Re: W sercu Pogranicza

31
Obrazek
Arbuth szybko przebierając nogami, które nie były pierwszej długości, ale swoją krzepę miały, w końcu dotarł na miejsce zdarzenia. - Uff... Puff... - Oparł na chwilę ręce o kolana, zastanawiając się od kiedy do diaska taka krótka przebieżka przyprawia go o zadyszkę. W końcu, złapawszy oddech przyszedł w sukurs swoim kompanom, którzy toczyli zawzięcie z góry przegraną batalię słowną z "przedstawicielami prawa".

- Zostawże kurwa mój topór bo jeszcze sobie fiuta nim oderżniesz! Ot co! Wiecie jak na takie coś w wojsku mówiliśmy? BANDYTYZM psia jego mać! Inspekcji niezapowiedzianej się kurwa zachciało! A papiery macie? Skąd my wiedzieć mamy żeście nie zwykli bandyci, za strażników się podający?!- Zakrzyknął krasnolud, zaciskając pięści i próbując szybko ocenić sytuację, jak i wyobrazić sobie ruchy potrzebne do jak najszybszego zdobycia swojego ukochanego toporzyska, spoczywającego teraz w rękach jednego z tych "Kasztelanowych". Zwykle spokojnego krasnoluda, gdy tylko zobaczył swój topór w cudzych rękach, zaczął ogarniać niebywały wkurw, i Arbuth aż zaczął chcieć żeby powiedzieli jeszcze choć słowo nie tak, taką miał ochotę im przypierdolić.

Re: W sercu Pogranicza

32
Obrazek
Kłoska przez dłuższą chwilę stała w oknie, przypatrując się i przysłuchując towarzyszom, którzy weszli w gwałtowną dyskusję z rzekomymi rewidentami. Może i sytuacja nie była śmiertelna, kapłanka jednak miała w zwyczaju dmuchać na zimne. Otarła dłoń o czystą szmatkę, którą zawsze trzymała w swojej torbie.

Kiedy swój głos zabrał Arbuth, poczuła że atmosfera robi się zbyt gęsta i w końcu zdobyła się na odwagę by wyjść na zewnątrz i spróbować swoich sił w ugodowym załatwieniu sporu. Zatrzymała się w połowie drogi, między wozem a studnią, i zwróciła się do dowódcy tej wścibskiej, w jej mniemaniu, bandy.

Pan tutaj dowodzi, prawda? — zapytała. — Jakże to? Tak bezceremonialnie przeczesywać czyiś dobytek? — rzekła pouczającym tonem. — Jaka jest pańska godność? I tak jak kolega rzecze, mają panowie jakiś dokument uprawniający do rewizji? Inaczej wygląda to na zupełne bezprawie. — Zmarszczyła brwi i skrzyżowała ręce, demonstrując swoje niezadowolenie.

Re: W sercu Pogranicza

33
Domniemany dowódca zgrai otaksował akrobatkę spojrzeniem, w którym beznamiętność walczyła z niechęcią. Walka była krótka i rozstrzygnęła się na korzyść tej pierwszej. Bystry wzrok odwzajemniającej spojrzenie Luizy wnet odnalazł dokładnie to, czego szukał — ślady dystynkcji, których widoczność umykała ogółowi pierwszego rzutu oka. Stojący przed nimi człowiek, oprócz miecza, miał u pasa zawieszony bibelot — rodzaj metalowej odznaki z wytrawionym emblematem — jeden z rozlicznych i umownych symboli zwierzchności lokalnych stróżów porządku spotykany niekiedy na prowincjach. Nieco niżej, przysłonięty krótkim fartuchem napierśnika z przykrótkiego skórzanego tubusu, wystawał mu zalakowany rulon z wyprawionej skóry.
Słuchał słów Kobiety-Kota, poruszając szczęką leniwie jak przeżuwająca krowa. Skomentował je splunięciem, obracając lico o przeczesanym szramą przedziałku w stronę pokrzykującego Giovanniego, opieprzającego niezapowiedzianych kontrolerów, którzy odłożywszy cudzą własność, zgodnie z jego życzeniem zamarli — bynajmniej nie przestraszeni ani zmieszani. Tylko tak, jakby nie czekali na nic innego. Jeden z nich, ten upstrzony czerwono zlazł z wozu i poskrzypując nabitą nitami przeszywanicą, ruszył w kierunku studni, rozbujany jak luźno zawieszony brzeszczot dyndający mu u pasa.
Dobra księga. — Dowódca także popisał się znajomością ustępu z „Mądrości Proroka Lebiody” — Uczy nas też: „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. — Jego dłoń w płytowej rękawicy bez palców zjechała z głowicy miecza na jego rękojeść. Nieodróżniający kuszy od samostrzału dryblas, przywdziawszy na gębę uśmiech równie krzywy co własna grzywka, dołączył do plamistego kompana, podchodząc bliżej i nadstawiając ucha. Na wozie został już tylko ten z nadziakiem. Oparłszy się o burtę, przerwał dotychczasowe podważanie skrzyń, przyglądając się rozgrywającemu się na podwórku przed gospodą wydarzeniu z wyrobioną obojętnością kogoś, dla którego podobne hece nie były pierwszyzną.
Nie sądźcie — podjął już w ciszy niezmąconej trzaskiem odrywanych wiek. — Że sami też patrzycie na niewinnych podróżnych, niedających podstaw do niespodziewanych kontroli, osobliwa zbieranino.
Plamisty, stojący teraz za plecami Ważnego, oblizał lepkie od osadu wargi, ściszonym półgłosem zwracając się do gotującego się (ze złości i być może do czegoś) krasnoluda. — Spróbuj go sobie wziąć, koboldzie. Ino skocz do gospodki po zydelek, bo położyłem go tak, że nie sięgniesz.
Na Kłoskę i wypowiadane przez nią słowa, dowódca, człowiek z blizną uśmiechnął się po raz pierwszy od początku całej rozmowy na podwórzu. Nie był to jednak ani piękny, ani miły uśmiech, zwłaszcza w połączeniu z jego okaleczoną twarzą.
Nie. Dokument nie. A ceremonię, mam nadzieję, mamy już za sobą. — Zbrojny odwrócił się do kompanii okaleczonym profilem, zaś do kupca Kuszwy — en face. Wąsaty handlarz dzierżył przed sobą w wyciągniętej ręce zwitek papierów, hardo zadzierając głowę, by zrównać się spojrzeniem z dowódcą.
Papiery! — powtórzył słowa Arbutha i Kłoski niby zaklęcie odczyniające urok, a trzymane w ręku dokumenta dzierżąc pewnie niby pieczętujący dżina sigil. — Oto listy przewozowe. Potwierdzenie nadawcy, pokwitowania i wypis towaru. Miejsce przeznaczenia, jak stoi podle podpisu…
...Garnizon w Rin-de — odczytał z trudem dżin, mrużąc oczy i sylabizując ostatnie słowo. Kręcąc głową, zwrócił kupcowi dokumenty. — To nie wiesz chłopie, że przez granicę zaopatrzenie ma przymus iść pod eskortą? Zapowiedziane zawczasu na ustalonej trasie?
Mina przygryzającego wąs Kuszwy wskazywała, że nie wiedział. Lub mimo wiedzy zmuszony był zaryzykować.
Zabieramy wóz — oznajmił człowiek, spokojnie i nieznoszącym sprzeciwu tonem. — Wy, panie kupiec, będziecie uprzejmi z nami. Wasi druhowie…
Obydwaj stojący za jego plecami zbrojni, drgnęli jak jeden organizm, jak dwa przeczuwające naraz zwolnienie smyczy ogary przed gonitwą.
Zrobią, co uważają. Uważając co zrobią. Wyprzęgać! — Ostatnie słowa skierował do pozbawionych zajęcia podkomendnych wystających mu zza pleców. Trzeciemu, temu od nadziaka i podważania, ruchem głowy wskazał karczmę.

Re: W sercu Pogranicza

34
Obrazek
Dostrzegłszy tarczkę i tubus, Luiza momentalnie (i diametralnie) zmieniła swój modus operandi. Tym bardziej, że męska część ich brygady była o krok od rzucenia się zbrojnym do gardła, choćby mieli owe gardziele tylko zębami szarpać. Obrzuciwszy towarzyszy szybkim spojrzeniem, akrobatka doznała wrażenia, że Arbuth lada chwila eksploduje, Stronzo dostanie permanentnej obstrukcji, a Kuszwa zawału. Wczepiwszy tedy oriona w umajony pas niby kolejną broszkę, Minou uśmiechnęła się słodko i rozłożyła szeroko ramiona, stając pomiędzy kasztelanowymi a własną kompanią.

Ależ po co te nerwy! — powiedziała przymilnym tonem. — Przecie widać wyraźnie, że to nieporozumienie jest, zwykła pomyłka! Wszak my w roli owej eskorty zbrojnej przy boku pana kupca wędrujemy, a zapowiedzi listowne... Cóż, pewno zagubiły się gdzieś po drodze. Wiecie jak teraz jest, panie dowódco, zawierucha powojenna, bandyci i tałatajstwo na traktach... Pewnikiem gdzieś w wykrocie leżą, razem z posłańcem. A nam mus w dalszą drogę ruszać, ze zlecenia się wywiązać, garnizonowym zaopatrzenie dostarczyć... Sami rozumiecie, panie dowódco. Może — akrobatka odczepiła od pasa pękatą sakiewkę i jęła wymownie miętosić ją w dłoni — jakoś się dogadamy, hm?
Obrazek

Re: W sercu Pogranicza

35
Słowa Luizy tchnęły w Kuszwę nowe pokłady śmiałości, przypominając mu argumentach i prawach, na które powołać się nie zdążył i nie miał już zdążyć. Kiedy unosząc głowę spojrzał na dowódcę, ten nie odwzajemnił spojrzenia, nie odrywając własnego go od kobiety-kota bawiącej się sakiewką.
Jej propozycja wywołała na ustach dowódcy uśmiech oraz natychmiastową reakcję.
Brać ich wszystkich. I na wóz. Zwłaszcza gamratkę i karła.
Zaprzęgnięta do wyprzęgania dwójka, niespiesząca się w stronę wozu, z lubością spostponowała nudny obowiązek na rzecz nowego i bardziej ekscytującego. Grzebiący przy wozie osobnik z nadziakiem, przyszedł im w sukurs, rozwijając w drodze wyciągnięty nie wiedzieć kiedy i skąd długi zawój powrozu, potrąciwszy po drodze pobladłego i dukającego Kuszwę, który zignorowany przez dowódcę, zastąpił mu drogę, w płonnej nadziei na dogadanie się przynajmniej z podkomendnym.
Słyszeli, co kapitan powiedział — burknął spoważniały nagle krzywogrzywy, odważny i pewny siebie w zbrojnej przewadze, oblizując wargi i latając oczami po sylwetkach kompanii, by zatrzymać je na Luizie. — Panie przodem, rączki przed się. Jesen skrępuję tak, że nie będzie nic uwierało. Po dobroci, a obejdzie się bez dyskonfortów.
Jeden z flankujących go kolegów, ten z opaloną gębą, zauważywszy potencjalne źródło „dyskonfortu” obciążające pas imć kondotiera Giovanniego, zatroskał się i wyszedł mu naprzeciw, chwytając za rękojeść swojego.
Miecz precz — postawił sprawę jasno, obserwując ręce właściciela.

Re: W sercu Pogranicza

36
Obrazek
Krasnolud szybko omiótł wzrokiem sytuację, po czym podszedł spokojnym krokiem do krzywo obciętego, podnosząc ręce w górę na poziom brzucha i pokazując otwarte dłonie, w geście dobrych intencji. Następnie spojrzał na stojącego przed nim "żołnierza", i zaczął mówić spokojnym głosem, gdy ten jeszcze zajęty był wydawaniem rozkazów Luizie.

- Panowie, spokojnie, usiądziemy, napijemy się piwka, co? Omówim to na spokojnie, jak ludzie cywilizowani... NA NICH STRONZO!!! - W momencie gdy Arbuth wymówił słowo "ludzie", prawa ręka krasnoluda zwinęła się w kułak, i zanurkowała pod brygantyną, celując prosto w klejnoty rodzinne szubrawca, optymistycznie zakładając że niehonorowy cios wyłączy krzywo obciętego z walki na przynajmniej parę sekund. Mamcia mówiła że jak wywieźć zamierzają, to walczyć a zębem a łokciem żeby nie związali. Bo potem dopiero człowieka prawdziwy obraz wychodzi. Zazwyczaj nieprzyjemny.

Re: W sercu Pogranicza

37
Pewny siebie, pogardliwy uśmiech grający na wargach krzywo obciętego, zniknął momentalnie, rozlewając się na jego obliczu bardzo szybko i na bardzo krótko alegorią pełnej zgrozy pustki. Paniki przed spustoszeniem, które miało nadejść wraz z bólem i objąć całkowite panowanie nad ciałem w kolejnych ułamkach sekund.
Wbity mu prosto w sak skórzanych spodni kułak krasnoluda, pozbawił człowieka ostatniego tchu w piersiach, równowagi oraz godności. Trafiony w czułe wojak z bożej łaski zdążył zblednąć, poczerwienieć, wybałuszyć oczy i zwalić się na trawę u stóp weterana, wijąc się na niej z piskliwo-skrzekliwym wizgiem dającym jasno i wyraźnie do zrozumienia, że uczyniono mu właśnie dyskonfort, którego na chwilę obecną nie potrafił opisać przy użyciu artykułowanej mowy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały klarownie, że w najbliższej przyszłości ofiara arbuthowego ciosu nie będzie w stanie przyjąć pozycji innej niż embrionalna ani chwycić za cokolwiek poza własnym kroczem, ochranianym teraz kurczowo obiema dłońmi. Pod znakiem zapytania stała również nienajbliższa przyszłość delikwenta, jeżeli ten planował posiadanie dzieci inaczej niż na drodze adopcji.
Twarze jego kompanów zmieniły się również. Z nieotwarcie wrogich na otwarcie wrogie. Jak jeden mąż sięgnęli też po broń. Okrzyki klątw i zaskoczenia rwały im się z ust do spółki z obuchami i klingami wyskakującymi właśnie zza pasków i z pokrowców.
Spoiler:

Re: W sercu Pogranicza

38
Obrazek
Sytuacja rozwijała się w zatrważającym tempie, nieco za szybkim by zapowietrzony Giovanni zareagował i wsparł akrobatkę własną kiesą. Sięgał już do sakwy u paska, kiedy to dowódca celników wydał rozkaz aresztowania ich wszystkich. Twarz kondotiera jeszcze bardziej spochmurniała.
— Jak to brać?! To ja na wojnie flaki wypruwałem, co prawda nie swoje, a wy tutaj weterana w taki sposób?! Jakby tu Emhyr dotarł, to byście teraz jak ulęgałki na drzewach wisieli!
Stronzo napiął się, gestykulując żywo niczym na przemowie. Czerwony na twarzy, zatrzymał swój wzrok przed typem idącym w jego kierunku. Nie miał zamiaru wyszarpywać klingi z pochwy, przynajmniej do czasu, kiedy wszystko się wzięło i zesrało.

— O chuj. — skomentował przytomnie strzał z pięści w jaja jednego z celników, zaserwowany przez Arbutha. Trzeba było to przyznać - krasnolud wiedział jak przypierdolić w zęby. Tudzież w czyjegoś wora. Na ułamek sekundy Giovanni wyobraził sobie ból przechodzący przez ciało krzywo ostrzyżonego ale nie trwał w bezruchu. Kości zostały rzucone, dlatego też momentalnie cofnął prawą nogę, która powróciła chwilę potem z porządnym, rozpędzonym kopniakiem. Czub wojskowego buta został wymierzony w to samo miejsce, prosto w sakwę jegomościa na wprost. Jednocześnie kondotier chwycił za rękojeść swojego miecza, by obnażyć ostrze zaraz potem.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: W sercu Pogranicza

39
Zaiste, fatalnym w potencjalnych skutkach był dla demografii Przyrzecza dzień, w którym nazywająca siebie „kasztelanowymi” zgraja postanowiła zadrzeć ze zmierzającą do Novigradu drużyną.
Giovanni Stronzo z Lan Exeter celnie, choć bezdusznie wymierzonym kopnięciem (być może zainspirowanym niedawnym wyczynem Krasnoluda) pomścił zniewagę, jakiej zgraja poważyła dopuścić się wobec zasłużonego dla Królestw Północy kondotiera, odbierając mu jedną broń, a mając przy tym czelność pytać o drugą. Poczęstowany obcasem miast złożonym kornie mieczem człowiek o niedobrej, plamistej twarzy sam złożył się niby tani scyzoryk i wylądował twarzą w trawie, idąc w ślady swojego druha.
Żywcem! Żywcem ich brać, skurwysynów! — zawrzasnął dowódca przy wozie, przy którym znalazł się biegiem w momencie, w którym pierwszy z jego ludzi został wykluczony z pionu za sprawą krasnoludzkiej pięści. Przechyliwszy się przez pakę, porwał kondotierską kuszę, naciągając ją siłą samych ramion i usiłując osadzić na niej wygrzebany bełt.
Ostatni z trzymających się na nogach podwładnych — małomówny z powrozem i nadziakiem — puścił ten pierwszy, a z drugi wprost przeciwnie. Dzierżąc go mocno, wyszarpnął zza paska i zamachnąwszy się nim jeszcze w wypadzie, przyskoczył do krasnoluda, rąbiąc go wąskim blatem broni.
Pozbawiony własnej krasnolud, odruchowo zastawił się przed nadlatującym z deksteru razem swym lewym ramieniem, czując jak pomimo tłumiącego uderzenie mankietu grubej kurty, ciężki bok obucha obija mu przedramię do samej kości. Ból rozbłyskuje mu przed ostatnim całym okiem, niosąc się przez ramię falą, zmuszającą go do opuszczenia nie do końca fortunnej gardy. Ramię drętwieje po same czubki palców, brak czucia kolaboruje z bólem w osobliwej mieszance. Wciąż może poruszać ręką, nie jest jednak w stanie określić czy została właśnie złamana. Wezbrana z pierwszym krzykiem podrywającym kompanię do obrony adrenalina wciąż trzyma go w swej mocy. Odmalowując mu świat wokół szybkimi pociągnięciami i barwami, w których powoli zaczynały dominować czerwone odcienie.
Spoiler:

Re: W sercu Pogranicza

40
Obrazek
Luiza Tenebris nie lubiła wielu rzeczy, ot, choćby nudziarzy, pluskiew czy przemoczonych butów. Nic jednak nie doprowadzało akrobatki do szału bardziej, niż kutasiarze, którym roiło się, że mogą ją bezkarnie obrażać, bo jest kobietą.
Poczuła jak zalewa ją krew, malując lica pąsem złości i przyćmiewając żądzą zemsty wzrok utkwiony w dowódcy. Sparaliżowana i zaślepiona gniewem zrazu nie zauważyła nawet, że burda już się rozpoczęła, że ktoś krzyczy, ktoś jęczy i upada, ktoś dobywa broni. Ze stuporu wyrwał ją dopiero kolejny rozkaz wydany przez znienawidzony głos.
Luiza momentalnie wypuściła sakwę z dłoni, zamieniając jej ciężar na ostrość oriona.
Ja ci dam gamratkę, suczy chwoście... — wycedziła przez zęby, ruszając do przodu.
Przemknęła pomiędzy wijącymi się na ziemi żołdakami i zatrzymała tuż przy Kuszwie. Przymierzyła i wycelowała w zajętego samostrzałem dowódcę, mamrocząc pod nosem: — Pomyśl życzenie, chuju.
I cisnęła weń małą metalową gwiazdką.
Obrazek

Re: W sercu Pogranicza

41
Zajęty wozem i samostrzałem dowódca, przegapił okazję. Nie zdążył z życzeniem, bo spadająca właśnie gwiazdka była szybsza niż myśl, wyjąc w locie i rażąc go w nieosłonięte żelazną płytą napierśnika okolice pod pachą, kryte tylko miękkim materiałem przeszywanicy. Rozcinając w przelocie materiał i powierzchniowo skórę oponenta, wirujące ostrze wbiło się ze stukiem w burtę wozu.
Dopiero wówczas przyszło mu do głowy marzenie, zaadresowane pod adresem Luizy. Nader niskie i wulgarne, i niemające się spełnić, skoro wypowiedziane na głos. Ból zaskoczył go i na moment zdekoncentrował, jednak wciąż niedostatecznie, by puścił kuszę. Dzierżąc ciężki, kondotierski samostrzał w rękach, kończył go właśnie naciągać, obracając się w kierunku drużyny.
Spoiler:

Re: W sercu Pogranicza

42
Obrazek
Zasłoniła dłonią usta zachłysnąwszy się powietrzem, kiedy niespodziewany cios Arbutha ugodził dotkliwie w genitalia krzywo obciętego mężczyzny. Rozpętała się bójka, której tak bardzo obawiała się Kłoska. Od dzieciństwa wpajane jej wartości nie pozwalały na uczestnictwo w konfliktach. Z resztą i bez tego była najbardziej bezbronną i nieporadną osobą w całym towarzystwie, toteż pozostała w tyle.

Nie! Błagam, tylko się nie pozabijajcie! — krzyknęła w reakcji na kolejny cios, wymierzony przez Giovanniego zainspirowanego bezwzględnym nokautem z ręki krasnoludzkiego towarzysza.

Rozejrzała się nerwowo po otoczeniu oceniając sytuację. Co robić, co robić? Myślała i myślała, a kolejne sekundy mijały. Krasnolud oberwał w ramię, Luiza wyskoczyła na przód, raniąc dowódcę bandy swoją zmyślną bronią. Nie! Dlaczego się tak wystawiasz?!

Mężczyzna z blizną na twarzy nie odpuściłby tak łatwo kobiecie, która go zraniła, nawet jeśli było to dla niego tylko draśnięcie. Kapłanka była niemal pewna, że bełt, który właśnie ładował dowódca wrogiej bandy, wystrzeli w stronę nieosłoniętej panny Tenebris. Dołożyła więc i swoją cegiełkę do całego zamieszania, jednak z powodów wyższych, jakimi była ochrona życia.

Melitele, usłuchaj swojej wiernej i czcicielki. Skieruj swe łaskawe oblicze ku zagrożonej istocie. Otocz całunem świętym i niepodzielnym, obejmij swym zbawczym ramieniem. Oh, Wszechmatko! — wypowiedziała kapłańskie zaklęcie protekcji, otwierając dłonie ku niebu, a myśli skupiając na Luizie.

Re: W sercu Pogranicza

43
Choć zrazu trudno było dostrzec to w środku bitewnej zawieruchy, pomimo zupełnego braku wiatru, trawy przed gospodą pokładły się po sobie jak za dotknięciem wichury, a razem z nimi przetykające je chwasty i bodiaki. Krótki interwał nienaturalnej ciszy zakłuł w uszy wszystkich obecnych na podwórzu.
Kłoska zaniosła swoją modlitwę bogini, czując opuszczającą ją z każdym słowem moc i miękką ziemię pulsującą pod stopami. Poruszona wolą moc wzbierała powoli, lecz stopniowo niby fala przyboju, niewidzialną siłą w pobliżu akrobatki, na której dziewczyna skoncentrowała swoją intencję. Powietrze wokół niej zdawało się drgać jak w upale, a niedawno położona gęstwina podwórca ścielić już tylko pod nogami Luizy, postępując źdźbło po źdźble, postępującym zwiastunem ziszczenia się słów kapłanki w ciało, dopóty ta wierzyła i posiadała niezmąconą uwagę.
Młoda służka Wszechmatki nie była jedyną, która zawezwała boskiej pomocy. W tej samej chwili zrobił to Kuszwa, który świadkując kolejno wyczynom Arbutha i Giovanniego, zapowietrzył się z wrażenia i przysiadł do samej niemal ziemi, kiedy miotająca oriona Luiza wyskoczyła do przodu, strasząc go nagłym wizgiem mknącej ku dowódcy zgrai gwiazdy.
Bogowie, dajcie zdrowie! — wysapał, kiedy już miał czym, w bezsensownym odruchu łapiąc się jedną ręką za głowę, a drugą za tyłek i rozglądając się po tym, co z zatrzymania i nadużycia władzy przerodziło się w dwóch zwiniętych na ziemi i kolejne dwoje rannych, w tym jedno po ich stronie. — Napadli! Biją! Zbóje! — wydarł się w kierunku gospody, nie chcąc eskalować pogłębiającego się pandemonium.
Wówczas niewiedział jeszcze, że nawet wołaniem mógł walnie przyczynić się do jego pogłębienia. Nie pozostało ono bowiem bez odpowiedzi. Zaraz po tym usłyszeli rozwierające się drzwi karczmy oraz znajomy głos, wypadający na zewnątrz wraz z jego właścicielem.
Panie kapralu, szeregowy Krasulak melduje gotowość bojową!
Spoiler:

Re: W sercu Pogranicza

44
Obrazek

Walka nie była uczciwa i honorowa jak zwykła to sobie wmawiać brać rycerska. Była szybka i brutalna, a wygrywał ten, kto miał najwięcej sztuczek w zanadrzu. Kondotier doskonale o tym wiedział. Sapnął głośno, obserwując jak kasztelanowy wali się na ziemię po kopniaku w torbę. Jako przeciwnik, Stronzo nie zawracał sobie nim zbytnio głowy ale jako przedstawiciel tej samej płci poczuł pewną dozę współczucia dla jegomościa. Ta szybko uleciała kiedy do akcji wkroczył kolejny zawodnik.
— Krasulak! Bierz tego! — odkrzyknął Giovanni, wskazując na typa leżącego tuż przed nim. Pachołek kondotiera nie wsławił się w boju, póki co, więc Stronzo mógł mieć tylko nadzieję, że będzie w stanie utrzymać kasztelanowego na tyle długo by reszta mogła rozprawić się z pozostałymi.

Po rozkazie nie czekał ani chwili dłużej. Wierząc, że modły Kłoski faktycznie działają i ochronią Luizę zerwał się do biegu, chcąc wyminąć całą grupę przed nim i dobiec do tego dowódcy, który to miał czelność chcieć użyć samostrzału Giovanniego. Zbliżywszy się na odpowiednio bliską odległość, Kovirczyk przywitał się ciepło imbroccato, pokonując ostatni metr z tymże manewrem i obdarzając dowodzącego uderzeniem płazem klingi.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: W sercu Pogranicza

45
Obrazek
Wpadłszy w wir walki, oko krasnoluda zwęziło się, a twarz przybrała dziwny, jakże odmienny od zwykłego wyraz. Oblicze Arbutha wyrażało nie tylko ból po uderzeniu, ale także coś dziwnego, odmiennego. Gdyby ktokolwiek poświęcił chwilę na przyjrzenie się brodatemu owalowi, mógłby zauważyć niewidzialne dotąd zmarszczki i wyżłobienia, zdobiące twarz niskiego brodacza. Czy był to strach? Gniew? Czy zalewały go wspomnienia z wielu bitew w których brał udział, czy też może jego umysł był czysty, skupiony tylko na przeciwniku przed nim? A może coś jeszcze czaiło się w tym samotnym oku, coś, o czym nawet on sam dawno zapomniał?

Na okrzyk dowódcy zareagował półuśmiechem. Im więcej przeciwnik miał ograniczeń, tym łatwiej się z nim walczyło, ale należało się spieszyć, bowiem ta przewaga mogła nie potrwać długo. W tym samym momencie w którym ta osamotniona myśl zabłysła mu w głowie, w jego ograniczonym polu widzenia znalazł się brygant z nadziakiem, który z głuchym łupnięciem trzasnął go (całe szczęście obuchem), w rękę którą próbował się zasłonić.

- Osz ty kurrr... - Sapnął z bólu pod nosem krasnolud, po czym, złapał za dłoń trzymającą nadziak, i przebiegł pod nią, wykręcając jednocześnie rękę przeciwnika za pomocą własnego barku. Bądźmy szczerzy, krasnolud nie miał broni, więc jedyne co mógł zrobić to powstrzymać swoich dwóch przeciwników najdłużej jak się tylko dało. No, jednego przeciwnika. To nie tak że wijącego się z bólu przyszłego eunucha trzeba powstrzymywać od czegokolwiek.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księga niesamowitych opowieści”