Plac straceń na dziedzińcu

1
*** WCZEŚNIEJSZA CZĘŚĆ HISTORII TU *** Żołnierze zaprowadzili kunę na zamkowy dziedziniec, gdzie znajdował się plac straceń. Pomimo paskudnej pogody, zebrała się tu spora śmietanka towarzyska. Nie było ich zbyt wielu, bo i na zamku przecież zbyt wielu nie mieszka, ale ci którzy przyszli pokazywali bardzo dobitnie co sądzą o stworzeniach jej pokroju (trudno było ich posądzać o tak wielką świadomość, żeby rozumieli że jej wina wcale nie polegała na tym, że była nieczłowiekiem) plując na nią, krzycząc i wyklinając. Została w końcu doprowadzona przed podwyższenie na którym siedział mężczyzna ubrany w żółty płaszcz z narzuconą nań czerwoną peleryną i z czapką z piórem na głowie. Miał niewielką czarną bródkę, puszyste włosy do ramion i obłędne zielone oczy. Miał najwidoczniej pełnić tu rolę sędziego. Po jego prawej stronie stał ów oficer, który wciągnął ją w zasadzkę, po lewej zaś kat. Artixa nigdzie nie było...

Re: Plac straceń na dziedzińcu

2
Porażenie jasnością było bolesne – a nie miala jak się przed nim ochronić. Nawet włosów jej pożałowali... W końcu jakoś się przyzwyczaiła, choć oko broniło się łzawieniem, pozostawiającym na jej twarzy białe ścieżki w szarym brudzie, dopóki nie rozmazał ich deszcz. Kiedy przejrzała i zobaczyła, dokąd ją prowadzą, i poczuła na sobie kipiące nienawiścią spojrzenia, słowa, splunięcia i złorzeczenia – cofnęła się odruchowo, dopiero szarpnięciem przywołana do zrównania kroku.
Może miał to być sąd – ale wyglądał jak szafot. Atmosfera też była dosyć... egzekucyjna. Taana obejrzała się najpierw ogólnie, potem, kiedy przyprowadzono ją na podwyższenie, przyjrzała się najbliższym twarzom, na koniec zaś – tym, którzy zaraz mieli się za nią w jakimś sensie... zabrać.
Żaden z nich nie był Artixem...
Zaklęła pod nosem. Co jest? Pewnie siedzi gdzieś w tłumie. W końcu jest oficjalnie żołnierzem – ale nie sędzią przecież. A nie chciała szukać go teraz wzrokiem, żeby nie zdradzić patrzącym na nią mężczyznom, że kogoś tutaj się spodziewa. Spojrzała więc na nich. Każdemu prosto w oczy, w sposób dla kun naturalny, choć mogący być odczytanym jako wyższość i hardość.
Poznała oficera, któremu darowała życie, choć prosił o śmierć, Ech, tzeba go tam było zaszlachtować. Ciekawe, czy to pamięta? Następnie – człowiek wyglądający na oprawcę. No tak, to pewnie konieczne do odegrania Artixowej scenki, cóż... A między nimi – dziwny dość jegomość, pewnie sędzia.
Taana zebrała się w sobie i stanęła prosto, wyciągnięta jak struna, zdawać się mogło, że patrzy na nich naprawdę z góry, wyniośle. Deszcz dawno rozmazał jej brud na twarzy, spływał teraz rowkami jej blizn na policzkach, koił swędzenie skory na głowie i przylepiał worek do ciała. Dalece mało bojowa sytuacja dla kuny, ale takie są koszta życia. Patrzyła na nich, wodząc wzrokiem od twarzy do twarzy, bez słowa.

Re: Plac straceń na dziedzińcu

3
Sędzia popatrzył na stojącą przed nim skutą łańcuchami kunę przez jakieś pół minuty, a potem spytał:
- Czy ty jesteś Taanarrikeuen, kuna z Archipelagu Łez schwytana trzy dni temu na drodze pomiędzy Saran Dun a Białym Fortem? Doskonale - nie czekał wcale na odpowiedź kuny, wystarczyło mu kiwnięcie głową strażnika, który ją tu przyprowadził. - A zatem oddaję głos oskarżeniu - odrzekł i skłonił lekko głowę przed oficerem. Ten wyszedł na środek i przemówił:
- Mam dowody, że ta oto kuna stała na czele szajki bandytów, która wieczorem przed trzema dniami napadła na konwój wiozący posła Henderta, który wiózł wiadomość od jego wysokości króla Aidana do Białego Fortu. Podczas tego napadu wspomniany poseł został przez nią podstępnie zamordowany. Strażnicy, choć robili co mogli, nie byli w stanie go uratować. Jeden nawet przypłacił tę próbę życiem. Przybyli jednak za późno, bo to podstępne, nikczemne stworzenie, działając z rozmysłem i premedytacją, zamordowało posła Hendreta we śnie, wbijając mu miecz w plecy. Nie ma gorszej zbrodni niż ta popełniona podstępem. Strażnicy przybiegli, by móc ocalić posła i ukrócić tę nieprawość, ale dopiero długa i ciężka walka przypłacona życiem jednego z naszych braci doprowadziła do tego, że jedenastu żołnierzy ogłuszyło ją i postawiło przed sądem królewskiego majestatu. A więc za rozbój na gościńcu, napad na szlachcica, podstępne zamordowanie królewskiego posła i żołnierza armii jego królewskiej mości wnoszę o to, aby ta oto kuna Taanarrikeuen położyła swoją głowę na szafocie! - zawołał, a głos tłumu w pełni się z nim zgodził.

Re: Plac straceń na dziedzińcu

4
Wodziła wzrokiem od sędziego do oficera, która żałośnie chętnie wskoczył w rolę oskarżenia. Bredził, łgał, wymyślał, jakby już teraz pisał wyolbrzymione fakty legendy, a nie przedstawiał to, co się wydarzyło. Taana nie spodziewala się, że oddadzą jej tu głos, nie miala wszak nawet obrońcy i zdecydowanie w niewłaściwym kierunku to zmierzało – postanowiła więc zadbać o obiektywną prawdę sama.
– Nieprawda – przerwała mu, ale zagłuszył ją tłum. Dopiero gdy zaczął cichnąć podjęła znów, nie chcąc, aby uniemożliwiono jej choćby te kilka słów. – Nieprawda. Nie planowaliśmy napadu na posła i nikogo nie zabiłam we śnie. Moi ludzie... – chciała mówić dalej, żeby słowami wygospodarować sobie pewną swobodę i trochę wolności w tej zdecydowanie ubezwłasnowalniającej sytuacji.

Re: Plac straceń na dziedzińcu

5
Ludzie krzyczeli na stryczek z tym potworem! i podobne tego rodzaju hasła, pomimo tego że żołnierze starali się ich uciszyć. Sędzia jednak najwidoczniej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to wszystko jest bezcelowe, więc tylko zachęcił Taanę ruchem ręki, aby mówiła dalej, nie zważając na okrzyki motłochu. Oficer zaś zajął swoje miejsce i już więcej nic nie mówił.

Re: Plac straceń na dziedzińcu

6
Wrzawa, która tylko trochę ją obchodziła, nie ułatwiala śledczym zadania, ale pomimo ich zachęt Taana nie miala wiele więcej do powiedzenia. Zachęcona jednak, odczekała do kolejnego wyciszenia tłumu, i podjęła:
– Moi ludzie to banda prymitywów, a herszt nie jest lepszy. Nie chodziło o jakieś... rozkazy dla Aidana. – grała nieświadomą tak, jak umiała, angażując wbrew swemu charakterowi odrobinę mimiki w wiarygodności swojej bajeczki. – Zresztą mieliśmy od zwiadu inne informacje o liczebności konwoju i część tych skurwysynów po prostu spierdoliła, jak zobaczyli obozowisko. O resztę trzeba pytać herszta. Ja tam byłam z nimi tylko... – udała, że szuka słowa – wynajęta do pomocy.
Na tym zakończyła, zachęcona do kontynuowania gierki otwartością śledczych i gotowością do wysłuchania. Nie miała obrony, ale kultura w Keronie widać wysoka, skoro pozowlono jej mówić. To dobrze. Wyobrazila sobie teraz pytające spojrzenia skierowane na oficera, którego świadectwo mijało się jej. Trudno zakładać, że to nie jemu uwierzą, ale odrobina zamętu powinna się przydać, by dać czas Artixowi. Tak sobie to wyobrażała niejasno, bo choć Artixa nie darzyła – zgodnie z kunią nauką – zaufaniem szczerym i bezgranicznym, to jednak pozostawał wciąż jedyną osobą, po której pozwalała sobie spodzeiwać się ratunku z tej przecież dość ostatecznej sytuacji.

Re: Plac straceń na dziedzińcu

7
Sędzia wysłuchał jej z grobową (a może znudzoną?) miną, po czym przywołał świadków. Było ich dwóch: jeden to jakiś wyciągnięty nie wiadomo skąd chłop, który łgał jak z nut że niby jest członkiem tej całej bandy Taany i niby brał udział w tym napadzie, a teraz szczerze tego żałuje i zdradzi nazwiska wszystkich członków (choć widać, że guzik wiedział). W pozostałej części potwierdzał słowa oficera. Zapewne go przekupili albo, co bardziej prawdopodobne patrząc na jego wygląd, zmusili do tego torturami. Może był innym już osadzonym tutaj więźniem, którego wyciągnięto z lochu właśnie w tym celu? Kolejnym świadkiem był jeden z żołnierzy, którzy byli w eskorcie. On również potwierdził słowa oficera.
- Czy teraz masz coś na swoją obronę? Potrafisz przedstawić dowody albo świadków? Bo jak na razie to i tak nic konkretnego nie powiedziałaś... - zwrócił się do Taany sędzia.

Re: Plac straceń na dziedzińcu

8
Z pewnym uznaniem – czy może wystarczy rzec: poparciem – dla konceptu Artixa wysłuchała ględzenia przybłędy, nawet potakiwała mu, żeby wzmóc wrażenie prawdy, jakie próbował osiągnąć. Żołnierz to był już większy problem, bo niestety wiedział sto procent więcej, niż poprzedni "świadek". Deszcz przynajmniej był przyjemny i nie pytał jej o nic.
– Najlepszym dowodem i świadkiem byłby herszt, gdyby go złapać i wziąć na tortury. Jego los gówno mnie obchodzi, nie jestem formalnie członkiem tej bandy idiotów. Mogę go wam wskazać i pomóc tropić i złapać. Na działanie grupowe dowodem są monety rozsypane przy potoku – to był mój pomysł, żeby kilku bandytów odciągnęło uwagę żołnierzy. Ponieważ nie dałoby się jednej osobie jednocześnie rozsypać monet i nahałasować, i tej samej osobie w tym samym momencie zabić strażnika, to jest to dowód na działanie bandy. Ja natomiast mialam zabić albo wziąć jako zakładnika synka posła, ale wychujałam herszta, bo nie chciałam mieć krwi dzieciaka na rękach. Pozwoliłam mu uciec, a poseł zginął w wyrównanej walce, gdzie w sumie i ja, i on działaliśmy w samoobronie. Przyznaję jedno: sprawa się popierdoliła, cały plan herszta był od góry do dołu chuja wart, a ja potrzebowałam pieniędzy i wzięłam na siebie porwanie chłopaka. Jak ktoś jest w stanie dać dowód, że było inaczej – niech mówi i udowodni, że kłamię.

Re: Plac straceń na dziedzińcu

9
Tłum zaczął jeszcze głośniej krzyczeć, wstał też oficer. Podniósł rękę i zawołał:
- To wszystko tylko czcza gadanina! Ta oto kuna nie jest w stanie przedstawić żadnych wyraźnych dowodów na to, że było tak jak mówi. Ja za to przedstawiłem dwóch świadków, którzy zeznawali pod przysięgą. Podtrzymuję zatem wszystko to, co powiedziałem i zostawiam sądowi tę kwestię do rozstrzygnięcia - i odszedł, wchodząc gdzieś w tłum. Sędzia rozejrzał się po całej tej scenerii, po czym wstał i zawołał tak, aby wszyscy go usłyszeli:
- Rozpatrzę teraz wszystkie okoliczności przed wydaniem wyroku, stójcie i czekajcie!

Sędzia udał się do donżonu, a chwilę później wrócił z dwoma innymi ludźmi ubranymi w mundury oficerskie. Wszyscy oni stanęli na podwyższeniu, a sędzia rozwinął zwój papieru i odczytał:
- W imieniu jego wysokości jaśnie wielmożnego wielce nam miłościwego pana króla Aidana Augustyńskiego, tę oto kunę o imieniu Taanarrikeuen oskarżoną o napad na królewski konwój i zamordowanie królewskiego posła oraz jego strażnika i próbę uprowadzenia dziecka, uznajemy winną dokonania wszystkich tych czynów, o które została oskarżona. Uznajemy też, że czyny te zostały popełnione w pełni dobrowolnie, z rozmysłem i całkowitą świadomością łamania prawa. Taanarrikeuen była już dodatkowo wcześniej osadzona w więzieniu w Saran Dun za przestępstwa o podobnym charakterze, uznajemy zatem ją za działającą regularnie na szkodę naszego kraju i jego obywateli. Wyrokiem wydanym w imieniu króla skazujemy ją na śmierć. Z uwagi na bezpieczeństwo ustalamy przy tym, że egzekucja tego wyroku nie odbędzie się w miejscu publicznym - i przybił na dokumencie pieczęć wraz z dwoma innymi podsędkami. Tłum oczywiście był wzburzony nie tyle wyrokiem, co tym że miał być wykonany w ukryciu...

Re: Plac straceń na dziedzińcu

10
Kiedy sędzia wrócił z donzonu a za Taaną stanęło dwóch żołnierzy, jej wiara w Artixa i jego obietnice zaczęła się poważnie chybotac. Słuchała odczytywanego wyroku nie zmieniając postawy - wyprostowanej i naturalnie dumnej bez względu na mizerny stan i zalosną prezencję. A kiedy sentencja dobrnela do końca - qhira spojrzała w niebo.
Deszcz pacał kroplami w twarz, splywal po łysinie, przenikal ciało i myśli.
''Na śmierć''. Taaak...

Taana przeniosła spojrzenie na tlum, szukała wzrokuem Artixa, już mając gdzieś, czy zwraca to czyjąś uwagę. Szukała też sposobu ucieczki, choć mogło się to wydawać stracencze. Nie było raczej mowy o ucieczce z tego podwyzszenia -- raczej w trakcie przejścia do owego niepublicznego miejsca kaźni. Szczegóły układu murów? Drzwi, okna, gzymsy? Z łańcuchem na nogach nie będzie mogła biec, musiałaby gdzieś wniknąć, na początek przestać być widoczną... Ale marne, marne na to były szanse...
Śmierć.
Zdrada Artixa.
Deszcz...
Pokrecila głową -- kiepsko. Kiepsko. Gdzie Artax i jego skuteczność podwójnego agenta? A może działa w przeciwnym kierunku i to Wolni sądzą błędnie, że on udaje królewskiego?

Re: Plac straceń na dziedzińcu

11
Strażnicy wykonali polecenie sędziego i wyprowadzili kunę z placu. Sędzia oraz oficerowie wrócili z powrotem do donżonu, a tłum cały czas krzyczał odsądzając Taanę od czci i wiary, choć stojący dookoła żołnierze starali się nie dopuścić do jej zlinczowania przez motłoch. Cóż, zapewne i tak mogłoby do tego dojść, gdyby sędzia nakazał łamać ją kołem czy zakuć w dyby. Ale nie, kazał ją zabić w ukryciu. Trzeba przyznać, że wykazał się w tym dość sporą odwagą, zaryzykował bowiem że ci wszyscy ludzie wywołają bunt, chcąc dorwać ją w swoje ręce. Dwóch strażników w takiej oto atmosferze odprowadziło ją z powrotem do lochu, a kat poszedł za nimi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Biały Fort”