POST BARDA
Wampiryzm to choroba, że poza krwią bab nic mu się nie podoba. Zatopiwszy kły w cienkiej jak gałązka szyjce, poczuł ulgę. Pierwszy łyk zwilżył jego osuszoną gardziel, uderzając w podniebienie tak mocno, jak górski strumień żłobi koryto. I wtenczas dziewka ocknęła się ani drgając. Leżała sztywna, zupełnie bezwładna, a przecież mogła wrzasnąć, westchnąć lub próbować wyswobodzić się z toksycznego ukąszenia. Żyły skurczyły się, a krew ciekła zgoła inaczej. Po tym właśnie poczuł, że kruczowłosa niewiasta opuściła kojącą krainę snów. Zestresowane zawsze opuszczały mniej posoki. Mówili, że to stres, reakcja obronna przed wykrwawieniem. Klauss nie był medykiem, wystarczyło mu wiedzieć, że spłoszone zwierzę kąsa się dłużej. Znacznie dłużej. Musiał ciągnąć i lizać, wsysać niczym spragniony miodu niedźwiadek. Aż w końcu napoił się krwią sytną. Nie tuczącą, lekkostrawną i urokliwie delikatną - bez wyraźnego smaku.
Drzwi chlewa skrzypnęły i otwarły się, stanęła w nich niewysoka postać owinięta płaszczem, w okrągłej, ciasno przylegającej do głowy czapeczce. Po chwili wahania niewiasta przekroczyła próg. Zmierzała prostu w kierunku leżącej Aurelii. Przeszła przez izbę jak kłąb dymu. Bo postać faktycznie była kłębem dymu, który już zaczynał się rozwiewać. Ale nim zdążyła się rozwiać, do pokoju wpadła druga postać, niewyraźna, ciemna i zwinna jak łasica. Na tacy niosła wampirzą potrawkę. Klauss zobaczył, jak dymna istota ulatnia się, a w jej miejscu stoi gospodyni. Bez nadwornych uprzejmości oddała zamówienie, które przypadło kobiecie o fiołkowych oczach. Aurelia zasiadła do stołu. Chybko zajmując się ciepłą strawą, unikała kontaktu z wampirem.
Czym była ta ezoteryczna postać, zastanawiał się Klauss. Zjawą? Demonem? Czego pragnęła od związanej z nim kobiety. A może był to wyłącznie efekt krwi Aurelii...
Było już późno, chlew wypełnił obrzydliwy odór palonego mięsa. Był to znak, że niedługo w karczmie zagoszczą biesiadnicy. Wtedy wampir dał sygnał do wymarszu. Jechali. Minęło w ten sposób kilka godzin, podczas których osłonięte chmurami słońce snuło się coraz niżej za horyzont i tylko gwiazdy prześwitywały między koronami drzew srebrnymi promieniami.
Zapowiadała się długa podróż.
Spoiler: