Zamkowe lochy

1
Jak na każdym zamku, i tutaj muszą być lochy. A w Białym Forcie akurat mają one trzy poziomy. Na pierwszym znajdują się cele dla więźniów. To pozamykane ciężkimi drzwiami niewielkie klitki, w których jest jedynie balia z wymienianą raz na miesiąc wodą, nocnik do załatwiania potrzeb fizjologicznych sprzątany z taką samą częstotliwością, kupa słomy rzucona pod ścianę i służąca za miejsce do spania oraz niewielki stolik ze świeczką będącą tu jedynym źródłem światła. Poziom niżej znajduje się sala, do której nikt nie chciałby trafić. Mieszczą się tam różnego rodzaju narzędzia tortur: madejowe łoże, wiszące klatki, pień do chłosty różnego rodzaju mało przyjemnymi obiektami... Jest coś jeszcze niżej, ale akurat co jest tam nikt nigdy nie wiedział. Rzadko ktoś tam schodził, a jak schodził, to na ogół już nie wracał... To najniższe piętro owiane było zatem pewną aurą tajemniczości.

Re: Zamkowy loch

2
*** AKCJA PRZENIESIONA STĄD ***
Taana obudziła się, leżąc w jednej z miniaturowych cel w lochach. Pamiętała wszystko co zaszło, nie wiedziała jednak ile leżała nieprzytomna, nie wiedziała jaki jest dzień i w ogóle jego pora. Leżała na zrobionym ze słomy łóżku ubrana tylko w jakieś łachmany. Zabrano jej dosłownie wszystko, nie miała miecza, noża, pieniędzy, miedzianego pierścienia, nawet ubrań i... swoich włosów. Dokładnie. Pozbawiono ją nawet tego. Nie wiedziała dokładnie co ma robić, no bo co tu niby jest do roboty? Cała cela miała może ze cztery metry kwadratowe, perspektywy ucieczki zerowe.

Re: Zamkowy loch

3
Obudziła się – zrywając na sienniku do siadu.
I zaklęła. Tak – pamiętała ostatnią sceną i bełt, rwący jej ramię. Dotknęła się tam palcami prawej dłoni, znajdując szmacianą opaskę. Wyjęli pocisk i zatamowali krwawienie – inaczej nie można by powiedzieć, że zniknęło wszystko, co miała.

He, paradoks... Aż się uśmiechnęła krzywo do siebie. Niedawno wychodziła z więzienia i mówiła sobie, że nic nie ma. To co ma powiedzieć teraz? Nawet zamiast swoich ubrań miała jakieś szmaty, ciągnęące się strzępami na wszystkie strony przykażdym ruchu, cuchnące, obce. Ech, paradoks...
Przejechała dłońmi po twarzy i doszła do skroni. Wtedy poczuła, że...
...nie ma też włosów. Po niezbyt może stylowej, ale własnej czuprynie kuny pozostały dotykane właśnie opuszkami badawczo strupy, kępki i skaleczenia. Czym oni ją golili... siekierą?

Oni. Ją.
Co jeszcze jej zrobiono?
Zaczęła szczegółową obdukcję swojego ciała, metdycznie, z ponurym wzrokiem wbitym ścianę, sprawdziła, czy ma wszystkie zęby, czy poza raną po bełcie ma jeszcze jakieś obrażenia, czy została zgwałcona, czy gdzieś ją przy transporcie pokaleczono lub obito...
Ta szczegółowość nie powinna dziwić – miała tylko swoje ciało. Jej stan posiadania został cofnięty do poziomu natalnego.
Następnie obeszła kilkoma krokami klitkę celi, zajrzała pod siennik, dokładnie obejrzała drzwi, czy jakikolwiek inny sposób wejścia czy wyjścia, zerknęła na strop, a na koniec siadła pod ścianą z łkciami na kolanach i czekała. Cokolwiek wydarzy się w następnej kolejności - nie będzie urocze.

Re: Zamkowy loch

4
Taana obejrzała się dokładnie, ale nic już więcej nie znalazła. Najwidoczniej żołnierze nie skrzywdzili jej bardziej. Omiotła wzrokiem celę, zwracając dokładnie uwagę na drzwi. Były ciężkie i grube, nie było w nich żadnej dziurki ani niczego przez co modło przechodzić światło (jedynym jego źródłem była tląca się świeczka). Słyszała na zewnątrz odgłosy mogące świadczyć o tym, że korytarze lochów są stale patrolowane. Nie ma co się łudzić, nadziei na ucieczkę nie ma żadnej.

Kiedy tak siedziała skulona pod ścianą, niewielka dziura w drzwiach, której wcześniej nie zauważyła, bo była w niej starannie wsadzona deska, otworzyła się i do celi wpadło nieco więcej światła, wzbudzając w niej uczucie światłowstrętu. Zobaczyła tam jednak oczy, które wydawały jej się jakoś dziwnie znajome. Może i nie jakoś szczególnie jej bliskie, ale takie które z całą pewnością już gdzieś widziała. Chwilę później drzwi się otworzyły i stanął w nich postawny żołnierz.
- Witaj, Taanarrikeuen - tym mężczyzną w drzwiach okazał się Artix.

Re: Zamkowy loch

5
A więc nic więcej jej się nie stało... Doprawdy, aż dziw. Litościwi ci królewscy, wbrew licznym opiniom. Zadźgała im żołnierza, zaszlachotwała posła, osierocając jego synka, przede wszystkim – napadła na konwój, i to jeszcze być może należąc do nieznanej im organizacji, co w tych warunkach wydobyć ze skazańca torturami jest pierwszą rzeczą, o jakiej pewnie dumają ci, co ją tu zamknęli – a nic więcej jej nie zrobili.
No – to akurat pewnie dopiero nadejdzie. Zastanawiała się, ile wytrzyma, gdy wtem szurnęły zasuwy i w ciemnym prostokącie drzwi rozwarł się kwadrat światła. Musiała zmrużyć oczy – tląca się tutaj świeczka (świetny instrument do mierzenia upływu czasu, swoją dorgą) nie dawała dość światła, by przyzwyczaić wzrok zawczasu do takiej jasności.

A więc – nie wymyśliła jeszcze, ile wytrzyma, gdy przyszli po nią. Świetnie. Nie ruszała się z miejsca, podniosła tylko łysą głowę, wbijając zły wzrok w strażn...

Ale to nie był strażnik!
Artix stał się oto pierwszym chyba człowiekiem, który od jej Świtu Trzeciej Córki zobaczył na jej twarzy autentyczne, totalne zdziwienie.
Ale trwało ono tylko chwilę. Zaraz, powstając, Taana zmarszczyła znów brwi.
– Jesteś z nimi, czy przyszedłeś mnie wyciągnąć, bo – machnęła głową, symbolicznie wskazując korytarz, w domyśłe – pełen straży – pokonałeś wszystkich, którzy ci weszli w drogę...
Znanym już Artixowi zwyczajem zadała pytanie twierdzącym tonem, ale bardzo cicho, żeby słyszał tylko on, a nie ewentualny ktoś, kto być może z nim tu przybył. Stała pod ścianą w tym dziurawym worku, z fryzurą jak po wizycie u zalanego w sztok balwierza, i patrzyła na Artaxa czujnie, i – doprawdy – z dystansem nakrapianym pewną jednak nieufnością...

Re: Zamkowy loch

6
Ta opcja z zabiciem wszystkich strażników nie wchodziła w grę, bo ci dalej spacerowali patrolując korytarze. Artix jednak zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie.
- Taaak, może podczas naszej pierwszej rozmowy nie mogłem ci tego pokazać, bo gdybym przyszedł do biednych dzielnic w mundurze strażnika miejskiego, za moment zostałbym obrzucony gównem. Czy nie dałem ci jednak nic do myślenia, kiedy powiedziałem ci, że znajdziesz mnie w koszarach? Tak, jestem wśród ludzi Aidana. I szpieguję poczynania królewskich dla Bractwa. - podszedł bliżej niej, po czym kontynuował - Cóż, zadanie wykonałaś na tróję na szynach. Przechwyciliśmy rozkazy i zrobiliśmy co trzeba, ale wiadomość o śmierci posła bardzo szybko dotarła do Saran Dun i musimy się teraz nieco bardziej ukrywać, w związku z czym druga część zadania jest niemożliwa do wykonania. Chcemy jednak dać ci jeszcze jedną szansę...

Re: Zamkowy loch

7
Fakt.
Rzeczywiście – wspominał o koszarach, a nie dało jej to do myślenia, bo do głowy by jej nie przyszło, że królewscy mogą być na tyle dziurawi, by mogł wśród nich funkcjonować ktoś taki, za jakiego Artix się teraz przedstawiał.
Cóż – wierzyła mu, co miała zrobić. Patrzyła na niego bez słowa, zastanawiając się – jak to możliwe, że po takiej porażce Wolni są skłonni jeszcze brać ją pod uwagę. Jej samej na ich miejscu przyszłoby do głowy może tylko posłużenie się w tej sytuacji taką osobą jako przynętą. W Saran-Dun oczywiście wiedzą, że ktoś w pojedynkę napadł na konwój – tę wiadomość przyniósł ten konny, który ruszył z powrotem z synkiem posła, o ile to byla prawda.
Tak czy owak – Artix, jeśli mu wierzyć, proponował niejako powtórzyć start. Nie mogła się temu wszystkiemu razem nadziwić. W świecie zagród sellevgeńskich po takim nagromadzeniu chybień, jak u niej w ostatnich dniach, już same współłasice wymierzyłyby brutalną sprawiedliwość z prostego przeczucia równowagi: kto tak spieprzył, nie może po prostu dowiedzieć się, że to w sumie nie szkodzi, że robota skądinąd zostala wykonana, a ty, w nagrodę za spieprzenie absolutnie wszystkiego (poza likwidacją posła, dość dosłowną i w tej sytuacji bezsensowną) – dostajesz następne zadanie. Współłasice zagryzłyby za coś takiego we śnie.

Dlatego, powodowana głęboko wplecionym w jej tożsamość odruchem, Taana nie zamierzała zasypiać – w tym metaforycznym sensie, a w dosłownym zresztą też, bo akurat dodatkowo jeszcze wyspała się w celi całkiem porządnie.
– Następną szansę... Jasne. Pogadamy o tym. Tylko najpierw musisz mnie stąd jakoś wydostać – przerwała mu, wciąż stojąc pod ścianą, tyle że już nie mrużąc oczu, odkąd prostokąt wizjerka został zamknięty w ciężkich drzwiach celi.

Re: Zamkowy loch

8
- Właśnie po to tu jestem - odpowiedział śmiejąc się cicho. - My też mamy swoje wpływy, musieliśmy całą siatkę w Saran Dun uruchomić, żeby cię stąd wyciągnąć. Jutro będzie proces przed sądem królewskim, ale to tylko formalność, bo zapłaciliśmy za ciebie kaucję. Jesteś więc nam winna pięć tysięcy gryfów. I weź to, do jutra musi ci wystarczyć - powiedział cicho i wyjął dwa kawałki chleba, miskę kaszy i bukłak z wodą. - Kiedy już wyjdziesz, udasz się tam, gdzie wskaże zindiq. Sprawa popieprzyła się tak bardzo, że nie możesz już pozostać w Keronie.
Ostatnio zmieniony 01 sie 2018, 14:33 przez Theodoros, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Zamkowy loch

9
A więc proces.
Choć proces nie kojarzy się dla jego ofiary korzystnie – koił poczucie logiki Taany. Dotychczas co by nie sknociła – obracało się na jej korzyść. Wpłacenie kaucji przez Wolnych należało uznać za gest wielkiego kalibru – i taki też właśnie zaciągnęła sobie u nich dług. Jego spłata uczyni z niej osobę zależną, ale taka była częściowo istota kunictwa. Próba wywinięcia się od długu niewątplwiie sprowadzi na nią iwekuistą pogoń organizacji najwyraźniej podobnie potężnej, co królewskie służby, co z kolei było kłopotliwe, lecz dawało pozór wolności.
Rzecz do rozważenia. Na razie wszelako czekało ją ryzykowne wywinięcie się od skutków procesu i wygnanie. I posiłek.
– Dzięki – wymusiła z siebie, przejęła żarcie i rzuciła się na nie bez skrępowania. Głód dawał się jej we znaki od przygody z zasadzką. Dalej niech nastąpi, co ma nastąpić. W przegniłym worku czy nie – czekała ją obietnica wolności i szansa przeżycia.

Re: Zamkowy loch

10
Artix nie powiedział już nic więcej, tylko wyszedł z celi szczelnie ją za sobą zamykając. Taana dopiero teraz, kiedy zobaczyła jedzenie, uświadomiła sobie jak bardzo była głodna. Rzuciła się zatem na przyniesione przez strażnika jedzenie i nawet nie poczuła, kiedy to wszystko zjadła. Oczywiście tym wszystkim nie dało się zaspokoić jej głodu, jednak może do jutra wytrzyma. Może...

Re: Zamkowy loch

11
Powiedzieć, że jadła łapczywie, to uznać motyla za prototyp orła. Wpychała rękami pokarm do ust, nie czekając na przeżucie ostatniej porcji, pod koniec zwolnila trochę, ale i tak scena była dość konfundująca: łysa dziewczyna odziana w worek, z głową nisko nachylononą nad trzymaną w jednej dłoni miską, drugą zagarnia Wszystko do ust. Po Wszystkim wyzbierała jeszcze z ziemi to, co spadło i runęła znów plecami na ścianę, z jedną nogą prostą a drugą podkurczoną w kolanie.
Rozważała sytuację.
Jaki los ją czekał? Sfingowany proces, łapówka w ręku sędziego i niemal niemożłiwy do normalnego odpracowania dług u organizacji, która w jej rozumieniu traktowala ją nieco dziwnie...

Przejechała odruchowo dłonią po łysinie, zatrzymując się na dłużej na strupach. Skóra swędziała, swędziało w zasadzie całe ciało. Pusta miska, pusty bukłak – leżały na podłodze w drżącym świetle świecy jak projekt martwej natury. Nawet nastrojowo się komponowały, choć w kadrze tkwiła też jej naga stopa. Taanarrikeuen – co teraz? Zdechniesz marnie – albo trafisz na koniec łańcucha, trzymanego przez tych, którzy grają życzliwych, boś przecie sama im na to zezwoliła, biorąc od zindiqa pierścień...
No nic. Położyła się na boku i z otwartymi oczyma gapiła w ścianę, czekając aż świeca się wypali.

Re: Zamkowy loch

12
Po wielu godzinach takiej bezczynności i czekania na nie wiadomo co, kunę wreszcie zmorzył sen. Nie wiedziała czy to już noc, czy to środek dnia, a może to świt? Kto to wiedział... Wydawało jej się jednak, że ledwo co zmrużyła oczy (choć tak naprawdę nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy tak właśnie było), a już drzwi jej celi zostały otwarte i weszło do nich trzech strażników. Taana gwałtownie się przebudziła. Wśród nich nie było jednak Artixa.
- Wstawaj! - zawołał jeden z nich, choć w jego tonie nie było ani agresji, ani nawet szyderstwa czy kpiny. Jedyne co dało się wyczuć w jego głosie to niesamowite znudzenie. Pozostali dwaj strażnicy związali jej ręce z tyłu i założyli łańcuch na nogi tak, aby mogła poruszać się tylko na jakieś pół metra pomiędzy jej stopami.

Re: Zamkowy loch

13
To się w końcu musiało wydarzyć i po nieznanej liczbie godzin idiotycznej bezczynności – można powiedzieć, że przywitała strażników z pewną ulgą.
Oczywiście – podstawą dla tej ulgi była obietnica Artixa. To że go tu teraz nie było, tylko odrobinę zastanowiło Taanę. Cóż – nie może się afiszować ze swoją obecnością, rozumiała, że grał bardzo ryzykownie, ufała mu w pewnej mierze, a w pewnej nie miała wyjścia i musiała traktować jego słowa jako pewien punkt zaczepienia.
Opór nie miałby teraz sesnu, zresztą nie pomógłby również projektowi Artixa, więc wstała, jak kazali, złożyła ręce z tyłu do związania i czekała cierpliwie, aż założą jej obręcze łańcucha na kostki.
– Jest... dzień? Czy noc? – zapytała matowym głosem, chcąc sprowokować strażników do interakcji i w ten sposób choć trochę wywnioskować coś o sytuacji, ku której pewnie zaraz ją zaprowadzą.

Re: Zamkowy loch

14
- Jest dziesiąta przed południem - odpowiedział strażnik, kiedy wyprowadzali ją z celi. Po wyjściu wszystkich zamknął ją na cztery kłódki, po czym żołnierze wyprowadzili skutą Taanę na zewnątrz. Kiedy otworzyli drzwi, oczy kuny zostały tak porażone przez światło od którego już dość porządnie odwykła, że prawie oślepła. A żeby było śmieszniej stało się tak nawet pomimo tego, że pogoda na zewnątrz była paskudna: niebo całe było zachmurzone i padał deszcz.
*** DALSZA CZĘŚĆ HISTORII TU *** PO PROCESIE Tym razem żołnierze nie odprowadzili jej z powrotem do celi, ale poprowadzili dwa piętra niżej. Było tam niewielkie pomieszczenie będące najwidoczniej miejscem niepublicznych straceń. Po lewej stronie stał pień, na którym ścinano głowy, po prawej zaś stała już przygotowana szubienica. Po środku były drzwi, były jednak szczelnie zamknięte. Strażnicy poprowadzili kunę do wiszącego na kiju pomiędzy dwoma słupami sznura i postawili tam stołek.
- Poradzę sobie - zagrzmiał kat do strażników. - Możecie iść.

Re: Zamkowy loch

15
Na widok pomieszczenia i jego wystroju, Taana wypchnęła tylko powietrze przez nos w odruchu żałosnej autoironicznej kpiny. Pieprzyć was wszystkich – mówił jej wzrok, ale nikt na jej wzrok nie patrzył.
Po chwili została sam na sam z katem. Cudowne towarzystwo na koniec pięknego życia.
– Lubisz ból? – zapytała go normalnym głosem, przypatrując się jego osobie i siadając sobie bezczelnie na zydlu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Biały Fort”