Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

91
POST BARDA
Kwatermistrz mu opisał mniej więcej zachowanie Joverny, a było to, że często przestawiała mu rzeczy, dopisywała lub całkowicie zmieniała zapisy w notatkach, a czasami nawet dodawała dziwne przedmioty. Przez co rano zawsze miał bałagan i potrzebował więcej czasu spędzić na porządkowaniu. I o niczym innym nie wspominał. Nie istniała chyba osoba, która po czymś takim nie chciałaby kogoś udusić. Jakby Joverna chciała coś ukraść, nie zostawiałaby takich śladów. Powód do pojawienia się u niego znał - zadanie, jakie przydzielił jej kapitan, miało sprawdzić podatność twierdzy na infiltrację. Nie wspominał o szczegółach, ale gniew i złość w jego głosie były słyszalne. I powiedział mu wprost, że współczuje mu współpracy z tak wkurwiająca rekrutką. On sam pewnie by dnia nie wytrzymał.

Dziewczyna parsknęła śmiechem, słysząc jego szczere wyznanie. Obejrzała się ku niemu z szerokim uśmiechem. Doprawdy rozbroił się tymi prostymi słowami. Na końcu pokręciła głową.
- Nawet za sto lat ciężkiej pracy nie byłbyś w stanie tego osiągnąć. - Powiedziała ze śmiechem, bo ludzi nie miała powodów się obawiać. Nawet najgroźniejsi z nich mieli swoje słabości. Najgorsi co prawda byli szaleńcy, ale tych stosunkowo rzadko się widywało. Zazwyczaj długo nie żyli, by stanowili problem.
- Problem ze sprawdzonymi ludźmi bywa taki, że są za mało elastyczni. Nauczeni radzić sobie z określonym typem sytuacji, mają trudności z adaptacją do sytuacji. Rekruci jeszcze nie mają takich nawyków. Takie wyróżnienie działa motywująco. Zastanów się, jeśli ktoś ma ambicje, to po czym poznamy to? - Zapytała, zadając mu dość prostą zagadkę. Miał rację, że nie każdy był godny zaufania, ale zazwyczaj to także ludzie po przejściach. Mieli swoje nawyki i nawet jeśli odbiegali od standardów, wiedziała dobrze, że chęci były ważniejsze.
- Dodatkowo to też będzie rodzaj treningu. Myślę, że jak uda się znaleźć taką dwójkę, która miejmy nadzieje, jeszcze przeżyje, będzie miała co im opowiadać. - To była tak naprawdę nieco zmieniona metoda kija i marchewki. Dlatego planowała niedużą grupę, dziesięciu osób z dwójką młodzików, którzy nie będą zbytnio przeszkadzać.
- Poza tym powodzenia im życzę w ucieczce w tak zimnym klimacie. Może stary wieloryb, jak ty, dałby sobie radę, ale oni? - Zapytała z uśmiechem, pokazując prostą prawdę, jak nieprzyjemne to były tereny dla tych, którzy dopiero tu przybyli. Ucieczka nie była prosta, bo łatwo było umrzeć z wyziębienia, głodu czy innych, niekoniecznie szczęśliwych wypadków.
- Grupa, którą chce zabrać, ma zawierać dziesięciu ludzi. Z tego ośmiu o konkretnych umiejętnością. Zwłaszcza, jak się orientuje, możemy się spodziewać niespodziewanego. - Stwierdziła spokojnie, bo ona nie zamierzała uciec. Owszem, pakt trochę ją irytował, ale uratowali ją od pewnej śmierci. I nie byli tacy, jak ludzie, których poznała. W pewien sposób fascynowała ją ich prostota, która jakimś cudem pozwalała na egzystencje.
- Będzie trzeba przekonać kucharki, by wydały nam dwie beczki z drogim piwem. Trzymają je na specjalne okazje, kiedy jakiś przeklęty ważniak się pojawia i trzeba mu zaprezentować gościnność twierdzy. Oczywiście nikt o nich nie wie, bo są ukryte tak głęboko w spiżarni, że nawet ciężko się do nich dobrać. Nawet nie chcą się przyznać, że je posiadają, bo tak wygodniej... dla nich. - Powiedziała, jakby to było jej największe zmartwienie, bo patrząc po tym, co sama wyczyniała, niekoniecznie miała najlepszą opinię gdziekolwiek, ale poznała twierdze, jak widać bardzo dobrze. Nie wspominała tu o kwatermistrzu, który powinien być za to odpowiedzialny. Nikt oczywiście nie chciał wojny z kucharkami, bo stara prawda mówi o tym, że ich się nie denerwuje. Nigdy nie wiadomo, co można znaleźć w posiłku, jak te będą złe. Różne opowieści można było słyszeć o osobach, które im podpadły.
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

92
Historia Joverny znajdowała się gdzieś na kontinuum najgorszej i najlepszej możliwości. Tamas celował do tej pory raczej bliżej najgorszej możliwości, ale kwatermistrz zweryfikował jego przekonanie, a Pani szpieg przeniosła się nico bardziej na stronę najlepszej możliwości...
Skoro działała z polecenia to finalnie nie była niczemu winna. Co z tego, że kapitan i kwatermistrz zauważał jej działania, skoro to również mogło oznaczać, że mogła zadziałać w taki sposób, aby nikt jej nie wykrył. To było niepokojące dla bezpieczeństwa tego miejsca, ale kobieta postępowała zgodnie z wytycznymi. Tamas finalnie pokiwał głowa tylko i wyszedł z magazynów. Musiał jej poszukać.

- Dlatego cieszę się, że jesteś po mojej stronie- odpowiedział niezbyt chętny na przekomarzanie się, a potrafił docenić kogoś z talentami, których on po prostu nie miał. Ciężko też aby nauczył ktoś starego niedźwiedzia chodzić cicho jak mysz. Lepiej skupić się na rzeczach na które miało się faktycznie wpływ. Potem wysłuchał jej wywodu i przeczesał brodę. Miała rację... bywał, ale oceniała ich na podstawie krótkiego pobytu tutaj. Czy na prawdę uważała, że potrafiła wszystkich oceniać bezbłędnie tylko po dość krótkiej obserwacji ich na polu do ćwiczeń?
- Podczas ćwiczeń? Zapewne po tym jakiego przeciwnika sobie dobrał. Jeśli jest ambitny to próbuje pokonać kogoś lepszego. Będzie też wykonywał nieco nadprogramowego szkolenia. To pewnie też zależy w jakim kierunku chce się rozwijać, w końcu nie każdy ma ambicje zostać dobrym wojownikiem.
Zagadka może i była prosta, ale pytanie samo w sobie było otwarte i pozwalało dyskutować. Mógł też bronić skreślonych z listy, ale postanowił nie wtrącać się w jej zadanie. Ewidentnie nie zamierzała przyjmować pomocy doborze ludzi.
- Czemu właściwie do mnie przyszłaś jak wychodziłem z lazaretu? To był jakiś test?- pytania, pytania... Wielkolud uśmiechnął się lekko opierając o mur- I co? Według Ciebie ja posiadam wielkie ambicje?
Potem nie spodobała mu się odpowiedź kobiety. Westchnął cicho, ale nie widziała tego, bo dalej opierał się o mur i wpatrywał w rekrutów. Wolałby już nie tracić żadnego członka Orlich, nawet rekrutów. Nie będzie po nich rozpaczał, ale po prostu nie potrafił traktować innych jak zwykłe numerki w statystykach.
- W takim razie dobieraj ludzi południa, aby zamarzli zanim dotrą do Morlis albo Białego Fortu.
Ludzie północy mogli znać tereny centralne. Wiele nie trzeba było, raptem szczypta szczęścia, aby dołączyć się do jakichś karawan z północy na południe- handel trwał zawsze, nawet w czasie wojen, a Morlis już nie była obleganym miastem.
Na przydzielone zadanie wreszcie się odwrócił i uniósł nieco brew.
- Drogie piwo... jest nam niezbędne do wyprawy na drugi koniec kontynentu?- zapytał sceptycznie. Był prostym żołnierzem, który mógł żreć to samo przez całą podróż. Czy to piwo przypadkiem nie miało być po prostu zwykłym umilaczem dla rekrutów, aby łatwiej im było przebyć drogę z nowymi 'kompanami'?
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

93
POST BARDA
Joverna spojrzała na niego z lekkim uśmiechem, kiedy wypowiedział taki komplement. To była zmiana w zachowaniu tego mężczyzny, który wcześniej zdecydowanie się dystansował od niej. Sama słyszała, co powiedział o zaufaniu. Mogła jedynie przypuszczać, że sporą dozą prawdopodobieństwa, co spowodowało ową zmianę. Dopóki jednak on sam nie zacznie grać w bardziej otwarte karty, może nieco dłużej się pobawić, prawda?
- Co się stało z tą pozą, niedostępnego, nieufnego starszego mężczyzny, która nie tak dawno była mi zaprezentowana w pełnej krasie? - Zapytała ze śmiechem, bo oczywiście tak łatwo mu nie odpuści. Mogła jeszcze naśladować jego głos, ale byłoby pewną przesadą. Nie chciała sprawdzać na razie jego granic, gdyż musiała skupić się na zadaniu. Będzie miała sporo czasu, by to zrobić. W międzyczasie wysłuchała jego odpowiedzi, którą przyjęła z pewnym zadowoleniem. Powiedział jednocześnie to, co chciała usłyszeć, jak i nie dodał najważniejszego składnika. Możliwe, że nawet wiedział o nim, ale zwyczajnie nie uważał go za istotnego lub po prostu był w domyśle.
- Tak, ambicja powoduje, że stawia sobie wyzwania. Tylko, czy aby samo stawianie sobie wyzwać, jest wyznacznikiem? - Zadała kolejne pytanie, bo skoro wybierali się na misje, była ciekawa, jakie to miał spojrzenie na pozornie błahe rzeczy.
- A co powiesz o zaangażowaniu? Te, która pcha rekrutów, by iść dalej pomimo niesprzyjających warunków, nawet jeśli nie będą najlepszymi wojownikami. Jak to należy nagradzać? - Osoba taka przecież nie musiała wybierać partnerów treningowych lepszych od siebie. Mogła bardziej przykładać się do treningów. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby się wtrącił. To w końcu jako dowódca wyprawy ma ostateczny głos. Wystarczy, że powie: tak lub nie i wszystko będzie musiała zacząć od nowa lub sam dobierze ludzi. To, że kapitan to zlecił, nie oznaczało, że decyzja musiała być samodzielna.
- A uwierzyłbyś w zwykłą ciekawość? - Parsknęła śmiechem. - Przez kilka ostatnich dni, twoje imię było często powtarzane. Zastanawiałam się, co jest tak niezwykłego w jednej osobie, która dochodzi do zdrowia. - Powiedziała z lekkim uśmiechem, choć nie do końca była to w stu procentach prawda. Tylko po prostu nie musiała mu jeszcze wszystko mówić. Lubiła mieć sekrety.
-Och, jeszcze za krótko, by to stwierdzić. Przecież niedawno cię poznałam. - Uśmiechnęła się do niego uroczo. Wiedziała, że ambicje mogły być różne. Nie pasował jej jednak do obrazu mężczyzny z potrzebą dominacji. Miękki jednocześnie nie był. Zresztą wiele wojowników tu różniło się od osób z południa.
- Poza tym, ambicje bywają różne. Sam to przyznałeś. Jeszcze twojej mi nie zdradziłeś. - Mrugnęła do niego, ale nie widziała jego miny. Może było i lepiej.
- Z południa? Zapamiętam. - Powiedziała spokojnie, nadal obserwując rekrutów. Wiedziała, czego poszukuje i oczekuje. W końcu misje dyplomatyczne były zarezerwowane zazwyczaj dla wyższych stanów. Istniały zasady, które najlepiej poznawały osoby bogate. Biedota tego uczyła się w troszkę bardziej problematyczny sposób. I Zdecydowanie bardziej krwisty.
- Nie. - Powiedziała po chwili zamyślenia. - A przynajmniej tak chciałbym odpowiedzieć. - Dodała do po chwili. - Jedziemy do krasnoludów, a jaki oni trunek uwielbiają? Dodatkowo jedziemy prosić ich o różne rzeczy. Skoro do tego dochodzi, to warto pomyśleć o podarku, który pokaże nasze dobre intencje. Nie mamy nic, co by ich zainteresowało, ale to nie znaczy, że warto przyjechać z pustymi rękami. - Tu spojrzała na niego, a głosie kryła się powaga. - Jak ty sam byś zareagował na człowieka, którzy przywiózł prezent dla ciebie oraz prośbę? I potem pomyśl o osobie, która ma tylko to drugie. Jaka jest różnica? - Prości wojownicy zapewne by weszli z buta, powiedzieli, co chcieli i czekali. Nie miał nigdy kontaktu z brodatym ludem? Zastanawiała się nad tym.
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

94
Jeśli oczekiwała szczerzej odpowiedzi to musiała nieco poczekać. Starego niedźwiedzia trzymały się czasem żarty na takie pytania, a jej najwidoczniej to nie przeszkadzało skoro praktycznie co chwilę się śmiała z jego uwag.
- W tym późnym popołudniowym świetle i z rozwianymi włosami wyglądasz sympatyczniej to i ja jestem milszy.
Stwierdził krótko i wzruszył ramionami nie uśmiechając się ironicznie. Przyszło mu jednak być szczerym.
- Rano byłaś tylko jedną z pewnych siebie rekrutek. Teraz jesteś moją współtowarzyszką. - dalsze wyjaśnienia pewnie nie były potrzebne. Oboje zdawali sobie sprawę, że będą blisko współpracować przynajmniej przez najbliższy miesiąc. Tamas mógł okazać zaufanie i oczywiście będzie obserwował wydarzenia. Nie było powodu, aby z góry zakładał jakąś próbę ucieczki, o ile nie zauważy sygnałów ku temu.

Miał rozwijać dalej temat ambicji. Finalnie lekko kiwnął barkami.
- Ja bym powiedział, że motywacja do działania jest najważniejsza... Ale wracając... Nie tylko, powiedziałbym, że też upartość... bardziej niezłomność w dążeniu do swojego celu. - nie był myślicielem, dlatego nie chciał rozwodzić się za bardzo nad tym wszystkim. Wolał być realistą i po prostu mieć u boku kogoś wyszkolonego, a niekoniecznie elastycznego. Wyrażać swoją opinię mógł na końcu. Jeśli jego uwagi byłyby teraz wzięte pod uwagę to nie wykonałaby tego zadania całkowicie samodzielnie. Wolał pozwolić jej zrobić to po swojemu, a wtedy będzie mógł wypytać o motywy wyboru i dzięki temu też pozna nieco tą kobietę- co dostrzegała w rekrutach, co potrafiła wykryć przez samą obserwację.
- Zaangażowanie... Raczej silna wola i chęć przeżycia. Nagrody przychodzą same, bo w końcu dowodzący widzą takie postępowanie i przekłada się to na wyższe rangi, a co za tym idzie... jakieś przywileje i większe 'kieszonkowe'
W końcu kiwnął barkami. Nie był pewny czego właściwie oczekuje w odpowiedzi, ale mówił szczerze jak sam uważał. Zaangażowanie zawsze się wypala, ale silne postanowienie zostawało, tak właśnie myślał.
- Jestem po prostu nieco większy od większości w twierdzy, bo pochodzę z Uratai. Poza tym nic we mnie niezwykłego.
Stwierdził bez zawahania. Dlaczego o nim rozmawiano? Nie zrobił niczego wyjątkowego, po prostu wykonywał swoje rozkazy i jak zwykle przeżył podczas walki. Nie każdy miał tyle szczęścia, ale i jemu w końcu to szczęście się wyczerpie. Pierwsze stwierdzenie pozostawił bez odpowiedzi i po prostu patrzył na rekrutów nadal. Na drugie się uśmiechnął lekko.
- Zajrzysz w mieszek i uznasz, że jest pusty, albo nie ma dna.
Sam nie wiedział czy mógł uznać się za kogoś ambitnego. Miał po prostu siłę woli do walki, chciał żyć i przede wszystkim motywowało go do walki to, że bez takich jak on to wszyscy niezdolni do walki po prostu zostaną zamordowani. Jeśli północ padnie to równie dobrze będą mogli uznać, iż cały świat czeka ten sam los.
W końcu odwrócił się do niej. Sprawa piwa była do obgadania. Miał inne zdanie na ten temat.
- Jedziemy do króla, który ma najlepszych piwowarów na północy, a przynajmniej on tak uważa. Dla niego dwie beczki trunku będą niczym zerwanie przydrożnej trawy i nazwanie tego kwiatami. Jeśli nawet spróbuje kiedyś tego piwa to albo uzna go za sikacza, bo ludzie nie potrafią tworzyć lepszego jego piwowarów jest lepsze, albo posmakuje mu i uzna to za zniewagę oraz próbę pokazania mu, że jest gorszy od nas. Bardziej doceni dobry topór, bo niesiemy prośbę dołączenia do wojny, a nie dołączenia do uczty. Podarek będzie zgodny z niesionymi wieściami, a także pokaże mu, iż nie przyszedłem biesiadować z nimi. Nigdy też nie zrobimy lepszych toporów od nich, ale nie chodzi o to kto jest lepszy, a to co grozi nam wszystkim.- Wyraził swoje obawy i zarazem przekonania. Był ciekawy czy przekona ją do swojego punktu widzenia. Pewnie topór powinien mieć porządne zdobienia, a o taki ciężko w twierdzy...
- Zareagowałbym podejrzliwością na prezenty. A tego z samą prośbą nazwałbym "dniem codziennym".
Powiedział dość poważnie. Dużo rzeczy oczywiście załatwiało się na gębę w twierdzy, a o przysługach po prostu się pamiętało. Przynoszenie kucharkom drewna bo się kończyło, przekazanie informacji pomiędzy bramami, albo po prostu przyniesienie ciepłego grzanego piwa. Może wiódł zbyt proste życie wojownika, ale właśnie taki z niego był "dyplomata".
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

95
POST BARDA
Kobieta, słysząc tak oczywisty komplement, przyjęła go z uśmiechem na ustach, który nie objął oczu. Nie odpowiedziała mu przez chwile nic, a jedynie popatrzyła przed siebie. Była przyzwyczajona do komplementów, jednak te słowa, paradoksalnie nie były tym, co powinna i chciała usłyszeć. To było dziwne dla niej, kiedy po takim czasie je usłyszała. Te myśli nie trwały długo, kiedy znowu na niego spojrzała.
- Uważaj, bo jeszcze pomyśle, że zaczyna ci zależeć. - Zaśmiała się i tym razem nie była już taka, jak chwile temu Następnie kiwnęła głową i miała przez chwile w głowie kilka nieco złośliwych odpowiedzi. Nie wybrała żadnej z nich, bo uznałaby tego za dobry początek współpracy. Powinna nieco schować własne pazurki. Dopóki nie pozna jego granic. Lepiej nie denerwować człowieka, który był twoim dowódca. Niech pozna, nauczy się charakteru i dopiero nieco wtedy pokaże mu odrobinę siebie.
- Zatem liczę na owocną współpracę. - Powiedziała, bo jego słowa mogły być odebrane tak, że wieczorem mogli wylądować w łóżku. Nie wiedziała, jak odbierał takie żarty. Niby był facetem, ale już niemłodym i mieli oni innej spojrzenie na świat, a jak bardzo, to miała całkiem niedługo się przekonać.

- Niezależnie od tego, jakie emocje nimi kierują, można poznać, kto faktycznie chce coś osiągnąć, a kto najwyżej będzie przeciętny. Nagrody, które przychodzą same, nie zawsze jest tym, co powinno być. Takich nagród idzie się spodziewać. Wyróżnienia, których nie da się przewidzieć, mają swoją moc. - Tu spojrzała poważnie na niego, zastanawiając się nad czymś. I umknął jej pewien fakt, który wpływał na jego osąd. To kim, był. Osąd różnił się od tego, co znała.
- Zapomniałem, że wy tu preferujecie twarde, wręcz militarne podejście. No tak. - U niej było całkowicie inaczej. Wszystko zależało od osobistych preferencji i wielu różnych postaw oraz zasług. Kusiło się, zatruwało serca i umysł, by brutalnie to wykorzystać. Jego świat i spojrzenie było dla niej obce, mniej skomplikowane, przyjemniejsze. Nie umiała powiedzieć, czy faktycznie było lepsze pod pewnymi skuteczniejsze.
- Uratai, czy nie. O bezdennym lub pustym mieszku, jednak kimś, kogo zdanie się tu liczy. Wszak sam powiedz, ilu jest faktycznie bardziej doświadczonych tu od ciebie? Pusty mieszek nie zachodzi tak daleko. On nim po prostu jest. Bezdenny pochłania wszystko, nawet jestestwo. - Stwierdziła, przypominając sobie pewne słowa poety, które miała nieprzyjemność spotkać. Z jakiegoś powodu, to, co powiedział do niej bardzo dawno temu. Z jakiegoś powodu pasowała mu tutaj. Nie, żeby rozumiała, co chciał przekazać.
I słowa o krasnoludach, przyjęła z pewną rezygnacją i niedowierzaniem. Podarki miały swoje znaczenie, były jednocześnie forma przekupstw oraz ukazania dobrej woli. Pokazanie, że da się topór, nie było tym, co spowoduje, iż lepiej na ciebie spojrzą.
- A nie sądzisz, że tego by oczekiwali w tej sytuacji? To niczego nie zmieniłoby w rozmowach. Powiedz mi, jak ty ich widzisz. Z charakteru, jakie znasz ich zwyczaje? Odmówiłbym krasnoludowi, gdyby zaprosiłby cię do biesiady i świętowania? - Spojrzała na niego pytające, bo czuła, że to będzie istna katastrofa. Może o to chodziło w sumie? Musiała nad tym się zastanowić. |
- To wiedz, że zdecydowana większość istot patrzy inaczej, niż ty. Podarunki mają znaczenie, choć stosuje się je rzadko, to jednak ich przekaz jest jasny. - Nie będzie mówiła mu, że to samo potrafiło zmienić całkiem sporo. Dodatkowo z tego, co poznała krasnoludy, miały one bardzo staroświeckie spojrzenie do wielu spraw, a będąc dodatkowo uparte, czyniło to mieszankę wręcz trudna, jak się podchodziło zbyt szczerz lub delikatne. Takie to uroki rozmów na najwyższym szczeblu.
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

96
Tamas pokręcił głową lekko. Nie myślał o niej w takich kategoriach jakie pewnie przychodziły jej na myśl.
- Są różne stopnie zaufania, moim głównym założeniem jest to, że ludzie stąd są lojalni i większości z nich można częściowo zawierzyć. Przyjaźń jest da mnie bardzo ważna, a zaufanie jest jej częścią. Jednak najbardziej zależy mi na głębokim zaufaniu. Jest to coś, czego nie traktuję lekko. Niewielu na nie zapracowało. To coś, co buduje się latami.
Trudno budować przyjaźnie w czasach wojny, ale wcześniejsze potyczki były raczej mało ryzykowne i nie pochłaniały tak wielu ofiar jak teraz. Teraz to Tamas jedynie tracił zaufanych ludzi.
- Ja również.
Odpowiedział nieco ciszej, ale bez uśmiechu. Czasami motywacje w wypowiedzi było widać po tonie wypowiedzi, a Tamas na pewno nie spojrzał lubieżnie na kobietę. To fakt, był mężczyzną i jak większość z nich miał czasami chuć na kobiety, jednak nigdy nie mieszał spraw Twierdzy z własnymi przyjemnościami. Nie żeby często wysyłano go z takimi misjami w towarzystwie urodziwych kobiet...

Na jej stwierdzenie lekko wzruszył ramionami. On tu się praktycznie wychowywał, a zasady przełożonych były zarazem zlepkiem jego zasad.
- W tym "świecie" raczej nie oczekujesz pochwał, uznania i nagród.
Skomentował tylko celem wyjaśnienia. Przecież niewiele w Twierdzy było braci, którzy przybyli tutaj z własnej woli. Na większości z nich ciążyły oskarżenia, które na południu karane byłyby często śmiercią, albo straceniem obu rąk. Dezercja oznaczała wyrok śmierci tak samo jak samodzielna próba dotarcia do Białego Fortu.
- Jeszcze trochę ich jest.- odpowiedział krótko nie chcąc zbyt głęboko wchodzić w temat mieszków, które miały teoretycznie przedstawiać jego, a zawartość miała być jego ambicjami.
- Trochę w tym racji jest- dodał po chwili do całej wypowiedzi, gdyż nigdy nie postrzegał siebie jako którejś z tych skrajności.

Tamas wcale nie potrzebował, aby przychylniej na niego patrzyli. Już z góry król krasnoludów miał zakładać, że wysłannicy Twierdzy Orlich będą fałszywi i niegodni zaufania jeśli podejdą do sprawy jak typowi dyplomaci.
- Masz rację, nic nie zmieni, a my nie jesteśmy od tego, aby spełniać ich oczekiwania. Dyplomacja jest bezwstydnym wazeliniarstwem, a ja nie zamierzam królowi Vonramowi pchać się w tyłek. - wyjaśnił swój punkt rozumowania i lekko kiwnął barkami. Znał parunastu krasnoludów, ale żeby miał opowiadać o ich zwyczajach... - Z tych co znam to lubią przechwałki, mocny alkohol i są bardzo porywczy. Nie musimy jednak znać wszystkich stereotypów, musimy raczej wybadać samego króla. Reszta nie ma dla nas zbyt wielkiego znaczenia. Gdybym został zaproszony, zwróciłbym w miarę uprzejmie uwagę, że główna siedziba moich pobratymców prawdopodobnie jest przejęta przez demony, ale nie odmówię tylko z uwagi na zapraszającego.
To samo już w sobie brzmiało paskudnie. Niemniej w gościach trzeba było przynajmniej zachowywać pozory... na przykład wytrzeć buty ze śniegu i błota, zanim się wejdzie do izby.
- Hm, gest dobrej woli, jak mniemam?- zapytał nieco sceptycznie. Nadal nie był przekonany do tego planu, ale skoro ona była szpiegiem... kiedyś to może wiedziała o czym mówi. Wykupowanie się w łaski innych to chyba też część jej umiejętności...? Eh, będzie musiał porozmawiać na szlaku z nią o tym czym właściwie się zajmowała. Niewiele wiedział o takich osobach, ani też o tym w czym właściwie się specjalizowali. Większość życia spędził tutaj, a u Uratai nie było typowej szlachty jak w innych fortecach na północy.
- Skoro jednak uważasz, że Twój plan ma wypalić to zaufam twojej ocenie. Najwyżej wypijemy to piwo po drodze.
Rzekł po chwili ciszy i znów obrócił się do kobiety. Skoro miał zadanie to chyba powinien zabrać się za jego wykonywanie, zanim zapadnie zmrok.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

97
POST BARDA
Joverna popatrzyła na niego, kiedy mówił o przyjaźniach. Na jej twarzy pojawił się cierpki uśmiech, bo miała całkiem inne doświadczenia. Oczywiście wynikało to z doświadczeń, przez które przeszła. Kolejna różnica, która pokazywała, jak tereny północy, różniły się od południa.
- Trochę ci zazdroszczę. Mówisz o zaufaniu, jakby to była rzecz oczywista. Coś, co normalnie występuje u tych, którzy ze sobą współpracują. - Nie rozumiała, jak mogą tak na sobie polegać. Jej podejrzenia, że uratowali ją, bo mieli w tym interes, potwierdziły się mocno. Sama chciała stąd uciekać do świata bliżej jej znanego, ale im dłużej poznała twierdze, tym to uczucie znikało. Nie czuła się zagrożona. Zaczęło to ją ciekawić.

Jego kolejne słowa spowodowały, że zamyśliła się na dłużej. Świat bez pochwał, wyścigu, który ma pokazać, kto jest lepszy, a kto gorszy? Było tu naprawdę tyle niezrozumiałych rzeczy, które jej zwyczajnie nie pasowało. Co motywowało tych ludzi do rozwoju, jak nie mieli widocznej motywacji. Zwłaszcza że wielu z nich było takich jak ona, uratowanych. Oni sami po prostu trenowali. Zapewne przekona się później, bo choć walka pewnie brzmiało jako uwolnienie od kary, jednak oznaczało po prostu śmierć. Tylko że odroczoną. Tak samo przestało ciągnąć temat jego ambicji. Nie chciał jej mówić, a więc uszanuje to. I zrozumiała ten filozoficzny tekst, który dla niej był dziwny. Czy ona czegoś nie dostrzegała? Poprawiła włosy, które zaczęły jej przeszkadzać przy tym wietrze.

- Wazeliniarstwem? - Dopiero to słowo spowodowało, że spojrzała na niego intensywniej, a po chwili wybuchnęła głośnym śmiechem. Nie śmiała się z niego, a jego spojrzenia na całą sytuację. Rzeczywiście był bardzo dobrym kandydatem, by dogadać się z królem krasnoludów. Taka bezpośredniość, jeśli ja zachowa, była czymś, co faktycznie mogło im pomóc.
- Doceni to, jak podejrzewam. Zwłaszcza że tam może być dość ciasno. - Stwierdziła, nadal się śmiejąc. To nie powinno tak, ją bawić, jak faktycznie robiło. To nie było właściwe, jednak nie potrafiła się powstrzymać.
- Postaraj się popatrzeć na to, jak na grę. Taktyczną gdzie, zamiast używać mieczy lub łuków, twoimi wojskami są słowa i gesty. - Poradziła mu, mając nadzieje, że zaszczepi mu pewną myśl i inaczej podejdzie do czekającej go misji. Widziała jednak, że mieli jedną przewagę. Niestety nie mogła myśleć, jak to wszystko wyjdzie, bo miała jedynie skromny pogląd na sytuację.
- Stereotypy to wbrew pozorom ważna informacja. Pozwalają na mocne przypuszczenie, jak ktoś może się zachować. Król, który włada takim ludem, musi mieć coś, co pozwala mu na posłuch. I to właśnie pozwalają odkryć. - Kiedy usłyszała, co by powiedział, pokręciła głową, wyraźnie dając znać, że to nie było w porządku.
- Nigdy nie mów czegoś takiego. W najgorszym wypadku takie słowa można zinterpretować jako obraza dla króla i bardzo szybko dostaniemy wilczy bilet. - Spoważniała. To był właśnie problem ze szczerością. Czasem mówiła się za wiele i chyba jej zadaniem było przygotowanie go do tej rozmowy. Szczerość to jedno, trzeba było jeszcze nabyć pewnej mądrości.
- Dokładnie. - Potwierdziła słowa o geście, bo tak w istocie było. Gesty, choć nieznaczny, był symbolem. Pierwsze wrażenie było ważne, choć łatwo je popsuć. Nie może martwic się na zapas.
- Na pewno nie wypali. - Stwierdziła spokojnie. - Nie jestem optymistką. Po prostu uznaj to za przygotowanie gruntu. To nie jest nawet plan minimum, a założenie. Nie wiem zbyt wiele o krasnoludach, więc planowanie czegokolwiek jest trudne. Dlatego po prostu chce zrobić wszystko, by choć trochę mieć dobre, pierwsze wrażenie. - Dodała jeszcze do swoich słów, by wiedziała, jak bardzo nie wiedziała, co robić i po prostu trochę ją to przerastało. W przypadku, kiedy chodziło o ludzi, sytuacja była prosta. Tu wiedziała, ale brodata rasa pozostawała poza jej doświadczeniem.
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

98
Byli z zupełnie innego świata. Dla Tamasa było jasne, że był jednostką, którą łatwo można było zastąpić, ale też mógł się spodziewać, że każde kłamstwo w Straży wyjdzie na jaw prędzej czy później. Bardzo rzadko rekruci próbowali zabijać braci, bo każdy miał praktycznie to samo. Jedynie sprawni złodzieje próbowali podkradać coś kwatermistrzowi, albo próbowali się wykraść z wozami, które wyjeżdżały po zapasy dla Twierdzy.
Sprzeczki kończyły się często na słowach, gdyż każda forma krzywdzenia innych była wyjątkowo surowo karana. Nikt nie chciał sprzątać wychodków przez miesiąc, a bez posłuszeństwa mogli się spodziewać, że nie dostaną posiłku. W wyjątkowych sytuacjach zabijano nieposłusznych, gdyż nie każdy człowiek nadawał się do życia w społeczeństwie. Było to na prawdę proste życie wojownika.
- Jeśli nie ufasz, nie można ufać też Tobie.- odpowiedział spokojnie oczywiście nie uważając, że nie była w stanie nałożyć na niego kredytu zaufania. Nie uważał, aby obawiała się jego podczas kiedy pójdzie w pobliżu spać. Większym problemem będą rekruci o ile nie poznają ich przeszłości. Wolałby nie dostać podrzynacza gardeł śpiącym ofiarom. Sami w sobie zabójcy często nie byli złymi ludźmi bo zabijali w afekcie. Niekiedy też odpowiadali za zabójstwo ojca, który przez większość życia był pijakiem i wrzodem na dupie dla nich i ich matek.

Od Tamasa nie oczekiwano, że będzie robił dobre gesty dla kogokolwiek. On miał zadanie i zamierzał je wykonywać. Nie każdy król był dyplomatom i jak oczekiwał, król krasnoludów również nie zyskał władzy przez łagodne obycie z domami szlachty u nich. Być może po prostu wyciął wszystkich innych kandydatów w uczciwej walce? Być może po prostu uznano jego ród za najsilniejszy, a on był najstarszym synem w domu, który powinien objąć władzę? Właściwie to nawet nie wiedział jakie wymagania miał tron krasnoludów, dlatego mógłby sobie jedynie gdybać, nie mając odpowiedniej wiedzy na ten temat.
- Taktycznie to chciałbym tam się znaleźć i dostać cały dzień przed audiencją, abyśmy mogli dokładnie rozpytać jaki jest król- mruknął jednak po tych słowach, a potem prychnął rozbawiony- To znaczy ty będziesz zdobywać informację, bo mnie słychać z daleka jak idę, więc wszyscy będą się patrzeć na mnie.- przypomniał oczywiście jej tekst, aby też zwrócić uwagę na to jak bardzo się w tej kwestii różnili. Ona mogła wyciągać informacje w inny sposób niż on... Tamas jedynie będzie mógł oficjalnie rozmawiać z krasnoludami, aby pozyskiwać informacje.
- W porządku, ale jak te beczki pójdą po prostu do magazynu i ten gest zostanie zbyty machnięciem jedynie jego łapy to...- zastanowił się przez chwilę przeciągając ostatnie słowa. Mógł być bezpośredni, ale też nie chciał karmić ją podtekstami, aby nie postrzegała go jako kogoś za bardzo zainteresowanego nią jako kobietą- Zdobędziesz piwo równie dobre co tamto... Na powrót o ile kiedykolwiek stamtąd wrócimy.
Tak to nie powinno brzmieć źle, szczególnie do pierwotnej wersji w której chciałby jej przetrzepać dupę za nieposłuchanie lepszych rad.
- Ja też nie jestem optymistą, dlatego uważam, że taki grunt to jedynie skuty lód w słoneczną porę roku.
Jeśli ktoś w jego postępowaniu będzie chciał odnaleźć próbę obrazy króla to i tak ją znajdzie. Nawet pochłanianie się przed krasnoludem można wziąć za rasistowskie, w końcu takie pochylenie się mogło oznaczać też 'zniżenie swojego poziomu do krasnoluda'. To tylko kwestie interpretacji konkretnych osób.
- W porządku. Idę do kwatermistrza- oznajmił spokojnie i jeśli go nie zatrzymała to ruszył w drogę powrotną- Będę w swojej kwaterze jak będziesz mnie szukać- dodał spokojnie bo nie wątpił, że szybko odnajdzie miejsce w którym nocował wraz z kilkunastoma innymi. To znaczy teraz ten pokój stał się dość pusty, bo rekruci nie mieli do niego jeszcze wstępu, a dużo z weteranów zginęło i z 12 łóżek w izbie, było pięć zajętych.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

99
POST BARDA
- To całkiem uczciwe. - Stwierdziła z lekkim roztargnieniem, gdyż sama nie była pewna najbliższej przyszłości. Z tego, co widziała, potrzebowali ze sobą współpracować. Dla niej nie oznaczało to, że zaufanie jest potrzebne. Wszyscy walczyli z demonami. Nie tylko tymi, które okupują mroźne tereny, a także tymi we własnej duszy.
- Umiesz współpracować z kimś, wierząc jednocześnie, że osoba wykona powierzone zadanie, nie mając do niej krzty zaufania? - Zapytała z ciekawości, bo chciała poznać, jak wyglądała kolejna różnica między nimi. Nie musiała mówić nic więcej, nie potrzebowała w tej chwili. Wbija swoje spojrzenie w jego twarz i oczekiwała. Mieszanina osób, która jakoś działa, budująca wspólnotę nie była czymś, na co by stawiała, aczkolwiek działało.

- Całkiem niezłe marzenie, ale to nie od nas zależy, kiedy udzielą nam audiencji. - Stwierdziła, a potem wybuchnęła cichym śmiechem, kiedy pokazał sporą dawkę autoironii. Miał jednak racje. Ona była wyszkolona w sposób inny od niego, co oczywiście mogło im się przydać. Zdobywanie informacji o królu na pewno będzie przydatne, choć odrobinę ryzykowane. Lubiła wyzwanie, a w jej oczach pojawił się nieznaczny płomień, wynikający z możliwości, jakie otrzymała. Nie musiał się obawiać, że da się złapać. Nie zawsze należało działać w sposób, który złamie prawie. Nie będzie aż tak ryzykować. Czasem wystarczyło pójść do zwyczajnej karczmy, posłuchać, odpowiednio podpytać. Miała wiele możliwości działania i on pewnie jedynie podejrzewał, jakie miała granice własnych zdolności.
- Uwielbiasz po prostu wszędzie być pierwszy, przyznaj się. - Stwierdziła z rozbawieniem, bo faktycznie, kiedy on przyciągnie uwagę, kto by na nią patrzył. Krasnoludy mogły być nieufne, aczkolwiek na wszystko istniały sposoby. Zwłaszcza te najprostsze. Nie należało zawsze tworzyć skomplikowanych planów, dopóki inne metody działały.
- A mówiłeś, że nie masz doświadczenia w dyplomacji. - Nawet skierowała w niego oskarżycielki palec, jakby właśnie przyłapała go na kłamstwie. I to takim solidnym. I teraz nieco ją zaskoczył. A to właśnie przez to, że znała mniej więcej protokoły, które określały zachowania. Ludzie by tak oczywiście zrobili. Nie miała pewności, czy i krasnolud tak zrobi. To było pytanie.
- Każdy człowiek, by tak zrobił, bo to nakazuje niepisana tradycja. - Mruknęła, bo jeszcze okaże się, że on ma talent i zamiast dramatu, będzie komedia z pozytywnym finałem. Czyżby kapitan prześwietlił duszę na wylot i poznał jego ukryty talent.
- A jeśli mój plan się uda to, jaka będzie marchewka? Kij już znam. - Stwierdziła rozbawiona, czekając na jego odpowiedź. No ciekawa była co wymyśli, bo nie zamierzała przegrać z nim. To by ja ukuło mocno w serduszko!
- Dramatyzm nie pasuje do takiego wojownika. Jest nieatrakcyjne. - Pokazała mu paluszkiem takie: "Nie, nie, nie." Zdecydowanie nie powinien być aż tak pesymistyczny. Nie wiedziała oczywiście ,ile przeżył i co w swoim życiu, aczkolwiek nie słyszała też, by miał żonę lub dzieci. To było całkiem zastanawiające. Oczywiście nie kupiłaby wymówki: Nie mam czasu. To była najgorsza, najżałośniejsza, jaka mogła istnieć.
- Jasne, leć. - Stwierdziła i mogła skupić się na swojej pracy. Niedługo i tak będzie musiała wykonać swój ruch i zrzucić parę obowiązków na innych, by jakoś wyrobić się z tym. Nie ma co samemu walczyć, jak można innych wykorzystać.

Kwatermistrz nadal znajdował się w miejscu, gdzie go ostatnio widział. To była jego praca. Sprawdzanie, co mieli, zamawianie tego, czego nie było i ogólna zabawa. Czasochłonna i niewdzięczna praca, ale ktoś musiał ja wykonywać. Miał oczywiście pomocników, bo kto widział, by latał po twierdzy samemu.
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

100
- Myślę, że odpowiedziałem już na to pytanie wcześniej, ale jeśli ci chodzi o przypadek w którym dana osoba mnie zawiodła po całej linii oczekiwań... To wtedy nie miałbym powodu, aby z nią współpracować- Była to prosta logika, a strażnicy mogli sobie na nią pozwalać dopóki towarzyszy w Twierdzy było nieco więcej, niż tuzin. Co jednak strażnik z tego tuzina musiałby zrobić, aby całkowicie zawieść oczekiwania Tamasa? To już inna sprawa.

- To, co dziś jest nierealnym marzeniem, jutro może być rzeczywistością- odpowiedział bez większego przekonania- Myślę, że będzie chciał nam pokazać jak mało znaczymy w jego codziennych sprawach, ale może negatywnie się zaskoczę i będzie nas chciał odprawić jak najszybciej to możliwe.- była to jedna wielka niewiadoma i mogli się tym pomartwić również w trasie, gdyż na ten moment dzielili skórę na niedźwiedziu nawet nie widząc go w zasięgu wzroku. Oczywiście, że każdy wolałby się odpowiednio przygotować do spotkania, ale musieli wystąpić w roli Orlej Straży. Wejście do miasta w przebraniu i późniejsze przyznanie się do tego byłoby bardzo niefortunne. Co poza tym powiedzieliby na bramie? Że idzie jeden wóz pseudo karawany z dwoma niewielkimi beczkami piwa?
- To nie kwestia tego co lubię, a po prostu nie ma tak wielkich cieni, aby mnie pomieściły.- Krótko się uśmiechnął i postanowił porzucić ten temat. Tamas mógłby prowadzić szkolenia, nawet mógł przewodzić grupie, ale występowanie na dworach królewskich... Nadal nie wiedział jak to się stało, że to właśnie jego wyznaczyli do tego zadania.
- Bo się nie znam- stwierdził spokojnie patrząc na nią, a nie w wymierzony w niego palec. Resztę spokojnie przemilczał, bo też tłumaczyć swojej logiki przecież nie musiał, a takie prezenty były jak dawanie kwiatów kobicie, o której względy się zabiegało... Gorzej, że ta kobieta akurat miała w poważaniu Twoje starania.
- Jak to było... "Wyróżnienia, których nie da się przewidzieć, mają swoją moc."- zacytował ją i nie dał rady powstrzymać uśmiechu.
Ten jednak szybko zgasił i potem ze spokojem przyjął jej reprymendę.
- Może dlatego, że im mniej atrakcyjny tym mniejsza szansa zwrócić na siebie uwagę. Widzisz. Staram się zostać w cieniu, ale jestem po prostu za duży.
Rozmowa i tak się już kończyła, więc odrobina luźniejszego podejścia do rozmowy w tej chwili nikomu nie zaszkodzi. Zapewne jeszcze kilkukrotnie omówią plany, a potem powtórzą je jeszcze raz w momencie kiedy na horyzoncie będzie widoczny cel ich podróży.

Kiwnął jej głową lekko i ruszył wiec do kwatermistrza.
Oparł się o blat na którym wydawał potrzebne rzeczy i cicho westchnął. Postanowił nie owijać w bawełnę, zresztą znał tego człowieka wystarczająco długo, żeby nie bawić się w nim w przesadne uprzejmości.
- Nie wiem czy wiesz, Delgan, ale muszę jak najszybciej wyruszyć do Turon... do krasnoludów i ich króla... Mnie wysyłają z misją dyplomacyjną, dasz wiarę?- zaczął nieco ponuro i westchnął patrząc chwilę na blat, a potem na kwatermistrza- Potrzebuje najlepszego piwa, tego które chowacie dla wielmoży z południa, przynajmniej dwie beczułki jako podarek dla tego całego króla Vonrama, Kapitan Anderfel potwierdzi Ci jutro zlecenie, ale chcę mieć te beczki przed świtem na wozie...
Prosto z mostu. Zresztą na prawdę spodziewał się, że kapitan ze śmiechem potwierdziłby takie zlecenie kwatermistrzowi. Z pewnością też domyśliłby się skąd Tamas o tym piwie wie.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

101
POST BARDA

- O ja pierdole! -
To był chyba najbardziej odpowiedni komentarz do całej tej sytuacji. Wysyłać zatwardziałego wojownika z czymś takim. Kwatermistrz widział wiele głupich zachowań w twierdzy. To jednak przebijało wszystko, co do tej pory usłyszał. - Nie wiem, kto to wymyślił, ale to już chyba desperacja. Nie to, żebym wątpił w twoje umiejętności, ale nadajesz się do tego, jak pięść do nosa. - To były porządne słowa otuchy, gdyż podszedł do niego i klepnął go dwa razy w ramie w przyjacielskim geście pocieszenia. Ktoś go wpakował w niezłe bagno i będą z tego niezłe jaja.
- Nie wpadli chyba na pomysł, by próbować wcisnąć cię w dublet, co? Dopiero byłaby heca. - Parsknął śmiechem, gdyż już sam pomysł wydawał się niedorzeczny, by dorzucać do tego jakiś oficjalny ubiór. To by tak źle wyglądało, że aż dobrze. Na pewno każdy by się za nim oglądał, ale to nie byłoby nic dobrego. Im pasowały proste zbroje i ubrania z północy. Reszta to był dziwaczny wymysł południowców.
- Że co? Piwo jako prezent? Komuś mróz zamroził łepetynę, że wpadł na tak idiotyczny pomysł? I co niby oni z tym zrobią? Wyleją na podłogę? - Nie podobało mu się to. Pomysł był po prostu debilny. Pokręcił głową, bo szykowała się katastrofa.
- Wiesz, przemyśl to jeszcze. To naprawdę zły pomysł. - Popatrzył na niego poważnie, by faktycznie zmienił zdanie. To nie mogło się udać. Był tego absolutnie pewny.
- A ja pójdę sprawdzić, czy w ogóle mamy. Sam nie pamiętam już, takie rarytasy jak przyszły to naprawdę dawno temu. - Mruknął bez entuzjazmu i poszedł sprawdzić do swoich papierów, czy mieli coś takiego. Prowadził bardzo proste księgi, ale odnalezienie czegokolwiek w nich, bywało męczące. Joverna mówiła mu, że kucharki ukryły to przed wszystkimi, by nikt nie wiedział, że mają. Jak widać i przed samym kwatermistrzem, bo nie kojarzył nic takiego, a nie miał problemów z pamięcią. Przynajmniej jeszcze.
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

102
Tak to wyczerpywało pulę komentarzy na tą chwilę. Sensacje mogło to wywołać w twierdzy jak już większość się dowie, a dowiedzieliby się najwyżej jutro, tak więc bez różnicy czy powiedział o tym kwatermistrzowi.
- Jestem wojownikiem, a nie fircykiem z południa, żeby się stroić w kieckę dla facetów.
Skomentował spokojnie i pokiwał nieco zrezygnowany. Jeśli chociażby padł rozkaz ubrania tego stroju to chyba zrobiłby wszystko, aby ubranie popękało w szwach, zanim ktokolwiek ubrałby go do końca w coś tak eleganckiego i niepraktycznego.

Uwaga karczmarza spotkała się z pokiwaniem głową Tamasa, ale przez pewien czas się nie odzywał. Oboje byli z północy i myśleli jak północni, ale również oboje nie znali się za bardzo na tym co właściwie wojownik miał robić.
- Problem w tym, że ponoć tak wymaga dyplomacyjne podejście. Nie moja działka i niestety, ale polegam na poradach kogoś bardziej obeznanego.
Nie musiał zdradzać źródła, w końcu nie tylko Joverna w całej twierdzy mogła posiadać taką wiedzę, bo kapitanowie i niektórzy z Orlich również przyjmowali wielmożnych gości. Niemniej większość z nich była z południa... Tamas sam nie był przekonany do pomysłu z piwem, ale dopóki nie spróbuje to nie dowie się jak dobrym, albo złym pomysłem to było.
- A ty znasz się na polityce? Chętnie posłucham innych rad.
Zapytał nieco ironicznie w końcu mogli sobie pogadać, a on mógł w połowie drogi zmienić zdanie i jednak faktycznie zrezygnować z oddawania tego piwa. Pierwsze wrażenie jakie zrobi będzie miało duże znaczenie na rozmowę, ale nikt nie potrafił mu powiedzieć jakim królem był Vonram.

Skinął mu głową na stwierdzenie i zaczął go odprowadzać wzrokiem.
- Szukaj w najgłębszych czeluściach spiżarni. Ponoć wino lubi zimne i ciemne miejsca.
Oczywiście nie musiał go uczyć o tym... Tamas wygodniej oparł się o blat i po prostu zamierzał poczekać. Przy okazji przyglądnął się najbliższym blatom na których poukładane były przedmioty w większych ilościach. Z nudów nawet był gotowy liczyć to co widział.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

103
POST BARDA
Kwatermistrz przyglądał się mu uważnie i roześmiał się szczerze na jego słowa. Doskonale rozumiał jego zdanie. On także nie należał do osób, które by ubierały się w taki niewygodny sposób. Z krwi i kości pochodził z północy, więc rzeczy nie rozumiał zbyt wielu rzeczy, które pochodziły z południa. Uważał je za dziwactwa, które świetnie się sprawdzają na ich durnych pałacykach.
- A wygody w tym, tak samo, jak pachnąca jest skóra yeti. - Pokręcił głową, ale to oni. Dwójka mężczyzn, urodzona i wychowana tutaj była zgodna do tego, co należało nosić. Potem oczywiście było lepiej. Rady kogoś, kto się znają? Jego brwi pojechały do góry.
- A powiedz mi, przyjacielu, co ci południowcy wiedza o nas hę? Niech sobie liżą dupy przy pomocy słów, prezentów lub w prywatnych komnatach. - Splunął obok, wyrażając tym samym swoją pogardę do tego wszystkiego. Uratai inaczej się zachowywali. Rozmowy między plemionami się zdarzały, jednak zachowywały się, jak na prawdziwych wojowników przystało. Bywały przy tym konflikty, nie raz dochodziło do bójek, ale płaszczenie się przed kimś nie miało miejsca.
- A jak myśmy przyjacielu pokazywali wartość? Mieczem i naszymi umiejętności. Krasnoludy znają nas, udawało nam się z nimi dogadywać przez tyle lat. I co, teraz nagle mamy zachowywać się, jak południowcy, bo niby lepiej liżą dupy? Ha, dam sobie rękę uciąć, że pierwszy, kto spróbuje tego, straci całą głowę. - Spojrzał na niego bystro, mając nadzieje, że pamiętał to. Relacje co prawda były bardzo trudne, ale jakoś sobie radzili. Raz lepiej, często gorzej, ale ich duma nie pozwalała się płaszczyć przed nikim. Ludzie z północy są zahartowani w boju.
- Polityka u nas? - Spojrzał na niego rozbawiony. To było typowe myślenie ich. Politykę zostawiali dla południowców, a oni mieli swoje racje i przyzwyczajenia. Stworzyli taką, a nie inna społeczność, nauczyli się jakoś gadać z sąsiadami. Czego potrzebowali więcej?

- Ech, powinienem mieć to w spisie. Nie chciałoby mi się po całej twierdzy. Wejdź, a nie stój tak. - Mruknął, ruszając dalej, a on mógł podziwiać kolekcje rozmaitych przedmiotów, które były potrzebne do normalnej egzystencji. Całe zaopatrzenie w końcu przychodziło tutaj i było później rozdzielane. Mógł wybrać nowe ubranie, pochwę do noża. Bycie w dobrych relacjach z taka osoba wiele rzeczy ułatwiało.
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

104
Tamas lekko uniósł brwi w udawanym uśmiechu.
- O... masz doświadczenie w tej kwestii?- zapytał udając zdziwienie. On na szczęście nigdy nie musiał ubrać niczego obcisłego, ani posiadającego ozdobne falbanki. Dla niego życiem były szorstkie ubrania, garbowane skóry i te, które po prostu osuszono, a czasami podszyto. Ubrania Orlich nie należały do wygodnych, ale mundury były schludne i ciepłe. Czego chcieć więcej? Tylko wyżsi rangą dostawali bardziej miękkie i mocniej dopasowane mundury... Zapewne i Tamas niedługo taki dostanie, chociaż wcale mu to różnicy nie robiło. Zmiana całej garderoby nie jest możliwa w jeden wieczór, więc i tak wyjedzie w swoich standardowych ubraniach. Co najwyżej dostanie jeden komplet bardziej ceremonialny, ale wątpił, aby mógł się w niego zmieścić bez wcześniejszego przymierzania.
- Wiele rzeczy można wyjaśnić toporem, ale podejrzewam, że to się tyczy wojowników, a nie króla, który uważa się nie tylko najlepszy wśród krasnoludów, ale i na ludzi spogląda z góry.
Mruknął w odpowiedzi. Nie był żadnym rasistą, jednak nie przepadał za polityką, a jakiekolwiek obcowanie z królami było właśnie babraniem się w sprawach między różnymi grupami społecznymi. No i dodatkowo- łatwiej stracić łeb przed królem, niż w walce o rację z wojownikiem.

Musieli żyć z południowcami czy tego chcą czy nie... Niestety. Całkiem sporo północnych zginęło w wojnie i długo im zajmie odbudowanie szeregów. Prędzej będą mogli liczyć na tych południowców, skoro większość plemion Uratai zapewne została wybita i rozgoniona.
- Najpierw muszę się rozeznać w jakim stanie są uchodźcy Uratai, a wtedy zobaczymy co dalej. Jeśli krasnoludy zamierzają stanąć same do walki to utrzymają demony na pewno dłużej, niż pobratymcy w starej twierdzy, ale finalnie to demony wygrają jeśli nie będzie jakiegoś zjednoczenia.
Potem przegładził brodę i wyprostował się. Oczywiście pomoże mu w szukaniu chociaż kompletnie nie miał pojęcia co gdzie było...
- Prowadź do spiżarni.
Dodał spokojnie i obserwował drogę przez magazyn. Dopiero na miejscu zacznie uważnie szukać beczułek, a może i przy okazji od 'niechcenia' weźmie pęto kiełbasy... Dopóki kucharki nie będą widzieć to nic się nie stanie, a przecież on nie jadł nic od porannej kaszy w lazarecie.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

105
POST BARDA
- Jedno. I powiedziałem swojej siostrze, że nigdy kurwa więcej. Jakiś chrzaniony południowiec urobił ją sobie wokół palca i brali ślub według jego pstrokatych zasad. I oczywiście, kto musiał ją odprowadzać do ołtarza? Zgadnij. - No teraz to trochę się zeżlił na wspomnienie o tym. Tamas przypomniał sobie, że dawno temu, nim faktycznie ten Uratai objął zaszczytne stanowisko kwatermistrza, zniknął na parę tygodni z Twierdzi i wrócił w niemrawym humorze. I wspominał od czasu do czasu o swojej siostrze, miała na imię Uleya bodajże. Od tamtego czasu znacznie mniej o niej mówił i nie opuszczał twierdzy już więcej. Tu czuł się, jak w domu. Choć plotki głosiły, że ma kobietę i dzieciaki. On sam ich nigdy nie potwierdził.
- A to ty nie słyszałeś? - Kwatermistrz obrócił się ku niemu i spojrzał zdziwiony. - Król Vonram pochodzi z klanu budowniczych. Wątpię, by był dobry wojownikiem. Nie wiem, jak patrzy na ludzi, ale wiadomo jest, że skupiał się na poprawie bytności swoich poddanych, niż wszczynaniu wojen, by odzyskać tereny. Takie mam wieści, ale jak będzie teraz? Nie wiem, przyjacielu. - Mruknął, bo chciał mu pomóc najlepiej, jak oczywiście umiał. Zwłaszcza w takiej sytuacji, ja ta.

- Miejmy nadzieje, że nie odmówili pomocy. Ech, martwię się trochę, tak szczerze. Może i to obcy Uratai, ale jednak no sam wiesz... A demony nie będą łaskawe dla nas wszystkich. Cholera. Masz rację. - Sprawdzając papiery, które miały być przecież rozpiską, iż posiada wszystko, okazało się, że tych beczek nie ma. Wywołało to zdziwienie na jego twarzy.
- Ty jesteś pewny? Ja nic nie mam w papierach. - Stwierdził, a kiedy ten rzekł, że powinny sprawdzić miejsce, pokiwał głową. To mogło być niepokojące oraz mogło oznaczać, że Joverna go okłamała? - Dobra. Trzeba się przejść. - I ruszył w kierunku spiżarni. Mieli kawałek do przejścia. Oczywiście musieli minąć kucharki w kuchni. Było tam kilka kobiet, ale żadna z głównych. Pomocnicze. Przywitał się z nimi i wszedł do pomieszczenia, wypełnionego po brzegi jedzeniem i piciem. Było ono dość duże, bo w końcu musieli wypełnić brzuchy bardzo wielu żarłom.
- Ha..odnalezienie tego tutaj będzie chyba cudem. - Mruknął, bo jednak sam nie do końca wiedział, co tu było. Zostawiał to głównym kucharkom, bo on miał przecież jeszcze inne rzeczy.
Licznik pechowych ofiar:
8

Wróć do „Splugawione Ziemie”