Demoniczna istota, która rozmawiała z Czarnoksiężniki parsknęła na jego deklaracje. Podobnie uczyniły otaczające ich jej siostry. W przeciągu paru chwil pustkę Północy wypełnił upiory i drażniący uszy rechot. Klatki piersiowe drgały podskakiwały wraz z ich piersiami co dodatkowo sprawiał, iż obraz był nadzwyczaj... niesmaczny. Na dodatek z piersi jednego ze szkaradzieństw poczęła wypływać galaretowa maź napełniające powietrze zapachem przegniłych owoców. Najpewniej niejeden zwykły mieszkaniec okolicznych ziem miałby ochotę zwrócić pożywienie lub uciec. Oni jednak byli otoczeni i chcąc nie chcąc musieli wysłuchać propozycji czortów... lub przelać ich krew.
Rozmówczynie Emperela otarła obślinione usta i po chwili rzekł.
- Córka? To ci dopiero. Vaghram się z ojca uważa. Krew jest w was słaba, ale i tak ją czujemy. - widać Szkardy nie potrafiły pojąć więzi, którą opisywał Emperel. Co stawiało w zapytaniu ich powiązania z Osurelą... lecz demoniczna rasa był na tyle różnorodna, że nawet Pani Macierzyństwa mogła mieć pod sobą istoty w niczym jej nie przypominające.
Ug za to zareagowała na fizyczne i mentalne słowa Ksiecia Petram dość emocjonalnie. Zarył raciczką w śnieg i z głosem ociekającym wyrzutem wydusił ze swej przyobleczonej w lekki pancerz piersi patrząc w oczy swego przywódcy.
- Nawet tak nie mów ojcze. Bez ciebie jesteśmy nikim. Zresztą gdybyśmy pozwolili ucierpieć twojej dumie... - tutaj Emperelowi zdało się, że słyszę cichy chichot - Hazad odnalazłaby nas nawet w diabelskich czeluściach i odarła nas ze skóry.
Przez niewielkie szeregi diabelstw przeszedł pomruk zgody. Tylko Lilian wydała z siebie coś w rodzaju cichego pisku. Szkarady poczęły patrzeć na siebie nieco zdezorientowane zachowaniem diabelstw, które wskazywało, iż daleko bardziej obawiają się Pani na Crucios Turinn niż potężnych przeciwników przed swym obliczem. Jednak nie trwało to długo i czarty podjęły z rozmową... z zauważalną delikatną nutką niepewności.
- Proponujemy wam andagha byście otworzyli nam przejście na ziemie młodego ariah Rutheforda. Smarkacz sprowadził sześciu necromun z Wysp Umarłych i stworzył coś... coś co uniemożliwia naszym panom wkroczyć na ziemię, które i tak do niego nigdy nie należały. Wiemy gdzie znajduje się źródło owej abominacji... lecz nie możemy doń się zbliżyć. Korhum podstępny. Drugą stroną rzeki musimy się niczym szczury przedzierać gdy ten wraży dzieciak pysznie buduje nowe siedliska brudnych śmiertelnych. Rutheford rośnie w siłę i dumę... i ponoć ma zamiar sprowadzać kolejnych i kolejnych necromun. Płaci im więcej, daje pełną swobodę... przyjmuje nawet tych, których trawi w połowie szaleństwo. Głupiec myśli, że przewyższy nas, Salu i wszystkie kraje brudnych arvath, pysznych veriali i chciwych barduf. Tymczasem sam gotuje sobie i swym poddanym zagładę.
Tu Szkarad umilkła stwierdzając, iż powiedziała dość... albo wręcz zbyt wiele. Następnie podeszła jeszcze bliżej do Emperela. Ug stanął u prawego ramienia, Tanataris zaś przepchnął się ku jego lewicy. Oboje zdali się chcieć chronić swego pana jeśli istoty okazałyby się odporne na jego magię. Szkarada jednak zatrzymała się i stojąc zasadniczo w zasięgu cięcia oburęcznym mieczem rzekła.
- Propozycja nasz jest prosta andagha. Albo pomożesz nam obalić owe magiczne bluźnierstwo i pozwolisz pożywić się mieszkańcami nowych osad... albo posilimy się wami by wasze ciała nie stały się materiałem dla necromun. Skradniemy wasze piękno... wasze twarze, wasze dusze i same pozbędziemy się dzieła wrażych akolitów śmierci. Jeśli zaś liczysz na pole do negocjacji... nie ma żadnego. Możesz najwyżej pozbierać resztki po naszej uczcie jak pies, którym wszak jesteś.
Szkarada zarechotała znowu a Emperel poczuł, jak Ug spina mięśnie czekając na choćby najdrobniejszy sygnał od swego pana by urżnąć łeb paskudy, która śmiałą obrazić Włodarza Crucios Turinn.
Spoiler: