Sala szpitalna w Białym Force

1
Niewielkie pomieszczenie w Forcie, gdzie wszelkiej maści chorzy, poszkodowani i ranni odnajdują spokój, a ich rany są opatrzone. Pokój nie jest zbyt obszerny, można tu znaleźć zaledwie dziesięć łóżek, kilka okien, które w ciągu dnia wpuszczają tu promienie słońca, a także, co nieco makabrycznie wygląda, przyrządy do różnych zabiegów, w tym również amputacji. W powietrzu roznosi się zapach ziół i sterylnej czystości, który nieco drażni nozdrza.


Torlina przychodzi z Karczmy „Pod zalanym mrukiem”.

Jasne światło kaganków boleśnie kuje w oczy, gdy powieki lekko rozchylają się po przymusowym śnie, Potylica pulsuje tępym bólem, a całe ciało wydaje się bezwładne.
Tak oto Torlina wraca do żywych, do świata. Świata, który wydaje się kolebką bólu, jasności i obojętności. Najpierw jedna powieka, potem druga podnosi się do góry, żeby pokazać światu piękne, choć zdezorientowane oczy. W końcu, po dłuższym czasie spojrzenie nabiera ostrości i młoda dziewczyna może obejrzeć sale.
Nie ma tu nikogo, poza ubraną w brązowe szaty kobieciną, która kręci się z kąta w kąt. Początkowo nawet nie dostrzega, że Elfka się obudziła. Dopiero, gdy ta postanowiła się podnieść, a pod powiekami wybuchła jej kaskada gwiazd i z gardła wydobył się głuchy jęk, lekarka, bo chyba nią była, zwróciła uwagę na ranną.
- Nie wstawaj! - syknęła do niej, podbiegając. - Masz wstrząśnienie mózgu i kilka potłuczeń, leż i nie ruszaj się nigdzie.
Zatem Torlina położyła się, bo i nie miała większego wyboru. Na przedramieniu miała założoną drewnianą szynę usztywniającą rękę, a na nagim, jak odkryła z konsternacją, ale przykrytym kołdrą ciele, leżało kilka mokrych, zalatujących ziołami opatrunków.
- Ależ miałaś szczęście, moja panno, że przeżyłaś. Mało komu się to udało. A z karczmy nic nie zostało, odbudowują już co prawda, bo bez piwska to oni żyć nie potrafią, ale, powiadam ci, kamień na kamieniu tam nie został. A teraz już leż, a najlepiej śpij.
Ale sen nie przyszedł. Myśli po kolei wracały, wspomnienia układały się w całość, a to nie sprzyjało spaniu. Po kolei, przyjazd do karczmy, spotkanie Abelarda, rozmowa, wybuch... I obudzenie się w tym miejscu. Cóż to miało oznaczać?
Torlina myślała, lekarka kręciła się w pobliżu, za oknem kruczała wrona.
Obrazek

Re: Sala szpitalna w Białym Force

2
Nie miała zielonego pojęcia w jakim miejscu się znajduje, a jej myśli przeplatały tylko jedno imię: Przybłęda. Poruszyła dłonią, potem uchyliła powieki i zanim oczy nabrały ostrości, spróbowała wstać. Niestety, ogromny ból zalał jej ciało i nie była w stanie zrobić nic innego jak paść bezwładnie na leże, wołając swoim jękiem kręcącą się niedaleko kobiecinę.
Wstrząśnienie mózgu? – powtórzyła niezbyt przytomnie w swoich myślach, zagubiona w tym całym galimatiasie. Probowała przypomnieć sobie co się stało, ale jedyne co pamiętała ostatnie to ciemność. Chwilę wcześniej skowyt psa, wrzaski ludzi i oszałamiający ból dotykający niemalże każdego fragmentu jej ciała.
Słuchała wyjaśnień lekarki, rozglądając się dookoła nie w celu dojrzenia gdzie się znajduje, ale przede wszystkim gdzie został jej ekwipunek oraz Przybłęda. Momentalnie słysząc o szczęściu jakie ją spotkała, próbowała złapać rąbek rękawa nieznajomej i pociągnąć ją ku sobie.
- Gdzie jest pies? Szary kundel… Był tutaj? Wyszedł z karczmy? Przybłęda się woła.. – Mówiła przyciszonym głosem, czujac nieprzyjemną suchość w gardle, ale potrzeba usłyszenia co z jej towarzyszem była ważniejsza niż komfort. Poleży sobie za momencik. Za chwilę, jak tylko się dowie co się z nim stało.
Musiałą się dowiedzieć. Pieniądze za opiekę miała, o ile jej rzeczy były gdzieś niedaleko. Oby były, oby!
Hau, hau, hau.

Re: Sala szpitalna w Białym Force

3
Lekarka, teraz Torlina mogła dostrzec to wyraźnie, nie była taka stara, miała na oko nieco ponad trzydzieści lat. Na jej pytanie odwróciła się.
- Pies? Nie, tu żadnego psa nie widziałam i nie wiem, czy przeżył jakiś pies. Zresztą, nie mnie wam pytać, moja panno. Tylko tego tam, co tu idzie. To on cię tu przyniósł.
Torlina spojrzała z niemałym bólem głowy w kierunku, który wskazała fleczerka. Szedł tam mężczyzna w zielonym płaszczu z kapturem, wysokich butach, przylegających spodniach i kubraku. Przy pasie miał miecz.
Abelard, pomyślała w pierwszej chwili Torlina. Przeżył, opowie jej, co się stało, opowie o Przybłędzie...
Ale z bliska Elfka dostrzegła, że nie był to jej rozmówca. Pomyliła się niebotycznie, co można uzasadnić niedawnym urazem i wciąż niewielką sprawnością umysłowo-fizyczną. Ten, choć był ubrany bardzo podobnie, był młodszy. Czarne włosy nie sięgały mu nawet ramion, kilkudniowy zarost pasował do pociągłej twarzy i wysokich kości policzkowych, a niebieskie oczy wydawały się magnetycznie przyciągać spojrzenia innych. W dłoniach niósł złożone w kostkę ubranie.
W końcu dotarł pod jej łóżko, patrzył chwilę na nią, jak gdyby nie wiedział co powiedzieć, a potem położył na jej łóżku złożone ubrania.
- Cieszę się, że już się obudziłaś - miał przyjemny głos, lekko chrapliwy, ale ciepły. - To ubrania dla ciebie. Z poprzednich niewiele zostało, były całe w strzępach. Jedynie buty się ostały. Gdy wydobrzejesz, Marika z pewnością pomoże ci się ubrać. Słuchaj jej rad i zaleceń, bo to naprawdę dobra medyczka, niejednego półżywego już ściągnęła z powrotem na ten świat, Elfy też - tu spojrzał na odsłonięte uszy dziewczyny. - Ach, przepraszam, jestem Dragomir.
Młody mężczyzna wydawał się być sympatyczny, mówił spokojnie, a i nie bez znaczenia wydawał się fakt, iż widział on, że jego rozmówczyni pod pościelą leży naga, a mimo wszystko cały czas patrzył jej w oczy, cecha u młodzieńców raczej nietypowa. No i, co chyba najważniejsze, przyniósł ranną tutaj. Czy czegoś chciał? Czy był zwykłym altruistą? Cóż, pozostawało pytać.
Obrazek

Re: Sala szpitalna w Białym Force

4
Torlina nie do końca wiedziała co się z nią dzieje i dlaczego ma tak mieszane uczucia w środku, a największym z nich było przerażenie, przeplatające z niepewnością. Słysząc o nadchodzącym mężczyźnie przeniosła w jego stronę swoje spojrzenie, a dłonie mimowolnie zacisnęły się na płacie materiału, jaki ją okrywał. Spłoniała, tego była niemalże 100% pewna, czując jak do bólu głowy dołącza gorąc na policzkach.
Ulga zalała jej ciało, kiedy pomyślała o Abelardzie i udało się jej unieść jeden z kącików ust, mających na celu ukazanie radości z jego odwiedzin – zamiast tego wyszedł jej bliżej nieokreślony grymas, uwydatniony przez szpetną bliznę z boku twarzy.
Nie trudno było jej ocenić, że należy do jednych z bardziej przystojnych mężczyzn, jakich spotkała w swoim życiu – oczywiście, wykluczając elfią rasę. Niemalże od razu spuściła wzrok na swoje zaciśnięte, pokaleczone palce, czując na sobie intensywne spojrzenie niebieskich oczu. Zacisnęła powieki, co mogło wyglądać jak niegrzeczną próbę natychmiastowego zaśnięcia, byleby nie rozmawiać z nieznajomym. Tak naprawdę, Torlina starała się usunąć spod swoich powiek powoli gromadzące się łzy. Mrugała powiekami, zaciskała je przez chwilę, ale w końcu pod naporem magnetycznego spojrzenia, uniosła spojrzenie na młodzieńca. Wysłuchała go uważnie, ale nie była w stanie odpowiedzieć, będąc w szoku z powodu sytuacji, w jakiej się znalazła. Zauważywszy, że spojrzał w kierunku jej uszu, zerwała z grymasem bólu na twarzy dłoń i zasłoniła najbliżej niego tę elfią cząstkę wyglądu i uciekła spojrzeniem gdzieś na podłogę. Druga ręka podciągnęła pościel niemalże pod sam czubek podbródka.
- Czy… czy był tam kundel… o szarej sierści… Wabił się Przybłęda… Czy… czy… - Urwała, nie potrafiąc od razu zwrócić się do nieznajomego po imieniu. Trudno było jej orzec czy jest od niej starszy czy młodszy, poza tym nie znała go!
- Ja … jestem Torlina Shaana… Czy … nic… mój łuk… i kołczan… torba…? – Wyrzucała z siebie kolejne słowa, które dla osoby postronnej nie miałyby większego sensu. Dziewczyna pod wpływem szoku nie była jednak w stanie ułożyć poprawnie zdania, zaś emocje wpłynęły na ton jej głosu, który zaczął od dłuższego czasu drżeć.
Podniosła spojrzenie ponownie na nieznajomego, z wyraźnie szklącymi się oczyma. Wyraźnie wyczekiwała na odpowiedź, która zaważy o spięciu bądź rozluźnieniu mięśni półelfki.
Hau, hau, hau.

Re: Sala szpitalna w Białym Force

5
Dragomir nie wydawał się specjalnie zaskoczony podobnym zachowaniem, sam wiedział, że nie czułby się zbyt komfortowo, gdyby to on znalazł się w jej sytuacji. Na wzmiankę o przybłędzie uśmiechnął się jednak.
- A tak, ta psina. Był, nic mu nie jest, żyje tylko dlatego, że pierwsza eksplozja wyrzuciła go z budynku. Ty żyjesz, bo druga eksplozja odsłoniła twoje ciało spod gruzów. Teraz nasz weterynarz zajmuje się jego ranami. Nie są zbyt wielkie, szybko się wyliże. Co zaś tyczy się łuku i torby... Wybacz, ale torby nie znalazłem, choć gruzy wciąż są usuwane, więc jest nadzieja. Z łuku zostały drzazgi, nie nadawał się do niczego, podobnie ze strzałami, ostało się ich tylko kilka. Przykro mi.
Co ciekawe młodzieniec faktycznie sprawiał wrażenie, jakby było mu z tego powodu bardzo przykro. Wzbudzał sympatię, było w nim coś, co budziło zaufanie. Intrygował.
W tym momencie Marika podeszła w kubkiem naparu, który intensywnie pachniał ziołami.
- Wypij to, póki gorące - rzekła, stawiając kubek na stoliku przy łóżku. - A ty, chłopcze, nie męcz jej, ona przede wszystkim potrzebuje teraz wypoczynku. Zaloty i harce muszą poczekać, aż ona ozdrowieje.
Po czym odeszła, a Dragomir spłonił się niewyraźnie, opuszczając lekko oczy, a następnie znów je podniósł na Torlinę.
- Wybacz, rzeczywiście potrzebujesz spokoju. Więc tutaj masz ubranie, twój pies również jest w dobrych rękach. Gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu poproś kogoś, żeby mnie zawołał. Dragomir, pamiętaj. Jeszcze kilka dni będę w Forcie. No, to chyba tyle. Chyba, że masz jeszcze jakieś pytania?
Dziewczynie wydawało się, że pyta z nadzieją w głosie, ale żadną miarą nie mogła być tego pewna. Złe samopoczucie i ból głowy utrudniał racjonalne myślenie.
Obrazek

Re: Sala szpitalna w Białym Force

6
Był? Jak to „był”? – zamierzała krzyknąć mu te słowa, ale ugrzęzły jej w gardle i wydawała z siebie niemy krzyk jedynie, szeroko otwierając przy tym usta. W połowie jego wypowiedzi z jej oczu zaczęły płynąć łzy, a ona sama przymknęła powieki nieco spokojniejsza. „Weterynarz zajął się poczciwą psiną, nic mu się poważnego nie stało, na pewno się z tego szybko wyliże. „ – próbowała się uspokoić, przesuwając dłoń ze swojego ucha na oczy, rozcierając cieknące łzy. Informacja o łuku oraz torbie wcale nie uspokoiła dziewczyny, ponieważ jej ciałem wstrząsnął delikatny szloch. Ciało nie dało zapomnieć wcale o bólu, dlatego ułożyła usztywnioną rękę ponownie na łóżku.
- Łuk… Był pamiątką… Czy… czy mógłbyś … chociaż kawałek… przynieść, proszę… - Mówiąc to spojrzała na niego z przestrachem w oczach, po czym szybko dodała: - Ja zapłacę za pomoc… Tylko wyzdrowieję, odpracuję wszystko, obiecuję… Proszę… to pamiątka, bardzo ważna… Kiedy będę mogła zobaczyć Przybłędę? – Zasypała go różnymi słowami, które dotyczyły kilku kwestii, niekoniecznie ze sobą związanymi. Informacja, że straciła cały swój dobytek była poniżająca i Torlina widziała tylko jedyne wyjście: oddać za opiekę pieniądze, a potem wrócić z podkulonym ogonem do Fenistei. Ta wizja zdruzgotała młodą dziewczynę, która zasłoniła swoją twarz ponownie dłonią i zaczęła po prostu płakać.
Trochę minęło, zanim zdała sobie sprawę, że ktoś podszedł do łóżka z informacją o naparze. Wzięła kilka głębszych wdechów i ośmieliła się zerknąć w stronę lekarki, kiedy wspomniała o harcach. Torlina poruszyła się skrępowana śmiałością nieznajomej i domniemaną informacją, że młodzieniec mógłby się nią interesować jako potencjalnie atrakcyjną kobietą. Zadrżała na tę myśl, ale nie odpowiedziała nic, ścierając pośpiesznie łzy z twarzy, czując że policzki coraz mocniej jej płoną. Chciała sięgnąć po kubek, ale bała się, że kiedy się tylko ruszy, pościel zsunie się z niej i odsłoni chociażby obojczyk.
- Nie, proszę, zostań jeszcze trochę. – Poprosiła go, przekonana że ta nadzieja w jego głosie nie była tylko i wyłącznie wytworem jej zmęczonego i przeciążonego umysłu. Wpatrywała się w hipnotyzujące niebieskie oczy spojrzeniem, które jasno dawało do zrozumienia, że nie chce być teraz sama.
- Dra.. Dragomir, proszę… Odpocznę za momentu, muszę się dowiedzieć… co z nimi… co z Przybłędą przede wszystkim… I panem Abelardem…. Czy on…? – Nie, nie była w stanie dokończyć tego pytania, zsuwając spojrzenie w stronę unieruchomionej ręki. Była całkowicie nagusia pod tą pościelą, ale chciała rozmawiać z nieznajomym mężczyzną! „Matka by ciebie sprała” – przemknęło jej przez myśl, kiedy niby ukradkiem próbowała zerknąć na Dragomira. Oczywiście, nie wyszło jej to zbyt dobrze i podniosła zdrową rękę, aby zagarnąć włosy na tę stronę, gdzie znajdowała się blizna. Dopiero teraz pomyślałą o tym, aby ją zamaskować.
Hau, hau, hau.

Re: Sala szpitalna w Białym Force

7
Dragomir był poruszony łzami dziewczyny, ale nie specjalnie dawał po sobie poznać cokolwiek. Choć wyraz jego twarzy był prawdziwie współczujący, to głębsze uczucia zachował w sobie, o czym biedna Torlina nie mogła wiedzieć. Wyczytał z jej oczu, że potrzebuje teraz rozmowy i towarzystwa, widział, że nie chce być sama, dlatego z ulgą został na miejscu, a po chwili wziął jeden z niewielkich stołków i usiadł na nim. Nie odważył się siąść na łóżku, nie wiedział, jak dziewczyna zareaguje na podobną sytuację. Łzy go nie odstraszały, kiedy Torlina robiła przerwę na krótki upust łez, młodzieniec czekał spokojnie. Przez myśl przemknęło mu, by pocieszająco położyć dłoń na jej ramieniu, ale te miała zakryte materiałem, więc sytuacja byłaby zbyt niejednoznaczna. Ponad to, dziewczynę męczył ból w usztywnionej ręce oraz w niewielkich ranach na ciele, które przykryto mokrymi, ziołowymi opatrunkami. Nie był to ból nie do wytrzymania, ale dokuczał i nieustannie przypominał o sobie.
- Oczywiście - powiedział ciepło. - Oczywiście, przyniosę łuk, czy raczej to, co z niego zostało. Pomyślałem, że będziesz chciała go zobaczyć, więc zostawiłem go w bezpiecznym miejscu. Nic mu nie grozi, jak tylko wydobrzejesz, będziesz mogła go odebrać. Ale nie mów, proszę, o żadnych pieniądzach, bo te nie wchodzą w grę. Nie robię tego dla zapłaty, po prostu byłaś w potrzebie, więc pomagam ci jak mogę. A Przybłędę ujrzysz, kiedy staniesz na nogi. Tutaj go nie wpuszczą, Marika dostałaby szału, ale będzie bezpieczny, zajmę się i nim. Niestety nie wiem, kim jest Abelard o którym mówisz, więc nie mogę na jego temat nic powiedzieć, ale kilku z gości karczmy zginęło, a kilku jest w bardzo ciężkim stanie. Dowiem się tego, jeżeli chcesz, jednak liczę, że to nie był nikt ci blisko, bo jego los jest niepewny...
Dragomir wciąż patrzył na twarz Elfki, próbując wyłapywać jej oczy. Nie interesowała go blizna, uszy, czy skryte pod materiałem ciało. Po prostu patrzył na nią, mówiąc uspokajająco, mimo, że o rzeczach niezbyt przyjemnych.
Torlina, unikając wzroku swojego wybawcy, spojrzała w dół, gdzie zobaczyła swoje własne buty. Stały one przy łóżku, wyglądając na w miarę nienaruszone, co było dobrym znakiem. Jednak coś ocalało, jednak nie wszystko zostało pod tą kupą kamieniu, pyłu i brudu.
- Może to nie moja sprawa, ale co Elfka robiła taki kawał od domu? Jesteś jedną z tych zasymilowanych Elfów, którzy na stałe zamieszkali w Keronie, czy też podróżujesz? Oczywiście nie musisz odpowiadać - dodał po chwili.
Zapytał chyba tylko po to, żeby przerwać ciszę, która nastała, a która była nieco niezręczna. Jednak było to miłe, że interesował się nią. I dziwne, że nie miał w tym żadnego interesu.
Obrazek

Re: Sala szpitalna w Białym Force

8
Torlina nie zdawała sobie w ogóle sprawy, że znalazła kolejnego życzliwego jej człowieka wśród tej padliny niewdzięcznych i uprzedzonych istot. Odnosiła wrażenie, że młodzieniec współczuje jej i stara sie okazać jej również litość, poniekąd dostrzegając tę całą rozpacz po utracie ukochanych przedmiotów. Być może myśli o niej jako o materialistce, jednak dziewczyna miała głęboko w poważaniu co o niej sądzi teraz nieznajomy. Mechanicznie zakrywała swoją twarz, ponieważ ujrzenie odrazy w jego oczach byłoby chyba najgorszą z tych wszystkich rzeczy, dobijającą ją do reszty. Był przecież taki przyjazny i sympatyczny... Musiał czegoś chcieć, nie było innej opcji.
Podniosła zapłakane oczy na niego, wciąż nie do końca przyzwyczajona do tej ciepłej, lekko chropowatej barwy głosu. Już teraz była pewna, że go polubiła. Kolejne slowa tylko i wyłącznie ją w tym upewniło. Uchyliła usta dokładnie tak, jakby łapała powietrze i chciała powiedzieć coś na szybko - z jej gardła nie wyszedł jednak żaden dźwięk. Zamknęła wargi, zaciskając zęby na dolnej wardze i uciekła spojrzeniem ponownie w stronę ocalałych z wybuchu butów. Tylko one ocalały, czyli... czyli co? On widział ją nago?
Na samą myśl zrobiło się jej słabo i zakręciło w głowie, przymknęła nawet powieki w milczeniu płonąc po raz kolejny. Informacje uzyskiwane od nieznajomego rycerza czyniły całkiem spory mętlik w głowie, którego nie była w stanie poukładać inaczej niż segregując hasłami: Abelard martwy, Przybłęda żywy, torba zaginiona, łuk w strzępach, sztylet... Otworzyła oczy i spojrzała na niego po raz kolejny podczas tego spotkania, nie ustępując nadziei błyszczącej w tęczówkach.
- A czy... miałam przy sobie sztylet? Taki zwykły, miał trzy miejsca po zdobionych kamieniach? - Próbowała uzyskać od niego tę informację, chyba jako ostatnią. Jeśli dowie sie, że zaginął... Tak, będzie musiała wrócić z podkulonym ogonem.
Chwilę jej zajęło, zanim wróciła do poprzedniej wypowiedzi nieznajomego, a dokładniej do kwestii dotyczących pieniędzy:
- Ale jak to nie chcesz pieniędzy...? - Wydukała wyraźnie zaskoczona, po czym zbladła nieznacznie i z lekkim przestrachem dodała: - Chcesz, abym w-w jakiś inny sposób zapłaciła? - Zająknęła się, przestraszona swoimi własnymi myślami!
Słysząc jego natarczywe pytanie i zasugerowanie, uciekła znów spojrzeniem, ale tym razem na swoją usztywnioną rękę. Mięśnie twarzy napięły się, a na po chwili pokręciła głową, dość niepewnie i odpowiedziała całkiem nieśmiało:
- Nie jestem Elfką... - Bała się reakcji Dragomira, ale podniosła wzrok w jego stronę powoli, czekając na ujrzenie obrzydzenia. W oczach jej błyszczała jednak nadzieja, że jednak tego nie zobaczy. Że jednak w jakiś sposób ją polubił.
Hau, hau, hau.

Re: Sala szpitalna w Białym Force

9
Dragomir uśmiechnął się po raz kolejny. Był to uśmiech nad wyraz życzliwy.
- Nie chce pieniędzy, ani żadnej innej formy zapłaty. Uwierz mi. Po prostu pomagam osobie w potrzebie, to wszystko. A sztylet... Nie, nie wiedziałem żadnego sztyletu. Ale pójdę jeszcze dziś do tego gruzowiska i poszukam, popytam, może ktoś go znalazł. Jeżeli nie był zbyt wartościowy, to są na to szanse.
Dragomir nie wiedział, czemu dziewczyna wciąż płacze, ale starał się nadrabiać minął. Chciał jej pomóc i chciał ją do tego przekonać. Niestety, chyba mu to nie wychodziło...
Tymczasem Torlina uporczywie przekonywała samą siebie, że przecież nie ma nic za darmo, że każdy czegoś chce... Może chce ją uwieść? Może w rzeczywistości jej pragnie, może tylko tak gada, że nie chce żadnej zapłaty? Czy można być aż tak podłym, żeby mamić kogoś nadzieją, a potem bezczelnie wykorzystać do własnych celów. Cóż, ludzie potrafią zrobić wiele nieprzyjemnych rzecz, dlaczego akurat ów nieznany jej Dragomir miałby być inny?
- I wybacz, ale wyglądasz na Elfkę, stąd takie a nie inne moje stwierdzenie... Przepraszam.
Za oknem zapadał zmierzch. Wiosenne słońce kryło się za górskimi chmurami. Posługujący kręcili się po komnacie, rozpalając na nowo wygasające już ogniska. Nim Torlina zdążyła odpowiedzieć, znikąd pojawiła się Marika - głośna i bezpośrednia, jak zawsze.
- Mówiłam, że ona potrzebuje spokoju! Inaczej mówiąc - ma spać! Już, już wynocha. A ty pij, dziecko, pij. Jak wystygnie, to będzie gorsze.
Niemal wypychany przez nią Dragomir krzyknął jeszcze:
- Przyjdę jutro!
Po czym zniknął za drzwiami, a dziewczyna została sama.
Dragomir wiele jej obiecał i wciąż deklarował pomoc. Czy mogła mu zaufać? Czy nie zawiedzie się, nie skończy gdzieś na pustkowiu, ograbiona z resztek honoru i czci? Kto to mógł wiedzieć...
W końcu Elfka zmusiła się do wypicia naparu, który intensywnie pachniał ziołami, a w smaku był ostry i słony zarazem. Nic przyjemnego, teraz można było dać wiarę lekarce, która ostrzegała, że zimny napój będzie gorszy.
Kiedy zapadł zmrok, a salę rozjaśnił blask pochodni, Marika znów zjawiła się, by ją obejrzeć.
- No, jak tam się czujesz, gołąbeczko? - zapytała, po czym bezceremonialnie ją odkryła. Na szczęście nikogo więcej tu nie było. Kobieta sprawnie zaczęła zdejmować ziołowe opatrunki z jej ciała. W sali było ciepło, a mimo to nagie ciało pokryło się gęsią skórką.
- No, no, tylko bez pąsów i wstydu, ja jestem kobietą, ty jesteś kobietą, to normalna rzecz. Wszystko dobrze się goi, masz szczęście, że trafiłaś na mnie. - rzekła skromnie, po czym zaczęła przykładać dłoń do jednego i drugiego boku Torliny, szukając żeber, co w zasadzie nie było niczym trudnym przy smukłym wyglądzie rannej. - Boli cię gdzieś?
Faktycznie, prawy bok bolał, poruszenie się lub przesunięcie było bardzo trudne, co sugerowało jakieś dotkliwe obicie, ale czy Torlina pokaże ból? Czy przyzna się do rany? A może wystraszona skłamie, żeby tylko szybciej opóścić to miejsce?
Obrazek

Re: Sala szpitalna w Białym Force

10
Torlinie bardzo trudno było uwierzyć w słowa Dragomira, ponieważ nie przywykła do takich słów oraz zwykłej życzliwości. Patrzyła więc nań dość podejrzliwie, wyraźnie nie wiedząc czy powinna mu w ogóle ufać. Tak nagle jego zachowanie stało się dla niej zbyt fantastyczne, aby mogło być prawdziwe. Dowiedział się, że nie jest Elfką i pewnie domyślił się o jej mieszanym pochodzeniu, więc co tu jeszcze robił? Patrzyła na niego czerwonymi od płaczu oczyma i wypiekami na twarzy, spowodowanymi zmęczeniem, bólem oraz zawstydzeniem. Powoli pokręciła jednak głową, kiedy wspomniał o sztylecie. Był on dość zwykły, nie miał nawet kamieni szlachetnych – zapewne ojciec je przepił, albo matka sprzedała na utrzymanie gospodarstwa.
Patrzyła w przyjazne oczy nieznajomego i ni potrafiła uwierzyć w jego czyste intencje, jeszcze nigdy nie spotkała aż tak życzliwego człowieka. Była przekonana, że nie ma niczego za darmo i w pewnym momencie oznajmi jej, że trzeba spłacić dług jaki u niego zaciągnęła.
Westchnęła tylko, ale nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo gdzieś za plecami młodzieńca pojawiła się lekarka. Torlina niemalże podskoczyła na dźwięk jej głosu, przyciskając nieco mocniej krawędź swojego posłania. Siegnęła w końcu niechętnie po kubek z nieprzyjemnym naparem i wypiła jednym haustem niemalże, zaciskając mocno powieki z niechęci. Zanim już odstawiłą kubek, skrzywiła się wyraźnie niezadowolona, ale Marika nie usłyszała nawet jęknięcia. Potem już tylko się położyła, aby podrzemać snem rwanym i płytkim, niezwykle czujnym.
Kiedy zapadł zmrok, a kobieta pojawiła się po raz kolejny, Torlina była już przygotowana na jej przyjście i była pewna jak potoczy się ich rozmowa. Miała uszykowane już pytania, jakie miała zadać zarówno jej, jak i również młodzieńcowi – o ile przyjdzie po raz drugi. Nie była pewna czy może trzymać go za słowo, dlatego chciała wyjsć stąd jak najszybciej i poszukać Przybłędy, o którego się bardzo mocno martwiła.
- D… - Zaczęła, ale już po chwili poczuła nieprzyjemny chłód okrywający jej ciało i instynktownie próbowała zakryć rękoma co bardziej strategiczne miejsca siebie. Była wyraźnie wychudzona, z widocznymi żebrami, które mogłyby się połamać pod wpływem silniejszego uścisku. Milczała, zaciskając mocno swoje wargi i czekała cierpliwie aż badanie się skończy. Czuła czerwone place na swoich Polikach, których nie była w żaden sposób powstrzymać. Po prostu wstydziła się.
I syknęła, kiedy dłonie Mariki znalazły się na prawym boku. Spojrzała na nią trochę dłużej, ale nie powiedziała niczego tylko wskazała zdrową reką na ten fragment ciała.
Hau, hau, hau.

Re: Sala szpitalna w Białym Force

11
Medyczka pokręciła tylko głową.
- Oj, dziewczyno, dziewczyno. Zostaniesz tu na noc. A to - wyciągnęła z torby długą, lnianią suknię. - To możesz na siebie nałożyć, żebyś nie musiała kryć się po czubek głowy. No, wstawaj, powoli, pomogę ci to założyć.
Pomogła Torlinie wstać, po czym narzuciła na nią z góry suknię. Materiał był szorstki, nieprzyjemnie drażnił skórę, ale lepsze to, niż zupełnie nic. Następnie dziewczyna położyła się na nowo do łóżka.
- Staraj się nie kręcić. Do rana powino być lepiej, jeżeli poczujesz ból w żebrach, to się nie przejmuj. Znaczy to, że się zrastają.
Po tych słowach wyszła.
Zapadł zmierzch, obolała i ranna Torlina została sama w wielkiej, ciemnej sali. Sen nie chciał przyjść, księżyc rozpoczął swoją powolną wędrówkę po nieboskłonie, jednak nie pomogło do w żaden sposób Elfce w zaśnięciu. Myśli trawiły jej umysł bezustannie. Była zmartwiona, przestraszona, opuszczona. Dragomir co prawda deklarował się z pomocą... A jednak tak trudno w niego uwierzyć. W zwykłą, bezinteresowną pomoc. Pozostawał jeszcze Przybłęda, prawdopodobnie martwy Abelard, oraz jej utracony dobytek. To wszystko było tak cholernie przykre, że Torlinie na samą myśl łzy pchały się do oczu.
Rozmyślania przerwało jej głośne skrzypienie. Było około północy, więc nie mógł to być nikt inny, jak Marika.
A jednak, z ciemności wyłoniła się szczupła, wysoka postać ze świecznikiem w dłoni. Kaptur zasłaniał twarz, jednak nieznajomy przybliżał się szybko.
Oczywistym jest, że Torlina wystraszyła się. Mógł to być każdy, od pijanego żołdaka, który miał ochotę się zabawić, po potencjalnego złodzieja okradającego rannych i bezbronnych, znajdujących się w szpitalu.
Przybysz odrzucił kaptur z głowy, a blask świecy padł na znajomą dziewczynie twarz Dragomira.
- Wybacz. Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem. Nie chciałem czekać do rana. Mam coś dla ciebie.
Odstawił świecznik na szafę, a na jej łóżku położył kilka pakunków. Pierwszy z nich zawierał zawinięty łuk. Został on przełamany na pół i obie części trzymała jedynie cięciwa. Nie było mowy, żeby cokolwiek dało się z tym zrobić. Broń nadawał się jedynie do wyrzucenia.
Drugie zwiniątko nosiło w sobie jej skórzany pas, nienaruszony, lekko brudny, ale nic więcej. Poza tym, coś, co mogło być resztką jej sukni, naderwany, ale nadający się do użytku koc, a także sztylet jej ojca. Tego nie dało się pomylić, charakterystyczne pustki po kamieiach szlachetnych były czymś, co Torlina znała na pamięć.
- Faktycznie, jeden z ludzi go znalazł i był niechętny do oddania. Ale udało mi się przemówić do rozsądku. Przykro mi jedynie, że wygląda to tak... Mizernie. Nic więcej nie udało mi się odnaleźć. Tutaj - wskazał trzeci i ostatni pakunek. - Jest dla ciebie nowe ubranie. Gdy będziesz mogła już wyjść, załóż je bez skrępowania.
Znów spojrzał na nią tym swoim miłym, współczującym wzrokiem, a Elfka nie wiedziała już, czy ufać mu, czy nie. Czy ktoś tak dobry może podstępnie okazać się szują? A może właśnie to bezduszny psychopata, dla którego takie starania to jedynie większa satysfakcja z upolowaniej ofiary? Teraz nie musiała się o to martwić, ale przecież przyjdzie czas wyboru.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Biały Fort”