Podgórze bezimiennego pasma Stalowego Klifu

1
Wicher targał gałęzie częściej rosnących w miarę schodzenia w dół drzew. Stromizny - śmiertelnie zdradliwe - łagodniały. Zręby i rowy po wielu starciach odnajdywały konsensus. Wąska i zapomniana przez świat ścieżka śmielej ukazywała się spod wałów śniegu. Pewniej wyznaczała kierunek. Nie urywała się nagle, jak to zwykła uprzednio czynić. Nie przebiegała już tak niebezpiecznie blisko zbocza. Owszem, wiła się nadal, lecz teraz jakby powściągliwie. Co najważniejsze, nie skrywała już w sobie tak dużo ruchliwych kamieni czy podstępnych wyboi.

Jedynie aura, co rzecz jasna, nie trudno było przewidzieć, zmieniła się na gorsze. Upychane na nieboskłon chmury nabrały niepokojąco ciemnej barwy. Dworowała matka natura bądź domorosły czarodziej. Nadciągało coś, z czego nie powinni być zadowoleni zahartowani podróżnicy, zapaleni łowcy, a także fascynaci niecodziennych zjawisk pogodowych. Zaskoczenia nie powinny wywołać nawet pioruny towarzyszące śnieżycy. Ogarniająca okolice ciemność mogła zwiastować przybycie czegoś nienależącego do tego świata. Ostatecznie, ku zdziwieniu oraz konsternacji wszystkich, począł padać lekki, zwiewny puch. Wielkie płaty śniegu powoli, lecz systematycznie nakładały się na obecny już śnieg, strzeliste drzewa i głowy wędrowców. Widoczność diametralnie pogorszyła się.



Zamiarowali szukać, lecz mimo wszystko skończyło się na zawędrowaniu, zawędrowaniu coraz to dalej i dalej. Póki nie ujrzą niepokojących lub co najmniej niecodziennych widoków. Kropla krwi, którą spostrzegli poświadczała za domniemanym przebiegiem zdarzeń tudzież za właściwie obranym kursem. Potem była następna. Potem jeszcze jednak. A potem, dokładnie po czterech, ślad się urwał. Kluczyli zatem w dół, ku lasowi. Filas ręczył własną skórą, iż chodziło o las u podnóży góry.

Podróż zrazu zadręczała jedynie monotonią. Igor milczał. Milczeli też niewolnicy. Filas łypał wzrokiem na Telano. Telano odwdzięczał się tym samym. Kuce od czasu do czasu prychały ni to z nudy z przestrachu. Początkowo bać się nie było czego. Oczywiście prócz łatwości upadku ze zbocza wprost na najeżone zręby skał. Gdy jednak zagrożenie takowe przeminęło wtedy dopiero wędrówka stała się nieznośna.

Gdzieś na dole, kiedy powoli wkraczali w północe gęstwiny przywitał ich biały, pasiasty tygrys. Jednakże z oddali. Po za tym nie wyglądał na zainteresowanego tak łatwą zdobyczą. Bez wątpienia, gdyby tylko chciał, wykonałby parę susów, porwałby niewolnika w swą przeogromną paszczę i zapadłby z powrotem miedzy drzewa, a to wszystko nim czarownik wykonałby choć pół gestu. Zwierz zamiast tego popatrz. Popatrzył chwilę i znikł.


- Wielki bydlak - rzucił za nim Igor i już nie odezwał się więcej.

Postoje wypadły im cztery. Dwa na napełnienie żołądków oraz dla wytchnienia kucom. Dwa z powodu nieznośnych dolegliwości czarownika. Za pierwszym razem prychał tak przeraźliwie jakby miał zaraz skonać. Pluł krwią gdzie popadło. Na siebie, na wierzchowca, na niewolnika. W końcu wydobrzał. O dziwo - jak dało się wyczytać po lichach obserwatorów.

Drugie natarcie dolegliwości wyglądało jeszcze niebezpieczniej. Trapiony przeraźliwym kaszlem zmuszony był zejść z kuca. Nie zszedł, a spadł z niego. Nie bolała jednak rzyć, a (prawdopodobnie) płuca. Czuł jakby zaraz miał je wypluć. Pluł jednak krwią, ciemną i gęstą. Pod koniec zwymiotował, a skurcz żołądka nie pozwolił mu na rychłe ponowienie podróży. W obliczu potwornego obrazu Filas oraz Igor wygrzebali jakoby magiczne pierścienia i skłonni byli nawet na siłę wcisnąć swemu panu. Na palce rzecz jasna.

Po dłuższym czasie wrócili na szlak, acz padały głosy za powróceniem do Crucios Turinn. Śnieg sypał.
.

Re: Podgórze bezimiennego pasma Stalowego Klifu

2
Nie powiedział już nic na temat sprzeczki Filasa oraz Telano. Był jednak rozgniewany tą sytuacją i trudno mu było odzyskać ten dobry humor, który miał, gdy się obudził, mając nadzieję, że znajdą Uga oraz Jaira, a oni powiedzą im wszystko, odpowiadając na każde z pytań, które dręczyły Emperela. Zaśnieżone stoki poniekąd go zaskoczyły, gdyż w okolicach samej Wieży było delikatnie cieplej - szczególnie, gdy nadejdzie wiosna. Tak, czarownik całkiem lubił wiosnę, chociaż nienawidził jej również za to, że pełna jest owadów i mleka. Okropność.

Spoglądając w niebo, zasępił się jeszcze bardziej, mrużąc oczy za zasłoną maski. Było całe pokryte chmurami, co zwiastować mogło burze oraz śnieżyce, a nie przepadał za podróżami w takich warunkach. Westchnął żałośnie, nie odzywając się do kompanów słowem, czując napięcie, niepewność i wrogość, unoszące się w powietrzu, co jeszcze bardziej psuło mu samopoczucie. Do tego myśli o Hazad wracały - może nawet silniej i dotkliwiej, niż dnia poprzedniego.

Dlaczego tak mnie doświadczasz, Najwyższy Lordzie? Dlaczego dałeś mi dar potęgi, teraz dając mi przekleństwo cierpienia? Czyżbym mało się nacierpiał w imię naszego dumnego ludu? Nie pozwolę nikomu złamać mojego ducha. Jestem Emperel z Crucios Turinn. Zniszczę każdego, kto wątpić będzie w moją siłę. Pełny gniewu i dziwnej pewności siebie, gdy zawzięcie zasłoniło smutek, rzucił spojrzeniem na zwierzę, mknące po lesie. Słysząc słowa Igora dał znak do zatrzymania się ręką, gwizdnął i wysunął dłonie przed siebie, mierząc w tygrysa. Ten jednak zniknął tak prędko, jak się pojawił.

- Wielki bydlak? - zapytał głośno, lecz nie oczekiwał odpowiedzi i dał znak ku dalszej drodze. Chyba to nie tygrys zaatakował Hazad. Przecież nie byłby w stanie jej tak poranić. Jednakże, był całkiem duży, co czyniło go bardziej groźnym - Miejcie oczy szeroko otwarte. Gdyby pojawił się w pobliżu, nie czekajcie z atakiem - fakt faktem. Trudno by mu było zabić tygrysa. Chyba, że go upiec - tak, to by było łatwiejsze, niż zwykłe zabicie.

Gdy jednak zaczął miewać ataki, poczuł się jeszcze bardziej niepewnie. Dlaczego zdarzają się tak często? To przez te ostatnie zdarzenia, czy tym razem faktycznie umieram? Nie przyjmował jednak pierścieni od Filasa i Igora - będą im potrzebne, gdyby coś się stało. Zamiast tego kazał im założyć je na palce, a samemu jedynie odetchnął dłuższą chwilę, by odpocząć. Czuł się tak, jakby przez te wszystkie dekady spadał przez niekończącą się otchłań pełną ciemności, aż w końcu natrafił na samo dno. Tam jednak nie rozbił się, a zatrzymał na swoich pierścieniach i tkwi teraz zamknięty w więzieniu na samym dnie świata, nie mogąc ani wyjść, ani spaść niżej.
Obrazek
Czarownik zakomenderował powrót do Wieży w bardziej ścisłej formacji - by każdy miał kogoś przy sobie w zasięgu dotyku. Filas jechał pierwszy, tuż za nim w parze sam Emperel z Telano, a pochód zamykał Igor, jadący niemalże w styku do reszty. Niewolnicy zaś szli po bokach jadących w środku formacji. Czarownik wyłuskał dłonie poza rękawy szaty i jechał w ciszy. Nachylił się też ku Telano i szepnął mu na ucho tak, by nikt inny nie usłyszał - Widzę w Tobie potencjał na czarownika, Telano. Na następcę. Nie możesz się jednak sprzeczać z tymi, którzy okazać się mogą sojusznikami. Musisz działać rozważnie, jeżeli mój przyszły wybór ma pozostać takim, jaki jest - i uśmiechnął się do niego lekko.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Podgórze bezimiennego pasma Stalowego Klifu

3
Pochlebstwo tak wyjątkowe zadziałało na niego niczym czar. Wyprostował się gwałtownie, po czym zesztywniał niejako zamieniony w posąg. Zasypywany bielą trwał w kuriozalnej pozie. W końcu zebrał się w sobie i po czasie około dwudziestu uderzeń serca odezwał się.

- To... zaszczyt.

Jadący z przodu Szkarłatny strzygł uszami i nie było co do tego wątpliwości. W połowie, a wręcz nawet na początku wypowiedzi zaszczyconego zawył w zachwycie. Najsampierw wydawało się to co najwyżej obcesowe. Początkowe, ciążące na nim zarzuty rozwiały się kiedy zeskoczył z kuca, po czym pognał jakieś cztery sążnie od drogi. Rzucił się na kolana, mając głęboko w poważaniu ból tym wywołany. Zaczął wariacko przebierać łapami odgarniając śnieg. Następnie znowuż zachwycił się jakby odkrył relikt przekleństwa wieży. Relikt to jednakże nie był. Nie było to choćby złoto.

- Zwłoki! Panie! Zwłoki!

Jego konkurent zmrużył tylko oczy. Nie odezwał się.

- Po co ścierwo? - Kiedy większość dopiero pojmowała ogół przeplatających się torów, po których biegły myśli odkrywcy, Igor wyprzedziwszy wszystkich już począł się dziwić. Bądź co bądź raczył również zejść i podejść aby sprawdzić na własne oczy.

Trup jak trup. Nie rozłożył się, a zamarzł na kamień. Skulony nieszczęśnik skonał z wyjątkowo głupią miną. Zapewne umarłby godniejszą śmiercią jeśli tylko przyodziałby się odpowiednio. Choć trzymając się za ramiona nie miał szans wytrzymać bodaj dwóch pacierzy w ledwie cienkim gieźle oraz porwanych gaciach. Czapka również na nic się zdała. Ponadto nie miał nic przy sobie.

- Świeży jeszcze - pośpieszył z wyjaśnieniami Filas - ani chybi dzień lub dwa ma. - Rad z własnych poczynań i jako takiego wykazania się nie stłumił uśmiechu. Prawdopodobnie nie mylił się.
.

Re: Podgórze bezimiennego pasma Stalowego Klifu

4
Czarownik uśmiechnął się, chociaż wiedział, że Telano nie może dojrzeć jego twarzy, chociaż po chwili sposępniał lekko i dotknął ramienia mężczyzny, by ten nachylił się ku niemu raz jeszcze i wyszeptał - Dlatego też pamiętaj o tym, by szanować innych. Filas to wspaniały tropiciel i wartościowy członek Wieży, a wchodzenie z nim w spór może okazać się zgubne dla Twojej przyszłości. Dlatego też ustąp, albo porozmawiaj z nim o tym, by nie walczyć - Emperel zmarszczył brwi i zaśmiał się w duchu, słysząc swoje własne słowa. Brzmię jak babinka Gugda. Ta to dopiero zanudzała na śmierć. A do tego śmierdziała gorzej, niż niewolni jego myśl urwała się, gdy spojrzał na Filasa, który nagle zeskoczył. Wcześniej ignorował jego zachowanie, ale ten zeskok wzbudził więcej, niż ciekawość i podejrzliwość.

Klasnął w dłonie, zachwycony, lecz sam nie schodził ze swojego wierzchowca, gdyż mogłoby to się dla niego skończyć gorzej, niż dla odznaczającego się fizycznymi atutami Filasa. Zaśmiał się, widząc jak diablęcie odkopuje zwłoki. Jednakże, zmartwiło go to A co, jeżeli to Ug albo Jair? Na szczęście okazało się, że był to ludzki mężczyzna - Wspaniale Filasie! Niemożliwym jest, by kto inny dokonał takiego znaleziska - pokiwał głową z uznaniem i przechylił się w kierunku zwłok.

- Nie rozumiecie? - rzucił nagle i rozejrzał się, lekko zatrwożony, spoglądając na niewolnych - Niewolni, przytrzymać konie. Telano, sprawdź, czy Twoje oczy nie widzą niczego podejrzanego wokół nas - samemu zaś zsunął się delikatnie z kuca i podszedł do zwłok, dotykając gołymi dłońmi skroni, patrząc, czy coś wyczuje. Jeżeli nie, zakłada rękawice z powrotem. Warknął z gniewem i rozejrzał się nerwowo po drzewach i okolicy, szukając miejsca do przeczekania śnieżycy - Ten mężczyzna nie był aż tak głupi, by z własnej woli w taką pogodę iść w samym gieźle. Pewnikiem uciekał, albo skrywał się przed kimś. Być może przed Jairem i Ugiem, albo tym, z czym miała do czynienia Hazad. Filasie, to Ty wiesz najlepiej, co robić. Sprawdź, czy nie ma śladów, oraz jakiegoś miejsca, gdzie moglibyśmy się schować przed zimnem i przetrzymać śnieżycę - zakomenderował, po czym sam poszukał wzrokiem jakiejś wyrwy w głazach, jaskini, skupiska drzew - czegoś, co zapewni im osłonę od wiatru, oraz zasłoni przed wzrokiem innych.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Podgórze bezimiennego pasma Stalowego Klifu

5
Początkowo prośba skierowana do Filasa nie została do końca przez niego pojęta. Wpatrując się w swego pana, a później na zwłoki, drapał się po owłosionym czole jakby ta czynność miała mu pomóc zrozumieć znaczenie zasłyszanych słów. Drapał na tyle mocno, iż zachodziło zagrożenie dodrapania się do samej czaszki. Na szczęście rychło doznał olśnienia i ruszył w pierwszym lepszym kierunku, krążąc w te i nazad. Jako, iż śnieg puszył już na prawdę mocno, diablęcie zniknęło z pola widzenia.

Niewolni również mieli pewne problemy z wykonaniem polecenia. Widząc symptomy ewentualnego zagrożenia w postaci oznak zaniepokojenia czarownika, który nie zwykł taksować otoczenia z taką niepewnością, zlękli się tak, iż na dobrą chwilę utracili kontrolę nad własnymi ciałami. Mówiąc wprost strach ich unieruchomił. Na szczęście kuce nie zamierzały nigdzie odchodzić.

W rzeczy samej, Emperel nie wyczuł prawie nic. Z równym powodzeniem mógł włamać się do umysłu kamienia. W obu przypadkach denaci byli martwi. W każdym bądź razie, wedle ówczesnej wiedzy, kamień nie posiadał żadnych organów, zaś w zlodowaciałym petencie ostało się jedynie martwe mięso. Jedynie (wyczuwalny) strach pozostał. Strach tak gęsty, iż niemal można było go pokroić. Aczkolwiek trudno orzec czy właśnie na jego zwiększenie nie mieli wpływu niewolnicy oraz o dziwo Igor.


- Słyszeliście to? - rzucił niespodziewanie, płochliwie się rozglądając (choć z zasięgu wzroku jedynie drzewa i śnieg). Może nie promieniował strachem w czystej postaci, acz zauważalnie zaniepokoił się. A skoro on się zaniepokoił reszta zamarła. Zamarł na moment Telano. Ponownie zamarli niewolnicy. Filas natomiast nie wracał, a skrzypienie śniegu w oddali, które niewątpliwie było jego zasługą, ucichło.
.

Re: Podgórze bezimiennego pasma Stalowego Klifu

6
Zmrużył oczy, gdyż patrząc się w śnieżycę jeden z malutkich płatków przemknął idealnie przez otwór w kościanej masce i trafił go zaskakująco w oko. Emperel chciał zakląć, ale powstrzymał się, widząc, że Filas zniknął za zasłoną z białego puchu. Śnieg zaczął padać tak gęsto, że zasłaniał po części krajobraz, co zaniepokoiło czarownika. Wszędzie wokół drogi były drzewa - całkiem gęsto rosnące. Czasem widać było delikatny przesmyk, jakby ścieżkę, którą poruszały się zwierzęta, a którędy zapewne gęsiego dałoby się pojechać kucykami. W jednym miejscu, nieopodal małego prześwitu, w którym zniknął węszący za tropem Filas, kilka drzew rosło bliżej siebie, zasłaniając gałęziami mały odcinek od wiatru i śniegu, który mógł tam padać jedynie z góry, a nie z boku, jak teraz się to działo.
Obrazek
Był zbyt zajęty, by zwrócić uwagę na niewolnych. Z wyczuleniem czuł coś w powietrzu - dziwny niepokój i czyjąś obecność. Wyczytane w martwym ciele informacje skłaniały go ku postawionej wcześniej tezie - ktoś zmusił go, by tutaj został, bądź go gonił. A co, jeżeli ktoś specjalnie zostawił tu to ciało, by Filas pobiegł za nim w las? W takiej sytuacji ich siła spadła do liczby trzech. Być może ktoś specjalnie wywabił go z Wieży za pomocą Hazad, Jaira i Uga, by urządzić zasadzkę na Podgórzu? Teraz nie miał osłony murów, ani siły wszystkich swoich podopiecznych. Jeżeli teraz zostali mu jedynie Telano i Igor, sytuacja mogła nie wyglądać za ciekawie. Jeżeli ktoś był wystarczająco silny, by pokonać samego Emperela, to pokonanie dwóch podwładnych było już łatwością. Ale któż chciałby taki cios zadać czarownikowi? Wszyscy jego wrogowie albo nie żyli, albo uważali, że sam czaromiot jest już martwy. Nie mógł jednak spisywać Filasa na straty.

Gdy usłyszał słowa Igora, ściszonym głosem, ale równocześnie syczącym i wystarczająco głośnym rzucił jakby gniewnie - Co słyszeliśmy? Jaki dźwięk usłyszałeś? - słysząc, że Filas przystanął, domyślił się, że prawdopodobnie on również coś usłyszał i zatrzymał się. Albo zamarł w bezruchu przestraszony, albo próbuje się jakoś schować - gdyby ktoś go zaatakował, lub jakby się przewrócił, byłoby coś słychać. Czarownik spojrzał ku kępce drzew kilka metrów dalej i rzucił do niewolnych - Brać konie za wodze, do tamtych drzew - pokazał palcem zasłonięty odcinek.

- Telano, Igorze. Pilnujcie niewolnych i konia. W razie kłopotów wołajcie mnie. Zachowujcie czujność i wypatrujcie niebezpieczeństw. Jeżeli uznacie kogoś za wroga... - czarownik odwrócił się do nich i poprawił futro, wymawiając ostatnie słowo z dziwną, zimną obojętnością, w której czaił się gniew i coś na wzór żalu - Zabijcie jak psa - odwrócił się w stronę, z której słychać było wcześniej kroki Filasa. Wysunął dłonie przed siebie i odetchnął, rozglądając się na boki. Zaczął posuwać się wolno i ostrożnie starając się kroczyć po śladach samego tropiciela, ale nie skupiał się na tym, lecz na otoczeniu. Telano i Igor mieli większe szanse przeżyć, niż samotny Filas, a do tego mogli go zawiadomić o tym, gdyby zostali pokonani.

Emperel zaczął się bać. Bardzo bać. Strach ściskał mu serce - oddychać zaczął intensywniej, by się opanować, oraz by nie popaść w kolejny atak choroby. Fakt, że ktoś mógł zaatakować jego Wieżę w sposób tak inteligentny i zaawansowany przedstawiał mu w głowie przeciwnika, który był zdolny go pokonać. Gdyby miał wroga przed sobą - zniszczyłby go, ale nie potrafił rozwiązać uknutej przez niego zagadki. Być może zaatakuje teraz Telano i Igora, zostawiając go samemu, ale musieliby chociaż krzyknąć, by go o tym zawiadomić. Spojrzał przez ramię, by ostatni raz na nich spojrzeć, po czym od razu odwrócił się znów ku śladom Filasa i spróbował go odszukać.

Pomyślał o czymś, co nie wymagać będzie wielkiego wysiłku, a co mógłby szybko wykorzystać. Wycelował dłonią w jedną z zasp i śnieg zatrząsł się lekko, osuwając w dół, gdy z ziemi wychynęła skalista, ubita kula wielkości ludzkiej głowy. Oczy Emperela rozbłysły, gdy lewitująca kula zapłonęła czerwonym blaskiem i zaczęła zataczać koła wokół sylwetki czarownika. Był gotów rzucić nią, gdyby zaszła taka potrzeba.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Podgórze bezimiennego pasma Stalowego Klifu

7
Wpatrując się gdzieś w bladą przestrzeń nad ich głowami Igor zaniechał odpowiedzi. Może czekał na ponowienie tajemniczego dźwięku. Może zdał, bądź dopiero zdawał sobie sprawę, że tak na prawdę jedynie zdawało mu się. Niewolnicy zawtórowali diablęciu wlepiając wzrok w znany im tylko punkt. Telano na szczęście zachował trzeźwy umysł. Prychając rozbawiony, widocznie z zaistniałej sytuacji oraz zapewne według niego zabawnej, poklepał kompana po ramieniu.

- Napędził żeś mi stracha. A wy ruszać rzycie! - kopnął jednego z niewolników, lecz wcale nie tak mocno. Ot musiał wybudzić go z dziwacznego transu, tym samym za sprawą reakcji łańcuchowej, również drugiego. - Raz, raz. Konie za wodze i do drzew. - Skinął na uprzednio wskazane miejsce dla pewności rzecz jasna. Niewolnicy usłuchali.

Odłączywszy się od drużyny czarownik nabrał jeszcze więcej niepewności. Strachu? Bojaźni? Bądź co bądź on sam najlepiej wiedział co odczuwał. Tak czy owak odczucie do przyjemnych nie należało. Kiedy tylko towarzysze zniknęli mu z oczu zaczęły dziać się rzeczy dziwne, od normy odbiegające. Wydawać by się mogło, że paradoksalnie śnieg począł sypać jeszcze gęściej. W tym samym czasie mróz dotkliwiej nacierał na ciało Emperela. Z kolei lekka, magiczna ingerencja, jak mógł nazwać ów czar, wywołała w nim to czego się obawiał. Wykrakał. Osłabł, acz nie na tyle, aby w jakimś stopniu zagrażało to jego poczynaniom. Zresztą stłumienie kaszlnięcia potwierdzało brak większych powikłań.

Nie wiedzieć kiedy, mimowolnie zaczął wsłuchiwać się w chrzęst śniegu, który sam wywoływał. W pewnym stopniu utracił czujność co więcej zdając sobie z tego sprawę wtedy kiedy było już za późno. Spomiędzy śnieżnych zasłon wyłoniła się uzbrojona postać (z dobytym mieczem). Czas na jakąkolwiek reakcję zawierał się pomiędzy jednym, a drugim uderzeniem serca.
.

Re: Podgórze bezimiennego pasma Stalowego Klifu

8
Co jest, do cholery - zaklął z gniewem w swoich myślach, gdy po zwykłym wyrwaniu kuli ziemi napadł go już atak. Jego oczy rozszerzyły się szerzej, gdy coś zaczęło w nim pękać. Spojrzał z dziwnym zdziwieniem na swoje odziane w skórzane rękawice dłonie - nie widział na nich nawet śladu krwi, ale samo kaszlnięcie spowodowało, że kielich pożogi, smutku, żalu i cierpienia, do którego dolewał sobie podczas każdego pojedynczego rzucanego zaklęcia, był już niemal pełen, a to zwykłe kaszlnięcie spowodowało, że ulała się kropla.

W jego oczach pojawiła się łza, gdy otworzył szeroko usta i załkał cicho, rozumiejąc, co się dzieje. Ja umieram. Kurwa. Umieram. Ja... Ja nie mogę zginąć. Nie, nie teraz! Przecież miałem takie plany, ambicje. Kto się zajmie tym wszystkim złapał się za głowę i poczuł, jak boli go serce. Nie jednak od fizycznego ubolewania, którego doskwierał podczas dużego wysiłku. Jego Trzecia Brama zaczęła krwawić duchowym cierpieniem.

Był potężną personą, odkąd pokonał Czarownika Bez Twarzy, ale teraz wszystko mu się nie udawało. Hazad prawdopodobnie będzie martwa, o ile Emperel będzie miał możliwość dowiedzenia się o tym - nieznany mag mógł zabić ją oraz Ulfo, albo sam czarownik może zginąć podczas poszukiwań. Filas oraz Telano, dwaj najbardziej obiecujący poddani dążyli do bratobójczej wojny.

Zakrył twarz dłonią i załkał ponownie - Najwyższy Lordzie, zdejmij swoją Koronę z Jelenich Rogów, gdyż nie jesteś godzien, bym był Twoim Łowcą. Zabijasz mnie, nie dając szansy, by się bronić - zacisnął pięści niebywale zły na swojego protektora. Został sam - Telano i Igor mogli być martwi, tak samo jak i Filas, a Wieża została zaatakowana przez nieznanego przeciwnika. Zemsta? Ale kto?

Wtedy też usłyszał szelest i kątem oka dostrzegł postać się do niego zbliżającą. W takich chwilach świat jakby zatrzymuje się na ułamek sekundy, jakby dając czas na zapamiętanie wszystkich szczegółów ze swojej śmierci. Czarownik zdążył przenieść wzrok na mężczyznę, gdy ten wyskoczył z krzaków z obnażonym mieczem. Nie zdążył zmienić nawet wyrazu twarzy, chociaż jego umysł dziwnie pracował na wysokich obrotach, niczym sprawny mechanizm. Emperel widział siebie samego, jak stoi w bezruchu, podczas gdy mężczyzna z mieczem w niezwykle wolnym tempie pokonuje przestrzeń ich dzielącą.

Umieram. Smutek, który został tym wywołany, zaczął lać się do kielicha błękitną barwą żalu, który zabarwił się na krwistą, straszliwą czerwień. Kielich jego duszy napełniany był gniewem, furią i agresją. Ja umieram. UMIERAM! ŚMIERĆ! ŚMIEEERĆ! W jego głowie aż zadzwoniło od gniewu, który został wywołany pojawieniem się możliwości zabójstwa z ręki jakiegoś... człowieka. Spojrzał na niego i przeniósł na niego cały swój gniew, który się w nim zgromadził. Twarz wykrzywiła mu się okrutnie w bestialskiej furii, gdy odruchem skierował ręce do przodu, wyrzucając je i pchając przed siebie kamienną kulę, by ta zawisła pomiędzy nim a wojownikiem.

Pchając jednak kulę do przodu od razu wykonał owym wyrzutem rąk do przodu zaklęcie na polu wachlarza, ściągając do siebie miecznika i kulę do dłoni. Gdy trzymał przed sobą kamienną kulę i osobę spojrzał jej w twarz - jeżeli to był wróg, co było najbardziej prawdopodobne, krzycząc w języku demonicznym - Zasadzka! - rzuca nim o drzewo. Jeżeli tym kimś okaże się Filas, to wypuszcza go na śnieg, odrzucając kulę w kierunku, z którego przyszedł.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Podgórze bezimiennego pasma Stalowego Klifu

9
To wszystko stało się tak szybko, iż wystarczyło mrugnąć oczami aby przegapić. To stało się za szybko. Czarownik dopiero po chwili mógł stwierdzić oraz trzeźwo spojrzeć na to co uczynił bądź do czego niemal doprowadził. Poszukiwania konkretnych przyczyn sensu nie miały. Równie dobrze winę mogła ponieść ta krótka, lecz za długa chwila między poszczególnymi reakcjami, umiejscowienie osobnika odrobinę inne niż mogło by się zdawać, zbyt wielka siła włożona w czar, gęstość zadrzewienia, w końcu nieprzychylny śnieg i temperatura.

- Ja... tylko... jak przykazałeś panie - wymamrotał Filas leżąc.

Z każdą chwilą znikał coraz bardziej pod kolejnymi warstwami sypiącej bieli. Mimo to bez trudu można było zauważyć, iż lewą rękę miał nienaturalnie wykrzywioną (skurcz lub złamanie), zaś prawą kurczowo trzymał przy ciele. Zapewne ucierpiały żebra. Jednak w jakim stopniu nie wiadomo. Niby nic wielkiego mu się nie stało. W przeszłości jeśli wierzyć słowom jego oraz postronnych miewał okropniejsze kontuzje. Zawsze jednak rychło zdrowiał. Mogła być to jedna z jego cech mutacji bądź, jak inny zwykli to nazywać, odziedziczonych przypadłości po demonicznym rodzicielu. Bez względu na to teraz niechybnie cierpiał.

Zbędne obecnie ostrze pozornie rozpłynęło się w powietrzu. W rzeczywistości, leżało jakieś trzy sążnie od właściciela, niemalże niewidoczne dla oka. Jedynie fragment głowicy oznajmiał o jego położeniu.
.

Re: Podgórze bezimiennego pasma Stalowego Klifu

10
Przytłaczający ból narastał gdzieś w klatce piersiowej czarownika, przejmując barbarzyńsko kolejne partie jego ciała. Cierpienie zawzięcie kruszyło silną wolę i bez cienia litości niszczyło w zarodku niepewne pragnienie godnej śmierci. Emperel wyzbył się resztek patosu w momencie, gdy runął twarzą w zimną, śnieżną breję. Agonia ogarnęła go całego, pochłaniając na końcu istotę jego jestestwa - tę plugawą, zapomnianą część duszy, którą do tej pory skrzętnie ukrywał przed światem na dnie swego czarnego serca.
Płuca paliły go żywym ogniem. Szarpiący trzewia kaszel i krwawa plwocina, wiedział to - choroba znowu dawała o sobie znać. Jednak tym razem atak był poważniejszy. Bolączka Emperela osiągnęła chyba wreszcie apogeum, spychając go w bezdenną otchłań. Mężczyzna krzyczał lecąc w dół, na zatracenie. Nagle, niespodziewanie opadł z sił, a jego serce zaczęło walić jak w amoku, bezlitośnie i szaleńczo obijając się o żebra. Słaby, gasnący głos Filasa wciąż rozbrzmiewał wśród ryczącej zawiei. Włodarz Crucios Turinn leżał na ziemi i nie mógł się podnieść, był bezsilny. Oczy zaszły mu bielmem, albo po prostu przysypał je śnieg, który gęsto spadał z nieba, zakrywając wszystko białym całunem. Świat nagle zawirował, a po chwili zaczął drgać. Góry trzęsły się, jakby zaraz miały pęknąć, a drzewa skłaniały swe pozbawione liści korony ku ziemi. Wiatr, świszcząc, wzbijał w powietrze tumany śnieżnego puchu. Wycie zawieruchy zagłuszało cierpiętnicze jęki. Filas milczał. Emperel, spoczywając w zaspie, czuł na swojej bladej skórze dotyk zimowej krupy. Gdzieś w oddali usłyszał niewyraźnie krzyki, rozpoznał wśród nich głos Telano. Dobry, poczciwy Telano. Świetny materiał na zastępcę. Przyjdzie po niego, wykopie spod śniegu. Na pewno, przecież dobry z niego sługa. Igor go wesprze, uwiną się raz dwa.
Już niedługo!

Czarownik w kościanej masce czuł, nie widział, ale czuł, że ktoś nad nim stoi. Zrazu wydało mu się, że ta postać coś do niego mówi. Potem słowa zaczęły ginąć i zastąpił je szum. A z szumu wyleciał jeden, głośny krzyk: Rychło, nieście go do Wieży!

WRACAMY DO WIEŻY ____________ .
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wolne Księstwo Petram”