Strona 1 z 8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 05 wrz 2018, 16:24
autor: Callisto
Obrazek
Wysoko ponad poziomem morza, na uboczu wschodniego pasa Karelin leży fort. Fortyfikację wzniesiono w czasach II ery przez krasnoludzkich inżynierów, którym służyła za "dom wykuty w skale, na skale". Od tamtego czasu twierdza wielokrotnie zmieniała właścicieli. Dziś zaś, po licznych przebudowach, stanowi siedzibę ugrupowania toczącego zacięty bój z demonami - Orlej Straży.

Budowla ziemna o obrysie zamkniętym, zdolna do samodzielnej i długotrwałej obrony. Występuje tu podział sferowy fortu na stok bojowy oraz wnętrze. W skład budowli murowych wchodzą wieże obserwacyjne czy kwadratowa baszta. Wielka kamienna baszta, wystarczająco duża, aby na jej szczycie umieścić mangonelę lub balistę. Bardziej odporna, wyższa, mieszcząca więcej żołnierzy niż zwykłe wieżyczki. Krenele - zęby wieńczące mury i baszty obronne, chroniące łuczników strzelających przez prześwity; blanki. Najważniejsze wejście do zamku - wielka brama murowana. Jedyne wejście z zewnątrz do twierdzy. To wszystko. Ten mur z krenelami i strzelnicami, te baszty, te dachy i te wieżyce noszą na sobie cechy pracy rąk ludzkich, krasnoludów i znamiona sztuki, nie stanowiąc rażącego kontrastu z otaczającą je naturą góry.

Tuż za wielką murowaną bramą leży cech inżynierów, skąd dogląda się stanu linii frontowej. W budynku pracują kamieniarze, drabiniarze czy inżynierzy. Dalej tawerna i plac ćwiczebny obok tawerny. W zachodnim skrzydle, nieopodal kilku drewnianych chatek ogrodników, znajduje się stajnia. Biuro na blankach dowodzącego obronną murów swą siedzibę ma dokładnie po środku kamiennej baszty. Im dalej wgłąb fortu, tym pokonać należy ogromne drewniane wrota tzw. druga brama. Stanowi ona przejście do najbardziej wewnętrznej części fortu i graniczy bezpośrednio z osadzonym w centrum zamkiem. Na terenie, niezwiązana z głównym budynkiem, wspina się wysoka na osiem kondygnacji wieża z kamienia. Przynajmniej do pięciu pierwszych poziomów. Szósta, siódma i ósma kondygnacja zbudowane są wyłącznie z grubych pali sosen czy świerków. Na samym jej szczycie znajdziemy ptaszarnię, do której zlatują czarne kruki ze wszystkich stron świata. Niżej obserwatorium z teleskopem, dające wgląd na położoną w dolinie góry wioskę. Sam zamek stanowi serce fortu. W środku, na parterze, usytuowana jest biblioteka z pokaźnym księgozbiorem. Przez lata odwiedzający Twierdzę Orlej Straży przybysze pozostawiali w niej liczne księgi, kroniki, dzienniki czy też papirusy. Rozstrzał tematyki doprawdy zapiera dech w piersi. Z drugiej strony problem stanowi doszukanie się kilku artykułów głoszących jedną treść. Ponadto po bokach rozlewają się pokoje na pierwszym piętrze. Kilka gabinetów prowadzących do sali narad. Miejsca, gdzie dowódca Orlej Straży decyduje wraz z pozostałymi członkami o przyszłych posunięciach i przyszłości ugrupowania. Na drugim piętrze zamku znaleźć można dostojniejsze sale z balkonami. Przy czym sala dowódcy jest największa, jak i największy jest należący do niej balkon.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 11 wrz 2018, 15:24
autor: Hunmar
Nedar odpowiedział pogardliwym uśmiechem. Zabrał z podłogi pochodnię którą upuścił kapłan, rzucił ją na stertę gnomich ciał i ruszył w kierunku wyjścia. Hunmar patrzył jak języki ognia zajmują ubrania i włosy. Wiedział, że żaru będzie za mało by spopielić zwłoki. Obszerna komnata zadziwiająco szybko wypełniła się smrodem siarki czemu z oddali odpowiedział szum turlających się kamieni. Tarantalle już się zbliżały a on sam, bez wsparcia, nie stawi im oporu. Szybkim gestem pożegnał się z gnomimi przyjaciółmi i ruszył szybko za niknącym już ognikiem w głąb tunelu. Miał przeczucie, że jeszcze spotka ich wizerunki na swojej drodze - nierozsądnie jest zostawiać ciała w tunelach wypełnionych demoniczną magią.

Korytarz piął się nieco w górę niemal nie skręcając. Wojownicy z Orlej Straży stawiali długie kroki chcąc dotrzeć jak najszybciej do źródła ożywczego powiewu. Krasnolud z trudem dotrzymywał im tempa, ale bliskość świata zewnętrznego dodawała mu sił. Wkrótce zobaczyli iskierkę. Blade światło w oddali wskazujące wyjście. Rzucili się biegiem mimo, że nic ich jeszcze nie goniło. Mężczyźni dotarli do otworu pierwsi i zaraz stanęli jak wryci. Kapłan z rozpędem wpadł na Nedara i odbił się od masywnego ciała jak od twardej ściany. Ten upadek uratował krasnoludowi życie gdyż tunel kończył się wąską półką skalną z której, ani chybi, spadłby w przepaść.

Kapłan wstał i otrzepał ubranie. Mężczyźni stali dalej plecami zwróceni w kierunku mroku jaskiń i cicho debatowali. Krasnolud podszedł do nich i spojrzał na widok rozciągający się z tego wąskiego tarasu. Wyjście znajdowało się mniej więcej w połowie wysokości góry. Przed nimi rozciągał się widok na pozostałe szczyty górskie Karelin. Hunmar nie miał pojęcia na którą stronę świata patrzy. Ciężko było nawet rozpoznać która jest pora dnia gdyż niebo zakryte było gęstymi szarymi chmurami. Przemieszczając się jaskiniami całkowicie zatracił poczucie czasu.

-Wyszliśmy od zachodniej strony- stwierdził Edar jakby wyczytując pytanie z myśli krasnoluda. - Widzicie ten szczyt przed nami? Ten wznoszący się z wypłaszczeniami na podobieństwo schodów. To pewnikiem są Boskie Stopnie zwane teraz Diablimi. Na szczycie wznosi się spaczona kaplica Turoniona... Fort leży po wschodniej stronie gór. Gautlandie najlepiej byłoby obejść od południa - mniej demonów i bliżej do fortu, ale przejście prowadzi nas na północ... Zejdźmy nim, a na dole poszukamy schronienia. Niedługo będzie zmierzchać.

Dopiero po wyjściu na skalną półkę Hunmar zobaczył o jakim przejściu mowa. Wąskie stopnie wyżłobione krasnoludzką ręką w litej skale Gautlandii. Pewności co do pracy jego ludu kapłan nabrał po zmierzeniu wysokości przejścia. On mógł iść wyprostowany. Mężczyźni musieli się garbić by nie uderzyć głową w skalny nawis.

Zejście do kotliny pomiędzy górami zajęło grupie dwie godziny. Zaraz przy ostatnim stopniu w skale wydrążono większe pomieszczenie niby ganek a w jednej ze ścian znajdowały się drewniane nienaruszone drzwi - dom piastuna świątyni. W środku nikogo nie było, ale panował też tutaj niesłychany porządek. Stół, krzesła, zamknięte szafy, półki z zakurzonymi księgami - wszystko na swoim miejscu. Kamienną podłogę pokrywał zdobiony dywan a na ścianach wisiały święte obrazy przedstawiające świetlistą postać przemierzającą ciemne tunele. Wszystko to wyglądało jakby piastun opuścił to miejsce ledwie przed paroma dniami i to nie w pośpiechu. W pomieszczeniu znajdował się nawet kominek z ułożonym drewnem opałowym. Dla podróżników to miejsce było niczym zbawienie.

Sprawdzili dokładnie całe pomieszczenie i nie znaleźli śladów zagrożenia, więc postanowili spędzić w nim noc. Mrok zapadł bardzo szybko. Edar rozpalił ogień - nieduży - wystarczający by się ogrzać i roztopić nieco śniegu, ale nie przyciągać niepotrzebnej uwagi. Hunmar w jednej z szafek znalazł ususzone i zmielone liście ziela rumiankowego z którego naparzyli rozgrzewający wywar. Cała grupa dysponowała również suchym prowiantem dzięki czemu udało im się zaspokoić pierwszy głód.

-Trzygodzinne warty- zaczął Nedar rozkładając się na dywanie przy kominku. -Pierwszy Hunmar, potem Ty- kiwnął głową w kierunku brata, -a na końcu ja. Korzystajcie ile możecie ze snu. Musimy jutro ruszyć skoro świt jeśli chcemy dotrzeć do fortu przed zmrokiem... a i tak nie wiem czy nam się to uda.

Głowa opadła kapłanowi na pierś i to go otrzeźwiło. Spał? Jak długo? Zmęczenie po długim dniu dawało się we znaki. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nie zauważył zagrożenia. Drewno w kominku paliło się tak samo jak parę minut wcześniej. Ile minęło? Godzina? Pół godziny? Musi się czymś zająć bo nie dotrwa do końca zmiany w przytomności. Zaczął krążyć po pokoju, ale jego ciężkie kroki sprawiły, że śpiący mężczyźni zaczęli ruszać się niespokojnie. Krasnolud przystanął więc przy półce z księgami i zaczął przeglądać tytuły. Znalazł dziennik świątynny, wyciągnął gruby tom, przeniósł na stół, zdmuchnął z niego kurz i zaczął czytać.

Księga traktowała o losach świątyni. O pierwszym piastunie który będąc górnikiem został ocalony od zasypania przez samego Kiriego. O tym jak budowano i wyposażano świątynię. O odprawianych raz w miesiącu nabożeństwach i nielicznych pielgrzymkach. Ostatni piastun był czwartym z kolei - gnom imieniem Zurl. Kopalnia w której pracował pierwszy już dawno nie funkcjonowała, ale świątynia miała się dobrze. Aż do początku 52 roku naszej ery. Ostatnie linijki głosiły: "Coś stało się na zachodzie. Chmury zapaliły się czerwonym ogniem. Czuję zło lejące się z nich niby krwawy deszcz. Ruszam do świątyni pilnować wejścia. Mam nadzieję, że moje przeczucia się nie sprawdzą..."

Hunmar wzdrygnął się czując na ramieniu uścisk dłoni. -Już czas- powiedział Nedar.

Szare ściany pokryte czerwoną łuną. Krzyk... przerażenia... mobilizacji... Biała postawna sylwetka w drzwiach. W prawej ręce topór, w lewej tarcza. Symbol Turoniona. Wyciągam do niego ręce. Nie chcę żeby szedł. On kręci głową. Czerwona łuna sięga jego stóp. Powoli go pochłania. Zabiera go ode mnie. Krzyk... walka... odgłosy... metal o metal... metal o skałę... metal o łuskę... Czerwona łuna pełznie do środka. W moim kierunku. Chcę uciec ale nie mam dokąd. Jest wszędzie. Ciężkie stopy szurają o kamień. Zbliżają się... Szurają coraz głośniej... Jest za mną.

Krasnolud zerwał się na równe nogi. W głowie cały czas słyszał szuranie. Oblany potem próbował sobie przypomnieć gdzie jest. Świątynia? Dom piastuna... Kareliny. Gautladnia. Przez szpary w drzwiach do pomieszczenia wlewało się światło poranka. Szuranie nie ustąpiło. Dochodziło zza drzwi. Kapłan rzucił się biegiem i przyparł do drzwi szukając szpary przez którą mógłby wyjrzeć na zewnątrz. Serce uspokoiło się gdy zobaczył Edara zamiatającego miotłą śnieg sprzed wejścia do domu.

Hunmar wyszedł na zewnątrz i przywitał się z nim skinieniem głowy.

-Nie śpisz już? To dobrze. Najwyższy czas ruszać. Obudź Nedara i przygotujcie się do drogi. Ja spróbuję znaleźć dalszy fragment ścieżki.

Zostawili za sobą dom piastuna w porządku w jakim go zastali. Być może ktoś jeszcze skorzysta z jego gościny. Ścieżka prowadziła na północ, ale szybko skręciła na zachód... W kierunku Morlis. W kierunku Wieży. W kierunku domu. Drobny śnieżny puch szybko ustąpił w miarę jak obniżali wysokość i teraz leżał gdzieniegdzie pokrywając krajobraz białymi plackami. Niektóre widoki wydawały się krasnoludowi znajome. Gdzieś w tych okolicach znajdowała się kopalnia w której pracował jeden z braci jego ojca. Na pewno go odwiedził... raz... może dwa razy...

Około południa dotarli na szczyt z którego rozciągał się widok na płaskowyż Morlis i Mroźne jezioro. Przed nimi nie było już wysokich wzniesień. Znaleźli się na granicy wschodniego pasa Karelin. Droga którą szli do tej pory podążała dalej na zachód. Grupa musiała odbić teraz na południe aby dotrzeć do fortu i oddalić się jak najbardziej od Wieży. Obrzeża drogi porośnięte były gęstą kosodrzewiną i znalezienie pośród nimi ścieżki zajęło im trochę czasu. Wreszcie Nedar wskazał na coś co mogło kiedyś być bocznym szlakiem lub było wydeptanym przez zwierzęta traktem. Z nadzieją w sercach jeden za drugim podążyli wąskim przejściem.

Ścieżka wiła się miedzy skałami i kosodrzewiną, wznosiła się to znów opadała, niknęła na skałach by po paru chwilach pojawić się znów między krzewami. Podróż nią zajmowała grupie znacznie więcej czasu niż zakładali. Zmierzch zbliżał się niemiłosiernie. Edar zaczął już rozglądać się za osłoniętym od wiatru miejscem w którym mogliby przeczekać noc. Tym razem jednak to Nedar znalazł odpowiednie miejsce. Stojąc na wysokiej skale obok ścieżki wskazywał z radością palcem na szczyt pobliskiej góry.

-Jest tam! Widzicie?!

U szczytu wznosił się potężny mur obronny z wbudowanymi w niego basztami. Wewnątrz niego wznosiła się wysoka wieża. Widać było również zarys zamku. Zamku Orlej Straży.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 14 wrz 2018, 10:53
autor: Callisto
Zapapraną licznymi górkami fortecę zasnuwał dym lub mgła. Hunmar, szklisto blady, z zamkniętymi oczyma, siedział pod zwisającymi ze skały długimi soplami, unieruchomiony, lekko pokryty śnieżnym puchem, gdy ktoś zawołał głośno. Jego zmierzwione włosy z białymi strąkami lodu roztrzęsły się na boki, a zwisające z brwi, warg, z rzęs sopelki opadły. Kurniawa wyła i świstała. Lecz żaden mróz nie mógł zgasić płomienia radości mężów na widok fortu Orlej Straży.

Zerwali się szybko, zbierając wszelkie niezbędne manele. Edar wyrżnął głową o ścianę. Bibeloty z wora wysypały się na ziemię. Nie gościły tam jednak nazbyt długo. W pocie czoła zbierał je, niczym zabłąkane w lesie dzieci po odnalezieniu krzewu soczystych, różowych malin. Nie było czasu do stracenia. Pogoda w górach bywała zmienna. Musieli czerpać z jej przychylności teraz.

Południe spłynęło na górską ścieżkę skwarem górującego słońca i duchotą, a ciemna jeszcze do niedawna dróżka jak jedeit gładź jeziora zapłonęła złoto, rozbłyskała refleksami. Odbite od tafli zmrożonego śniegu raziły w oczy. Hunmar musiał przysłonić je dłonią, odbity blask oślepiał, odzywał się bólem w źrenicach i skroniach.

Szczyty wzgórków zdobiły kromlechy i dolmeny. Ich widok przypomniał Hunmarowi Turon, te góry, przy których uczył się, czym jest magia. Ależ to było dawno. Całe wieki temu...

Jeden z mężów krzyknął. Krasnolud spojrzał w kierunku, który wskazał. Nim jeszcze zdążył skonstatować, że osłonił ich cień wieży z wnętrza fortu, krzyknął drugi mężczyzna. Hunmar stanął dęba, gdy wielkie wrota podniosły się, wznoszone na solidnych, grubych czterech łańcuchach. Nedar i Edar pobiegli przed siebie, wrzeszcząc i chichocząc. Wartko poklepując się z innymi braćmi Orlej Straży. Za ich krokiem podążył Hunmar, skąpany w cieniu wyższych wojowników. Podnieceniu nie było końca. Coraz więcej strażników zbierało się dookoła, dopytując o - zapewne - intrygującą przygodę - powód ich nieobecności. Wtem z kamiennej balustrady sztywno nieodłączonej od wewnętrznej strony muru dobiegł szmer. Wszyscy, bez wyjątków, odwrócili się w tym kierunku. Wzniesione w górę spojrzenie niziołka pozwoliło mu ujrzeć parę idealnie brązowych, skórzanych kozaków z niewielkim obcasem. Stąpały z gracją, mimo to stanowczo, po stopniach. Hałasy, szepty oraz wcześniejsze śmiechy odeszły raptem w zapomnienie. Można rzec, że rozbestwieni chwilę temu strażnicy stali na baczność lub przynajmniej tak to wyglądało oczyma krasnoluda. A gdy podniósł wzrok jeszcze wyżej, ujrzał wtem nią. Drobną osóbkę w srebrzysto-niebieskim uniformie, otulonym niewielkimi tarczkami wraz z metalami. Na ramieniu miała żelazny, idealnie wypolerowany, symbol orła, którego metaliczne pióra ciągnęły się aż po szyję. Długi kołnierz pod samą brodę z niewielkim rozwarciem po środku na krtani. Oślepiła go para głębokiej zieleni. Piękne, duże, lekko skośne szmaragdowe oczy o przenikliwym spojrzeniu. Otulone czarnymi brwiami na iście bladej, mocno napiętej skórze z licznymi pajączkami i piegami. Na licach nosiła dwie, może trzy blizny. A mimo to była piękna. Chociaż nie miała wielu włosów. Resztki przerzedzonych piórek o kolorze wyblakłego ciemnego blondu. Jakoby kiedyś pałały życiem, zaś dziś dzień nie chciały odrastać i brakowało im wigoru. Miała też spiczaste uszy - elfka!

- Co tu się dzieje? - rzekła, opuszczając ostatni ze stopni.

- Admirał Surana - Nedar pochylił czoło z jednoczesnym przyciągnięciem dłoni do klatki piersiowej. Oddał jej hołd, jak i reszta zebranych. Potem zaczął składać raport, chociaż ton miał niepewny:
- W górach Gautlandia napotkaliśmy na demony, które...

- Kapitanowi złożysz meldunek - przerwała z wymuszonym uśmiechem admirał Surana, poprawiając umocowany na plecach kostur.

- Tak jest! - potaknął mężczyzna.

- Kogo przyprowadziliście? - wyjrzała za ramię blondyna, dopatrując krasnoluda.

- Spotkaliśmy go w górach. To jest...

- Jest magiem! - przerwała ponownie tym razem bez uśmiechu. Wielka zieleń z oczu buchnęła tłumionym podnieceniem. Wyczuła go.

- Przedstaw się - dodała po chwili.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 17 wrz 2018, 11:47
autor: Hunmar
Widząc znajomy kształt budowli mężczyźni ruszyli ścieżką niemal biegiem. Krasnolud ponownie miał problemy z dotrzymaniem im tempa. Przemieszczali się ścieżką, która nie przestawała wić się między pagórkami i skałami. Fort zdawał się wznosić cały czas w tej samej odległości ni to przybliżając ni to oddalając się od podróżnych. Gdyby pójść w prostej linii pewnie dotarli by do niego w godzinę, a tak klucząc droga wydłużała się niemiłosiernie. Hunmar szybko opadł z sił i teraz patrzył jedynie pod nogi uważając by nie potknąć się o wystające głazy i korzenie. Jedynie raz na jakiś czas spoglądał na wojaków upewniając się, że są cały czas w zasięgu jego wzroku.

O bliskości bramy zorientował się dopiero gdy wpadł na Edara. Mężczyzna stał pod drewnianymi wrotami oczekując odpowiedzi na sygnał i otwarcia przejścia. Nastąpiło to po krótkiej chwili a mężczyźni z nieukrywaną radością wbiegli na dziedziniec.

Krasnolud szedł wolniej podziwiając kunszt swoich pobratymców. Grube kamienne mury stanowiły poważną osłonę. Wysokie baszty z których mógł lać się nieprzerwany deszcz strzał i bełtów pokrywając oddziały przeciwników. Twierdza wyglądała na iście niezdobytą. Na szeroki plac przed nim otwierały się drewniane chaty przyklejone plecami do murów. Domy, magazyny koszary... Hunmar zauważył również karczmę... Plac za bramą wypełniony był ludźmi. Przyjaciele oblegli Edara i Nedara niczym stado much ciesząc się, wypytując, gratulując i pomagając.

Wtem nagle wszystko ucichło a wojownicy stanęli na baczność wpatrując się w niedużą drewnianą budowlę na blankach, wybudowaną przy największej murowanej baszcie. Z niej w ich stronę szła... kobieta... i to jeszcze elfka... Ubranie i fryzura typowo męska nie potrafiły przykryć charakterystycznych kobiecych krągłości, które tak odróżniają obie płcie.

Hunmar słysząc słowo "Admirał" z ust Nedara otworzył szeroko oczy. Kobieta dowódcą fortu? Jakim sposobem ci mężczyźni się na to godzą?

Stosunek kapłana do kobiet był powszechnie znany wśród przedstawicielek płci pięknej, które miały z nim kontakt. Szorstki, nieprzyjemny, gbur - to łagodniejsze określenia którymi go określano. Starczy powiedzieć, że miał staromodne podejście do kwestii ich niezależności. Młode kobiety w mniemaniu krasnoluda powinny rodzić i wychowywać dzieci. Starsze udzielać się społecznie w szpitalach, opiekować się mężami i rodziną. Wojaczka powinna być domeną tylko i wyłącznie mężczyzn.

Gdy "Admirał" podeszła do niego i zadała mu pytanie Hunmar skłonił się przesadnie i zaraz się wyprostował.

- Pani... Mag to za dużo powiedziane. Jestem tylko skromnym kapłanem Sulona, Boga ELFÓW - powiedział z naciskiem patrząc na szpiczaste uszy kobiety. - Oferuję swoje usługi w zakresie leczenia i uzdrawiania zarówno ciała jak i duszy... Chciałbym... prosić... CIĘ... o strawę i suchy kąt aby wypocząć po podróży. Ja i moi... TWOI żołnierze przeszliśmy wiele przez ostatnie dni.

Kończąc to zdanie pokłonił się ponownie niemal czołem dotykając stóp.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 20 wrz 2018, 10:48
autor: Callisto
Tytuł admirała, który nadano owej elfce był niezbyt trafnym posunięciem, przeto wielu upatrywało w niej głównodowodzącej osobistości za murami fortu. W rzeczywistości władzę sprawował młody kapitan o imieniu: Valencius Anderfel. Z drugiej strony admirał Surany nie okrzyknięto tym, kim była bez przyczyny. Za swoje zasługi na polu bitwy, a także nienaganną postawę i bezsprzecznie znamienite zdolności magiczne. Na barkach kobiety spoczywały różnorakie problemy dotyczące rekrutacji nowych członków, jakże planowanie wypraw i pomniejszych posunięć poza twierdzą Orlej Straży. Z tego tytułu stanowiła jedną z najważniejszych osób ugrupowania. Nieprzychylne szepty, jakich niemało w twierdzy, niosły na językach plotki, jakoby admirał Surana czyhała na stanowisko Valenciusa. Chociaż ci bardziej zaznajomieni oficjalnie potępiali blagierstwo. Według nich, Suranna była trzecia, a nawet piąta w kolejce do przejęcia władzy. Wyprzedzona przez przybocznych wojowników oraz starszych strategów kapitana, nie mogła liczyć na najwyższą promocję w przypadku odejścia Anderfela. Wiele się o tym mówiło i wiele głosów dochodziło. Zależało, gdzie przyłoży się ucho. Zaś, gdzie leżała prawda? Tego nie wiedział nikt.

Bez zbędnych ceregieli, Hunmara oddelegowano do jednej z pomniejszych komnat w pierwszym okręgu. Krasnolud nie przekroczył drugiego muru i w nim bramy. Nie wszedł do zamku ani obszaru, gdzie stała najwyższa z budowli fortyfikacji — wieża. Posłano go do drewnianej chatki o trzech piętrach. Każde coraz węższe, tak jakby budowana na wzór piramidy. Na drugiej kondygnacji, w pokoiku miał niewielką misę w wodą, którą mógł ogrzać w wiadrze nad kominkiem. Jedynym kamiennym tworem tejże cherlawej konstrukcji. Poza tym czekało na niego posłanie i czysta pościel. W jednej okiennicy wisiała nawet firana z lśniącego płótna koloru brąz. Na samym dole, tuż po zejściu ze schodów grubsza gospodyni przygotowywała posiłki. Pół bochenka chleba wraz z misą gorącej strawy. Gulasz z kozicy. Rogatych ssaków było aż nadto w górach i chociaż wielu uważało je za zwierzynę niemalże świętą — niegdyś oddawano im cześć. Surowy klimat, trudne czasy oraz dziesiątki mord do wykarmienia zmuszały borowych do sięgania po każdy rodzaj mięsa. Zdolnego do przygotowania i spożycia.

Kolejnego dnia na dole powitano go tym samym posiłkiem. Kolacja czy śniadanie, tutaj było to bez znaczenia. Liczyło się napełnienie bebechów i sprawowanie warty. Wypełnienie ślubów — oddanie swego życia walce z demonicznymi istotami oraz siłami ciemności, jakie nawiedziły ziemie północy. Nim zdążył odebrać ciepłą potrawkę, wręczająca mu kubek kompotu z bulw dziwnych niebieskich kwiatów, które tutaj hodowali w ogródkach. Gospodyni przekazała, iż pani admirał oczekuje jego osoby na basztach.
[img]https://78.media.tumblr.com/989079b658a ... o2_500.gif[/img] Długo zastanawiał się w jaki sposób dotrzeć na szczyt tychże wysokich murów. I długo mu to zajęło. Wiele przeplecionych ze schodami drabin nie stanowiło najdogodniejszego środka transportu dla krasnoluda. W pocie czoła musiał pokonywać kolejne stopnie, aż w końcu przez klapę w podłodze wciągnął się na równą powierzchnię muru. Otoczonego od zewnątrz krenelami. Przy jednym z nich stała admirał Surana, wpatrzona w mgłę niosącą się nad górami.

Jesteś — odparła spoglądając przez lewe ramię. — Już myślałam, że przymarzłeś do tego łóżka. Nedar i Edar złożyli raport kapitanowi. Niewiele z tego rozumiem, dlatego chciałabym usłyszeć twoją wersję wydarzeń. Jak i dowiedzieć się. Kim jesteś, a także skąd czerpiesz swoją moc? Bo chociażbyś unikał tego określenia, drzemie w tobie magiczna siła. Jesteś magiem, których tutaj niewielu zostało.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 21 wrz 2018, 12:58
autor: Hunmar
Przyjął lokum z wdzięcznością. Mógł liczyć na chwilę wytchnienia, spokoju i solidnego wypoczynku po ostatnich godzinach szaleństwa. Nieduży pokoik w zupełności mu wystarczył, ponieważ miał wszystko czego mógł potrzebować skromny kapłan. Łóżko z czystą pościelą, mały stoliczek na którym leży miednica, kominek z zapasem drew i wiadro wypełnione zimną wodą. Hunmar położył swoje toboły oraz młot u wezgłowia łóżka, obmył ręce i twarz w niedużej ilości zimnej wody po czym zszedł na parter budynku.

Na dole czekał go posiłek i to nie byle jaki... Ciepły! Pierwsza ciepła strawa od bardzo długiego czasu. Ostatni raz taki posiłek spożywał chyba w Turonie. W czasie podróży do Gautlandii bali się rozpalać ognień by nie sprowadzać na siebie niepotrzebnego zainteresowania a w jaskiniach nie było na to po prostu czasu. Gospodyni podała przepyszny gulasz z kozicy. Dla wyznawców Turoniona zwierzę to było święte - aż do momentu pojawienia się Wieży. W czasach wiecznego niedostatku nikt już nie zwracał uwagi na takie konwenanse - nawet kapłan. Tym bardziej, że Turonion nie znaczył już dla niego wiele.

Przy stole panowała cisza, mimo tego, że posiłek razem z kapłanem spożywało kilku innych mieszkańców fortu. Każdy skupiał się tylko i wyłącznie na swojej własnej misce. Jedyne słowa wypowiadane były przez gospodynię, która podchodząc do każdej osoby pytała czy czegoś nie potrzeba. Sytuację taką można by nazwać szacunkiem dla posiłku lub nawet dobitniej - kultem. Próżno by było szukać takiego obrazka na południe stąd w Keronie czy na Archipelagu. Kiedy czegoś ci brakuje doceniasz bardziej, gdy to dostaniesz.

Po skończonym posiłku krasnolud wrócił do swojego pokoju na piętrze. Ze swojej torby wygrzebał małą książeczkę, otworzył ją na zaznaczonej stronie i ukląkł przy łóżku.

-Sulonie! Błogosławiony jesteś pośród wszystkich bogów i błogosławione są twoje dzieci! Ty który władasz przyrodą dając życie roślinom i zwierzętom. Ty który budzisz powietrze rozsiewając wokół ziarenka życia. Bądź Pochwalony! Ześlij na swoich wiernych mądrość. Ześlij im siłę. Ześlij im wiarę. Sulonie! Bądź błogosławiony ponad wszelkich bogów!

Zamknął książeczkę i położył rękę na okładce. Słowa tej modlitwy zawsze wypełniały go mocą. Czuł jak włosy na cały ciele stają dęba niemal iskrząc błyskami energii. Oddychając powoli przez kilka minut klęczał w bezruchu próbując tą siłę okiełznać, upakować ją w sobie. Tak by w razie potrzeby mógł z niej czerpać, lub uwolnić jej potęgę w całości.

Gdy wreszcie poczuł spokój w duszy, wstał i otrzepał ręce zrzucając z nich resztki mrowiącego uczucia. Następnie rozpalił w kominku i powiesił na nim wiadro z resztą wody. Ściągnął z siebie pas a następnie zdjął szatę kapłańską. Pierwotnie biała teraz bardziej szara, w kilku miejscach poprzecierana a nawet nadpalona. Tylko symbol zielonego liścia na piersi i plecach - znak wiary Sulona - prezentował się nienagannie.

Kapłan zmienił szatę przebywając w Turonie. Starą oddał do świątyni Turoniona. Mimo wszystko nie chciał jej palić ani wyrzucić na śmietnik. Nową musiał zlecić do uszycia. W całym mieście nie było świątyni poświęconej jego Bogu. Znalazł jedynie zaniedbany święty gaj który próbował odtworzyć. Założył przy nim szpitalik będący zarazem miejscem kultu gdzie na postumencie ustawił figurkę Sulona podarowaną mu kiedyś przez Mordreda. Zostawił to wszystko w dobrych rękach i miał nadzieję, że jest nadal dobrze prowadzone.

Woda w wiadrze się nagrzała. Kapłan przelał ją do miski, rozebrał się do naga i zaczął obmywać zdrożone ciało.
Spoiler:
Sen przyszedł szybko. Tym razem spokojny i długi. Bez marów i innych sennych widów. Kapłan obudził się dobrze po świtaniu. Obmył twarz i ręce, ubrał się, przytroczył do pasa młot, który nadal posiadał symbole Turoniona - jedyne czego nie udało mu się w Turonie zmienić - i ruszył na śniadanie.

Przy posiłku gospodyni oznajmiła, że Admirał Surana oczekuje go na murze. Kapłan szybko skończył posiłek i ruszył na spotkanie. Wspinaczka na górę nie należała do najłatwiejszych. Krasnoludowie nie zbudowaliby czegoś takiego. Pewnikiem ludzie i elfy wprowadzili swoje "ulepszenia". Na szczycie spotkał panią admirał wpatrzoną w nie tak odległe szczyty. Ruszył powoli w jej kierunku.

-Pani - Krasnolud ukłonił się nisko. - Nie poznałaś wczoraj mojego imienia dlatego proszę cię wybaczenie. Widocznie długa droga i zmęczenie dało mi się za bardzo we znaki. Zacznijmy więc jeszcze raz: jestem Hunmar kapłan i pokorny sługa Sulona - zrobił pauzę. Zastanawiał się w którym miejscu zacząć opowieść. -Razem z grupą gnomów wyruszyliśmy z Turonu aż do Gautlandii z misją oczyszczenia świątyni Kiriego znajdującej się we wnętrzu góry. Niestety rozdzieliliśmy się a demony mieszkające wewnątrz stawiły nam zaciekły opór. Moi przyjaciele zginęli a ja ocalałem tylko dzięki pomocy Edara i Nedara. - Zrobił kolejną pauzę. Zastanawiał się czy wspomnieć o udziale Nedara w śmierci Selika, ale powstrzymał się. Bądź co bądź bracia uratowali mu życie i nie chciał by mieli problemy.

- Mam dług wobec tych gnomów i chciałbym powrócić w to miejsce i zwalczyć zło które się tam rozpanoszyło, ale sam nie dam rady. Chciałbym cię prosić o pomoc w tej sprawie - o użyczenie małego oddziału. Jestem pewien, że większą liczbą stawimy zdecydowany opór tarantallą.

-Pytasz skąd czerpię swoją moc? To proste. Z wiary w Sulona. Z codziennej modlitwy do Niego. To On mi ją przekazuje. On mnie nią codziennie wypełnia. Potrzebujecie magów bojowych? W tym wam raczej nie pomogę. Potrzebujecie kapłana i uzdrowiciela - tu na mnie możecie liczyć.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 22 wrz 2018, 9:30
autor: Callisto
Stała oparta bokiem o kamienne wzniesienie, trzymając się za ramię, póki całkiem nie ucichł i nie zgasł jego delikatny oddech. Mimo wszystko, choć strasznie chciała wejść mu w słowo, nie zrobiła tego. Pokornie wsłuchując się w każde wypowiedziane słowo — a było ich trochę. Coś przemknęło po murze, cicho, zwinnie niczym wielki czarny szczur. Głowa ze zmierzwionymi, przerzedzonymi włoskami zakołysała się, lokalizując źródło zamieszania. Nie był nim szczur, a najczarniejszy kruk. Ptactwo pocztowe wykorzystywane na północy do przesyłania wiadomości, kontaktowania się ze światem zewnętrznym. To dzięki nim właśnie Orla Straż była na bieżąco. Wiedzieli, gdzie warto wysyłać przedstawicieli. Skąd mogą pozyskać nowych rekrutów. Obyś żył w ciekawych czasach — przekleństwo epoki, w jakiej przyszło ci żyć. Ów czas świat skłaniał się ku wojnom, zmianom i rewolucjom. Niewątpliwie były to ciekawe czasy. Groźne, lecz dynamiczne. Ale ptak przemknął błyskawicznie, zniknął za kolumną, a potem widzieli go gdzieś nieopodal wielkiej wieży orlego fortu.

Szybko zwróciła wzrok po marmurowych schodach na taras z kolumienkami, a potem na krasnoluda.
Hunmar — podniosła na niego oczy, a w oczach tych była doza zdziwienia.

Nie jesteśmy najemnikami — dokończyła z westchnieniem. — Nie użyczamy oddziałów. Ale święta przysięga obliguje nas do walki z demonami i obrony tych ziem przed nimi. Jeśli to o czym mówisz jest prawdą. Demony dotarły dalej niż myśleliśmy. Przemieszczają się podziemiami, nie wiadomo jak daleko poszerzają wpływy.

W krótkim blasku tłumionego wysokimi chmurami słońca zdołał przyjrzeć się broni na plecach elfki, kiedy po raz kolejny zwróciła się do niego plecami. Zatapiając wzrok w oddalonych szczytach. Trzon był długi, prosty, lekko wygięty ku szczytowi. Rozszerzał się metaliczną falą, jaka otulała krańce wieńczącej oręż kuli. Obfitego klejnotu niczym jabłko w berle. Idealnie gładki, do znudzenia wypolerowany srebrzysty obuch, z którego emanowała burzliwa energia. A świadczyły o tym i niebieskie wężyki, które jak siatka pokrywały tę dorodną kulę.

Jeśli naprawdę pragniesz oczyścić to miejsce z plugawych sił i pomścić towarzyszy. Przyłącz się do nas. Inaczej nie będziesz mógł pomóc. Zapewnimy ci strawę, odzienie i edukację z naszych zbiorów. Trening, który przygotuje cię do walki, albowiem nie możesz wyruszyć z nami nieprzygotowany do walki — otwartą dłoń wyciągnięto. Krasnolud mógł przyjąć ofertę, by w przyszłości stać się członkiem Orlej Straży. Złożyłby wtedy śluby — kolejne. Oddać życie walce z plugawymi istotami lub wieść życie pustelnika, które tak dobrze poznał przez ostatnie lata.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 24 wrz 2018, 11:29
autor: Hunmar
Pani admirał stała zwrócona w stronę krasnoluda, wyciągając rękę w jego kierunku. Na jej plecach zalśniła kryształowa kula zwieńczająca szczyt kostura. Kilka chwil wcześniej krasnolud miał okazję przyjrzeć się dokładnie tej broni.

Kostur raczej nie był zwykłą laską bitewną choć w razie potrzeby pewnie mógłby nią być. Noga od stołu w razie potrzeby stanowiła całkiem nie najgorszą pałkę. Ale nie... Ta broń na pewno miała w sobie coś więcej. Surana parała się magią. To było pewne - inaczej nie wyczułaby jego mocy. Kostur ten musiał być zatem jakimś potężnym artefaktem. Różdżką, która na podobieństwo soczewki, wzmacniała zaklęcia maga stanowiąc przedłużenie jego ręki, lub sama w sobie posiadała zmagazynowaną moc, którą wykwalifikowana osoba mogła rozporządzać. Kapłan był ciekaw, ale nie na tyle by zadać kobiecie pytanie. Pewnie, prędzej czy później, będzie miał okazję zobaczyć ją w akcji... Dla mieszkańców fortu lepiej by nastąpiło to później...

Krasnolud nie zastanawiał się długo nad propozycją Pani Admirał. Walka z demonami od zawsze była jego powołaniem, ale też od zawsze wiedział, że samotnie nie będzie w stanie stawić im czoła. Twierdza Orlej Straży była dla niego niemal wymarzonym miejscem. Kapłan uścisnął dłoń Surany... delikatnie... w końcu to kobieta.

- Chętnie przyłączę się do dzielnych żołnierzy stawiających odpór mrocznym siłom z Morlis. Jeśli mogę o coś prosić to chciałbym przejąć opiekę nad waszym lazaretem. Chciałbym też przejrzeć wasz zbiór leków i ziół. Byłbym również wdzięczny za miejsce w którym mógłbym urządzić kaplicę.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 27 wrz 2018, 17:32
autor: Callisto
W ciągu siedmiu miesięcy, podczas których krasnolud Hunmar nie na próżno dzielił się swą medyczną wiedzą z prymitywnymi znachorami, poznano go jako uzdrowiciela i medyka. Tak go też nazywano. W pierwszym okręgu zajmował ten sam pokoik, w którym przyszło mu spędzić pierwszą noc. Nieopodal tejże leciwej drewnianej gospody był zaułek znachorów. Przyprowadzano tam rannych strażników, jak i mieszkańców fortu o najróżniejszych dolegliwościach. Leczono bóle brzucha, wysypki — wynikające często z braku zachowania odpowiedniej higieny — złamania przy pracy nad murem. Ale i walczono z północną gorączką, krwawą dusznością czy odbieraniem, jakże trudnych, porodów. W siedzibie medyków — zaułku znachorów — pracował Hunmar, cztery dosyć młode kobiety rasy ludzkiej. Nieuzdolnione magicznie, mimo to zdolne szwaczki, jakie zszywały rozciętą skórę niczym cerowane skarpety. Kilku chłopów do pomocy przy amputowaniu kończyn. Jeden elf, także mag. Dwóch szamanów, o czym początkowo świadczył ich akcent. Potem historie, które usłyszał. Pochodzili bowiem z Thirongadu — twierdzy barbarzyńców. Znali się na prymitywnej magii, wykorzystując żywioły do leczenia najprostszych ze schorzeń.

Tak więc w siedzibie medyków na stałe spotykano osiem osób. Parali się szeroko pojętą magią uzdrawiania, a także przechodzącymi z pokolenia na pokolenie technikami medycznymi.

Obecnie trwała budowa pierwszej za murami kaplicy. Wokół jej podstawy leżały przycięte bloki piaskowca i szarej skalnej okładziny, ale na drewnianym rusztowaniu nie pracowali kamieniarze. Izbę wznoszono na palach, okładając od boków deskami. Spiczasty daszek był prawie skończony, brakowało kilku fragmentów. W środku zaś panowała pustka, którą mógł wypełnić kapłan tym, co oferował fort.

Poza doglądaniem pracy budowniczych, krasnolud zobligowany był do odbywania żmudnych treningów. A te nie należały do najprzyjemniejszych. Nie były też jego mocną stroną. Jednak za murami Orlego Fortu, musiał podporządkowywać się woli bardziej doświadczonych, o ile naprawdę pragnął wstąpić w szeregi straży. Ćwiczono bloki, uderzenia. Bójkę w stójce, a nawet jak poderżnąć szybko gardło. Czasami hartowano ich w górskich marszach lub zarzucano partią pompek bądź morderczych przysiadów z kłodą na barkach. Hunmar czuł jak rozwija się — powoli — fizycznie. Młot nigdy nie był tak lekki, a chodzenie po schodach nie przychodziło z taką łatwością. Dlatego mógł bez problemów wspinać się na wysokości, gdzie zlokalizowana była biblioteka. Tam też przesiadywał często, analizując zbiory w wieży w drugim okręgu. I mimo że awansował w hierarchii, nie dostąpił zaszczytu infiltracji zamczyska. To zarezerwowane było wyłącznie dla pełnoprawnych członków ugrupowania. Czas nominacji nadchodził nieubłaganie, lecz czekało go jeszcze sporo pracy.
*** Był pogodny dzień, więc Hunmar udał się za fort, gdzie kontemplował pośród niskich górskich drzewek o swojej przyszłości. Słońce prężnie tętniło blaskiem na nieboskłonie. Oparty o drewniany kołek, lawirował nad świeżo spisanym pergaminem, gotowym do skorygowania. Jeden ze znachorów próbował uściślić przepis na maść hamującą rozwój "wysypki z brudu" zwanej za murami "brudnicą". Kiedy ostatnio rekrut John skarżył się na nią, objawy pojawiły się kolejno u jednej czwartej populacji straży. Nie mogli do tego więcej dopuścić. Mimo swego skupienia nad kawałkiem papieru, coś odciągnęło uwagę krasnoluda.

Na horyzoncie ujrzał kołyszącą się na grzbiecie barana postać. Słońce padało prosto na nią, toteż nie mógł określić więcej niżeli postury nadjeżdżającego. Zbliżył się, a wtem zwierze prychnęło i stanęło, jak wryte.

Sol Mhyr przybył ze wschodu.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 28 wrz 2018, 13:44
autor: Hunmar
"Korzeń Fioletnicy zebrać jesienią, gdyż tedy sokiem najwięcej spływa. Poszatkować dokładnie, do moździerza przełożyć i pracować nad nim długo a dokładnie. Sok odciśnięty odcedzić, w alkoholu rozpuścić i z łojem wymieszać. Wcierać dokładnie w krosty wszelakie, bandażem miejsce opatrując, by maść bez przeszkody działać mogła. Proces powtarzać rankiem i o zmierzchu przed spaniem a w trudnych i rozległych sprawach takoż i w południe."

Kapłan czytając pergamin zastanawiał się co w tym przepisie jest nie tak. Maść z Fioletnicy to znane remedium na zmiany skórne a jednak w przypadku brudnicy nie odnosi pożądanych skutków. Wysypka co prawda uległa ograniczeniu, ale nie chce ze skóry zejść w całości. Jak można ten przepis zmodyfikować? Odchylił głowę do tyłu, zamknął oczy i wypełniając płuca świeżym powietrzem pogrążył się w myślach.

Od pamiętnego uścisku dłoni minęło sporo czasu, ale zdawało się jakby to było wczoraj. Kapłan dostał pod opiekę dom medyków chociaż musiał się napracować by doprowadzić go do stanu nieurągającemu sztuce medycznej. Drewniany parterowy budynek od zewnątrz przypominał bardziej stodołę niż szpital a w środku nie było lepiej. Obszerne pomieszczenie trzeba było odpowiednio podzielić i do każdego pomieszczenia przydzielić odpowiednie funkcje. Mieli zatem izbę chorych gdzie na sześciu łóżkach leżały osoby o ciężkich schorzeniach i przypadłościach, dwuosobową niedużą izolatkę szczelnie oddzieloną od pozostałej części budynku, salę operacyjną nazywaną salą tortur, wyposażoną w ciężki dębowy stół z pasami służącymi do krępowania pacjenta, oraz laboratorium stanowiące oczko w głowie Hunmara.

Jak na odludzie w którym znajdował się fort szpital był bardzo dobrze wyposażony w medykamenty, zioła i narzędzia chirurgiczne. Najdłuższa ściana laboratorium wyłożona była w całości ususzonym zielem wszelakiego rodzaju przez co postronnej osobie potrafiło zakręcić się w głowie od zapachów. Na półkach stały słoje wypełnione korzeniami, bulwami, kwiatami, liśćmi i innymi dobrodziejstwami natury. Zalane czystym alkoholem, ukiszone lub zasypane solą stanowiły bazę do wytwarzania maści, olejów czy syropów. Na obszernym stole można było znaleźć wszystkie potrzebne narzędzia - od noży poczynając, przez moździerze i tłuczki, aż po metalowe garnki i szklane słoiki i fiolki. W rogu pomieszczenia znajdowało się również palenisko na którym można było zagotować wodę lub przyrządzić wywary.

Wszystko musiało znajdować w najwyższym porządku i Hunmar bardzo skrupulatnie tego pilnował. Utrzymanie ładu należało do obowiązków kobiet które kapłan mógł zatrudnić spośród mieszkanek fortu. Dziewki, których z imienia nie pamiętał (zawsze wystarczało zawołanie "ej ty"), miały również opiekować się chorymi a dwie zdolniejsze pomagały w trakcie operacji. Krasnolud przyuczał także najstarszą z nich w położnictwie by mogła odbierać poród bez jego ingerencji. Oprócz kobiet w szpitalu pracował również mag - Elf imieniem Noran. Nie specjalizował się w lecznictwie, ale bardzo szybko się uczył.

Przed jego przybyciem dom medyka prowadzony był przez dwójkę szamanów Uratai. Niechętnie poddali się oni pod dyktando krasnoluda i mimo, że posiadają obszerną wiedzę związaną z wielowiekową tradycją nie chcą się nią dzielić z obcymi a już z pewnością nie z przedstawicielem znienawidzonej rasy. Hunmar pozwala im leczyć pacjentów po swojemu nie wtrącając się, ale obserwując z daleka. Mimo, że jego interwencja nigdy jeszcze nie była potrzebna to woli mieć na uwadze ich barbarzyńskie metody.

Dzień mijał za dniem w podobnym schemacie. Poranna modlitwa, posiłek, wizytacja w szpitalu, obowiązkowy trening walki (za którym Hunmar nie przepadał choć czuł, że jego sprawność fizyczna nigdy jeszcze nie była tak dobra), kąpiel, popołudniowy posiłek, kolejna dłuższa wizytacja w szpitalu, modlitwa przed kaplicą, posiłek wieczorny i sen. Choć plan ten czasami ulegał modyfikacjom ze względu na nagłe przypadki medyczne lub konieczność wypadu poza mury fortu to jedna jego część pozostawała taka sama - modlitwa w kaplicy.

Druga prośba skierowana do Admirał Surany również została wysłuchana - dostał pod opiekę nieduży drewniany budynek znajdujący się na dziedzińcu, który mógł przystosować na chwałę Sulona. Fort nie posiadał świętego gaju - nie było na niego miejsca, więc kapłan postanowił zrobić jego namiastkę właśnie tam. Wyruszając na wyprawy poza mury zbierał ostrożnie krzewy, byliny, małe drzewka a następnie sadził je w dużych drewnianych donicach na podłodze i ścianach kaplicy. Pomieszczenie nie posiadało żadnego ołtarza czy posążku. W centrum znajdowało się drzewko - największe jakie udało się Hunmarowi przytargać bez szkody. Światło słoneczne wpadało przez świetliki w dachu odbijając się od zielonych igieł i liści wypełniało pomieszczenie zielonym blaskiem. Tylko takie źródło światła mogło być miłe Sulonowi i kapłan wystrzegał się wszelkich źródeł ognia mogących zniweczyć całą jego pracę.

Raz w miesiącu, w dniu pełni Mimbry, kapłan odprawiał nabożeństwo na cześć Sulona. Najpierw uczestniczył w nim sam jeden ale z czasem pojawiało się na nich coraz więcej osób a kapłan czuł, że jego Bóg jest zadowolony.

Hunmar otworzył oczy. Jego myśli zeszły na niewłaściwe tory a niedługo trzeba będzie wracać do fortu. Kapłan po raz kolejny przyjrzał się tekstowi zapisanemu na pergaminie. Moździerz... czy o to chodzi? Rozgniatając korzeń uzyskują sok ale być może to nie jest dobry sposób jego pozyskania. Może lepiej będzie poszatkować go drobno, zalać alkoholem i poczekać aż ten wyciągnie sok w pełni. Proces może i dłuższy ale na pewno bardziej skuteczny.

Hunmar zabrał się za pisanie poprawek gdy nagle ze skupienia wyrwał go stukot kopyt. Klap, klap, klap... zbyt równomierny. Kapłan zerwał się na równe nogi, chwycił za pas ściągając młot i spojrzał w kierunku zbliżającej się postaci. Ktoś jechał na... baranie... Widok rzadko już spotykany w dzisiejszych czasach. Postura jeźdźca oraz zwierzę które ujeżdżał świadczyły, że jest to krasnolud... podróżujący sam?

Miał w pamięci zdarzenie które przeżył z Mordredem nad brzegiem mroźnego jeziora i zastanawiał się czy to co teraz widzi nie jest przypadkiem marą zesłaną przez demona. Nic o tym jednak nie świadczyło. Może się zgubił? Szuka pomocy? Zaryzykujmy.

Hunmar wyciągnął w górę rękę zwracając na siebie uwagę i przywołując jeźdźca.

-Co samotny krasnolud robi w tak niebezpiecznym miejscu jak to? - słowa zostały wypowiedziane gdy tylko jeździec znalazł się w odległości z której mógł je usłyszeć.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 30 wrz 2018, 20:53
autor: Sol Mhyrr
Fort, który Sol Myhr zobaczył w oddali podniósł go na duchu i dodał wiatru w żagle. Tam wreszcie może znaleźć się ktoś, kto wskaże mu właściwą drogę, a może już tam znajdzie cel swojej podróży - kapłankę Orsulę. Nawet jeśli nie, to przynajmniej porozmawia z kimś, kto ma materialne ciało, co już wydało mu się wystarczające na początek.
Krasnolud jechał na baranie i rozglądał się wokół, obserwował otoczenie i budynki, które powoli zaczynały go otaczać. W pewnym momencie, ze strony zupełnie przeciwnej niż akurat się patrzył, zawołał do niego głos, jednak jeszcze przez jakiś czas Sol nie widział do kogo mógłby należeć. Podjechał na baranie jeszcze parę metrów i wtedy zobaczył właściciela ów głosu. Ku uciesze kapłana, okazało się że to krasnolud. -Nie ma to jak ziomek spotkany w odległych krainach, gdzie nawet się nie marzyło o innym krasnoludzie. - pomyślał, gdyż spodziewał się bardziej zobaczyć ludzi. Nie zatrzymał więc się, powoli podjeżdżał coraz bliżej.

-Witaj, ziomku. Szukam kogoś, ale o tym nie chciałbym krzyczeć na całe gardło. Jakbyś tylko dał schronienie wędrowcowi znużonemu podróżą, wszystko chętnie Ci opowiem. - Podjeżdżając, bliżej i bliżej, zauważył, że krasnolud który do niego krzyczał ma założone na siebie szaty kapłana, co jeszcze bardziej podniosło go na duchu. kolejne parę metrów dalej zauważył dwuręczny młot, który tamten dzierżył. Nie zaniepokoiło go to, ale podniósł puste ręce w geście dobrej woli, zatrzymał się i zsiadł z barana.
- Nie mam złych zamiarów, mógłbyś mi opowiedzieć coś o tym miejscu? - spytał i zdjął z głowy kaptur.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 01 paź 2018, 11:21
autor: Hunmar
Jeździec zbliżył się i Hunmar mógł mu się przyjrzeć z bliska. Postura ewidentnie wskazywała rasę krasnoludzką - niski wzrost, szerokie bary. Widoku dopełniała długa brązowa broda misternie zapleciona w warkocze. Na białej szacie odznaczał się duży znak Turoniona. Były czasy gdy Hunmar z dumą nosił identyczną szatę. Te czasy dawno już minęły. Bielmo zeszło z oczu.

Krasnolud przytroczył młot do pasa i podszedł do jeźdźca. Poklepał barana po szyi i wyciągnął rękę do jeźdźca w geście powitania.

- Witaj, witaj! Oczywiście. W Forcie Orlej Straży znajdzie się miejsce dla każdego wędrowca. - Hunmar wskazał ręką w kierunku muru wyrastającego na wzgórzu nieopodal. - Pytasz czym jest Orla Straż? Jesteśmy zgrają przybłędów, których losy związali Bogowie. Każdy z nas znalazł się tu z innego powodu, ale wszyscy jesteśmy związani przysięgą walki z demonami i wszelkim innym plugastwem które wypełzło z Wieży. Możesz znaleźć pośród nas krasnoludów z Turonu, barbarzyńców Uratai, ludzi z Salu i z Keronu... Zawsze prowadzimy nabór i przyjmiemy każdego. Będziemy radzi jeśli zostaniesz z nami dłużej... Czuję, że moc Turoniona jest w tobie silna a magów i kapłanów zawsze u nas brakuje.

Nawet osoba niewprawiona w magii mogła poczuć wokół jeźdźca mocną zimną aurę. Hunmar czuł ją wyraźnie mimo, że jego rozmówca w żaden sposób z mocy nie korzystał... a przynajmniej nie w widoczny sposób. Turonion znalazł sobie nowego ulubieńca.

- Szukasz kogoś, powiadasz. Na tym pustkowiu zajdziesz tylko demony. Widzę, że podróżujesz ze wschodu. Najbliższe większe miasto na zachodzie to Salu, ale trudno będzie Ci się samotnie przedostać do niego przez Kareliny. Łatwiej byłoby zaciągnąć się na statek tam płynący z Turonu lub Qerel... To też kawał drogi, ale na pewno bezpieczniejszej. Wszystkie mniejsze wioski wzdłuż głównego traktu są zrównane z ziemią.

Krasnolud wrócił pod drzewo i zaczął zbierać swoje klamoty. - Wracam do fortu. Zabawiłem tutaj zbyt długo i zaraz wyślą po mnie straże. Ruszasz ze mną? A... wybacz, nie przedstawiłem się... Zwą mnie Hunmar. Jestem kapłanem Sulona.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 01 paź 2018, 14:23
autor: Sol Mhyrr
Sol Myhr odpowiedział na powitanie potrząśnięciem dłoni obcego krasnoluda i uśmiechnął się przy tym szczerze.

-Orla Straż powiadasz? Nie słyszałem, ale skoro walczycie z demonami to trzymacie się terenów, po których nie podróżowałem. Trzymałem się zwykle traktów na południe od Turonu. W te tereny zagnał mnie sen, wizja jak mniemam od samego Turoniona, ale o tym opowiem ci później jeśli łaska, bo historia ta może zająć trochę czasu. Może też będziesz mi w stanie pomóc w moich poszukiwaniach, może taka jest wola Turoniona. - dodał, gdy zauważył że na młocie obcego krasnoluda wyryte są znaki Pana Lodu.

Sol zauważył, że kapłan nie ucieszył się na imię boga, jego twarz jakby na moment stężała. Chwilę później podszedł do drzewa i zaczął się pakować a następnie się przedstawił.

-Miło mi Cię poznać Hunmarze. Ja jestem Sol, Sol Myhr, kapłan Turoniona. Chętnie ruszę z Tobą zobaczyć Twój fort. Załaduj rzeczy na mojego Skoczka, po co je dźwigać skoro idziemy w jednym kierunku?
- dodał z uśmiechem. Gdy spakowali rzeczy i powoli ruszyli w stronę bramy, Sol złapał lejce barana i zapytał:

-Jak Orla Straż radzi sobie w tak odludnym miejscu? Sam powiedziałeś, że najbliżej tu do pustkowi pełnych demonów, a okoliczne wsie zostały zniszczone. Nie słyszałem nigdy o was, więc Turon raczej nie wspomaga Was, ani militarnie ani finansowo. Raczej nie macie łatwego życia.

Po wysłuchaniu Hunmara, spytał jeszcze z zamyślonym wyrazem twarzy- Proszę bracie, nie weź tego do siebie, ale nie spotyka się zbyt wielu krasnoludów służących Sulonowi, a na twoim pięknym młocie widziałem zdobienia na cześć Pana Lodu. Stało się coś, że Turonion przestał ci być miłym?

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 01 paź 2018, 15:55
autor: Hunmar
Hunmar załadował na grzbiet barana torbę z którą się nie rozstawał a do juków przytroczył małe wiadro wypełnione czarną ziemią przeznaczoną do obsypania drzewek w kaplicy.

- Twierdza zawsze była samowystarczalna. Wśród naszych mieszkańców posiadamy rolników a przy murach uprawiamy nieduże poletka. Mamy łowczych, którzy polując na zwierzynę, dostarczają nam mięsa. Posiadamy kuźnie i wykwalifikowanych kowali... słowem produkty pierwszej potrzeby umiemy wytworzyć sami. Zdarza się nam wysyłać konne grupy do Salu lub Turonu po towary, ale robimy to rzadko ze względu na duże ryzyko. Zdarzało się, że wojownicy nie wracali co było dla nas zbyt dużą stratą.

Z każdym krokiem zbliżali się do fortu. Sol widział już wyraźnie drewnianą bramę stanowiącą jedyne wejście do fortu. Słysząc pytanie Hunmar na chwilę spuścił głowę i pogrążył się w myślach.

- Masz rację. Sulon utracił wielu wyznawców wśród elfów i ludzi a wśród krasnoludów nigdy nie miał ich zbyt wielu. To niedobrze, bo jest on przecież twórcą wszelkiej przyrody wokół nas i chociażby za to należy mu się szacunek. Sam dobrze wiesz, że gdy ludziom wiedzie się dobrze to odwracają się od bogów chwaląc tylko siebie za sukcesy. Do wiary wracają dopiero wtedy gdy zaczyna się w ich życiu dziać źle, ale wtedy może być już za późno. Północ wiele wycierpiała, ale ufam, że nie jest jeszcze za późno. Ufam że z pomocą Sulona uda nam się pokonać zło które się tu rozpanoszyło. Mieszkańcy tutejszych krain muszą tylko uwierzyć a ja jestem tutaj by tą wiarę z powrotem zakorzenić.

- Pytasz o Turoniona? Tak, w tej kwestii również masz rację. Tak jak Ty byłem kiedyś kapłanem Turoniona i uwierz mi, wypełniałem gorliwie jego wolę. Ale stało się coś... bardzo wiele... to co ode mnie chciał leżało w sprzeczności z moją moralnością. Może to dla Ciebie zabrzmieć jak świętokradztwo ale poznałem prawdę o naszym... Twoim Bogu i postanowiłem go odrzucić. Uważaj na swoje wizje Sol... Mogą zesłać na Ciebie cierpienie.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

: 05 paź 2018, 19:10
autor: Sol Mhyrr
-Zakorzenić, hehe - zaśmiał się Sol wskazując na worki z ziemią, które przed paroma chwilami ładowali na jego barana - Ciekawy dobór słów - dodał, szczerząc się, zaśmiali się wtedy obydwoje. Zaraz potem nastąpiło jednak wyznanie Hunmara o jego kapłaństwie, co odwróciło atmosferę o 180 stopni.

-Rozumiem, choć ciężko mi to słyszeć... - przytaknął Lodowy kapłan z zatroskanym wyrazem twarzy. - Widzę, że to dla ciebie trudny temat. Wspominałeś wcześniej, że brakuje wam magów i kapłanów. Tak się składa, że jestem oboma jednocześnie. Jestem kapłanem Turoniona, ale znam się też na magii leczącej. W Turonie zyskałem wprawę lecząc patrole, które zostały pobite w Tunelu, niestety, nie tylko przez demony ale także przez rabusiów. W tych ciężkich czasach krasnoludy zamiast się zjednoczyć, atakują siebie nawzajem chcąc się wzbogacić... - westchnął.

Gdy w końcu podeszli pod bramę, Sol spostrzegł, że jest otwarta, choć w pobliżu strażnik czujnie obserwował okolicę. W pobliskich wieżach zauważył kolejnych żołnierzy, każdy w podobnym, biało-niebieskim mundurze. Cały fort, jego mury, strzelnice i baszty idealnie wpasowywały się w górski krajobraz. Sol zastanawiał się, czy gdyby nie szukał fortu, w ogóle by go zauważył.