[Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

1
Obrazek
Opis ogólny:
Spoiler:
Obrazek
Rozpiska informacyjna: Najważniejsi mieszkańcy:
Spoiler:
Ważne budynki:
Spoiler:

Obrazek

Wieża Crucios Turinn obecnie: Wolne Księstwo Petram.
W tym czasie Czarownik Bez Twarzy wraz ze swoją rodziną rozbudował siedzibę. Na tle głównej strzelistej wieży jawił się potężny magazyn, kilka chat, drewnianych zabudowań i zagród, ale również rozciągał się potężny barak i niewielka dwupiętrowa wieża, która kończyła się punktem obserwacyjnym. Zorganizowano tutaj gospodarstwa, a diabelstwa prowadziły zwykłe życie, które mogło do złudzenia przypominać wiejską rutynę. Zajmowano się zwierzętami, które wyprowadzano na pobliskie pastwisko. Tam również prowadzono uprawy, ponieważ najbliższa okolica wieży była jałowa. Wszystko za sprawą potężnego zaklęcia ochronnego, które wysysało siłę z ziemi. Ostałe się samotne drzewo wydawało się powykręcane w przerażający sposób i zupełnie obnażone z liści. Pobliska kopania jednak nie została wykorzystywana przez diabelstwa, gdyż obawiano się ataku ze strony ludzi. Najdalej wyruszano spod siedziby pod las, gdzie zaopatrywano się w drewno i mięso z polowań. Większości to sielankowe życie nie przeszkadzało pod osłoną Ojca, ale byli również tacy, którzy czuli się oszukiwani i więzieni. Donoszono o tym zarządcy, który odczuwał narastającą złość. Poświęcił im tyle miłości, tyle czasu i własnego wysiłku, aby oni podważali jego dobroć wobec rodziny. Byli po prostu niewdzięczni. Z jednej strony winno się ich ukarać, aby pokazać, że nie będzie tolerował takiego dwulicowego zachowania- buntowania innych, a zarazem czerpania z jego łaski. Z drugiej strony zbyt agresywna reakcja i pokazanie swojej siły, mogłoby przynieść zupełnie odwrotne skutki. Przestraszyłby ich i utwierdził w przekonaniu, że jest surowym, a nawet okrutnym.

W otaczających ich gospodarstwach hodowano rogacze i wieprze, które zaopatrywały mieszkańców nie tylko w mięso, ale również produkty pochodne. Niektóre diabelstwa zajmowały się pozyskiwaniem mleka i wyrabianiem z niego sera i masła. Inni zaś wypasali je na rozległych spokojnych polanach. Przetrwał nawet kurnik, który zaopatrywał mieszkańców w jaja i pióra. Stworzyli tutaj małą bezpieczną enklawę, w której byli samowystarczalni. Gdyby było ich jeszcze więcej powstałaby tu nawet mała osada. Teraz jednak większość nowych zajmowała barak przedzielony na dwie części, a każda z nich była przeznaczona dla osobników przeciwnej płci. Nie były to warunki niezwykle wygodne, ale wszyscy zdążyli się do tego przyzwyczaić. Prycze były wygodne i każdy posiadał swoją własną zamykaną skrzynię na rzeczy. Nie przypominało to zupełnie warunków z czasów przymusowej pracy w kopalniach. Taka tłoczność na jednej przestrzeni jednak przynosiła nieraz różne sprzeczki i kłótnie. Dochodziło tutaj nawet niekiedy do rękoczynów. Wszystko jednak było rozwiązywane dość szybko, choć wzajemne niesnaski przynosiły kolejne spięcia.

W cieniu wieży należącej do Czarownika Bez Twarzy stała jej siostra, jedynie dwupiętrowa o szerokim tarasie obserwacyjnym, na którym zawsze ktoś stał. Jedna wskazana danego dnia osoba miała oko na całą okolicę, aby w razie czego zawiadomić o niebezpieczeństwie. Demony od długiego czasu omijały ten teren. Przypuszczano, że działo się tak za sprawą magicznej osnowy. Prędzej na pobliską polanę zbiegały się stada drapieżników, które polowały na ich bydło. Ostatniego czasu wzmożona obserwacja była wynikiem konfliktu z baronem, który z pewnością szykował jakiś atak na ich schronienie. Poza tym w wieży znajdowały się lochy, w których przebywało kilkanaście osób porwanych z pobliskiej wioski kilka miesięcy temu. O dziwo nie mieli tak strasznych warunków, jak można byłoby się spodziewać. Nie spali na zimnej posadzce lecz na siennikach. Karmiono ich codziennie. Nie bito, ani nie poniżano. Niektórzy z nich snuli wizję, że są pasione przez właścicieli jak trzoda chlewna, aby później ich zjedzono. Było to oczywiście kuriozalne, a zarazem przerażające, jak zwykli prości ludzie wyobrażali sobie diabelstwa. Najdziwniejszym było jednak zobaczenie wśród nich wolnych ludzi, którzy tworzyli wraz z odmieńcami wspólną komunę. Nie było ich wielu bo jedynie siedmiu. Ale widok kobiet i mężczyzn bez domieszki demonicznej krwi, pracujących na polu wraz z diabelstwami było intrygujące. Uciekli oni ze swoich zniszczonych domostw po ataku istot z innego wymiaru i schronili się w wieży czarownika. Poza nimi mieszkało tu w sumie 36 diabelstw.

Wszystko zaczęło się od Emperela i posłusznym mu dziewięciu diabelstwom, choć historia tego miejsca sięgała już wiele lat wcześniej, ku poprzedniemu władcy wieży. Tylko cel prowadzenia tego przybytku różnił się znacznie między dwoma gospodarzami. Pierwszy właściciel chciał wykorzystać bękarckie pomioty jako źródło swojej mocy. Zresztą każdy jego następca. Dopiero ówczesny Czarownik Bez Twarzy ma z goła inne motywy. Teraz niewielka zbieranina półkrwi demonów oraz wolnych ludzi tworzyła jedną wspólnotę, która chciała zapewnić sobie bezpieczne schronienie. Wszystko pod czujnym okiem Ojca.

Spoiler:
Ostatnio zmieniony 20 gru 2017, 21:21 przez Altaris, łącznie zmieniany 16 razy.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

2
Otworzywszy leniwie jedno oko po drugim przyglądał się z dziwnym, nieobecnym wyrazem twarzy sufitowi. Odetchnąwszy z powątpiewaniem i z rezygnacją przeszedł do pozycji siedzącej, z niechęcią zauważając, że nigdzie obok nie ma Hazad, którą spodziewał się zastać po swoim przebudzeniu. Nie było nic lepszego, jak jej towarzystwo od razu po tym, gdy ocknie się z tego kilkudniowego snu, którego czasem potrzebuje, by zregenerować siły po wyjątkowo silnym czarowaniu danego dnia.

Z roztargnieniem przeczesał długie, mlecznobiałe włosy bladymi palcami i wstał, ziewając. Fakt, nie prosiłem jej o to, by na mnie czekała. Pewnie załatwia dla mnie ważne sprawy... Emperel uśmiechnął się szeroko, szperając w szafie, z której wyjął swoją szatę bojową, której nie zaopatrzył jednak w maskę i kaptur.

Otrząsnął się przed drzwiami swojej sypialni, jakby strzepywał z siebie pająki, albo coś równie obrzydliwego, jak na przykład mleko, z grymasem obrzydzenia, po czym uśmiechnięty ruszył wyniośle w kierunku komnaty Baldwina. Zapukał do drzwi trzykrotnie, po czym uchylił je i krzyknął stanowczo, wychylając jedynie czuprynę zza winkla do środka pomieszczenia - Za chwilę do salonu! Raz, raz, raz! - po czym zamknął je z hukiem i skacząc przy każdym kroku radośnie ruszył ku klatce schodowej, którą dostał się na parter.

Odsuwając wieszaki i miotły zamaszystym ruchem, wywracając dużą część z nich poprzez niezgrabność swoich ruchów, syknął gniewnie na martwe przedmioty. Miały szczęście, że już są martwe. Udał się poważniejąc do salonu, jedynie przelotnie wyglądając na dwór. Pogoda nie była zbyt zachęcająca, zresztą jak zwykle. Postanowił więc nakazać pierwszemu diabelstwu, które napotkał, by zwołało pozostałych do salonu. Z jego rozkazu. Samemu zaś rozsiadł się wygodnie w jednym z foteli najbliżej kominka, obracając go tak, by widzieć resztę pomieszczenia. Zsunął się tak, że prawie spadał z fotela, a jego głowa położona była na styku oparcia i właściwego do siedzenia miejsca. Wyczekująco oczekiwał przybycia wszystkich.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

3
Balwin przybył jako pierwszy. Istotnie, w końcu jako pierwszy otrzymał rozkaz. Przekroczył próg komnaty bardziej używając nóg niźli małych skrzydeł. Forma jaką nadała mu ta rzeczywistość przysparzała drobnych komplikacji nie tylko właścicielowi. Niewykluczone, iż mogła prowadzić do ośmieszenia gospodarza tego domu przed ewentualnymi gośćmi. Goście jednak, póki co, zdarzali się rzadko, a jeśli już to rychło wybywali stąd, wprost do innego świata.

Demon aby nie narazić się dla swego pryncypała nie zbliżał się zbytnio. Stanął za jednym z foteli. Zrazu położył na nim obie dłonie, lecz pośpiesznie zabrał. Zgarbił się nieznacznie stwarzając wrażenie jeszcze niższego i jeszcze grubszego. Teraz wyglądał niczym potulne stworzonko zrodzone do zabawy. Nic nie wskazywało na to, iż lubuje się w tak nikczemnych czynach.


- Tak, Panie? - wydusił z siebie niepewnie. Nie odwrócił się, a jako zdolny do tego powinien.

W następnej kolejności do komnaty wkroczyły dwa diabelstwa. Władca wieży znał je rzecz jasna, lecz kojarzył z imienia zaledwie jedno. Igor, tak siebie groteskowo zwała istota wielce podobna do człowieka. Człowiekiem oczywiście nie była. Łysy stwór po protoplaście otrzymał w spadku szereg ostrych zębisk, jakby atletyczną budowę, oraz coś co zaburzyło jego wygląd w stopniu poważnym. Nie każdy jego mięsień leżał na swoim miejscu. Do tego kości wychodziły z miejsc, z których nie powinny. Połowę żeber miał wręcz na wierzchu. Podobnie prawa kość policzkowa czy lewy obojczyk.

Jego kompan wydawał się przyjemniejszy dla oka. Zielonkawy, nieco chuderlawy, o podłużnej, również łysej głowie. Nadal nie potrafił zapanować nad długim jak u żaby jęzorem. Co chwilę wypadał mu z ust jak niesforna, wężowa zabawka. Nadal nosił te same, porwane na tyłku spodnie. Tak czy owak tutaj sprawa miała się lepiej, gdyż Igor nie nosił odzienia w ogóle.

Żabie diablęcie usilnie kryło dłonie za plecami. Igor nie krył rąk. Poczerwieniałe, miejscami pozdzierane knykcie poniekąd zdradzały jego poprzednie zajęcie. Kto wie czy nie nagle przerwane.

Łopot skrzydeł za oknem oraz drżenie ziemi w sieni zwiastowały prędkie przybycie kolejnych dwóch podwładnych-nieludzi. Reszta, póki co nie przebywała. Posłane z rozkazem diablęcie zapewne uwijało się jak mogło, lecz skutek tak czy owak był marny.
.

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

4
Gdy do pomieszczenia wszedł Baldwin, czarownik uśmiechnął się szeroko i ciepło, prostując się lekko w fotelu i zajmując wygodniejszą dla siebie pozycję. Poprzebierał trochę łopatkami, wspinając się plecami coraz wyżej, robiąc koliste ruchy. Wysunął nogi do przodu, zakładając jedną na drugą tak, że jego głowa dotykała już szczytu oparcia. Wskazał gestem podniesionej dłoni na jeden z najbliżej położonych foteli i z szeroko otwartymi oczyma czekał, nie mówiąc nic, po czym głosem obojętnym i cichym przemówił jakby nie będąc pewnym swojego podejścia - Chodź. Usiądź, Baldwinie - na sekundę jego twarz wykrzywiła się w zapraszającym i ciepłym grymasie szerokiego uśmiechu.

Dalej nic już nie mówił - rzucił jedynie demonowi przelotne spojrzenie, po czym oczekiwał nadejścia kolejnych. Zaczął nerwowo bębnić palcami o kolano, wpatrując się z wyczekiwaniem na wejście do salonu. Jego myśli zaczęły brnąć ku twierdzeniu, że jego diabelstwa celowo się spóźniają, bądź nie wzięły sobie jego prośby wystarczająco do serca.

Podniósł gwałtownie podbródek, zaciekawionym wzrokiem obdarzając wchodzące diabelstwa chwilą uwagi. Ah, tak! Igor. Mój piękny i oszałamiający urodą przyjaciel! Oh. I żabie diabelstwo. Jak to to miało... Ah, tak! Oh. Nie, jednak nie. Niech będzie żabie diabelstwo. Trochę poirytowany swoim brakiem wiedzy na temat swoich poddanych obrzucił ich gniewnym grymasem, ale po chwili powstrzymał się i przybrał obojętny wyraz twarzy. Nie chciał, by poczuli się winni jego dąsaniom.

Przechylił głowę na bok i spoglądając w oczy żabiego przeniósł wzrok na jego ramiona, idąc ich tropem aż do momentu, gdzie kryły się za plecami. Wracając do twarzy, z której wylał się na pozór bezkształtną masą język, zapytał, kącikami ust sztucznie udając uprzejmość - Usiądźcie sobie. Jest miejsce dla nas wszystkich - gestem wskazał kolejne wolne fotele - Powiedz mi tylko, co też kryją te Twoje zielonkawe dłonie, mój drogi.

Pomarańczowe oczy przeskoczyły do Igora, na którego dłoniach rysowały się rany, spowodowane zapewne jakąś kolejną bijatyką, bądź tresurą niewolników. Uśmiechnął się szczerze i przelotnie - dobrze, że ktoś od czasu do czasu pokazywał im, że nie żyją w pałacu, tylko w jego wieży i są jego niewolnikami, a nie wolnymi ludźmi. Chociaż, Puszek ostatnimi czasy był bardzo posłuszny.

- Nie wiecie może, gdzie jest reszta? Myślałem, że będą w Wieży... Cóż. Trudno - podrapał się z roztargnieniem po łysym podbródku i mlasnął kilkakrotnie. Rozejrzał się i dojrzał linkę, której koniec prowadził do dzwonka w jadalni. Wstał teatralnym krokiem, jako, że był najbliżej i pociągnął za niego, czekając, na przybycie skrzydlatych oraz służącego, którego od razu posłał po wystarczającą dla wszystkich liczbę kieliszków, czyli jedenastu - dla diabelstw, dla niego i oczywiście dla Baldwina, jeżeli będzie ku temu skłonny.

Otrzymawszy wino czekał, aż przybędą wszyscy, wskazując im jedynie miejsce, gdzie mogli usiąść. Mógł poczekać, w końcu dopiero co się obudził, więc nie musi od razu poznawać wszystkich wieści i zmian, jakie mogły zajść.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

5
Pan Baldwin ruszył ostrożnie jakby zamiarując skradać się. Kroki swe stawiał nie tyle, iż powoli ale i z rozwagą. Ślimaczył się niemiłosiernie. W tym tempie obejście fotela mogło zająć całe wieki. Albo i dłużej. Nagle jednak klapnął na fotel, po czym roześmiał się jak niedorostek z wyjątkowo paskudnego psikusa.

Dwa diabelstwa również skierowały się ku fotelom. Mimo wszystko nie usiadły na nich. Zamarły gdy padło pytanie. Igor dopiero teraz ukradkiem schował własne ręce. Kamrat jego nie pokazał swoich. Zamiast tego wyjąkał:
- Nic, panie.

Gdy służący przytaszczył antałek i kamienne kielichy w holu rozległ się nieprzyjemny dźwięk rozbijającego się o ścianę diablęcia. Rozległ się jeszcze urwany krzyk. Żaba odwrócił głowę tak gwałtownie, że niemal ją sobie urwał. Igor usiadł i to w bardzo nieciekawej pozycji, nie tylko z racji wyeksponowanych atutów. Zaś pękaty demon śmiał się nadal.

Potężny Bogan nie wydawał się speszony faktem, iż haczył głową o framugę powodując jej wyłamanie. Będąc jednak odrobinę ujmującym zatrzymał się, po czym poprawił wyrządzoną szkodę. Szkoda jednak, że z marnym efektem.

Za nim przyczłapał się Latający Fred. Tak go tu nazywano, choć tego nie lubił. Sam natomiast zwykł o sobie mawiać Heljaggart Ulfo. Kulał, aż nazbyt widocznie. Pomijając to prezentował się nadzwyczaj dobrze. Gdyby nie nietoperze skrzydła mógłby zostać uznany za zwykłego człowieka( krótko ostrzyżony z wyraźnym zarostem). Albo co gorsza, za zwyklego niewolnika, który nieraz ubierał, bądź ubierali się porządniej od niego.

Niespodziewanie do salonu wpadł ten, który został posłany po całą resztę. Nieumyślnie pchnął Latającego Freda, bądź co bądź rozbijając się dopiero o gigantycznego pobratymca. W końcu nie był ani silny, ani żabio zręczny, ani też nie posiadał skrzydeł. Różnił się od ludzi, pomijając rzecz jasna talent do magii, jedynie czarnymi oczyma. Źrenica, tęczówka, twardówka, wszystko czarne.

Wstał, otrzepał się, przeczesał długie czarne włosy, usiadł. O dziwo na podłodze.

- Puszek rzecze - wysapał zziajany - że Hazad z Jairem ruszyli doglądnąć co owy las na północ stąd nawiedziło.

Jair, jak pamiętał bądź domyślił się czarownik, był tym diablęciem, który prócz pleców pokrytych łuskowatą czerwienią nie odznaczał się niczym innym.

- Filasa i Uga na bramie dojrzałem. Lada chwila powinni przybyć.

Z kolei tych dwóch to typowe diablęcia. Wypisz wymaluj dwa diabły z czeluści piekieł. Z rogami, racicami i oczywiście ogonem zakończonym frędzlem. Między sobą szło ich poznać jedynie po kolorze. Pierwszy czarny jak najciemniejszy mrok drugi szkarłatny niczym świeża krew.
.

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

6
Widząc ociąganie się Igora i Pana Żaby powstrzymał się od siadania, jedynie spojrzał na nich szeroko otwartymi oczyma i zaczął masować sobie knykcie prawej dłoni. Ominął fotel, za którym stał i podszedł bliżej nich, idąc krokiem do przesady powolnym, jakby odmierzając każdy krok wyprostowanych nóg.

Zatrzymał się koło dwóch metrów przed nimi i przyglądając się raz jednemu, raz drugiemu, podszedł bliżej i złapał obydwu delikatnie za głowy, przybliżając wszystkie trzy twarze bardzo blisko siebie, niemalże do styku.

- Słuchajcie, chłopaki... - Emperel spuścił wzrok, jakby nieśmiało, tłumacząc szeptem tej dwójce - Zwołałem naradę. Ja jestem panem, Wy mi służycie. Nie chcę Wam robić wstydu, więc rozmawiamy szeptem - czarownik wykonał gwałtowny ruch głową do przodu, chcąc ich przestraszyć i wyszczerzył zęby.

Puścił ich głowy i odsunął się krok do tyłu, by móc spojrzeć na ich dłonie - A teraz. Pokazujcie rączki. Trzeci raz nie powtórzę - i spoważniał momentalnie, ze zmarszczonym czołem spoglądając to na jednego, to na drugiego, zatrzymując swój wzrok na każdej parze oczu na dłuższą chwilę.

Gdy służący przyniósł kielichy, nakazał mu wlać dla każdego i ustawić na jednym ze stołów. Gdy usłyszał huk, spojrzał w tamtym kierunku, wychylając głowę za ramię Igora i zaskoczony stał tak z otwartymi ustami. Słysząc śmiech Baldwina nie wiedział do końca, co ma zrobić. Przed chwilą Latający Fred rozbił się o ścianę, a Bogan zniszczył framugę.

Odsunął się ostrożnie od Igora i Pana Żaby, po czym wybuchł gromkim śmiechem, zginając się w pasie i łapiąc za brzuch. Śmiał się tak mocno, że musiał upomnieć samego siebie. Diabelstwa mogły poczuć się urażone, lub nawet ośmieszone.

Uśmiechnięty zawołał do wchodzących - Bogan, Ulfo! Siadajcie, napijcie się wina! - po czym spojrzeniem równie wesołych oczu powitał swojego posłańca - Dobrze się spisałeś Telano - pokiwał głową z aprobatą, podchodząc niewiarygodnie szybkim krokiem do diabelstwa o czarnych oczach, pomagając mu wstać pewnym, aczkolwiek nie brutalnym pociągnięciem do góry. Wskazał mu jeden z foteli, podszedł do Bogana, oraz Freda i ich też usadził na fotelach, po czym ruszył tanecznym krokiem do swojego fotela na drugim końcu salonu i obrócił się na pięcie, stając w wyprostowanej postawie - Weź sobie dzisiaj niewolnicę, którą chcesz. Tylko proszę, najlepiej nie tą Puszka - zrobił grymas wyrozumiałości i sztucznego uśmieszku.

- Dobrze. Usiądźmy wszyscy. Napijmy się wina, a tymczasem, zanim przejdziemy do rzeczy, oraz zanim przybędą Filas i Ug, panowie - zawahał się przez krótką chwilę, chcąc powiedzieć Pan Igor i Pan Żaba, ale wtedy Pan Żaba mógłby poczuć się urażony nieznajomością ich mienia - ...biały i zielony opowiedzą nam, co robili ze swoimi pięściami, których nie chcieli mi pokazać. Hm? Biliście niewolników? Gwałciliście niewolnice? Słucham? - stanąwszy z założonymi rękoma spojrzał z natarczywością na Igora i Żabę.

Nie czuł jeszcze gniewu, ale był lekko poirytowany. Chciał najpierw załatwić sprawę nieposłuszeństwa, zanim przejdzie do tematu lasu na północy, oraz przygotowań, jakie chciał z diabelstwami poczynić. Gdyby nie zechcieli powiedzieć od razu, będzie zmuszony do użycia siły. A nie chciał od razu ich tak karać.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

7
Baldwin chcąc nie chcąc musiał się uspokoić. Pojąwszy, iż nie zwróci na siebie uwagi urwał śmiech. I już potem się nie odezwał. Nie wydał z siebie choćby najcichszego dźwięku. Siedział sztywno kontemplując ścianę naprzeciw.

Przestrach nie imał się Igora. Wydawał się całkowicie obojętny. Żaba wręcz odwrotnie. Bał się swego pana, oj bał on się.


- Niewolnicy - walcząc z płytkim oddechem zaskrzeczał niemal jak pewien płaz bezogonowy - opory czynili. - Bliski kompan pokiwał skwapliwie głową. - Tośmy ich... im pokazali, że... rządzą nie oni. - Teraz wyciągnął zza pleców ręce. Swoją drogą poranione tak, aż bolało na sam widok. Nie wyciągał ich w stronę przełożonego, lecz trzymał przy sobie. Mimo wszystko był gotów, w razie gdyby zaszła taka potrzeba, zwinąć się w kulkę, a jakby to nie pomogło udawać martwego.

Igor zaprzestał skrywania dłoni i z powrotem usiadł na swym nieco wygrzanym już miejscu. Znowuż zrobił to tak, iż nie jeden poprosiłby go o ponowne powstanie, a najlepiej za fotelem.

Bogan i Ulfo pokraśnieli z radości.
Pierwszy z braku urazu do jego osoby. Przez cały swój pobyt tutaj zniszczył tyle, że gdyby nie remonty wieża już dawno runęłaby. A póki co nikt nie miał mu nic za złe. Podejrzewał rozmaite przyczyny miłego usposobienia jakim darzyli go inni, lecz żadnych nigdy nie potwierdził.
Drugi zaś z powodu miana jakim się do niego zwrócono. W każdym bądź razie niepełnym, lecz i tak lepsze to niż, jak zwykł mawiać w irytacji,
ciągle ten przeklęty Latający Fred.

Obaj usiedli i obaj niespecjalnie byli z tego radzi. Olbrzym przygniótł swój drobny fotel, natomiast Latającemu Fredowi wciąż brakowało miejsca z powodu (choć złożonych, nadal) przeogromnych skrzydeł. Nieustanne oglądanie jego szamotaniny mogło przysparzać o ból głowy.

Telano zasiadł względnie normalnie i tak też się zachowywał. Póki co. Ale i on również pokraśniał z tak hojnej nagrody. Rzecz jasna gdyby chciał i tak wziąłby niewolnice, zresztą jak każdy z tu obecnych, aczkolwiek zezwolenie od samego władcy wieży nadawało dodatkowych przywilejów. "Przypadkowe" zamęczenie niewolnicy mogło mu wtedy ujść płazem. Ponadto nikt nie śmiałby zarzucić mu nadmiernego wywoływania krzyków tejże raz po raz bitej i chędożonej w kółko.


- Dziękuje - powiedział tylko niemalże niezauważalnie unosząc kąciki ust.

Skądinąd nikt do tej pory nie ruszył ni antałka ni kielicha.
.

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

8
Widząc reakcje Pana Żaby i Igora stał przez chwilę, czekając na wytłumaczenia. Chociaż swój wzrok skupiał na tym bardziej zielonym, to jego myśli mknęły ku temu drugiemu. Zaniepokoił go brak dyscypliny u tego diabelstwa - niewątpliwie mogą być z nim niedługo problemy. Trzeba będzie dać mu porządną nauczkę. Spoglądał więc na mówiącego, słuchając jego wyjaśnień z założonymi rękami.

Gdy żabi pół-demon skończył, Emperel westchnął ostentacyjnie i pokręcił głową z dezaprobatą - Oh, moi drodzy - tutaj odsunął się krok do tyłu i zatoczył okrąg dłońmi, robiąc coś na wzór obrotu, wzrokiem przesuwając po każdej z twarzy obecnych w pomieszczeniu - Ile razy mam Wam mówić. Wiadomo, niewolnicy są nawet niżej od zwykłych ludzi, a więc my, diabelstwa, przewyższamy ich wielokrotnie! - zaśmiał się ucieszony czarownik, po czym spoważniał nagle i zaskakująco, znowu spoglądając na Igora i Pana Żabę, przeskakując wzrokiem z jednego na drugiego po każdej znacznej pauzie.

- Powinienem Was ukarać za to, że nie zajmujecie się swoimi obowiązkami. Dawanie nauczki to sprawa Bogana i Puszka. Ale ważniejsze dla mnie jest to, byście w końcu zrozumieli, zamiast dostać kolejną karę - zmarszczył brwi z naganą - Niewolnicy są nam potrzebni. Jeżeli będziemy ich torturować i ich bić za dużo, to będą chcieli uciekać, albo poumierają. Pewnie, fajnie zapolować w lesie na uciekiniera, ale jeżeli zabraknie niewolników, kto będzie zakopywał gnój? Kto będzie zbierał warzywa i rośliny? Kto będzie karmił świnie? Wy? - spytał z niedowierzaniem dwójkę z pozdzieranymi niemiłosiernie dłońmi. Podskoczył do nich szybkim krokiem i zbliżył twarz do twarzy siedzącego Igora, stojąc tak dłuższą chwilę bez słowa.

- Wątpię. Poza tym, wysoko urodzonym nie przystoi - pokiwał głową, po czym obrócił się do Pana Żaby, poklepał go delikatnie po poliku i uśmiechnął się, pchając go nieznacznie ku wolnemu fotelowi. Potem dotknął białą dłonią twarzy Igora, którą też kilkakrotnie lekko poklepał, ostatniemu klepnięciu nadając znacznej siły, lecz nie na tyle, by uznać to za mocne uderzenie. Byle by było słychać.

Odwrócił się na pięcie i ruszył do swojego fotela, w który zagłębił się z kielichem. Rozejrzał się po diabelstwach i uśmiechnął się, widząc, jak Bogan i Fred próbują zasiąść na miejscach. Zachichotał cicho, lecz nic nie powiedział, dotykając kielichem ust, lecz nie upijając ni łyka. Spojrzał wtedy z zaciekawieniem na miny swoich diabelstw, z lekką nutką podejrzliwości.

- Nie ma Filasa, ani Uga - zasępił się - Czy to na ich przyjście czekacie z winem, drodzy przyjaciele? - po czym zastukał niecierpliwie dłonią w kolano, bębniąc palcami po nodze.

- Chciałbym, aby było Was tu jak najwięcej, kiedy zacznę mówić. Będzie to dotyczyło między innymi Was - spojrzał obojętnym spojrzeniem na Pana Żabę i Igora, tego drugiego dłużej obdarzając swoim pańskim wzrokiem. Zaczynał się lekko denerwować, ale próbował się powstrzymać, dopóki nie załatwią formalności - A Ty, Igorze, pójdziesz ze mną na górę. Po wszystkim - dodał po chwili zimnym tonem. Problem polegał na tym, że na górze jest wiele pomieszczeń - przykładowo pokój rytualny, albo sypialnia Emperela. Rzucił przelotnym spojrzeniem na Pana Żabę, ale nic nie powiedział. On się boi. Wystarczająco. Niech na przykładzie Igora dowie się, że tak samo, jak oni są wyżej od niewolników, tak ja jestem wyżej od nich.

- I Twojej nagrody, Telano, to też będzie poniekąd dotyczyło - dodał, ale uśmiechnął się ciepło i życzliwie, mrużąc oczy i gładząc opuszkami jednej dłoni górę kielicha, trzymanego w tej drugiej. Nie upił ani łyka, ale szczerze miał na to wielką ochotę. Podejrzliwości nigdy za wiele.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

9
Żaba o mało nie zemdlał, był w tak wielkim przestrachu. Lękał się nawet usiąść, mimo iż stał teraz jako jedyny. Z kolei Igor miał tak obojętny wyraz twarzy, jakby właśnie umarł siedząc, a nikt nie raczył zamknąć mu choćby powiek. Uderzenie przyjął tak jak dzikie zwierze komendę. Po prostu zbył je lub nie zrozumiał, a kto wie czy nawet poczuł. Co więcej polecenie jego pana nie wywarło na nim wrażenia. Ciężko stwierdzić co tliło się w jego głowie. Był tak głupi czy pewny siebie? Może jednak umarł?

Telano pokornie przyjął uwagę. Skinął głową bardziej z szacunku niźli zrozumienia.

W dalszym ciągu nikt nie zabrał głosu po monologu czarownika, podobnie jak nikt w dalszym ciągu nie tknął kielicha. Jaka była faktyczna tego przyczyna nie łatwo orzec. Prawdopodobnie mogło być ich znacznie więcej niż jedna.

Pan Balwin począł nerwowo przebierać nogami. Akurat wtedy kiedy zielony korzystając z nieuwagi władcy wieży zasiadł wreszcie, a Latający Fred uspokoił się znacznie ze swymi skrzydłami. Napięcie w komnacie wyczuwalnie rosło. Po Filasie i Ugu nadal ani widu ani słychu.
.

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

10
Siedząc tak w fotelu, z kielichem dołożonym do ust rozglądał się po twarzach swoich diabelstw w coraz to większym gniewie. Zaczął oddychać ciężko i złapał się jedną dłonią w okolice klatki piersiowej, czując lekki ból i ciężar - nie powinien się tak przejmować niesubordynacją, ale fakt Filasa, Uga i Igora przyprawiał go o lekkie drgawki. Otworzył lekko usta, pokazując zaciśnięte zęby i napił się delikatnej ilości z kielicha - przynajmniej tak by się mogło wydawać.

Musnął tylko ustami wnętrze drewnianego naczynia, nie upijając ani łyka. Wytarł usta o rękaw i wpatrując się podejrzliwie w swoich poddanych zaczął intensywnie myśleć. Zbyt wiele dni spałem po rzucaniu zaklęć ochronnych na Wieżę. Teraz zapewne nie byłbym w stanie powtórzyć tego rytuału. Czyżby oni... Spiskowali? Hazad tutaj nie ma, chociaż jej nigdy bym nie podejrzewał. Ale co, jeżeli chcą mnie otruć?

Czarownik zaczął bujać lekko głową do przodu i do tyłu, postępując dalej z domniemaniami. W końcu wstał gwałtownie. Odłożył delikatnie kielich na stół i przemówił - Czyżbym oczekiwał od Was zbyt wiele? Jedynie tego, byście służyli mi dobrze. Byście byli zdyscyplinowani, słuchali moich rozkazów oraz nie robili niczego, co zaszkodzi mi, lub samej Wieży. Chciałem z Wami porozmawiać o rozwoju i świetlanej przyszłości, jaka nas czeka. A tutaj proszę - Emperel zmarszczył oczy i przybliżył się krok do Igora, wpatrując się w jego oblicze. Zacisnął mimowolnie pięści i czuł, jak zaczyna się denerwować.

- Brak szacunku - zastanowił się chwilę i zaczął spacerować dookoła salonu za fotelami siedzących. Zatrzymał się przy tym, na którym dopiero co usadowił się Latający Fred. Oparł się rękoma o oparcie i wyszeptał do niego spokojnie - Poproszę Cię, Ulfo, jako skrzydlatego posłańca, abyś odszukał Filasa i Uga. Powiedz im, że jeżeli nie stawią się w przeciągu kilkunastu minut w salonie, to Bogan da im po dziesięć batów - twarz Emperela drgała, gdy powstrzymywał się od wybuchu gniewu.

Wymusił uśmiech i wyszedł ponownie na środek salonu, kiwając głową w zamyśleniu - Rozluźnijmy się, napijmy się wina. Co prawda zaraz przyjdzie czas na sprawy poważne, ale potem być może będę miał dla Was niespodziankę. Zależy, jak się zastosujecie do moich poleceń i jak rzetelnie wypełnicie swoje role - czarownik uśmiechnął się ciepło i wysunął rękę w stronę dzwonka, za pomocą siły woli dzwoniąc nim i wołając sługę.

Usiadł, promienny, na oparciu fotela i czekając, aż przyjdzie człowiek, gwizdał sobie cicho - Przygotujcie coś, co będziemy mogli wszyscy razem zjeść w jadalni. Za jakąś godzinę - rozkazał, po czym nadal uśmiechnięty, aby rozluźnić atmosferę rzucił z zaciekawieniem - Mówiłeś coś, że Hazad i Jair wyruszyli do lasu. Co miałeś na myśli, mówiąc, że coś go nawiedziło, mój drogi Telano? - zapytał z brwiami uniesionymi ku górze, dbając o to, by jego twarz wyrażała obojętność, ale równocześnie niezbyt natarczywe zaciekawienie.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

11
Ulfo wstał posłusznie, zręcznie maskując niechęć ruszył ku wyjściu. Nie powiedział nic, choć zdawać by się mogło, iż mruknął coś pod nosem.

- Niespodzianka! Niespodzianka! - zaskandował demon wchodząc w paradę wypowiedzi czarownika.

- Panie - począł Telano, lecz nie dane mu było dokończyć.

Do komnaty, popychając rzecz jasna Skrzydlatego Freda, wpadł Filas niosąc w ramionach nikogo innego jak właśnie Hazad. Nic nie mówił. Szkarłat lał mu się przez włochate ręce znacząc podłogę. Ułożywszy ją na większym stole, bo gdzieżby indziej mógł, odsunął się jak rażony. Twarz miał ściągniętą przerażeniem. Takim jakie można zostać u dziecka, które spotyka się z czymś co mogło ujrzeć tylko w koszmarach.

Kochanica Emperela, w strzępach sukni nasiąkniętej krwią, leżała nieprzytomna. Odzienie zostało niemalże z niej zerwane, odsłaniając łono tudzież piersi. Niemniej jednak nie tym należało się martwić. Bardziej godnymi uwagi, jednocześnie przerażającym w równej mierze każdego z tego pokoju, były rany jakie odniosła. Rozszarpany brzuch brutalnie odsłaniał narządy weń. Na pierwszy rzut oka nie dało się jasno stwierdzić czy zostały w jakimś stopniu naruszone.

Każdy, choćby Pan Balwin, został sparaliżowany przestrachem. Nawet jeśli ktoś mógł coś zaradzić, w tym momencie nie wiedział o tym. Okrąg tworzony przed diablęcia rozsuwał się w miarę powiększania się czerwonej kałuży pod stołem.

.

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

12
Prychnął cicho z lekkim uśmiechem, nawet rozbawiony reakcją demona, co bardzo rozładowało jego wewnętrzne napięcie. Gdy usłyszał, że Telano ma zacząć to, o co go poproszono, z zaciekawieniem spojrzał na niego, wyczekująco śledząc ruchy jego ust. Wtem też do komnaty wpadł Filas, wraz z Hazad na rękach.

Ja tu ciężko haruję, a oni się razem zabawia... O kurwa zaklął siarczyście w myślach czarownik, widząc krew spływającą po jego kochance oraz jej sukni, rozdartej w wielu miejscach. Siedział tak, gdy Filas niósł Hazad do stołu, by położyć zakrwawione, prawdopodobnie martwe już ciało.

Nie mógł się poruszyć, szeroko otwartymi ustami wymawiając jakieś nie mające ze sobą związku sylaby. Pomarańczowe oczy śledziły każdy ruch, nawet ten najdelikatniejszy i śladowy - machanie bezwładnej, zielonkawej dłoni, falowanie strzępków sukni i fale krwi, lejące się po Filasie, z przerażeniem zwiastującym czarownikowi śmierć najbardziej zaufanej osoby. Jedynej, którą prawdziwie kochał.

- Niewolnicy! Szybko! - ryknął nagle rażony, krzycząc do diabelstw, podskakując z fotela i podbiegając do stołu - Dajcie mi niewolnika! - zdjął z jednego ze swoich palców mniejszy, nie przynależny do nikogo pierścień i nasunął Hazad na dłoń, klęcząc przy stole.

Odwrócił się gwałtownie do okna i za pomocą zaklęcia przyciągnął do siebie zasłonkę, wyrywając ją z mocowania. Mniejszą dawką mocy rzucił sobie kulę pod nogi, chwytając gorączkowo zasłonkę i przykrywając nią większość ciała Hazad - od szyi aż po stopy. Jednakże dłoń z pierścieniem zostawił na widoku.

- Sługa... Dajcie sługę - wymówił z trudem, ale też z natarczywością.

Dotykając jej dłonią swojej twarzy zaczął łkać i mamrotać coś przeraźliwie, w szalonej gorączce przeskakując za jej głowę. Dotykając skroni niemalże od razu ruszył umysłowym pędem w kierunku Potrójnej Bramy. Gdy dotarł do źródła, pchnął jak najwięcej swojej magicznej mocy do Życia, próbując wzmocnić Hazad od środka. W międzyczasie chwytał też ostatnie z obrazów pamięciowych, szukając tego, kto jej to zrobił.

Próbował zregenerować jej swoją energią magiczną obrażenia. Aknologia płynęła po ciele, próbując zrobić cokolwiek, co mogło pomóc, zanim przybędzie niewolnik. Hazad. Proszę, nie umieraj załkał jeszcze w jej głowie.

- Spróbujcie coś zrobić, do cholery! Ratujcie ją wszelkimi środkami! Dalej, chodźcie, spróbujcie! - nawoływał gniewnie Emperel, gestem wołając swoich podwładnych i odsunął dłonie od jej skroni, przyciskając je do miejsca krwawienia - Uciskajcie ranę, cokolwiek. Błagam! - zakrzyknął proszącym głosem, co u niego było niesamowitą rzadkością. Sprawy były poważne, a on był zdolny do wszystkiego, byle tylko uratować Hazad.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

13
Wtargnął przez uchylone drzwi, które jeśli wierzyć śladom, nękane były raz po raz przez topory. Wnętrze zalane mrokiem nie skrywało nic nadzwyczajnego, lecz nie dalej niż na kilka kroków znajdowały się inne drzwi. Przez jedne z nich wychynęła Hazad, śmiertelnie przestraszona. Czarownik nie mógł się zbliżyć, wiedząc iż gdyby to zrobił jego oblubienica skryła by się w tamtym pomieszczeniu już na zawsze.

Pokój zatrząsł się. Kilka przedmiotów pospadało ze stolików czy komód. Czarownik zatoczył się nie mogąc złapać równowagi. Wpadł na coś, czego nie mógł dojrzeć w ciemnościach. Meandry wydarzeń, które spostrzegł kątem oka zniknęły jeszcze szybciej nim się pojawiły. Niepojęty zlepek scen. Ludzie. Ktoś z widłami. Bodajże bardzo owłosiony. Do niskich również nie należący. Krzyki ludzi i diabląt zlewające się w jedno.


- Panie... - urwał wpadając na niego niewolnik, ten sam zawołany jeszcze dzwonkiem. Tym samym wyrzucił go z metaforycznego wnętrza dziewczyny. Za nim przybieli następni i w sumie było ich już trzech. Po chwili czterech. Kolejny przybył od korytarza nieumyślnie wpadając na Latającego Freda.

- Musimy do Salu ją... - jęknął Pan Żaba, blady od przestrachu nie dokończywszy przez Filasa.

- Głupi ty!

- Sam żeś!

- Zamknąć ryje!
- wciął się pomiędzy ich Telano. - Do maga na wysepkę.

- Rozum postradałeś? - Filas skrytykował kolejny pomysł nic sobie nie robiąc z krwi po nim ściekającej. - Wyrżnie nas ku sposobności.

- To wymyśl co lepszego gamoniu!

- Zaraz wymyśle ci kopa w dupsko - rzucił sposobiąc się do wyrażonych zamiarów.

Nim kto się obejrzał obaj szamotali się wymieniając pierwsze, niezdarne ciosy. W międzyczasie Ulfo lał jakiegoś niewolnika. Zaś Pan Baldwin rad z widowiska przyglądał się temu sącząc wino, bodajże z kielicha swego pana. Jedynie Bogan schylił się nieznacznie i odgarniał ranionej włosy z mokrego czoła. Następnie chwycił ją za dłoń i wydawać by się mogło, że się modli.
.

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

14
Tak. Dalej. Emperel próbował lawirować w jej umyśle. Gdy wkroczył do pomieszczenia, rozejrzał się po nim - był pierwszy raz w umyśle Hazad i nie rozpoznawał pokoju, w którym byli. To nie wygląda jak obóz, stwierdził w myślach, idąc przez ciemności niemalże po omacku. Zniecierpliwiony szukał dalszych drzwi, a gdy w końcu je dostrzegł, była tam też ona.

Z wymuszonym na twarzy uśmiechem zaprosił ją gestem ku sobie, mówiąc czule - Hazad. Proszę, chodź ze mną. Razem znajdziemy Trzecią Bramę... Przeżyjesz - jego głos załamał się na ostatnim słowie. Nie wiedział, jak inaczej ją ratować. Jedynym sposobem było już tylko...

Uderzyły w niego wspomnienia - pasmo obrazów uderzających w jego duchową sylwetkę. Nie próbował ich odtrącać, ale jak najwięcej z nich złapać. To, co widział, wprawiło go w dziwne osłupienie i przestrach. Widły. Ludzie. Pogrom? Ale kiedy? Dawno temu, zanim wszyscy tam trafiliśmy, czy niedawno? Czy to pogrom ją zabił?

Gdy wpadł na niego niewolnik, czarownik niemalże pobladł z gniewu, lecz nie krzycząc uśmiechnął się słodko do mężczyzny, chwytając go delikatnie za głowę i przyciskając do klatki piersiowej Hazad. Spojrzał na szklany pierścień na jej palcu, po czym wcisnął w tą samą dłoń swój zakrzywiony sztylet tak, by był za głową niewolnika i poza zasięgiem jego wzroku.

- Nie bój się. Przysłuchuj się akcji serca, obserwuj zmiany... - uspokajał go, po czym trzymając obiema dłońmi palce kochanki, zaciśnięte jego siłą na rękojeści. Przygotowany tak spuścił ostrze na szyję niewolnika tak, by nie dźgnąć dodatkowo Hazad. Kiedy pierwszy cios został zadany, sam chwycił ostrze i atakując mężczyznę w żebra chciał dokończyć dzieła.

O ile wszystko to się udało, odłożył sztylet na podłogę i zaczął obserwować zmiany w biżuterii.

Słysząc kłótnie zawył krótko, rzucając im wściekłe spojrzenie - Ragh! Cisza! W Salu zabiją nas wszystkich. A maga mamy szansę pokonać.. Jeżeli nic nie pomoże, trzeba będzie zaryzykować - zaczął przemawiać, nadal trzymając dłoń Hazad.

- Jesteście dla mnie jak rodzina. Nie pozwolę, by ktokolwiek ginął tak łatwo. Jesteśmy synami Zapomnienia! Jesteśmy Rodem z Wieży Crucios Turinn. Nikt nie będzie nam groził, ani zabijał nas z łatwością - czarownik zaczął bujać się do przodu i do tyłu, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w twarz Hazad, po czym spojrzał na Bogana i uśmiechnął się.

Kocham Cię, synu. Emperel wpatrywał się w niego z uwagą i wyczekiwaniem. Nie sądził, że coś to da, ale cieszyło go to, że chociaż próbował. Boganowi zawsze będzie mógł zaufać.

- Filasie, co się stało? - zapytał spokojnym tonem, maskując wszystkie uczucia obojętną troską i zaciekawieniem.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: [Stalowy Klif] Wieża Crucios Turinn

15
Niewolnik niewolnikowi nierówny. Sztych w szyję co prawda przebiegł tak jak w oczekiwaniach, lecz za sprawą użyczonej siły Igora. Niewolnik wcale nie był taki spokojny, jak i również słaby. Miotał się szaleńczo. Zdołał nawet wbić łokieć w brzuch czarownika, co miało przynieść przyszłe powikłania. Tak oczy owak ofiara dokonała swego żywota. Rzecz jasna po wielu staraniach, przy których zmaganie się gołymi rękoma z lwem północy to dziecinna igraszka.

Reszta niewolnych widząc to zniknęła jak za sprawą magii.

Nic się nie stało. Pierścień zajarzył się ledwie, po czym najzwyczajniej zgasł. W powietrzu również nie dało się poczuć efektu. Jakiegokolwiek. Zamiast tego władca wieży osłab widocznie. Z jego ust wyrwała się struga ślino-krwi. Zmuszony był nawet podeprzeć się Boganem.

I rzeczywiście, zawył, aczkolwiek bardzo żałośnie. Naturalnie nie poskutkowało to tak jakby tego oczekiwał. Bitka trwała nadal. Nikt nie zamierzał się wtrącać, aby nie oberwać od walczących czy przypadkowego czaru kogoś, kto zamiarował interweniować nieinwazyjnie.

Emperel choć powiedział co miał do powiedzenia wysilił się na marne. Cała wypowiedź utonęła w obopólnej wrzawie. Potem zaś omal się nie wywrócił. Bogan powstał, przestając być oparciem, po czym zareagował tak jak przystało na najsilniejszego. Łupnął ręką na odlew. Filas i Telano rozdzielili się, jednakże ich świadomość powędrowała do innej krainy. Ma się rozumieć jedynie na jakiś czas.

Zapanował względny spokój. Wszystkie oczy zwrócone były ku temu, który mógł zdecydować o dalszym losie konającego diablęcia (względnie o losie pozostałych niewolników). Czas uciekał. Gnał wręcz jak nie przymierzając chłop przydybany przez swoją żonę na niewierności.
.

Wróć do „Wolne Księstwo Petram”