Gospoda "Dobrego Piwo"

1
Obrazek
Pokoik na poddaszu
Niewielki, tłoczny pokoik, który gdyby mógł, opowiedziałby niezliczoną ilość historii, jakie miały miejsce w tych skromnych, czterech ścianach pokrytych grzybem, kurzem i gdzieniegdzie pleśnią. Wysokie okno spozierało mętnym okiem na brudne ulice, rzędy domów mieszkalnych oraz zasłane dymem z kominów niebo. Zaludniona przez korniki podłoga skrzypiała wraz z każdym postawionym krokiem, gdzieś w kącie między sufitem a ścianą, wisiał ledwie dostrzegalny welon pajęczyny. Łóżko, szeroki parapet pełniący funkcję biurka, pęknięte zwierciadełko wiszące obok i krzesło z wyłamaną nogą zastąpioną kolumienką książek. Czegoż chcieć więcej? Ach, oczywiście. Kolejnego wędrowca! Czyją historię tym razem nam opowie?


Celem należytych przygotowań, Vincent Eluard wszedł do wynajmowanego przez siebie kawałka ziemi niczyjej. Brud, kurz, smród (w razie konieczności kolejność zamienić)- chleb powszedni każdego, kto nie miał zamiaru zagrzać miejsca na dłużej, niż kilka dni. Ale czy to było ważne? W imię Jego Najjaśniejszej Mości oraz interesów królestwa, należało przygotować się do misji, a spać można kiedy indziej. Wspaniale byłoby, gdyby płacono za leżenie odłogiem, prawda?
Zawiasy klapy w podłodze zarżały dziko, kiedy tymczasowy lokator przekroczył próg, omal nie trafiając stopą na główkę leżącej gdzieś w kącie miotły, kubeł na odpadki i pustą butelkę średniej jakości trunku, o której pochodzeniu młody agent wolał w sumie nie pamiętać, a już na pewno dochodzić, skąd do jasnej cholery wziął się u niego muszkatel produkowany w Irios.
"Pewnie rozwodniony sikacz."
Wprost nieproporcjonalne uczucia napotkały go, gdy zobaczył też zmierzwione fałdy kołdry na pryczy, a pośród nich, porzucony element kobiecej garderoby. I weź tu człowieku żyj z samym sobą. Pędzone gorzałą, niekontrolowane wspomnienia zdawały się tańczyć jak chciały. A Vincent musiał jeszcze pamiętać o wieczornym spotkaniu z Arivaldem...

Póki co, czekała go jednak ważniejsza praca. Zmiana tożsamości do pracy, do jakiej go przydzielono.
Spoiler:
Obrazek

Re: Pokój na poddaszu "Dobrego Piwa"

2
Pożar.
Długie, pomarańczowe języki ognia – jak jadowite węże – wijące się i oplatające jej stopy, kolana, biodra, piersi, by pełznąć dalej, dalej – ku górze – aż po same włosy, które naraz stają w płomieniach! Pożoga opada na jej drobne ciało niczym welon ślubny, jak gdyby sam żywioł chciał wziąć ją za żonę, jakby chciał ją posiąść. Czuje żar wokół i wewnątrz siebie, wszystko gore, trzaskają belki w stropie, ściany walą się z hukiem, pękają szyby – piekło! A ona... ona...
...puka?


Fiona otworzyła nagle sklejone, powalane popiołem powieki. Usiadła na sienniku, nie wiedząc w pierwszej chwili, gdzie jest. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem po ciasnym, zapyziałym pokoiku. Parapet... okno nieznające pieszczoty mycia... krzesło bez nogi... klapa w podłodze... A tak, już wiedziała, gdzie jest. I dlaczego. Kilka obrazów poprzedniego wieczoru rozbłysło jej pod powiekami. Przeszedł ją dreszcz strachu. Lecz wtem! – znowu ten dźwięk. Aż podskoczyła. Ktoś pukał! Zerwała się, by wyswobodzić skobel, blokujący wejście do pokoiku na poddaszu i dźwignęła ciężką klapę, oddychając z ulgą, że oto nadchodzi ratunek z tej okropnej sytuacji. Już, już miała na ustach ukochane imię, gdy...

Moje uszanowanko! — przywitał się wesoło William Renard. — Można? — W chwili, gdy wybrzmiał znak zapytania, sprężysty, smukły młodzieniec był już w pokoiku, a klapa w podłodze na powrót wskoczyła na swoje miejsce, jak element układanki. — Dobrze spałaś? — zapytał bezczelnie elegant, rozsiadając się na parapecie. Kasztanowa, bujna czupryna lekko falowała, gdy wachlował się zwitkiem papierów. Papierów, które – Fi była tego pewna – zostawiła przed godziną w ich skrytce!
Ostatnio zmieniony 28 gru 2018, 16:30 przez Juno, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Re: Pokój na poddaszu "Dobrego Piwa"

3
Freeda przewracała się w łóżku z boku na bok. Śniła o pożarze, który miał niedawno miejsce. Początkowo sen o pięknym balu, rodem z bajek opowiadanych jej przez matkę, w której ona, Freeda nie Fiona, stoi u boku księcia z bajki, przerodził się w koszmar senny. Radość, że nie musi odgrywać przed innymi kogo innego, ustąpiła miejsca kompletnemu przerażeniu. Języki płomieni łapczywie lizały jej ciało, parząc ją i wywołując okropny ból, na który odpowiedzieć mogła jedynie rozpaczliwym wołaniem o pomoc. Już nie paliła się tylko jej suknia i ona, ale i cały korytarz dookoła, belki, strop i firanki. Szyby pękały w oknach, a ona łapała się rozgrzanych do czerwoności framug, swoimi poczerniałymi palcami, byle tylko wyskoczyć, wypaść i nie cierpieć więcej. Zamiast poczuć ulgę, usłyszała potężne grzmotnięcie, a potem kolejne. Obudziła się.

Sen był tak realistyczny, że po przysiądnięciu na materacu obejrzała swoje dłonie i obmacała twarz. Popiół, niewątpliwie, ale to nie z wyimaginowanego pożaru, a z rzeczywistego, który miał miejsce wczoraj. Wydarzenia mogły potoczyć się podobnie jak w śnie, gdyby nie tajemnicza moc, która ją okalała i nie pozwalała płomieniom się zbliżyć. Zastanawiała się co takiego było źródłem tej anomalii. Rzuciła też okiem na wyjściową suknię. Zrujnowana. Na nic się nie przyda. Jeśli będzie musiała przejść przez miasto, konieczne stanie się znalezienie innego przyodziewku. Wtem! Pukanie.

[...]

Na początku: szok. Potem strach. Wejście młodego szlachcica było tak niespodziewane, że nie zatrzymała go w żaden sposób, cofając się i depcząc bosymi stopami pozostałości sukni. Nie tego się spodziewała, nie tak miało być. Na początku chciała rzucić się do ucieczki, ale to byłoby nierozsądne. Potem chciała odgrywać dalej niewinną szlachciankę z prowincji, ale co taka dziewczyna robiłaby na poddaszu jakiegoś zapyziałego lokalu?! W dodatku dokumenty, które trzymał w dłoni (dokumenty, które skradła zeszłej nocy!) i jego zachowanie budziły wątpliwości. Co jeśli mnie przejrzał – myślała gorączkowo – na bogów, straż na pewno czeka już na dole, a ten bałwan tylko się ze mną droczy, tak jak na pierwszym spotkaniu. A co jeśli jeszcze nie ma strażników i Renard coś od niej chce? A, a... Tyle pytań. Każda odpowiedź rodziła dwa kolejne, każda niewiadoma trzy następne, a póki co wiedziała bardzo niewiele. Póki co postanowiła milczeć, a przynajmniej niewiele się odzywać.

Jakkolwiek monolog wypowiedziany przed chwilą w głowie może wydawać się długi, w jej umyśle zajął krótką chwilę. Odtworzyła cały swój trening etykiety, by wcielić się w Lady Fionę i bazując na tym uznała, że na początek najrozsądniej ukryć swoje drobne ciałko z dala od wzroku młodzieńca. Bielizna spod sukni nie odsłaniała wiele, a na dodatek miała na sobie za dużą koszulę w której spała, ale to nie znaczyło, że powinna stać przed nim i w ten sposób. Starając się zachować resztki godności i opanowania, przeszła szybko przez pokój i zerwała z łóżka nakrycie, zasłaniając nim większą swoją część. Skończywszy to robić, wciąż podtrzymując jedną ręką nakrycie, spróbowała wcisnąć niesforne kosmyki za uszy. Nic nie mogło uratować jej fryzury, ale przynajmniej mogła spróbować.

Przywołała na twarz blady i prawdopodobnie niezbyt przekonujący uśmiech i odezwała się roztrzęsionym głosem.
– T - tak, Williamie. C - co ty tu robisz? Po p - pożarze uciekłam przestraszona, sama nie wiem czemu – skłamała, starając się nie spoglądać na dokumenta – kiedyś grałam tu w kenta z takim szemranym towarzystwem, pomyślałam że... że. Och, niewiele myślałam, byłam spanikowana, musisz mi wierzyć!
Freeda zastanawiała się, czy mówi to wciąż jej druga tożsamość, Fiona, czy ona sama. To było okropnie słaba wymówka i dziewczyna rugała się w myślach, że w ogóle się odezwała. Trzeba było siedzieć cicho i spuścić wzrok. Wzrok, właśnie – spuściła spojrzenie, wlepiając je w ziemię, jakby bała się co zobaczy w oczach młodego szlachcica.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Pokój na poddaszu "Dobrego Piwa"

4
William z rozbawieniem w szarozielonych oczach obserwował jak młodziutka Fi próbuje utrzymać fason, jak stara się ratować to, co już dawno legło w gruzach, strawionych na dodatek pożarem. Uśmiechnął się, przesłaniając ten uśmiech papierami, które ściskał w garści i pokręcił głową, jak starszy brat, który przyłapał smarkatą siostrę na podjadaniu cukierków przed obiadem.

Dajmy już spokój tej błazenadzie, panno Fiono... Czy może powinienem zwracać się do ciebie inaczej, hm? — Mrugnął do dziewczyny szelmowsko. Na dnie jego przenikliwego spojrzenia, przywodzącego na myśl chłodne wody jeziora, igrała jednak szczera sympatia. — Nieźle to sobie wymyślili — podjął zaraz młodzieniec, przenosząc wzrok z zakłopotanej twarzy Fi gdzieś poza nią, w dal, z której tylko on mógł czerpać myśli i słowa. — Jakub nie jest w ciemię bity. Zawsze wyczuwał pismo nosem... No, ale przyszła kryska na matyska! — Perlisty śmiech rozszedł się po ciasnym pokoiku, wypełniając go po sam sufit. — Pożaru wywołanego nieostrożnością służby nie mógł przewidzieć, a te papiery — machnął trzymanym w dłoni zwitkiem — coś je wczoraj tak heroicznie z płonącej posesji uniosła, na nic się już wam nie zdadzą. Vicenti to gołodupiec, nie zostało mu nic. — Mimo tego, co mówił, William Renard wciąż władczym gestem dzierżył dokumenty. — Niemniej jednak mogą stanowić dowód... sama rozumiesz.
Obrazek

Re: Pokój na poddaszu "Dobrego Piwa"

5
Rozejrzała się po pomieszczeniu, myśląc co by tu zrobić. Co zrobił by Duglas? Pewnie ogłuszyłby czymś ciężkim, albo powalił i uciekł. Ona pewnie dałaby radę uciec, ale jak wcześniej przejść obok niego i otworzyć klapę? Powalić? Nie ma szans, nie z jej wagą piórkową. Pozostało grać w tę jego gierkę i liczyć na wyjście całą.
– Fiona, zostańmy na oficjalnej stopie – odrzekła, najspokojniej jak potrafiła – Williamie. Po pierwsze, nie wiem o jakim Jakubie opowiadasz, nie znam nikogo takiego. Jakie pismo i jakim nosem, co ty w ogóle opowiadasz.
Wyprostowała się, starając się wyglądać pewnie w niepewnej sytuacji. Prawdziwa dama na pewno nie dałaby się zbić z tropu. Nawet jeśli miałaby stać w bieliźnie i narzucie. Chyba. Miała też nadzieję, że głos jej nie zadrżał, kiedy wymawiała imię Jakub. Czy mogło mu chodzić o Duglasa? Może on też grał na arenie politycznej pod przykrywką fałszywej tożsamości, mogło tak być.
– Po drugie, chyba nie sądzisz, że ukradłam to – zapytała wskazując kartki i niewinnie wierząc, że jej mina poruszy jakąś czułą strunę – j-ja działałam w popłochu, niewiele myślałam nad tym co robię. Uciekłam przerażona i zanim się zorientowałam znalazłam się w środku miasta z jakimiś papierami. Wyrzuciłam je, żeby nie wzbudzać podejrzeń i uciekłam tutaj.

Niestety, słowa te brzmiały lepiej w jej głowie. Kiedy tylko je wypowiedziała, pożałowała że w ogóle otworzyła usta. Nikt chyba nie byłby tak naiwny, nawet ona. Koledzy Duglasa przysięgali, że szlachcice to zadufani w sobie idioci, niektórzy nawet tacy byli, ale nie William.
Fi zrobiła krok do tyłu i oparła się plecami o zimną ścianę.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Pokój na poddaszu "Dobrego Piwa"

6
Ciasna przestrzeń, w której się znaleźli nie pozwalała na zbyt wiele manewrów, a gdyby Fi chciała dźwignąć klapę w podłodze, musiałaby stanąć niemal ramię w ramię z Williamem. Jeśli więc ten miał wobec niej niecne zamiary – plan był skazany na porażkę. Była w pułapce.

Nie musisz się mnie obawiać — żachnął się młodzieniec. — Nie przyszedłem tu po twoją godność. O ile jeszcze jakąś masz — dodał impertynencko. Młodzieniec zeskoczył zwinnie z parapetu i podszedł do wtulonej plecami w ścianę dziewczyny. Szelmowski uśmieszek igrał na przystojnej twarzy o orlim nosie, na którym rozsypało się kilka uroczych, złotych piegów.

Dobrze... Fiono... — rzekł z przekąsem, nachylając się do niej, by zajrzeć w umorusane popiołem liczko dziewczyny. — Możesz ciągnąć tę farsę, jeśli taka twoja wola. Lecz bądź łaskawa nie obrażać chociaż mojej inteligencji, skoro swoją już musisz. Lubię sobie pochlebiać, że jest w nie najgorszej kondycji. — Mężczyzna oparł się wolną ręką o ścianę, w drugiej wciąż dzierżąc zwitek dokumentów. Za brudnym oknem dało się słyszeć pianie kura. Zbliżał się świt. Od czasu wybuchu pożaru nie mogło minąć więcej niż kilka godzin.

Przyjmij dobrą radę od... starszego kolegi po fachu — uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów — uważaj z kim wchodzisz w układy, mon petit. Jesteś niezła... Tak, całkiem niezła. Niemal dałem się nabrać, choć wciąż coś mi nie pasowało w tym obrazku prowincjonalnej szlachcianki. Gdyby jednak nie przypadek... Cóż, pewnie dałbym w końcu spokój. Uwierzył w pannę Fionę Lucci. Ale przeczucie mnie nie myliło. — Mrugnął do niej szarozielonym okiem, odpychając się dłonią od ściany i odstępując od dziewczyny. Stanął profilem w mętnej szarzyźnie leniwego brzasku, wpadającej przez okno.
Obrazek

Re: Pokój na poddaszu "Dobrego Piwa"

7
Nie musisz się mnie obawiać? Nie przyszedłem po twoją godność? Z kim wchodzę w układy? To słowa, które zasiały ziarnko niepewności w umyśle dziewczyny. Co ten człowiek miał na myśli, czy wiedział już o Duglasie? Postanowiła nie mówić nic o swoim kochanku.
Miała wrażenie, że jej plecy stają się jednością ze ścianą, kiedy próbowała odsunąć się jeszcze odrobinkę dalej od Williama. Bała się go. Ale dlaczego? Strach wydawał się być irracjonalny, nie wydawał się mieć złych zamiarów, a jednak Duglas i inni kazali trzymać się jej od niego z dala. Czy to możliwe, że kiedyś wcześniej próbowali kogoś obrabować z pomocą Williama? Skąd indziej by się znali?

Odetchnęła z ulgą, kiedy odsunął się od niej, chyba wstrzymywała oddech przez cały ten czas. Przełknęła dyskretnie ślinę. Nie wiedziała wiele o półświatku, ale wystarczająco by wiedzieć dokąd to zmierza. Odsunęła się od ściany, by nie wyglądać na stłamszoną. Uspokoiła oddech i głos. Zmierzyła profil Williama wzrokiem.
– Dobrze, czego chcesz – zapytała ostrożnie, obserwując bacznie jego reakcję.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Pokój na poddaszu "Dobrego Piwa"

8
Czego chcę...? — zapytał, jakby zdziwiony. — Powinnaś zadać to pytanie Duglasowi, mon cheri. — Spojrzał na nią poważnie, na ustach nie było ani śladu wcześniejszego uśmiechu. — Czymkolwiek cię do siebie przywabił... Jesteś tylko narzędziem w umiejętnych rękach. Nie patrz tak na mnie — żachnął się znowu, rzucając dokumenty na parapet. — Niczego od ciebie nie chcę. W przeciwieństwie do twoich przyjaciół, którzy wmanewrowali cię w tę historię z Vicentim. Nie wierzysz mi — bardziej stwierdził, niż zapytał William. Spojrzał na nią z dziwnym smutkiem na dnie szarozielonych oczu. — W takim razie przekonaj się sama. — Wskazał dłonią na dokumenty, rozsypane pod brudnym oknem. — Daj mu to, co miało zamienić się w złoto, lecz okazało się bezużyteczne... A zobaczysz jego prawdziwe oblicze. — Dźwignął klapę w podłodze i zanurzył się w ciemnej przestrzeni.
Żegnaj, mon petit. Jeśli kiedyś zmądrzejesz, szukaj mnie w Czerwonych Dywanach.
Obrazek

Re: Pokój na poddaszu "Dobrego Piwa"

9
Mon co? Po jakiemu to? – zadawała sobie pytanie Fi, tak nieistotne w tej sytuacji. Narzędziem? Narzędziem?! Co za bezczelny typ! Co ktoś taki jak on, fircyk jak on w ogóle mógł wiedzieć o jakiś uczuciach wyższych, jak miłość i zaufanie? W umyśle Freedy zrodziła się nadzieja, że William chciał tylko sprawdzić swoje przypuszczenia, że tak na prawdę nie chce jej aresztować ani wykorzystać. W swojej pysze zostawi ją po prostu i puści samopas. Nic nie odpowiedziała na jego komentarz i propozycję, jedynie patrzyła za nim w otchłań klapy w podłodze, czy nikt się tam nie czai.

Kiedy tylko dziewczyna upewniła się, że William na prawdę sobie poszedł, rzuciła się w kierunku papierów, aby sprawdzić czy wszystkie są. Niestety tylko pobieżnie, w końcu w trakcie pożaru nie było czasu na dokładne przeglądanie. Powąchała je, czy śmierdzą dymem, bo może je podmienił? Zaspokoiwszy swoją ciekawość, obrzuciła niechętnym wzrokiem pokrytą popiołem suknię. Po dawnej klasie i majestacie słuch zaginął. Część cekinów odpadła, fioletowa tkanina była przybrudzona sadzą i poszarpana w kilku miejscach. Jeden rękaw był częściowo oddarty i generalnie prezentowała się nędznie. Westchnęła ciężko i wciągnęła ją na siebie. Przecież nie będzie iść pół-naga przez miasto?

Po chwili była już gotowa. Złożone papiery wsadziła w gorsecik, kilka monet które miała ukryła w specjalnych kieszonkach, które drużyna przygotowała na między innymi takie okazje. No... nie TAKIE, ale na różne. Przygładziła włosy, poślinioną chusteczką rozmazała popiół na twarzy, ani trochę nie polepszając swojego wizerunku i zeszła po cichutku na dół. Nie wierzyła w jawne oszczerstwa pod adresem Duglasa, ale z całą pewnością musi się do niego udać i go ostrzec, że jakiś człowiek o nich wie.

Freeda obrała drogę okrężną, kilka razy przecinającą różne place czy targi, mając nadzieję zgubić ewentualny ogon, tak jak ją uczyli (w teorii naturalnie, na praktykę zabrakło czasu) koledzy Duglasa. Był wczesny ranek, wozy z zaopatrzeniem powinny właśnie wjeżdżać. Cel był jasny: Duglas, przekazać papiery i wymyślić razem co dalej, byle prędzej.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: Pokój na poddaszu "Dobrego Piwa"

10
Papiery wyglądały na autentyczne i dokładnie te, które zabrała wczoraj z biurka Gerarda Vicentiego. Śmierdziały też należycie. Na wspomnienie szalejącego żywiołu przeszedł ją dreszcz, by po chwili ustąpić miejsca dziwnemu ciepłu, gdzieś w okolicy podołka. Nie był to jednak czas na kontemplacje wrażeń zmysłowych, toteż Freeda doprowadziwszy się do jako takiego porządku, ruszyła czym prędzej w kierunku ich bazy wypadowej, gdzie miała nadzieję spotkać wreszcie ukochanego.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”