To Virienne miała tutaj pełną władzę nad wyprawą i nikt nie mógłby kwestionować jej słów. Być może ktoś pomyślał sobie o tym, że to nierozważnie już teraz uszczuplać wyprawę o dwie osoby. W końcu i tak nie było ich zbyt wielu, a każda pojedyncza jednostka z pewnością się przyda. Każdy miał jakąś rolę do odegrania. Lirard i Septor ruszyli z końmi do przodu, przyspieszając, by objąć prowadzenie nad kolumną. Dalej automatycznie miejsce zajął jeden z wozów, na którym jechał Bugrutz, prowadzony przez dwa konie - jeden był podobno jego własnym koniem - był znacznie niższy, ale jakby potężniejszy i bardziej nabity niż inne wierzchowce. Za plecami krasnoluda ustawione były prowianty, ubrania, amunicja, zapasowa broń i wszystko to, co było potrzebne do przeżycia w walce z samym sobą, przeciwnikiem i naturą. Dalej zaś, kareta Virienne, zaprzęgnięta w najbardziej wyszukane rumaki, więc ruszyła bez przeszkód. Tuż za nią jechał Gaia wraz z Irandem, bok w bok, chociaż obaj tuż po wyjeździe za bramy miasta byli bardzo mobilni - raz przyspieszali, raz zostawali w tyle. Tomas, który był czwartym z Agentów, po wyjechaniu za bramy miasta ruszył gdzieś do przodu galopem, a brązowy płaszcz powiewał za nim, gdy bez słowa prędko zniknął z oczu, wtapiając się w mrok zapadającej teraz nocy.
Z tyłu więc została gromadka mogąca się dalej podporządkować - jeden w sumie. Gromadny Ningel, który mógł wybrać sobie które tylko miejsce chciał, obierając teraz tylną straż. Tymczasowo. Rozpalono pochodnie, które rzucały długie cienie na trakcie. Tak też i minęły pierwsze godziny jazdy, z reguły w ciszy i spokoju, pomijając krasnoluda, który rzucał dowcipami do poszczególnych osób, szczególnie początkowo do Gawrona, lecz widząc brak zainteresowania i chęć odpoczynku ucichnął i zamiast mówić, śmiać się i krzyczeć zaczął gwizdać. Nie tak nachalnie i głośno jednak, jak można by się było spodziewać.
Tętent kopyt z tyłu nie został bez uwagi. Irand zawrócił konia wraz z Gają, by skierować się tyłem do kolumny, a przodem do nowego hałasu. Poruszenie na przodzie dało się łatwo zaobserwować, gdy zaniepokojona straż przednia domyślała się już, że ktoś ich goni. Nie jeden jeździec. Więcej kopyt dało się słychać na utwardzanym, chociaż trochę i tak zmiękczonym od błota trakcie. Tętent się przybliżał, dało się słyszeć parskanie spowalnianych koni, krasnoludzie - Ja datków nie dam jakimś przybłędom - nie zatrzymane konie z wolna minęły tylną straż, wóz z zaopatrzeniem i jeden z jeźdźców pojechał dalej, do przodu. Kiedy Gawron smacznie spał i odpoczywał, Virienne dostrzec mogła wspaniałego rycerza w zbroi, który lekko kiwając się w siodle, dołączył do przedniej straży, by po chwili zawrócić i pojechać ponownie na tył. Z drugiej strony, przez okienko wychynęła gęsta, czarna broda, a obok niej masywna, stalowa rękawica, delikatnie trzymająca długą łodygę, na końcu której był całkiem ładny, biało-fioletowy kwiat, chociaż o zimnych barwach, to piękny - Północna Róża. Trochę mi zajęło jej odnalezienie, ale w końcu mi się udało, w pewnym uroczysku na północnych wzgórzach przed granicą. Wybacz, że dołączam dopiero teraz, ale pomyślałem, że to wynagrodzi Ci moje wcześniejsze zachowanie. Poza tym, jest piękny w ten sam sposób, jak i Ty dla mnie jesteś piękna - chociaż Sir Alen również kołysał się lekko w siodle, jak jego towarzysz, to nie waliło od niego gorzałą. Pachniał dziwnie - w sumie świeżo, jak łąka. Przynajmniej tyle Virienne mogła docenić.
- Ningel! A więc to ten jegomość, który ma nas chronić przed Śmiercią w czystej postaci, tak? - Sir Kudlak podjechał do Ningela wraz z Gają, który uśmiechając się szeroko kiwał głową, gdy rycerz dalej mówił - Gaja opowiadał, że zacny z Ciebie jest podróżnik, chociaż bardzo skromny. Wielcem rad, że ktoś z Twoim talentem z nami jedzie, bo podobno już na wybrzeżach krasnoludów, łatwo o grupy nieumarłych, które po pobojowiskach się przechadzają. Powiedz no, dałbyś radę takiej watasze trupów? W końcu Ty znasz się na nich najlepiej - przekonywał rycerz, pochylając się w kierunku sługi Usala, a gdy prawie spadał, mocniej przytrzymywał się końskiej grzywy, by nie zsunąć się z siodła.
- Nieumarli... Jeszcze smoki, albo golemy spotkajmy. To już będzie kurważ wspaniała wycieczka. Zwiedź świat, mówili... Ugh-hym - szeptał pod nosem krasnolud na tyle, że tylko wybudzony tymczasowo Gawron mógł go usłyszeć. Nie było mu tak źle - wojownik pióra miał wygodną pozycję, było mu nawet ciepło, bo mrozy powoli się cofały, a w żyłach krążył alkohol. Niemniej wieść o smokach zapadła mu w głowie. Jakie przygody mógłby dzięki temu opisać. Może nawet książkę? A ile pieniędzy by z takiej książki było... A ile trunków, sławy i chętnych kobiet? Hmm? HMM? Gawron zdziwiony był w tym momencie, bo w głowie usłyszał tą frazę krasnoluda, która zapadła mu w głowie, a która teraz mimowolnie wywołała się echem, podsumowując jego własne myśli. Niedługo zapewne zbliżać się będzie świtanie.
Re: Teatr Mniejszy - Akt I
16Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla