los go widocznie wynagrodził. Miło było w tym uczestniczyć, nawet jeśli dla kogoś pokroju Kadeema to leżało w sferze naturalnej, bezinteresownej pomocy. Bez dłuższego zastanowienia Salih następnie odebrał swój niemal granatowy płaszcz od kompanki po skróceniu dystansu do rozmawiających, lecz z oczywistych przyczyny takiej jak przemoczenie tkaniny nie zakładał go ponownie na siebie. Nie było wszak ku temu powodu, gdy już niebo poniekąd rozgoniło sporą cześć chmur, jednocześnie odbierając śmiertelnikom nieprzyjemną ulewę. - Mi również miło. - Z osobistymi bibelotami na plecach oraz kosturem i szatą w ręku mag udał się miarowym krokiem za dwójką znajomych pogrążonych w prostej, aczkolwiek uroczej dyskusji bez swych komentarzy. Franko zatem należał do wielbicieli Tamny? Niektórym nie przystawało tak zwracać uwagę na kobiecie wdzięki, lecz ten gość był nad wyraz odważny w swym… męskim zauroczeniu. Yasin spodziewałby się ostrej riposty fizycznej albo co najmniej zaciętego dialogu panny Il’Dorai na uwagi nieznajomego, ponieważ elfka potrafiła pokazać pazurki. Tutaj jednak mowa o domniemanym przyjacielu podróżniczki. Taki kolega miał nie tyle prawa co traktowanie ulgowe za tego typu wybryki. Mimowolnie poza słuchaniem ich wymiany zdań, czarnoksiężnik dalej podziwiał okolicę jako wielki entuzjasta łona natury. Pomimo deszczu takie miejsca miały swój czar. Spojrzeniu karlgardczyka nie umknął widok pomalowanych, wybijających się barwą drzwi chałupy. Interesujący zabieg. Możliwie niósł w sobie coś więcej niż walor estetyczny jak, chociażby łatwość w odnalezieniu głównego progu przez gości.

W spokojnym spacerze dorzucił wyjaśnień do pytania czarodziejki. - Mieliśmy tu się spotkać za godzinę, licząc od naszej ostatniej rozmowy na sali wykładowej. - Wymasował swoją brodę z kropel przezroczystej cieczy, przebierając palcami pomiędzy kępkami włosów. - Od opuszczenia uczelni minęło… wiele czasu. Także nie możemy dłużej czekać. Mamy ruszać do Fenistei bez niego. I tak zrobimy. - Przekraczając wejście do mieszkania jako drugi z zaproszonych za kobietą, miał skupioną uwagę na uszanowaniu hojności gospodarza. Przez to uprzednio wycisnął w miarę możliwości większość ciuchów z wody pod zadaszeniem budynku, coby nie narobić powodzi na panelach podłogi głównego pomieszczenia. - Skorzystam z kominka. Dziękuję, Panie Shehl. - W ten sposób odsłonił swą lekko owłosioną klatkę piersiową łącznię z plecami. Jedynie z szacunku dla obcych zachował na ten moment spodnie na nogach.

Jak się prezentował z nagą połową ciała? Nieszczególnie. Miał sylwetkę przeciętnego faceta po trzydziestce, toteż ta zachowywała ślady utrzymywania zdrowej wagi oraz zadbanej cery. Ktoś pogrążony w książkach miał prawdopodobnie na celu dbanie o swój stan fizyczny pod kątem konsumpcji odpowiedniego jedzenia. Domysły sugerowały stosowanie, chociaż krzty olejów czy kremów pielęgnujących czekoladową karnację skóry. Zapach delikatnych morskich i brzoskwiniowych perfum nadal dało się określać jako przyjemny, będąc w pobliżu indywiduum, jakim był “Pustynny Smok”. Spróbował wyszukać lokację z kominkiem, jednocześnie witając się z resztą domowników. - Dzień dobry. Gdzie mogę rozwiesić ubranie? Wystarczy na krzesłach? - Grzecznie zapytałby również o jakiś ciepły napar pokroju herbaty lub napoju z ziół. Czegoś, co pomogłoby czarnoskóremu naukowcowi nieco nabrać wigoru z jednoczesnym relaksem. W końcu nie mieli kilku dób na pełną regenerację sił oraz zmysłów.

W dalszym rozrachunku wolałby poświęcić się odrobinie medytacji przed obudowanym paleniskiem. I teraz tak bez zdjęcia dolnej odzieży się nie obeszło. Wszystko musiało wyschnąć do cna. Qadir nie poświęcał się nadmiernie pogawędkom, jeżeli nie został do nich włączony. Ładował swe “baterie”, zasiadając po turecku na ziemi. Taki rytuał wyciszenia zajmie niemalże cały okres przebywania w stadninie. Vitae natomiast było jegomościowi potrzebne.
Obrazek

Stadnina Shehla

6
POST BARDA
- Jak bez niego? - Tamnę aż zatrzymało w miejscu. - On... na pewno jeszcze dojedzie. Na pewno zdąży.
Nie protestowała tak bardzo, jak można było się po niej spodziewać. Kichnęła tylko i wyraźnie zaniepokojona weszła do domu Shehla. Z pewnością czułaby się dużo lepiej, gdyby jej ojciec już tu był, ale nie miała na to żadnego wpływu. Mogła co najwyżej nerwowo zerkać przez ramię, czekając na moment w którym Rathal Il'Dorai wraz ze swoją świtą przekroczy próg.
- Franko. Proszę mi mówić po imieniu - poprosił tylko mężczyzna, gestem dłoni wskazując magowi niewysokie drzwi po prawej stronie, z których dobiegało do nich ciepłe światło rozpalonego paleniska. Odprowadzili go spojrzeniem, zarówno on, jak i Tamna, zanim udali się w inną stronę, by spróbować pozbyć się łączącego kajdany łańcucha i przywrócić elfce pełną swobodę ruchów, łącznie z możliwością przebrania się w suche rzeczy.
Wskazana przez Shehla izba była spora i przestronna. Kominek trzaskał wesoło, nieświadomy zupełnie powagi sytuacji. Przez dwa duże okna nie wpadało tyle światła, ile mogłoby wpadać, gdyby pogoda była bardziej znośna. Duży stół z kilkoma krzesłami stał po przeciwnej stronie od ognia, przy którym ustawiona była tylko niska, obita skórą ława i kosz z narzędziami do kominka. Gdy Qadir się odezwał, odpowiedział mu kobiecy głos zza kolejnych drzwi, prowadzących - jak podejrzewał - do kuchni. Dobiegające stamtąd zapachy mogły sugerować takie przypuszczenia.
- Dzień dobry! Ubranie? Już idę!
Mag usłyszał hałas odstawianego naczynia, a potem zza drzwi wyszła niewysoka, młoda kobieta, z takimi samymi oczami, jakimi przywitał go wcześniej Franko. Jej zaplecione w warkocz brązowe włosy i jasna skóra miały też ten sam odcień - to musiała być Elaine, o której wspominał i z którą najwyraźniej łączyła go ta sama krew. Miała na sobie jasnozieloną sukienkę, a w jednej dłoni trzymała dzbanek z bliżej nieokreślonym płynem wewnątrz. Kobieta na widok Saliha potknęła się i zgubiła rytm kroków, a potem uniosła ciemne brwi i przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, podpierając lewą dłoń na biodrze.
- No, no. Dzień dobry - powtórzyła z rozbawieniem. - Franko, mamy półnagiego mężczyznę w domu, czy znowu mi się coś śni? - zawołała głośno, ale odpowiedziała jej tylko cisza. Tamta dwójka musiała pozostać na zewnątrz.
Elaine odstawiła dzbanek na stół i złapała za jedno z krzeseł, by przeciągnąć je do ognia. Gestem wskazała je magowi, jedno, lub więcej, jeśli potrzebował. Gdy postanowił ściągnąć też spodnie, zaśmiała się cicho pod nosem i przyciągnęła sobie kolejne, na którym usiadła nieopodal, bokiem, podpierając brodę o splecione na oparciu dłonie i przyglądając się mu mało subtelnie.
- Coś do picia? Jedzenia? Elaine Shehl - zaproponowała uprzejmie i przedstawiła się, po czym przesunęła spojrzeniem po mokrych ubraniach maga. - Mogę też zaoferować coś suchego, chociaż rzeczy Franka mogą być na ciebie za krótkie. Ale może lepsze to, niż... hm... cokolwiek teraz robisz właśnie - zaśmiała się cicho.
Obrazek

Stadnina Shehla

7
POST POSTACI
Qadir
Nietypowe wejście z momentalnym zdjęciem mokrych ciuchów mogło wybić zebranych z równowagi w zaskoczeniu pod kątem takiej akcji maga, lecz mężczyzna, zdaje się, wziął uwagę względem wysuszenia ubrań do serca. Na pewno nie zamierzał na siłę paradować w samej bieliźnie pośród reszty, lecz na tę chwilę za bardzo nie miał innego wyjścia. To nie tak, że miałby szansę wyjąć cudzą odzież z szafek samodzielnie. Do takich bezpardonowych ruchów nigdy czarnoksiężnika nie ciągnęło. Dodatkowo nie dało się ukryć, iż ściągnięcie wilgotnego płaszcza wraz ze spodniami przyniosło niesamowitą ulgę. Dotyk tkanin wypełnionych deszczówką o skórę dla wielu istot należał do nieprzyjemnych. - Dzień dobry. Qadir Majid Abdulmalik Omer Salih. Do usług. - Skinął delikatnie głową z przedstawieniem się, a dostając propozycję rozwieszenia stroju na krzesłach, tak właśnie uczynił. Jedynie podzielił górne oraz dolne okrycie wierzchnie na dwa różne oparcia siedzisk w pobliżu kominka. - Musi mi Pani wybaczyć. Sytuacja tego wymagała. - Uśmiechnął się nieco rozbawiony na komentarz odnośnie do “snu”. Och, no na pewno takie wydarzenia nie manifestowały się codziennie w rzeczywistości. Niemniej uczeń Alfrada nie sprawiał wrażenia onieśmielonego spotkaniem przedstawicielki płci przeciwnej w jednym pomieszczeniu. To nie tyle kwestia odwagi co odmiennej kultury pośród naukowców, gdzie kwestie damsko-męskie nie znajdowały się w sferze wrażliwych. - Mogę pójść do innego pokoju, jeżeli to konieczne. - Dodał przy okazji ich konwersacji, gdyby niewiasta czuła się speszona widokiem pół nagiego czarodzieja z długą, ciemną brodą.

Najwidoczniej jednak to nie było problemem, gdyż kobieta wydawała się… zahipnotyzowana widokiem przeciętnej sylwetki czarnoskórego podróżnika? Może brakowało jej faceta w życiu? Oczywiście mowa o domysłach, choć Kadeem nie wydawał się nader pogrążony w takich skomplikowanych przypuszczeniach. Zgodnie z jej błogosławieństwem preferowałby definitywnie zostać bliżej rozpalonego ognia wewnątrz domostwa, siadając po turecku na dywaniku lub suchej podłodze przy źródle ciepła. Najwyraźniej wiele do szczęścia nie potrzebował, toteż postanowił to zaznaczyć swym pogodnym niskim głosem. - Wystarczy gorąca herbata lub inny podobny napój. Dziękuje. - Przyjął gościnność członka rodziny Shehla, spoglądając na kilka sekund w żar wychodzący z kamiennej zabudowy skrawka pokoju. Pod dachem pośród miłego widoku klasycznych mebli miał wreszcie okazję na wyciszenie. I tego głównie potrzebował. Po prostu mógł mieć gdzieś zdanie innych, gdzie zachowywał jakąś przyzwoitość. W końcu przyznał, iż to spotkanie nie było całkowitym zwyczajem. Możliwie wszystko spowodowane jest brakiem czasu na pełne przyjęcie… hojności gospodarzy.

Na kwestię świeżej garderoby cicho westchnął, co wyszło kompletnie przypadkowo. - Ze spodniami zatem będzie problem. Tutaj może tylko pomóc koszula nocna lub coś podobnego. - Wtedy też wbił swoje spojrzenie w lustrującą go Elaine. Ich tęczówki zderzyły się przy odbiciu pobliskiego światła niczym para zwierciadeł. Tym samym znawca zaklęć dał krótki komentarz w przypadku zachowań nieznajomej. - Czy mi się zdaje, czy ten widok Panią… zainteresował? Nigdy nikt mnie tak nie oglądał. Ten śmiech jest również nad wyraz… schlebiający. - Mógł próbować wyciągnąć z niej jakieś niewinne wyjaśnienie lub… starał się pozostać miłym. Poza medytacją chciał spoglądać na zegarek, o ile taki posiadali w mieszkaniu. Inaczej będzie wrażliwy na każdą upływającą minutę. Tamna z Qadirem nie mogli czekać zbyt długo na Rathala. Karlgardczyk będzie tego pilnował zanadto, co by w razie konieczności nie paść ofiarą zwiadowców Ignaza. Planował zostać maksymalnie pół godziny wewnątrz stadniny. Potem… ruszy z elfką lub bez niej.
Obrazek

Stadnina Shehla

8
POST BARDA
Na dźwięk długiego nazwiska uczonego, kobieta zacisnęła usta w wąską kreskę, wyraźnie powstrzymując rozbawienie.
- Elaine Delfine Capucine Emanuele Shehl-Beldosi, do usług - przedstawiła się ponownie, siląc się na powagę. Wychyliła się w krześle i wyciągnęła do maga dłoń, obróconą wierzchem do góry, jakby czekała na ucałowanie jej, tak, jak powinno się czynić podczas rozmów z damami z wyższych sfer. Ona z pewnością z wyższych sfer nie była i nie miała zaplecza akademickiego, do tego nie miała pojęcia o powadze sytuacji, ale przynajmniej bawiła się przednio.
- Oczywiście, rozumiem. Jeśli sytuacja wymaga rozebrania się, kimże jestem, żeby tego panu zabraniać? - uniosła brwi i wstała z krzesła tylko po to, by na moment wyjść do kuchni, z której zaledwie chwilę później przyniosła dzbanek z zaparzoną chwilę temu ziołową herbatą. Musiała zrobić ją, gdy się rozpadało - teraz Qadir mógł nalać jej sobie do kubka, który postawiła obok.
Bezpośrednie pytanie Saliha sprawiło, że kobieta znów zaśmiała się cicho i pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie siadała z powrotem, bo przecież miała zaraz iść po suche ubranie na zmianę.
- Nieczęsto wchodząc do pokoju widzę coś takiego, muszę przyznać. Dziwisz mi się? Przepraszam... dziwi mi się pan? - poprawiła się, skoro mag nie podjął tej samej bezpośredniości, na jaką zdecydowała się na samym początku. - Czy gdybym ja pojawiła się w pańskim domu, rozebrana prawie do rosołu, nie obudziłoby to w panu pewnego zainteresowania, hm? Niezależnie od tego, jak interesujące faktycznie może być to, co skrywam pod sukienką?
Uśmiechnęła się i po chwili wahania nalała Qadirowi herbaty do kubka, z którym do niego podeszła. Podała mu napar, pochylając się przed nim, a w jej oczach błysnęły psotne ogniki. Ciemny warkocz zsunął się jej z ramienia.
- Naprawdę... nigdy? - spytała, tonem dość dwuznacznym.
- Elaine, daj ludziom żyć - dobiegł do nich zirytowany głos jej brata, a potem w pomieszczeniu znalazł się Franko, razem z białowłosą elfką.
Na jej nadgarstkach wciąż zaciśnięte były obręcze antymagiczne, ale teraz przynajmniej nie łączył ich łańcuch, więc Tamna odzyskała pełną swobodę ruchów. Mokra sukienka wciąż oklejała jej ciało, ale kobieta wydawała się podchodzić do tego z równą obojętnością, co Qadir do siedzenia półnago przed kominkiem. Wzrok Franko wciąż mimowolnie uciekał w miejsca, w które uciekać nie powinien, za to Elaine nie miała absolutnie żadnych skrupułów.
- Tamna! - ucieszyła się na jej widok i zostawiła Saliha, by podejść do elfki i ją przytulić. Obręczy chyba nie zauważyła. - Gdybym wiedziała, co kryje się pod tymi twoimi kamizelkami, inaczej byśmy rozmawiały.
- Elaine!
- znów upomniał ją brat.
- No co? To zwykły komplement! Chodź słońce, pomogę ci się przebrać.
- Potrafię to zrobić sama - zaprotestowała Tamna, ale na jej ustach pojawił się cień uśmiechu.
- Mh. No trudno. To przyniosę jakieś ubranie drugiemu naszemu szanownemu gościowi.

Chwilę później w pomieszczeniu nie było już ani jednej, ani drugiej. Franko przeszedł do krzesła, przedtem zajmowanego przez jego siostrę, i opadł na nie z ciężkim westchnięciem. W przeciwieństwie do niej, nie wyglądał, jakby widok półnagiego maga robił na nim jakiekolwiek wrażenie. Był wyraźnie zmartwiony.
- Tamna pokładała duże nadzieje w spotkaniu z rektorem - zagadnął, przecierając czoło dłonią. - Mam nadzieję, że jej ojciec zdąży do nas dotrzeć. Nie mówi o tym, ale widzę, że boi się o niego. Mówiła też, że my musimy stąd uciekać. Mamy konie pod opieką... Nie wszystkie możemy zabrać ze sobą do Fenistei...
Obrazek

Stadnina Shehla

9
POST POSTACI
Qadir
Żarty żartami, lecz z jakiegoś powodu Salihowi nie było do śmiechu. Długa forma miana mężczyzny miała podłoże typowej kultury, toteż wobec obcych podkreślał swe pochodzenie wraz z pełnymi imionami oraz nazwiskami. To kwestia spotykana w kulturze mieszczaństwa Urk-hun, szczególnie tego nieco bogatszego. Być może dla przeciętnego zjadacza chleba takie przedstawianie się stanowiło sprawę nad wyraz zabawną, toteż prawdopodobnie “Pustynny Smok” nie zrozumiał do końca… odrobiny frywolności w odpowiedzi kobiety. Odruchowo zmarszczył brwi na, jak się zdawało, zmałpowanie oznajmienia swej tożsamości, wbijając wzrok nad wyraz w mimikę twarzy Elaine. Robił to tak, jakby doszukiwał się czegoś pod głupiutką buzią siostry Franka. Gdy ta wystawiła zewnętrzną część dłoni w jego kierunku, czarnoskóry mag utrzymywał jedynie kamienną postawę w bezruchu. Kolejnego zdania natomiast nie skomentował, oczekując na swój napar. Zwyczajnie w świecie urwał ten dialog w połowie. Kiedy powróciła z naczyniem z herbatą, wysunął swe ręce w kierunku kubka. I rzecz jasna zapełnił go do ¾ pojemności, by zasmakować ciepłego napoju. - Dziękuję. - Odparł, nadal przebywając w pozycji siedzącej na dywanie przed kominkiem. Nieprędko zdawał się chcieć wstawać, dopóki nie opuszczą tej stadniny. O tym właściwie Kadeem marzył. Wciąż znajdowali się zbyt blisko epicentrum poszukiwań rektora Nowego Hollar. A czas tykał. Głównie ten problem chodził po głowie czarnoksiężnika, kiedy starał się wyciszyć. Ta damulka niestety… poniekąd mu w tym przeszkadzała. Ot probował być miłym w obliczu jakże błahej dyskusji.

Na zadane, zdaje się niemal retoryczne pytanie, odpowiedział prędko i bardzo lakonicznie. - Widok gołej skóry mnie nie dziwi… - Uniósł jedną brew, przyjmując jednocześnie stanowisko bezpośrednie. Zwłaszcza, iż został zmuszony do przyjęcia tej taktyki w rozmowie z ciekawską babą. - Zainteresowanie? Czym? Gołą skórą? Przemoczone ubranie należy zdjąć oraz wysuszyć. - Westchnął wyraźniej na dalszy monolog babki. - Mnie bardziej interesują czyjeś intencje. Przybywając w otoczeniu zaufanej osoby, takiej jak Tamna uznałbym, że gość nie zamierza… robić czegoś łamiącego społeczne normy. - Czarodziej podał swoją opinię dobitnie, nie dając wyraźnego nawiązania do nagości. Według niego ten temat nie potrzebował aż takiej oczywistości. Każdy uczestnik tej wymiany poglądów doskonale wiedział, o co chodzi. - Nigdy. - Dodał w podsumowaniu, gdzie w końcu na ratunek przybyła elfka z zarządcą tutejszej posiadłości. Poradzili sobie z łańcuchem, a to już coś. Ciekawe tylko czy obręcze będą młódce ciążyć na dłoniach jeszcze przez dłuższy czas. Ratunek w formie odwrócenia uwagi niejakiej Panny Shehl okazał się skuteczny. Fantastycznie można rzec. Tym samym Yasin oddał się chwili wytchnienia na faktyczne oderwanie od rzeczywistości. Przymknął oczy, uciekając myślami gdzie indziej.

Ostatecznie został sam ze znajomym córki Rathala. Mogli posiedzieć w milczeniu? Ano tak, aczkolwiek co innego miało miejsce w tym pomieszczeniu. Frank wyrwał Qadira z kompletnej nirwany. Niemniej karlgarczyk nie opuścił całkowicie medytacji. Miał za zadanie dodatkowo uruchomić jeden ze zmysłów. - Rathal Il’Dorai nie pojawił się u was ze swoimi współpracownikami. Prawdopodobnie został pojmany. Z tego powodu tym bardziej jesteśmy zagrożeni. - Nabrał dużo powietrza w płuca, wypuszczając je przez usta w formie ćwiczenia. - Nie musicie udawać się z nami do Fenistei. To nie jest dobry pomysł, a droga też niebagatelna. Przenieście część swoich zwierząt do sąsiadów, a sami udajcie się w wam znane schronienie. Nie macie takiego planu na wypadek wojny? - Mag tego właśnie by się spodziewał po właścicielu ziemskim. Nie mógł uratować całego dobytku, ale z pewnością dało się zabrać ze sobą najważniejsze rzeczy, w tym bydło i wierzchowców. Cokolwiek Frank sobie analizował w głowie, mogło niepotrzebnie rzucić mroczny cień na okoliczną hodowlę. Powinien wszak próbować zrobić, co się da. - Ja wyruszam za kwadrans z Tamną lub bez niej. Ona się określi do tego momentu. W przypadku nieporozumienia najwyżej udzieli wam pomocy w ewakuacji. - Pierwszy raz odwrócił się do niego. - Czy jesteście zatem zdolni użyczyć mi jednego konia? -
Obrazek

Stadnina Shehla

10
POST BARDA
Elaine nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo irytująca jest dla swojego niespodziewanego gościa. Nieświadoma powagi sytuacji, rozbawiona i bezrefleksyjna, przednio bawiła się dyskusją, jaka niekoniecznie bawiła rozmówcę. Na szczęście szybko się zmyła, najpierw oferując pomoc Tamnie, a potem ruszając na poszukiwania suchego ubrania na zmianę dla Saliha.
Gdy Qadir uniósł wzrok na właściciela stadniny, jego oczom ukazała się strapiona twarz mężczyzny. W przeciwieństwie do siostry musiał zdawać sobie sprawę z tego, jak wielkie były wydarzenia, u progu których stali. Jego spojrzenie pociemniało, gdy do zmartwienia nadciągającą inwazją dołączył niepokój o ojca Tamny. Nie mógł wiedzieć, że mimo innych ustaleń z elfim magiem, Karlgardczyk zamierzał opuścić stadninę wcześniej, bo skąd miałby mieć informacje o tym, jakie plany poczyniono na Akademii? Nie mógł też wiedzieć, że założenie Qadira, iż Il'Dorai został pojmany, było grubo przedwczesne, martwił się więc o osobę bliską dla swojej znajomej, przyjaciółki, czy kimkolwiek elfka dla niego była.
- Wiem, jak niebagatelna jest droga do Fenistei. Byliśmy tam razem - mruknął w odpowiedzi. - Teraz też pojadę z wami. Tamna nie potrafi obchodzić się z końmi. Zakładam, może niesłusznie, że pan też nie.
To była pewna rewelacja - elfka nie chwaliła się, kto wybrał się z nią na wschód kontynentu i towarzyszył jej w tym niebagatelnym odkryciu. Mówiła "my", ale Salih nie wiedział, kogo konkretnie miała na myśli. Teraz dostał tę informację. Franko wiedział zarówno o rozmowie z rektorem, ale także o tym, co czyhało w Fenistei i co miało wylać się z otwierającej się tam bramy. Być może uczestniczył w przesłuchaniu dwóch mrocznych elfów, o których na samym początku wspominała Tamna. Po zachowaniu Elaine mag mógł się domyślić, że siostra mężczyzny nie miała na ten temat absolutnie żadnego pojęcia. Czy był z nimi ktoś jeszcze, czy podróżowali we dwoje? Jeśli chciał się tego dowiedzieć, musiał spytać.
- Elaine zajmie się stadniną. Ufam w jej decyzje... nawet jeśli może na pierwszy rzut oka sprawiać wrażenie osoby, w której decyzje ufać się nie powinno - uśmiechnął się krzywo pod nosem. Musiał nie przepadać szczególnie za tymi zachowaniami kobiety, których Qadir miał okazję doświadczyć zaledwie chwilę temu. - Poradzi sobie.
Westchnął ciężko i podniósł się z krzesła.
- Nie będę przeszkadzać - powiedział, w przeciwieństwie do swojej siostry zwracając uwagę na fakt, że coś magowi przerwał. - Skoro musimy wyruszać tak szybko, niewiele mam czasu.
Skinął uprzejmie głową i zostawił Karlgardczyka samego.
Czas mijał w sobie tylko wiadomym tempie. Pogrążony w medytacji Salih przez długi czas słyszał jedynie trzaskanie ognia i kroki piętro wyżej, zanim dotarł do niego głos Tamny, dobiegający tuż zza jego pleców.
- Zaraz wyruszamy. Ubierz się.
Podeszła do niego prawie bezgłośnie i podała mu naręcze ubrań - luźna, biała koszula, na pierwszy rzut oka nieco przykrótkie spodnie i szary podróżny płaszcz, rzucający się w oczy dużo mniej, niż ozdobna szata, jaką Qadir nosił z reguły. Sama elfka prawdopodobnie była odziana w to, w czym zazwyczaj widywał ją Voron. Próżno było doszukiwać się na niej jakiejkolwiek biżuterii, jakiegokolwiek przepychu i elegancji. Białe włosy związane miała w wysoki kucyk, a zamiast sukni ubrana była w ciemnobrązową, sznurowaną tunikę, czarne spodnie i wysokie, skórzane buty - strój idealny do jazdy konnej. Spod długich rękawów mignęły metalowe obręcze antymagiczne, z którymi póki co nie byli w stanie zrobić nic, ale przynajmniej nie łączył ich już łańcuch. Przez ramię przewieszony miała płaszcz, nieco jaśniejszy od tego, który wręczyła wcześniej Karlgardczykowi. W porównaniu do rozradowanej i sympatycznej Elaine, elfka wydawała się wyjątkowo chłodna. Nie zaczepiała, nie zagadywała, nie żartowała... z drugiej strony mogła po prostu nie mieć na to nastroju.
- Franko przekazuje instrukcje siostrze i się pakuje. Weźmiemy jeszcze jakieś zapasy na drogę i jedziemy. Potrafisz jeździć konno?
Obrazek

Stadnina Shehla

11
POST POSTACI
Qadir
Być może zachowanie maga pozostawało obojętnym ze względu na brak relacji z Tamną, ale również jego światopogląd. W dobie tłumaczenia swoich zamiarów wraz z nutą napomnienia o potencjalnym konflikcie światowym Salih pozostawał nad wyraz spokojny i stonowany. Kamienny wyraz twarzy pogrążonego dotychczas w medytacji czarnoksiężnika jasno wskazywał na brak zainteresowania losem Rathala. Istniał jeszcze cień szansy, iż “Pustynny Smok” wiedział trochę więcej, niżeli chciał się tym podzielić ze świeżo poznanym Frankiem. Nie chodziło nawet o fakt nielubienia ojca Tamny (którego tak naprawdę nie zdołał dobrze poznać), a zwyczajne wyalienowanie się większości profesorów. Każdy z intelektualistów kierował się osobistym kodeksem łącznie z celami. Rzadko nawiązywali ścisłą współpracę, ciągle mając w głowie indywidualny sukces. Można wręcz powiedzieć, że niektórzy aktywnie ze sobą konkurowali w osiągnięciach naukowych. W przypadku partnerstwa jak to miało miejsce z Qadirem i Voronem, ta dwójka głównie raczyła się kurtuazją z przyzwyczajenia. Faktycznie łączyła ich tylko praca. Dlatego też niekiedy oschła aura czarnoskórego użytkownika magii nader wybijała się ponad okoliczne emocje.

Obecnie wpatrzony martwo w oblicze Shehla Yasin miał prawo dawać obraz zimnego, bezuczuciowego uczonego. - Mi zależy wyłącznie na tym, aby tam dotrzeć. - Zamiast napomnieć o sprawie dbania o wierzchowce, karlgardczyk zaznaczył dobitnie, jak prezentowały się jego plany. Tak, miał małe zaskoczenie względem wyjawionej informacji. Z przyczyn osobistych jednakże nie dopytywał o nic więcej, nie dając również po sobie znać o swej podniesionej ciekawości. Prawdopodobnie kwestia czasu w połączeniu z innymi detalami okazały się bardziej priorytetowe. Na kwestię Elaine skinął jedynie głową, odprowadzając wzrokiem gospodarza do innego pomieszczenia po wypowiedziach właściciela stadniny. Został znowu sam, mogąc oddać się refleksjom na temat duszy, przeszłości oraz… tego, co ich czeka.

Resztę okresu medytacji przerwało wtargnięcie bladej, białowłosej elfki ze strojem w dłoni. Kadeem nie posłyszał jej wyraźnie z powodu dźwięków wydobywających się z kominka w formie trzeszczącego drewna. Wręcz na wznak podniósł się z ziemi, odbierając następnie świeżą odzież bez zbędnych komentarzy. Nie zamierzał się przebierać w oddali przy utracie cennych minut do wyjazdu, a więc bezwstydnie zaczął zakładać koszulę razem ze spodniami. Płaszcz usadowił na ten moment w dłoni, dopóki nie poczuje, iż ten jest niezbędny na plecach z kapturem na łepetynie. Pannę Il’Dorai zlustrował mimowolnie na koniec, zapamiętując podróżnicze odzienie kobiety. Nic nie uczynił z tym widokiem ponad zapamiętanie konfiguracji pewnych elementów. Daleko było facetowi z Urk-hun do sprośnych uwag lub doglądania kształtów szpiczasto uchej przedstawicielki innej rasy. - Nie, ale wsiąść na konia potrafię. Jedno z was będzie mnie prowadzić. - Oznajmił z podobną energią w głosie co potomkini założycieli Nowego Hollar. Klimat surowości z chłodnymi kalkulacjami udzielał się obojgu. Wprawdzie czarodziej po prostu starał się skupić na wyprawie. Nadal nie niósł w sobie żadnego bagażu nadmiernych emocji czy uczuć. Tamna mogła co prawda mieć odmienne poglądy na tym polu. Po krótkiej odpowiedzi skierował się do drzwi po zabraniu podręcznej torby. Nie chciał dłużej rozmawiać. Nie było o czym na tę chwilę. Musieli iść do przodu. Taką atmosferę stworzył dookoła siebie. Oczekiwał na opuszczenie stadniny na podwórku domostwa.
Obrazek

Stadnina Shehla

12
POST BARDA
Salih nie miał dla Tamny sprośnych uwag, bo nie był Elaine, która miała ich z kolei zbyt wiele, dla każdego, kto się napatoczył - może poza swoim bratem, to byłoby wybitnie nie na miejscu. Elfka krótko tylko odwzajemniła spojrzenie, ale też nie miała nic więcej do powiedzenia, tak jakby poznała już sposób bycia maga na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie ma on ochoty na zbędne dyskusje. I choć widział, że po jej teoretycznie obojętną maską, jaką przybrała na twarz, buzowało mnóstwo emocji, postanowiła nie dzielić się z nim żadną z nich. Kiedy się ubierał, ona udała się do kuchni, a potem wyszła z niej z workiem napełnionym najpewniej zapasami na drogę.
Ten sam worek później wcisnęła w juki jednego z koni, które podstawił im Franko. Trzy wierzchowce, nie wyglądające na szczególnie rącze, ale za to na pierwszy rzut oka całkiem wytrzymałe, stały osiodłane i przywiązane do barierki przed wejściem. Ten, do którego podeszła Tamna, był jedynym karym koniem z całej trójki - pozostałe dwie kasztanki zostały dla mężczyzn. Shehl dołączył do nich chwilę później, także zarzucając na zwierzę pełne juki. Zmierzył spojrzeniem ponurą kobietę i milczącego Karlgardczyka i przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale westchnął tylko i zrezygnował. Ich sytuacja była raczej beznadziejna i cała trójka zdawała sobie z tego sprawę. No, przynajmniej dwójka - Qadir wydawał się przekonany, że sam jest w stanie powstrzymać całą inwazję, jeśli tylko dowiozą go we właściwe miejsce.
Już mniej rozradowana Elaine stanęła w progu i oparła się o framugę drzwi, z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Obserwowała trójkę zbierającą się do drogi, raz po raz strzelając spojrzeniem gdzieś w bok - to na bramę wjazdową, to na stajnię i wybieg. Salih nie pytał, jakie ustalenia poczynił Franko z siostrą, więc mógł tylko zakładać, że kobieta w miarę możliwości odpowiednio zabezpieczy zarówno ich dobytek, jak i zwierzęta. Nie to, żeby go to jakkolwiek interesowało, prawda? On chciał tylko dotrzeć w odpowiednie miejsce rozległej Fenistei.
- Opieraj się bardziej na nogach, nie siedź pełnym ciężarem na siodle - poradziła mu Tamna, podjeżdżając do niego, gdy rodzeństwo już się pożegnało i ruszyli traktem na wschód. Było wczesne popołudnie, słońce wyszło zza chmur i stało teraz wysoko na niebie. Kałuże i mokre błoto chlupało pod kopytami koni. - I nie musisz tak kurczowo trzymać wodzy. Konie będą trzymać się razem, są do tego przyzwyczajone. Dopóki się czegoś nie przestraszą, przynajmniej.
Wychyliła się w siodle, spoglądając za siebie przez ramię, nie w obawie, że goni ich pościg, ale bardziej jakby na coś liczyła. Nietrudno było domyślić się, na co - wciąż miała nadzieję, że dogoni ją jej ojciec i inni magowie. Na koniu wyglądała zupełnie swobodnie, jakby jeździła pół życia i może właśnie tak było; na pewno więcej czasu spędziła w siodle, niż w swoich komnatach na uczelni. Pozostało pytanie, czy kiedykolwiek do nich wróci. Czy ona, albo Salih kiedykolwiek jeszcze zobaczą swoje pracownie.
- Mamy przed sobą trochę ponad tydzień drogi - powiedział Shehl, zarzucając kaptur na głowę, żeby osłonić się przed słońcem. - Za kilka godzin powinniśmy dojechać do karczmy pod wzgórzami Meriandos, możemy tam spędzić noc. Możemy też pojechać trochę dłużej i rozbić obóz w lesie, kawałek dalej. Jak wolicie?
- Nie wiem - westchnęła Tamna. - Niech Qadir zdecyduje. Może nie wytrzymać spania na ziemi, pod namiotem.
Obrazek

Stadnina Shehla

13
POST POSTACI
Qadir
Co do pewności Saliha względem jego umiejętności zatrzymania inwazji Mrocznych można mówić wiele, choć prawda leżała jak zwykle tam, gdzie najmniej można się jej spodziewać. W swych ambicjach połączonych ze swoistym wręcz chłodem tak naprawdę wyrażał głównie chęć do działania, toteż symbol pozostawiony przez Stwórcę Elfów dobitnie popchnął karlgardczyka w kierunku wielkiego czynu. Czy jest w stanie wpłynąć na sytuację zaistniałą w Fenistei? Czas pokaże, aczkolwiek jasnym pozostawał fakt, iż przede wszystkim “Pustynnemu Smokowi” zależało na tym, aby… coś zrobić w kierunku ratowania potencjalnie groźnego zaburzenia tego wymiaru. Nie wiadomo też, ile informacji czarnoskóry mag zachował dla siebie, a ile rzeczywiście potrafił. Rzeczywistość mogła okazać się zgoła inna, niż każdy zakładał łącznie z naszym bohaterem. Najważniejszym faktem pozostawało to, że Kadeem podążał za przeznaczeniem bez względu na ostateczny wynik. W końcu liczyła się wola boska, czyż nie?

I w tym ponurym klimacie ruszył za dwójką przewodników na główny trakt, chwiejąc się nieco na wierzchowcu po wskoczeniu na siodło pierwszy raz od dawna. Nawet zasadniczo nie pożegnał się z niejaką Elaine, praktycznie skupiając się już całkowicie na powierzonej przez Sulona misji, będąc u wjazdu stadniny. Myśli czarnoksiężnika krążyły w sferze nieciekawej przyszłości, jaką mogły im zgotować istoty przekraczającej fenistejskie, astralne przejście. Być może usilnie wychodził ze scenariuszami do przodu, lecz słusznie zauważył wcześniej temat większej ilości takich portali na całym kontynencie oraz wyspach archipelagu. Co, jeśli nie jest to jedyna brama? Wtedy ich starania spalą na panewce? Możliwie, że wyniosą z tego coś więcej do dalszej wyprawy lub… chociaż Yasin uda się w pogoni za służbą kreatorom. Niemniej tego typu dywagacje wewnętrzne wprowadzały go w stan niepokoju. Prawdopodobnie dlatego stał się ponownie oschły niczym większość naukowców Nowego Hollar, zwłaszcza kiedy to pozostawił biedną siostrę Franka bez krzty gestu rozejścia się. Człowiek z Urk-hun… stał się na jakiś czas nieobecny świadomością.

W tej samej atmosferze poruszał się po drodze w towarzystwie faceta i bladej elfki, kiedy rumak podrzucał go mimowolnie przy każdym przestąpieniu z kopyta na kopyto. Spoglądał głównie przed siebie, próbując opanować jazdę konną na tyle szybko, ile się dało. Wręcz miał ochotę ruszyć cwałem, lecz naturalnie nie mieli na to rozsądnych możliwości w obecnych warunkach obrzydliwej pogody. Tamna słusznie wytknęła jego błędy, gdzie dopiero wtedy Qadir wyrwał się z nieludzkiej koncentracji celem przytaknięcia młódce w kwestii zrozumienia przekazanych instrukcji. Poza tym czarodziej wpatrywał się niemalże martwo na każdy następny metr ścieżki, nie odzywając się ani słowem. Coś go trapiło. Zatroskana twarz brodacza zdradzała go teraz ponadto. Pewnie kwestia pracowni gościa dotychczasowej uczelni nie przeszła przez umysł badacza. Nadal zdaje się, coś ukrywał albo… był nader przejęty informacją koleżanki po fachu.

- Najważniejsze, żebyśmy tam dotarli w jak najkrótszym czasie. Jeżeli opcja z namiotami na to pozwoli, to decyzja już została przeze mnie podjęta. - Skwitował nagle, kiedy posłyszał swoje imię. O dziwo nie potrzebował żadnej ochrony przed słońcem. Poniekąd był przyzwyczajony do takiego intensywnego światła. - Wytrzymam, dopóki mamy jedzenie wraz z wodą. - To nie tak, że natura pozostawała mu kompletnie obcą. Nie był typowym mistrzem sztuki przetrwania w dziczy, ale podróżowanie przez trudne warunki należało do znajomych rzeczy dla użytkownika magii. Mimowolnie zerknął na potomkinię Rathala, wbijając w nią wzrok. Oddychał bardzo głęboko. Nie zebrał swych sił całkowicie. Czy w namiocie, czy poza nim będzie chciał jeszcze odpocząć.

Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowe Hollar”