Re: Per Aspera ad Inferi

16
— Będziemy więc oczekiwali owej wyceny, Wasza Ekscelencjo, i zaliczkę uiścimy zaraz po. Liczę, że dodatkowe negocjacje w kwestii samej zaliczki nie będą już potrzebne. I ja i Wasza Ekscelencja szanujemy swój czas. — Magos Dominus werbalnie przyklepał temat pieniędzy, najwyraźniej uznając taką wypadkową za wystarczająco satysfakcjonującą. Oczywiście, wszelkie interesy bez udziału Administorum, w szczególnie takie jakie prowadził van der Flutz i jego ekipa, rzadko kiedy wymagały podpisów i papierologii. Dodatkowo Kupiec jak i Silke mogli być pewni, że Tech-kapłan na poziomie transhumanizacji jak Ratton byłby w stanie przesłać i tworzyć zapis audiowizualny jego własnej perspektywy z tej rozmowy, a nawet transmitować obecną rozmowę na żywo. On miał swoje zabezpieczenie.

Wizjery i oczy wyznawców Omnisjasza skierowały się pierw na Astropatkę. Dominus krótkim skinieniem głowy aprobował jej pierwsze zdanie, by później w ciszy wysłuchać kolejnych pytań. Zanim cokolwiek odpowiedział, Wolny Kupiec włączył się do rozmowy, a więc z pełnym poszanowaniem dla swoich nowych partnerów, Tech-kapłan milczał, słuchając. W końcu wydał z siebie krótki, dudniący dźwięk, a miech na jego masce przyspieszył swą pracę. Dopiero po chwili dotarło do nich, że chyba był to śmiech.
— Słuszna uwaga, Wasza Ekscelencjo. Bardzo trafna. — miech ponownie zwolnił. — Widzisz, Wasza Ekscelencjo, specyfika mojej misji w sektorze Kasath zmusza mnie do częstej współpracy nie tylko z Tech-kapłanami spoza mojego Divisio ale także z przedstawicielami innych organizacji wchodzących w skład naszego Imperium. Bardzo często spotykam się z sytuacją, gdzie rozsądek i logika zostają przyćmione przez fanatyczną nadgorliwość. Eklezjarchat zdaje się przodować w tej kwestii.
Być może Zacharias uznał, że odpowiednio byłoby odwdzięczyć się za szczodrość w postaci komentarza van der Flutza. A może po prostu chciał, by jego nowi partnerzy w interesach wiedzieli co nieco o jego skromnej, augmentowanej osobie.

Akan Tazen w tym czasie spoglądał na wszystkich zebranych. Zdawał się popierać trafność pytań Silke i oczekiwał odpowiedzi. Tą dostarczył Wolny Kupiec w swym nagłym przypływie altruizmu. Na twarzy młodego magosa pojawił się cień zrozumienia, słowa Meynara rzuciły nieco światła na sprawę. Jego pryncypał natomiast kontynuował:
— Pani Silke, myślę, że Jego Ekscelencja doskonale odpowiedział na pytanie, które zadałaś. W obydwu przypadkach gubernator tuszuje sprawę jak może, z obawy o bezpieczeństwo planety i swój interes, jak to wspomniał Jego Ekscelencja. Dlatego też jestem skłonny dorzucić dodatkowe fundusze na zapłatę dla was, jeśli dowiecie się jaki los spotkał Magosa Eustachiosa i jego ekipę badawczą. Kolejnę premię przewiduję za dostarczenie wyraźnego dowodu winy pani gubernator Ovaro, lub niewinności. Pozwoli to poruszyć koła zębate lokalnego Mechanicum w odpowiednim kierunku. Z mojej strony to wszystko. Jeśli są jakieś pytanie, odpowiem.

Kiedy tylko Ratton ucichł, kompletnie zmieniając się w stalowy posąg ku czci Omnisjasza, odezwał się młodszy magos.
— W razie potrzeby dodatkowych informacji, będę dzielił się moją wiedza także w podrózy, Wasza Ekscelencjo. Skoro już o tym mowa, moja ekipa badawcza może być gotowa za cztery godziny. Kiedy Wasza Ekscelencja oczekiwałby naszego przybycia na pokład fregaty?
Ostatnio zmieniony 28 lis 2019, 12:06 przez El Rattan, łącznie zmieniany 2 razy.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: Per Aspera ad Inferi

17
Obrazek

Szanujemy — potwierdził dotychczasowe ustalenia Flutz, bez zbędnych redundancji i nie wymagając dodatkowych zapewnień, rytuałów i protokołów w kwestii dobitego właśnie targu. Kult Boga-w-Maszynie słynął z punktualności. Również w płaceniu.
Wolny Handlarz miał okazję odwzajemnić okazaną mu milczeniem grzeczność, powstrzymując się od skomentowania uwagi o nadgorliwości Eklezjarchatu. Słońca świecą, planety krążą wokół nich, a Eklezjarchat jak lew ryczący, czyhający kogo pożreć. Meynar potakiwał chętnie i często, by ukryć kiwającą się z powodu senności głowę i maskować opadanie powiek jako potwierdzające mrugnięcia.
Łagodny, przybrzeżny klimat odległego świata raju. Nadmorskie pustkowie pod niebem, które nawet w południe ma barwę karminu, identyczną niemal z kolorem szminki hurysy, która z punktualną akuratnością napełnia mu szklankę czystym Hakewill'sem koloru aurum potabile. Rozlana piąta esencja kołysze się w naczyniu łagodnie niby obserwowane na horyzoncie fale, które z racji znaczniejszej odległości księżyca, pozostają ciche i spokojne, miast szumem, zaznaczając się ledwie słyszalnym szeptem muskającym go do wtóru z bryzą…
Szepczą otaczające ich zewsząd podsystemy, wszechobecne i nieustające, sycące powietrze heksabajtami danych. Flutz budzi się, mruga oczami, które przez cały czas pozostały otwarte, choć w istocie to jego dusza patrzyła. I wróciła do ciała na czas, zwabiona tęsknym, równie rajskim co niedawna zaśpiewem, wabiącym ją w zimną stalową gwiazdę pośród nieprzebytej pustaci kosmosu.
Dodatkowe fundusze — podjął, kontynuując uśmiech. Jeszcze chwila — pomyślał, poprawiając się na oparciu. — Jeszcze chwila a staluchy wypłacą nam premię za opuszczenie doku. Współweselą się z prawdą. Będziemy ich potrzebować, jeżeli zależy nam na jej odkryciu — mówił Flutz teraźniejszy, a jednocześnie kilka lat jego przeszłości w handlu, gdzie kontrahentom i celnikom smarowało się równie często co silniki i układy niegasnących frachtowców i czarterów przewożących kontrabandę, bez której wojna nie mogła i nie miała prawa istnieć, jak wszechświat i wszystkie jego milenia bez niej samej.
Mniemam, że odpowiedzieliście sobie na to pytanie, Mistrzu Eksploratorze — skonstatował, licząc coś w myślach i kosząc przy tym oczami w bok. — Jeżeli potrzebne dane, w tym na temat waszej ekipy zostały już nadane na fregatę, mój adiutant winien rozpocząć przysposabianie jej do startu i szykowaniem kwater dla gości. Oraz, hmm… Przestrzeni dla podarowanej nam karnej kompanii. Muszę też poinformować resztę załogi o waszym przybyciu i przyszłej misji. Kwestia godzin. Będziemy mieli komfort informowania was na bieżąco.
Kapitan podniósł się z siedziska, skłoniwszy, choć bez przesadnej ceremonialności i na pożegnanie, Magosowi Zachariasowi Rattonowi, którego nie odróżniłbyś teraz od wypchanego. Powoli, lecz zdecydowanie pozwalając się przyciągać konstelacjom fregaty oraz niewykluczone, że własnemu łóżku, w którym miałby się zaraz obudzić. Z pięknego i niemal nierealnego snu o negocjacjach, które przebiegły w rekordowym tempie, bez dodatkowych i ukrytych targów, nawet po to, by zrobić mu przyjemność. Które zamierzał po wszystkim wycenić dyskretnie i starannie od każdego słowa i informacji, która nie padła między nimi podczas wstępnych ustaleń. Faktyczna wartość takich przedsiemwzięć miała brzydką tendencję do ujawniania się poniewczasie. Z dala od bezpiecznych sal konferencyjnych i życzliwych kontrahentów, już od wejścia szczęśliwych, że oto znaleźli odtrutkę na przerastający ich problem, choć póki co najwyżej kogoś, kto zgodził się usiąść i wypić truciznę wraz z nimi.
Widzimy się na odprawie — rzucił do mniej posuniętego w latach i augemntacjach cyborga. — Eminencjo… — Raz jeszcze zwrócił się do magosa, bo choć opuszczał miejsce zebrania w sposób dyplomatycznie nieprotokolarny, to nadal nieodmiennie uprzejmy. — To znaczy jeśli moi bezpośredni podkomendni nie mają pytań ani potrzeb, które chcieliby zaadresować jeszcze przed waszym zakwaterowaniem na fregacie.
Ostatnio zmieniony 26 lis 2019, 20:12 przez Guede [Bot], łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Per Aspera ad Inferi

18
Obrazek
Zaskoczona dziwnym, zmechanizowanym napadem wesołości — której tak notabene nie podzielała — Silke poruszyła się pierwszy raz od czasu wejścia do sali. A mianowicie: obróciła zamaskowaną twarz ku Flutzowi. Odruchowo, mimo woli. Uwaga Lorda Kapitana była bowiem tak celna, że niemal zakończona namacalnym szpikulcem. Wbiła się głęboko, raniąc nieopatrznie Astropatkę, która sama wszak stała się produktem przemiany materii układów, zależności i dbania o własny interes ludzi u władzy. Zabarwione ironią słowa Meynara obnażały funkcjonowanie zastanego porządku światów w sposób tak prześmiewczo prosty i lekki, jakby opowiadał on jakąś anegdotkę albo dowcip. Tymczasem dla Silke była to osobista i wciąż jeszcze nieznośnie świeża tragedia.

Nie mam więcej pytań — rzekła sztywno, równie sztywno wstając. — Ani potrzeb. Eminencjo — pożegnała Rattona, po czym obróciła się na pięcie i wyszła, nie czekając ani na Flutza, ani na Reddita. Musiała się ruszyć, ruszyć natychmiast, żeby rozchodzić przemożne pragnienie rozsmarowania kogoś po jednej z ośmiu gładkich, metalowych ścian.
Obrazek

Re: Per Aspera ad Inferi

19
Obrazek
Reddit przeciągnął się lekko, i rozruszał plecy zdrętwiałe od dłuższego siedzenia. Nie chciał opuszczać tego przyjemnie ciemnego miejsca, ale gdy pomyślał że na statku czeka na niego jego własna, przytulna kajuta, poczuł się odrobinę lepiej. Spojrzał w ślad za jedyną oddalającą się żeńską częścią delegacji, po czym wstał, i kiwnął sztywno głową.

- Ja również nie mam żadnych więcej pytań. Kapitanie? - Obwieścił, czekając aż Flutz wstanie z krzesła. Silke mogła sobie pohasać przodem, ale jego obowiązkiem poniekąd było przypilnować żeby to Handlarz dotarł na powrót na statek w jednym kawałku. Było też to że ta kobieta czasem przyprawiała go o dreszcze, ale to już inna sprawa.

Re: Per Aspera ad Inferi

20
— Oczywiście. A nam zależy tylko na prawdzie. — odparł starszy cyborg na słowa Wolnego Kupca. Krótko zmierzywszy resztę swym augmentowanym wzrokiem dodał: — Skoro nie ma już więcej pytań, pozostaje mi jedynie się pożegnać. Od tej pory Magos Tazen będzie służył swą wiedzą. Jestem pewien, że Bóg Maszyna jeszcze skrzyżuje nasze ścieżki, Wasza Ekscelencjo Meynarze van der Flutzu, Pierwsza Astropatko Silke i Komendancie Reddit. Niech światło wiedzy Omnisjasza rozświetla wasze drogi, a Anima chroni od złego.
Ratton ucichł, dalej prezentując swą jakże statyczną osobę. Pauzę, która w ten sposób powstała wykorzystał Akan Tazen, który to zdawał się być bardziej żywy niż kiedykolwiek. Perspektywa nadchodzącej ekspedycji ewidentnie aktywowała pokłady ekscytacji, które to jeszcze nie były szczelnie zamknięte w neurokryptach jak u jego pryncypała.
— Wspaniale, Wasza Ekscelencjo. Możecie oczekiwać promu ze mną, całą ekipą oraz transportu narzędzi badawczych dokładnie za cztery godziny i dwadzieścia minut. Obecne przygotowania idą w dobrym tempie, także po odbyciu rytuału binarnego zjawimy się na fregacie. Do zobaczenia wkrótce, Wasza Ekscelencjo. — Magos skłonił się delikatnie całej trójce. — Pierwsza Astropatko, Komendancie.
Tazen zwrócił się ku Rattonowi, chcąc się odezwać. Przerwał mu jednak trzask Techna-lingua, po którym i sam Akan przeszedł na język Tech-kapłanów.

Stalowa brać z Marsa już więcej nie przeszkadzała załodze Vulta, tak pilnie chcącej opuścić oktagon i powrócić w znajome wnętrza fregaty. Drzwi, które wcześniej ich wpuściły, otworzyły się samoistnie. Lub za sprawą któregoś z Magi. Za wrotami czekała już na nich znajoma sylwetka 011264932 B-X. Serwitor już działał na pełnych obrotach, od razu witając drużynę mechaniczną prośbą:
— Odprowadzę państwo do hangaru. Proszę za mną.
Gdy tylko któreś ze świty Kupca z nim samym poruszyło się, blaszak obrócił się koślawie i ruszył w drogę powrotną. Dokładnie tą samą, którą przywiódł ich na owocne negocjacje. Ruch panował taki sam, arteria Oka Omnisjasza cały czas pompowała grupy tech kapłanów i stada serwoczaszek. Teraz było jeszcze ciaśniej, jako, że modły w pobliskiej kaplicy Boga Maszyny się skończyły, a z wnętrza wylewali się Tech-kapłani. Dziesiątki oczu z ciekawością typową dla Dzieci Omnisjasza śledziła przejście załogi Vulta, niektórzy nawet mający więcej niż jedną parę patrzałek. Oczywiście, nikt nie ośmielił się zatrzymać świty nawet na sekundę, wszakże byli dostojnymi i ważnymi gośćmi równie ważnych dostojników Mechanicum całego sektora.

Wrócili do hangaru, w którym powitał ich chłód Pustki i znajomy widok osobistego promu. Widząc nadchodzący triumwirat, pilot Aquilii w kilka sekund uruchomił silniki. Zaryczały raz, by potem przejść w spokojne buczenie, nasilające się w miarę postępów w rozgrzaniu maszyny. Przed samą platformą z promem, wierny kompan B-X ustąpił im z drogi i zatrzymał się, skłaniając na tyle, na ile pozwalało mu nieregularnie wyważone cielsko.
— Żegnam Ekscelencję i czcigodną świtę.
Były to ostatnie słowa, które usłyszeli od lobotymizowanego cyborga. Później już weszli na pokład promu, a rampa zatrzasnęła się z sykiem serwomechanizmów i uszczelniania. Pilot promu, stary wyga, który był już na pokładzie Vulta zanim fregata weszła w posiadanie Wolnego Kupca, przywitał ich mruknięciem, zwiększając ciąg silników. Mimo to chłop czuł Aquilę i mniejsze jednostki jak nikt inny na Vulcie. Podobnież zaczynał karierę w Aeronautica Imperialis, później przeniesiony do szwadronów specjalizujących się w walce w Pustce. Nigdy nie mówił, jak trafił na Vulta ani dlaczego tak cenił swoje okulary i kamizelkę, godną rybaków z Ixelli. Teraz jednak, kiedy tylko prom delikatnie oderwał się od platformy i ruszył ku otwierającym się wrotom i Pustce za nimi, Roki, jak przedstawiał się pilot, odezwał się do drużyny:
— Pozytywnie?
Silniki zaryczały na moment, wypychając prom prosto w zimne objęcia Pustki.
Obrazek
Na pokładzie Vulta wylądowali niecałe dwadzieścia minut później. Roki wprowadził Aquilę do hangaru płynnie, z wolna osadzając ją na pokładzie. Pewny, że prom jest na swym miejscu, pilot wyłączył silniki i otworzył ponownie rampę, tym razem wypuszczając trójcę do domu. Domu, w którym też panował większy ruch niż zwykle. Na dole rampy czekał już na nich Dragan. Seneszal wpatrzony był w infoczytnik, drugą ręką trzymając palącego się lho-szluga. Pokręcił głową i uniósł wzrok na wysiadającą trójkę.
— Jesteście, nareszcie. Meyn… Znaczy Wasza Ekscelencjo. Mamy tutaj natłok danych i cholera, dzieje się. Z pół godziny temu przyleciał transport z Leman I, wyładowali nam tu z kilkaset skazańców i tyle ich widziałem. Coś tam zabrzęczeli, że to prezent i Wolny Kupiec wie o co chodzi. To tego, wiesz o co chodzi? Vestrilles to rozumiem nasz cel?
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: Per Aspera ad Inferi

21
Obrazek
„Van der Flutzu” skinął na pożegnanie, pochylając głowę, by ukryć uśmiech, przywołany w kąt ust słowami magosa Zachariasa o prawdzie.
Doniósłszy go do promu, obdarował nim swojego ulubionego szofera oraz utrzymał go przez cały lot na fregatę. Który tym razem spędził w hołdzie dla pełnego zadumy milczenia.
Szybcy są — odezwał się dopiero na „Vulcie” i do nikogo niżej jak do samego siebie, by wejść do hangaru i Seneszalowi w słowo. — Kurwa mać, Sai — oznajmił raczej ze zmęczeniem niż złością. — Masz jedną robotę. Nie wypominając, że po znajomości. „Tyle ich widziałem” to ostatnie co chcę od ciebie usłyszeć, w sytuacji kiedy staluchy robią mi transfer czterystu łagierników z Leman Primus pod moją nieobecność.
Kapitan rozkaszlał się nagle i gwałtownie, odbijając sobie cały okres powstrzymywania się podczas negocjacji na Oku.
Poczęstuj mnie jednym — brzmiał pierwszy rozkaz. — Prowadź mnie do tych abratników, zobaczymy jaki ten prezent. Reddit. Silke. Wy ze mną.
Skinąwszy na dotychczasową delegację, narzucił tempo na azymut przeciwny do doszczelniającej się właśnie paszczy zamykającej się za próżnią, Flutz szedł przez hangar, rojący się od automatów i obsługi, zajmującej się technologicznym odpowiednikiem rozwijania dywanów i wieszania palt.
Dobrze rozumiesz. Lecimy na Vestrilles. Nie teraz, najwcześniej za cztery godziny. Zaraportuj mi wszystko co wysłali nam z „Oka”. Samo gęste, zamierzam zdążyć się urżnąć i przespać Osnowę. Jak stoimy z zapasami i osprzętem, trzeba dokupować? Imć eksplorator wyplątał się w końcu z taśm kogitatora? Rdza i mór na niego i jego opieszałość. Nabity implantami tak, że nie wiesz, czy jeszcze żywy, czy już wypchany, a ma je wszystkie chyba tylko po to, żeby mylić się dziesięć razy szybciej...
Głos kapitana niósł się przez otwierające się przed nim grodzie, zniekształconym echem odbijał we wnętrzu stalowych żył i arterii cucącej z przestoju fregaty, miarowo wypełniającej się Flutzem.

Re: Per Aspera ad Inferi

22
Obrazek
Reddit przez cały lot na Vulta czuł się nieswojo. Nie wiedział dokładnie dlaczego, lecz miał dziwne przeczucie, że ta misja nie jest tym czym się wydaje. Jednakże, będąc świadom własnych paranoicznych zachowań, nie podzielił się tym z resztą ekipy. Po prostu gdy nadejdzie czas, popełni własne przygotowania. Po cichu, i po ciemku.

Gdy dotarli na statek, Archmilitant już miał zapytać o gdziebytność owych kilkuset skazańców, ale na szczęście ubiegł go kapitan, opierdzielając Seneszala. Zasłużenie czy nie, ważne że jedyne co John mógł zrobić, to nacisnąć kapelusz na głowę, i posłusznie podążyć za kapitanem statku, na spotkanie z ich przyszłymi żywymi tarczami dzielnymi wojownikami.

Re: Per Aspera ad Inferi

23
Obrazek
Pokonany energicznym krokiem dystans między salą konferencyjną a hangarem pozwolił Silke nieco ochłonąć, moment startu promu — niemal zupełnie ją uspokoił. Przypięta pasami, tkwiła sztywno w fotelu i milczała. Zupełnie, jakby ktoś włączył przewijanie nagrania w tył, zgodnie z którym po chwili znaleźli się z powrotem na Vulcie.
Astropatka z ulgą powitała szum starego Sępa, preferując zło znane nad nieznane, skoro już było konieczne. Trzymając się z tyłu, tylko czekała chwili, by odpaść od wielce szanownej delegacji i pójść sobie w pizdu. Majaczący pod powiekami, wyidealizowany teraz do granic możliwości, obraz jej kajuty przyzywał kobietę niczym szept działki w zasięgu ręki narkomana na głodzie.
Nie doczekała się. A ustawione nieopodal jedna na drugiej ciężkie, metalowe skrzynie zwaliły się nagle na podłogę, czyniąc okrutny raban. Temperatura powietrza spadła wyraźnie, do gamy unoszących się w hangarze zapachów dołączyła nuta ozonu.
Silke bez słowa ruszyła za korowodem. Zgodnie z życzeniem Lorda Kapitana.
Obrazek

Re: Per Aspera ad Inferi

24
Dragan rzucił bezradne spojrzenie swojemu pryncypałowi, sięgając w międzyczasie po paczkę lho-szlugów.
— Ja rozumiem, Szefie, ale sam wiesz jakie są staluchy. Magi odpowiedzialni za naszych milusińskich wlepili mi manifest przewozowy. Spis wszystkich czterystu dusz, kody aktywujące obroże neutralizujące, te już wgrałem na swój infoczytnik i mogę ci je przesłać. Dostarczyli też...
Jak tylko Meynar poczęstował się jednym szlugiem, Seneszal sięgnął po zapalniczkę i szybkim ruchem odpalił ogień, co by i użyczyć żaru. Zaraz po odpaleniu lho, nagła zmiana temperatury wpłynęła na płomień zapalarki, który wyraźnie się zmniejszył. Spadające skrzynie nieopodal wywołały nie tylko huk i raban ale także małe poruszenie w załodze hangaru obok, która to rozbiegła się z krzykiem. Arasai obejrzał się przez ramię w tamtym kierunku, wypuszczając głośno powietrze.
— …te skrzynie z uzbrojeniem dla naszych świeżaków. Ostrożniej, Silke, jeśli można. — dokończył po chwili, rzucając nieco niezadowolone spojrzenie w kierunku Astropatki. — No nic, chodźmy.
Zamknął zapalniczkę i wskazał nią kierunek w którym zaczął ich prowadzić. A oczekiwały ich równe cztery rzędy skazańców, wyróżniających się swoimi krzykliwie pomarańczowymi uniformami.

— Dostaliśmy wszystkie dostępne dane dotyczące planety, począwszy od temperatury do dokładnej siły grawitacyjnej. Jak cie to interesuje, to będziesz mógł w każdej chwili przejrzeć infoczytnik. To samo z odsłuchaniem logów tego całego… Eustachiosa? Wiesz, ten co tam poleciał i nie wrócił. Z tego co zrozumiałem — tutaj zrobił szybką przerwę na kolejnego bucha. — to dorwał on zakopaną, pradawną metropolię. Według magosa została wybudowana przez ludzi, jednak na długo przed powstaniem Imperium Człowieka. Wiek Technologii, czujesz to? Wkopali się głęboko w trzewia tego miasta a staluch wspominał nawet coś o… Jak to było… “Autochtonach manipulujących czasem.” Jak Boga-Imperatora kocham, użył dokładnie tych słów. Meynar, jeśli to prawda, to to jest żyła złota. Trony posypią się jak śnieg na Aquilii Secundus. Skoro już mowa o pieniądzach to Eustachios zabulił nielichą sumę pani gubernator w zamian za możliwość wykopalisk. Mówimy tutaj o milionach Tronów.
Nieubłaganie zbliżali się do oczekującej ich grupy przybyszów z Leman I. Pluton ochrony uzbrojony w standardowe karabiny laserowe pilnował wszystkich, otaczający całe zgrupowanie.
— Do tego sytuacja na planecie. — ciągnął dalej Dragan. — Zdaje się, że gubernator ma nieliche problemy na powierzchni. Sama trzyma raptem skrawek Vestrilles. Co prawda ten najistotniejszy ale nie zmienia to faktu, że reszta świata to totalne bezprawie. By nie powiedzieć, że strefa wojny. Najciekawszy wydaje się być jednak raport z Magna Technis. Pominąwszy zaginięcie magosa i problemy z siłami Ovaro, raport zawierał także dane ze skanerów Pustki, które wykryły sygnatury okrętów. Nie-Imperialne sygnatury, Meynar. Mechanicusi nie byli w stanie określić ich dokładnej natury, jedynie potwierdzili, że nie należą one do żadnej jednostki Imperium Człowieka. To jesteśmy.

Faktycznie, cała świta dotarła przed ustawionych łagierników. Grupa była koedukacyjna, złożona zarówno z kobiet jak i mężczyzn. Wszystkich zaś, poza mundurkami, łączyło piętno katorżniczej pracy odciśnięte po latach na karnym świecie. Niektórzy zdawali się nosić też widoczne wspomnienia walki w postaci blizn, czy to z Leman I, czy też jeszcze z czasów przed zsyłką. Pojawienie się Wolnego Kupca przyciągnęło wzrok skazańców momentalnie. Prawdopodobnie większość z nich nie widziała człowieka tak bogato odzianego jak Flutz przez lata, jeśli w ogóle. Ciche szepty zniknęły na widok kamiennego spojrzenia jak i fizysu Komendanta Reddita. Sama obecność weterana wzbudzała respekt. Być może działał na korzyść fakt, że większość z obecnych tu więźniów miała do czynienia ze służbą wojskową. W jakimś stopniu. Jednak ci mniej zdyscyplinowani znów ożyli cichym szumem szeptów, kiedy to któryś z drugiego rzędu zauważył niewielką broszkę na pasie istoty ukrytej za maską. Silke momentalnie stała się obiektem spojrzeń.
— ...dźma.
— ...dził ją po to by nam czytała w łbach…
— Wolałem już rdzawych.

Seneszal zmierzył wszystkich spojrzeniem, zaciągając się lho-szlugiem i zwrócił się do Wolnego Kupca.
— Może do nich przemówisz, Meynar, czy coś. W końcu to twój prezent.
W międzyczasie czterech załogantów ustawiło się zaraz za Redditem, gotowi przyjąć ewentualne wytyczne w związku z łagiernikami.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: Per Aspera ad Inferi

25
Obrazek
Dawaj — odpowiedział, mając na myśli jednocześnie szluga i kody do obroży. Flutz zaciągnął się dymem, patrząc na walące się skrzynie i pierzchającą obsługą. „Wieją przed robotą” pomyślał, oceniając fachowym, pańskim okiem.
Chwilę potem tym samym okiem oceniał dostarczonych skazańców, ustawionych karnie w rzędach po cztery setki. Uznając, że to chwila dobra jak każda inna, odpalił sobie specyfikację planety, o której opowiadał mu Sai. Logi zostawił sobie na potem. Czytał je jednym okiem, drugim lustrując nowy nabytek w postaci siły roboczej, usta mając zajęte szlugiem, a uwagę częściowo słowami Saia. Poświęcił ją całkowicie na słowa „przed powstaniem Imperium Człowieka”. Czterem wyrazom, które spędzały sen z powiek specjalistom od imperialnej propagandy, a jemu samemu miały wkrótce przeplatać sny o rajskich światach tymi o milionach tronów.
Meynar zakasłał, wypluwając dym, a razem z nim nieomal również sam papieros.
Co ty pieprzysz, Sai. Co on ci naopowiadał? Bredzi, blaszak. Ale niech bredzi, na zdrowie. Cokolwiek by tam sobie upatrzył, ich cynki, jak mówiłem, zawsze są pewne.
Kolejna uwaga o milionach tronów, tym razem w ramach już przebrzmiałych, uiszczonych lokalnej pani włodarz za prawa do eksploatacji. „Oho” domyślił się. „Zaczyna się”.
— Uwierało ich o tym mówić na spotkaniu. Które, nawiasem mówiąc, z powodzeniem mogło być formalnością odbytą z orbity, bez mojego wychodzenia z kajuty i zakładania gaci. — Kapitan skrzywił się jak do splunięcia, pokiepował pod nogi. — Wynajęli nas nie tylko jako ekspedycję ratunkową. Również do szczucia.
Przynajmniej jedna dobra wiadomość — mruknął na zreferowane mu informacje o bezprawiu i wojnie domowej. Z mniejszym optymizmem przyjął te na temat namierzonych okrętach xenotycznych. — Musimy się spieszyć.
Widok poharatanych, zaciętych gąb wyrwał go z odleglejszych planów ku teraźniejszości. A trochę i ku przeszłości, nostalgicznie kojarząc się z domem.
Bardzo dziękuję, Sai — Meynar uśmiechnął się złośliwie na zbędną sugestię Seneszala, jedną z wielu, które weszły mu w krew, odkąd mianował go na to stanowisko, które zdarzało mylić mu się z funkcją bycia matką Flutza. — Czy mogę być przez moment odpowiedzialny za to co dzieje się na tym okręcie?
Szmery, które poniosły się między więźniami, obgadującymi jego załogę cieszyły go i nastrajały nieomal optymistycznie. A optymizm Flutza zwykł przekładać się na „Vulcie” bezpośrednio na zmniejszenie liczby incydentów z ludźmi w próżni. Odkaszlnąwszy w zwinięty kułak, odpstryknął wypalonego peta na bok, stając przed darowaną mu zgrają.
Czołem chachary, lemańścy zbóje! — zaczął z szerokim, uśmiechem, który przy odrobinie mógłby zostać zinterpretowany jako życzliwy. U rekina. — Czy rozpiera was duma, że tu jesteście?
Jestem kapitan Meynar van der Flutz, a to moja ukochana łajba. Znaleźliście się na niej, bo darowano mi was, jako darowuje się psa. I to przede wszystkim w waszym, nie moim, interesie leży, żeby nie było z wami kłopotu, jak to zdarza się z darowanymi psami.
Meynar gadał, przechadzając się rzędem niewolnych, dbając, by jego głos rozchodził się równomiernie i docierał do każdego. Nie tylko do słuchu.
W pierdlu byliście tylko gównianą biomasą do przetworzenia. Niczym więcej jak kolejną wypracowaną w znoju roboczogodziną do zmielenia w trybach maszyn naszych szacownych sojuszników mechanicusów, tutaj zaś…
Wolny Handlarz zawiesił głos, obracając się na pięcie i zawracając w przeciwnym kierunku.
Będzie równie ciężko. Niewiele mniej niewdzięcznie. Ale wasza praca, jeśli sprawicie się dobrze, być może posłuży również wam samym. Od powodzenia naszej sprawy, zależą wasze dalsze losy. Gdyby nie owa okoliczność, bylibyście mi całkiem zbędni, świetnie bowiem radziłem sobie przed jej nastaniem i świetnie poradzę sobie bez was i waszych gąb do wykarmienia. Jeżeli okażecie się spolegliwi, być może pożegnam się z częścią z was jako wolnymi ludźmi. Jeżeli nie, wtedy również, z tą różnicą, że zawczasu uzyskam za was dobrą cenę na skupie nawozu. Dbajcie tedy, byście kalkulowali się dla mnie lepiej niż jako nawóz. Obecny tu dowódca pokładowej gwardii, imć Reddit wyegzekwuje to w moim imieniu surowo, lecz sprawiedliwie. Spocznij.
Skinął na Reddita, nie czekając na odpowiedź i ani aż stary nietoperz dostrzeże jego gest. Sam zbliżył się w jego kierunku.
Powierzam ci bezpośrednią zwierzchność nad tą swołoczą. Zadbaj, żeby było z nich coś przydatnego. Podpowiem ci, że dla takich jak oni nie ma nic gorszego niż bezczynność. Od niej lęgną się w głowie durne myśli. I wywrotowe tendencje. Na drugim pokładzie od mostka rozszczelniło gródź. Mają spawać. Farba odłazi na rufowej, trzeba poprawić. I gasić lampy próżniowe pod napędem. Coś pominąłem? Reszta do hangarów. Rozładować skrzynie. Jak skończą, załadować z powrotem. A potem jeszcze raz rozładować. Powtarzać do skutku, to jest, dopóty nie będą zgrani i karni jak stare wojsko. Niesubordynowanych jebać i karać. Najbardziej zatwardziali… — Meynar zamyślił się nad dostatecznie uwłaczającym zajęciem, którego nie zdążył jeszcze wymienić. Stojąca opodal Silke przyszła mu z natchnieniem. — Najbardziej zatwardziali będą taszczyć jej bagaż. Niereformowalnych przez śluzę. Sai, daj mu kody.
Wy, pani Silke — zwrócił się bezpośrednio do astropatki — Zameldujecie mi o wszelkich sygnałach, kiedy zbliżymy się dostatecznie blisko planety. A zawczasu postawcie tarota, czy cokolwiek, co potraficie. Nie znam się na gusłach i staram się o nich nie myśleć. Kiepsko od tego sypiam.
Czując się więcej niż zwolniony z ceremonii odbioru niewolników, wrócił do Seneszala. — Kazałeś przygotować moje komnaty, jak prosiłem?

Re: Per Aspera ad Inferi

26
Obrazek
Astropatka walczyła ze sobą chwilę, pokonując ostatecznie pokusę, by buchnąć Draganowi ogniem z papierosowego żaru w twarz. Obawiała się, że w obecnym stanie ducha na nauczce w postaci nadpalonych brwi mogłoby się nie skończyć, a spopielenie Seneszala raczej nie spotkałoby się z aprobatą Flutza, któremu bądź co bądź zawdzięczała życie.
Nie można — odrzekła Draganowi beznamiętnym tonem. — Prace magazynowe nie leżą w moich kompetencjach.
Wypowiedź owa, jak większość wypowiedzi Silke, pozostawiała szerokie pole do interpretacji, na którą nikt nie miał obecnie czasu ani ochoty. Ignorując zatem incydent w hangarze i nie drążąc dłużej tematu, ruszyli w wyznaczonym kierunku w akompaniamencie dwugłosu Saia i Meynara, stukotu obcasów i niknących im za plecami krzyków wystraszonej siły roboczej.
Na to, co czekało u celu, Silke była przygotowana przez lata spędzone w otoczeniu podobnych, nieprzychylnych spojrzeń i szeptów, identycznego kłębowiska kierowanych ku niej złych myśli oraz życzeń. Mimo to poczuła jak ukryta bardzo głęboko zadra poruszyła się nieznacznie, wywołując rozgoryczenie.
Nic jednak nie mogła poradzić na to, jak reagują na nią Ślepaki, więc stała, gdzie miała stać i robiła, co miała robić. Wywoływanie grozy, jak się wkrótce okazało, miewało również swoje zalety. Gdyby zapytać o to Silke, z pewnością przyznałaby, iż zawsze marzyła o prywatnym bagażowym.
Służę — odpowiedziała Flutzowi, skłoniwszy głowę, gdy ten zwrócił się bezpośrednio do niej. Czarny muślin welonu ożył na moment, wokół zapachniało brzoskwiniami. Astropatka pomyślała, że Lord Kapitan nic nie wie o prawdziwych koszmarach związanych z gusłami, lecz nie podzieliła się ową refleksją na głos.
Uznając wydanie poleceń za koniec zebrania, Silke odwróciła się i udała w kierunku Sacrosanctorium. Ostatecznie jednak nie poszła do siebie, co naraz przestało jej przeszkadzać, lecz do Petry i Volkera. Jeśli miała stawiać Imperialnego Tarota, będzie potrzebowała pomocy.
A poza tym Volker był jej dłużny działkę spook'a.
Obrazek

Re: Per Aspera ad Inferi

27
Obrazek
Reddit słuchał przemowy kapitana z niemałym ubawem, przypominały mu się bowiem podobne wojskowe obrzędy, będące nieodzowną częścią każdego zgromadzenia. Z tym że będąc wówczas na końcu zdecydowanie mniej fortunnym, nie był w stanie dostrzec komizmu sytuacji tak jak w chwili obecnej. Półuśmiech z twarzy zniknął jednak dosyć szybko, bowiem okazało się, że tą bandą swołoczy zająć miał się on sam. No ale trzeba było spiąć dupę, w końcu praca to praca. Skinął głową kapitanowi, po czym odwrócił się do załogantów, i zaczął zwracać się do nich kolejno od lewej.

- Ty, biegiem do interkomu skontaktuj się z mostkiem i konserwatornią, zbierz pełny raport o rzeczach które wymagają pilnej naprawy czy opieki. Maszynownię też zapytaj czy nie potrzebują kogoś do ciężkich robót. Ty, z koszar na każdych pięciu więźniów przyprowadź dwóch uzbrojonych załogantów, plus paru zapasowych. Ogółem stu dwudziestu powinno wystarczyć. Bez granatów, nie pierdolić się z pałkami, amunicja ostra, byle nie przebijająca, na robienie dziur w statku nie zezwalam. Wam dwóm, gdy dotrą posiłki, zostawiam podział tej swołoczy na grupy. Tych co się znają rozdzielić w różne części statku, żeby nic nie planowali, jak ktoś zostanie bez roboty to jak Kapitan powiedział, rozpakowywać i zapakowywać. Wszelkie problemy do mnie. Jak już wszyscy się rozejdą to będę w kajucie.

Wygląda na to że spokój w kajucie trochę będzie musiał poczekać. No ale czego się nie robi dla ojczyzny. Znaczy tego ten, Kapitana Meynara Flutza i jego Vulta.
Ostatnio zmieniony 17 kwie 2020, 12:56 przez Ernoth, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Per Aspera ad Inferi

28
— Imperator panem galaktyki, lord-kapitan panem statku. Z przyjemnością.
Wypowiedziawszy starą maksymę kosmicznych żeglarzy, Sai odsunął się krok w tył oddając prym lordowi-kapitanowi. Mógł skupić się teraz na ważniejszych czynnościach, jak przeglądanie swojego nośnika danych czy jaraniem swojego lho-szluga. Przemowa zaś zwróciła uwagę lemańskich zbójów, którzy zdaje się porzucili nawet temat obecnej tu Silke. Wraz z kilkoma pierwszymi zdaniami nastąpiła pełna cisza wśród pomarańczowej braci. Van der Flutz, choć jego ulubionym stanem był stan upojenia Amaseciem, zdawał się zaprowadzić stan pokoju wśród jego niewolnej gawiedzi. Z pomocą przyszła mu zaś wizja utraty głowy w przemiłej, drobnej eksplozji jeśli Jego Ekscelencja zażyczy sobie i wciśnie guzik. W takim też wypadku Meynar zebrał na siebie uwagę wszystkich czterystu kaprawych mord, które choć początkowo nie wyglądali na szczęśliwych to ich ogólne morale zdawało się rosnąć z każdym wypowiedzianym przez lorda-kapitana słowem. Niewiele bo niewiele, nadal traktowano ich jak gówno, jednakże w tym przypadku pojawiło się coś jeszcze. Nadzieja. Nie jest to żadną tajemnicą, że średnia długość życia na karnej kolonii wynosi kilka lat, w zależności od nasilenia katorżniczej pracy, a szanse wydostania się mniej niż jeden procent. Kiedy zaś zarządcą jest cyborg pozbawiony ludzkich emocji niemalże w pełni, szanse te drastycznie maleją. A jaka robota na okręcie mogła być gorsza od przenoszenia uranu rękoma? Tak też gdy imć van der Flutz wspomniał o możliwości pożegnania się z nimi jako wolni ludzie, wszystkie czterysta dusz zdawało się być kupionymi. Tanio bo tanio, ale zapytany Magos obliczył by wzrost wskaźnika przeżycia o co najmniej dwieście procent. Wcześniejsze emocje zastąpiła ta jedna. I Silke wyraźnie to czuła. Tak jak wyczuła kilka spojrzeń, które za nic nie chciałyby taszczyć jej bagaży.

— Się robi. — odparł Dragan i uniósł swój czytnik danych by kilkoma kliknięciami przesłać kody na osobisty czytnik komendanta Reddita. — Gotowe, panie Reddit. Starczy kliknąć aktywuj, a potem dwa razy na tak. Pach! I typ nie ma głowy.
Seneszal zaciągnął się porządnie swoim lho-szlugiem, odwracając się ponownie do swojego pryncypała. Podszedł do niego bliżej, by móc przyjąć bardziej konspiracyjny ton rozmowy.
— No wiesz? Czy ja cię kiedyś zawiodłem, Meynar? Nie liczymy sprawy z Aquili Secundus. Twoje komnaty natomiast są gotowe, świeża butelka Amasecu czeka na biurku. Zanim jednak mi znikniesz i utoniesz w odmętach szklanki, potrzeba będzie kilka wytycznych. Chociażby, no wiesz. — Arasai pochylił się bliżej lorda-kapitana, zupełnie jakby chciał by nikt inny nie słyszał jego słów. Co w przypadku Silke i tak niewiele zmieniało. — Trzeba by chyba obudzić Gotthaus. Czy mamy ruszać zaraz po przybyciu naszych stalowych naukowców? No, chyba, że nas jeszcze zaszczycisz swą obecnością na mostku zanim opuścimy ten system.

Przywołany przez Reddita załogant stawił się przed komendantem w trybie natychmiastowym. Nieco zapadnięte oczy osadzone na chuderlawej twarzy wpatrywały się w swojego przełożonego, próbując zapamiętać każdy wydany rozkaz. By sobie w tym pomóc, kiwał głową po każdym zdaniu jakoby miało mu to wbić do głowy.
— Ta jest, komendancie! Zapytać o robotę na mostku, konserwatornie i maszynownie. Przysłać stu dwudziestu naszych do pilnowania. Zawołam ekipę Ślepego, panie komendancie, akurat powinno być ich w sam raz. Eee… A tak, bez przebijającej amunicji. Ruszam, panie komendancie!
I ruszył, tak jak rzekł! Niesiony do przodu przez wydane rozkazy jakby grunt mu się palił pod nogami. Najbliższy interkom pokładowego Voxa znajdował się kilkadziesiąt metrów dalej. Kiedy miejsce przed Redditem się zwolniło, drugi strażnik podszedł nieco bliżej.
— Em. Panie komendancie? A co ze skrzyniami dostarczonymi przez Mechanicum? Z tego co mówili jest tam uzbrojenie dla nich. — spytał się nieco nieśmiało. Był młody i przytomny, stąd też rozmowa ze starym wiarusem z Gwardii nieco denerwowała młodego.
— Cała kompanie tutaj ściągamy do nich, panie Reddit? — rozbrzmiał Arasai Dragan, odwracając się na moment ku komendantowi. — Zawsze macie kody. Klik i po kłopocie.

Pierwsza Astropatka w tym czasie zmierzała już do korytarza i windy, która czekała gotowa by zabrać ją w kojące objęcia Sacrosanctorium. Uczucie ulgi wśród lemańskich chacharów żegnało Silke, niknąc wraz z dystansem by w końcu zostać całkowicie przysłoniętym zimnem półmetrowej, stalowej ściany. Psioniczka była obecna na fregacie dostatecznie długo, by wśród załogi wytworzyły się odpowiednie zwyczaje. Poza tym, kosmiczni żeglarze byli dosyć ogarniętymi Ślepakami. Nie licząc kilku zabobonów obecnych na każdym okręcie, jak splunięcie przez prawe ramię na widok psionika, załoga dbała by nie przeszkadzać ani Astropatom, ani Nawigatorom. Wszakże dzięki tym pierwszym mieli jakikolwiek kontakt będąc zamkniętymi w stalowej puszce zawieszonej w bezkresie Pustki. Tak też nikt nie przeszkadzał Silke, która sprawnie przemieściła się do swojego sanktuarium. Minąwszy framugę ciężkich drzwi, błogi spokój ogarnął kobietę. Wszelkie nadprogramowe bodźce, tak aktywne na pokładzie, nie docierały tutaj w najmniejszym stopniu. Pole Gellera utrzymywało je na zewnątrz, pozwalając astropatom odetchnąć od natłoku informacji i emocji. Wewnątrz nie istniało nic poza samym Sacrosanctorium. Oraz przebywającymi w nich astropatami. Petra i Volker zostali szybko zlokalizowani, z czego ten drugi potrzebował chwilii przekonywań by oddać działkę spooka.
Obrazek
Niecałą godzinę później cała trójka była gotowa do przeprowadzenia rytuału i wyłożenia kart Imperialnego Tarota. Ciemne pomieszczenie zgromadziło tylko i wyłącznie ich, nikt nie miał prawa przeszkadzać w tym jakże wyjątkowym wydarzeniu. Wszakże patrzenie w przyszłość nie jest sztuką łatwą. Astropaci wiedzeni transem skierowali swą moc na samą talię, która odsłoniła im trzy karty.
Pielgrzyma. Karta długiej wędrówki kierowanej wiarą, oświecenie czekające na samym końcu pielgrzymki. Wraz z kartą przyszła zaś wizja. Cała trójka znalazła się bezosobowo w ciemnym, zimnym korytarzu bez żadnego źródła światła za wyjątkiem, pojedynczej, niewielkiej diody. Ta zaś jarzyła się na szczątkach leżącego przed nimi człowieka. Lub cyborga. Jego osmolone, mechaniczne ciało było uszczuplone o obydwie nogi, wciąż okryte czerwonym płaszczem Marsjańskiego Kleru. Magos nawet nie drgnał, większość jego mechanizmów zniszczona. A jednak Silke mogłaby przysiąc, że wyczuła w nim wciąż tlącą się iskierkę życia.
Miecz. Karta walki, wojny i potyczki. Wizja, która nadciągnęła z nią była krótka, lecz niezwykle intensywna. Pustynia, palące słońce, a pod nim kilkoro obdartych indywiduów, uzbrojonych w samopały i przejęty oręż właśnie otoczyło niewielki kompleks. Patrząc po obecnych tam zbiornikach, wyglądało to na rafinerię promethium. Przed bramą leżało kilkoro strażników w mundurach świadczących o przynależności do lokalnych sił samoobrony. W nich życie już dawno zgasło, ich przeciwnicy zaś byli pełni nadziei. Wraz z warkotem silników zbliżającej się karawany, wizja ustała.
Po niej nadeszła trzecia karta. Wielkie Oko. Samo wyciągniecie jej powodowało strach, bowiem Wielkie Oko zwiastowało nic innego jak odwiecznego wroga ludzkości, który ponownie zwrócił swą uwagę w kierunku dogorywającego Imperium. Wizja, która nadeszła była najbardziej tajemniczą. I złowrogą. Przed nimi pojawiła się rana na cienkim materiale rzeczywistości, otwarta rana przez którą do Materium zaglądało Oko mieniące się w kolorach sinej purpury i krwistej czerwieni. Gwiazdy zaczęły ginąć w jego otoczeniu. Niektóre gasły, wchłonięte przez zimną nicość, inne zaś płonęły w bladym ogniu cierpienia. Wielkie Oko wpatrywało się zaś dalej, bez żadnych emocji poza odległą, gorejącą nienawiścią. Mgławice rozbłysnęły, mroczne macki wypełzły by rozciągnąć się po galaktyce. Oko sie otworzyło. I patrzylo prosto na nich. Prosto w dusze trójki astropatów.
Wtem wszystko zgasło, zostali znów w swoim własnym gronie. Choć psionicy byli szkoleni by kontrolować swe emocje, Silke z łatwością mogła dostrzec strach zarówno na twarzy Petry, jak i Volkera.
— Do kroćset! Nie wyglądało to... Dobrze. — odezwał się na końcu Volker, którego ręka odruchowo pomknęła do kieszeni płaszcza w poszukiwaniu saszetki ze spookiem. Jej obecność dodawała nieco otuchy.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: Per Aspera ad Inferi

29
Obrazek
Jak zwykle po powrocie „z zewnątrz” w pierwszej chwili poczuła wszechogarniającą nicość. Odcięta nagle od natłoku bodźców, przez krótki moment była jak zawieszona w próżni, pusta skorupa. Bez myśli, bez woli, bez uczuć.
Bez sensu.
Wrażenie mijało niemal natychmiast. Przynajmniej w trzech czwartych. Pozostałą ćwiartkę Silke leczyła odpowiednią, a czasami również nieodpowiednią, dawką substancji odurzających, dostępnych akurat w lokalnym obiegu. Poczucie bezcelowości istnienia nie opuszczało jej bowiem nigdy, było jej najwierniejszym towarzyszem i najlepszym przyjacielem.
Gdy wrota prowadzące na teren Sacrosanctorium zawarły się za nią, trwała te kilka potrzebnych na oswojenie się z ciszą sekund w zupełnej stazie, po czym wyprostowawszy się jak struna, strzepnęła suknię i bez dalszej zwłoki skierowała się do kwater Volkera, mijając po drodze kręcących się po korytarzach astropatów.
Z nikim się nie przywitała, nie miała takiej potrzeby. Oni zresztą też nie. Środowisko psioników przypominało zbiorowisko żywych, mobilnych twierdz otoczonych ostrokołem, fosą i murami, z których zrzucano głazy i lano wrzący olej. Krótko i eufemistycznie rzecz ujmując — nie byli zbyt otwarci, nawet wobec siebie nawzajem.
Tylko z Petrą i Volkerem Silke miała quasi-koleżeńskie relacje, mniej więcej takie, jakie tworzą się między solidnymi partnerami biznesowymi. Pierwsza Astropatka była dobrą klientką, a Volker dobrym dilerem. Petra natomiast dopełniała trójkąt w jakiś dziwny, nieuchwytny sposób, niby arbiter czuwający nad regulaminowym przebiegiem gry, choć żadna się przecież nie toczyła. Tak czy inaczej — Silke nigdy nie miała nic przeciwko jej towarzystwu, a Volker — w ramach wyłamywania się ze schematów — wręcz za nim przepadał.
I tak już zostało.
Oczywiście poza handlowaniem używkami, Volker sam był ich miłośnikiem i w pewnym sensie swoim najlepszym klientem. Ów osobliwy sens doprowadzał nierzadko do sytuacji, w której sprzedany Silke towar, wracał do astropaty jeszcze tego samego dnia jako udzielona mu pożyczka. Nie wadziło jej to, zwykle oddawał z nawiązką.
Dziś miał chyba niewiele (albo skąpił, dowiedziawszy się o stawianiu Tarota), bo zżymał się i niechętnie odstąpił jej część chowanego po przepastnych kieszeniach płaszcza narkotyku. Nie kłóciła się z nim jednak, nigdy z nikim się nie kłóciła. Zapadła między Silke a Volkerem cisza, gdy w pierwszej chwili odmówił spłaty długu, miażdżyła jak przeciążenie podczas skoku międzygwiezdnego orkowym złomem. Albo po prostu jak orkowy złom. Nie trwało długo, nim astropata skapitulował.
Przygotowawszy wszystko, co było niezbędne do przeprowadzenia rytuału dywinacji, cała trójka zaaplikowała sobie spook’a i metodycznie weszła w trans. Twarze Petry i Volkera były pełne skupienia i napięcia z domieszką obawy, która w obecnej sytuacji dobrze świadczyła o ich zdrowiu psychicznym. Gdyby Silke nie nosiła maski, wyglądałaby niemal identycznie — chorobliwie blade lica, mlecznobiałe, zapadnięte oczy, zacięte usta i perlące się na czole kropelki potu. Tyle że w jej przypadku owe kropelki spływałyby korytami zabliźnionych bruzd, gubiąc się w nich jak wsiąkający w uprawną glebę deszcz, nie zaś gładko przemykały w kierunku szyi, by wsiąknąć w stójkę czy kołnierz.
Poczuła gorąc i lodowaty chłód jednocześnie, gdy uzyskali połączenie. Głęboki dreszcz udręki przeszedł w zakrawającą na bluźnierstwo rozkosz, wstrząsnął jej świadomością i poniósł w pierwszą wizję, a później kolejną i jeszcze jedną. Jak wszystkie wizje we wszystkich światach również i te były enigmatyczne, a pozostawione przez nie pole do interpretacji wielkie jak sama Pustka. Niemniej jednak Silke miała pewne wyobrażenie, co mogły oznaczać.
Czy słuszne, przekonają się już wkrótce.
Nigdy nie wygląda — odparła swym głuchym, beznamiętnym głosem, w którym delikatnie pobrzmiewała drżąca nuta. Wstała powoli, równie cicha i niemal eteryczna, jak zwykle. — Zmienia się tylko czasoprzestrzeń. Wkrótce lądujemy na Vestrilles.
Amasec, Volker — dodała niespodziewanie, zwracając rzeźbione oblicze ku psionikowi nim opuściła jego kwatery. — Proszę.
Wiedziała, że tego zawsze miał pod dostatkiem. Podejrzewała, że podbierał z flutzowych zapasów, lecz pewności nie miała. W gruncie rzeczy nie obchodziło jej to zupełnie. Przynajmniej dopóty, dopóki współpracował i nie robił jej problemów z zaopatrzeniem. Zgarnąwszy trunek, przelała odpowiednią ilość kredytów na czytnik Volkera i udała się do swojego lokum.
Gdy drzwi zamknęły się za nią ze świstem zasysanego przez siłowniki powietrza, dłonie Silke wciąż jeszcze drżały, a w umyśle płonęło purpurowe Oko. Ciągle też miała wrażenie, że szukało przystępu do jej dziurawej duszy. Zdjęła maskę i odłożyła ostrożnie na komodę, równie staroświecką i niepasującą do plastalowych ścian Vulta, jak i cała reszta wypełniającego jej kwaterę umeblowania rodem z zamierzchłych czasów Terry. Wyjąwszy z barku kryształową szklaneczkę, usiadła w głębokim, obitym czarnym, mięsistym aksamitem fotelu i przeszła do rzeczy. Rzecz, choć skandalicznie nieschłodzona, znalazła w osobie Pierwszej Astropatki wdzięcznego odbiorcę.
Po pewnym czasie Silke czuła się już całkiem znośnie.
Obrazek

Re: Per Aspera ad Inferi

30
Obrazek
Reddit patrzył z niejakim niepokojem na oddalającego się załoganta. Jak o czymś zapomni to powieszę za jajca. Pomyślał. Mógł sobie zapisywać. Archmilitant sam nie miał najlepszej pamięci, za co należało podziękować jego starzejącemu się umysłowi, toteż nie widziałby w tym nic złego. O ile rozkazy były wykonane, środki użyte stanowiły wartość drugorzędną.

Usłyszawszy głos młodego strażnika, mężczyzna odwrócił głowę w jego stronę, i zmierzył go od stóp do głów, rozmyślając o starych czasach, gdy sam był młody i pełen zapału. Chwilę później przez jego twarz przebiegł ledwo zauważalny grymas, gdy przypomniał sobie jak ów zapał szybko zniszczyło piekło wojny. Gdy jego oczy spotkały znów twarz strażnika, szybko przemówił, nie chcąc by ten pomyślał że Reddit nie lubi jak ktoś mu wytyka błędy. Takich ludzi lubił i szanował, toteż wbił sobie twarz młodzika do pamięci.

- A jest, owszem. - Odparł nieco lżejszym tonem niż zazwyczaj - Póki co do magazynu w koszarach, weź paru naszych z magazynu niech przewiozą. Ruszaj. - Powiedział, odwracając wzrok na powrót w stronę niewolników, gdy do jego uszu doszedł głos seneszala.

Ach, Dragan. Fakt że z reguły był dobrym człowiekiem sprawiał że John nawet go lubił, choć czasem jego komentarze potrafiły stać się irytujące. I mimo że faktem było że ściąganie całej uzbrojonej kompanii do pilnowania niewolników mogło być trochę przesadą, dla Reddita i tak było to zbyt mało. Najchętniej wziąłby jeszcze trzy razy tylu, ale wyglądało na to że i z taką ilością znów wychodzi na paranoika. Cóż. Pomyślał. Przekażę łysemu kody żeby rozdał dla paru bardziej zaufanych to raczej buntu nie będzie. Chyba.

- Tak jest, Arasai. Naprawdę podziwiam waszą wiarę we mnie, ale chyba nie oczekujecie że będę w stanie sam ogarnąć czterystu jeszcze nie wolnych ludzi, prawda? Nie wspominając już o przebywaniu w paru miejscach na statku jednocześnie. Przekażę kody łysemu. Za coś im w końcu płacimy, prawda? - Zwrócił się do seneszala. Cóż, teraz pozostawało tylko czekać aż gwardia honorowa dla tych tu panów się pojawi, i wreszcie będzie miał chwilkę czasu w swojej ciemnej kajucie. Ciekawe czy istnieje coś takiego jak ciemne szkła kontaktowe. Przydałyby się, okulary za bardzo ograniczają ruchy. Pomyślał, przypominając sobie że planeta na którą się wybierają jest w gruncie rzeczy dość słoneczna.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księga niesamowitych opowieści”