Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

31
Spanikowana Freeda jęła rozglądać się gorączkowo po pomieszczeniu, lecz ku jej rozpaczy wszystkie drogi ucieczki były odcięte. Okno zaciągnięte ciemnymi kotarami znajdowało się za plecami Hermiony, a drzwi do saloniku zamknięto gdy kompania przestąpiła jego próg. Ale czy były zamknięte na klucz? Czy ktoś pilnował ich po drugiej stronie? Tego Freeda nie wiedziała. Jedyne, czego była obecnie pewna to fakt, że nigdy wcześniej nie widziała panny Vicenti na oczy.

Och, wierzę ci — rzekła niemal przyjaźnie Hermiona. — Wiara jednak nie jest przedmiotem tej rozmowy. Właściwie to zaczynacie działać mi na nerwy. Zmieniłam zdanie. Jeśli nie oddacie dokumentów, wszystkich was oskarżę.

Oskarżaj sobie do woli — prychnął Dug. — Nie masz dowodów. Blefujesz.

Hermiona uśmiechnęła się. O dziwo, tym razem uśmiech sięgnął jej lodowatych oczu. Klasnęła dwa razy, krótko i ostro. Dźwięk przeciął powietrze, a zza kotary przy oknie wychynęła postać. Drobna, szczupła i niewysoka, ewidentnie kobieca. Twarz zasłaniał jej kaptur narzucony aż po same oczy, a w dłoniach dzierżyła niewielkie puzderko z drewna.

Myli się pan, panie Duglas — odparła spokojnie Hermiona, a zakapturzona postać otworzyła pudełko. Po saloniku rozszedł się słodki zapach różanego drewna. Wnętrze szkatułki jaśniało blaskiem drogocennych klejnotów, pomiędzy którymi spoczywał miniaturowy portrecik dostojnego mężczyzny oprawiony w grubą na palec ramkę ze złota. — Ukradliście tę szkatułę pełną kosztowności należących do rodu Vicentich podczas balu i podpaliliście posiadłość celem zatarcia śladów włamania i grabieży. Zginęło przez was kilkoro ludzi. Resztę waszych marnych żywotów spędzicie w lochu, o ile wcześniej nie zawiśniecie na szubienicy.

Nikt w to nie uwierzy, jesteś pomylona — zaśmiał się Duglas, lecz pot zrosił mu już czoło, a prawa dłoń nerwowo krążyła wokół rękojeści rapiera. Przez roziskrzoną zawartość szkatuły nie mógł skupić się na obliczu kobiety. Oczy wciąż uciekały mu w stronę rubinów, szmaragdów i szafirów.

Być może. Ale to nie ja będę składała zeznania. — Na te słowa postać stojąca obok Hermiony zrzuciła kaptur. Skręcone w loki rude włosy okalały niezwykle urodziwą twarz o zielonych, kocich oczach, drobnym nosku i pełnych wargach. Dziewczyna uśmiechnęła się kącikiem ust i puściła oko do Freedy. — Lady Lissa Morrow jest szanowaną i poważaną osobą. Tak się składa, że jest również naocznym świadkiem zdarzeń ubiegłej nocy. To wasza ostatnia szansa. Dokumenty.

Tego najwidoczniej było już dla Duglasa za wiele. Ryknął nagle i chwycił ramię narzeczonej, po czym cisnął nią w Hermionę. Gdy powstałe zamieszanie odwróciło na moment uwagę kobiet za stołem, mężczyzna wyrwał szkatułę z rąk Lissa i dał susa do drzwi. Ku jego zaskoczeniu drogę zastąpiły mu dwie zamaskowane i odziane w czerń sylwetki.

Szarmant jakich mało — sarknęła Hermiona, pomagając Freedzie podnieść się z podłogi.
Ostatnio zmieniony 09 mar 2019, 10:39 przez Juno, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

32
Nie było ucieczki. Znalazła się w potrzasku. Musiała jakoś poradzić sobie z kartami jakie jej rozdano. A jej ręka wyglądała coraz to bardziej mizernie, kiedy panna Vincent wykładała kolejne asy. Oskarżyć wszystkich? Jakub i Robert na pewno nie byli niewiniątkami, nawet co do Duglasa miała wątpliwości, ale nie życzyła im źle, a zwłaszcza swojemu ukochanemu. Sytuacji nie poprawiła kolejna osoba, która wychynęła zza kotary, odsłaniając nową porcję "dowodów".
Loch? Jak to loch?! Nie mogę iść do lochu – pierś dziewczyny uniosła się szybciej kilka razy, kiedy w milczącym przerażeniu analizowała taką możliwość. Wszystkie okropności, które by ją tam spotkały. Brud, smród, złe jedzenie, przemoc, gwałty a być może i śmierć! Kiedyś słyszała o dziewczynie, którą co noc brali strażnicy. Raz jeden zapomniał paska z celi. Następnego dnia znaleźli ją powieszoną na nim. To, że wybrała taką śmierć wiele mówiło o warunkach panujących w kazamatach.

Kiedy Lissa, nie, Lussy ukazała swoją twarz i puściła oko do Fi, szczęka niedoszłej złodziejki znalazła się na podłodze, wstała i uciekła. Pozostawiłaby ją z oniemiałą miną, jednak maniery, które jej wpajano od jakiegoś czasu zapobiegły takiemu obrotowi zdarzeń i młoda dziewczyna szybko pozbierała szczękę z podłogi i przywołała dawną minę. Zerknęła nerwowo na Duga i spostrzegła, że ten raz po raz zbliża dłoń do rękojeści swojej dłoni. Co on planował, chyba nie zamierzał jej na prawdę użyć? Dug – wypowiedziała w myślach jego imię pytającym tonem – nie rób tego.

Jednak zrobił coś gorszego, o wiele gorszego. Jego nieoczekiwany wybuch złości i agresji obrócił się w kierunku Fi. Nieomal w zwolnionym tempie widziała jago obłąkany wzrok i nienawiść w oczach. Przestała się łudzić. To nie był mężczyzna, którego kochała. Cały ten czas była tylko głupią, naiwną smarkulą.
Dug szarpnął ją aż zabolało i pchnął w stronę Hermiony. Krzyknęła ze strachu i upadła na ziemię, kiedy ją pchnął. Nie mogła uwierzyć w to co się stało. Była w szoku. Łzy cisnęły się do oczu i już po chwili mokre ślady znaczyły jej policzki. Była tak zdezorientowana, że bez namysłu przyjęła pomoc Hermiony, która pomogła jej stanąć na nogi. Freeda sprawdziła szybko czy nic jej nie jest i obróciła swe oblicze w stronę Duglasa.
– Jak mogłeś Dug – szepnęła roztrzęsionym głosem – kochałam cię, oddałam ci całą siebie, swoje dawne życie i rodzinę, a ty... jak mogłeś Dug! – powiedziała już głośniej, łamiącym się głosem.
Łzy ciekły jej po policzkach i kapały na ziemię. Młoda dziewczyna trzęsła się z nagłego napływu emocji. Podniosła głowę i utkwiła w dawnym kochanku pełne żalu spojrzenie. Mimo wszystko, mimo tego co się stało, nie potrafiła go nienawidzić. Była po prostu zawiedziona i przepełniona smutkiem. Była słaba.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

33
Młody mężczyzna, którego Freeda uważała od kilku lat za swego księcia z bajki był równie – choć z innego powodu – zaskoczony, co ona i być może dlatego w żaden sposób nie zareagował na jej słowa. Odwrócony do dziewczyny plecami wpatrywał się w dwójkę zamaskowanych postaci zastępujących mu drogę. Tuż za nimi stali Robert i Jakub. Stali bezczynnie.

Ruszcie się do cholery! — wrzasnął na nich Duglas, jakby liczył, że krzyk zdejmie czar ze skamieniałych towarzyszy, ale przeliczył się. Stali dalej, bez ruchu. Patrzyli. — Rob...? Kobo...? — dodał po chwili niepewnie. Cofnął się o krok, lecz zaraz ryknął niby osaczone zwierzę. Wyszarpnął z pochwy rapier i wymierzył ostrze w czarne postaci. — No, chodźcie, skurwysyny! Sam też dam wam radę! A z wami — syknął do przyjaciół — policzę się później!

Nagle drzwi do saloniku otworzyły się z hukiem, po którym przez jedno uderzenie serca zapadła głucha cisza.

Nareszcie — odetchnęła Hermiona. — Dość już tej farsy. No, nie maż się już — zwróciła się do zapłakanej Freedy. — Tego kwiatu pół światu. Masz, wytrzyj nos. — Panna Vicenti podała Fi batystową chustkę o koronkowych brzegach i poklepała ją przyjacielsko po ramieniu. Z korytarza dobiegł ich śmiech, a w ślad za dźwiękiem do pokoju wtargnęła postać elegancko ubranego mężczyzny, który machał figlarnie srebrną laską. Gdy stanął pomiędzy zamaskowanymi postaciami, wycelował ją w Duga. Mężczyzną tym był William Renard.

Oj, Duglas, Duglas... Nigdy się nie zmienisz, co? Chciwy i bezwzględny do samego końca... Bo to jest twój koniec. Wiesz o tym, prawda? Schowaj broń. — Coś w jego głosie, a może samo pojawienie się Williama sprawiło, że z Duglasa uleciało całe powietrze. Opuścił broń, lecz jej nie odrzucił ani nie schował. Stał teraz i gapił się jak ciele na malowane wrota.

Nic nie mówisz? — podjął Renard. — Dziwne. Zawsze byłeś taki wygadany. Był czas, że przekonałbyś samą Krinn, by oddała hołd Osureli! — zaśmiał się pełen uznania, lecz wnet spoważniał. Coś w jego szarozielonych oczach stwardniało nagle gdy znowu skupił wzrok na obliczu Duglasa. Deszcz wciąż dudnił o parapet. W oddali przetoczył się potężny grom.

Ariana cię ubóstwiała — wycedził Renard — podobnie jak ta dziewczyna — wskazał końcem laski na Freedę. — Spójrz na nią — rozkazał William. — Nie chcesz? Och, zapewniam cię, że to nic takiego w porównaniu z Arianą. Możesz mi wierzyć, pamiętam dokładnie. Ta tutaj jest tylko zapłakana, nie roztrzaskana o bruk i zalana krwią. — Elegancki młodzieniec umilkł, a jego twarz pobladła. Mięśnie szczęki zagrały mu gwałtownie pod skórą, a kostki dłoni zaciśniętej na rękojeści laski pobielały. Odetchnął głęboko.

Chciałbym wierzyć — mówił dalej William — że uciekłeś wtedy, bo jesteś zwykłym tchórzem. Ale ty jesteś po prostu złym człowiekiem, Dug. Zawsze byłeś. Dlatego stoimy tu teraz wszyscy, nieprawdaż? Trzeba było zmienić modus operandi, ale taki podlec jak ty po prostu lubi wykorzystywać niewinne dziewczęta. I dlatego — urwał na chwilę Renard i uśmiechnął się szeroko, w bardzo, bardzo nieprzyjemny sposób — resztę swego parszywego życia spędzisz w roli niewolnika. Śmierć byłaby dla ciebie łaską, na którą mnie nie stać. Tak jak ciebie nie było stać na lojalność wobec Ariany.

Dlaczego? — szepnął Dug. Nie wiadomo do kogo kierował swoje pytanie: do Williama czy może przyjaciół, którzy go zdradzili. Nie doczekał się odpowiedzi. Zamaskowane postaci ożyły wreszcie i rozbroiły Duglasa. Nie stawiał oporu. Szkatuła wypadła mu z rąk, a klejnoty posypały się po dywanie. W świetle wijącego się w kominku ognia rubiny lśniły niby świeżo przelana krew.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

34
Freeda stała w milczeniu, wpatrując się mokrymi od łez oczyma w Duglasa. Nic nie czuła w środku. Tylko pustkę, po stracie cząstki siebie. Jej spojrzenie nie było ani wrogie, ani zrozpaczone. Po prostu stała w bezruchu. Widziała jak Duglas wpada w panikę, próbuje uciekać, a następnie jak szczur w potrzasku miota się, z bronią w ręku. To nie miało już znaczenia, nic nie miało.
Przyjęła chusteczkę i otarła nią oczy, uważając na oszczędny makijaż. Pociągnęła nosem. Do pokoju wkroczyła kolejna osoba, wszyscy z jej najbliższego otoczenia na balach. Czy to możliwe, że od początku wiedzieli kim jest? Z resztą, jakie to miało teraz znaczenie. Oni go znali, wszyscy go znali. Łączyła ich jakaś wspólna historia, której strzępek został odkryty przed Fi, został wyrwany ze skrawków rozmowy. Nie była pierwszą ofiarą Duglasa, a na pewno nie najgorszą. Złamane serce, zmarnowany rok czy dwa? Czymże to było w porównaniu z samobójstwem, którego dokonała niejaka Ariana. I to wszystko z jego winy, tego jednego człowieka, który potrafił rozbudzić w kimś płomienne uczucie, które ostatecznie doprowadziło do wypalenia lub śmierci. Wierzyła im. On po prostu był zły. Nic nie mówiła, kiedy został pojmany.

W końcu zwróciła się do Hermiony, ze wzrokiem wciąż wbitym w ziemię. Zdawała sobie sprawę, że jej położenie nie jest najkorzystniejsze. Chociaż gdzieś w głębi duszy tliła się nadzieja. Nie na to, że wyjdzie bez szwanku, tylko, że okażą jej zrozumienie i pozwolą wrócić na północ by tam wieść spokojne życie, tak jak chciałby tego jej ojciec. Tylko czy ona tego chciała? Po zasmakowaniu dworskiego żywota trudno będzie jej wrócić do chatek i spokoju północy. No i za co? Nie miała pieniędzy. W głowie układał się plan, być może zuchwały, ale jedyny który gwarantował jej zdobycie funduszy koniecznych do powrotu.
– Pani – odezwała się do Hermiony – co teraz ze mną będzie?
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

35
Przez chwilę wszystkie trzy – Freeda, Hermiona i Lissa – stały ramię w ramię i przyglądały się jak Duglas zostaje wyprowadzony z saloniku pod strażą. Twarz pierwszej nie wyrażała niczego, na obliczu drugiej malowała się ulga, natomiast trzecia wykrzywiona była bladym uśmieszkiem. Gdy okryty hańbą główny aktor zszedł wreszcie ze sceny wszyscy wyraźnie odetchnęli. Nie było jednak oklasków. William rozmawiał po cichu z Robertem i Jakubem, Lissa schyliła się, by pozbierać klejnoty, a Hermiona uśmiechnęła się do Freedy gdy ta ją zagadnęła.

O tym będziesz musiała porozmawiać z Williamem, moja droga — odpowiedziała dama na dręczące Fi wątpliwości. Teraz dopiero, po opadnięciu emocji i jawnym końcu czegoś, co najwyraźniej z góry było zaplanowane, dziewczyna mogła dostrzec zmiany w zachowaniu oraz głosie panny Vicenti. Kobieta nie była już ani wyniosła, ani zimna, a jej spojrzenie nie paraliżowało. — Moje występy w tym przedstawieniu były gościnne — zachichotała. — Ciekawe doświadczenie, lecz ze smutkiem przyznaję, że to nie moja bajka. Doprawdy, Lisso, nie pojmuję jak możesz grać bez ustanku!

Zagadnięta rudowłosa znajoma-nieznajoma Freedy wrzuciła właśnie ostatni drogocenny kamyk do pachnącej szkatułki, po czym przysiadła na brzegu stołu. Była zupełnie inną osobą niż ta, którą Fi poznała w „dworskich” warunkach. Teraz siedziała przed nią inteligentna, pewna siebie kobieta. Nie głupiutka i rozpuszczona szlachcianka, która wdzięczyła się i czepiała każdego, kto przejawiał choć odrobinę chęci, by ją niańczyć i zabawiać.

Och, to zupełnie łatwe — odparła panna Morrow ze śmiechem i znowu puściła oko do Freedy. — Prawda, Fiono? Niektórzy po prostu mają do tego talent.
Ostatnio zmieniony 09 mar 2019, 10:40 przez Juno, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

36
Freeda była zaskoczona. Hermiona tak dobrze zagrała swą rolę, że ani przez moment nie przyszło jej na myśl, że to nie ona dowodzi tym towarzystwem. Bez wątpienia to William sprawiał wrażenie osoby najbardziej zdeterminowanej, jednak jej niechęć do niego mogła wpłynąć na jej osąd. Przeklęła w duchu tę chwilę. Liczyła, że jak już odważy się na pytanie, dowie się jaki jest jej los i będzie spokój, będzie wiedziała co się z nią stanie. Z drugiej strony, William mógł potraktować ją bardziej pobłażliwie. Raczej nie zależało mu aż tak na niej, liczyła się dla niego zemsta. W dodatku w Fi mógł dostrzec podobieństwa do Ariany.

Dziewczyną wzdrygnął dreszcz. Kiedy stała się taka chłodna. Kalkulowała wszystko, obmyślała jak kogo podejść i gdzie leżą korzyści. Ta noc ją zmieniła i co gorsza w sposób, który tylko ona dostrzegała. Nikt nie mógł jej powiedzieć, że coś jest nie tak, że nie powinna tak myśleć. Sama była odpowiedzialna za swoje myśli i uczucia. Jeśli dalej będzie brnęła w tę stronę nikt, tylko ona sama będzie mogła zawrócić się ze ścieżki beznamiętności. Otarła łzę z oka. Prawdziwą, nie udawaną. Zwróciła się do Lussy.

– Nie nazywam się Fiona, chociaż imię to przylgnęło do mnie, tak samo jak osoba, którą stałam się w waszym towarzystwie. Nie myślę o tym jak o odgrywaniu. To po prostu byłam ja, w świecie, który do mnie nie należał – wyznała smutnym głosem – żyłam bajką, jaką opowiada się dzieciom tam, skąd pochodzę. Każda mała dziewczynka słyszała o wielkich salonach i wspaniałym towarzystwie, ale nikt kto tylko o nich słyszał nigdy ich nie odwiedzi.

Jej tęskne spojrzenie padło na suknię Hermiony. Tak łatwo było przywyknąć do luksusu i piękna. Czy kiedy wróci na północ będzie głośno narzekała na zimno i drapiącą, acz ciepłą bieliznę? Zatęskni za jedwabiami i etykietą, zastąpią je futra i bezpośredni ludzie.

Freeda przeprosiła obie damy i zrobiła kilka kroków w stronę Williama. Starając się wyprzeć z głowy niedawne przemyślenia odezwała się w ten szczery i prosty sposób, który zawsze ją charakteryzował.
Wyciągnęła rękę w stronę Williama.
– Panie, wiecie już, że żadna ze mnie szlachcianka. Co teraz ze mną się stanie – zapytała, próbując zapanować nad głosem, wszak stres znów wrócił – gdybym wiedziała, że Duglas jest potworem, nigdy bym mu nie pomogła. Ogień też nie był moją winą, sama ledwo uszłam z życiem.

Może niepotrzebnie o nim wspominała? Dlaczego też mówiła mu per "Panie"? Czy teraz, kiedy wiedzieli, że w zasadzie jest nikim, automatycznie zaczęła zachowywać się jak nikt? W dodatku z północy. Ojciec przekazał jej nauki odnośnie hierarchii społecznej, wpoił szacunek. Mówił też jednak, że na szacunek i miejsce w hierarchii można a wręcz należy sobie zapracować. Zbyt wiele jednak było wciąż przed nią niewiadomych, by zaprzątała sobie tym głowę.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

37
Odpowiedź Freedy nacechowana była smutkiem wynikającym z tęsknoty za czymś, czego nie można mieć, choć bardzo się tego pragnie. Tylko czy dziewczyna z Północy faktycznie marzyła o szwendaniu się po salonach w niezliczonej warstwie halek po kres swoich dni? Być może tak było w istocie, lecz póki co biedna Fi pogrążona była w swoistym dla nastoletnich rozczarowań przygnębieniu.

Nonsens! — prychnęła w odpowiedzi Lissa Morrow. Sprawiała wrażenie rozdrażnionej słowami Freedy. — Każdy jest kowalem własnego Losu, bo ten aż nazbyt często bywa ślepy. Pamiętaj o tym, jeśli zamierzasz robić w tym fachu. Tu nie ma miejsca na słabość.

Spokojnie, Lisso. — Hermiona delikatnie położyła dłoń na ramieniu rudowłosej. — Dziewczyna jest jeszcze młoda, przed chwilą dowiedziała się, że jej ukochany to skończony drań. Trochę wyrozumiałości. — Panna Vicenti uśmiechnęła się do Fi przepraszająco.

Być może będziesz miała okazję udowodnić, z jakiej gliny cię ulepiono — dodała nieco udobruchana Lissa i wskazała palcem na Williama, który skończył właśnie uzgadniać coś z Jakubem i Robertem. Młodzieńcy opuścili salonik, a Renard stał teraz sam, zapatrzony w pełgający coraz słabiej ogień na kominku. Freeda przeprosiła kobiety i podeszła do niego z duszą na ramieniu. Mężczyzna wzdrygnął się na dźwięk jej głosu. Spojrzał na dziewczynę z brwiami ulokowanymi wysoko na czole, wyrażającymi zdumienie i coś jakby... zniecierpliwienie? Pod szarozielonymi jeziorami oczu malowały się ciemne cienie, a cała twarz naznaczona była ogromnym znużeniem. Wyglądał o dziesięć lat starzej.

Przestań wreszcie grać tę naiwną gąskę, która o niczym nie wie — odparł sucho, lecz zaraz zmitygował się i odchrząknął. Lśniące, błękitne oczy Freedy zapatrzone w niego z nadzieją i wyrażające niemą prośbę o pomoc, sprawiły, że zrobiło mu się głupio. Bladą, przystojną pomimo udręki twarz przeciął zakłopotany uśmiech. — Przepraszam. To była dla mnie trudna noc. Muszę jednak nalegać, byś mówiła mi po imieniu i choć wiem doskonale, że żadna z ciebie szlachcianka — mrugnął do Fi zaczepnie — w dobrym tonie byłoby się w końcu porządnie przedstawić, nie uważasz, mon petit? — Młodzieniec powoli wracał do swego zwyczajowego, figlarnego stylu bycia, lecz tutaj, w półcieniach zalegających salonik, jakiś straszny ciężar przyciskał go wciąż do ziemi. Freeda niemal sama czuła wysiłek, który musiał wkładać, by zachować pozory dobrego samopoczucia. — Wiem, że nie miałaś nic wspólnego z pożarem. Znam też na tyle dobrze Duglasa i jego wpływ na młode damy, że jestem w stanie uwierzyć w twoje zapewnienia. Niemniej jednak działałaś na szkodę Gildii i będziesz musiała za to odpowiedzieć. Nikt nie uwierzy, że nie wiedziałaś co robisz gdy wynosiłaś z cudzego gabinetu dokumenty nienależące do ciebie, to chyba jasne.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

38
W tym fachu? A cóż to był za "fach". Sztuka złodziejska. Dla niej była ona nacechowana negatywnie, mimo, że sama brała jeszcze niedawno udział w mniej lub bardziej przemyślanej akcji złodziejskiej, ba! Na wymuszeniu pieniędzy, jeszcze gorzej. Z drugiej strony, tutejsi możni pławili się w luksusie, za kapitał uzbierany z ciężkiej pracy innych ludzi, często niesprawiedliwie wykorzystywanych. Nie ma chyba szlachcica, który mógłby powiedzieć, że skradziono jego pieniądze, a przecież on był taki dobroduszny i uczciwy. Tacy się nie dorabiali. Pech chciał, że ona też uważała się za dobroduszną. Czas pokarze, jaką drogę obierze.

William, William. Zastanawiała się dlaczego nie powiedziała Dugowi o nim. Co nią kierowało, kiedy skłamała swojemu ukochanemu. Powiedziała mu, że chciała zmylić pościg, że improwizowała. A pościg przecież ją dopadł i jak się potem okazało, jej milczenie mogło się okazać kluczowe do sprawy. Gdyby powiedziała Dugowi o Williamie, być może w ogóle by się tu nie pojawił. Fi postanowiła uwierzyć, że to przeznaczenie nią kierowało. Duglasowi się po prostu należało za to co zrobił, za spowodowanie śmierci niewinnej dziewczyny. Chyba tylko niewinni mogą się tak zakochać na zabój. Wróciła myślami do swojego monologu z głowy, w którym jeszcze chwile temu twierdziła, że nie ma niewinnej szlachty. Zadziwiające, jak szybko punkt widzenia może się zmienić, w zależności od perspektywy. Świat nie był płaski, dobro nie zawsze było dobrem, a zło nie zawsze było po prostu złem. Świat nabrał trójwymiaru i tak właśnie zaczynała go postrzegać, również Williama. Nie był po prostu rycerzem na białym koniu, szlachetnym mścicielem. Myślała teraz o nim zupełnie inaczej i postanowiła podejść do niego bardziej ostrożnie, niźli by kiedyś to zrobiła.

– Nie gram naiwnej gąski, ja nią byłam, być może wciąż jestem – westchnęła i kontynuowała – potrzebowałam po prostu kubła zimnej wody by otworzyć wreszcie oczy na świat jakim jest. Dla nas wszystkich ta noc jest wyjątkowa.
Zamilkła na chwilę, zastanawiając się nad tym jakie ma szczęście, że jednak nie trafi do żadnego lochu, że w ogóle żyje. Ale tylko przez krótką chwilę. No tak, Gildia. Przecież nie mogło być tak pięknie. Już teraz łamała swoje postanowienie ostrożności, bo jej natura brała górę.

– Nie będę ci kłamać Williamie. Wiedziałam co robię, motywacja nie ma raczej znaczenia – spojrzała za Duglasem i wpatrywała się w stronę drzwi przez chwilę – odpowiem przed tą waszą "gildią".
Mocno zaakcentowała ostatnie słowo. Wciąż nie wiedziała co o niej sądzić, Dug niewiele jej powiedział. Jednak ludzie tu zebrani, jeśli byli jej członkami, dawali dobre świadectwo o tejże. Działali bardziej jak grupa przyjaciół niźli wspólników połączonych wyłącznie interesem. A przynajmniej takie sprawiali wrażenie.
– Jednak jeśli żywisz do mniej jakieś pozytywne uczucia, nie jest ci obojętny mój los, proszę Cię o przewodnictwo w tej sprawie. Ja – zawahała się, bojąc się odkryć swoje prawdziwe odczucia – jestem zagubiona. Potrzebuję kogoś, kto pokaże mi drogę, a na pewno dojdę z ową Gildią do porozumienia.

To było chyba najbardziej dorosłe, a zarazem naiwne co kiedykolwiek powiedziała. Trudno było jej określić czy był to mądry ruch. Z drugiej strony, nie uważała się znowu za tak przebiegłą. Jedyne co zostało to zakończyć to jakimś pozytywnym akcentem i modlić się do bogów ojca o opatrzność, chociaż to raczej nie była ich dziedzina.
– Freeda, tak mam na prawdę na imię. Ale przyjaciele mówią mi Fi – dodała, posyłając mu blady uśmiech
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

39
William słuchał uważnie. Z każdym kolejnym słowem Fi jego rysy łagodniały niby kontury lodowej rzeźby w wiosennym słońcu. Gdy dziewczyna zagrała na koniec kartą potencjalnej przyjaźni między nimi, Renard był kupiony. Cienie zaległe w zakamarkach jego strapionej twarzy pierzchły naraz pod wpływem szczerego uśmiechu.

Miło mi cię poznać, Fi — odparł z błyskiem w oku. — Naprawdę poznać — dodał, akcentując pierwsze słowo. — Oczywiście możesz na mnie liczyć, mon cheri. Uwalniając cię od Duglasa, czuję się za ciebie poniekąd odpowiedzialny. Nie chciałbym, żeby spotkała cię krzywda z powodu moich... spraw osobistych. Zdaje się, że nie masz w Saran Dun nikogo bliskiego, prawda? — zapytał, lecz w sposób typowy dla pytań, którym odpowiedź jest zbędna. — Nie martw się, Gildia zawsze chętnie wita nowych członków w swoich szeregach, jeśli tylko dysponują odpowiednimi talentami. Ty natomiast — uśmiechnął się z uznaniem do Fi — z tego, co widziałem potrafisz niejedno. Thom jest w porządku, jestem pewien, że się dogadacie.

Od dłuższej chwili nie było słychać charakterystycznego szumu deszczu na zewnątrz. Gromy ustały, a parapety odetchnęły z ulgą po niedawnym bombardowaniu i milczały teraz uśpione. Najwyraźniej burza minęła. Zegar w holu wybił drugą w nocy. Na ten dźwięk, jak na komendę, Renard przeprosił Fi i podszedł do Hermiony, która cicho rozmawiała z Lissą przy stole. Po krótkiej wymianie zdań i przejęciu szkatuły z kosztownościami, mężczyzna pożegnał się z damami i wrócił do Freedy, szarmancko nadstawiając jej ramienia.

Pójdźmy zatem, mon petit — rzekł ze swadą, której dziewczyna nie widziała u niego od momentu spotkania w kryjówce na poddaszu. — Ulewa oczyściła nieco zepsutą atmosferę tego miasta, to idealna okazja, by przejść się i odetchnąć świeżym powietrzem. Co ty na to?
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

40
Kamień spadł jej z serca. Reakcja Williama była dokładnie tym na co liczyła. Nie obwiniał jej, zaproponował pomoc, dawał nadzieję na lepsze jutro. Czuł się za nią odpowiedzialny, to nawet więcej niż na ile zasługiwała. To jej własna naiwność ją tu sprowadziła i to ona była za to odpowiedzialna. Potrzebowała jednak przyjaciół by wytrwać w tym miejscu, a Renard wydawał się być dobrym wyborem. W końcu walczył z Duglasem, nie mógł być taki jak on. Rzuciła mu znaczące spojrzenie przy wzmiance o przyjaciołach.
– Jednak wciąż trochę się martwię – przyznała niepewnie – niewiele o was wiem. Dug niechętnie dzielił się wiedzą, nie wiem czy się nadam. Jeśli jednak sądzisz, że powinnam spróbować, porozmawiam z tym Thomem.

Puściła go do Hermiony, by mógł zamienić z nią słowo. Wyobraźnia podpowiadała jej, że mówi coś w stylu "załatwię dziewczynę, widzimy się o trzeciej w bazie", ale odrzuciła to jako niemądra myśl początkującej paranoiczki. Albo po prostu głupiej dziewczyny. Wszystko układało się dobrze. Odgarnęła nerwowym ruchem kosmyk włosów za ucho. Dotknęła rapiera, lekko poprawiając jego położenie. Zastanawiała się jak teraz zmieni się jej życie. To tylko na jakiś czas – powtarzała sobie – muszę wrócić do domu, na północ. Wrócić do ojca i brata. Jeśli ojciec tam w ogóle jest.

William powrócił do niej i przemówił, zawadiacko nastawiając ramienia. Cieszyła ją ta pozytywna zmiana. Rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie Hermionie i Lissie, chcąc ujrzeć ich reakcję i ujęęą go delikatnie pod ramię.
– Prowadź, mon ami – odrzekła, puszczając do niego porozumiewawczo oczko.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

41
Wkrótce wszystkiego się dowiesz — rzekł jeszcze nim opuścił Fi, by rozmówić się z kobietami siedzącymi przy stole. Szum cichej rozmowy był jedynym, co mąciło głęboką, zalegającą w domostwie Neherisów ciszę. Wszystko spało. W powietrzu majaczyła ciepła woń palonego drewna i słodka, różana nuta.

Dziewczyna pogrążyła się na chwilę w myślach, które wykluczały to, co miała przed oczyma odkąd Robert i Jakub opuścili salonik, a mianowicie drogę ku niepewnej, biednej i głodnej, ale jednak wolności. Drzwi stały otworem i nikt ich nie pilnował. Mogła po prostu wyjść, uciec, nigdy nie wracać do Saran Dun.

Ujęła jednak ramię Williama Renarda i ruszyła z nim w noc. Nim opuściła salonik i posiadłość Neherisów, widziała jeszcze jak Lissa swoim zwyczajem puszcza jej oczko, a Hermiona uśmiecha się znacząco. Gdyby ktoś postronny zobaczył tę scenkę, ani chybi doszedłby do wniosku, że oto dwie starsze siostry wyprawiły młodszą na pierwszą schadzkę z chłopakiem z sąsiedztwa.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

42
Dolne miasto przywitało Neherisa tłokiem i wrzawą. Właśnie rozpoczynał się comiesięczny Mały Jarmark, na który kupcy z całej Królewskiej Prowincji, a czasem nawet z dalszych regionów, zjeżdżali się na kilka dni, aby handlować z mieszkańcami stolicy. Był to doskonały czas na uzupełnienie zapasów. Wielki Jarmark odbywał się za to raz lub dwa razy do roku i skupiał na saran-duńskich rynkach dziesiątki kupców z całej Herbii. Na to wydarzenie trzeba było jeszcze jednak poczekać.

Septo wjechał na podwórko, przeganiając kury sąsiada sprzed furtki. Z progu domostwa przywitała go Józefina, która właśnie zamiatała ganek, co zwykle miała w zwyczaju robić, kiedy posiadłość opuszczali jacyś goście. Ukłoniła się nisko i od razu poinformowała o tym, że panna Hermiona czeka w salonie.

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

43
***
Jeszcze przy bramie.
CO?! Jaki wędrowiec. Nie mów tego. Yela proszę cię nie żartuj tak nawet. Słuchaj uważnie.
Septo wziął głęboki wdech aby uspokoić się. Wiedział że przesadne nerwy nie pomogą. Serce zaczęło mu jednak mocniej walić aż sam miał wątpliwości czy dobrze zrobił zwyczajnie nie pozbywając się jej.
Będzie dobrze ale słuchaj jeszcze raz. Zatrzymała was zaraza, zawróciliście, zabłądziliście w lesie lądując przed bagnem, zatrzymaliście się zawrócić powóz, zaatakowała was bestia, Ty przeżyłaś dlatego że koń się spłoszył i uciekł z tobą na wozie, podczas gdy reszta tam pozostała. Nie byłaś w stanie ich uratować.
Septo patrzył czy słucha uważnie, zdawał sobie sprawę z tego że jest zmęczona jednak, od tego zależał i jej tyłek. Musiała myśleć.
Spokojnie powtórz.
Jeszcze raz Septo dla pewności zaczął powtarzać historię. Dosłownie chciał ją wkuć na pamięć Yeli, nie chciał doznać nagłego najścia strażników w rezydencji.
Słuchaj jeszcze raz. Zatrzymała was zaraza, zawróciliście, zabłądziliście w lesie lądując przed bagnem, zatrzymaliście się zawrócić powóz, zaatakowała was bestia, Ty przeżyłaś dlatego że koń się spłoszył i uciekł z tobą na wozie, podczas gdy reszta tam pozostała. Nie byłaś w stanie nic zrobić.
I tak wałkował tą historię. Trochę nieświadomie katował biedną niewyspaną dziewczynę. Jednak musiał. Liczył w sumie że z racji niewyspania nie będą jej przesadnie przesłuchiwać. W końcu to zazwyczaj bez sensu ludzie potrafią wówczas mówić niezłe głupoty.

Oczywiście jeszcze obserwował czy Yela na pewno wjeżdża do miasta.

***

Septo udało dostać się przed swoją rezydencję, nie widział strażników. Nie dziabnęli go przed bramą. Miał nadzieję że jakoś pójdzie. Myślał cały czas o tej sprawie, martwiąc się. - Raczej nie oskarżą ją o napaść. Odprowadziła całą skrzynię do miasta więc nie powinno być z nią źle. To że nie umarła nie jest przestępstwem. Też nie jest przesadnie chciwa, też wie że jeśli sknoci to pójdzie pierwsza na jakiś jakąś szubienicę. -

Teraz jednak pozostawała inna kwestia. Czekała go poważna rozmowa. Widział jakichś gości, ukłonił im się lekko, musiał jednak jeszcze trochę się ogarnąć dlatego też słysząc gdzie jest Hermiona szybko skoncentrował się mówiąc jeszcze do Józefiny.
Uszykowała byś mi kąpiel i coś do jedzenia? Jestem wykończony podróżą.
Septo następnie zaparkował konia i ruszył do salonu spokojnym krokiem rozważając jak zacząć rozmowę. Wiele zależało właściwie od tego czy będzie sama. Wyglądało na to że będzie. Dlatego zamierzał wejść do wnętrza spokojnym krokiem mówiąc.
Wróciłem.
Powiedział to z lekką nutą wątpliwości. Co mogło podnieść jej napięcie.
Załatwiłem sprawę. Niedługo powinnaś się o tym dowiedzieć. Nie powinni nas powiązać, zgoniłem wszystko na dziką Bestię. Jednak jak zawsze istnieje jakieś ryzyko. Mam jednak dużo gorszą wiadomość. Do miasta powoli zbliża się jakaś plaga niszcząca wszelkie życia. Nawet wielkie bestie do tego umierają. Nie wiem czy nie lepiej uciekać przed tą plagą.
Septo wyglądał na wymęczonego. Przyglądał się jednak reakcji Hermiony.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

44
– Spokojnie, Septo. To tylko żart – uspokoiła go dziewczyna, która nie spodziewała się aż tak gwałtownej reakcji na swój drobny wygłup. Powtórzyła dwukrotnie krótką historię zaraz po Neherisie, nim odjechała w stronę miasta. *** – Oczywiście – gosposia ukłoniła się ponownie i, pozostawiając miotłę opartą o ścianę, podreptała szybko wgłąb domu, by zagrzać wody na kąpiel.

Hermiona siedziała w fotelu, kręcąc w dłoni prawie pustym już kielichem czerwonego wina. Oczy miała przymrużone, jakby zmęczone po nieprzespanej nocy. W czasie nieobecności łucznika dostojna pani przefarbowała włosy na ciemniejszy odcień. Taka nagła zmiana wprawiła Neherisa na krótką chwilę w konsternację, podsuwając myśl czy na pewno rozmawia z tą Hermioną Vicenti, którą uratował z płonącej rezydencji w górnym mieście. Nie mógł wątpić, że zaszła u niej pewna subtelna zmiana, w końcu pozbyła się własnego brata i wspięła się na sam szczyt, przejmując wszelkie rodzinne dobra, w tym wysoce respektowaną w całej prowincji winiarnię. Zawężyła liczebność rodu, nie wiedząc jednak jeszcze, że prawdopodobnie poza nią nie żyje już żaden inny Vicenti. Pałacyk drugiego odłamu rodziny leżał bowiem na terenie objętym zarazą.

Septo zdążył zauważyć, że w domu nie było już Veriany. Musiałą ulotnić się krótko po wyjściu łucznika. Wydawała się być kobietą nader skuteczną w swoim fachu. I pracowitą, to przede wszystkim. Nie dziwnym byłoby, gdyby właśnie jej noż szybował w stronę jakiegoś mieszczańskiego kmiecia, który podpadł jednemu z klientów Gildii.

– Doskonale – Hermiona uniosła czoło. – Oj, ryzyko istnieje zawsze. Czy na pewno nie przeżyli żadni świadkowie? – zapytała, na chwilę odrywając wzrok od Septo, by uzupełnić kielich kolejną porcją wina. – Czy Gerard przewoził jakiś ładunek? I opowiedz mi o tej pladze. O bestii również. Chcę wiedzieć wszystko.

Kobieta naszykowała drugi kielich i, napełniwszy go, podała Neherisowi, wskazując drugą dłonią na sąsiedni fotel.

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

45
Septo miał pewne wątpliwości jednak czy była tą samą kobietą ze pewne tak, zabawne jak ludzie wczuwają się w nowe role udając czasem nawet i złych kiedy tak naprawdę niewiele się zmieniają. Choć ona wydawała mu się dość zachłanna. Miał nadzieję że nie gniewna. W głowie Septo już wcześniej zalęgło się jak to wszystko przekazać i w jaki sposób upewnić się że plan przebiegnie idealnie. Zachowywał jednak spokój. Yela nie była głupia sama nie wkopała by się w zabójstwa. Rozpoczął więc historię ściszając swój głos i przysuwając się bliżej do Hermiony. Nie chciał aby przypadkiem ktoś coś usłyszał a już na pewno nie Juzefina.
Tak, muszę ci wytłumaczyć wszystko z detalami. Więc celowo pozostawiłem jedną osobę przy życiu jednak ta osoba została przekupiona. I powinna przez strażników dostarczyć ci ten kufer w którym znajduje się pierścień brata, sprawdziłem ją kilkukrotnie więc nie wydaje mi się aby ryzykowała. Przydało by się jednak kogoś wysłać aby upewnić się że wszystko idzie zgodnie z planem. Najemnicza nazywa się Jednak tą historię lepiej opowiedzieć w całości.


Septo spokojnie usiadł na fotelu obok odbierając kieliszek wina. Powąchał obejrzał dokładnie, pewnie jakieś wytrawne, choć gdzieś w paranoicznej głowie Septo pojawiał się niepokój o truciznę, zmoczył jedynie usta lekko smakując wina. Jak zatrute i będzie działać szybko to pewnie coś poczuje zanim zacznie pić na poważnie. Motyw zawsze się znajdzie, choć kompletnie mu to nie pasowało, był nadal potrzebny. I dalej kontynuował po cichu.
Od czego by tu zacząć... Ruszyłem w pogoń, w drodze do waszej posiadłości dostrzegłem jak roślinność przede mną była dosłownie obumarła, wjechałem wówczas na wzgórze aby przyjrzeć się sytuacji. Jednak wyminięcie wydawało się niemożliwe. Wjazd w tą strefę wydawał się słabym pomysłem bez przygotowania. Rozważałem opcje kiedy na głowę mało co nie zwaliła mi się Wiwerna. Która padła od tej zarazy. Przyjrzałem się jej i postanowiłem spróbować zobaczyć czy jestem wstanie jakoś ją uzdrowić czy jakoś rozproszyć tą plagę, zrobić cokolwiek, było to bardzo ryzykowne bez dokładnego przygotowania, dlatego wykorzystałem pewną dziwną magiczną monetę. Wzmocniłem jeszcze bardziej jej moc. I w końcu przeprowadziłem prowizoryczny rytuał. Zakończyło się to zdecydowanie nie tak jak przypuszczałem. Zamiast jakoś zwalczyć plagi, jakoś ożywiłem tą martwą bestię. Czując ją w jakiś magiczny sposób. Wiwerna jednak nie przejawiała typowej chęci współpracy. Poleciała sobie gdzieś. Postanowiłem więc zawrócić ostrzec o pladze epickich rozmiarów która zabiła nawet Wiwernę, Bestię która właściwie lata
Septo wziął kilka łyków wina. Tak musiał zdecydowanie się napić, kontynuując dalej tą historię po cichu do Hermiony, przyglądając się jej swoimi niewyspanymi oczami.


Na domiar złego była już noc, ruszyłem więc w drogę do miasta ostrzec innych. Po drodze zabłądziłem lądując w jakimś bagnie. Wtedy okazało się że nie tylko ja zabłądziłem tego dnia. Dostrzegłem karawanę z Geraldem, do tego razem z ochroniarzami. Oznaczało to że mogę jeszcze wykonać zadanie. Więc zaatakowałem ich. Sam na pięć osób. Jeden koleś przypominał mi kogoś z gildii, więc spróbowałem do nich zagadać, w dość specyficzny sposób. Straciłem w ten sposób element zaskoczenia. Jednak miał bym pewnie znów przesrane za zabicie kogoś z tej gildii zabójców. Może jednak krzyczenie "Imię władcy śmierci z SARAN DUN ?" nie było najlepszym pomysłem.
Uśmiechnął się, jednak sam wiedział że to chyba było nie najlepszym co mógł wymyślić.
Jakoś załatwiłem ich ustalając cele priorytetowe. Najpierw więc mag, wydawał się być biegły w magi ognia. On pierwszy oberwał, był uzbrojony w kolczugę co ochroniło mu tyłek od pierwszej strzały. Padł również woźnica. Gerald oberwał w tyłek. Zaczęli się kryć. Jednak przede mną nie da się łatwo ukryć. Więc dalej do nich strzelałem z łuku wspomagając się magią. Niestety to był długi dzień. Sprawiało to że zacząłem czuć objawy nadużywania magi. Rytuał bardzo mnie wyczerpał. Byłem niemal na wyczerpaniu, jednak zabiłem ich łucznika. Pozostał jedynie unieruchomiony mag którego myślałem że zabiłem, Gerald z strzałą w tyłku i ta ostatnia.


Kolejna dawka alkoholu miała nieco nawilżyć zaschnięte gardło.
Ukryła się, moje zaklęcia prysnęły, a razem z tym krwawiłem z nosa, było naprawdę źle. Prawie nie byłem w stanie jej zlokalizować. Gerald uciekał, wiedziałem że będzie krucho. Jeśli ruszę za nim, ona zapewne ucieknie, albo mnie zabije. Sam Gerald również uciekał z strzałą w tyłku, jednak zajmowało mu to sporo czasu. Wtedy zaryzykowałem, wpadłem na pomysł aby jeszcze raz zagadać, wydałem w ten sposób znów swoją lokację. Szczerze sobie porozmawialiśmy, ryzyko że umrzemy było spore a mi chodziło o Geralda więc jakoś doszliśmy do porozumienia. Zaproponowałem jej że przez jakiś czas nauczę ją kilku sztuczek, a ona zgodziła się. Nazywa się Yela. Nawet pomogła z twoim bratem. Myślałem aby kazać jej go zabić, co sprawiało by że była by współwinna, jak i sprawdził bym jej lojalność. Jednak postanowiłem sprawdzić pewną tezę. Najpierw jednak porozmawiałem sobie z twoim bratem Geraldem. Przed śmiercią pozostał sobą, próbował nawet mnie przekupić. Chciał oddać jakąś posiadłość. Na nieruchomość może bym się i skusił jednak jako zleceniodawca wygrywasz. Więc zabiłem go testując pewną sprawę. Wyszło na to że test wyszedł w pełni pozytywnie, a on umarł długą i bolesną śmiercią od trucizny.


Znów się napił musiał poukładać jak pociągnąć historię dalej, zapewne trzymał Hermionę w napięciu w końcu nadal nie wiedziała najważniejszego dla niej, czyli losów skrzyni. On jednak w swoisty sposób droczył się wręcz jak by opowiadał Jakąś heroiczną balladę.
To jednak nie był koniec. Odebrałem sygnet z palca chcąc mieć go jako dowód zabójstwa. przeszukałem go a tam Klucz!
Septo wówczas wyciągnął klucz i podał do rąk Hermiony niczym jakiś magik.
Pomyślałem, warto by było oddać sygnet w dobre ręce, w końcu pamiątka. I tak ruszyłem z Yelą w kierunku wozu. Myślę sobie a zobaczę co mają przy sobie inni. Kiedy nagle słyszę szept:
- Pomóż mi to rozkruszyć, szybko. Potrzebuję wolnych rąk.
— Zagrał nieco głosem udając głos maga.
Postanowiłem to wykorzystać, sprawdzić co zrobi Yela udałem że nic nie słyszę. I zbierałem sobie jak gdyby nigdy nic graty z reszty. A ona go zabiła, choć nie powiem, trochę się martwiłem. Pozostawał jednak ogromy problem. Cztery trupy jak i Yela która trzeba było jakoś usprawiedliwić z takiej sytuacji. A do tego skrzynia którą chciałem dostarczyć wraz z sygnetem. To był moment na improwizację. Spróbowałem przywołać wiwernę, liczyłem na to że ta magiczna więź jakoś przesyła sygnały. Wychodziło na to że robi to bardzo dobrze. Wiwerna zjawiła się i zajęła zwłokami.


Septo dalej pił wino z kielicha coraz to mniej pozostawało w jego kielichu. Mieszał jednak charakterystycznie rotując kielichem.
Ta Wiwerna jest skomplikowana, muszę w wolnym czasie poszukać informacji, zrozumieć bardziej cała tą sprawę. W każdym razie po darmowej wyżerce poleciała sobie w dal. Nie zaatakowała ani mnie ani Yeli. A miała okazję. Więc postanowiłem umieścić pierścień w skrzyni. Obmyśliłem plan jak to rozwiązać. Wiwerna ofiarna już była, więc problemu z winnym nie powinno być. Yela jednak chciała coś namacalnego, więc zapłaciłem jej nieco przekonując że nagłe wzbogacenie to kłopoty, w końcu zaczną ją ścigać albo chcieć zabić. Chciałem umieść w skrzyni Sygnet, otworzyłem skrzynię nieświadomy... Ilość funduszy w skrzyni była bardzo przekonująca i kusząca.
Zamilkł na chwilę spoglądając w oczy Hermiony.
Chciało by się z taką wyjechać gdzieś w daleką podróż. W każdym razie odłożyłem sygnet i zamknąłem temat na razie. Zwiastował on tylko kłopoty. Do tego pozostawała kwestia zaufania. Coś takiego potrafiło namieszać w każdej sytuacji. Ruszyliśmy jednak w drogę powrotną. A tu na naszej drodze mała wioska w której był akurat ślub. Trzeba było jakoś przejechać wozem, a mnie nie powinno być obok. Więc puściłem ją samą, trochę zeszło jednak przyjechała, skrzynia wyglądała na całą a klucz miałem przy sobie. Ruszyliśmy więc do miasta. Po długiej podróży trafiliśmy do Saran Dun. Puściłem ją przodem do miasta, obserwowałem jak wjeżdża, miała opowiedzieć straży o tym jak to straszliwa wiwerna zaatakowała i zjadła twojego brata, przez to skrzynia powinna trafić do twych rąk w końcu dziedziczysz po nim. Wszystko zgodnie z prawem, bez zbędnych podejrzeń. —Zamilkł dłuższą chwilę.


Wolał bym jednak abyś wysłała z dwóch ludzi, jednego na bramę aby pilnował czy czasem nie próbuje się wymknąć, a drugiego aby zobaczyć czy nie próbuje jej otworzyć. Zwykle z przezorności, najlepiej aby nie interweniowali głupio. To może ściągnąć kłopoty. Yela nie jest głupia, wydaje mi się że można jej zaufać. Jednak to co mogła zobaczyć w skrzyni było dość kuszące. Z drugiej strony wie że to zapewne będzie jej koniec jeśli zdradzi. Ludzie którzy nie kuszą się na złoto czy srebro są cenni. A czasem trzeba zaryzykować.


Dopił wino zapewne do końca. Przyglądał się przy tym reakcji Hermiony, nie był pewien jak to zniesie, czy będzie zła, czy może jednak zadowolona. Septo wydawało się że zredukował ryzyko płynące w kierunku do niego i Hermiony dość znacznie. Fakt że jedna figura była kluczowa, w tej rozgrywce jednak wyglądało na to że da radę to zrobić.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”