[Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

1
Obrazek
Karczma ta była z pewnością jedną z bardziej zadbanych, jeśli porównać ją z innymi publicznymi przybytkami zewnętrznego pierścienia Saran Dun. Trudno było doszukać się tu śladów bójek, jak połamane ławy czy zaschnięte plamy krwi. Brakowało tutaj, typowego dla dolnomiejskich karczmien, smrodu stęchlizny, pleśni, gówna i wymiocin. Wszystko za sprawą właściciela, Warwicka Eckermana, który samą swoją aparycją przepędzał wszelkie szumowiny mające w zwyczaju demolować każde z miejsc swojego pobytu. Nie mniej, ten łysy, prawie dwumetrowy i napakowany mężczyzna był osobą bardzo charyzmatyczną, o urokliwym, perlistym uśmiechu, który zarezerwowany był dla co sympatyczniejszych osób. Stałych i lubianych klientów Warwick często częstował najnowszymi plotkami, bo i był całkiem nieźle poinformowany, jak to zwykle bywało w zawodzie karczmarza. Ponadto słynął z handlu najróżniejszymi towarami, niekoniecznie spożywczymi. Można było się u niego zaopatrzyć w egzotyczne i rzadkie przedmioty, a jako że były zwykle w przystępnej cenie, nikt nie pytał o ich pochodzenie. Jeśli w ogóle ktoś śmiałby zapytać, bo srogie spojrzenie Eckermana ponoć potrafiło przygasić najśmielszych chłopów.

Budynek znajdował się na skrzyżowaniu dwóch mniejszych uliczek i był wciśnięty w ciasną zabudowę dolnego miasta – jego bardziej cywilizowanej i czystszej dzielnicy, bo całkiem niedaleko głównej drogi prowadzącej do wyższego poziomu stolicy. Z zewnątrz, tuż nad drzwiami, zwisał drewniany szyld z nazwą karczmy. Na uliczkę wychodziły trzy duże okna, z czego jedno należało do małej, zadaszonej przybudówki. Wnętrze dzieliło się na trzy kondygnacje – parter, piwnicę oraz strych, na którym można było wykupić jeden z kilku małych pokoi o niezbyt wygórowanych standardach. Krzywe zwierciadło, od którego pochodziła nazwa lokalu, dawno było już rozbite, a sam Warwick jakoś nie miał nigdy czasu ani głowy do tego, by zakupić nowe. Na jego pamiątkę za to, w głównej sali na parterze, wisiała krzywo powieszona rama z brązu, a na ścianie za nią wyskrobane były jakieś mało wyrafinowane, anatomiczne ryciny.
*** Po niezbyt długim spacerze z górnego miasta Linve dotarła do "Pod krzywym zwierciadłem". Był późny wieczór, a w karczmie zbierał się kwiat lokalnego półświatka. Piwo lało się z beczki niemal ciągłym strumieniem, a gliniane kufle brzęczały obijane o siebie podczas toastów. Panował tu gwar i przepych. Niemal każde miejsce było już zajęte. Otwarte okna wpuszczały do środka "świeżego" powietrza, gdyż panował tutaj zaduch, a mieszance zapachów z kuchni towarzyszył swąd ludzkiego i nieludzkiego potu.

– Za kolejny dobry zarobek! – zawołał jakiś wychudzony typ, wznosząc kufel ponad głowy swoich towarzyszy przy stole. Zaraz potem wyżłopał wszystko za jednym podejściem i klepnął w pośladek akurat przechodzącą obok dziewczynę roznoszącą piwo.

– Łapy przy sobie, kurwia mendo – ryknął do niego karczmarz Warwick, rzucając srogie spojrzenie. Zaraz potem zauważył wchodzącą do lokalu Linve i jego twarz nagle przybrała bardziej pogodnego wyrazu. Nawet uśmiechnął się nieco, a zaraz potem wrócił do czyszczenia kufla i spoglądania spode łba na prostackiego klienta.

Ćma mogła rozpoznać niektóre z tutejszych twarzy. Najbardziej rzucali się jej w oczy nieliczni członkowie gangu Krwawych Czerepów. Zajmowali jeden ze stołów pod ścianą i zajęci byli grą w karty. Brakowało wśród nich lidera, Twardego Dereka. Przy ladzie siedział młody Jacob Veriti, podopieczny Linve i właśnie kończył swój posiłek. Kątem oka dostrzegł Ćmę i spotkał się z nią wzrokiem, a wtedy kiwnął nieznacznie, dokładając do tego swój uroczy, zawadiacki uśmieszek.

– Zajrzyj do alkierza – tajemniczy głos znowu zabrzmiał w głowie Linve.

Wejście do narożnej wnęki zdobiła ciemna, rozsunięta kotara. Już z daleka można było dostrzec, że siedzą tam dwie osoby. Twarz jednej z nich skryta była w cieniu, gdzie nie sięgało liche światło świecy. Drugą postacią był ludzki mężczyzna. Samego wejścia strzegł jakiś brodaty krasnolud o niezbyt przyjemnym spojrzeniu.

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

2
Ahhh Krzywe Zwierciadło. Ileż to dni spędziła tu na śmiechach, tańcu i piciu. Ile nocy na wymiotowaniu, płaczu i piciu. Ileż gryfów przerznęła w karty i ile drobnych torebek z popium przekazywała dyskretnie pod stołem. Trudno było zliczyć. Co drugi stół, co drugie krzesło miało jakąś historię. Jej znajomi i współpracownicy odchodzili, znikali w tajemniczych okolicznościach czy brudzili jej rękawice swoją krwią... ale karczma, w której poznała większość z nich dalej stała. Gdzieś na jednym z blatów wyryte wciąż był słodki wierszyk Derka, który podźgała nożem do tego stopnia, że tylko będąc wstawionym jak jaśnie Aidan dało się cokolwiek odczytać... więc w pewien pokrętny sposób miejsce to przechowywało uczucie Derka zdecydowanie cieplej i trwalej niż ona sama. No i atmosfera. Czasami miała wrażenie, że miast karczmy będącej siedliskiem złodziei, fałszerzy i spekulantów znajduje się jednej z tych gildii na Archipelagu o których tyle słyszała. Gdzie najemnicy zbierają się by napić się i opiewać swoje przewagi.

Tyle, że tutaj nie było opiewania. Był to po prostu azyl dla osób, których reszta miasta nigdy nie zaakceptowałaby z powodu ich fachu. A przecież byli tak potrzebni. Tylu starych pryków nie chciało odejść zostawiając młodych i zadłużonych dziedziców bez wyboru jak udać się do nich. Tylu chciwców nie chciało oddać swoich pierścieni rodowych by ktoś mógł podrobić ich list. No i przecież na świecie było tak wiele osób, które powinny po prostu zniknąć... najlepiej w rzece. Bywalcy Krzywego Zwierciadła byli niezwykle poważanymi obywatelami... w oczach tych ,którzy nei chcieli sobie brudzić rąk.

Przemknęła przez główna salę dość żwawo odnotowując jeno kilka ciekawych rzeczy. "Dobry zarobek" rzucony z ust chuderlaka nawet ją nieco rozbawił. Typowy toast jej podobnym. Zawsze gdzieś w kącie siedzieć mógł zdesperowany awansu strażnik... aczkolwiek wolała nie wiedzieć co z takowym zrobiłby Warwick. Do tego zaś posłała również lekki uśmiech i skinęła nawet głową nim wrócił do czyszczenia kufli. Z sąsiadami lepiej żyć w zgodzie. Krwawy Czerep obrzuciła krótkim spojrzeniem. Ciekawe co też tutaj robili w takiej liczbie... pewnie na chwilę przestali się stroić i szwendać po bogatych dzielnicach próbując wkupić się w łaski naiwnych dam czy zaoferować usługi zdesperowanym młodzikom... dobrze wiedzieć. Za to nieobecność ich szefa była... niepokojąca. Derek był dość towarzyską osobą i to, że przepuścił okazję do pojawienia się w jej ulubionej karczmie z taką świtą znaczyło... krew. Nie zdziwiłaby się gdyby gdzieś wysoko pod murami Wielkiego Pałacu ulatywało z kogoś życie a wyszczerzony Derek stał nad zwłokami tego nieszczęśnika. Linve mimowolnie westchnęła. Gdyby tylko ten krwawy szaleniec miał odzwierciedlenie w jego osobowości poza pracą... ale nie. Musiał ciągle strugać romantycznego błazna. Dziewczyna zamyślona nad dwulicowością swojego niedoszłego rywala-adoratora niemal zignorowała Jacoba posyłając mu machinalnie drobne skinienie zanim...

Głos znowu ozwał się w jej głowie kierując dziewczynę do alkierza. Niewiele myśląc weszła do zacisznej części karczm używanej zazwyczaj przez... tu urwała myśli. Wolała by buce, które zachciały jej grzebać w umyśle same odkryły co wyrabiano z krzesłami, na których siedzieli... a może nie zauważą? Na jedno wychodziło. Weszła mijając krasnala potoczyła wzrokiem po towarzystwie i zmęczonym głosem rzekła do mężczyzny.

– Mógłbyś jej powiedzieć, żeby przestała? To naprawdę męczące kiedy głos dochodzi...

Tu poczęła ruszać swoimi dłońmi w okolicy głowy próbując przypomnieć sobie skąd dobiegał dźwięk. Trwało to chwilę jednak po dłuższym momencie wcierania sobie kciuka w potylicę... zapomniała o całym tym problemie. Nie była to jednak rezygnacja. Po prostu momentalnie jej twarz zamyślonej stała się obojętna, dłonie machinalnie wróciły do normalnej pozycji a mięśnie się rozluźniły. Zmieniła po prostu bieg myśli zostawiając za sobą poprzedni i całkowicie zbędny problem. Można było to nazwać zmiennością nastrojów... ale Linve wolała myśleć o tym jako o optymalnym gospodarowaniu myślą. Po co marnować ją na coś co nie przyniesie ni zysków, ni rozkoszy? Dlatego też usiadła naprzeciw dwójki jej "pracodawców" i zapatrzyła się w zakapturzoną postać czekając, aż ktoś coś powie. Pytania lepiej zostawić na potem.
Spoiler:

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

3
Ciemna kotara zasunęła się za plecami Linve. Sprawiła, że wnętrze alkierza stało się jeszcze ciemniejsze. Głosy biesiadników z głównej sali znacznie ucichły i z pewnością nie tylko za sprawą grubego materiału oddzielającego dwa pomieszczenia. Po raz kolejny zaśmierdziało magią. Skryta jeszcze warstwą cienia kobieta rzucała czary w sposób biegły, bezsłowny, a do tego bardzo swawolny i bezczelny – jakby to określił każdy doświadczony magik. Ostro zarysowany podbródek i pełne usta czarodziejki zbliżyły się do świec. Policzki nadęły się nieznacznie. Krótkie dmuchnięcie wzburzyło lichy płomyk, który wbrew oczekiwaniom stał się jeszcze większy i jaśniejszy, ukazując tym samym fizjonomię tajemniczej kobiety. Była bladą elfką w młodym wieku. Miała piękne, długie włosy w kolorze bieli. Urodą również nie grzeszyła, a wręcz można było z miejsca stwierdzić, że wywodzi się z wyższych sfer. O szlachetnym pochodzeniu elfki świadczył również sam ubiór i biżuteria z lśniących pereł. Nie byłoby dziwnym, gdyby okazało się, że po drodze do karczmy próbowano ją okraść kilkukrotnie.

– Nie myśl sobie, że grzebanie w twojej ślicznej główce jest dla mnie mniej nieprzyjemne – odezwała się elfka. Tym razem słowa przechodziły przez jej usta. – Masz bardzo specyficzną, wręcz odpychającą... Nie ważne. Nie po to tu jesteśmy, by omawiać zakamarki twojego umysłu. Finn, przedstaw naszej nowej kruszynce całą sprawę.

– Potrzebujemy osób obeznanych w okolicy – powiedział towarzysz elfiej czarodziejki.

W przeciwieństwie do białowłosej, Finn był człowiekiem, najpewniej kerońskiego pochodzenia. Twarz miał niezbyt atrakcyjną. Niektórych mogła nawet prowokować. Ściśnięte usta, głęboko osadzone, przymrużone czarne oczy, gęste brwi i zmarszczone czoło dawały wrażenie, jakby bez przerwy był czymś niezadowolony. Tymczasem głos miał spokojny, choć trochę chrapliwy. Był widocznie starszy od elfki i pewnie przekroczył już czterdziestkę. Włosy miał ciemne, powoli siwiejące i przystrzyżone "na jeża".

– Formuję skromną drużynę do działań, cóż, niezbyt legalnych. Nic nowego, co? Skoro wyszło na to, że nie masz żadnego wyboru w kwestii oferowanej przeze mnie pracy, przejdę od razu do rzeczy. Roboty będzie dużo, łatwo nie będzie i czasem trzeba będzie ubrudzić sobie ręce. Mógłbym opowiadać ci długo o naszych celach, ale tobie chyba bardziej zależy na groszu, prawda? Każdy nowy dostaje skromną zaliczkę, sto dwadzieścia srebrnych, tak na zachętę i na zakup potrzebnych środków. Później sześćset gryfów tygodniowo i ewentualne premie, wszystko od ręki. Pieniądze uczciwe, zważając na rodzaj pracy oraz fakt, że mogłabyś być już martwa, gdyby nie akt łaski. Kolejna sprawa, to hierarchia i poufność. Zobowiązujesz się dochować w tajemnicy wszelkie informacje, jakie pochodzą z ust moich, mojej partnerki, twoich przyszłych towarzyszy oraz nie wyjawisz nikomu relacji z wykonywanych zdań. Ona tutaj rządzi. – Kątem oka spojrzał na elfkę. – Ja natomiast jestem jej pośrednikiem, z którym będziesz miała kontakt przez większość czasu. Zadanie rozpoczynasz i kończysz przy moim biurku. Zaczynamy tutaj, w stolicy, ale nie będę ukrywał, że gdy wszystko pójdzie zgodnie z planem, trzeba będzie się stąd wynieść. Względnie szybko. Zdaje się, że to tyle, przynajmniej na dzisiaj. Pozwól, że nim przejdziesz do zadawania pytań... Tak z ciekawości, słyszałaś może kiedyś o demonicznych wrotach w stolicy?

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

4
Opadająco tajemniczo kurtyna. Linve prawie parsknęła śmiechem. Czy to na pewno są kompetentni pracodawcy? Nawet ona wiedziała, że sranie magią na prawo i lewo zdecydowanie nie zapewniało dyskrecji. Przynajmniej Czarodziejka była niczego sobie... ubrana znaczy się... nie żeby jej aparycja nie zaciekawiła Ćmy. Miała ogromną ochotę chwycić ją za te szpiczaste uszka. Zawsze była ciekawa jak elfy czują tak długie małżowiny... czy da się je złamać, czy są mocno unerwione? Gdzieś w jej główce otworzyła się szuflada "rzeczy na potem" w której trzymała swoje dziwne pytania. A jeśli już o grzebaniu w głowie była mowa... elfka zdecydowanie nie miała taktu. "Odpychający"!? Też coś. Jej umysł był jednym z największych skarbów! Wyprodukował przynajmniej trzy mieszanki narkotyków, które zazwyczaj nie zabijały spożywających i wpadł na to jak zabijać przy pomocy drewnianej łyżki i pęsety! Jeśli to nie było pasjonujące... to świat był naprawdę nudnym miejscem.

– Nielegalnych? Zaskoczyłeś mnie. Myślałam, że będę pracować jako przewodnik dla niewido....

Fuknęła jednak słowa o zaliczce i tygodniowej wypłacie zamknęły jej niewyparzone usta. Sto dwadzieścia... sześćset... w pierwszy tydzień siedemset dwadzieścia. Hmmm... mogłaby posłać w cholerę Derka, zastawić część swoich śmieci... i nawet mogłaby się naciągnąć na to całe opuszczenie miasta. Czemu? Nie? To nie tak, że to spłonie pod jej nieobecność... jakkolwiek by tego pragnęła. No i chociaż straż za cholerę nie wie gdzie się lokuje... jakieś tropy już mają. Zniknięcie na rok... może dwa byłoby nawet zdrowe w jej biznesie. Gorzej, że przyklejenie się do jednego pracodawcy na dłużej niż miesiąc wywoływało w niej odruch wymiotne. Wtedy mnie więcej zaczynało się to całe "forma ci spada", "czemu jesteś przewrażliwiona" i "kiedyś byłaś skuteczniejsza". Do kurwy nędzy czy nikt nie rozumie, że skrytobójca w czasie okresu musi zrobić sobie wolne!? Swoją drogą to pierdolenie o "akcie łaski" też było wnerwiające. Mogła tu nie przyjść i niech by próbowali ją znaleźć w jej mieście. Mogła się nawet założyć, że szukając jej mogliby się z nią przespać i nie zauważyć, że jest ich celem... ale to szczegół. Ehhh... Nadęci bogacze... duże stawki, trudna praca... i musisz umieć wyczuć kiedy spierniczać nim ich pycha zgubi całą ekipę... ale raz się żyje, a dług się sam nie spłaci. Oho... i jeszcze TO... co oni mają z tymi dziwnymi magicznymi badziewiami? Fetysz jakiś?

– Wrota? W stolicy? O ataku demonów, żem słyszała... chędożenie o Bramie od pijanego maga chyba też. Ale słyszałam i o bazyliszku w kanałach oraz o tym, że królowa jest w ciąży... jakiś rok temu. Co do milczenia... myślisz, że jak długo żyje gadatliwa osoba mojego pokroju w tej okolicy? Może przejdziemy wreszcie do konkretów? Co, gdzie i jak mam zrobić? Ubrać się odświętnie? Wziąć dodatkowy worek na końską głowę? Jeżeli ta zaliczka ma pójść na cokolwiek innego niż wino to muszę znać niektóre szczegóły... przedsięwzięcia.
Spoiler:

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

5
– Mówiłam ci, że będą z nią problemy, a ty nalegałeś – wtrąciła elfka, nim Finn zdążył odpowiedzieć na pytania Linve. – Mała, niewyparzona... – Przerwała, kiedy jej towarzysz szturchnął ją pod stołem.

– Ja jednak postanowię jej zaufać. Ma niemałą renomę w mieście, a pomimo tego wciąż jeszcze oddycha. To chyba o czymś świadczy, hm? – odpowiedział ostrouchej. – A w razie problemów, przecież wiesz co robić.

Nowy pracodawca Ćmy odpiął od pasa mieszek i postawił go na stole. Nie bawił się w liczenie monet. Sama objętość woreczka i brzęk jego zawartości świadczyły o sporej kwocie wewnątrz. Pchnął zawiniątko w stronę Linve.

– Zaczynamy od małej infiltracji środowiska królewskiego. Myślę, że nadasz się do tego idealnie. Rysy masz iście szlacheckie. – Finn postarał się o lekki uśmiech, choć przy jego urodzie wyszedł on karykaturalnie. – Wejdziesz na teren Wielkiego Pałacu w towarzystwie mojej koleżanki. – Zerknął na elfkę. – Udaje się ona na spotkanie z królem. Ty natomiast trochę powęszysz. Kojarzysz może szpiegmistrza Havelocka? Potrzebne są nam dokumenty z jego gabinetu, konkretnie wszelkie pisma, szkice i tym podobne, w których pojawia się wzmianka o ataku demonów na stolicę. Przyda ci się jakieś porządne, szlacheckie odzienie. Mogę ci coś przysłać rano, ale będziesz musiała zapłacić kurierowi. Dobór sprzętu wedle uznania. Tylko bez przesady z uzbrojeniem, a najlepiej to zostawić je w domu. Gwardia królewska to nie stado matołów, które nie dostrzeże siekiery pod spódnicą. Masz być pod pałacem przed południem. Planów rozmieszczenia pokojów nie mam, więc będziesz musiała się nieco powłóczyć albo popytać...

– Już czas na nas – po raz kolejny wtrąciła się elfka. – Zbliża się kolejne spotkanie.

– Ah, tak. – Finn wstał i zrobił przejście dla białowłosej. – Napięty grafik – wytłumaczył i sam wyszedł zza stołu. – Liczę na owocną współpracę – powiedział na odchodne i ukłonił się nieznacznie.

– I nie narób żadnych problemów – po raz ostatni elfka odezwała się w głowie Linve. Z wyraźną złośliwością.

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

6
Live słuchała przepychanek słownych swoich pracodawców z niemały rozbawieniem. Nie żeby jakoś przesadnie to okazywała... ale jednak. Były jak najbardziej świadoma, iż posiadają oni środki, które w ich mniemaniu są wystarczające dla ich celów ale zachowywali się tak rozkosznie. I kłócili się o nią. Niestety sama treść zlecenia była zdecydowanie mniej zabawna.

W zasadzie... wcale. Warga Ćmy drgnęła brwi zmarszczyły się nieznacznie w zamyśleniu. Havelock... prawa ręka króla jeśli chodziło o pozyskiwanie informacji i wykorzystywanie ich przeciwko innym. Natknęła się niejednokrotnie na szpiegów czy podwójnych agentów, kilkukrotnie otarła się o znalezienie się w bogatej kolekcji osaczonych przez niego członków półświatka i zdecydowanie nie były to wspomnienia zabawne... no może to gdy zaczęła płakać i krzyczeć o pomoc bo ją gwałcą. Tajniacy naprawdę czasami nie potrafią rozmawiać ze strażą...

Położyła powoli dłoń na mieszku. To nie tak, że miała w tej kwestii obecnie jakiś wybór. No i jeżeli faktycznie są w stanie przemycić ją na dwór... grzech nie skorzystać! Może przy okazji będzie miała okazję zawinąć coś cenniejszego niż notatki o jakiś urojonych bramach? Albo spali swoją teczkę... o ile Hevelock ma na nią cokolwiek co by się tam mogło znajdować. Cholera wie. Może wiedzieć o jej połączeniu z gangiem... o miejscu jej wychowania... lub pochodzeniu. Może nie wiedzieć nic... a może wiedzieć ile kilo prochów potrafiła wyprodukować przed kilkoma lata w ciągu tygodnia. Był to nieodzowny urok Saran Dun. Nigdy nie wiedziałeś ile Korona już o tobie wie. Były jednak ważniejsze kwestie...

– Strój? Oh jak miło z twojej strony. Czy nasze suknie będą ze sobą współgrały? Nie chciałabym zepsuć pierwszego wrażenia... damy dworu są tak bezwzględne gdy o nie chodzi... – powiedziała z lekkim zamyśleniem.

Wielki Pałac sam w sobie pozostawał dla niej fortecą zamkniętą ale jak każdy szanujący się profesjonalny zarzynacz szlacheckiego bydła niejednokrotnie pałętała się w jego okolicach czy nawet po dziedzińcu. Zakasujące ile owych "prywatnych dworskich rozmów" odbywało się poza właściwym zamkiem... i zdecydowanie nie miała ochoty zostać wciągniętą w jedną z nich. Dwórki kochały plotkować o miłości i rycerzach ale niechby im opowiedziała chociażby co Derek zrobił z tamtą szlachcianką, którą miał zabić ale miała takieeee piękne oczy. To by pomdlały. Nie żeby go akurat w tym nie rozumiała... reszta babska była otyła i paskudna. A oczy faktycznie ładne. Sephia, brak skaz, czysta robota... ehhh. To był chyba jeden z nielicznych wieczorów, który spędziła z Derkiem w miarę przyjemnie.

– ... Choć jestem absolutnie pewna, że wasza jasnowłosa łaskawość powali na kolana nawet samego króla chociażby gryzłybyśmy się niemiłosiernie... kolorem naszych ubiorów – dokończyła z uśmiechem po czym dodała – a planów nie potrzebuje budynek widziałam z zewnątrz setki razy część pięter zapewne jest ułożona podobnie a w razie czego będę nawigować po obiekcie przy pomocy okien i uprzejmych strażników.

Reszta potoczyła się szybko. Pożegnanie, ostatnie ostrzeżenie... Ćma odczekała chwilę po czym odetchnęła głośno. W dłoni dalej miała mieszek ale jak zwykle miała to cholernie nieprzyjemne uczucie, którego dostawała zawsze gdy jej zleceniodawca albo chciał coś dziwnego albo co chwilę groził jej śmiercią... że sprzedała swoją duszę demonowi. Zdrowo pieprzniętemu na dodatek. Włożyła ostrożnie mieszek do kieszeni rozejrzała się po drobnym pomieszczeniu i rzuciła swoje egzystencjalne acz przesycone nihilizmem...

– Kurwa... muszę się napić.

Po czym wstała i poszła do Warwicka zamówić kufel najmniej gównianego piwska jakie miał akurat pod ręką.
Spoiler:

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

7
Karczmarz postawił na ladzie pełny kufel piwa, tego z mniejszej beczki, które trzymał dla klientów chcących zasmakować prawdziwego piwa, a nie końskich szczyn. Te drugie zresztą były znacznie tańsze, ale ich obrzydliwy smak był prawie niewyczuwalny po kilku kuflach, kiedy alkohol zaczynał uderzać do głowy. Warwick zajął się porządkowaniem blatu. Zaczął od wytarcia rozlanego trunku, który został po właśnie odchodzącym kliencie. Niektórzy potrafili zostawić po sobie okropny syf i odejść bez słowa. Nikt w dolnym mieście nie przestrzegał zasad etykiety. Ciężko było mówić tutaj o jakichkolwiek zasadach, choćby i na siłę je wciskano grubą piąchą do rozwartej gęby. Większość strażników było skorumpowanych, bezprawie szerzyło się niezwykle swobodnie. Codziennie ktoś ginął, ktoś był gwałcony, okradany, zastraszany albo naćpany tak bardzo, że krzywo postawiona noga i głowa rozbita o mur kończyła jego żywot. Półświatek Saran Dun, według niektórych, mógł stanowić silną konkurencję dla przestępczego podziemia Ujścia przed okupacją.

– Co tam słychać, moja droga? – zagaił Warwick i obdarzył Linve przyjaznym uśmiechem. Nie pytał o dziwnych gości w alkierzu, choć Ćma mogła być pewna, że ich dostrzegł. Ba, pewnie nawet dostał nieco do kieszeni od Finna za rezerwację odosobnionego pomieszczenia. – Wyczuwam, że kroi się coś ciekawego. – Uniósł brwi i się zaśmiał. Odwrócił się nagle do nowego klienta, przyjął zamówienie, podał mu piwo i powrócił do Linve. – Widziałaś tamtego krasnoluda? Chyba z muzeum go wykradli, he, he. Dawno tu żadnego nie widziałem.

Obok Linve przysiadł chłopak o piwnych oczach i kruczoczarnych oczach. Puścił oko do dziewczyny i podarował jej uśmiech, nieco zawadiacki, może nawet zbytnio teatralny. W każdym razie wyglądał śmiesznie, a zarazem uroczo.

– Dobre piwo dla mnie – rzucił Jakob do karczmarza, chwilowo kierując spojrzenie ku jego wielkiej łysej głowie. – Zdaje się, że Czerepy przyszły w odwiedzinach do ciebie. – Powrócił do Linve i zniżył jednocześnie ton głosu. – Zauważyli cię, jak wychodziłaś z alkierza i zaczęli coś szeptać. Zgaduję, że mają jakiś interesik, skoro pofatygowali się, by przyjść w twoje okolice.

Jakob Veriti wziął głęboki łyk ciemnego piwa i otarł pianę z ust. Obrócił się przodem do Linve, oparł jednym łokciem o blat i rozejrzał się po pomieszczeniu, niby czegoś szukając. Jego bystre oczy skupiały się wyłącznie na członkach gangu Krwawych Czerepów siedzących przy stole pod ścianą, choć nie dawał tego po sobie poznać. Szpiegował ich dla Linve od jakiegoś czasu.

– Nowa praca, co? – Mrugnął do przyjaciółki. Musiał zauważyć jej kieszeń, która od zawartego w niej mieszka znacząco się uwypukliła. Jakob miał oko do kieszeni i innych szparek, w których można było coś poukrywać. Jego praca polegała, między innymi właśnie, na ocenie ich zawartości. Późniejsze wykradanie co ciekawszych skarbów było drugą częścią roboty. Na tym znał się bardzo dobrze.

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

8
Linve dopiero przy blacie poczuła się zrelaksowana. W pewnym sensie był to jej dom... nie blat, nie karczma, nie nawet Dolne Miasto. Mowa była o samym nastroju jak i towarzystwie. Szczerzę wątpiła by potrafiła zrelaksować się w towarzystwie przemądrzałych mieszczan, nudnych chłopów czy pysznej szlachty. Tylko w takich miejscach jak to wszystkie grupy społeczne mieszały się, gniły i rozkładały tworząc jeden ogólny syf, który każdy spoza niego nazywał "półświatkiem", "plebsem" czy "tą cholerną bandą żerującą na porządnych ludziach". Tutaj nic nie znaczyła chwała, oddanie czy ten durny honor. Nie było zasad... jak długo nie było siły. Nie było jedzenia... jak długo nie było złota. Nie było głowy na karku... nie było pracy. Wszystko było proste i jasne. I właśnie te toporne, prostackie i wyśmiewane przez innych towarzystwo pociągało za sznurki znacznej części miasta. Ironia była wręcz wyborna i było czuć ją w powietrzu. Dlatego też całkiem rozluźniona mruknęła nachylona nad kuflem piwa.

– Ciekawie byłoby gdyby raz na jakiś czas kroiło się coś nieciekawego.

Cóż... rutyna rzadko kiedy groziła jej osobie. Może dlatego, że kochała palić za sobą mosty, może dlatego, że na dobrą sprawę nigdy nie zagrzała pod danym pracodawcą dość czasu by wpaść w nudne pętle powtarzalnych zadań... może zaś dlatego, że po prostu nikt kto porozmawiał z nią dłużej nie zlecał jej żadnej powtarzalnej roboty. Może coś w jej zachowaniu na to wpływało? Na pewno nie chodziło o to, że czasami lubiła urozmaicać sobie nudne chwile... w końcu to nigdy nikogo nie krzywdziło... zazwyczaj nikogo nie krzywdziło... czasami ktoś to przeżywał. Ale od tych rozmyślań oderwał ją głos Jakoba.

Jej ulubiona zabawka... znaczy współpracownik przysiadł się do niej i mruknął kilka ciekawych faktów. Czerepy oczywiście mogły "przypadkiem" tu zajrzeć i "przypadkiem" wodzić za nią wzrokiem ale znając życie chodziło o coś więcej. Na dodatek począł ją wypytywać o temat co najmniej problematyczny. Naprawdę nie chciała by skończył jak ladacznica... w sensie zgonu bo w innym to już takiej pewności by nie miała. Ćma odchyliła się nieco do tyłu na krześle wyginając swoją szyję tak, że wpatrywała się w sufit i westchnęła po czym nie rozwijając tematu sakiewki przeszła do innego.

– Żeby to jedna wystarczyła aby mieć święty spokój. Mam przez niego same problemy – mruknęła i patrząc w krzywe krokwie przez chwilę zastanawiała się nad kolejnymi słowami.

– Może jak spłacę tego błazna zrobię sobie przerwę... byłoby miło. Urlop i spokój... urlop i....

Z jej gardła dobiegł rozmarzony pomruk. Było przyjemnie czasami usiąść i zakładać, że dożyje się do końca tygodnia. Po chwili jednak się urwał gdy przekrzywiła głowę i bezceremonialnie wlepiła wzrok w grupkę Czerepów. Skoro przyleźli ją śledzić równie dobrze mogła im się odpłacić. Zmarszczyła brwi i jęła lustrować gromadkę. Liczyła każdego z jej członków, ich ubiór, uzbrojenie, czy mają przy sobie jakieś torby i ile wypili. Słowem, czy są przed zleceniem, po zleceniu... czy w trakcie zlecenia. Kiedy skończyła wsparła się na ladzie, uniosła jedną brew ku górze i wwiercając wzrok jeszcze bardziej w bogu ducha... na pewno winnych czegoś jegomościów zdawał się pytać w uniwersalnym języków slamsów.

– "Czego?"

Nie był to zbyt elokwentny język...
Spoiler:

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

9
Droga od kryjówki na poddaszu „Dobrego Piwa” do karczmy „Pod krzywym zwierciadłem” wiodła przez ciasne, zapyziałe uliczki, którymi Freeda przemykała, starając się jak najmniej rzucać w oczy. Wreszcie, po pół godzinie kluczenia, Fi uznała, że już dosyć, jeśli miała jakiś ogon – z pewnością odpadł. Tak jak spopielony fragment jej nieszczęsnej sukni. Dziewczyna westchnęła, po czym przekroczyła próg karczmy.
Warwick Eckerman przywitał ją uśmiechniętymi oczyma i nieznacznym skinieniem głowy, po czym zajął własnymi sprawami, zupełnie tracąc zainteresowanie dziewczyną, którą znał jako Fionę Lucci. Ona tymczasem niecierpliwymi krokami pospieszyła na strych, gdzie wynajmowali od karczmarza pokoje, składające się na ich „bazę wypadową”.

Niemal potykając się tuż przed drzwiami do pokoju Duglasa, nagle zamarła. Z wnętrza izby dochodziły ją podniesione głosy. Głosy, należące do jej przyjaciół i ukochanego. Coś kazało dziewczynie zatrzymać się i nasłuchiwać.
… urwa, nie było?! — Usłyszała Duglasa, choć mogła być zaskoczona agresywnym tonem, którego nigdy wcześniej u chłopaka nie zauważyła. Po podłodze szurnęło krzesło.
No nie było — rzekł Jakub bezbarwnym, wyzutym z wszelkich emocji głosem. — Skrytka była pusta.
Może szlag ją trafił? — Rozbawiony, padalcowaty tenor Roberta rozbrzmiał w uszach Fi. Ktoś coś kopnął, rozległ się głuchy dźwięk zderzenia z drewnianą podłogą
Nawet tak nie żartuj — odparował Duglas. Ach, kochany, słodki Duglas, jednak się o nią martwił. Już, już miała sięgnąć do klamki, gdy głos podjął:
Zainwestowaliśmy w nią wszystko, co mieliśmy. Jeśli to się nie zwróci... — Zza drzwi dało się słyszeć tylko zduszone przekleństwo. I znowu ktoś coś kopnął.
Mówiłem ci, że to kiepski pomysł... — wybąkał Jakub. — Kiedyś już tego próbow...
Zawrzyj gębę! — warknął Duglas. — Muszę się napić...

Nim Fi zdążyła jakkolwiek zareagować, przed jej twarzą gwałtownie rozwarł się prostokąt drzwi, a w jego świetle ujrzała Duglasa. Zamarli oboje. Trudno było ocenić, które z nich było bardziej zaskoczone, lecz to chłopakowi pierwszemu wrócił rezon. Na oblicze wypłynął wyraz ulgi i szczęścia, przyozdobiony najsłodszym uśmiechem, jaki Fi kiedykolwiek widziała. Podszedł prędko do dziewczyny, chwytając ją w ramiona i szepcząc w jej pachnące pożarem włosy:
Fi! Na wszystkich bogów! Jak dobrze, że nic ci nie jest!
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

10
Och, matka pewnie przewraca się teraz w grobie – pomyślała Fi, maszerując przez miasto – jakby mnie zobaczyła w takim stroju, co dopiero ojciec. Nie do pomyślenia. Spojrzała tęsknie za kawałiem materiału sukni, który właśnie odpadł. Kiedyś takie marnotrastwo było dla niej nie do pomyślenia. Kiedy mieszkała na północy, nie posiadała się z radości na widok nowej sukienki, nawet jeśli była prosta. Teraz kiedy od dłuższego czasu posiadała całą szafę pięknych sukien i spódnic, zapomniała jak to jest. Tak samo jak powoli zapominała jak to jest znać wszystkich miejscowych. Nawet nie zaprzątała sobie głowy rozejrzeniem się po karczmie, tutaj zawsze był ktoś nowy. Wielkie miasto, tak inne od jej domu.

Stanęła przed drzwiami, wsłuchując się w rozmowę za nimi. Nie do końca wiedziała co o tym wszystkim sądzić. Pierwszy raz słyszała takie słowa z ust jej ukochanego. Jego koledzy już wcześniej bywali oschli i nietaktowni, ale on? Był przykładem idealnego mężczyzny. Matka przestrzegała ją przed tym, że nie każdy jest taki, na jakiego się wydaje na pierwszy rzut oka. Ale dlaczego to miałoby się przydarzyć akurat jej?
Rozważania tego typu były zazwyczaj bezowocne i chyba dobrze, że nie miała na nie za bardzo czasu, ponieważ nim zdążyła umknąć gdzieś na bok, drzwi stanęły otworem i stanęła twarzą w twarz z Duglasem.
– D-dug – zdążyła wykrztusić nim wziął ją w objęcia – nic mi nie jest, Dug.
Odwzajemniła uścisk i oparła głowę o jego ramie. Przez chwilę wszystko było jak dawniej. Miała go, on miał ją i nic się nie liczyło. Ale to co mówił William, to co mówili oni za drzwiami będąc. Ziarnko niepewności zostało zasiane. Postanowiła zataić fakt o ich spotkaniu, jej i Williama. Odsunęła się od niego delikatnie i podsunęła mu papiery pod nos.
– Mam je Dug, mam je – wzdrygnęła się mimowolnie, kiedy zdała sobie sprawę, że popełniła błąd – ja... nie zostawiłam ich tam gdzie miałam, żeby zmylić ewentualny pościg. Improwizowałam.

Właśnie okłamała swojego ukochanego, coś co przysięgała nigdy nie robić. W dodatku nieudolnie, a przynajmniej tak jej się wydawało. Przełknęła ślinę. Tylko ten jeden raz, żeby upewnić się, że William próbował ją oszukać. Tylko tym razem.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

11
Pokaż! — Niemal wyrwał jej dokumenty z rąk, lecz zaraz zmitygował się i objął dziewczynę ramieniem. — Dobrze zrobiłaś, bardzo dobrze. Moja dzielna dziewczynka. — Uśmiechnął się do niej słodko, pocałował czule w czoło i poprowadził do pokoju, sadzając Fi na łóżku.
Dzięki tym papierom będziemy bogaci! — oznajmił triumfalnie, po czym jął je przeglądać, przechadzając się po ciasnej izbie. Dwa kroki tam, dwa kroki z powrotem. Pogrążony w lekturze zdawał się nie dostrzegać ani Freedy, ani dwójki swoich towarzyszy, którzy spoglądali po sobie zdezorientowani.
No i? — odezwał się wreszcie zniecierpliwiony Robert. — Nada się?
Miały być kwity na Vicentiego — podchwycił Jakub. — A zaczytałeś się jak w tomiku poezji miłosnej. Mówże! Są wyraźne powiązania z Gildią?
Tak — odparł Duglas po chwili przeciągającej się w nieskończoność ciszy. Oczy mu błyszczały, jakby zażył jakiś narkotyk, wywołujący poczucie szczęścia i spełnienia, jakby widział już nieprzebrane bogactwa, które przyniosą mu dokumenty ściskane teraz w ręku. Krótko mówiąc – wyglądał, jakby już podzielił skórę na niedźwiedziu.
Musimy tylko skontaktować się jakoś z Vicentim i ustawić spotkanie — podjął Duglas. — To będzie twoje zadanie, Kobo — zwrócił się do Jakuba. — Trzeba to dobrze rozegrać.
Wiadomo — przytaknął tamten. — Mam pewien pomysł. Nie wychylajcie się na razie, zostańcie tutaj. Powinienem wrócić przed zmrokiem.
Łysy i gruby młodzieniec nie przedstawiał sobą najciekawszego widoku, lecz w obecnej chwili emanował pewnością siebie, której źródła upatrywać można było w specyfice przydzielonego mu zadania. Najwyraźniej znał się na swojej robocie i ją lubił. Ze szczwanym błyskiem w oku opuścił izbę, zostawiając trójkę towarzyszy samym sobie.
Rozciągała się przed nimi perspektywa wolnego przed- i popołudnia, więc mogli robić, co tylko chcieli, byle nie wiązało się to z opuszczaniem karczmy. Cóż, mogli więc porozmawiać, posilić się, odpocząć, zatopić się w myślach, skorzystać z balii albo przebrać się, jeśli wciąż któreś z nich miało na sobie przypaloną, potarganą suknię...
Całe morze możliwości.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

12
– Och – zareagowała kiedy Duglas wyrwał jej z rąk dokumenty. Był taki... inny. Dawniej nie zwróciłaby na to uwagi, zrzucając to na ekscytację, ale teraz było to dla niej aż nazbyt jasne. Usiadła niezadowolona na łóżku i odrzuciła włosy na bok. Przyglądała się trójce kolegów, jak omawiają co zrobić z jej zdobyczą. Nie przerywała im, ani się nie odzywała. Jaki Kobo? Jaka Gildia? Tyle pytań, dalej to samo!
Poczekała aż grubasek wyjdzie i podeszła do Duglasa, który zdawał się kompletnie nią nie zainteresowany. Stanęła za nim i położyła mu dłonie na barkach.
– Dug – odezwała się – zostały nam jakieś fatałaszki luźne, chciałabym się przebrać.
Miała zamiar przebrać się i odświeżyć, by wyglądać jak człowiek a nie jak dzikus z pół... Zatrzymała się w pół myśli. Jak łatwo było jej posłużyć się popularnym tu porównaniem. To niedorzeczne – pomyślała – że oceniają nas w tak krzywdzący sposób, nic o nas nie wiedząc. Uważają, że jedyne co robimy to walczymy z demonami, z kości tych potworów robimy naczynia i kopulujemy. To straszne, jak uprzedzeni potrafią być ludzie.

Dopiero skończywszy się ubierać (jeśli było w co), usiadła z powrotem na łóżku i wlepiła wzrok w Duglasa. Po dłuższej chwili odezwała się.
– Dug, co nam po tych papierach? Vincentiemu spłonęła właśnie willa, gość podobno jest spłukany, tak ludzie gadają – pominęła fakt jacy ludzie, a dokładnie jaki człowiek – musimy znaleźć jakiegoś innego chciwego szlachcica. Poza tym, o jakiej wy mówicie Gildii?
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

13
Cóż, najwyraźniej ludzie z północy nie tylko wojowali z demonami, wytwarzali z ich kości miski i oddawali się płodzeniu nowych pokoleń. Panna Fiona Lucci była tego żywym dowodem, dodając do powyższej listy kradzieże i szantaże wymierzone w stan szlachecki stołecznego miasta Keronu.
Ale jak to mawiają na Wyspach Archipelagu: „Zabawić, to się trzeba umieć”. Fi najwyraźniej można było zaliczyć w poczet użytkowników tej światłej frazy.

Tymczasem słowa dziewczyny przeleciały, zdawać by się mogło, obok Duglasa. Nie słyszał jej bądź nie chciał słyszeć. Mruknął tylko coś niezrozumiale, co mogła odczytać jako szeroko pojętą zgodę na wszystko, cokolwiek miała ochotę robić. Byle bez jego udziału. Wysmyknął się zaraz spod jej dłoni i przeszedł na drugi koniec pokoiku, sadowiąc się na krześle i pogrążając znów w lekturze.
Być może uznał, że Freeda nie potrzebuje jego pomocy w przebieraniu, skoro jak do tej pory pozostawała nieczuła na próby skonsumowania ich związku. A z dwu dostępnych pomocy odzieżowych jakich mógł jej udzielić, zdecydowanie bardziej wolał rozbierać, niż ubierać.
Miała kufer w swoim pokoju i kilka sztuk skromnej odzieży, które zabrała ze sobą na tułaczkę po Keronie. Mogła się sama świetnie obsłużyć, tym bardziej, że Dug nie miał teraz głowy do przyziemnych spraw. Oprócz bogactw, które rychło stać się miały jego udziałem.
Robert uśmiechnął się tylko kpiąco i wyszedł, zostawiając ich samych. Prawdopodobnie udał się na dół, by umilić sobie czas trunkiem i słuchaniem plotek.

Dokonawszy zatem odpowiedniej toalety we własnym zakresie, młoda kobieta interesu wróciła do pokoju swego ukochanego z zamiarem dowiedzenia się czegoś więcej, niż powtarzane w kółko "będziemy bogaci". Najwyraźniej frapowało ją jak konkretnie do tego dojdzie. Dlaczego wcześniej nie zadała sobie tego pytania?
Co? — Nieobecny wzrok młodzieńca spoczął na zafrasowanej twarzy Freedy, jakby dopiero dotarło do niego, że nie jest w pokoju sam. — Jacy ludzie?
Zresztą nieważne — podjął zaraz. — Łajno się zatem znają. Tacy jak Vicenti są kuci na cztery nogi, zawsze mają coś w zanadrzu. A te papiery — potrząsnął ściskanymi w garści dokumentami — i związek rodziny Vicentich z organizacją przestępczą Saran Dun, czyli Gildią Bandytów, pozwolą nam to coś od niego wydobyć.
Usta Duglasa rozciągnęły się w nasmarowanym miodem uśmiechu. Podszedł do dziewczyny i chwycił ją za ramiona, zaglądając głęboko w oczy.
Nic się nie martw, Fi, wszystko jest dobrze — szepnął słodko. — A będzie jeszcze lepiej.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

14
Dug o wiele bardziej wolał oglądać jak się rozbiera, niż ubiera. To fakt, niezaprzeczalny. Mimo to, zazwyczaj pytała go czy w czymś dobrze wygląda, albo co powinna włożyć. Niejednokrotnie ją chwalił, doradzał, pomagał przywdziać suknie, zwłaszcza jeśli widział w tym okazję do pieszczot. Nie spodobała jej się jego reakcja i nieco się zasępiła. Nie korzystając zatem z jego doradztwa ani pomocy, wybrała jedną z jej ulubionych: szmaragdową, prostą sukienkę z niewielkim dekoltem i rozszerzającymi się rękawami. Strój był prosty, nadający się jednak dla szlachcianki na jazdę konną lub do innych aktywności, wybrała go też dlatego, że nie spodziewała się pomocy w sznurowaniu gorsetu.

– No, ludzie – odparła zaskoczona jego gwałtowną odpowiedzią – wiesz, Ci z balów i w ogóle.
Nadąsała się i oparła brodę na dłoniach, słuchając jego uwag dotyczących Vincentiego. Nie miała powodu mu nie wierzyć, z drugiej jednak strony w opozycji stał nad wyraz bystry szlachcic, który nie tylko rozgryzł ją, ale i cały plan. Ktoś taki musiał sporo wiedzieć. Albo po prostu mieszać jej w głowie. Dobrze, że wciąż nic o nim nie powiedziała Duglasowi.
– Gildia Bandytów? Powiedź coś więcej, jestem ciekawa. Nie zagrażają nam? Co jeśli dowiedzą się, że chcemy ich w jakiś sposób odsłonić – zadrżała cała na tę myśl – kiedy będzie lepiej Dug, jak długo mam jeszcze odgrywać szlachciankę?
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Karczma "Pod krzywym zwierciadłem"

15
Młodzieniec drgnął nagle. Spojrzał uważnie w gładkie liczko swojej trzpiotowatej narzeczonej i dziwny grymas zatańczył na jego twarzy. Coś pomiędzy zaskoczeniem a uprzytomnieniem. Zaraz jednak potrząsnął głową i uśmiechnął się znowu, pociągając dziewczynę na łóżko i przysiadając wraz z nią na jego brzegu.
Nie kłopocz tym swojej ślicznej główki, moja słodka — rzekł szeptem. — Jakub wszystkim się zajmie. Sama dobrze wiesz, że łeb ma nie od parady — zaśmiał się, trochę bez przekonania — choć paskudny jak noc bez gwiazd.
Duglas ujął podbródek Fi między palec wskazujący, a kciuk prawej dłoni i nachylił się ku niej, jakby chciał złożyć na jej ustach pocałunek. Jego oczy się śmiały. Przez chwilę Freeda czuła się tak, jak przed laty gdy dopiero co się poznali. Na dzikiej północy. Owionął ją zapach młodego mężczyzny: goździki, tanie wino, pot i... ekscytacja. Nie dało się tego inaczej nazwać. Był niemal naelektryzowany. Poczuła jak maleńka iskra przeskakuje między nimi gdy musnął jej wargi swoimi ustami.
Nie musisz już udawać — szepnął, odsunąwszy się nieco od jej twarzy. Wciąż jednak stykali się niemal nosami. W jego tonie pobrzmiewała dziwna nuta. Uśmiechnął się znowu, po czym przyciągnął Freedę do siebie nie znającym sprzeciwu gestem, a jego dłonie rozpoczęły niecierpliwą wędrówkę po ciele dziewczyny.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”