Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

61
Kobieta nie spuszczała z niego wzroku swoich złotawych oczu. Nie wytrzymał spojrzenia i ponownie obrzucił wzrokiem rynek, obróciwszy się. Nigdy nie był zbyt dobry w relacjach międzyludzkich, toteż gdy skończyła mówić nie wiedział za bardzo, co odpowiedzieć. Nastała kilkusekundowa cisza; poczuł się niezręcznie, uśmiech zniknął z jego twarzy. Zebrał się, by coś odrzec, lecz przerwało mu dziecko swym cienkim, lecz donośnym głosem.
- Nie jestem w tym zbyt dobry. Ty na pewno masz lepszy dar przekonywania ode mnie, poza tym z pewnością zostałaby z tobą, gdyby mogła – powiedział dziewczynce pierwsze, co przyszło mu na myśl. W istocie, nie miał pojęcia jak zareagować na coś takiego.
Uniósł wzrok i ponownie zmierzył półelfkę wzrokiem. Była niewiele niższa od niego. Trudno było nie dostrzec burzy jej rudych loków, jednak najbardziej jego uwagę przykuły dwa wąskie, zakrzywione ostrza wiszące u jej pasa. Zawsze zastanawiało go, jak wielkiej zręczności i koordynacji ruchowej wymagała walka dwoma długimi ostrzami. Niewielu zyskiwało dar oburęczności czy potrafiło go wyćwiczyć. Musiała uczyć się tego długo lub mieć naturalne predyspozycje. Fascynujące i niebezpieczne. Zechciał ujrzeć kiedyś jej styl walki, w jaki sposób wykorzystuje ostrza w walce.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio w czymkolwiek mi się poszczęściło – rzucił, zgodnie z prawdą. - I żaden ze mnie pan, nie jestem szlachetnie urodzony. Nie czuję potrzeby wywyższania się.
Nagle zmienił temat.

- Wydajecie się być przywiązane do siebie – wskazał na dziecko, na które ona spoglądała krytycznym wzrokiem.
Obrazek

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

62
„Bardzo specyficzna osoba” przeszło jej przez myśl po tym jak odwrócił wzrok, milczał, zamyślił się. Nie zamierzała mu przerywać, widocznie potrzebował więcej czasu, być może nie przebywał wśród ludzi zbyt często, wojom to się zdarza. Rozmyśliła się nieco ze swojego planu skarcenia dziewczynki, przecież nie odpowiadała za nią, widocznie mała jedynie nie była w stanie zrozumieć, że nie wszystko musi się toczyć po jej myśli.

- Lay, przecież wrócę, w najgorszym przypadku trochę poobijana jak ten pan – zażartowała, posyłając nieznajomemu lekko przepraszające spojrzenie. Nie chciała być nieuprzejma, po prostu czasem mówiła zbyt szybko, nie zastanawiając się jak zostanie to odebrane. – Mogłaś mi jednak to powiedzieć, nie musiałaś od razu kogoś kłopotać.
Uśmiechnęła się lekko do dziewczynki, przytakując nieznajomemu.

- Łatwo się przywiązać do kogoś, kto za wyrękę reaguje wdzięcznością zamiast wrogim spojrzeniem i słowem. Lay uważa to za normalne, nie wie jak bardzo jest wyjątkowa, nawet jak na dziecko – westchnęła cicho. – Jednak niestety nie może pojąć, że mam ogromny dług do spłacenia i nie mogę tylko nią się zajmować – mówiła zarówno do mężczyzny jak i dziewczynki, mając nadzieję, że ta zrozumie jej sytuację. - Jest wiele innych osób, które również potrzebują wsparcia, udzieliłabym go również tobie, nieznajomy, gdyż widzę, że twój miecz i zbroja nie uchroniły cię od ran. Jednak pomimo chęci niewiele mogę obecnie zrobić bez odpowiednich ziół i środków, a tylko symboliczną ich część zdobywam w mieście – dziwnie się czuła mówiąc to wszystko, miała jednak wrażenie, że winna jest wyjaśnień tej małej i przeprosin za jej zachowanie mężczyźnie.

- Wybacz tedy za kłopot, jaki sprawiło nieopatrznie wypowiedziane zdanie. Nie sądziłam, że Lay postanowi cię tutaj przyprowadzić, a potem wplątywać w sprawy, które nie są twoimi – dopowiedziała, skłaniając się lekko i pozwalając, by znów nastała cisza, przynajmniej między wcześniejszymi rozmówcami.
Obrazek

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

63
Rozmowę dwóch nieznajomych sobie osób przerwało zamieszanie wokół. Nagle, w jednym momencie ludzie zaczęli głośniej rozmawiać, wydawało się, że zjawisko to narastało, było coraz bliżej, burząc jako taką harmonię na ulicy. Kobieta gdzieś obok nich głośno wyraziła swoją dezaprobatę dla wszczynania zbytniego zainteresowania sobą, po czym cofnęła się, gdy tuż przed jej nosem stanął okazały gniadosz.
Motłoch uformował owal, w środku którego znalazł się odziany w drogie i wyszukane szaty jeździec na koniu, spoglądający w dół z pogardą. W prawej dłoni trzymał końskie lejce, w lewej, odzianej w rękawicę, pergamin zapisany ciemnym atramentem. Odchrząknął, a następnie wydeklamował niskim i donośnym głosem:
- Ja, mag Demanor, oferuję zapłatę w wysokości trzystu gryfów za odnalezienie mego ucznia, schwytanego przez występnych zbirów i uprowadzonego kilka godzin temu. Wszyscy bohaterowie, który skorzy by byli wspomóc zbolałego nauczyciela, są proszeni o pojawienie się przed jego domostwem najszybciej, jak to możliwe. Dom znajduje się na południe od ulicy Stalowej, ludzie go wskażą. Wybiorę najbardziej obiecujący poczet. Podpisano: Demanor, mag z Saran Dun.
Kiedy herold skończył obwieszczać wezwanie do mobilizacji, przez tłum przeszedł szmer. Niektórzy stracili zainteresowanie, przeważnie ci biedniej ubrani, a niektórzy z ożywieniem dyskutowali o nagrodzie, z wypiekami na twarzy pytając tubylców o drogę do domu zleceniodawcy. W ciągu jednej chwili, podczas której jeździec odjechał, by przeczytać słowa na pergaminie w innym miejscu, kilka rąk uniosło się w stronę wysokiego domu, widocznego z miejsca, w którym stali Kallye i Miklos. Jeśli chcieli podjąć wyzwanie, nie musieli nikogo pytać. Kilka osób już zaczęło iść w kierunku miejsca zamieszkania Demanora.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

64
- To żaden kłopot – odrzekł, jedząc jedno z jabłek i schowawszy pozostałe. - Dobre – skomentował. Poradził sobie z nim całkiem szybko; odrzucił ogryzek do rynsztoku. - Nie przeczę. Okazywanie dobra nieznajomym nie jest powszechnym zachowaniem.
Od samego początku odniósł na jej temat pozytywne wrażenie. I co z tego – pomyślał. Każda kobieta, która nie przypomina z twarzy konia przykuwa jego uwagę, a pierwsze wrażenia mają to do siebie, że mogą być mylne. W obydwie strony, lecz zwykle w tę gorszą. Te brzytwy raczej nie służą jej do zabawy. W dzisiejszych czasach nigdy nic nie wiadomo, wszyscy noszą broń i po wszystkim należało spodziewać się najgorszego.
- Nie ma żadnego problemu, jestem człowiekiem, który ostatnio ma zbyt wiele wolnego czasu.
Uznał to wszystko za przelotne spotkanie, jakich miał już wiele, i nie wiązał z nim żadnych nadziei czy okazji, tak jak robił to w poprzednim przypadku. Zachciało mu się pomagać kobiecie, która w dodatku nie znała słowa w jego języku i pewnie uciekła już daleko, korzystając z okazji – kretyna, który dał nabić się w butelkę, nawet bez większej inicjatywy z jej strony.
Nagłe zbiegowisko wybiło go z rozmyślań. Pojawił się posłaniec, który począł odczytywać wiadomość od swojego pracodawcy. Zadanie, które ów miał do zlecenia, brzmiało na typową robotę dla najemnika. Gdy jednak usłyszał o nagrodzie, jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Aż trzysta gryfów za coś brzmiącego tak trywialnie? Musiał być jakiś haczyk. Niemniej, o takich pieniądzach mógł tylko pomarzyć, przynajmniej dotychczas. Zamierzał chociaż usłyszeć więcej na temat tego, co należało zrobić. Pieniądze te skuszą najprawdopodobniej masę ludzi, wątpił jednak, by trafił się ktoś z doświadczeniem i predyspozycjami. Miał szansę.
- No cóż, miło się rozmawiało. Życzę ci rychłego spłacenia swoich długów – powiedział do kobiety i pożegnał ją lekkim półuśmiechem, który zgasł natychmiast, gdy obrócił się, by odejść.
Obrazek

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

65
Mężczyzna ulotnił się tak szybko jak się pojawił, półelfka skinęła mu głową na pożegnanie, szepcząc krótkie pozdrowienie - być może bogowie zechcą rozjaśnić nieco drogę, którą podążał w życiu.

Nie zdziwił ją kierunek, jaki obecnie obrał. Trzysta gryfów to smaczny kąsek, choć jej suma akurat nie wydawała się zbyt zawyżona. Nie mniej jednak była wystarczająca, by się nią zainteresować. Potrafiła, co prawda, zarobić więcej babrając się alchemią, jednakże pieniądze nigdy się jej nie trzymały, zawsze wiedziała jak je wykorzystać i zwykle robiła to bardzo prędko, a teraz, nie ukrywajmy – potrzebowała ich, mając ostatnie już monety w sakwie. Pozostała kwestia pożegnania się z Leyą, dziewczynka niezbyt chętnie to uczyniła, przez skórę czuła, że rudowłosa niezbyt prędko wracała do miejsc, w których niedawno była.

- Bywaj zdrów, Leyan! – Odrzekła jeszcze, niknąc w tłumie. Miała pewne wątpliwości względem zlecenia, jakiego zamierzała się podjąć. Porwanie ucznia maga wydawało się zbyt ryzykowne w stosunku do zysków, jakie można było zdobyć. Czuła, że za tym wszystkim prawdopodobnie kryje się coś jeszcze. Pytanie brzmiało „co?” i czy będzie dane jej się tym zająć. Chętnych z pewnością nie braknie, szansa, że zadanie przypadnie akurat jej wydawała się ograniczona. Gdyby jednak się udało, oprócz uzyskania oczywistych korzyści majątkowych przy odrobinie szczęścia poszerzy także swoje znajomości. Nie miała zbyt wiele styczności z magią, wiedziała jednak, że kiedyś będzie musiała to zmienić.

Podążyła tam, gdzie być może czekała ją praca.
Obrazek

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

66
Przybycie posłańca i wymienienie znacznej sumy zainteresowało zarówno Admirała, jak i Kallye. W przyjaznej atmosferze pożegnali się i ruszyli w tę samą stronę, on szybciej, ona po uprzednim pożegnaniu się z znajomą dziewczynką, która odbiegła i zniknęła wśród ciżby. Popychani to przez jednych, to przez drugich i asystowani przez kilkoro, może kilkunastu innych śmiałków zbliżyli się do domu maga Demanora, górującego nad okolicą, przed którym stłoczyło się już całkiem sporo jakże mężnych i odważnych wojów, często zostawiwszy swoje matki i ukochane gdzieś na środku ulicy, spiesząc, by nie ominęła ich okazja wzbogacenia.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

67
Spoiler:
Jasnowłosa leżała bardzo dlugo bez ruchu. Nad nią toczyłą się walka, ludzie umierali, stawali się bohaterami. Alicji jednak to nie obchodziło. Starała się jakoś wydostać z tej matni, w jakiej się znalazła. Powoli, nie wykonując gwałtownych ruchów starała sie wydostać. Choć bała się powtornie, dotarła wreszcie niedaleko płotu, z dala od całego rozgardiaszu. Potem postanowiła oddalić się jak najszybciej od ulicy Stalowej i całej rzezi, w której uczestniczyła, a z której wyszła cało. Bogowie Pólnocy musieli więc nad nią czuwać.

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

68
Spoiler:
Powrót do miasta był bardziej przyjemny, niż Gilles mógł przypuszczać. Kiedy już znalazł się na zewnątrz nie myślał o niczym innym, niż świeżym powietrzu i blasku słońca. Choć było dość zimno i lodowaty wiatr miotał płaszczem mężczyzny, widok tłoczących się ludzi był o wiele przyjemniejszy niż ciągle ta sama sceneria w postaci zimnych murów i ponurych, niezbyt gwarnych korytarzy. Wcześniej czuł się jak w więzieniu, skrępowany swoją bezsilnością i osłabionym ciałem. Teraz czuł się jak ryba przeniesiona z akwarium z powrotem do wody. Nie można przecież zapominać, że ostatnie lata swojego życia spędził na ciągłej tułaczce, najemniczym życiu, żyjąc w tanich gospodach, odwiedzając portowe burdele, jedząc stary chleb i ser, pijąc rozcieńczone piwo. Nie tęsknił do dawnego życia, lecz odczuwał sentyment. Obecnie znajdował się między młotem a kowadłem, gdzie by rozpocząć swoje nowe życie, musi je dopiero sobie wywalczyć, nie mogąc jednocześnie powrócić do starego. Dlatego nie mógł tracić czasu na podziwianie otoczenia, przyspieszył, w głowie odtwarzając mapę miasta i szukając najszybszej drogi do celu.
Nie zajęło mu wiele czasu odnalezienie niewielkiego budynku. Przeklinał się, że wszedł do niego i kierowany chciwością, zapisał się na tak ryzykowną akcję. Może popełnił już błąd w momencie, w którym pojawił się w Saran Dun? Albo dał się zwerbować Garterowi, którego ciało leży gdzieś zakopane, oddzielone od głowy? Ryzyko zawodowe w tym wypadku zebrało swoje żniwo. Gilles zaprzestał dalszych rozmyślań, zmrużył oczy, wziął głęboki wdech i wszedł do budynku. Nie skradał się, ani w żaden inny sposób nie starał się ukryć swojej obecności. Był jednak przygotowany na nagły atak, jeżeli zostałby potraktowany jak ktoś bardzo niechciany. Od początku stara się nasłuchiwać, czy ktoś znajduje się w budynku, bo taką głęboką nadzieję miał były najemnik. Kieruje się ku schodach, a następnie bezokiennym pomieszczeniu z kominkiem, nieprzerwanie wykrzykując "jest tu ktoś, to ja, Gilles,".

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

69
Z pewnością Gilles docenił urok miasta po przymusowym pobycie na rekonwalescencji. Choć te dzielnice stolicy nie miały w sobie zbyt wiele piękna, najemnik, który ledwo uszedł z życiem, cenił sobie każdy mijany kram, sklepik, warsztat. I cieszył się, bo żył.

Teraz jednak, gdy znalazł się w budynku, od którego zaczęło się to wszystko, poczuł pewien niepokój, ale szybko go stłumił. Przyszedł odebrać swoją nagrodę i nie zamierzał wyjść bez niej. Nic nie zadośćuczyni temu, co doświadczył, ale złoto przydaje się zawsze. Szczególnie, kiedy nie traktuje się go jako cel, a jedynie sposób dotarcia do celu.

Pierwszy ślady walki znalazł na schodach. Czerwona smuga zdobiła ścianę i schody. Nie dało się ocenić, czy wydarzenie miało miejsce dwa dni temu, czy może tydzień temu. Nawoływania odbijały się tylko echem, nikt nie odpowiadał. Bez większej możliwości wyboru, Gilles udał się na piętro.

Sterta niewielki kości leżała w kącie pokoju bez okien, do którego udał się w pierwszej kolejności. Po przyjrzeniu się stwierdził, że to gnaty kurze lub kacze. Ktoś tu po prostu spożywał posiłek. Śmierdziało też fekaliami, mocz przeważał nad wszystkim innym.

Usłyszał jakiś szmer. Potem chrobot kamienia o kamień i ciche kroki. Mając miecz w pogotowiu, wyszedł na korytarz. Ujrzał, jak młoda dziewczyna z długim, brązowym warkoczem, przebiega do komnaty obok, w tempie wskazującym na ucieczkę. Ruszył za nią, a przed rozbiciem głowy uratowała go wyłącznie jego czujność.

Maczuga bojowa, nieco mniejsza, ale wciąż dwuręczna, nadleciała z góry. Cios, który mógłby rozbić czaszkę niczym przejrzały owoc, uderzył w ścianę, rozpryskując jej kawałki dookoła. Gilles w porę uchylił się i odstąpił krokiem w bok. Miał przed sobą chłopaka na pograniczu wieku młodzieńczego, a dorosłości. Broń trzymał wprawie, w szerokim rozstawieniu dłoni, które zapewniały mu szybkość uderzenie. Spojrzał nienawistnie na przyszłego sakirowca i zaatakował znowu, na odlew, od prawej do lewej. Gilles musiał uważać, za plecami miał schody, jeden nieostrożny krok mógł wyrządzić niemałą szkodę.

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

70
Kiedy tylko mężczyzna natknął się na pierwsze ślady krwi, jego czujność zwielokrotniło się. Nie wyglądało to na drobne mordobicie, choć nie znalazł śladów poważniejszej walki. Nie mnie od tego momentu jego instynkt był wyczulony, a dłoń znajdowała się na rękojeści miecza, gotowa przenieść się błyskawicznie na pas i ująć w razie potrzeby sztylet.
Gilles kaszlnął i zatkał noc, kiedy w pokoju zamiast sakiewki znalazł jedynie kości i niewyobrażalny smród. Wyglądało na to, że ktoś postanowił zamieszkać w opuszczonym budynku, a po pozostałych przy życiu, byłych towarzyszy mężczyzny nie było ani śladu. Nie podobała mu się ta opcja. Niepokoiły go ślady krwi, tak samo jak nie podobała mu się opcja zmarnowania czasu i powrotu bez niczego. Póki co wszystko wskazywało na to, że za nabytą na twarzy pamiątkę nie otrzyma ani grosza. Usłyszany odgłos wymusił na Gillesie powolne wyjęcie miecza, by nie dawać przeciwnikowi znać, że jest uzbrojony, dopóki go nie ujrzy. Były najemnik nie miał zamiaru kryć się jak tchórz, nie do tego był stworzony, więc pewnie trzymając broń wyszedł na korytarz. Niezwłocznie ruszył za zauważoną kobietą,a chwilę później adrenalina zalała jego umysł.
Gilles nie zamierzał wypytać, chciał jedynie zabić. Przyjął pozycję bojową na tyle, na ile pozwalała mu ograniczona przestrzeń. Pewnie trzymał się podłoża, mając świadomość, że zły krok w tył skończy się skręconym karkiem. Miecz trzymał oburącz, przed sobą, strasząc przeciwnika jego długością. W tej sytuacji przyszły sakirowiec musiał zaryzykować, miał tylko jedno wyjście, które było najlepszym wyjściem w tej sytuacji i pozwoli na zaskoczenie oponenta. Mianowicie mężczyzna, jeszcze nim jego przeciwnik wykona dobry zamach, ma zamiar niespodziewanie i nagle wyskoczyć do przodu, ładując w wyskok tyle sił, ile tylko mógł. Jednocześnie ma zamiar zrobić krótki zamach, dalej trzymając ostrze pod lekkim ukosem, i z całej siły sparować uderzenie maczugi starając się uderzyć swoim ostrzem w jej rękojeść, jak najbliżej czubka. Jeżeli ten ruch się powiedzie, mężczyzna ma zamiar odepchnąć broń przeciwnika i jednocześnie wykonać szybkie cięcie na jego szyję, w przypadku uniku doprawione odgórnym cięciem. Jeżeli będzie miał jakąkolwiek możliwość, spróbuje uderzyć prawą ręką przeciwnika by wytrącić go z równowagi i obalić, sam również uważa na jego ruchy, gotowy rzucić miecz i przejść do walki wręcz.

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

71
Gilles nie dał się zaskoczyć. Czujny, niczym polujący zwierz, w porę zareagował, uniknął śmierci i zamierzał ruszyć do kontrataku, jak przystało na prawdziwego wojownika.

Przeciwnik faktycznie został zaskoczony, nie spodziewał się tak błyskawicznej reakcji, dlatego sam odskoczył i zachował dystans, ale zaraz ponowił natarcie. Były najemnik doskonale rozegrał sytuację, zablokował uderzenie maczugi, chlasnął mieczem w szyję młodzika, a krew wytrysnęła w górę niemal na sążeń, obryzgując ściany, podłogi i sufit, tworząc iście makabryczną ozdobę.

Chłopiec, teraz mężczyzna widział, że to zaledwie szczeniak, który udawał woja, wypuścił broń z ręki i próbował tamować krwotok, ale wszystko na próżno. Życie wyciekało z niego stopniowo, a wraz z tym przychodziło zrozumienie. I strach, który zagościł w jasnobłękitnych oczach. Nie było odwrotu.

Po chwili chłopak znieruchomiał, choć krwawa kałuża pod nim wciąż się powiększała. Teraz wydawał się być o wiele mniejszy, skurczony. Prawdy oszukać się nie dało, przyszły rycerz Sakira zabił, zamiast spróbować rozbroić, niemalże dziecko. Uzbrojone i pałające żądzą mordu, ale dziecko. Będzie musiał jakoś to strawić.

Tymczasem za plecami usłyszał przeciągły, rozpaczliwy krzyk. Zapobiegawczo odwrócił się, gotów do walki, ale to była owa dziewka, którą próbował dognać, nim został zaatakowany. Zalała się łzami i puściła pędem do zwłok. Uklękła we krwi, zawodząc i tuląc ciało do siebie.

- Fjorn, Fjorn, Fjorn - powtarzała bezustannie, nie bacząc na metaliczny smród, który narastał w pomieszczeniu. Potem rzuciła kilka zdań w języku barbarzyńskim i znowu powtarzała to imię. Wydawało się, że nie dostrzega Gillesa z mieczem usmarowanym juchą.

Choć zapłakana i z wykrzywioną twarzą, była bardzo ładna. Skończyła już wiek dziewczęcy, zyskując pełne, kobiece kształty. Ubrana w postrzępione łachmany ze skóry, przypominała ulicznice z dzielnicy biedoty.

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

72
Gillesowi nie było żal młodzika. Ani trochę nie przejął się tym, że zabił kogoś, kogo w teorii, a jak się okazało nawet i w praktyce, mógł obezwładnić gołymi rękoma. Życie nauczyło go, że nawet atakujące ze sztyletem dzieciak może być wrogiem, więc jakiś młody chłopak z taką bronią, atakujący bez ostrzeżenia to był dla byłego najemnika nikt. Oczywiście mężczyzna wiedział, że to wszystko mogło, a zapewne nawet było jednym wielkim nieporozumieniem, lecz to nie usprawiedliwiało martwego już młodzieniaszka do ataku. Podczas walki nie ma czasu na rozważanie żądnych opcji, jest tylko adrenalina i wyuczone odruchy.
Gilles podszedł kilka kroków w stronę dziewczyny. Ma zamiar stanąć na tyle blisko, by w razie jej chęci ucieczki, chwycić ją za jakąkolwiek część odzieży bądź włosy. Nie ma zamiaru mieć z miejsca agresywnego nastawienia, aczkolwiek zdaje sobie sprawę jak teraz wygląda w oczach dziewczyny, stojąc z ubrudzonym krwią jej kochanka mieczem. No i ta jego twarz...
- Ty. Gadaj, kim jesteś, kim on był i co tu robiliście. Co to za ślady krwi i dlaczego zostałem zaatakowany - powie głosem nie znoszącym sprzeciwu.

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

73
Gilles, choć stanowczy, nie uzyskał niczego, poza kolejną falą płaczu i ciągłym "Fjorn, Fjorn, Fjorn". Odwrócił się jednak na pięcie, bowiem usłyszał trzask drzwi i tupot stóp. Z mieczem gotowym do akcji schował się za rogiem, aby móc zaatakować ewentualnych napastników z zaskoczenia. Może niezbyt rycersko, ale skutecznie.

Na piętro wbiegło trzech mężczyzn w nieco zniszczonych, połatanych szatach. Popatrzyli na jatkę, ale nie dostrzegli byłego najemnika. Dopiero jeden z nich odwrócił się, jakby instynktownie, po czym odskoczył, dobywając broni, albowiem ujrzał przed sobą męża z paskudną blizną i obnażonym orężem. Gilles go poznał.

- O, chłopie, aleś dostał - wyznał Garter. Przez ramię przewiesił dużą, skórzaną torbę, jego kompanii również objuczeni byli tobołkami. - Ale też nie wyszedłeś na tym najgorzej - ocenił, oglądając płaszcz i nową, czystą przeszywkę. - Podobno Sakirowcy cię zgarnęli, myślałem, że sczeźniesz w ichnich lochach. Albo w ogóle zemrzesz, bo oberwałeś paskudnie. Widać czuwa coś nad tobą. Nas, wstaw sobie, wzięli za bandytów i prowokatorów, szukają, nie wiedzieć czemu. Ale i przekonać się nie chce.
- Czasu nie mamy, bez pogaduch! - Warknął jeden z towarzyszy Gartera.
- Prawda li to, czas nas goni. Rozumiem, żeś po zapłatę przyszedł. Szczęścia masz niemało, jutro byś nas już nie zastał. Nie wiem, iluś tam usiekł, sprawy się całkiem popieprzyły - odczepił od pasa sakwę z bydlęcej skóry i podał mu ją, potem jeszcze sięgnął do torby i wydobył starą, oprawioną również w skórę, księgę. - Więcej nie mam, jeśli mam być szczery. Dwadzieścia gryfów i to oto dzieło, podobno cholernie cenne. A przynajmniej ten szaman barbarzyński bronił go do ostatniego tchu. Mi się na nic nie zda, czytać ni w ząb nie umiem. - Spojrzał na szlochającą dziewczynę z niesmakiem i zapytał - Litości, musi to tak wyć? Rozumiem, że to też wasza robota? Oj, macie to łapsko do miecza, macie.
- Czas! - Warknął ponownie ten sam.
- Już, już. Dobrze, rozumiem, że między nami kwita i rozstajemy się w zgodzie?

Jeżeli tylko Gilles przystanie na to, najmici odchodzą, a on zostaje z płaczącą dziewczyną. Jeżeli ma coś do powiedzenia, wysłuchają go.

Spoiler:

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

74
Były zleceniodawca najemnika był ostatnią osobą, którą ten spodziewał się spotkać. Miał jeszcze bojowy nastrój, bez problemu zaszlachtowałby kolejną grupę agresywnych młodzików jeśli zaszłaby taka potrzeba. Jednak Garter był kimś, kto jakby nie pasował do tego całego obrazu, w ogóle wziął się znikąd. Gilles zbladł, jakby zobaczył ducha. Może tak właśnie było? Był pewien, że głowa mężczyzny toczyła się po polu bitwy, odrąbana barbarzyńskim ostrzem. Może to jednak nie był Garter? W każdym razie, były najemnik nie ucieszył się jakoś bardziej i nie rzucił rozmówcy w ramiona, choć można rzec, że czuł łączącą go z nim specyficzną więź, która zawiązuje się między walczącymi ramię w ramie mężczyznami na polu bitwy. W głębi serca Gilles odczuwał... uraz? Złość? Postanowił jednak zachować spokój, wszak oczekiwał spotkania z kimś, kto był w stanie zapłacić mu za wykonaną robotę i chyba lepszej osoby nie mógł spotkać.
- Też miło cię widzieć, Garter. - Gilles opuścił miecz, ale na wszelki wypadek był gotowy podnieść go w każdej chwili. - Sam nie wiem, wolałbym chyba kryć się przed władzami niż wyglądać jak po wylaniu wrzątku na zaawansowaną ospę. - Wzruszył ramionami. - Oczywiście, że jestem po zapłatę, po to wstałem z martwych. Widzę plotki się roznoszą, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Na usłyszaną kwotę miał ochotę się roześmiać. Książka wyglądała dość ciekawa i były najemnik z chęcią się na nią skusi, ale to trochę za mało by wynagrodzić mu wszystko co przeszedł oraz wszystko, z czym dopiero się zmierzy, a nie będzie to łatwe i przyjemne. On też nie chciał przedłużać spotkania, nie był jednak głupcem i targowanie się o wypłatę nie było mu obce. No i, jakby nie było, trzymał w rękach miecz ubrudzony krwią.
- Dwadzieścia, serio? Umawialiśmy się pięćdziesiąt za głowę, zabiłem dwóch, więc jeśli dobrze wszystko policzyłem, będzie sto. Książką z przyjemnością się zaopiekuję jako premią, lubię czytać a rzadko mam okazję - powiedział stanowczo. - Jeśli mi nie wierzysz, to twój problem. Nie chciałbym przedłużasz waszego pobytu, bo twój kolega bardzo się niecierpliwy, ale mam zniszczoną twarz i dwadzieścia gryfów nie byłoby dla mnie warte nawet fatygowania się na pole bitwy. Ale już po sprawie, umowa to umowa. Jeśli nie możesz zapłacić, rozbierajcie się obaj, do naga. Nie mam nic do zabawy w sprzedawcę odzieży, jeśli to choć trochę wyrówna rachunki. - Spojrzał prosto w oczy Gartera i uśmiechnął się, co w obecnej sytuacji mogłoby nie wyglądać zbyt przyjemnie. Gilles zrozumiał, że jego nowy urok osobisty jeszcze może mu się przydać. - A, bym zapomniał. Ta dwójka - wskazał palcem łkającą dziewczynę i martwego młodzieniaszka - jest od was? Pytam z czystej ciekawości, bo nie wyglądacie na zmartwionych.

Spoiler:

Re: Południowy rynek i ulica Stalowa

75
Garter osłupiał. Chyba nie tego się spodziewał. Patrzył na Gillesa z szeroko otwartymi oczyma, zaś jego kumple byli niepewni, co mają zrobić. Cieszę zakłócało jedynie łkanie dziewczęcia, rozpaczliwe i denerwujące.

- Daj figurkę - rzucił to swego druha. Ten wydawał się być absolutnie zaskoczony, ale pod groźnym spojrzeniem uległ. Z tobołu wyciągnął na oko dwunasto calową figurkę i podał byłemu najemnikowi. - Figurka Usala. Cholernie cenna, cenniejsza nawet, niźli księga. Chcieliśmy ją dobrze sprzedać, ale nie zależy mi zbytnio na zwadzie z kimś, z kim krew przelewałem. Weź ją i niech będzie ugoda.

Kiedy Gilles oglądał przedmiot, Garter i jego kompani stali spięci, dłonie trzymając dziwnie blisko swoich pakunków. Tam, być może, trzymali jakąś broń. Twarze zastygły im w natężeniu.

- To ostateczna oferta. Nie chce robić dymu, ale trzem przeciwnikom nie dasz rady. Nie jesteś głupcem. A kto wie? Może jeszcze przyjdzie nam stawać ramię przy ramieniu? Po co tedy trwać w animozjach?

Tym razem nikt nie przerywał, nie narzekał na czas i nie poganiał. Sytuacja stała się nagle nerwowa, a atmosfera tak gęsta, że można było nożem kroić. Wszyscy jakby oczekiwali werdyktu Gillesa. Zaraz jednak Garter przypomniał sobie pytanie i szybko odpowiedział:

- Gdzie tam, pierwszy raz ich widzę. Musieli schronić się tu po zamieszkach. Biedni głupcy. Nie staję o nich, więc dziewka twoja, jak najbardziej. Możesz sobie zrobić z nią, co tylko chcesz. Do woli. Mamy tedy ugodę?

Nie wystawił ręki w geście przybicia transakcji, najwidoczniej nie ufał już przyszłemu sakirowcowi. Spoglądał na niego podejrzliwie.
Spoiler:

Wróć do „Saran Dun”