Jesteś mój. A ja jestem Twój.
Chciałby powiedzieć do medalionu. Czuł, że to przeznaczenie i wola Pana go zaprowadziła do tego przedmiotu. Czymkolwiek miałoby być to, co będzie naprzeciwko niego, on zmieni to w pył i kurz, jakby nigdy nie istniało. Istnieć bowiem nie powinno. Żywioły dotykały go, jakby nie miał nic na sobie. Poczuł się nagi. Bez swojego kapelusza i pancerza nie czuł się tym, kim był. Inkwizytorem. Cel jego życia. Ciepło i wiatr. Obietnica dobrego snu. Magiczne uczucie wypełniające jego żyły i organy. Serce pompowało krew jakby łagodniej, spokojniej. Um. Um. Um. Veris, ten przeklęty czaromiot uciekł. Nie było mu się co dziwić. Podejrzliwość Septima na chwilę uciekła. Czaromiot. Nie chciał do siebie przyjąć myśli, że i on przecież był magiem. Był czarującym. Nigdy o ten dar nie prosił. Było to jego przekleństwo, które pobłogosławiło go mocą do wykonywania zadań Pana. Niemniej, gdyby nie ledwo co przeżyte wydarzenia, zapewne uśmiechnąłby się szeroko, widząc maga i jego obecny stan. Los bywa przewrotny. I zabawny.
Zakonnik sam nie wiedział, czego chce.
Za to kapłanka wytrąciła go lekko z równowagi. Blada cera i wysunięte policzki sugerowały przemęczenie. Pracowała aż tak ciężko? Jego paranoja bezpieczeństwa powróciła. Czyżby były jakieś nieludzkie i nieczyste siły, które zabierały jej energię i życie? Kusiło go, by wysłać w jej głąb swoje nici instynktu. Wyczuć, czy faktycznie jest tam jakieś czające się do zrywu zło. Zdziwił go wyostrzony wzrok. Czemu była tak zdziwiona? Bała się? Przecież była kapłanką Osureli. Siostrą w słusznej sprawie. On był Mistrzem Inkwizytorem Zakonu Sakira. To chyba normalne, że się o nią troszczył. Chciał jej pomóc. Nie bój się już. Mówiły mu jego myśli, lecz usta pozostawały nieme. Spoglądał na nią nienachalnie. Nie powinien jej atakować swoimi zmysłami, kiedy potrzebowała jego pomocy. Sam rozumiał, jakie wrażenie czasami mógł wywrzeć. Jakie wrażenie wyrażał jego tytuł.
Nie bój się, kapłanko. To ja. Spójrz na mnie. Zobacz mnie.
Nienawidził herezji i czarnej magii. Rozumiał więc, jak mogła się bać ona. On stawiał czołu ciemnościom z uniesionym w górę młotem, drugą ręką celując oskarżycielsko, by jego oskarżenia poniosły się w powietrzu śpiewem błyskawicy. Bała się. Coś ścisnęło go boleśnie za serce. Kolejny powód do nienawiści dla tych, którzy uczynili tyle zła w tym mieście. Może bała się medalionu?
Teraz i ja jestem tym medalionem.
Wtem. To. Mężczyzna spoglądał na piękną dziewczynę. W głowie mu szumiało, a w piersi kołatało. Cieszył się, że składał śluby czystości, dopóki nie uczyni czegoś, co wszem i wobec będzie znane na chwałę Pana. Uszy pojawiły się jakby znikąd. Szeroko otwierając oczy wpatrywał się w nią jak w obrazek. Elfka. Cofnął dłoń. Tylko nieznacznie, bo zrozumiał, co ją tak sparaliżowało. Nie rzucił ręki do tyłu z oburzeniem, jak poparzony. Po prostu zrozumiał. Jego oczy przerzucały się z jej oczu - raz na jedno, raz na drugie. Jakby chciał również on zrozumieć, co się stało. Skryła się tutaj. To by wyjaśniało jej zagadkowy zapach. I strach, co najważniejsze.
Poczuł dziwne mrowienie na opuszkach swoich palców, pomimo rękawicy. Dziwne, kotłujące się uczucie w brzuchu, jakby przesadził z zupą, której zjadł cały gar. Coś zabolało go w skroniach - coś, czego wytłumaczyć nie potrafił i co go bardzo zakuło. Może sumienie? Szukał rozwiązania tej dziwnej zagadki. Przed chwilą wygładzał tej elfce włosy z taką opiekuńczością, zapewniając ją, że jest bezpieczna. Teraz pochylał się nad nią - Mistrz Inkwizytor Zakonu Sakira. Nad małą, przestraszoną elfką. Przerażoną. On zaś zabijał elfy. Nie tak, jak demonologów, ale jego negatywne nastawienie było aż nazbyt widoczne. Kilka chwil temu mówił, że swój gniew po stracie oddziału ujarzmi na życiach elfich uchodźców pod koszarami.
Przygryzła wargę. Septim otworzył usta i wciągnął powietrze w niedowierzaniu. Coś jakby wkradło się do jego głowy i poprzestawiało wszystko w nie swoje miejsca. Zwoje i pergaminy z zaklęciami wymieszały się z tym, co widział i słyszał, malując dziwne bohomazy na przelatujących stronicach nowej księgi. Nariviel. A więc to tak nazywała się ta... osoba. Gdy wyszła, spoglądał jeszcze za nią w drzwi. Później przeniósł wzrok na cichego medyka. On też się boi. Mnie i mojej reakcji. Zacisnął masywne pięści w rękawicach i wyprostował się, wciągając potężnie powietrze do płuc. Zmarszczył brwi, spojrzenie wbijając w plecy Angrama. Poczekał, aż skończy mówić. Podniósł podbródek. Był nadal Młotem Bożym. Nie znał uczuć, a tylko Śmierć. Czy nie tak miało być? Był przecież wilkiem z obrożą Zakonu.
— Przestań, Angramie. Nie przepraszaj mnie. Nic nie zawiniliście. Zadam Ci szybkie pytanie. Nie jest podchwytliwe. Tuż po nim pójdę do Nari... Viel. Oddam jej to i zadam pewne pytanie. O medalion, rzecz jasna — spróbował wyklarować. Co miał niby powiedzieć? Nie, wcale nie mam zamiaru jej torturować.
— Czy byłbyś tak miły i chciał zarobić? I powiększyć mój dług u Ciebie? Potrzebowałbym dobrego medyka na czas tego... Śledztwa. A wiesz już, z czym mam do czynienia. Zastanów się nad tym spokojnie. Odmowa nic nie zmieni — to powiedziawszy, wypłynął z pomieszczenia uchylając głowę pod framugą drzwi, by o nią nie zawadzić głową bądź kapeluszem.
Jestem Młotem Bożym, do cholery.
Jego celem będzie dotarcie do elfki. Światło Sakira pada na wszystkich. On zaś poprzysiągł walkę z herezją i wrogami jego religii. Czynił więc wiele okropieństw. Odszuka ją i zamiarem było podejście powoli, spokojnie, by jej jeszcze bardziej nie wystraszyć. Zacznie z daleka, by nie zajść jej z bliska. Nie. To by mogło być jeszcze bardziej zatrważające.
— Panno Nariviel. To chyba należy do pani — wysunie w jej kierunku kaptur z wyszytymi na niej symbolami — Przepraszam za... Za. Za to — nie wiedział jak to ubrać w słowa. Przepraszam za niechęć do Twojej rasy, bo uważam ją za gorszą? Przepraszam, że myślałaś, że Cię zabiję, gdy odkryję, kim jesteś?
— Wiesz może... Co oznaczają te symbole na medalionie? Twój kaptur do nich pasuje. Nie znam nikogo innego... Znaczy... Byłbym naprawdę wdzięczny — dodał na samym końcu.
Kruk. Czarny żagiel.
Re: Koszary Straży Miejskiej (Dolne Miasto)
16Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla