3
autor: Key
Od czasów pokonania demona wiele się wydarzyło, a przynajmniej w sprawie elfów i ich nowego początku. Wszystko o co walczyła przez te wszystkie lata...nie miało znaczenia. Jej jedyna misja, chociaż się powiodła, przyniosła nie taki skutek jak sobie wyobrażała. Jej jedyny cel - odnaleźć i uratować królową, aby ta mogła poprowadzić resztę elfów do nowej chwały. Y'asmanaia została odnaleziona i uratowana, ale zrzekła się władzy, a tym samym pozwoliła grupie elfów decydować o przyszłości. I chociaż poniekąd to dzięki niej kultyści ją wypuścili, to dalej nie mogła jej wybaczyć, nie mówiąc o tym, czego się dopuściła aby ją uwolnili. Królowa brodząca w błocie i roniąca publicznie łzy? To nie była Y'asmanaia jaką znała i pamiętała. Owszem wiedziała, że jest wrażliwa i potrafi być czuła, ale co innego kiedy jest taka z kimś sam na sam, jak kiedyś ze swoją gwardzistką, a co innego kiedy robi to publicznie, a tym samym pokazuje, że nie jest w stanie sprawować rządów.
Niemal dwa lata minęły, elfy wspólnymi siłami odbudowywały miasto na ruinach poprzedniego, sprowadzali zasoby i wytwarzali własne. Powstawały mniejsze i większe konflikty, które do tej pory udawało się zażegnywać. Zin'rel została szanowaną druidką i przedstawicielką jako takiego rządu z czego Ail bardzo się cieszyła, gdyż ufała jej jako jednej z niewielu i wiedziała, że nadaje się do tego aby rządzić. Ail'ei długo nie chciała przyjmować żadnej odpowiedzialnej funkcji, tak samo jak kiedyś w obozie, ale za namową jej przybranej siostry, zgodziła się nadzorować zbrojne ramie nowej elfiej stolicy. Jakkolwiek bardzo tego nie chciała, szybko odnalazła się w nowej roli. Jako jedyna z tych wszystkich elfów miała szerokie pojęcie o walce, więc musiała szkolić chętnych do obrony miasta.
I chociaż zdarzyło się tak wiele, Ail'ei wciąż nie potrafiła wybaczyć dawnej królowej tego co zrobiła. Jedyny czas kiedy z nią rozmawiała, to obrady rady, czyli wspólne dyskusje o tym "co dalej". Poza ratuszem zapominała o jej istnieniu...no może nie dosłownie, ale ta rana była zbyt głęboka. Gwardzistka nie należała do osób, która łatwo się obraża czy gniewa, ale Y'asmanaia była tym wyjątkiem od reguły. Nawet dla przestępców była łaskawa w rozmowie niż dla niej. Nigdy jej jednak nie obraziła słowem, wolała przejść obok w milczeniu niż powiedzieć coś, czego dawna gwardzistka by żałowała. Może nią już nie była, ale wewnątrz pozostanie nią na zawsze. Spędziła też wiele czasu na zmodyfikowaniu własnego oporządzenia, aby raz na zawsze zerwać z przeszłością. Zbroja chociaż zachowała pewne oryginalne elementy, teraz wyglądała zupełnie inaczej niż dawniej. Wybarwiła ją i dodała karmazynowe elementy, a także mosiężne wzmocnienia. Jej rynsztunek wciąż mógł zachwycać elfią precyzją i zdobieniami, ale zdecydowanie zerwała z wyglądem dawnej gwardii, która cechowała się bielą i błękitem. Prawdę mówiąc, teraz też znacznie lepiej pasowała kolorystycznie do jej rudych włosów.
Domów i kwater wciąż w mieście nie było tyle, aby każdy mógł sobie pomieszkiwać jak pan, na swoich włościach. Rodziny mieszkały razem, a ci którzy byli samotni, pomieszkiwali razem z podziałem na płeć. Może elfy byli dla niektórych staroświeccy, ale dopiero zawiązanie związku było pozytywnie widziane, jeśli chcieli mieszkać razem. Teraz? Może nie podchodzili do tego już tak źle, ale jednak wciąż większość tego przestrzegała ze względu na własne sumienie. Czas dla elfów był jednak taki, że dość szybko zawiązywały się nowe pary, ponieważ nikt nie chciał być sam, a leśne elfy potrzebowały przyrostu demograficznego jeśli mieli przetrwać.
Zin'rel nie wydawała się szukać męża, a sama gwardzistka też była dość...zamknięta na zaloty kogokolwiek. Ciężko było innym stwierdzić z czego to wynikało. Czy miała wewnętrzne postanowienie, że do śmierci będzie samotna i służyć wszystkim elfom jako obrończyni? Nie nadszedł jej czas? A może po prostu boi się tego wszystkiego z czym wiąże się miłość? Może nie potrafi taka być? Jakkolwiek było, szybko ucinała takie podchody, wielu wciąż jednak próbuje, mając nadzieję na związanie się z jedną z najlepszych partii w mieście. Bo chociaż jest wojowniczką, to urody jej natura nie poskąpiła. A wracając do mieszkania, to aby nie zajmować zbędnie miejsca, Ail'ei i Zin'rel zamieszkały we wspólnej kwaterze, jak to dawniej było w obozie. Gwardzistka zawsze traktowała Zin jak młodszą siostrę, można więc powiedzieć, że mieszkają niczym rodzina. Obie były skoncentrowane na tym aby jak najlepiej wywiązywać się z pełnionych funkcji - dlatego Ail sądziła, że Zin nie szuka dla siebie męża, bo to i dzieci, odciągnęłyby ją od skupianiu się na tym co teraz ważniejsze. Musiały zostawić ten przywilej dla innych, dla tych u władzy obecnie było więcej pracy niż przywilejów.
Przedpołudnie Strażniczka - jak zaczęli nazywać ją rodacy - spędziła na mustrze i ćwiczeniach z młodymi elfami, którzy wykazali chęć zostania strażnikami w mieście. Prawdopodobnie nigdy nie zrobi z nich nowych gwardzistów, bo tych szkolono od dziecka przez surową segregację i ciężki trening. Ail nie miała takiej możliwości, a tym bardziej czasu, musiała wyszkolić strażników jak najszybciej aby pilnowali porządku. Może ci co bardziej ambitni i wykażą chęć, będzie mogła szkolić popołudniami w bardziej zaawansowanych sztukach, a może wytrenuje tylko jednego ucznia, który kiedyś jej dorówna? Przyszłość była przed nimi i wszystko się okaże. Teraz jednak w południe, przechadzała się po nabrzeżu, kiedy to działo się najwięcej, a statki dokowały do portu. Wtedy zwykle pojawiało się najwięcej spięć pomiędzy lokalnymi, a przybyszami - ona była tam, aby każdy odszedł we względnym spokoju. Nie mogli sobie pozwolić na zatargi z kapitanami statków, gdyż to był ich największy atut tutaj na wyspie. Lea'Fenistea leżała w samym sercu lasu i miało to swoje pozytywne strony, teraz jednak musieli skupić się na handlu morskim, bo połączenia lądowego z innymi miastami nie mieli. Poza tym nie ryzykowali tak bardzo będąc na miejscu, jak wysyłając konwoje w świat, skąd mogliby już nie wrócić.
Panna Lúinwë była dziś w pozytywnym nastroju, chociaż na jej twarzy rzadko kiedy gościł uśmiech publicznie. Rodacy jednak potrafili to wywnioskować z jej ruchów ciała i tego jak zwraca uwagę na to co dzieje się wokół. Kiedy reagowała gwałtownie to znaczyło, że coś jest nie tak. Kiedy była spokojna jej ruchy były znacznie spokojniejsze, tak jak i chód. I dzisiaj właśnie tak było. Wyspała się, zjadła śniadanie i od rana nie wydarzyło się nic, co wymagało jej uwagi. Po prostu spokojny dzień.