Zajazd „Pod złotym porożem”

1
Zajazd jest jedynym ośrodkiem cywilizacji na trasie Qerel - Saran Dun. Kiedyś, oczywiście, było ich więcej, ale Czas Wieży i wojna domowa zrobiły swoje. Ostało się tylko „Złote Poroże”.
Zajazd ma własną stajnie, gdzie nad wierzchowcami gości czuwa kilku chłopców stajennych. Sam budynek jest dość obszerny, oferuje kilka pokoi pojedynczych i jedną dużą sale z mnóstwem łóżek. Jest też oczywiście obszerne pomieszczenie dla mających ochotę na wypitkę i dobre jedzenie. Nad szynkwasem wisi poroże jelenia pociągnięte żółtą emalią, która kiedyś prawdopodobnie miała imitować złoto. Kolor dawno stracił blask i teraz był wyblakłą żółcią.
Budynek jest zawsze dobrze ogrzewany, znajduje się tu aż pięć palenisk, nad którymi piecze się strawę, bądź zwyczajnie ochładza zziębnięte kości. Duża ilość stołów pozwala na pomieszczenie dużej liczby klientów, zatem zajazd zawsze pełen jest wesołej klienteli - od mieszkańców pobliskich farm po podróżników do lub ze stolicy.


Daherte zawitał do środka, od progu raczony wszelkimi zapachami, śpiewem i ciepłem. Mało kto zauważył jego wejście. Dookoła pełno było wieśniaków, kupców, najemników. Atmosfera była wesoła, ktoś głośno prezentował swój sprośny wiersz, kto inny wybijał rytm do śpiewanych równie głośno szant.
W końcu porządny lokal, można rzec.
Pomiędzy stołami kręciły się służki, często uciekające od natrętnych łapsk gości. Nalewały piwo, miód i wino z glinianych dzbanów. Aż miło było popatrzeć na coś tak sielskiego, po paskudnie sztywnych ramach niektórych miejsc ze stolicy.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

2
Świat diametralnie uległ zmianie. To co było na zewnątrz już nie istniało. Natychmiast po przekroczeniu progu zziębnięte kończyny przestały obciążać świadomość. Nawet zmęczenie gdzieś uleciało, jednak z kolei te pozostawiło po sobie odczuwalny znak.
Niezwłocznie udał się tam gdzie planował się udać. Ściągnął płaszcz, walnął go na stół, po czym na tym samym stole wywalił nogi tuż po usadowieniu się. Czekał urzeczony widokiem karczmiennych realiów tudzież rozkoszując się ciepłem płynącym z paleniska.
.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

3
Daherte nie musiał długo czekać - ledwo zdążył rozwalić się jak panisko, z nogami na stole, zaraz przysiadła się do niego jakaś dziewka w jasnoczerwonej, nieprzyzwoicie wydekoltowanej sukni. Podsunęła mu pod nos kufel spienionego piwa, którego nawet nie zdążył zamówić i uśmiechnęła się szeroko.

- Witaj pod "Złotym Rogaczem"! - rzekła na powitanie, przekręcając przy tym nazwę lokalu... być może nieprzypadkowo, bo Dahertemu zdawało się, że puściła mu przy tym oczko. - Wyglądasz na zmęczonego, przyjacielu... Z daleka to wędrujemy? - zapytała, mrużąc uwodzicielsko zielone oczęta i bawiąc się kosmykiem swoich czarnych loków.

Buźkę dziewczyna miała całkiem niebrzydką, śniadą, a po jej subtelnej urodzie można było zaryzykować wniosek, iż niewykluczone, że pochodzi nawet z dalekiego Archipelagu. Kiwała się wesoło w rytm wyśpiewywanej przy sąsiednim stole szanty o starej łajbie Yohasa z Grenefod, sama nucąc coś pod nosem i nie przestając się szeroko uśmiechać do Dahertego.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

4
Usiłował nie dawać po sobie oznak zaskoczenia i lekkiego zmieszania. To już druga, w każdym bądź razie podobna sytuacja tego dnia. Aż nader przysłów mówiących o umiarze przyszło mu na myśl. Po nieznacznym zastanowieniu zamieniły się w jedno: Dobrego nigdy nie za wiele.
Przeniósł wzrok z wyeksponowanych walorów na kufel. Chwycił za niego, może i nawet zbyt łapczywie, zdmuchnął pianę, aczkolwiek nieskutecznie, po czym upił porządny łyk. Przedramieniem wytarł resztki piany z warg. W końcu powrócił do obserwowania miłych widoków.
- Z bardzo daleka - odrzekł filuternie. - Zaś zmęczenie odczuwam nawet w klindze. Co prawda nie poddam się mu bez walki. Stać mnie jeszcze na co nieco. - Odwzajemnił uśmiech poniekąd mimowolnie.
.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

5
- W klindze, powiadasz...? - dziewka mrugnęła figlarnie, po czym roześmiała się z całego serca, aż miło było popatrzeć na jej falujący biust.

Gwar w gospodzie przycichł akurat - tylko na chwilę, jakiej potrzebowała trójka najdzielniejszych śpiewaków, aby przepłukać gardła zimnym piwem i znów podjąć pieśń o trzynastu łysych orkach w jednej łódce. Dziewczyna spoważniała, choć tylko odrobinę. Chwyciła Dahertego za dłoń i uważnie przyjrzała się siatce linii, które znaczyły jej wnętrze, jakby miała zaraz zacząć wróżyć.

- Ta linia tutaj, oo, ta długa, widzisz...? - szepnęła, wodząc delikatnie palcem od kciuka do nadgarstka mężczyzny. Nachyliła się nad nim jeszcze bardziej, niż do tej pory. Zatrzepotała czarnymi jak węgiel rzęsami, ale cóż, Daherte chyba akurat nie patrzył na jej oczy. - Niektórzy nazywają ją "łańcuchem Krinn". Oznacza, że nie potrafisz opierać się pokusom...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

6
Bez wątpienia miło było popatrzeć. Jedynie greps stracił swój urok i teraz wcale nie brzmiał tak dobrze jak przed wypowiedzeniem. Całe szczęście rychło o tym zapomniał bowiem tym razem na dłużej przyłożył kufel do ust.
Nim się spostrzegł kobieta trzymała jego dłoń. Stłumił przypływ pobudzenia i nikłego, aczkolwiek wyczuwalnego afektu. Przeliczył się myśląc, iż nic go już nie zdziwi, w każdym bądź razie co najmniej do poranka. Z niechęcią oderwał wzrok od krągłości, po których nie idzie poznać czy właścicielka jest wieszczką.
- Skądże znowu - zaśmiał się, lecz jakoś tak bez przekonania. - Potrafię, aczkolwiek nie zawszę chcę. Swoją drogą cóż w tym złego? - Upił drobny łyk. - Zaiste, rad bym wiedzieć co takiego jeszcze tam widzisz - skinął na dłoń, której nie zabierał.
.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

7
- Nic złego... Prawdopodobnie. Wszak jedyny sposób, aby pozbyć się pokusy, to ulec jej - odparła dziewczyna, cytując znane w całym Keronie przysłowie. - A co mi dasz, przyjacielu, żebym powiedziała ci więcej? - zapytała, przymilając się do mężczyzny. - Takich rzeczy nie wolno mówić za darmo, to przynosi pecha - dodała, po czym przyciągnęła lekko jego dłoń i położyła na swoich ustach, wciąż spoglądając na niego z powagą w zielonych oczach.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

8
- Aha! Pojmuje - zabrał dłoń, wręcz wyrwał ją gwałtownie. Kufel odłożył na stół z nieznacznym uderzeniem, jednakże to wystarczyło by uronić jego zawartość i to niebezpiecznie blisko nowo nabytego płaszcza. Nie zapomniał również obrać lepszej pozycji do szorstkiej konwersacji, która zbliżała się dużymi krokami. - Zaiste, pokusa nie jest zgubna gdy druga strona ma w tym interes. Zatem ta urocza buźka - zbliżył dłoń jakby chciał łagodnie dotknąć lica kobiety, lecz nie uczynił tego - ten kufel zapewne skroplony wątpliwym dodatkiem, cała ta gra przymilania się... to tylko złudne starania oszustki zwącej siebie wieszczką bądź jak kto woli wróżką psia mać. Czyżby klienteria aż nadto ostatnimi czasy się przerzedziła? - Wyrzuciwszy z siebie to co miał wyrzucić czekał na odpowiedzi, bowiem nie była to obraza, a dość surowe domaganie się wyjaśnień.
.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

9
Zanim Daherte zdążył doczekać się odpowiedzi, zakręciło mu się w głowie i dziwna słabość ogarnęła jego ciało. Zaiste, jak słusznie zauważył, podarowane mu hojnie przez dziewczynę piwo zawierało dodatek dość wątpliwy... Pechowo się złożyło, iż zauważył to dopiero teraz.

Co się wydarzyło później, pamiętał jak przez gęstą mgłę.

"Hej, hej, płyniemy z morskim wiatrem do samego Dekha Chandi! Hej, hej, zobaczyć znowu Złote Skały..." Nachalny refren wyśpiewywanej przez niemal całą karczmę pieśni wwiercił się w jego mózg i wyparł zeń wszystkie myśli już do końca tej nocy.

Patrzył, jak dziewka w czerwonej sukni rozprawia o czymś z karczmarzem. Choć mówiła głośno, to zbyt szybko i niezrozumiale. A może to spowolniony umysł Dahertego po prostu za nią nie nadążał?

Później, pamiętał, poszedł za nią na górę po rozchwianych schodkach, potulnie jak owieczka, bo jego ciało stało się niezdolne do podejmowania samodzielnych decyzji. Nawet gdyby chciał zaprotestować, nie wiedziałby, jakich słów użyć - jedyne, co wciąż powtarzał w myślach, to tekst tej głupiej szanty. "Hej, hej, zobaczyć znowu Złote Skały...!"

Dalsze wydarzenia zapamiętał już w ogóle w formie pojedynczych, nie wiadomo jak bardzo rozciągniętych w czasie przebłysków. I wciąż, wciąż towarzyszyła mu natrętnie ta pieśń, doskonale słyszalna nawet tu, w zamkniętym na klucz pokoiku na piętrze: "Hej, hej, nasz statek płynie znów przez Wschodnie Wody..."

Dziewczyna w czerwonej sukience, a potem bez niej. Jej zielone, otwarte szeroko oczy i nagie, opalone piersi tuż nad jego twarzą. Szorstka, gryząca w nagie ciało pościel. Księżyc świecący uparcie prosto w jego oczy swoim chorym, różowawym blaskiem. Widok wzburzonych fal i wysp w oddali... Chmara ptactwa, obsiadająca całe miasto i rozwrzeszczana złowróżbnym piskiem, który brzmiał chwilami zdecydowanie zbyt ludzko. Paskudny, ciemny, cuchnący loch, a później znów aksamitny dotyk jej czarnych loków. A potem już tylko długie, dłuuugie i miękkie zapadanie się w pustkę. Co z tego wydarzyło się naprawdę, a co było tylko narkotyczną wizją?

Obudził się, o dziwo, wypoczęty jak nigdy dotąd. Nim jeszcze otworzył oczy, przez chwilę napawał się przyjemnym ciepłem, jakie go otulało. Słońce wpadało do pokoju przez przykurzoną szybkę i przyjemnie grzało twarz i odkrytą pierś Dahertego.

Sielanka trwała aż do chwili, kiedy zobaczył u swego boku nagie i - co znacznie mniej przyjemne - martwe ciało kobiety. Co gorsza, rozprute brutalnie jakimś ostrym narzędziem od rozwartych w niemym krzyku ust aż po krocze.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

10
Od dawien dawna nie czuł się tak dobrze. Gdyby tylko było mu to dane leżałby tak wieczność, bądź co najmniej do południa. Na moment zapomniał nawet o niepokojących wspomnieniach dręczących jego póki co spokojny umysł. I leżał, i wzdychał. Słońce pieściło skórę.
Nie wiedzieć kiedy zdecydował się na ruch, który przyszedł z nie lada wysiłkiem. Najsampierw zajrzał pod posłanie. Mimo, iż ujrzał to czego domyślał się zobaczyć, zdziwił się niczym na widok śniegu w letnią porę. Nie miał na sobie nic a nic. Widząc w myślach niewiastę w czerwonej sukni, chwilę później i bez niej, uśmiechnął się do siebie i wzruszył ramionami. Skoro nie obudził się w loszku, ewentualnie w rynsztoku, najwidoczniej nie było tak źle.
Wtem obrócił własne cielsko na bok i ujrzał to. Mimowolnie wystrzelił z łoża. Zachwiał się. Pomógł sobie ścianą w złapaniu równowagi. Zerknął powtórnie. Musiał upewnić się, że to nie zwidy, że nie śpi, a to nie jest jego koszmar. Nie był. Zatem reakcja nie należała do przyjemnych. Zwymiotował.
Choć nie dokładnie, otarł usta posłaniem. Nie patrzył już na to. Wystarczyło mu jedne jedyne spojrzenie aby zapamiętać to na bardzo długo. Dopiero po chwili wszystko do niego dotarło. Początkowo nie dowierzał. Usilnie próbował znaleźć logiczne uzasadnienie. Na próżno. Następnie starał się to wszystko poukładać, przeanalizować strzępki wspomnień i ułożyć z nich cały, realny ciąg. To również mu nie wyszło.
W końcu przyłapał się na tym, iż od dłuższego czasu stoi nago. Pochwycił więc spodnie, po czym pośpiesznie założył. Podbiegł do drzwi. Zamknięte na klucz zostały jeszcze wtedy, mógł być tego niemal pewien. W każdym bądź razie zamierzał nasłuchiwać, lecz jedynie chwilę. Pełen paniki rzucił się z powrotem do porozrzucanych fragmentów odzienia i ekwipunku. Nie umiejąc zwolnić bicia serca oraz uspokoić oddechu usiłował ubrać się i przygotować do nagłej ucieczki. W międzyczasie doszukiwał wzrokiem potencjalnego przedmiotu zbrodni. Nieustannie też próbował zrozumieć czemu los ponownie go kara. Czyżby za przewinienia poprzedniego wcielenia. Dlaczego znów to jemu dzieje się źle, znów bez jego winy. Czy w końcu to on popełnił te brutalne morderstwo?
.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

11
Wokoło Daherte nie zobaczył jednak nic, co wyglądałoby na narzędzie zbrodni. Żadnego zakrwawionego noża, nic podobnego. Wiodąc gorączkowym wzrokiem po pomieszczeniu mógł zobaczyć jedynie łóżko ze skotłowaną pościelą, w którego właśnie wyskoczył, nieduży stolik, nakryty lnianą serwetą, dwie sporych rozmiarów skrzynie ze stojącymi na nich mosiężnymi świecznikami oraz dzbanem i pustą miednicą oraz dwa drewniane zydle.

Miotając się po pokoju i usiłując drżącymi rękami założyć spodnie mężczyzna poślizgnął się na małym szmacianym dywaniku, na szczęście zręcznie udało mu się uniknąć upadku. Kiedy pod łóżkiem znalazł wreszcie swoją koszulę, przekonał się, iż jest ona cała upaprana schnącą już krwią... Tak samo zresztą, jak cały prawy bok jego ciała. Nic dziwnego, ostatecznie leżał przed chwilą w łóżku ze zmasakrowanym trupem u boku. Reszta jego ekwipunku leżała rzucona w kąt obok stołu. Na pierwszy rzut oka niczego nie brakowało.

Na korytarzu oraz na parterze było słychać krzątającą się służbę, dokładniej dwie lub trzy dziewki, które z wesołym szczebiotaniem myły podłogę i sprzątały bałagan w sypialnych pokoikach, oraz samego karczmarza, który tubalnym głosem wydawał komuś polecenia. Daherte jednak nie musiał się obawiać, że ktoś z nich nagle wparuje do jego izby. Przekręcony klucz wciąż tkwił w drzwiach.

W pokoju znajdowało się jedno okno, wychodzące na placyk przed zajazdem, gdzie kręciło się parę osób. Pierwsze piętro nie było jakoś strasznie wysoko i gdyby kto spróbował wyskoczyć, to raczej nie potłukłby się na śmierć. Ale na pewno ktoś by na to zwrócił uwagę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

12
Skrupulatnie pozbierał całą swoją własność. W międzyczasie myślał gorączkowo. Czynność ową utrudniała niemiła odczuwalność zwilgotniałej koszuli. Żeby to jeszcze była zwykła woda, jednakowoż nią nie była. Krew, co więcej nie jego.

Z trudem powstrzymywał strach na myśl cóż takiego się stanie jak tylko ktoś nakryje go w towarzystwie świeżego jeszcze trupa. Skompletowawszy wszystko co jego, usiadł na zydlu. Oczy wbił w podłogę. Ręka targana mrowieniem tudzież lekkimi drgawkami spoczywała na nowo nabytym płaszczu, zaś on na kolanach. Trwał tak jak posąg, bez ruchu, powietrze łapiąc z umiarem.

Wydumał niewiele. O wyskoczeniu przez okno nawet nie było co myśleć. Z kolei pozornie normalne opuszczenie przybytku nie należało do najlepszych rozwiązań. Sztuczki również nie wchodziły w grę, bowiem ich skutek mógł się różnić od planowanego. Cholernie różnić.

Powstał z chrzęstem w stawach, zarzucił na siebie płaszcz i już zdecydował. Stanął tuż pod drzwiami. Zawahał się. Zmusił się do myślenia, iż choć absurdalnie głupie, jest to jedyne możliwe wyjście z tak wyjątkowo fatalnej sytuacji. Zrobił to. Wyszeptał formułę, wykonał gest. I czekał, aż wszystko porządnie zajmie się ogniem. Dopiero wtedy zamierzał wyskoczyć z pokoju wykrzykując w towarzystwie wyjątkowo plugawych słów ,"że się pali". Ku sposobności raczyłby skierować się do stajni po kasztana, po czym zbiec jak najdalej stąd.
.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

13
Szmaciany dywanik zajął się ogniem natychmiast, zaraz po nim cienka firanka w oknie, serweta na stole, potem, z nieco większym oporem, sam stół, jeden z zydelków i wezgłowie łóżka. Kiedy zaczęły się palić włosy martwej dziewki, wnętrze wypełnił ohydny smród.

Wypadając pędem z płonącej izdebki Daherte niespodziewanie zderzył się z pokojówką, która właśnie szorowała podłogę na korytarzu. Drobniutka, kilkunastoletnia blondynka w szarym fartuchu wrzasnęła przeraźliwie, widząc i słysząc co się dzieje. W gruncie rzeczy zachowała jednak zimną krew i rozsądek - na widok buchających z pokoju płomieni rzuciła trzymaną w dłoniach szmatę, a porwała szybko swoje wiadro, pełne brudnej wody, i chlusnęła energiczne przez drzwi, gasząc ogień przynajmniej częściowo.

Chwilę później zbiegający po schodach Daherte ponownie usłyszał wrzask tej samej służącej: "Pożaaar! Truuuup!" - najwyraźniej natknęła się właśnie na zakrwawione zwłoki w jego pokoju. Właściwie to trudno, żeby się nie natknęła - leżały wszak w najlepsze na łóżku, a młodzieniec nie pomyślał nawet, żeby je chociaż czymś zakryć.

Generalnie cały jego plan byłby niezły, gdyby nie fakt, że rozniecając pożar w swoim pokoju Daherte tylko zwrócił uwagę wszystkich dookoła i zwabił ich na piętro. O ile wychodząc spokojnie mógł jeszcze liczyć na to, że jakimś cudem nikt się do niego nie przyczepi, to teraz, wybiegając w popłochu, sprawiał naprawdę podejrzane wrażenie. Tęga karczmarzowa i chłopak stajenny przybiegli z wiadrami wody. Oni minęli go na schodach jeszcze w miarę obojętnie, za to dalsza droga nie była już tak bezproblemowa.

- Co tu się wyprawia?! - zawołał karczmarz zza kontuaru, patrząc jak Daherte pędzi do wyjścia. - Eej, panie! Dokąd? A za pokój i wczorajsze harce to kto zapłaci?!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

14
Nie spodziewał się wpaść na większe przeszkody, ale jednak nie ustrzegł się przed nimi. Cóż, plan nie był doskonały, aczkolwiek w takiej sytuacji wszystko zależało od szczęścia, nie zaś od decyzji wymagającej ponadprzeciętnego intelektu. W każdym bądź razie zawsze mogło być gorzej, dodatkowo pocieszający był fakt, iż co najmniej trzecia część przybytku zostanie pożarta przez bezlitosny ogień.

Nie dane mu było przemyśleć tego więc wykrzyczał wciskając we wrzaski ogrom paniki i strachu: - Pali się kurwa! Ta dziwka wznieciła pożar! - Natomiast wypadając na zewnątrz dodał: - Ratuj się kto może!

Nie zwolnił, wręcz przeciwnie. Zmusił się do bardziej zabójczego biegu kierując się prosto ku stajni. Teraz musiało mu się udać choćby nawet miał wyzionąć ducha. Choćby wierzchowiec miał paść ze zmęczenia, choćby miał okuleć ćwierć mili dalej.
.

Re: Zajazd "Pod złotym porożem"

15
Karczmarz jak gdyby dopiero teraz pojął powagę sytuacji. Początkowo uznał niewyraźne babskie piski z góry za jakąś histerię, ale teraz w jednej chwili zapomniał o tym, co przed chwilą mówił, dojrzał bowiem rozprzestrzeniający się na górze ogień i kłęby dymu. Rzucił wszystko co robił i sam pognał na piętro.

Daherte wpadł do stajni. Jego klacz powitała go radosnym rżeniem, a już chwilę później pospiesznie osiodłany wierzchowiec niósł jeźdźca morderczym galopem w stronę lasu.

Kiedy mężczyzna odwrócił się jeszcze przez ramię, aby upewnić się, że nikt go nie ściga, wydało mu się przez sekundę, iż w oknie, nie zważając na płomienie, stoi tamta czarnowłosa dziewka w czerwonej sukience i macha do niego, śmiejąc się upiornie. Oczywiście było to, najprawdopodobniej, złudzenie, a bijąca stamtąd subtelna emanacja magiczna to po prostu efekt jego własnego zaklęcie. Najprawdopodobniej.

Skarogniada klacz pędziła jak północny wicher. Dopiero gdy Daherte stracił na dobre z oczu zajazd "Pod złotym porożem" i znalazł się na drodze ku Qerel prowadzącej przez gęsty las, gdy emocje odrobinę w nim opadły, poczuł, jak bardzo jest głodny.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”